16.01.2023, 18:19 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.01.2023, 21:32 przez Thomas Hardwick.)
Zmiętolony kawałek papieru zwisał bezwładnie między palcami. Thomas w ciągu tego dnia czytał go już wielokrotnie, nieświadomi zwijał, składał i dotykał, sięgając do kieszeni swoich spodni, sprawiając, że w paru miejscach zaczął się przedzierać, tusz zaś zaczął blaknąć.
Świat stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Przynajmniej jego świat, w którym przyszło mu żyć, nie do końca z własnej woli. Szczególnie dla niego.
Wiedział, że niektórzy gardzili czarodziejami mugolskiego pochodzenia. Spotkał się z dyskryminacją już w szkole, gdy niektóre dzieciaki otwarcie szydziły z niego, a nawet atakowały go, tylko ze względu na to, że jego rodzice nie należeli do magicznej społeczności. Spodziewał się, że takie zachowanie brało się od ich rodziców i jest przekazywane z pokolenia na pokolenie, zagnieżdżają coraz większą nienawiść. Czuł się czasem wykluczony. Nie rozumiał wielu rzeczy, czasem zastanawiał się, czy naprawdę pasuje do reszty czarodziejów, czy da radę kiedyś ich do końca pojąć? Czy zdoła przełknąć niesprawiedliwie rzucane spojrzenia pełne pogardy, czy wręcz otwartą niechęć? Czy uda mu się ułożyć życie, nie poświęcając przy tym żadnej z części swojej duszy?
Plątał się w sieci swojego życia, próbując nie dać się pociągnąć na dno, jakoś dryfując na niepewnej granicy między światem czarodziei i mugoli.
Nawet mu się to udawało. Był całkiem zadowolony z tego, co udawało mu się osiągnąć, otoczył się ludźmi, którzy zawsze mogli go wesprzeć, zaczął iścić sobie miejsce w tym całym chaosie wynikającym z jego wtargnięcia w świat magii.
Przynajmniej dotąd tak było.
Czarny Pan. Niezwykle mroczna nazwa, musiał przyznać. Zdradzała pewien przerost formy nad treścią, tak przynajmniej sobie wmawiał, próbując umniejszyć popularność tego człowieka o niezwykle radykalnych poglądach. I o tyle ile próbował sobie z tego wszystkiego żartować, tak w głębi duszy się bał.
Wiedział o nienawiści, jaka panowała w niektórych kręgach w stosunku do jemu podobnych, zdawał więc sobie sprawę, że ten cholerny Mroczny Dziad znajdzie ludzi, któzy pójdą za nim jak w ogień. Ilu zaś im się sprzeciwi? Wiedział, że trochę ich będzie. Erik, Brenna, Mavelle - tych był pewien. Czy będzie to jednak większość? Czy jednak zostaną zagłuszeni przez społeczeństwo, które miało dość ukrywania się przed mugolami, którzy według nich niesłusznie zagarnęli sobie świat?
Nie wiedział. To było najgorsze, nie miał pojęcia, co się teraz stanie, z nim, z tymi, na których mu zależało, z cholernym światem, do którego ledwo wlazł tymi swoimi buciorami, i w którym nawet porządnie się nie rozgościł, a już znalazł się w nim na celowniku niezwykle niebezpiecznych ludzi. Żył z ostrzem przy gardle nie wiedząc, kiedy i czy opadnie. Wkurzało go to.
Kartka została wciśnięta mu w dłoń przez Erika. Miał według niej czekać po pracy przed Ministerstwem, czekając na jego kuzynkę, Lucy. Miała coś mu przekazać. Nie miał pojęcia, o co ma chodzić, a cała ta dyskrecja działała mu na nerwy, które ostatnio miał i tak naprężone. Wiedział jednak, że nerwy nie pomogą sytuacji, a to coś, o czym miał dziś gadać, było ważne.
Znów schował kartkę do kieszeni, odpalił za to papierosa, próbując zdusić kotłujące się emocje, które powoli go zaduszały, przeżerając go zdecydowanie gorzej, niż tytoniowy dym.
Świat stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Przynajmniej jego świat, w którym przyszło mu żyć, nie do końca z własnej woli. Szczególnie dla niego.
Wiedział, że niektórzy gardzili czarodziejami mugolskiego pochodzenia. Spotkał się z dyskryminacją już w szkole, gdy niektóre dzieciaki otwarcie szydziły z niego, a nawet atakowały go, tylko ze względu na to, że jego rodzice nie należeli do magicznej społeczności. Spodziewał się, że takie zachowanie brało się od ich rodziców i jest przekazywane z pokolenia na pokolenie, zagnieżdżają coraz większą nienawiść. Czuł się czasem wykluczony. Nie rozumiał wielu rzeczy, czasem zastanawiał się, czy naprawdę pasuje do reszty czarodziejów, czy da radę kiedyś ich do końca pojąć? Czy zdoła przełknąć niesprawiedliwie rzucane spojrzenia pełne pogardy, czy wręcz otwartą niechęć? Czy uda mu się ułożyć życie, nie poświęcając przy tym żadnej z części swojej duszy?
Plątał się w sieci swojego życia, próbując nie dać się pociągnąć na dno, jakoś dryfując na niepewnej granicy między światem czarodziei i mugoli.
Nawet mu się to udawało. Był całkiem zadowolony z tego, co udawało mu się osiągnąć, otoczył się ludźmi, którzy zawsze mogli go wesprzeć, zaczął iścić sobie miejsce w tym całym chaosie wynikającym z jego wtargnięcia w świat magii.
Przynajmniej dotąd tak było.
Czarny Pan. Niezwykle mroczna nazwa, musiał przyznać. Zdradzała pewien przerost formy nad treścią, tak przynajmniej sobie wmawiał, próbując umniejszyć popularność tego człowieka o niezwykle radykalnych poglądach. I o tyle ile próbował sobie z tego wszystkiego żartować, tak w głębi duszy się bał.
Wiedział o nienawiści, jaka panowała w niektórych kręgach w stosunku do jemu podobnych, zdawał więc sobie sprawę, że ten cholerny Mroczny Dziad znajdzie ludzi, któzy pójdą za nim jak w ogień. Ilu zaś im się sprzeciwi? Wiedział, że trochę ich będzie. Erik, Brenna, Mavelle - tych był pewien. Czy będzie to jednak większość? Czy jednak zostaną zagłuszeni przez społeczeństwo, które miało dość ukrywania się przed mugolami, którzy według nich niesłusznie zagarnęli sobie świat?
Nie wiedział. To było najgorsze, nie miał pojęcia, co się teraz stanie, z nim, z tymi, na których mu zależało, z cholernym światem, do którego ledwo wlazł tymi swoimi buciorami, i w którym nawet porządnie się nie rozgościł, a już znalazł się w nim na celowniku niezwykle niebezpiecznych ludzi. Żył z ostrzem przy gardle nie wiedząc, kiedy i czy opadnie. Wkurzało go to.
Kartka została wciśnięta mu w dłoń przez Erika. Miał według niej czekać po pracy przed Ministerstwem, czekając na jego kuzynkę, Lucy. Miała coś mu przekazać. Nie miał pojęcia, o co ma chodzić, a cała ta dyskrecja działała mu na nerwy, które ostatnio miał i tak naprężone. Wiedział jednak, że nerwy nie pomogą sytuacji, a to coś, o czym miał dziś gadać, było ważne.
Znów schował kartkę do kieszeni, odpalił za to papierosa, próbując zdusić kotłujące się emocje, które powoli go zaduszały, przeżerając go zdecydowanie gorzej, niż tytoniowy dym.