I have no reason why it should have been so plain
Have no questions but I sure have excuse
I lack the reason why I should be so confused…
System Of A Down - Roulette
Już to pisane było wielokrotnie, ale powtórzę. Sauriel nie był dżentelmenem. Albo chociaż nie był dżentelmenem z wyboru, bo zasady etykiety miał wpojone. Był nim, kiedy był pod czujnym okiem rodziny, albo żeby czasem nikt potem nie poleciał i nie powiedział, że zachowywał się jak prosie. Już i tak był solą w oku z powodu niektórych swoich akcji. Nie chodziło o to, żeby nie dokładać rodzinie, skądże! Chodziło o to, żeby nie dokładać za bardzo sobie. Bo ta zła plotka, co docierała do złych uszu, zawracała do tego samego punktu - problemów z rodziną. Tych już miał ponad miarę, a przez swój paskudny charakter czasem i tak nie potrafił sobie odpuścić. Było jak było. I było też tak, że ta relacja z Victorią stała się naprawdę miła po tamtym tygodniu. Po tym spotkaniu, gdzie każdy dobrze się bawił, chociaż mogło się zakończyć na nieprzyjemnym rozstaniu. Zostawiłoby to niedobry posmak w ustach, wiedział to. Jego impulsywność jednak zazwyczaj nie pozwalała patrzeć zanadto w przód. Aaalbo jednak? Skoro wtedy dał temu szansę, to może nie powinien być dla siebie taki surowy?
Chyba zaczynał wierzyć w to, że teraz cotygodniowe spotkania będą absolutną normą i na nic innego nie powinni się przygotowywać. Ewentualnie co dwa tygodnie? Pocieszenie było takie, że teraz te spotkania wcale nie bolały, a on nie szedł na nie ze zbolałą miną. Teraz myślał, że okej - może być. Mogą porozmawiać i w sumie to chętnie z nią pogada. Znacie to uczucie, kiedy nie jesteście pewni, czy w ogóle będzie jakikolwiek temat do rozmów? Że nie chcecie siedzieć w ciszy, bo może być głupio? Albo na ostatnim spotkaniu zrobiliście coś takiego, że teraz, kiedy do następnego przychodzi, nie jesteście pewni, jak będzie reagować na was druga strona? Podobne uczucie towarzyszyło Saurielowi. Nie było mocne, ledwo trochę brzęczało i gdyby tego potrzebował to by ciężko wzdychał. Chodziło głównie o to ostatnie spotkanie. O to, że teraz miał różową poduszkę w pokoju i koronę. I był chyba za miły. No nie był za miły? Trochę był. Wychodziło na to, że żałował, że był miły. Jednocześnie nie żałował, bo było fajnie, bo przecież i tak musieli się dogadać. Cóż, cokolwiek nim rządziło z uczuć to wywoływało frustrację, że nie potrafił tego wyciszyć. Więc koniec końców może i nie przyszedł zły czy zmuszony do restauracji, ale od razu było widać, że ma ponurą minę.
Mimo wspomnianego nie bycia dżentelmenem i ponieważ właśnie dżentelmenem był tam, gdzie należało potraktował Victorię tak jak zawsze. Pomógł jej zdjąć płaszcza, odsunął krzesło i tak dalej, i tak dalej. I siadł po drugiej strony, standardowo całkowicie poluźniając krawat. I powstrzymując rękę, żeby nie roztrzepać włosów. Nie dało się nie zauważyć, że siedzi mu coś na łbie i że zamiast spoglądać na Victorię to patrzył w bok - jakby naprawdę go interesował wystrój tej restauracji.
don't worry
don't cry
drink vodka
& fly