• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14 Dalej »
[wiosna 1971, Dolina Godryka] Chrzest ognia

[wiosna 1971, Dolina Godryka] Chrzest ognia
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
09.01.2023, 11:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2023, 21:20 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Wiosna tego roku zakradała się do Doliny Godryka powoli, niemal niezauważalnie, ale mieszkańcy i przyjezdni mogli już dostrzec pierwsze jej oznaki. Błoto, do niedawne zalegające po okolicy, przykra pamiątka po niedawnym śniegu, powoli przestawało dawać się we znaki i znikało z każdym kolejnym dniem. Temperatura wzrastała, i płaszcze można było zastąpić lżejszymi kurtkami, w niektórych ogródkach przez ziemię nieśmiało przebijały się krokusy, na drzewach pojawiały się pierwsze, zielone pąki. Czasem wciąż padał deszcz ze śniegiem, w ostatnim tygodniu jednak zdarzyło się to już tylko jeden raz. Dni powoli stawały się dłuższe, choć zmrok wciąż zapadał dość wcześnie, niosąc ze sobą ziąb, przenikający niemal do kości.
Minęła już dziewiętnasta, przynosząc ze sobą chłodną, gwieździstą noc. Niebo ściemniało, a choć w większości domów wciąż płonęły światła i w centrum Doliny, tam, gdzie dało się spotkać często i czarodziei, i mugoli, kręciło się wciąż sporo osób, to na obrzeżach wioski zrobiło się pusto i cicho.

Brenna Longbottom wypadła z lasu, trochę zziajana. Jak niemal zawsze, kiedy krążyła po Dolinie, odziana po mugolsku. Nie zabrała okrycia, bo wyszła z domu wcześnie, więc teraz, kiedy zaprzestała biegu, chłód zaczął powoli dawać się jej we znaki. Chodziła biegać po okolicy regularnie, w zależności od zmiany albo rano, albo wieczorem i tego dnia źle obliczyła czas – w efekcie na granicy drzew znalazła się już o tej zdradliwej porze zmierzchu, gdy wszystko wypełnia się cieniami. Nie napawało ją niepokojem, że do domu przyjdzie jej iść przez wioskę w ciemnościach: wiosną 1971 nie nauczyła się jeszcze naprawdę bać ciemności.
Gdzieś w oddali jednak, na tle ciemniejącego nieba, dostrzegła dym. Nic nadzwyczajnego w Dolinie Godryka, ten ulatniał się przecież z wielu kominów, miejscowi nieraz organizowali też grilla i ogniska. Ale kłębów było wiele, malowały się szarością i Brenna spojrzała w tamtym kierunku, i zdało się jej, że pomiędzy drzewami, wciąż kryjącymi widok, dostrzega jeszcze coś jeszcze. Jakieś błyski, które sprawiły, że wyprostowała się nagle, jej dłoń zanurkowała w kieszeni, w poszukiwaniu różdżki. I zamiast skierować się ku sadowi i domowi Longbottomów, skręciła, podejmując wędrówkę w zupełnie inną stronę.
Była jeszcze zbyt daleko, aby móc dokładnie powiedzieć, co się dzieje.
Jeżeli jednak ktoś wyjrzałby tego wieczorem z domu, w którym mieszkała pani Abbott, babka Figgów, mógłby zobaczyć więcej. W jednym z domów, leżących w oddaleniu od centrum wioski, gdy zapadły ciemności wybuchł pożar. Choć jeszcze moment temu na pewno nic tam nie płonęło, tak teraz, w magicznym wręcz tempie – jakby faktycznie użyto magii albo podpalenia dokonano z dwóch stron – płonął zarówno dach, jak i przybudówka budynku, do którego niedawno wprowadził się czarodziej mugolskiego pochodzenia oraz jego dwóch synów. Jeden z nich przebywał obecnie w Hogwarcie, drugi jednak jeszcze do września miał zostać z ojcem…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo

Nicholas Figg
#2
14.01.2023, 18:30  ✶  
Od jakiegoś czasu nie bywał często w odwiedzinach u babki, głównie za sprawą zbyt wielu zleceń zawodowych i wyjeżdżania w dalekie rejony Wysp Brytyjskich. Początek kariery nie należał do najłatwiejszych, a Nicholas ambitnie przyjmował wszelkie możliwe oferty, jakie tylko mógł uzyskać z polecenia swojego mentora, aby wypracować sobie odpowiednią renomę i nabrać cennego doświadczenia. Dzisiaj jednak był jeden z tych luźniejszych dni, podczas których mógł nadrobić rodzinne kontakty i sprawdzić jak się babce wiedzie w biznesach oraz w życiu, a przy okazji - całkowicie za darmo! - zjeść najlepsze jedzenie jakie widział świat. Było to popołudnie kiedy dosłownie pojawił się u jej progu, a tuż po pełnym czułości przywitaniu najprzystojniejszego, młodego kawalera w okolicy, został zaproszony do środka gdzie zapach świeżego pieczywa, ciasteczek i pieczeni rozbudził wszystkie zmysły. Głód przybrał mu na sile, obwieszczając to jednym, potężnym burknięciem wstydu, domagając się swoich swoich praw. Figg nie jadł tego dnia nic poza śniadaniem toteż nic dziwnego, że jego organizm tak zareagował. Zdarzało mu się zapominać o jedzeniu kiedy był za bardzo wciągnięty w jakąś aktywność, a tak się składało że tego dnia lektura o klątwach była wyjątkowo ciekawsza niż zwykle. Usiadł zatem do stołu, delektując się przepysznym posiłkiem i wysłuchując plotek o sąsiadach, jak i wszelkich opowieści wszelkich głupich sytuacjach z dzieciństwa Nicholasa i Nory.
Mijała już druga godzina wysłuchiwania opowiadań babki o tym jaka to młodzież była dojrzalsza trzydzieści lat temu niż jest teraz, aż zaczęło mu się powoli z tego wszystkiego przysypiać - choć równie dobrze mogła to być wina przejedzenia. Głowa opadała mu już powoli na dół, a od ziewania powstrzymywała go jedynie silna wola i etykieta. Nagle uwaga uciekła mu z dala od korzennych ciasteczek i sekretnego przepisu na jabłkową whisky praprababki Abbot, która rzekomo nie pozostawia skutków ubocznych dnia nastepnego, w kierunku nagłego mignięcia światła przy jednym z pobliskich domów. To nie ci nowi od mugolaków, o których mówiła babka? - zastanowił się przez chwilę wpatrując intensywnie w okno na drugim końcu kuchni, w której się znajdowali. Zaraz jednak został zdzielony po głowie chustą przez babkę Abbot, na co odpowiedział jęknięciem bólu i zapytaniem 'Za co?!'.
- W ogóle mnie nie słuchasz, taka to właśnie jest ta dzisiejsza młodzież! - rzuciła w jego kierunku i obrażona wstała od stołu, zabierając talerze do umycia i narzekając na to jak to kiedyś było, a teraz to nie ma tak. Nicholas nic sobie z tego nie zrobił i postanowił wpaść babci w trans marudzenia, bo był bardziej zafascynowany tajemniczym światłem. Podszedł do okna szybko i dopiero teraz zauważył, że światło było w istocie niebezpiecznie szybko rozprzestrzeniającym się pożarem, a ten prawdopodobnie został zapoczątkowany przez tajemnicze, zakapturzone postaci deportujące się właśnie z miejsca zdarzenia.
- Babciu, zaraz przyjdę, nie wychodź z domu. - rzucił do niej i natychmiast się przeteleportował na zewnątrz kilkanaście metrów od płonącego budynku, pozostawiając babkę samą ze swoimi opiniami.
Wyciągnął z kieszeni spodni różdżkę nie zdając sobie zupełnie sprawy, że z tego pośpiechu nawet nie ubrał na siebie płaszcza. Nie odczuwał jednak zimna, adrenalina skutecznie odciągała jego zmysły od temperatury, a ta i tak miała niebawem jeszcze bardziej wzrosnąć. Nicholas podbiegł szybko do budynku, nerwowo zaglądając w każde możliwe okno i próbująć doszukać się we wnętrzu jakiejkolwiek postaci, bądź wysłyszeć jakikolwiek dźwięk świadczący, że ktoś mógłby się w środku znajdować.
- Halo, czy ktoś mnie słyszy?! Jesteście tam?! - krzyknął znajdując się najbliższej wejścia, jak tylko pozwalał mu wznoszący się dym i zaczynająca piec po policzkach temperatura. Był gotowy wbiec do środka nawet, gdyby nie usłyszał niczyjego wołania - zdawał sobie sprawę, że cisza nie była w tym przypadku odpowiedzią na jego pytanie, a na pewno nie przeczącą.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
14.01.2023, 18:50  ✶  
Gdy Nicholas podbiegł na tyle blisko, by zajrzeć w jedno z okien, czuł już bliskość żaru, a dym przysłaniał widok. Wgryzał się w gardło, drapał w oczy, sprawiając, że miał problem ze sprawdzeniem, kto jest w środku. W czasie, gdy obiegał dom, ogień rozprzestrzeniał się coraz bardziej. Pochłaniał część dachu i istniało realne zagrożenie, że ten zacznie się wkrótce walić, sprawiał, że przez frontowe drzwi nie dałoby się już dostać do środka - choć Figg dostrzegł, że było jeszcze jedno wejście, na tyłach, nie ogarnięte pożogą, za to... tak. Ktoś je zaryglował od zewnątrz.
Nikt nie odpowiedział na jego wołania. Zdawało mu się, że słyszy ze środka jakieś dźwięki, może huk - ale czy ktoś się przewrócił, czy walczył z drzwiami, czy po prostu coś spadło pod wpływem płomieni - na to już ciężko było odpowiedzieć.
Tymczasem Brenna zdążyła zbliżyć się do drzew, do tej pory przysłaniających jej widok. Kiedy zrozumiała, że to nie żadne światło, dym z komina albo ognisko, z ust kobiety padło siarczyste przekleństwo. Niewiele myśląc postąpiła dokładnie tak, jak niedawno Figg, deportowała się i aportowała na frontach domu. Nie dostrzegła na razie samego Nicholasa. Różdżkę wycelowała prosto we frontowe drzwi, już płonące, sprawiając, że te się rozleciały.
- Michael! Tommy!!! - zawołała, nie wbiegła jednak do środka, choć miała wielką ochotę. Niestety, ledwo spróbowała zbliżyć się do drzwi, prosto w twarz buchnął jej żar i dostrzegła ogień, który bronił przejścia. W duchu modląc się, aby sąsiad i jego syn nie byli w środku, ponownie wyciągnęła przed siebie różdżkę. Aquamenti sprawiło, że strumień wody wytrysnął z kawałka drewna. Gdy trafił w płomienie, te zasyczały, część z nich wygasła, wokół uniosło się jeszcze więcej dymu. Jeden czarodziej to było jednak o wiele za mało, aby dało się uporać z takim pożarem.
Nie myślała o ataku śmierciożerców. Wszystko trwało jeszcze zbyt krótko, aby to było czymś, co przyszło jej do głowy natychmiast. Na razie brała pod uwagę, że po prostu wybuchł pożar - i miała wielką nadzieję, że Michael albo teleportował się ze środka z synem, albo w ogóle nie było ich w domu. Nie wiedziała też tego, co zdążył z tyłu dostrzec Figg - pewnie mogący usłyszeć jej nawoływania - że ktoś zabarykadował wyjścia od zewnątrz...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo

Nicholas Figg
#4
14.01.2023, 21:47  ✶  
Nikogo nie widział, albo raczej nie mógł nikogo dostrzec przed gryzący, wywołujący łzawienie i dławiący przy tym dym. Poza dźwiękiem pękającego od ognia drewna i podejrzanym hukaniem żaden inny nie wydobył się przez szaro-czerwoną ścianę. Dało to Nicholasowi jasno do zrozumienia, że nie będzie miał innego wyboru, jak tylko wskoczyć do tak zwanego przez mugoli piekła. Pot zbierał się już stopniowo na jego zdeterminowanej chęcią niesienia pomocy twarzy, a przyspieszone tętno jeszcze bardziej wzmacniało już i tak podwyższoną temperaturę jego ciała. Nie czuł jednak strachu, a przynajmniej nie dotarł on do jego świadomej części umysłu, bo gdzieś w duchu na pewno martwił się o swoje życie wiedząc, co zaraz zamierza zrobić.
Obiegł budynek kierując się do tylnego wejścia gdzie z trwogą zauważył, że drzwi były zablokowane z zewnątrz, skutecznie uniemożliwiając czyjąkolwiek ucieczkę z pułapki.
- Co za skur... - zaklął do siebie nie dowierzając, że ktoś byłby skłonny zachować się w tak bestialski sposób. Zdziwienie uległo wściekłości, a wymierzona w kierunku barykady różdżka zaświeciła na czerwono niczym cała sceneria, sugerując inkantowanie jakiejś formy destrukcyjnego zaklęcia. Gdyby ktoś zobaczył to z zewnątrz, zapewne móglby dojść do pochopnych wniosków, jakoby młody Figg był tutaj oprawcą. Światło z czubka różdżki szybko jednak zgasło, kiedy tylko do uszu bruneta dotarły nawoływania jakichś imion, całkowicie odciągając jego uwagę od zaklęcia. Nie był pewny do kogo należały owe imiona, zapewne gdyby nie odcięło go na chwilę podczas opowiadań babki zdołały skojarzyć fakty, ale mógł się domyślić że chodziło o mieszkańców płonącego budynku. Bardziej jednak jego uwaga skupiła się na osobie, do której ten głos należał, bo wydawał mu się podejrzanie dobrze znany. Nie tracąc czasu na ponowne obieganie budynku, przeteleportował się z powrotem naprzeciw frontowego wejścia, gdzie ku jego zdziwieniu rozpoznał walczącą z płonącymi drzwiami Brennę.
- Brenna? Co ty tu... zresztą, nieważne. Tył jest zabarykadowany od zewnątrz, mniej ognia, ale razem powinniśmy sobie poradzić tutaj. Co myślisz? - zaproponował, ale nie upierał się przy żadnym z tych dwóch rozwiązań. Najważniejszym było dostać się do środka, zabrać każdego, ktokolwiek tam się znajdował, a potem mógł bez problemu deportować wszystkich w bezpieczne miejsce. Plan ewakuacji miał już przygotowany i zamierzał się go trzymać, po drodze jedynie improwizować przy innych przeciwnościach. Wymierzył w drzwi i wystrzelił w ich kierunku strumień wody przy pomocy zaklęcia Aquamenti, licząc że to da im furtkę na dostanie się do środka.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
15.01.2023, 00:22  ✶  
Brenna była zaskoczona widokiem Nicholasa niemal równie mocno, jak on jej. Może nawet mocniej, bo kiedy chłopak nieoczekiwanie wybiegł zza domu, zwróciła ku niemu gwałtownie różdżkę, strumień wody nim znikł zmoczył mu koszulę na klatce piersiowej, a zaklęcie oszałamiające w ostatniej chwili zamarło kobiecie na ustach wraz z nadejściem rozpoznania. Głównie dlatego, że kiedy zaczęła walczyć z żywiołem, dostrzegła wreszcie, że nie wygląda to na przypadkowe zaprószenie ognia: że nie powinno być tak, że najwięcej płomieni jest na froncie oraz dachu, a pomiędzy nimi dom jeszcze nie płonie. W pierwszej sekundzie obawiała się, że oto ktoś, kto dokonał dzieła zniszczenia, ku niej biegnie.
- Nie wiem! Pełno tu dymu - jęknęła, ale niemal natychmiast znów skierowała różdżkę ku domowi, zbliżając się do niego pomimo żaru i szarych oparów, dostających się do oczu i gardła. Bo słowa Nicholasa, choć tak blisko był ogień, sprawiły, ze we wnętrzu Brenny rozlało się zimno.
Jeżeli ktoś zabarykadował drzwi, w środku musieli być ludzie. I byli albo już martwi, albo nie mogli się wydostać - może zatruci dymem, może sparaliżowani zaklęciami, oczekując powoli na śmierć w płomieniach?
W normalnych okolicznościach pewnie próbowałaby powstrzymać brata Nory przed wbiegnięciem do środka, bo znając go od małego nie umiała jeszcze patrzeć na niego jak na dorosłego. Ale teraz nie miała po prostu czasu na przekonywanie go. Myślała w tej chwili głównie o tym, że gdzieś w tej pożodze były ciała jej sąsiadów albo żywy, mały chłopiec, duszony powoli przez dym...
To było głupie, ale nie umiałaby tego tak zostawić.
- Oblej się wodą! TOMMY! - krzyknęła znowu, tym razem różdżkę zwracając nie na płomienie, a na siebie, oblewając strumieniem wody twarz, włosy i koszulę. Wydobyła wolną ręką z kieszeni chusteczkę, chcąc choć trochę osłonić nos i usta przed dymem. Miała zamiar właśnie rzucić się do środka, przez nieco mniejsze płomienie, gdy jej uszu dobiegł czyjś okrzyk. Wcale nie dobiegający z domu.
Obróciła się gwałtownie, ale ktokolwiek rzucił czar, nie był w zasięgu wzroku. Może nawet sam nie wiedział, że ktoś pojawił się w pobliżu, i próbował pokrzyżować jego zamiary. Nad domem Michaela rozkwitł mroczny znak. A Brenna, nietypowo dla siebie, na ułamek sekundy się zawahała, czy rzucać się do środka, czy raczej tam, gdzie prawdopodobnie znajdował się śmierciożerca, mogący przecież zaatakować ich od tyłu, jeżeli zorientowałby się w sytuacji. W konsekwencji Figg, jeżeli był zdecydowany, mógł wbiec do wnętrza płonącego domu jako pierwszy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo

Nicholas Figg
#6
29.01.2023, 16:47  ✶  
Powitanie strumieniem chłodnej wody przyjął z jęknięciem opisującym jak bardzo się zdziwił, i jak w krótkiej chwili zrobiło się nieprzyjemnie zimno. Rozwarł na chwilę usta w krótkim szoku, zaraz się jednak z niego otrząsając i powracając uwagą do kobiety. Ogień przygasał jedynie na krótką chwilę i to tylko w miejscu, w którym dwójka czarodziejów wykorzystywała magicznie stworzone strumienie wody. Było to jednak zdecydowanie za mało, przy tak chaotycznym pożarze potrzeba było prawdopodobnie z tuzin przeciętnych czarodziejów i czarownic, żeby tylko zatrzymać niebezpiecznie rozszalały żywioł. Ciepła para wodna pomieszana z dymem buchała im w twarze z wnętrzna domostwa z każdym krokiem, z jakim byli w stanie zbliżyć się do wejścia.
Wreszcie udało im się znacznie skrócić dystans do zdemolowanych drzwi, przez które dało się teraz przejść do środka domu. Jego wnętrzne z ich perspektywy było jednak ciągle skryte pod chmurą dymu i pary, gdzieniegdzie jedynie prześwitywał pomarańczowy i czerwony poblask płomieni. Spojrzał na Brennę w gotowości i sam zamierzał wskoczyć do środka, ale z instynktownego impulsu powstrzymało go jej polecenie o zmoczeniu się wodą. Skrzywił się na taką myśl, ale nie zamierzał protestować, czując że jest to konieczne aby zapewnić sobie jakiekolwiek chwilowe bezpieczeństwo od poważnych oparzeń, z jakimi niewątpliwie mógłby tego dnia skończyć.
Uniósł dłoń nad swoją głowę celując różdżką w dół, po czym przy użyciu zaklęcia Aquamenti wypuścił strumień zimnej wody na całe swoje ciało. Poczuł jak ponownie chwyta go uścisk chłodu i aż wzdrygnął się na to odczucie, które mimo wszystko jeszcze bardziej pobudziło jego organizm do działania. Zaklął cicho pod nosem mimowolnie, mamrotając przy tym jakieś niewyraźne słowa, które prawdopodobnie były wielokrotnie wypowiedzianym słowem "zimno". Odetchnął intensywnie, po czym mierząc różdżką w swoją mokrą i ciężką od wody koszulę użył zaklęcia powielającego. Kopia mokrego ubrania wystrzeliła z krawędzi materiału i zapewne poleciałaby niechybnie w płomienie, gdyby Nicholas nie złapał jej w locie. Obwiązał szczelnie kopię mokrej koszuli wokół twarzy niczym bandanę lub szal gotów do wskoczenia w sam środek piekła.
- Nie martw się o mnie, rób co trzeba. Dam sobie radę. - zapewnił kobietę, spoglądając na nią z wyraźną determinacją w oczach. Wierzył że Brenna podejmie najrozsądniejszą decyzję i potraktuje go w tej kwestii nie jak nieopierzonego pierwszaka z Hogwartu, a jak dorosłego czarodzieja, któremu można powierzyć trudne zadanie i zaufać, że doprowadzi je do końca. Nie czekając jednak na jej ostateczną decyzję, Nicholas po kilku sekundach psychicznego przygotowania się do skoku życia i śmierci ruszył w kierunku wejścia i przebił się przez lukę w płomieniach do wnętrza budynku, gdzie zastał centrum chaosu w pełnej okazałości.
Drewno trzaskało i pękało od temperatury, a ogień paliłby niemiłosiernie w twarz, gdyby nie uprzednie zmoczenie całego ciała w wodzie. Wiedział że nie miał dużo czasu nim wilgoć przestanie być ochronną barierą, a dym zacznie wdzierać się w płuca i stopniowo go dusić.
- TOMMY?! MICHAEL?! SŁYSZYCIE MNIE?! - krzyczał najgłośniej jak tylko potrafił, ale nie słyszał żadnej odpowiedzi. Nie wiedział czy jego słowa przedzierają się przez wilgotną koszulę, szum pożaru i huk pękających desek, czy nikt nie był w stanie usłyszeć jego wołania. Przemieszczał się pospiesznie, nawet dość nieostrożnie przez korytarz w kierunku salonu i kuchni, tam jednak nikogo nie znalazł. Ktokolwiek był we wnętrzu budynku, musiał znajdować się w górnej jego części - w tej, do której prowadziły zajęte ogniem schody...
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
31.01.2023, 22:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.04.2023, 21:15 przez Brenna Longbottom.)  
W Brennie walczyły w tej chwili trzy wilki, z których jeden chciał rzucić się szukać ludzi w domu, drugiemu nie podobało się spuszczanie z oka Nicholasa i w ogóle wpuszczanie go do płonącego domu, a trzeci wyrywał się w pogoń za kimś, kto rzucił mroczny znak. Ostatecznie prawdopodobnie zwyciężyłby pierwszy, bo uratowanie potencjalnych ofiar miałoby z pewnością w głowie Brenny pierwszeństwo przed łapaniem kogokolwiek, gdyby nie fakt, że coś w mroku znowu błysnęło.
Jeżeli i ona, i Figg wpadną do środka, a podpalacz – naśladowca, skoro wyczarował znak… - tu wróci, uwięzi ich wszystkich w chacie.
Brenna obróciła się więc, w skoku zamieniając w wilka. Na czterech łapach pędem pognała ku drzewom, szybciej niż mogłaby to zrobić jako człowiek, a przy okazji utrudniając trafienie w siebie zaklęciem. Jakiś czar przemknął tuż obok niej i już, już miała rzucić się między drzewa…
…kiedy rozległ się trzask.
Czarodziej się deportował.
Wilczyca zawyła w bezsilniej wściekłości, tracąc na to cenną sekundę nim zawróciła, ponownie biegiem gnając ku płonącemu domowi. Gdzieś z oddali dochodziły krzyki, powtarzane słowo: pali się. Najwyraźniej sąsiedzi w okolicy już zdali sobie sprawę z tego, że w Dolinie Godryka doszło do pożaru. Ewentualnie tego i owego zaalarmował mroczny znak na niebie… Brenna w pobliżu domu znów przemieniła się w człowieka.
Nie miała już szans wejść przednim wejściem, pochłoniętym przez płomienie. Błyskawicznie obiegła dom, docierając do tyłu, by zasypać tylne wejście kilkoma czarami, póki drzwi nie rozsypały się w pył. Z różdżki znowu poleciała woda, gdy Brenna usiłowała dostać się do środka, ale było za wiele ognia, za wiele dymu, za wiele wszystkiego…
- NICHOLAS! – krzyknęła, bo owszem, martwiła się o sąsiadów, zwłaszcza chłopca, ale Nik był trochę jak młodszy brat. Gdyby pozwoliła mu zginąć w płomieniach…
Dach zatrzeszczał złowieszczo, gdzieś w środku zleciała jakaś belka, kiedy Brenna podjęła kolejną próbę dostania się do wnętrza domu.

EDIT. 02.04
Wtem...
Gdzieś z drugiej strony domu usłyszała płacz. Cofnęła się, wiedziona zarówno tym dźwiękiem, jak i faktem, że gorące iskry i dym buchnęły jej prosto w twarz, po czym pobiegła kawałek i omal nie osłabła z ulgi. Nicholas teleportował się właśnie z wnętrza domu, jedną ręką obejmując chłopca, a drugą trzymając za ramię Michaela.
Żyli. Wszyscy przetrwali, z tego, co Brenna wiedziała, w domku nie mieszkał nikt więcej. Dwóch małych chłopców i ich ojciec stracili dom oraz spokój... ale przynajmniej byli bezpieczni.
Zamieszanie sprowadziło też wreszcie kolejne osoby. Nadbiegali zarówno czarodzieje, jak i - prawdopodobnie - mugole. Nicholas był pokryty sadzą, ale nie wyglądał na rannego. I chłopiec, i Michael, poruszali się. Brenna cofnęła się więc znowu, pozwalając, by bohaterem był tutaj, zasłużenie, Nicholas. W miejscu, z którego nie powinien zobaczyć jej żaden mugol, Longbottom teleportowała się. Prosto do punktu aportacyjnego w pobliżu Ministerstwa Magii, z którego czym prędzej skierowała się do siedziby Ministerstwa. Miała zamiar poinformować tam BUM o ataku - oraz Biuro Aurorów, skoro pojawił się Mroczny Znak. Potrzebowali w końcu na miejscu osób, które przeprowadzą śledztwo i upewnią się też, że żaden mugol nie zobaczył za wiele (czy też raczej zmodyfikują pamięć tym, którzy zobaczyli zbyt wiele, bo nie było szans, by Mroczny znak umknął uwadze wszystkich...). Ktoś musiał też ściągnąć na miejsce uzdrowicieli. Brenna postanowiła więc wziąć na siebie rolę osoby, która zobaczyła po prostu pożar oraz kogoś, kto wyciągnął z płonącego domu ofiary i pognała poinformować o nim odpowiednie służby. Zwłaszcza, że wolała w pewnych sprawach nie ściągać zbędnej uwagi, zwłaszcza, że zrobiła to już po ataku na Thomasa.
A w następnych dniach? Brenna zamierzała posłać Michaelowi w tajemnicy nieco galeonów. Nie jakiś majątek, ale dość, aby pomogło mu w nowym starcie. I chociaż nienawidziła za to samej siebie, w liściku znalazła się sugestia, że być może poza Anglią będą bezpieczniejsi. Martwiła się, że niestety, skoro wzięto ich na cel raz, śmierciożercy na tym nie poprzestaną. Skoro nawet Dolina Godryka, miejsce, gdzie od wielu lat czarodzieje żyli obok mugoli, a rodziny tu mieszkające nigdy dotąd nie przejawiały jakiejś nietolerancji, nie zapewniła tej rodzinie bezpieczeństwa... Brenna miała przykre wrażenie, że w Wielkiej Brytanii prędzej czy później znów spotka ich coś złego. I choćby Longbottom wyszła z siebie, następnym razem mogła znaleźć się tutaj zbyt późno. USA albo Francja były obecnie zapewne nieco przyjaźniejsze czarodziejom, których krew nie była "dostatecznie czysta".

Postać opuszcza sesję


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1923), Nicholas Figg (1533)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa