• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 Dalej »
[10.04.72, Pokątna] Wielka Loteria - Brenna i Patrick

[10.04.72, Pokątna] Wielka Loteria - Brenna i Patrick
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
04.02.2023, 18:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2023, 17:41 przez Morgana le Fay.)  
Rozliczono - Brenna Longbottom - Pierwsze koty za płoty

- Cały czas zastanawiam się, czy ten kupon nie jest podrobiony – powiedziała Brenna Longbottom, unosząc świstek czerwono – białego papieru tak, by spojrzeć na niego pod światło. Zupełnie jakby słoneczne promienie, tego dnia padające na ulicę Pokątną, mogły ujawnić podstęp. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały jednak na to, że los był prawdziwy. Nie wyczarowano go (sprawdziła), nie zmieniono na nim cyferek magią (też sprawdziła) i posiadał specjalne oznaczenie, takie, jak wskazywano w gazecie (to też w swojej paranoi zweryfikowała). – Bo wiesz, dostałam go od Johnny’ego Plumpa. Byłam absolutnie pewna, że kiedy sprawdzę, okaże się, że tak naprawdę nie ma żadnej loterii. Wiesz, jak poznałam Johnny’ego Pluma? Byłam w Brygadzie od pół roku, mieliśmy akcję na Nokturnie, miałam w cywilu czekać przy przejściu do Alei Horyzontalnej. Chyba pracowałam tam za krótko, żeby mieć… odpowiednią aurę, bo podszedł do mnie i koniecznie chciał mi sprzedać kradzione kociołki. Musiałam go w końcu aresztować, bo za żadne skarby nie mogłam się go pozbyć. Próbowałam prośbą, groźbą, ignorowaniem, a on nic, tylko kup pani kociołek, to najlepsze kociołki, nawet jak w końcu mu przywaliłam, domagał się, żebym kupiła ten kociołek jako rekompensatę, bo inaczej zgłosi mnie Brygadzistkom, nic, zero, nada. A facet, na którego się czailiśmy, omal nie przebiegł obok mnie.
Gdy wędrowali ulicą, Brenna… jak to Brenna, gadała. I nie przeszkadzało jej ani trochę, że byli tu służbowo, bo zasadniczo nie chodziło o patrol, a udawali się właśnie powoli w stronę Nokturna, gdzie jeden z ich informatorów być – może – coś – wiedział – o – jednym – ataku – śmierciożerców.
Brenna podejrzewała, że to „coś wiem” oznacza „powiem, że gość w masce i szacie tego dnia uciekał tą uliczką, nic więcej nie widziałem, pięć galeonów się należy”, ale musieli przynajmniej to sprawdzić. A przy okazji po drodze miała zamiar zajrzeć do siedziby gazety, która zorganizowała Wielką Loterię, w ramach której Johnny Plump oferował jej kupon w zamian za kilka sykli, które był jej winien.
Przyjęła go głównie po to, żeby mieć to z głowy, zwłaszcza, że Johnny był facetem, którego czasem warto było zaszantażować, by dowiedzieć się tego i owego. Głównie co piszczy na ulicach, bo z grubymi rybami nigdy nie miał do czynienia, ale to też bywało bardzo przydatne. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że Wielka Loteria faktycznie się odbywa, kupony na nią wyglądają dokładnie tak, jak los, który oferował jej Johnny, a co więcej wydrukowane w gazecie liczby pokrywają się z tymi, które na nim wydrukowano.
Co więcej wygrana przy jej liczbach była całkiem atrakcyjna, bo obejmowała cały dzień w magicznym wesołym miasteczku dla dwóch osób. Pieniądze same w sobie rzadko interesowały Brennę – była tą szczęściarą, która nie tylko nie musiała płacić czynszu, więc pensję miała dla siebie, ale też całe życie otrzymywała od bogatych krewnych pieniądze z różnych okazji, a matka bogaczka założyła dla córki specjalny fundusz, kiedy ta jeszcze raczkowała.
Ale dzień w wesołym miasteczku?
To było doskonałe. Mogłaby zaprosić Mabel. A jeśli nie zdołałaby wykroić całego dnia na taką wyprawę, to wręczyć kupony Norze, by zabrała dziewczynkę samą, posłała ją z Nicholasem albo Fergiem. Ollivander pewnie nie miałby nic przeciwko.
- No nic, zaraz się dowiemy, obiecuję, że to potrwa góra dwie minuty – powiedziała, zatrzymując się przed odpowiednią kamienicą. Akurat mieli po drodze, więc mogła szybko zajrzeć do środka i odebrać karnet.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#2
05.02.2023, 02:30  ✶  
Bywały takie chwile w życiu, gdy po prostu było miło. Proste, zwykłe, powielane wielokrotnie czynności, które tylko przypadkiem na dłużej zapadały w pamięć. Z wiekiem Patrick nauczył się je doceniać szczególnie. To była jedna z takich chwil. Przyjemny spacer przez ulicę Pokątną (nawet jeśli miał się zakończył średnio przyjemną rozmową z informatorem na Nokturnie).
Auror szedł obok Brenny Longbottom ulicą, słuchał jej wesołej paplaniny a dookoła nie działo się nic szczególnego. Żadnego ataku Śmierciożerców, żadnego Lorda Voldemorta, żadnej awantury, żadnej bójki, żadnego przepychania się. Mijali ich inni czarodzieje. Jakieś dwie czarownice wyszły ze sklepu, niosąc zapakowaną nową szatę, którą kupiła jedna z nich. Zastanawiały się nad tym, czy na pewno wybrały dobry kolor i właściwy krój.
Ale Patrick obrzucił je tylko obojętnym spojrzeniem, z zainteresowaniem śledząc słowa Brenny. Był sobie w stanie nawet wyobrazić, jak to mogło wtedy wyglądać. Brennę Longbottom, jako nagłe wcielenie czujności, które pragnęło tylko ciszy i braku zainteresowania postronnych gapiów, by mogło skupić się na powierzonym jej zadaniu i skaczącego wokół niej Johny’ego Plumpa, któremu buzia się nie zamykała. Zdążył już poznać Plumpa, i jego nazwisko dobrze oddawało posiadaną fizjonomię. Johny był niskim, grubawym facecikiem z łysiną i mnóstwem niespożytej energii. Tylko przypadkiem zawsze kierował ją w stronę szemranych interesów i zbyt łatwych inwestycji, które miały mu w krótkim czasie przynieść mnóstwo pieniędzy.
- Zgarniałem go, gdy próbował handlować srebrem goblinów – wtrącił do słów swojej towarzyszki, gdy ta na chwilę zamilkła. – Jak możesz się domyślić, to nie było srebro goblinów. W sumie to nie było nawet srebro. Zrozumiał jak wielką wyświadczam mu przysługę dopiero wtedy, gdy przed drzwiami jego kantynki stanął wściekły goblin – uśmiechnął się pod nosem, choć w tamtym momencie wcale nie było mu do śmiechu. – Jeśli to nie jest jakiś jego kolejny szwindel, pewnie teraz pluje sobie w brodę, że oddał ci kupon za parę sykli.
Być może to nie świadczyło szczególnie dobrze o naturze Stewarda, ale był sobie w stanie wyobrazić irytację Johny’ego, gdy zrozumiał, że właśnie przeleciała mu przed nosem okazja do zarobienia kilku galeonów. Skoro jeszcze nie odwiedził Brenny z jakimś wyjątkowo pokrętnym wyjaśnieniem, dlaczego miałaby mu zwrócić kupon, to najprawdopodobniej nie wiedział jaki skarb jej oddał. Co, patrząc na jego długą listę prób zdobycia fortuny, było naprawdę zabawne.
Przystanął przed siedzibą gazety. Wzruszył ramionami, gdy czarownica zaczęła się przed nim tłumaczyć.
- Daj spokój. Mam taką ochotę iść na Nokturn, że z największą przyjemnością poczekam na ciebie choćby i piętnaście minut – zapewnił ją.
Był też przekonany, że informator nigdzie im nie ucieknie. Będzie czekał choćby i do wieczora, byle tylko zgarnąć swoją dolę za przekazane informacje. W odróżnieniu od Brenny, Patrick nastawiał się trochę jednak, że tym razem będzie miał do powiedzenia coś bardziej istotnego niż: „wczoraj kręciło się tu trzech podejrzanych czarodziei, nigdy wcześniej ich tu nie widziałem, mieli maski na twarzach”. Niby każda informacja mogła być potencjalnie cenna, ale… no ale nie każda. Zwłaszcza jeśli potem miałoby się okazać, że trójka podejrzanych czarodziei w maskach, naprawdę była trójką czarodziei w maskach, którzy szli na jakieś przyjęcie urodzinowe a te maski, co widział, to nosili na ustach, nie na oczach.
- Jakbyś chciała to mogę wejść z tobą – rzucił jeszcze, ale sam nie pchał się do środka.
Przystanął trochę z boku, by nie tarasować wejścia. Obserwował sylwetkę Brenny, gdy ta znikała w kamienicy.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
05.02.2023, 13:05  ✶  
- Och tak, to cały Johnny. Czasem mam wrażenie, że gdyby wykorzystał tę swoją pomysłowość w bardziej uczciwy sposób, mógłby szybko zostać bogaczem – stwierdziła Brenna z pewnym rozbawieniem na opowieść Patricka. Czy była zaskoczona, że auror również kojarzył Plumpa?
Ani trochę.
Johnny, syn czarodziejki półkrwi i mugolaka, był równie znany w półświatku, jak i pośród niektórych Brygadzistów, którym zgłaszano jego różnego rodzaju wybryki…
- Hm, jeśli nie podrobił tego losu, a zorientuje się, że wygrał, to pewnie kiedy następnym razem przyłapię go na czymś nielegalnym, a muszę przyznać, że przedziwnym zrządzeniem losu bardzo często właśnie ja go na czymś przyłapuję… zupełnie jakby łączyła nas czerwona nić przeznaczenia… będzie twierdził, że jestem mu coś winna – roześmiała się Brygadzistka. Naprawdę często wpadała na Plumpa. Gdyby żyli w książce, Johnny pewnie byłby dziesięć centymetrów wyższy, dziesięć lat młodszy, jego działalność byłaby przykrywką, i faktycznie łączyłoby ich przeznaczenie.
W ich świecie jednak stała się po prostu jego nemezis, co rusz dającym mu mandat, za próby płacenia złotem leprokonusów.
- No nie mów, nie stęskniłeś się za tym specyficznym klimatem? Zapachem popiołu i dymu? Ludzi w ciemnych zaułkach, zerkających na ciebie, zastanawiając, czy zejść ci z drogi, czy wypalić czar w plecy? – spytała Brenna takim tonem, jakby naprawdę tylko marzyła o takiej wycieczce. Choć nie marzyła ani trochę. Nie lubiła Nokturna nie tylko dlatego, że był miejscem, gdzie chowali się czarnoksiężnicy. Był też ulicą niejako pogrzebanych nadziei. Tam też przecież zdarzały się dzieciaki albo ci, którym zupełnie w życiu nie wyszło. Niby znała tam okolicę, wiedziała, jak się zachowywać i ubrać, by zminimalizować ryzyko ataku… ale i tak cieszyła się, że idą tam we dwoje.
- Jasne, możesz wejść ze mną, jeśli tylko chcesz – powiedziała Brenna, po czym w drzwiach omal nie zderzyła się z bardzo wściekłą czarownicą. Longbottom uniosła lekko brwi i weszła do środka: w samą porę, by usłyszeć, jak rozmawiający z pracownicą redakcji czarodziej w średnim wieku krzyczy:
– Przeterminowany! Jak to przeterminowany?! Nie ma na nim żadnej daty ważności!
- Bo widzi pan, tutaj na dole jest takie małe oznaczenie, które wskazuje, że ten kupon ma określoną datę ważności…
- Cała ta loteria to więc jedna, wielka ściema! Jakim cudem kupony na nią przeterminowały się przed głównym losowaniem?!
- To były tańsze losy, przeznaczone tylko na jednorazowe, wstępne losowanie, nie obejmujące głównej części loterii…
- Plump zapewniał mnie, że wszystko będzie w porządku! Dlaczego nie oznaczacie tych losów jasno!

Aura mężczyzny jasno pokazywała, jaki jest wściekły. Jeśli szło o pracownicę – była rozdrażniona, ale też chyba trochę zawstydzona. Najwyraźniej choć Johnny pozwolił sobie tutaj na pewien przekręt, to i gazeta absolutnie celowo nie oznaczyła kuponów we właściwy sposób.
– Och – westchnęła Brenna z pewnym rozczarowaniem, spoglądając na swój los. Zmięła go w ręku i wsunęła do kieszeni.
Będzie musiała zobaczyć, czy taki karnet da się wykupić. Chociaż podejrzewała, że będzie to trudne, podobno były rozchwytywane.
– Wygląda na to, że los nie jest fałszywy, ale przeterminowany. Co za pech – parsknęła. – Właśnie dlatego nie ufam gazetom. I nigdy nie należy nadmiernie ufać Johnny’emu Plumpowi… Ciekawe, czy właśnie handluje swoimi kociołkami przy wejściu na Nokturn, hm.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#4
07.02.2023, 01:22  ✶  
- Całkiem możliwe – zgodził się odruchowo z Brenną. I Patrickowi przeszło przez myśl, że największym problemem Johnny’ego było to, że chciał za szybko, za wiele i koniecznie nie w zgodzie z prawem. To ostatnie było chyba nawet najważniejszym punktem każdej prowadzonej przez niego działalności.
Osobiście jednak miał nadzieję, że tym razem mężczyzna nie próbował oszukiwać. Byłaby to skończona głupota, gdyby próbował wcisnąć jakiś lewy los na loterii akurat brygadzistce, którą dobrze znał i która doskonale znała jego. To przebiłoby nawet historię z kradzionymi kociołkami. I po co miałby to zresztą zrobić? Dla hecy? Głupio. A te kilka sykli, które był jej winien, raczej nie były warte konsekwencji, które mógł ponieść.
- Czerwona nić przeznaczenia – powtórzył odruchowo myśląc o tym, że jeśli kiedyś zdarzy mu się spotkać Brennę i Plumpa razem, sprawdzi łączące ich nici. Oczywiście wiedział, ze brygadzistce nie o takie nici przeznaczenia chodziło, ale byłoby to całkiem ciekawe, gdyby okazało się, że to nie jej czwarty zmysł pozwalał tak często łapać Johnny’ego, ale jego afekt do niej.
- Zawsze, kiedy jestem na Nokturnie, mam wrażenie, że jestem tam jakiś taki zbyt czysty. Zauważyłaś, że każda podejrzana wiedźma i każdy pozujący na czarnoksiężnika czarodziej mają czarne zęby? I oczywiście ziemię za paznokciami? Najlepiej takimi nieobcinanymi od dwóch tygodni? A ich ubranie musi, ale to musi mieć na sobie jakieś podejrzane plamy? – zapytał, zdając sobie dobrze sprawę, że pieprzył straszne głupoty. – Zresztą, w sumie stan uzębienia rzeczywiście dodaje im złowieszczego uroku. Stanowczo nie mam ochoty, żeby się do mnie zbliżali i chuchali we mnie podczas składania zeznań.
Ostatecznie Patrick nie wszedł do środka. Zaczekał aż Brenna załatwi sprawę z losem na loterii. Ale kiedy zobaczył jak wychodziła z budynku, już wiedział, że nie wszystko poszło po jej myśli. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy Plump naprawdę był tak głupi, by wcisnąć jej podrobiony kupon.
- Jak to przeterminowany? – zapytał głupio a w jego głosie pojawiło się autentyczne zaskoczenie. – Nie miałem zielonego pojęcia, że losy na loterię w ogóle mogą być przeterminowane. Przecież to nie ma sensu. Skąd niby miałaś wiedzieć, że ten twój los miał jakiś termin ważności? I o ile jest przeterminowany? – Steward miał nadzieję, że Brenna nie usłyszała właśnie, że jej los przeterminował się piętnaście minut wcześniej.
To dopiero byłaby straszliwa ironia losu. Całe szczęście, że nie wyglądała na specjalnie przybitą faktem, że ominęła ją wielka wygrana.
- Obawiam się, że na twój widok porzuci swoje kociołki, srebro, zegarki-wykiwarki, poduszki-pierdziuszki i zacznie uciekać – zauważył. Choć wtedy oznaczałoby, że od początku wiedział, iż los, który jej wciskał był przeterminowany i po prostu miał nadzieję, że Brenna zapomni o tym, że go w ogóle dostała. Innego wytłumaczenia Steward nie potrafił znaleźć. – A jak go dorwiesz, zacznie ci tłumaczyć, że go musiałaś źle zrozumieć.
Ruszył z nią w stronę Nokturnu.
- Sądzisz, żę będziemy mieli więcej szczęścia z informatorem? – zapytał, a potem, jakby ruszony jakąś nagłą myślą dodał: - Mam nadzieję, że mimo wszystko nie jest ci przykro. Mogę ci w ramach nagrody pocieszenia postawić kawę. Tu niedaleko jest całkiem dobra kawiarnia. Albo herbatę. Albo jakiegoś pączka z marmoladą u Nory.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
07.02.2023, 01:40  ✶  
Brenna wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby Johnny próbował wetknąć jej ten los – jeśli byłby fałszywy - z głupoty. A raczej dlatego, że nie pomyślał. To w końcu był Plump, prawda? Po nim byłaby skłonna spodziewać się absolutnie wszystkiego.
Poza afektem do niej. Gdyby znała myśli Patricka, kazałaby mu odpluć przez ramię, a potem zaciągnęła do najbliższego kawałka drewna, by odpukał w niemalowane, tak na wszelki wypadek. Zwykle płeć przeciwna niezbyt się ją interesowała, a że Brenna zawsze uważała, że zupełnie nie nadaje się do randek, nie cierpiała z tego powodu i nawet nie myślała, że ktoś mógłby polubić ją w taki sposób. Każdą sugestię zbyłaby śmiechem. Ale Johnny… to była zbyt straszna myśl, aby ją wyśmiewać.
- Ty się śmiejesz, a ja każdym razem, zanim tam wejdę, staram się wejść w jakieś błoto, by bardziej ubabrać sobie buty. A raz nawet specjalnie ubrudziłam szatę marmoladą. W odpowiednim oświetleniu wygląda zupełnie jak krew – oświadczyła Brenna z tak poważną miną, że trudno było stwierdzić, czy sobie żartuje, czy faktycznie wchodziła na Nokturn w szacie uwalanej dżemem, aby ludzie trzymali się z daleka, zakładając, że jest wiedźmą, która właśnie kogoś zamordowała.
- Sama nie jestem pewna – przyznała, pokazując zresztą los Patrickowi. Nie było na nim żadnej daty. – Wiesz co, ja aż to potem sprawdzę, bo zastanawiam się, czy to Wielki Przekręt Johnny’ego Plumpa czy Wielki Przeklętej Gazety – dodała, wskazując kciukiem na nazwę gazety, umieszczoną na szyldzie. Nie był to Prorok Codzienny, a znacznie mniejsza redakcja. – Bo poza mną w środku był jeszcze jeden facet i…
Urwała, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i mężczyzna, który dyskutował wcześniej, wypadł na ulicę, cały czerwony ze złości.
– Skandal! Oszustwo! Pozwę was! – wrzasnął jeszcze, nim drzwi zamknęły się za nim, a potem odszedł ulicą w przeciwną stronę.
– No właśnie – podsumowała Brenna, ruszając za Patrickiem w stronę Nokturnu. – Nie mnie jednej dostał się przeterminowany los… i och, wiesz co? To jest niezły pomysł. Jak go zobaczę, zacznę machać tym losem z daleka, to może on ucieknie, a wtedy musimy tylko przejrzeć rzeczy, które po sobie zostawi i może dowiemy się, gdzie podziały się srebra ukradzione Fergusonom w zeszłym tygodniu? – stwierdziła z pewnym zainteresowaniem.
Gdy Patrick zaproponował, że postawi jej kawę, posłała mu tylko uśmiech. Było jej trochę szkoda, głównie dlatego, że już przywiązała się do myśli o zabraniu chrześnicy na wypad do wesołego miasteczka. Na szczęście jak na jej stan majątkowy, nie była to żadna tragedia.
- Pączki z marmoladą u Nory leczą wszystkie smutki, ale obiecałam solennie Erikowi, że w kwietniu nie będę ich kupować – powiedziała lekko. Wydała taki majątek na rzeczy dla psów i potem jeszcze do schroniska, że przysięgła bratu nieco ograniczyć w kwietniu inne wydatki. – Nie trzeba. Ale jeśli tych przeterminowanych losów jest więcej, to trochę szkoda ludzi. Wiesz, ktoś, kto nie ma za dużo kasy, nagle sądzi, że wygrał pięćdziesiąt galeonów, a tu nic, rozczarowanie. Albo przychodzi matka z dzieckiem odebrać tę nagrodę w wesołym miasteczku i dowiaduje się, że nic z tego… to przykre – stwierdziła i właściwie głównie dlatego chciała sprawdzić, czy ta Wielka Loteria to nie żaden Wielki Przekręt. – Ooo… patrz… czy tam stoi Plump, czy mi się wydaje? – spytała, bo faktycznie w pobliżu wejścia od Nokturna mignęła jej sylwetka, która mogła należeć od Johnnyego. Byli jednak jeszcze za daleko, aby mogła być pewna.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#6
07.02.2023, 02:17  ✶  
Patrick wzruszył beztrosko ramionami. Tak naprawdę, po pracy, gdy czasami zapuszczał się na teren Nokturna, niewiele wyróżniał się między tamtejszymi bywalcami. Ale też wtedy zależało mu na tym, by niewielu mogło go skojarzyć z aurorem Patrickiem Stewardem. Bo podczas pracy to jednak było co innego. W tym czasie był trochę innym Patrickiem, częściej się uśmiechającym, głośniejszym, udającym głupszego niż był w rzeczywistości, bardziej niezdarnego i mniej skupionego na otaczającej go rzeczywistości. Takiego, który wydawał się mniej niebezpieczny a przez to dużo sympatyczniejszy, niż był naprawdę; którego można było nie doceniać i później srogo zapłacić za to niedocenianie.
- To ja już wolę, żeby mieszkańcy Nokturna patrzyli na mnie porażeni zdumieniem, że używam tak niepotrzebnych przedmiotów jak: pasta do zębów, mydło i ubranie na zmianę, niż żeby widzieli, że na śniadanie jadłem marmoladę – zażartował. – Ale masz rację. W jakiejś ciemnej, brudnej uliczce Nokturna, może robić za plamy po krwi.
Zerknął na los odruchowo, gdy Brenna mu go pokazała. Patrzył na niego, nie bardzo wiedząc czego właściwie powinien tam szukać, aż skupił uwagę na wychodzącym z budynku, wściekłym mężczyźnie. Zamrugał, najwyraźniej dochodząc do podobnych co brygadzistka wniosków. To naprawdę wyglądało jak niezły przekręt. Udana próba wyłudzenia mnóstwa pieniędzy od naiwnych ludzi. Część z nich pewnie zapominała o losie, który kupowali, część sprawdzała numery, ale nic nie wygrywała a część – ci szczęśliwi pechowcy, którzy myśleli, że wygrali cenne nagrody, na miejscu dowiadywali się, że wcale nie, bo ich losy były przeterminowane. A wszystko przez to, że nie doczytali ustępu siedemdziesiątego dziewiątego, paragrafu szóstego, akapitu trzynastego, w którym stało jak wół, że odebrać nagrodę mogą najwyżej godzinę po ukazaniu się porannego wydania gazety, ale tylko w dni nieparzyste.
- Przynajmniej ogarniesz, czy on wiedział, że z tym losem to jakiś przekręt czy nie – zauważył. – Jak zacznie uciekać. Wiedział. Jak nie zacznie to możesz mu nawciskać kitu, że właśnie gobliny otwierają ci piątą skrytkę w Gringotcie, bo już ci się złoto nie mieści w czterech poprzednich – opisał. A jak Johnny zacznie domagać się znaleźnego, zawsze można było mu wcisnąć kit, że dostałby całe złoto, gdyby sam się pofatygował rankiem po nagrodę. – Mimo wszystko, mam nadzieję, że to nie on ukradł srebra Fergusonom, chociaż pewnie może wiedzieć kto to zrobił…
Patrickowi zrobiło się trochę szkoda Brenny. Wątpił, by naprawdę zależało jej na wielkiej wygranej na tyle, by teraz miała czuć się bardzo przybita, ale… ale jednak przez chwilę czuła się jak zwycięzca. I poczyniła już nawet plany związane z tym, co zrobi z wygraną.
- To zjesz je bez Erika. Poza tym, dzisiaj to ja ci postawię – zauważył. Miał w końcu dwanaście sykli i siedem knutów w sakiewce. Chwilę wcześniej i jemu zrobiło się szkoda wszystkich biedaków, którzy dadzą się nabrać na rzekomą wygraną w loterii, ale może… może tylko Brenna miała takiego pecha? Zmrużył oczy, gdy wskazała mu stojącego przy wejściu na Nokturn mężczyznę. Niby wciąż było jeszcze dość daleko, ale Johnny miał pewien niepowtarzalny sposób bycia, posturę, chód… – Ej, to chyba faktycznie Plum. To jak? Idziemy sprawdzić czy wiedział, czy nie wiedział co z tym losem? – I srebrem Fergusonów?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
07.02.2023, 02:32  ✶  
Brenna pod pewnymi względami postępowała podobnie do Patricka, pod innymi… zupełnie nie. Wiele osób miało ją zapewne za pajaca, naiwną, głupiutką albo miękką. I to całkiem jej pasowało, bo potem mogli się zdziwić, że zna jakieś zaklęcie, połączy fakty albo wystrzeli komuś czar w plecy. Z drugiej strony – choć czerpała z tego korzyści – to nie było w tym prawdziwego wyrachowania.
Naprawdę bardzo lubiła pleść głupoty i naprawdę była z natury wesoła. Nie udawała tego: była pajacem z natury. Wiele tych gorszych cech charakteru zaczęło kształtować się u niej dopiero w ostatnich latach, ze względu na pracę i sytuację. A że pod otoczką wesołości już kiedyś nawykła chować wszystko, co niosło ze sobą widmowidzenie, jakoś odruchowo chowała i te gorsze rzeczy.
- Wiesz, nie wykluczam, że Johnny miał tych losów z pięćdziesiąt… bo ten facet chyba krzyczał coś o Plumpie. Także nie mam pojęcia, czy to przekręt Johnny’ego, przekręt gazet, czy ich wspólny przekręt? – zastanowiła się na głos. – Hm, a nie sądzisz, że zacznie uciekać na nasz widok tak… odruchowo? Wiesz, na wszelki wypadek? Raz goniłam go przez pół ulicy, bo zaczął po prostu biec, gdy mnie zobaczył. Okazało się, że nie miał nic nielegalnego i nic nie robił, po prostu mnie zobaczył, więc rzucił się do ucieczki. A ja w sumie też nie jestem lepsza, zobaczyłam, że ktoś ucieka, więc zaczęłam gonić.
W jej tonie znów pojawiło się rozbawienie. Co poradzić? Była Brygadzistką. Psem gończym. Czy raczej wilkiem gończym. Jak ktoś zwiewa, znaczy się, że ma coś na sumieniu, prawda?
- W sumie… może wiedzieć, kto to zrobił, albo gdzie jest to srebro, jakby go przycisnąć…
Nie próbowała bardziej protestować przeciwko wizycie w kawiarni. Gdy już skończą pracę, mogli tam wpaść. Po pierwsze, napędzanie Norze klienteli było czymś pozytywnym. Po drugie, chociaż Brenna starała się nie pozwalać, aby znajomi coś jej kupowali zbyt często, to też sama obdarowywała ludzi wokół regularnie i zdążyła już jakiś czas temu nauczyć się, że jeśli przy próbach odwzajemnienia się stanie okoniem, zostanie to źle odczytane. Gdy więc ktoś nalegał, czasem po prostu mówiła…
- Jasne, dzięki. – Ona po prostu zapłaci za kawę. – Chociaż wiesz, powinniśmy byli pójść na nie najpierw. Zanim zawędrujemy na Nokturna, żebym mogła wysmarować się marmoladą i zdobyć w ten sposób szacunek ludzi ulicy. I hm… tak, to on. Spróbujmy… Heeeej! Johnny! – zawołała, unosząc w górę rękę i machając losem. – Wiesz, że twój los miał zwycięskie numery?! Ale…
Nie zdążyła dokończyć, co „ale”. Plump bowiem odwrócił się w ich stronę i po chwili… tak. Pognał na Nokturn. A Brenna tym razem nie rzuciła się do ucieczki, parsknęła tylko śmiechem, bo wyglądało na to, że w tym przypadku chodziło o los.
Był jej winny raptem dwa sykle, uznała więc, że absolutnie nie ma sensu za nim biegać.
- Możliwe, że to faktycznie jakieś jego szemrane interesy, choć na wszelki wypadek przyjrzę się i samej Wielkiej Loterii – podsumowała. – To co? Ruszamy pod nasz adres…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#8
07.02.2023, 03:20  ✶  
W Patricku to chyba nawet nie było wyrachowanie. Tylko długo hodowanie przekonanie, że będzie lepiej dla wszystkich dookoła (a dopiero na końcu również dla niego samego), jeśli nikt nie będzie go naprawdę znał. Jeśli nie będą go znali, nie będą mogli naprawdę powiązać z jego rodzicami i z Grinewaldem. Później, z czasem, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, dwa różne oblicza, które prezentował – zlały się w jedną naturę. Po prostu taki był, że tak naprawdę wolał trzymać się z tyłu, stać z boku, patrzeć, zastanawiać się nad działaniem i dopiero na końcu podejmować działanie.
Patrick zmarszczył brwi. Nie spodziewał się, chyba że Plump razem z redaktorami Gazety, mogliby razem zaplanować jakiś większy przekręt. To pewnie było całkiem możliwe i całkiem realne, gdyby tak popatrzeć na to z boku, ale… ale było jednocześnie dość skomplikowane. Chyba, że wygrywające numery znano od samego początku i Johnny nosił całą kieszeń pełną przeterminowanych, ale szczęśliwych losów na loterię.
- Gdyby tak było, chyba jednak powinnaś się tym bardziej zainteresować. Zresztą, wtedy jutro, najwyżej pojutrze, Biuro Brygady Uderzeniowej, zaleje cały potok sów z listami od wściekłych zwycięzców.
I wtedy Plump naprawdę będzie miał powód by na widok Brenny brać nogi zapas. I tym razem to najlepiej od razu do Irlandii Północnej albo do Egiptu.
Wyszczerzył się na wizję przedstawioną przez jego rozmówczynię. Ona goniła Johnny’ego, bo uciekał. On uciekał, bo go goniła. Jak w tej mugolskiej bajce, którą kiedyś oglądał w mugolskim telewizorze. Był tam bodaj struś i kojot albo wilk i zając, albo kot i mysz. Patrick już nie pamiętał dokładnie, ale gdy był dzieckiem, bardzo mu się ta bajka podobała. Albo to były trzy różne bajki?
Pokiwał głową. Johnny zdecydowanie mógł coś wiedzieć na temat tych kradzionych sreber. Może nawet dużo więcej niż zakładali, że mógł wiedzieć. Steward tylko nie wiedział – tu oddawał palmę pierwszeństw Brennie i jej znajomości z paserem – na ile ten był skory do wydawania swoich kolegów w zbrodni.
- Hm… - zamyślił się. Propozycja brygadzistki, by najpierw pójść po kawę a dopiero potem zawitać na Nokturn miała sporo sensu. Tylko już nie mieli czasu na wstępowanie do kawiarni lub do kawiarni i klubokawiarni Nory by wziąć kawę lub kawę i pączka. Ich Informator mógł poczekać, ale nie aż do jutra. Jeśli będą go ciągle olewali, uzna wreszcie, że nawet galeon lub pięć, nie są warte aż takiego zachodu.
Patrick posłał Brennie osobliwe spojrzenie.
- Po prostu przyniosę ci jutro pączka do pracy – powiedział wreszcie. – Mogę też wziąć Erikowi. Chyba, że się odchudza czy coś… - Stewardowi nie przeszło przez myśl, że mogło chodzić o sumy, które Brenna przepuszczała w Klubokawiarni tylko po to, by rozwinąć biznes Nory.
Przystanął, gdy znaleźli się na tyle blisko Plumpa by Brenna mogła odegrać swoje przedstawienie. Obserwował z niedowierzaniem, jak mężczyzna pobladł i rzucał się do ucieczki.
- A jednak... – wymamrotał pod nosem. Chyba do samego końca nie wierzył, że Johnny naprawdę mógł celowo próbować opchnąć przeterminowany los na loterii towarzyszącej mu brygadzistce. Szczęście, że ta nie chciała za nim gonić. – Ruszamy – zgodził się z nią.
A potem razem poszli do czekającego na nich wciąż Informatora.
Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2141), Patrick Steward (2113)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa