Rozliczono - Nora Figg - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
—29/04/1972—
Klubokawiarnia „Nora Nory”, ul. Pokątna
Erik Longbottom & Nora Figg
Mówi się, że nic nie bawi bóstw bardziej niż ludzkie plany. A biorąc pod uwagę opieszałość, jaką odznaczał się Erik w ostatnich tygodniach, to teraz musiały się wręcz śmiać się do rozpuku. Zazwyczaj nie zwlekał z ważnymi dla siebie sprawami, zwłaszcza tymi, które dotyczyły jego najbliższych, jednak teraz, nawet sam nie wiedział czemu, odkładał tę jedną kwestię w nieskończoność. Niestety w ten sposób pogłębiał jedynie impas, w jakim tkwił.
Na szczęście poszedł po rozum do głowy, orientując się, że nie może wiecznie udawać, że w ręce rodzeństwa Longbottomów nie wpadły żadne informacje, które ich zadręczały. Biedna Brenna pewnie zaczynała odchodzić od zmysłów, biorąc pod uwagę, że poinformowała brata, że powinien porozmawiać z Norą przeszło dwa tygodnie temu, a ten do tej pory nie uczynił pierwszego kroku. Z drugiej strony nie miała to być zwykła wymiana uprzejmości i typowe ploteczki przy kawie.
— Co złego może się stać? — mruknął z przekąsem, zakasując rękawy białego swetra. Spojrzał na drugą stronę ulicy, przyglądając się, jak dwie niskie kobiety opuszczają lokal panny Figg. Westchnął cicho, dalej bijąc się z myślami.
Właściwie jedyne co go nastawiało pozytywnie do znalezienia się tego dnia w magicznej dzielnicy Londynu, to pogoda. Ostatnie dni kwietnia przyniosły ze sobą do miasta przepiękną pogodę, a słońca ogrzewało przyjemnie chodniki, sprawiając, że człowiek był niemalże w stanie uwierzyć, że lato było tuż za rogiem. Kto wie, może ten mały zwiastun lepszej przyjemniejszej części roku, sprawi, że jednak nie będzie tak źle?
Wypuścił głośno powietrze z ust. Cóż, raz Longbottomowi śmierć. Najwyżej będzie nawiedzał tę kamienicę po wsze czasy. „Do końca świata” to całkiem długi czas, więc Nora będzie musiała mu prędzej czy później wybaczyć, jeśli bardzo, ale to bardzo się na niego zdenerwuje. Chociaż nie, nie powinien tak myśleć. Przez ostatnie tygodnie układał sobie w głowie, co powinien powiedzieć, aby jak najbardziej zminimalizować straty związane z potencjalnym wybuchem złości... lub rozpaczy.
— Halo? Jest tu ktoś? — rzucił na wejściu, rozglądając się bacznie po wnętrzu klubokawiarni. Warto było czekać, gdyż najwyraźniej trafił na czas, gdy większość klientów tutaj nie przesiadywała przez długie godziny. Podszedł do lady, jednak i tam nie zastał Nory. Kontynuował nieco głośniej: — Wiem, że tu jesteś, bo nie zostawiłabyś interesu bez opieki, więc... Idę do Ciebie.
Zgodnie z zapowiedzią ruszył na zaplecze, mając nadzieję, że akurat w tym czasie kobieta była sama w lokalu. Ostatnie czego potrzebowali to niepotrzebnych świadków. Chociaż to rude kocisko by się tutaj w sumie przydałoby. Salem mógłby wziąć na siebie trochę winy w związku z tą całą sytuacją, jeśli dojdzie do rękoczynów. W końcu to on zmanipulował Brennę. Erik uśmiechnął się pod nosem, widząc przyjaciółkę, która... Chyba chowała duże zamówienia do pudeł.
— Tak myślałem, że cię tutaj znajdę — skomentował, podchodząc bliżej, co by uścisnąć krótko Norę. — Mocno zajęta? Bo wydaje mi się, że musimy porozmawiać i to o dosyć delikatnej i złożonej sprawie. Nikomu z naszych przyjaciół nic się nie stało, to znaczy jeszcze, bo nadchodzi Beltane, a wiele osób pracuje w departamencie, a lepiej dmuchać na zimne, bo wiesz, jak to ostatnio bywa z tymi tam no... — Zamilkł, orientując się, że zupełnie zmienił temat i prawie zabrakło mu tchu. Podrapał się po głowie. — W każdym razie... Powinniśmy pomówić o Tobie.
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞