Być może Wilhelm sądził, że Henrietta będzie się z nim wykłócać o poglądy. Nic bardziej mylnego. Dyskutowali w sposób kulturalny nikomu nie narzucając ani myślenia ani swoich poglądów — i właśnie to było w niej najcenniejsze. Możliwość rozmowy i swobodnego wypowiedzenia się bez osądzania i wytykania palcami. Nie byli już zresztą dziećmi, by słowami obrzucać się jak zabawkami. Henrietta wysłuchała więc co ma do powiedzenia jej kuzyn i uśmiechnęła się z lekka. Tak, zgadzała się z nim co do tego, że wolność zaczyna się i kończy w naszym umyśle. Natomiast dalsza część już nie była w pełni zgodna z jej poglądami, aczkolwiek nie przeszkadzała mu w wypowiedzi, wysłuchawszy go do końca.
— Przede wszystkim kuzynie, musimy wziąć na poprawkę fakt, że czasy się zmieniają. Technologicznie i medycznie, lecz nie tylko. Wraz z rozwojem zmienia się również społeczeństwo i filozofia. — Zaczęła, znów na chwilę wpatrując się w martwy punkt nieopodal Averyego, co było zresztą charakterystyczne w zachowaniu Henrietty gdy nad czymś myślała i rozważała jakich słów użyć w swej wypowiedzi. W wielu sytuacjach należało odpowiednio dobierać słowa, bo choć często miały podobne znaczenie, to jednak wcale nie o takim znaczeniu, jakie chciało im się nadać. — Oczywiście, obok tego mamy wychowanie. To nasi rodzice, rodzina i najbliższe otoczenie mają na nas największy wpływ. Jedni są bardziej restrykcyjni w swych poglądach i kultywowaniu tradycji, inni mniej. Jedni zatrzymują się na pewnym etapie, inni zaś idą z duchem czasu. Jesteśmy kształtowani przez zaprzeszłe pokolenia, jednak w pewnym momencie otrzymujemy wolną rękę. Możemy sami decydować o swoim losie. O tym, czy chcemy, by wpajane nam przez lata wartości były przekazywane naszym dzieciom. Niektórzy idą o krok dalej i wprowadzają szeroko zakrojone zmiany. O tym jednak musimy zadecydować sami. I tak, jak nasze poglądy się kształtują, tak również kształtuje się charakter. Jedni są na tyle silni, by porwać za sobą tłumy, inni zaś… Cóż. Nie wszystkim jest dane żyć w zgodzie z samym sobą. Jedni nie umieją. Inni nie są w stanie. Życie różnie nas kształtuje, kuzynie. Decyzja należy do nas. — Tymi słowami zakończyła swoją wypowiedź. Nie nawiązywała do swoich przeżyć mimo, że dostrzegła jego ożywienie gdy mówił o wychowaniu. Nie mogła się domyślać jak ono wyglądało w przypadku Wilhelma, jednak jego pewne słowa w połączeniu z intonacją dawały jej pewien obraz, na podstawie którego mogła wysnuć pewne przypuszczenia. Nie skomentowała tego jednak. Nie byli w aż takiej zażyłości, by mogła jakkolwiek komentować jego życiowe doświadczenia, jego wybory.
— W mojej ocenie, Wilhelmie, słowo “dobry” ma nieco szerszy kontekst. Twój pogląd ogranicza się do dosłownego rozumienia słowa dobry, mój zaś rozszerza jego rozumienie na aspekty psychospołeczne. Konstruktywna krytyka jest zatem dla mnie dobra. Dług finansowy również może być dla mnie dobry. Znasz te powiedzenia, kuzynie, szczęście w nieszczęściu lub chociażby miłe złego początki? — Uśmiechnęła się z lekka, frywolnie; podczas ich konwersacji był to pierwszy pełniejszy, dłuższy uśmiech. — Tak. To również są dla mnie rzeczy dobre. — W tym aspekcie nie rozwodziła się już więcej. Tak jak i nie skomentowała części o ręczniku. Dla niej była to tak intymna sfera, że nie wyobrażała sobie takiego lub podobnego scenariusza. Z kimkolwiek.
— Dobrze, kuzynie. Będę zatem ćwiczyć tak, jak dzisiaj, codziennie. Jak wiesz, lwią część dnia zajmuje mi praca, jednak zorganizuję sobie czas tak, aby znaleźć go również na naukę. — Odpowiedziała. Wiedziała już jakie są jej dalsze kroki. — Będę Cię informować o postępach. Gdy już uda mi się opanować pewien poziom, wówczas będę przechodziła do kolejnego. Potrzebuję jednak minimum kilku miesięcy, aby opanować alfabet oraz pisanie różdżką do perfekcji. — Niektórym by to pewnie zajęło mniej lub więcej czasu, jednak to były według niej ostrożne szacunki. Nie spodziewała się efektów od razu, choć całkiem możliwe, że akurat do pieczętowania będzie miała dryg. — Dobrze. Chętnie się z nimi zapoznam. — Dodała w zakresie ksiąg, które chciał jej przekazać.
Oboje zapewne jeszcze długo dyskutowali o wolności i etymologii słowa dobry oraz o innych, pobocznych aspektach. Henrietta wykonała w obecności Wilhelma jeszcze kilkanaście prób, z mniejszym lub większym efektem. Ostatecznie rozstali się kilka godzin później, gdy do domostwa wkroczył jeden z mieszkańców. Wówczas każde zdecydowało się pójść w swoją stronę.