21.01.2023, 08:06 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.01.2023, 10:25 przez William Lestrange.)
Bal charytatywny był dla niego teraz jedną, wielką jasną smugą, w której kotłowały się zdobne kryształy, krągłe perły i różnokolorowe materiały wytwornych kreacji. Musiał jednak przyznać, że dla Eden musiał być chyba ciemną smugą, przynajmniej od któregoś momentu, bo gdy postawił pierwsze kroki na posadzce salonu ich wspólnego domu, to dla równowagi musiał podeprzeć się o fotel, a żona wydawała się nawet nie zauważyć. Wymamrotała jedynie coś pod nosem, ale Lestrange nie był w stanie stwierdzić, czy było to wyzwisko, prośba, a może po prostu mruknięcie niezadowolenia, bo w stanie takiego upojenia wydawała się zdolna do zaśnięcia na stojąco.
Fioletowa kreacja była teraz niczym więcej, jak utrapieniem. Plątała się pod nogami, jej materiał był za długi, wcześniej dumnie sunący po parkiecie sali balowej, teraz po prostu przeszkadzał. Marynarka Williama też była zamieszana w tę plątaninę materiałów, okrył nią żonę z czystego przyzwyczajenia, w geście troskliwym, acz nie pamiętał już, aby go wykonywał. Cóż, przynajmniej po wypiciu takiej ilości alkoholu zdawał się o niej myśleć więcej, niż robił to na trzeźwo. Musiał stwierdzić, ze ostatnie dnie Eden nawiedzała jego myśli znacznie częściej. Ich kłótnia, jej płacz, późniejsze ostre słowa na balu, które nawet teraz wbijały się w umysł Lestrange'a nieprzyjemnymi szpileczkami zazdrości, gdy myślał o byłej Pannie Malfoy w ramionach kogoś innego - zwłaszcza teraz.
Może faktycznie poświęcał jej mniej czasu, ale przecież... no właśnie, przecież co? Miał usprawiedliwienie? Na pewno jakieś miał, po prostu teraz o nim zapomniał, bo byl zły na siebie, na żonę, na sytuację i najbardziej to na fotel, na który patrzył od dłuższej chwili, bo nie był kanapą, na której obydwoje mogliby się zmieścić.
- Durny fotel - mruknął, jakby mebel był faktycznie winny całemu złu tego świata. Gdyby ktoś go teraz zapytał 'kto jest gorszy? Lord Voldemort czy fotel w twoim salonie?' definitywnie wybrałby pikowany mebel. Teraz skupił na nim całą swoją złość i nie kopnął go chyba tylko dlatego, że prawdopodobnie straciłby przy tym równowagę i wylądowaliby z Eden na podłodze (też byłaby to wtedy wina fotela). A tego przecież nie chciał.
Brzmiał trochę jak naburmuszony chłopiec, ale po takiej ilości wina i szampana, jakie w siebie wlał, należały mu się gratulacje, że w ogóle potrafił ustać. Zamiast zrobić ze sobą coś sensownego, chociażby zaprowadzić żonę do sypialni, oparł głowę na jej ramieniu - pare włosków załaskotało go w nos, zmarszczył go odrobinę. Zignorował na chwilę całą złość, bo w myślach zwyzywał fotel od najgorszych skurwysynów i trochę mu przeszła, obejmując kobietę trochę szczelniej, nie tylko tak, coby się nie przewróciła.
- Możemy spać na podłodze? Albo na kanapie. Nie mam siły na schody. Schody są moim wrogiem dzisiaj, Eden - wyrzucił z siebie tonem, jakby conajmniej miał zacząć zaraz recytować Shakespeare'a. Brzmiał bardzo poważnie, chociaż mówił trochę mamrotliwie. Nie był pewien jak blondynka zareaguje.
- Możesz spać na mnie, powinno być miękko - zaproponował, jakby wcale pare godzin temu nie zdenerwował się na nią tak, że rozbił w dłoni niczemu winny kieliszek. To wszystko wydawało się teraz tak mało istotne, miałkie w przypływie troski i czego jeszcze? Czegoś związanego z fotelem, ale już nie pamiętał. Chociaż naprawdę bardzo chciał.
Fioletowa kreacja była teraz niczym więcej, jak utrapieniem. Plątała się pod nogami, jej materiał był za długi, wcześniej dumnie sunący po parkiecie sali balowej, teraz po prostu przeszkadzał. Marynarka Williama też była zamieszana w tę plątaninę materiałów, okrył nią żonę z czystego przyzwyczajenia, w geście troskliwym, acz nie pamiętał już, aby go wykonywał. Cóż, przynajmniej po wypiciu takiej ilości alkoholu zdawał się o niej myśleć więcej, niż robił to na trzeźwo. Musiał stwierdzić, ze ostatnie dnie Eden nawiedzała jego myśli znacznie częściej. Ich kłótnia, jej płacz, późniejsze ostre słowa na balu, które nawet teraz wbijały się w umysł Lestrange'a nieprzyjemnymi szpileczkami zazdrości, gdy myślał o byłej Pannie Malfoy w ramionach kogoś innego - zwłaszcza teraz.
Może faktycznie poświęcał jej mniej czasu, ale przecież... no właśnie, przecież co? Miał usprawiedliwienie? Na pewno jakieś miał, po prostu teraz o nim zapomniał, bo byl zły na siebie, na żonę, na sytuację i najbardziej to na fotel, na który patrzył od dłuższej chwili, bo nie był kanapą, na której obydwoje mogliby się zmieścić.
- Durny fotel - mruknął, jakby mebel był faktycznie winny całemu złu tego świata. Gdyby ktoś go teraz zapytał 'kto jest gorszy? Lord Voldemort czy fotel w twoim salonie?' definitywnie wybrałby pikowany mebel. Teraz skupił na nim całą swoją złość i nie kopnął go chyba tylko dlatego, że prawdopodobnie straciłby przy tym równowagę i wylądowaliby z Eden na podłodze (też byłaby to wtedy wina fotela). A tego przecież nie chciał.
Brzmiał trochę jak naburmuszony chłopiec, ale po takiej ilości wina i szampana, jakie w siebie wlał, należały mu się gratulacje, że w ogóle potrafił ustać. Zamiast zrobić ze sobą coś sensownego, chociażby zaprowadzić żonę do sypialni, oparł głowę na jej ramieniu - pare włosków załaskotało go w nos, zmarszczył go odrobinę. Zignorował na chwilę całą złość, bo w myślach zwyzywał fotel od najgorszych skurwysynów i trochę mu przeszła, obejmując kobietę trochę szczelniej, nie tylko tak, coby się nie przewróciła.
- Możemy spać na podłodze? Albo na kanapie. Nie mam siły na schody. Schody są moim wrogiem dzisiaj, Eden - wyrzucił z siebie tonem, jakby conajmniej miał zacząć zaraz recytować Shakespeare'a. Brzmiał bardzo poważnie, chociaż mówił trochę mamrotliwie. Nie był pewien jak blondynka zareaguje.
- Możesz spać na mnie, powinno być miękko - zaproponował, jakby wcale pare godzin temu nie zdenerwował się na nią tak, że rozbił w dłoni niczemu winny kieliszek. To wszystko wydawało się teraz tak mało istotne, miałkie w przypływie troski i czego jeszcze? Czegoś związanego z fotelem, ale już nie pamiętał. Chociaż naprawdę bardzo chciał.
Sometimes, I wonder if I should be medicated;
If I would feel better just lightly sedated
If I would feel better just lightly sedated