• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3
28 marca 1972 | Cody & Brenna | Departament Przestrzegania Prawa

28 marca 1972 | Cody & Brenna | Departament Przestrzegania Prawa
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#1
01.02.2023, 22:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 19:49 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Wciąż nie wiedział czy to dobry pomysł, że tu przyszedł. Przekonany był za to, że musi coś zrobić bo inaczej coś go rozniesie. Minęły dwa tygodnie a on wciąż nie wierzył w to, co się dzieje. Łudził się, że ktoś go naćpał czarnomagicznym eliksirem i to tylko beznadziejny proces tworzenia fikcyjnych przeżyć przez zatruty czymś mózg. Niestety, poza swoją dziką osobowością nic mu nie dolegało, a potwierdził to uzdrowiciel "z opóźnionym zapłonem". Przyszedł więc od razu po zachodzie słońca do Ministerstwa Magii, w którym od roku pracował w Dziale Zaklęć Eksperymentalnych. Ze stresu obgryzł paznokcie "aż do krwi", której nawet kropli na palcach nie zobaczył. Z tego powodu założone miał rękawiczki aby nie straszyć widokiem poobgryzanych paznokci. Miały zagoić się w dwadzieścia minut; tyle im to zajmowało bowiem sprawdził to już kilka razy. Nigdy dotąd nie był w departamencie aurorów. Wjechał głośną windą na odpowiednie piętro i przez dobre czterdzieści minut czekał aż ktoś go przyjmie w sprawie zgłoszenia przestępstwa. Nerwowo kręcił się po poczekalni, niezdolny do siedzenia nieruchomo dłużej niż kilka sekund. Nabrał wody w usta i nie mówił o jakie chodzi. Najwyraźniej uznali go za wystraszonego (bo poniekąd taki był) i stwierdzili, że powie wszystko jednemu z nich ale w czterech ścianach. W końcu spisali jego dane i wpuścili do jakiegoś pokoju gdzie miała to przyjąć jakaś pani Longbottom.
- Eee… dobry wieczór?- najpierw do środka zajrzała jego ruda głowa a potem reszta smukłego ciała. Zamknął za sobą drzwi ale dopiero jak obejrzał się przez ramię. Usiadł we wskazanym miejscu i patrzył z zaskoczeniem na aurorkę. Myślał, że w tym departamencie przyjmują jedynie stare wygi a tu miał całkiem ładną dziewczynę. O, takiej mógłby się zwierzyć z wszystkich grzechów. Przestawił się i tyle. Milczał. Przez dłuższy czas nic nie mówił i gapił się na kobietę lekko zdezorientowany. Siedział niespokojnie, wiercił się i ogólnie nie oddychał podczas tego milczenia. W końcu coś w postawie bądź wyrazie twarzy Brenny nakazało mu się odezwać zanim zostanie stąd wyrzucony za marnowanie czasu. Wznowił oddychanie po to aby nabrać tchu potrzebnego do mówienia.
- Ja przepraszam ale ja nie wiem jak mam zgłosić przestępstwo. I wydaje mi się, że mogę mieć na nie dowody. - żywe dowody… a może martwe. Trudno stwierdzić. Wcisnął ręce między swoje kolana, ewidentnie nerwowo ale zaraz je zabrał i ułożył je na podłokietnikach.  Odczekał chwilę i czuł, że napięcie w powietrzu rośnie, przynajmniej w jego odczuciu.
- Mam na myśli morderstwo na tle rasowym. - powiedział to śmiertelnie poważnie, patrząc aurorce prosto w oczy. Był lekko blady przez co piegi na jego twarzy wydawały się bardziej widoczne niż dotychczas. Wyprostowane barki, uniesiony podbródek i zaciśnięta szczęka świadczyły za to o determinacji. Nie wyjdzie stąd dopóki ktoś nie zacznie coś z tym zrobić. Gdyby był w stanie sam by się tym zajął jednak nie miał w sobie zmysłu detektywistycznego. Nie wspominał o swojej decyzji Williamowi bo po prostu zapomniał.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
02.02.2023, 11:24  ✶  
Cody musiał chwilę poczekać, ponieważ najwyraźniej dyżurny nie uznał jego sprawy za bardzo naglącą, a u Brenny gościła akurat pani Turpin. Brenna podejrzewała, że pani Turpin albo cierpi na chorobę umysłu, którą powinna zająć się Lecznica Dusz, albo jest bardzo samotna i z donoszenia na sąsiadów uczyniła sobie rozrywkę na stare lata oraz powód do interakcji z młodszymi ludźmi. Brygadzistka potrzebowała dwudziestu minut, żeby przekonać ją, że nie, jej sąsiad spod dwójki na pewno nie trzyma w domu czarnomagicznego artefaktu, tak, pani Turpin, sprawdzimy to na wszelki wypadek, ale nie, pani Turpin, sam fakt, że pali tytoń, nie dowodzi, że jest czarnoksiężnikiem.
Brenna po jej wyjściu miała równo sześćdziesiąt sekund na to, by usiąść za biurkiem w fotelu nieco wygodniej i przymknąć oczy, zanim przyprowadzono Cody’ego. Ostatnio często kończyła na nocnych dyżurach, a dziś ten był konieczny, jeśli chciała dostać wolne podczas pełni.
Uniosła powieki, kiedy usłyszała głos Brandona i wyprostowała się, wskazując mu jednocześnie fotel po drugiej stronie biurka. Wprawdzie nie miała na sobie marynarki, porzuconej gdzieś w Biurze Brygady, ale jak na siebie prezentowała się dość porządnie, w przepisowym uniformie, składającym się z koszuli i spodni. Zmierzyła chłopaka spojrzeniem. Młody, rudy, blady. Coś jej nawet dzwoniło w głowie, gdy na niego patrzyła, ale choć Brenna kojarzyła niemal wszystkich, którzy chodzili do Hogwartu razem z nią, to on trafił na pierwszy rok, gdy ona była na siódmym – i choć pewnie przynajmniej raz prowadziła jego rocznik do Wieży Gryffindoru, zmienił się od tego czasu za bardzo, aby mogła go rozpoznać. Odnotowała, że chłopak wyglądał jakoś blado i niezdrowo, ale jeszcze nie przyszło jej nawet na myśl, że oto stał przed nią trup. A dokładniej wampir.
- Zapraszam – powiedziała, przywołując na twarz skupiany wyraz. A potem czekała. Czekała. Czekała… Miała już rzucić żartobliwie coś o tym, że byłaby wdzięczna, gdyby zwerbalizował sprawę, z którą przyszedł, bo jeśli przyszedł słysząc, że rozdają tu pączki, to jej się właśnie skończyły, gdy wreszcie chłopak podjął temat.
- Zazwyczaj najprostsza droga to powiedzenie Brygadziście, mnie na przykład, jakie przestępstwo popełniono – zachęciła go, kiedy wspomniał, że nie wie, w jaki sposób zgłosić przestępstwo. – Dowody? Świetnie. Uwielbiamy, gdy ktoś zgłaszając przestępstwo przynosi dowody – dodała z powagą, i nie, wcale się z niego nie zbijała, ot myślała o zgłoszeniach pani Turpin i o tym, że jeśli ta przyjdzie tu jeszcze raz, to chyba będzie przed nią uciekać przez okno.
Spoważniała jeszcze bardziej i natychmiast zapomniała o pani Turpin, gdy Cody wspomniał o morderstwie na tle rasowym. Pochyliła się w jego kierunku, wypuszczając z ręki notatnik, po który zdążyła sięgnąć, a spojrzenie ciemnych oczu stało się uważniejsze.
- Gdzie, kiedy, kogo? – zapytała lakonicznie, bo w tej chwili najważniejsze było ustalenie podstawowych faktów.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#3
02.02.2023, 11:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.02.2023, 12:00 przez Cody Brandon.)  
Brygadzista? Auror? Nie wiedział już kto się od kogo czym różni. Dotychczas w swoim życiu nie musiał stawać naprzeciw przedstawicieli prawa. Pierwszy raz w życiu… a dokładniej po śmierci spotyka się z takim twarzą w twarz i to jeszcze zgłasza dosyć poważne przestępstwo. Musiał zebrać się w sobie żeby sformułować w głowie słowa bo jednak sprawa nie była zwyczajna. Nie podzielał jej pełnych poparcia słów na wieści z dowodami. Nie były tak precyzyjne jakby mogłaby oczekiwać. Przygryzł górnymi zębami dolną wargę i przyglądał się jej z widocznym zamyśleniem. Na plus przemawiała jej powaga gdy wspomniał o morderstwie. Mógł więc przypuszczać, że nie należy do tej grupy czarodziejów, którzy będą przyklaskiwać śmierci szłam. To było obiecujące. Nie chciał nawet przypuszczać co by się stało gdyby trafił na rasistę. Ciekawe czy wyszedłby stąd o własnych nogach. Wtłoczył do płuc nowy zapas tlenu, zbierając też zapach panujący w gabinecie. Przeczesał palcami rude włosy i zdał sobie sprawę, że one nigdy już w życiu nie urosną procesem naturalnym. Dobrze, że był czarodziejem i wciąż mógł czarować.
- Dwa tygodnie temu, gdzieś około północy, w alejkach Londynu. Wiem dokładnie gdzie to było. - stres osiadał ciężkością w jego żołądku i gardle, które aż wyschło z nerwów. Zwlekał z powiedzeniem kogo zabito ale zaraz przypomniał, że nazywa się Cody Brandon a ten niczego się nie boi.
- Zabito mnie.- wydusił z siebie w końcu i jeśli to możliwe dla jakiegokolwiek ciała to siedział zesztywniały niczym posąg.
- Zostałem zamordowany i chcę żeby ktoś znalazł tę szuję.- pobladł, a co za tym idzie gardło zaczęło powoli palić z głodu. Potrząsnął głową aby o tym zapomnieć.
- Tak, rozmawia pani z trupem. Będę się z tego śmiać i żartować gdy się z tym pogodzę ale obecnie niezbyt… - czekał aż zareaguje, aż zda sobie sprawę z kim rozmawia. Żałował, że nie zabrał ze sobą Alice, ona by mogła za niego mówić. Z początku myślał o Rhei jednak przypomniał sobie w porę, że raczej się z nikim nie dogada.
- Niech mnie pani nie pacyfikuje.- uniósł ręce w geście obronnym gdy wyobraził sobie, że profilaktycznie chciałaby go przebić kołkiem albo przybić zaklęciem do ściany. Kto wie jakie mają tu metody…?
- Nie przyszedłbym tu… no wie pani, głodny. - wzdrygnął się na samą myśl brzmienia tych słów w odniesieniu do smaku krwi. Mimo wszystko był gotowy w razie czego rzucić się na podłogę przed potencjalnie lecącym zaklęciem. Nie da się ponownie zabić, oj nie. Tym razem się nie wykrwawi.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
02.02.2023, 12:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.02.2023, 12:25 przez Brenna Longbottom.)  
Dwa tygodnie temu.
Cholera, dawno pomyślała Brenna w pierwszej chwili, bo niestety po takim czasie przeanalizowanie śladów na miejscu zbrodni było ciężkie. Ba, skoro do sytuacji doszło w alejce, prawdopodobnie większość z nich już znikła.
Potem zrobiła szybki przegląd ostatnich spraw i wyszło jej, że nie, nie mieli informacji o żadnym zgonie w alejce sprzed dwóch tygodni. Cody najwyraźniej przychodził ze sprawą, która do tej pory do nich nie trafiła. Czy chodziło o mugolski Londyn i ciało znalazła tamtejsza policja?
Brygadzistka już otwierała usta, aby zapytać, jaką konkretnie alejkę miał Brandon na myśli, ale wtedy padły kolejne słowa. Zabito mnie. Zostałem zamordowany.
Przypatrywała się mu przez chwilę po prostu. Jej wyraz twarzy niczego nie wyrażał, chociaż Brenna zastanawiała się poważnie, czy to nie ten moment, w którym powinna skontaktować się z Lecznicą Dusz. Zdarzało się, że przychodzono do nich z fałszywymi zgłoszeniami albo pojawiali się szaleńcy – gorsi niż pani Turpin – twierdzący na przykład, że mugole wykradli im ich magiczne umiejętności (a ktoś miał ot antytalent do danej dziedziny magii) albo tym podobne bzdury.
To jednak był najdziwniejszy przypadek, z jakim Brenna spotkała się w ostatnich latach.
- Nie mam w zwyczaju pacyfikować naszych gości, panie Brandon, przynajmniej dopóki nie sięgają po różdżki ani nie rzucają się do nikogo z pięściami – odparła spokojnie, kiedy poprosił, żeby go nie pacyfikowała. Zastanawiała się, jak poprowadzić rozmowę dalej, kiedy jego kolejne słowa…
…tak, one wszystko wyjaśniły.
Głodny.
Zapewnienie, że nie jest głodny, nienaturalna bladość, informacja o morderstwie, zapewnianie, że jest martwy, obawa przed tym, że go zaraz zaatakuje. Brenna sama lekko pobladła, bo na litość Merlina, oto siedział przed nią po pierwsze wampir, po drugie – ofiara morderstwa. I obie te rzeczy, przemiana i śmierć, miały miejsce dwa tygodnie temu.
Tego nie mieliśmy na kursie, przemknęło jej przez głowę.
Brenna w głębi ducha nie przepadała za wampirami. A raczej za samą ideą wampira, bo żadnego nie miała okazji poznać. Dotąd. Miało to związek z prostą rzeczą: uważała, że to, co umarło, powinno zostać martwe. Że opętańce, duchy, ghule, wampiry, nalezą do drugiej strony istnienia – że nie powinni kroczyć wśród żywych. Nie wspominając o tym, że wampirzy głód czynił z nich niebezpiecznych.
Ale bycie wampirem nie było zakazane, a chłopak przed nią właśnie zgłaszał przestępstwo.
Brenna więc po prostu odetchnęła i sięgnęła po notatnik, otwierając go.
– Rozumiem. Ponieważ zdaje się, że jest pan… w tym nowy, mam obowiązek pana pouczyć, że głód krwi nie jest okolicznością łagodzącą w przypadku napaści na innego czarodzieja lub mugola i taka będzie rozpatrywana jako napad z premedytacją. Wampiry nie są zobowiązane do przestrzegania żadnych regulacji poza ogólnym prawem czarodziejów, ale tworzenie nowych wampirów jest zakazane – zrelacjonowała z pozornym spokojem, nie pokazując po sobie, jak mocno wstrząsnęła ją cała sytuacja. Brenna, na całe szczęście, dość łatwo dostosowywała się do sytuacji. Nawet tak dziwnych, jak ta. – Krew do spożycia powinna być ofiarowana dobrowolnie lub zakupiona w specjalnym punkcie. Jeśli chodzi o okoliczności… pańskiej śmierci, będę potrzebowała paru informacji. Adres, oczywiście, ale przede wszystkim: czy widział pan napastników? Zabili pana czarodzieje czy wampir?
Sięgnęła po pióro, gotowa rozpocząć notowanie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#5
02.02.2023, 13:40  ✶  
Podziwiał tę kobietę za opanowanie. Nie umiałby zachować tak kamiennej miny gdyby dowiedział się, że jego rozmówca jest wampirem. Na jej miejscu poderwałby się na równe nogi i profilaktycznie rzuciłby tysiąc zaklęć odpychających byleby chronić swoją tętnicę. Cóż, doceniał wyrozumiałość i spokój. Widział, że pobladła. Z reguły piękne panie potrafiły zarumienić się w jego towarzystwie. Ciekawa odmiana gdy ktoś na jego widok blednie i się spina. Postukał palcami o swoje kolano gdy go pouczała. Był z niemała zaskoczony.
- Spodziewałem się innej reakcji. Uff. - ewidentnie się rozluźnił skoro nie było ryzyka, że zostanie tu spetryfikowany dla zasady.
- Dużo wampirów się tu trafia?- dopytał z zaciekawieniem skoro miał okazję a i rzeczy zostały nazwane po imieniu. Nie miał nawet pojęcia ile takich mu podobnych chodzi po świecie. Naprawdę się nimi nie interesował a tu o, obudził się w martwym ciele. Brrr.
- Nowe wampiry są zakazane? Ach.- podrapał się po policzku i zapisał w pamięci aby wspomnieć o tym Williamowi. Hm, wlicza się w to nieumyślne tworzenie wampirów? To niemal kuriozalna sytuacja. Trup przyszedł zgłosić własne morderstwo.
- Ta krew to droższa niż najlepsze piwo. - westchnął z żalem, tęskniąc za alkoholem. Nawet wzdychanie nie robiło różnicy jego płucom. Uch, okropność. Potarł palcami usta kiedy zaczęła zbierać zeznanie. Wow, przyjmuje jego zgłoszenie! Nie do wiary, przynajmniej teraz mu się poszczęściło.
- Taak… widziałem go, tak jakby. Był jeden, człowiek, nie wampir. Miał taką upiorną maskę na twarzy. Walczyłem z nim jakiś czas ale na gacie Merlina, on był jakiś dziwny. Zachowywał się jak jakiś psychopata. Kurwa. - popatrzył na swoje ręce bo mimowolnie myślami był znów w tamtych okolicznościach i wszystkie emocje do niego wracały. Strach, pośpiech, zdarte gardło od pospiesznego płytkiego wdychania lodowatego powietrza, trzask, ogień, ból…
- Nie wiem czy miałem z nim szanse. On się zachowywał jakby doskonale wiedział co robić i że nie spotkał mnie przypadkiem tylko jakby czekał aż się pojawię.- podniósł bardzo bladą twarz na Brennę. Chciałby się teraz pocieszyć przy kubku ciepłej krwi ale wiedział, że to teraz jest sprawa drugorzędna. Tak jakby.
- A, rzucił na mnie jakiś zakazany czar bo miałem rozerwany brzuch i znalazłem informację, że taka blizna to tylko po czarnej magii. Mogę pokazać, jak coś. - dostarczy dowody! Miał ją ładnie zaszytą na skórze ale za to z brzydkim szpetnym śladem, który już z nim zostanie do końca. Nie wspominał celowo jakim cudem stał się wampirem ani skąd "znalazł informacje" na ten temat. Słabo mu było od tego wszystkiego. Chciał mieć to za sobą, powiedzieć jak najwięcej i uciekać jak najdalej.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
02.02.2023, 14:13  ✶  
- Próby natychmiastowej dekapitacji? Obawiam się, że to nie byłoby zgodne z prawem – powiedziała Brenna. To nie tak, że nie martwiła się trochę o swoją tętnicę szyjną. Była w jednym pokoju z wampirem. Nawet pannie Longbottom, absolutnie niedbającej o takie rzeczy jak czystość krwi, kolor skóry czy status majątkowy osób, z którymi się zadawała, nie było łatwo ot zaakceptować kogoś, kto by żyć potrzebował cudzej krwi.
Ale Brenna była też Brygadzistką i w swoim życiu miała do czynienia naprawdę z wieloma dziwnymi rzeczami.
- Nie. Właściwie to jest pan pierwszym, jakiego spotykam – przyznała. – I tak, są zakazane, dlatego obawiam się, że muszę też spytać, w jaki sposób cię stworzono.
William Lestrange dobrze postąpił, zabezpieczając się przed wydaniem tego sekretu. Brenna zasadniczo zakładała, że jakiś wampir albo zabił i przemienił Codyego albo znalazł go na wpółumarłego i zmienił… na razie nie wpadła na nekromanację.
- Wampir, by przemienić człowieka w wampira, musi go zabić. Jeśli spróbujesz więc kogoś zamienić, obojętnie, czy odbędzie się to za jego zgodą, czy nie, będziesz ścigany za zabójstwo. Z kolei stworzenie wampira magią wymaga użycia czarnej magii – wyjaśniła. Po prawdzie mówiła w sporym uproszczeniu, bo przecież nie była nekromantką i tak naprawdę niewiele wiedziała o całym prcesie, ale i w tej chwili najważniejsze z jej perspektywy było wybicie ewentualnie młodemu człowiekowi z głowy prób przemienia dziewczyny, mamy albo najlepszego przyjaciela, żeby się nie starzeli i towarzyszyli mu przez resztę wieczności.
Milczała, gdy Cody snuł opowieść. Człowiek w masce nasuwał na myśl śmierciożercę. Podobnie jak opis zaklęcia. To sugerowało, że będzie musiała zaangażować w sprawę aurorów. Najwyraźniej też nie był przypadkowym celem – sądząc po opisie, zaczajono się na niego.
Zwolennik Voldemorta miał zapewne dowieść swojej wierności, zabijając szlamę, by dołączyć do grona naśladowców, albo sam zostałby potem zabity. A przynajmniej taka myśl przeszła Brennie przez głowę. Nie powiedziała tego jednak, bo… miała przed sobą bardzo młodego chłopaka, który umarł w okrutny sposób. Zwykła empatia Brenny może trochę stępiała na myśl o tym, że rozmawia z wampirem, ale to nie tak, że opuściła ją zupełnie. Między innymi dlatego powstrzymała sto jeden pytań, które miała ochotę mu zadać.
- Twoi rodzice to mugole, prawda? – spytała w końcu cicho. Zabójstwo na tle rasowym, te słowa też to sugerowały. – Jeśli tak, istnieje duża szansa, że atak był zaplanowany, a w takim razie będzie istotne, kto wiedział, że... będziesz w tamtym miejscu o tej porze. Zapisz mi adres. Sprawdzimy go z moją partnerką. Jeśli nie czujesz się na siłach do dalszego przesłuchania, możesz podać dane kontaktowe, a zgłosimy się z kolejnymi pytaniami później. Dodatkowo, istnieje program współpracy z Lecznicą Dusz, dla ofiar przestępstwa, gdybyś był zainteresowany.
Chociaż Brenna nie była pewna, czy jakikolwiek lekarz z tamtego miejsca miał doświadczenie w przepracowywaniu traumy związanej z własną śmiercią.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#7
02.02.2023, 16:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.02.2023, 16:30 przez Cody Brandon.)  
Na samą myśl o dekapitacji uniósł rękę do gardła i je rozmasował. Nie zorientował się, że mogło to wyglądać jakby chciało mu się pić. Stres z niego powoli ulatywał, ustępując miejsca zaintrygowaniu faktem, że został potraktowany… normalnie, poważnie. To było dosyć pocieszające.
Wykrzywił usta w grymasie gdy wspomniała o wydaniu danych tego, który go stworzył. Podwinął rękaw prawej ręki i odsłonił przedramię, na którym widniał lekki ślad przypominający wstęgę.
- Tego nie powiem, związany jestem obietnicą tajemnicy.- a podchodził do tego spokojnie wszak składał Wieczystą Przysięgę dobrowolnie. Uznał to za uczciwą "zapłatę" za połowiczne ożywienie. Dzięki temu mógł jeszcze poznać trochę świata i życia a nie gnić pod ziemią mając dwadzieścia dwa lata. Nie rozwijał tego tematu bowiem gdyby powiedział na głos, że i on nie zna żadnego wampira to dałoby jej do zrozumienia, że został stworzony za pomocą nekromancji. Ot, cienki grunt. Zakrył przedramię i rozmasował chłodną dłoń.
- Czytałem książkę o wampirach. Wie pani, żeby cokolwiek wiedzieć o tym co się dzieje z moim ciałem więc wiem już czego nie robić. - dodał, doceniając gdy dzieliła się z nim wiedzą prawną. To było miłe ale też niekomfortowe dla niego bo dotychczas uważał, że wampiry to raczej są bliskie potworom niż czemukolwiek ciekawemu. Splótł palce ze sobą i opierał je nad brzuchem, gotów powiedzieć wszystko, co mogłoby się jej przydać.
- Tylko ojciec. Mama była charłakiem.- sprostował bo nie miał co ukrywać swojego pochodzenia. Nigdy tego nie robił dlatego łatwo było odkryć czy pochodzi z rodu czarodziejów czy od mugoli.
- Pani też uważa, że mógł to być Śmierciożerca? To mi przyszło pierwsze na myśl. - to go poniekąd przerażało bo znaczy, że ktoś go "zauważył", ktoś z tej złej strony. Pochylił się by wziąć od niej kartkę i pióro.
- Dzięki ale wątpię by Lecznica Dusz była dobrym miejscem dla kogoś, kto teoretycznie nie żyje. Ja sobie jakoś z tym poradzę; chcę po prostu aby ta szuja za to zapłaciła.- zapisał na kartce adres i nawet dołączył mały szkic uliczek, zaznaczając miejsce dużym znakiem X. Nie był typem człowieka, który płakał w poduszkę nas swoim losem. Była to sytuacja słaba bo bezpowrotnie stracił żywe ciało jednak skoro mógł mimo wszystko jakoś egzystować i przeżywać to zamierzał z tego skorzystać. Wolał szukać plusów sytuacji a wszystkie minusy zminimalizować jak na przykład mordowanie dla krwi.
- Tamtego dnia byłem na urodzinach kolegi w gospodzie "Pod świńskim łbem". Wracałem normalną trasą do domu.- podsunął w jej stronę kartkę ale nie było na niej żadnych nazwisk. Nie uwierzy, że ktoś ze znajomych miałby go wydać na śmierć.
- Jeszcze mam trochę czasu i sił. Zastanawiam się czy ten ktoś, kto mi to zrobił nie będzie chciał "poprawić" zabójstwa jeśli odkryje, że jednak tak jakby żyję i mogę mieszać.- to też wcześniej przyszło mu na myśl. To chyba oznacza, że powinien podszkolić się w samoobronie.
- Spróbuję narysować tę maskę. Może nie teraz bo ręce mi się trzęsą ale może jutro bym to przyniósł albo wysłał? - zasugerował bo chciał pomóc we wszystkich czynnościach, jeśli dzięki temu szybciej go dorwą. Nie życzył takich przeżyć nikomu. Umieranie jest do bani. Męczył się długo zanim umarł. Mówił do świata, że sobie z tym poradzi ale kiedyś wyjdzie z niego ta drzazga, ten cień i coś brutalnie zmieni się w układzie jego świata.
- Pomogę w każdy możliwy sposób, nie ważne ile przyjdzie za to zapłacić. Nie odpuszczę mu. Chcę żeby żałował tego, co mi zafundował. - patrzył w oczy aurorce - bo w jego oczach nią była - a jego zielone tęczówki lśniły z determinacji.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
02.02.2023, 16:48  ✶  
Cudownie. Nekromancja albo wampir tworzący inne wampiry, morderstwo i jeszcze wieczysta przysięga. Brenna westchnęła tylko, ale nie zadawała kolejnych pytań odnośnie tożsamości osoby, która go przemieniła. Brandon będzie bronić tej tajemnicy niczym własnego życia, bo w pewnym sensie było to jedno, a z kolei ona powinna zrobić wszystko, aby ją odkryć.
Z drugiej strony być może ktoś wyświadczył mu przysługę. Acz nawet jeżeli działał w dobrej wierze, bawienie się w próby wskrzeszania kogoś wcale nie wydawało się Brennie dobrym pomysłem. I nie tylko dlatego, że było to prawnie zakazane.
- A czy twój stwórca widział cokolwiek przydatnego? – spytała więc tylko. Skoro chłopak najwyraźniej był gotów kontynuować rozmowę, to zadanie mu jeszcze parę pytań wcale nie było kiepskie. – Będę potrzebowała nazwisk gości – powiedziała, gdy żadne z nich nie pojawiło się na kartce. I wcale nawet nie chodziło o to, że podejrzewała jego znajomych, choć Brenna tego wcale nie wykluczała. – Ktoś mógł na przykład siedzieć tam i pójść za tobą, a oni kogoś zobaczyli. Albo opowiadali na mieście o urodzinach i gościach – wyjaśniła jeszcze, aby go przekonać, gdyby upierał się przy „nie będę ich w to wciągał”. Brenna i tak zresztą znając datę i miejsce mogła do nich dotrzeć, ale po prostu podając nazwiska i adresy, Cody mógłby ułatwić sprawę.
- Uważam, że to kandydat na takiego – przyznała szczerze. – Śmierciożercy dość rzadko zaczajają się na pojedynczego mugolaka, o ile ten czymś się nie wyróżnia. Ale tego też nie wykluczam. Czy miałeś ostatnio jakieś poważny konflikt z kimś czystej krwi? Albo półkrwi? Wypowiadałeś się negatywnie na temat Voldemorta publicznie?
Podejrzewała, że żaden śmierciożerca nie miałby nic przeciwko zabiciu przypadkowej „szlamy”, ale jednak specjalne czajenie się w ciemnym zaułku na pojedynczego, młodego chłopaka, nie było zadaniem, w jakim widziałaby jakiegoś Borgina czy Malfoya. Podejrzewała, że sami najbliżsi Voldemortowi raczej zajmują się poważniejszymi atakami… ale Cody mógł komuś podpaść, uczynić sprawę osobistą. Albo jakiś młody kandydat musiał udowodnić swoją lojalność?
- Nie pocieszę cię tu, bo owszem, jeśli to nie jest przypadkowy atak, mogą spróbować dokończyć dzieła. Możesz wystąpić o ochronę, jeżeli potwierdzimy atak, prawdopodobnie ją dostaniesz. Prosiłabym, żebyś przynajmniej przez najbliższe trzy dni nie pokazywał się… zbyt jawnie i pozwolił nam działać – powiedziała Brenna. Czy przez głowę przeszło jej, że mogliby przeprowadzić prowokację? Oczywiście, zwłaszcza, że chłopak zdawał się bardzo zdeterminowany, a ona wiedziała, że szanse na złapanie mordercy będą bardzo niewielkie. Niemniej nie sugerowała tego. Przynajmniej na razie. Jeżeli faktycznie napadli go śmierciożercy, musiała to najpierw potwierdzić, a potem powiadomić Biuro Aurorów. – Możesz przesyłać wiadomości tutaj, z adresatem Brenna Longbottom. Sama maska ma jednak mniejsze znaczenie niż wzrost, budowa ciała, głos... O ile coś z tego zapamiętałeś. Jeśli zostawisz mi kontakt, powiadomię cię jutro, jakie dalsze kroki poczyniono. Na razie dziś spróbuję sprawdzić miejsce zbrodni.
Jutro miała wolne, wolała więc dziś załatwić jak najwięcej, zanim przerzuci część sprawy dalej.

Nie zapewniała, że na pewno znajdą tego człowieka. Tak, miała zamiar zrobić, co może w tym kierunku. Ale już nie mogła zagwarantować, że się uda.
Ze śmierciożercami, niestety, nie szło to prosto.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#9
02.02.2023, 22:14  ✶  
Przypomniał sobie rozmowę z Williamem, pomijając taktownie ten moment zatapiania zębów w skórze.
- Ten… stwórca znalazł mnie w kałuży krwi. Nikogo tam nie było, nie wiemy ile czasu tam leżałem. Zacząłem jasno myśleć dopiero jakiś czas później… - czuł się dziwnie gdy o tym wspominał. Dopadał go niepokój na samą myśl, że krzyczał o pomoc i głosem i telepatią i nikt go nie usłyszał. Z dwojga złego wolał być wampirem niż nie żyć. O ile brzydził się czarną magią tak w przypadku Williama doceniał to, co próbował zrobić. Nie miał mu tego za złe a więc dlatego zgodził się związać z nim Wieczystą Przysięgą. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia… jakoś tak.
- Jeśli jeszcze go spotkam to dopytam.- odparł zwięźle, odwracając wzrok gdzieś na bok. Celowo dodał wzmiankę, że nie był pewien czy go jeszcze zobaczy. Nie chciał wspominać nawet minimalnie rodzaj łączącej ich relacji. Nie chciał nawet nakierowywać na jego płeć więc odnosił się do określenia "stwórcy". Osobiście nazwałby go szaleńcem, ale może być i stwórca, niech będzie. Brzmi zdecydowanie bardziej szpanersko.
Pokiwał głową i dopisał sześć imion i nazwisk, wszystkie z rodzin mugolskich bądź mieszanych.
- Oni nie wiedzą co mi się stało. Mam prośbę aby im nie mówić. Wiedzą tylko, że zostałem napadnięty i nic więcej. - doprecyzował, zerkając na Brennę z większą uwagą. Nie kwapił się do chwalenia swoim nieżyciem. Sam fakt, że musiał jej i tym powiedzieć dosyć mocno go stresowało. Co innego być mugolakiem a co innego wynaturzeniem rodem z horroru.
Uniósł rękę do swoich włosów i oparł ją o głowę. Myślał a jego mina wskazywała, że jest niepocieszony odpowiedzią.
- Możliwe, że znaleźli sobie powód. Zbierałem podpisy różnych rodzin w sprawach poprawy jakości życia likantropów, o prawo głosu wydziedziczonych charłaków… i te podobne sprawy. Jestem bardzo za równouprawnieniem tych mniejszości więc mogłem na siebie zwrócić tym uwagę. To tylko dwa z kilku większych działań których się podejmowałem, niektóre pomniejsze z pozytywnym skutkiem.- podał potencjalne powody przez które zwrócił na siebie uwagę fanatyków czystej krwi. Czy żałował, że działał na rzecz mugoli, charłaków i likantropów? Nie. Im więcej osób próbuje tym większa szansa, że im się w końcu uda coś zmienić. Teraz musiał pomyśleć co robić dalej. Zdecydowanie nie będzie się przez jakiś czas wychylać dopóki nie odzyska kontroli nad swoim nieżyciem.
- Za dnia i tak nigdzie nie wyjdę. Ale rozumiem, nie ma problemu. Nie spieszy mi się znów walczyć na śmierć i życie.- musiał doszkolić się, psychicznie do tego przygotować aby w odpowiedniej chwili być zadrą w oku dla mordercy. Nie cieszył się, że Brenna się z nim zgadzała w kwestii potencjalnego dodatkowego ataku napastnika. Mimo wszystko dobrze jest wiedzieć, że dobrze sobie dedukował i że przez ostatnie dwa tygodnie zachowywał nadzwyczajną ostrożność.
- Ach. Głos, wzrost… cechy charakterystyczne. - to mogło sprawić trochę kłopotu. Umierający umysł nie skupia się na takich detalach.
- Nie wracałem do tego myślami ani razu. Muszę pomyśleć. Wiem, że to był mężczyzna, to pewnik.- wwiercał się teraz spojrzeniem w krzywo wyciosaną nogę od biurka i skupiał z całych sił aby odnaleźć w pamięci szczegóły. Umysł nie chciał jeszcze współpracować przez męczący go cały dzień stres.
- Miał taką… grubą rękę. Taką szeroką dłoń, z dużymi, krótkimi palcami. To chyba ręka kogoś bliżej czterdziestki, nie jestem pewien. - wstał i zapisał na kartce swoje imię, nazwisko i adres domu Alice, aby to ona w razie czego przyniosła mu korespondencję. Zamiast usiąść w fotelu zaczął spacerować w tę i z powrotem po gabinecie i przygryzał kciuk odziany w rękawiczkę. Myślał, próbował sobie przypomnieć a ruch pomagał mu się skoncentrować.
- Miał duże buciory, ciężkie. Słyszałem każdy jego krok więc musiał też mieć solidną wagę. Śmiał się gdy unikałem ataku. - rysy jego twarzy stężały z chęci mordu. Prędzej porzyga się niż dotknie kropli krwi tej szui - tak myślał na trzeźwo - ale z przyjemnością zafundowałby mu tortury. Wyobraził sobie, że ten leży u jego stóp a on niszczy jego maskę.
- Brązowe włosy wystawały spod kaptura. - mówił, zatrzymując się w połowie drogi i znów wpatrując się morderczo w losowy punkt gabinetu. Zabije go. Zrobi mu krzywdę. Nie ważne ile będzie go to kosztować, zemści się. Na żywych oczach jego skóra nabierała trochę odcienia szarości. Młody wampir nie powinien myśleć o mordowaniu, to źle wpływa na cerę.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
02.02.2023, 22:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.02.2023, 22:32 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna też uniosła wzrok znad notatnika, przez chwilę kalkulując pewne rzeczy.
- Nie powiem – zgodziła się wreszcie. – Ale drobna rada, poza protokołem. Albo powinieneś zrobić to sam, albo ograniczyć z nimi kontakty. Ktoś prędzej czy później się zorientuje. I prawdopodobnie powie innym.
A wtedy będzie tylko jeszcze gorzej niż gdyby wspomniał o tym samemu. Brenna wątpiła, by wielu czarodziejów chciało utrzymywać znajomość z wampirem. A pewnie nawet jeśli, zmieni to relacje – bo na przykład zaprosisz na nocowanie po suto zakrapianej imprezie kolegę, ale już nie kolegę, który może cię ugryźć, gdy zaśniesz.
Oznaki nie były oczywiste, Brenna się nie zorientowała, ale podejrzewała, że gdyby przemianie uległa Nora czy Mav, odkryłaby to dość szybko. Bladość, koniec przechadzek w letni dzień, brak pulsu i zimna skóra u kogoś, kto często obejmowałeś na powitanie…
- Aha. W takim razie grono podejrzanych właśnie rozrosło się nam do nieprawdopodobnych rozmiarów – skwitowała. Nie powinna pozwalać sobie na taką uwagę przy kimś zgłaszającym przestępstwo, ale sytuacja była na tyle… irracjonalna, że Brennie ciężko było zachować sto procent profesjonalizmu, choć naprawdę próbowała. Ale Cody zdecydowanie zwracał na siebie uwagę. Nawet osoby nie mające nic do mugolaków albo sami mugolacy czasem nie lubili wilkołaków. Nie wspominając już o charłakach. Sama Brenna w duchu nie była pewna, czy świat czarodziejów to dobre dla nich miejsce, gdy po prostu w każdej dziedzinie zawsze musieli pozostać daleko w tyle za najmniej utalentowanym czarodziejem.
Cody jako syn charłaka jednak patrzył na to inaczej.
- Cody, nazwiska osób, które pomagały ci przy tych akcjach i to natychmiast – poprosiła, podsuwając mu znowu notes. Darowała sobie panowanie, chłopak był młody i miała dziwne wrażenie, że bezpośrednie podejście będzie tutaj lepsze. – Zwłaszcza tych, którzy byli na świeczniku. I zanim zaczniesz się krygować, nie mam zamiaru ich oskarżać o napaść na ciebie, a ostrzec, że powinny uważać. Możesz nie być jedyny.
Czarnowidzący umysł Brenny podsuwał myśl, że jeśli Brandon tymi działaniami zasłużył sobie na napaść – a tak właśnie pewnie było – to ktoś, kto mu w nich towarzyszył, może mieć podobny problem. Musiała wysłać listy natychmiast, a potem najlepiej się z nimi też spotkać.
- Dziękuję, to już coś – powiedziała, odnotowując we własnym notatniku wszystkie szczegóły, o których wspomniał Brandon. Jeżeli będzie miała szczęście, sama zdoła spojrzeć w przeszłość i zobaczyć tę scenę, ale musieli brać pod uwagę, że widmowdzenie nie zadziała. Zdawała się albo nie dostrzegać, albo kompletnie ignorować pragnienie mordu, które powoli ogarniało chłopaka. – Czy jest coś jeszcze, czym chciałbyś się dziś podzielić? Jeżeli nie, mam zamiar zabrać kogoś i iść na miejsce zbrodni, więc możesz wrócić do siebie. Skontaktuję się z tobą, bo ktoś z Biura Aurorów prawdopodobnie też będzie miał pytania.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2378), Cody Brandon (3003)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa