Dostrzegła zmianę na jego ustach, ale zignorowała to. Było zimno, bardzo zimno i oboje od dłuższego czasu znajdowali się poza ciepłymi domami. Miał prawo do tego, aby jego usta zrobiły się sine. Podświadomość jednak mówiła jej o tym, że dzieje się coś innego, że jego zachowanie się zmieniło. Poczuła jego dłoń na policzku, a w miejscu gdzie ją dotknął poczuła nieprzyjemny dreszcz. Nie wiedziała, czy był to strach, czy niepewność, ponieważ nigdy nie była tak blisko mężczyzn. Unikała kontaktu fizycznego z nimi, bo po prostu nie znalazła odpowiedniej osoby. Druga dłoń opadła na jej ramieniu i była ciężka niczym stal przy gardle. W oczach dostrzegła zmianę, patrzył na nią inaczej. Nie było już tego rozbawienia, a jakiś dziwny głód. Opuściła wolną dłoń z jego łokcia chcąc mieć ją w gotowości, jeśli Cody jednak okazałby się psychopatą lub gwałcicielem. Powinna jednak powiedzieć, że chce do domu. To co robiła było głupie.
— Co czujesz? – zapytała cicho przez zaciśnięte gardło, gdy zbliżał się do jej twarzy. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku jakby ją hipnotyzował. – Jesteś odrobinkę za blisko… – dodała, gdy ruszył automatycznie dała krok w tył zbliżając się do cienia ciemnej uliczki.
Dłoń na łokciu krępowała jej ruch jakby chciał ją zachować dla siebie. Czuła w gardle delikatną gulę strachu. Próbował ją przestraszyć? Ustrzec przed ufaniem obcym? Czyżby źle oceniła go przez ten krótki czas w jakim się poruszali? Avelina obserwowała często ludzi, ale nie potrafiła wychwycić momentów manipulacji. Może miał zbyt dużą charyzmę jak na braki w umiejętnościach społecznych jakie posiadała Ave?
Kolejny krok w kierunku zgubienia, a on mógł dostrzec obawę w jej oczach. Krok za kroczkiem zbliżali się do ciemnej ulicy bocznej. Nie mogła przestać patrzeć, a serce w piersi tłukło się z każdą zmianą, którą zaczynała dostrzegać w jego oczach.
— Chciałabym… – odpowiedziała znowu krótko. Jego palce na jej skórze spowodowały kolejną falę dreszczy, które nie były tym samym, co czuła, gdy dla niej czarował. — Cody… – szepnęła, a jej oczy spoczęły na jego ustach. – Zanim się… – głos odmawiał jej posłuszeństwa drżał z zimna i strachu, który w niej wywołał, gdy przyparł ją do ściany kamienicy. – naprawdę jesteś za blisko… – szeptała i mimowolnie oblizała usta, które jej spierzchły. Z nerwów nawet je przygryzła nie wiedząc, że ryzykuje jeszcze bardziej, ponieważ jeśli je skaleczy może się źle to dla niej skończyć. – Może… później… się... – spotkamy, nie była w stanie dokończyć. Zaczęła zalewać ją fala ciepła. Oddech stał się nerwowy i szybszy.