• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 Dalej »
[10.04.72, Pokątna] Kieszonkowiec - Patrick i Brenna

[10.04.72, Pokątna] Kieszonkowiec - Patrick i Brenna
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#1
05.02.2023, 03:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 19:52 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Patrick Steward - Pierwsze koty za płoty
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic


wiadomość pozafabularna
KIESZONKOWIEC
Znajdowałeś się na Ulicy Pokątnej. Ilość docierających do ciebie bodźców była przytłaczająca. Czułeś się przez to rozproszony. Wystarczyło odwrócić się na chwilę i… nie ma jej! Nie, nie chodzi o żadną kobietę, tylko o… twoją sakiewkę. Kieszonkowiec sprawnie pozbawił cię twoich oszczędności i pędzi właśnie w kierunku Nokturnu. Uda ci się go złapać?

Patrick pomyślał, że ten dzień był jednak wyjątkowo długi. Najpierw wizyta Brenny w redakcji gazety, która zakończyła się nie do końca pomyślnie dla brygadzistki. Potem rozmowa z Informatorem, który tym razem, naturalnie, nie miał nic interesującego do przekazania na temat Śmierciożerców, ale przypadkiem wygadał się, że zaledwie przed godziną, pewna osobliwa staruszka szukała kogoś, kto sprzedałby jej mózg leniwca.
Steward może nie był mistrzem warzenia eliksirów, ale nawet nie będąc mistrzem, szybko zdał sobie sprawę, że ten konkretny składnik bywał często używany do warzenia trucizn. Starsza pani najwyraźniej zamierzała kogoś pozbawić życia. Potem, dzięki gigantycznemu łutowi szczęścia, dostrzegli przyszłą morderczynię, wychodzącą chyłkiem z jednego z podejrzanych sklepów.
I tu Brenna znowu przeżyła zaskoczenie, bo rozpoznała w niej upierdliwą panią Turpin. O tej zaś można było powiedzieć wszystko, ale pozostawała raczej niegroźna. Tylko bardzo, bardzo natrętna i obdarzona wyjątkowo wybujałą wyobraźnią, która utrudniała życie jej sąsiadom.
- Przecież ja nie chciałam zrobić niczego złego! – tłumaczyła oburzona, gdy już zdążyli do niej podejść. – Czy wy wiecie jak rzadko wychodzę z domu? Ale ja już nie miałam siły. Mój sąsiad, z góry, sprowadził sobie kochankę, jak oni mi nie dają spać! A wy nic nie robicie w tej Brygadzie! – fuknęła w stronę Brenny, jednocześnie posyłając jej wyjątkowo obrażone spojrzenie. – Całą noc ich słyszę, jak skaczą po łóżku! Ja, biedna, stara kobieta, tynk mi na głowę leci, chciałam wziąć sprawy w swoje ręce. Pomyślałam sobie, że sobie uwarzę eliksiru na sen… A wy mi teraz chcecie zarekwirować składnik? Czy wy wiecie, ile ja się nachodziłam, naszukałam, żeby mi ktoś go w ogóle sprzedał? I ile pieniędzy wydałam? – biadoliła.
Patrick nie był do końca pewien, czy rzeczywiście była tylko głupią starą kobietą, której ubzdurało się, że Wywar Żywej Śmierci pozwoli jej spokojnie przespać noc, czy też chciała nim napoić sąsiadów; ale obawiał się, że i w jednym, i w drugim przypadku, mogło się to zakończyć jakimś zgonem.
Potarł nasadę nosa palcami. Powoli zaczynała ćmić go głowa. Czarodziei na Pokątnej, z racji na porę, też zrobiło się jakby więcej niż wcześniej. W dodatku, otwierano jeden ze sklepów i żeby przyciągnąć klientów, rozdawano przechodniom po darmowym kubeczku z jakąś aromatyczną herbatą, którą – ponoć – tylko w tym sklepie można będzie kupić.
- Czy ona ma jakąś rodzinę? – zapytał Brennę. Odwrócił głowę od szeroko uśmiechającej się sprzedawczyni, która machała do nich, by im również wcisnąć po kubeczku darmowej herbaty. Dla Stewarda i jego narastającego bólu głowy, jej zapach był stanowczo zbyt mocny. – Chodzi mi o tę całą panią Turpin. Następnym razem nikt jej nie powstrzyma i kupi ten mózg leniwca. A potem przypadkiem wymorduje połowę kamienicy i samą siebie przy okazji. – Przy ostatnim zdaniu ściszył głos, gdyż z naprzeciwka wymijał ich właśnie jakiś młody, czarodziej.
Patrick drgnął. Przez chwilę wydawało mu się, że ktoś dotknął. A potem, gdy już zdał sobie sprawę co to dotknięcie tak naprawdę oznaczało, sięgnął bezwiednie do kieszeni spodni by sprawdzić, czy tkwił w niej szkicownik. I szkicownik tkwił, tylko sakiewka zniknęła.
- Kurwa – syknął, odwracając się na pięcie. – To był złodziej, właśnie ukradł mi sakiewkę! – rzucił do Brenny, a potem ruszył w pogoń za oddalającym się coraz szybciej chłopakiem.
Jak na złość, nastolatek kierował się w stronę Nokturnu.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
05.02.2023, 15:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.02.2023, 00:48 przez Brenna Longbottom.)  
Nie udało się z loterią, nie udało się z informatorem, a wreszcie nastąpiła wisienka na torcie: kolejne w tym tygodniu spotkanie z panią Turpin. Która rzeczywiście zgłaszała parę dni temu, że sąsiad czyni różne bezeceństwa w swoim mieszkaniu i której Brenna bardzo grzecznie wyjaśniła wtedy, że Brygadziści nie mogą nikomu zabronić pewnych czynności w ich własnych łóżkach i mieszkaniach.
Pomijając już fakt, że po pierwsze, sąsiad mieszkający nad panią Turpin miał osiemdziesiąt lat i Brenna wątpiła, by nawet najlepszy eliksir pozwalał mu na pewne ekscesy noc w noc, po drugie, kamienica miała dość grube podłogi. By słyszeć odgłosy z góry pani Turpin musiała prawdopodobnie pilnie ich nasłuchiwać. A może nawet zadbała o jakąś szparę.
– Pani Turpin, ten eliksir na sen może kogoś zabić – spróbowała ją delikatnie uświadomić, co wywołało tylko kolejną litanię narzekań, tym razem o bezpodstawne oskarżenia. Brenna wysłuchała jej z kamienną twarzą, a potem faktycznie dokonała konfiskacji składnika (i tu wysłuchali następnych marudzeń).
– Z tego, co mi wiadomo, nie. Jeśli ma jakichś krewnych, nie chcą utrzymywać z nią kontaktu – westchnęła Brenna, gdy znaleźli się z Patrickiem sami. Spojrzenie jej ciemnych oczu powędrowało ku oknom kamienicy, której mieszkańcy mieli ten ogromny pech, że trafili do tego samego budynku, co pani Turpin. – Ostrzegę jej sąsiadów i poproszę, by jeśli cokolwiek próbowała im podać, przyszli z próbką do mnie. Wątpię zresztą, by faktycznie coś od niej wzięli, jest tutaj ogólnie znienawidzona. Doradzę też panu, który nad nią mieszka, żeby rzucił zaklęcia wyciszające na podłogę. Jeżeli faktycznie spróbuje z wywarem żywej śmierci… Cóż.
Do tej pory była po prostu uciążliwa. Za taki numer jednak panią Turpin czekała rozprawa, kara pieniężna, a może nawet kilka dni w Azkabanie. To nie tak, że Brenna życzyła tego starszej pani, ale kobieta zdawała się działać w misji zrujnowania życia swoim sąsiadom. I nic nie pomagało, bo Brenna już parę razy próbowała z nią rozmawiać. Miała wrażenie, że po prostu pani Turpin zawsze miała kiepski charakter, a na starość zaczęło się jej jeszcze mieszać w głowie.
Chociaż tego, że ta ubzdura sobie, że uśpi sąsiadów wywarem żywej śmierci i nie ma w tym nic złego, to się nie spodziewała.
Zapatrzona w okna kamienicy nie dostrzegła, że ktoś przewinął się koło Patricka. Wybrał pewnie jego, z tej prostej przyczyny, że Brenna trzymała rękę w kieszeni płaszcza – ot przyzwyczajenie, bo w ten sposób mogła szybciej dobyć różdżki. Kiedy Steward krzyknął i rzucił się w pogoń, zareagowała odruchowo, ruszając w ślad za nim.
Pod tym względem zawsze reagowała tak samo. Ktoś uciekał? Goniła.
Wydobyła różdżkę. Na zatłoczonej ulicy nie odważyła się jednak rzucać czarów. Zakładała za to, że skoro Patrick gonił, musiał w tej sakiewce mieć sporo srebra. W skoku przemieniła się więc w wilka, wywołując tym jeden albo dwa okrzyki zaskoczenia. Kryciem tej umiejętności Brenna nigdy się nie przejmowała – informacje o niej każdy, już uczeń Hogwartu, mógł sprawdzić w rejestrach, bo chcąc używać tej zdolności w pracy, musiała dopełnić formalności.
Na czterech łapach, znacznie teraz szybsza niż na ludzkich nogach, wyprzedziła Patricka, pędząc w ślad za chłopakiem, który kierował się – jakże by inaczej – ku Nokturnowi.


Transmutacja, animagia:
Rzut Z 1d100 - 72
Sukces!

Aktywność fizyczna:
Rzut Z 1d100 - 75
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#3
07.02.2023, 00:57  ✶  
Patrick wydobył z siebie przeciągłe westchnięcie. Dlaczego w przypadku starszych, upierdliwych pań zawsze na końcu okazywało się, że były pozostawione same sobie? Stewardowi czasem się wydawało, że gdyby tylko miały się kim zająć – albo chociaż miały jakąś garstkę, choćby i wątłą, przyjaciół to by aż tak nie dziwaczały. Oczywiście była to myśl właściwie nie powiązana z jakimikolwiek badaniami naukowymi a opierał się tylko na własnych obserwacjach.
Sam nie miał wielkiej styczności z Panią Turpin. Tylko przez to, że Brenna ją rozpoznała i od razu mogła powiązać z opisaną przez informatora podejrzaną personą, kobieta ostatecznie nie wróciła do domu z mózgiem leniwca i nie próbowała tam uwarzyć żadnej trucizny. Znał za to kilka innych podejrzanych osobistości. Na jego biurku regularnie lądowały różne przedmioty, które podsyłał mu pan Stone z informacją, że została na nie nałożona klątwa. Zazwyczaj do zgłoszenia dołączony był długi i zawiły opis tego, jak pan Stone odkrył, że dany przedmiot został przeklęty. Do tej pory wszystkie przysłane przez niego przedmioty okazywały się być zwykłymi przedmiotami a Patrick utwierdzał się w przekonaniu, że mężczyzna był po prostu paranoikiem, któremu trafiła się wyjątkowo pechowa żona. No, chyba, że to ona była przeklęta…
Może to ta chwila nieuwagi, gdy skupił się bezsensu nad zastanawianiem się nad losem Pani Turpin i Pana Stone’a, może to on sprawił, że dał się załatwić czarodziejowi z naprzeciwka jak małe dziecko. Rzucając się do pościgu za złodziejem, nie miał czasu nad tym, by się właściwie zastanowić, jak to wyglądało z boku, gdy on biegł – zwyczajnie jak człowiek, starając się nie wpaść na przechodniów i nikogo nie popchnąć – Brenna przemieniła się w wilka i dość szybko go wyprzedziła.
Przemiana brygadzistki z pewnością była widowiskowa. I nie tylko dlatego, że animagia pozostawała raczej trudną do nauczenia sztuką, ale też bo, przemieniła się w wilka na środku Pokątnej. A takie zwierzę biegnące środkiem miasta, nawet w świecie pełnym czarodziejów, nie było widokiem często spotykanym. Ci, którzy nie zdążyli dostrzec przemiany, zaczęli sami z piskiem ustępować jej drogi, gdy biegła. Nawet Steward podskoczył, gdy wymijała go w swojej animagicznej postaci.
Dopiero po paru sekundach zrozumiał, co robiła.
Złodziej tymczasem uciekał dalej. Wpadł między stragany, a potem susem przeskoczył ku skrótowi prowadzącemu na Nokturn. Słysząc poruszenie, które działo się za jego plecami, zerknął na krótki moment. Był młody, ledwie ukończył Hogwart. Mimo dorosłego wieku wciąż niski, raczej przeciętnej postury. Na nosie miał okulary w grubych oprawkach. Pobladł na widok goniącego go wilka. Porzucił swój łup – nieszczęsną sakiewkę Patricka – może w nadziei, że zwierzę zainteresuje się pieniędzmi a nie nim.
Ale nie było takiej możliwości. Ledwie parę chwil później upadł z głośnym krzykiem, przygnieciony przez wilka.
- Pomocy! – zawołał desperacko.
Steward w tym czasie zdążył odzyskać swoją zgubę. Zanim dobiegł do dociskającej złapanego złodzieja Brenny, minęło dobre pół minuty. Przystanął, obok nich. Nie wyglądał na zmęczonego biegiem, ale był trochę zmęczony. Podczas pościgu jeszcze bardziej zaczęła boleć go głowa.
- Uciekałeś na Nokturn i oczekujesz, że ktoś ci tu pomoże? – zapytał zdezorientowany. – Dzieciaku, ta sakiewka nie była tego warta.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
07.02.2023, 01:14  ✶  
Brenna zapewne była świadoma, że ten i ów trochę się przestraszy, widząc pędzące zwierzę. Nie przejmowała się tym jednak nadmiernie, bo po pierwsze, ludzie mieli tendencję do brania jej w pierwszej chwili za psa (nawet nie dlatego, że bardzo go przypominała: gdy po prostu nagle na środku ulicy mija cię wilk, umysł próbuje to poukładać), po drugie, na Pokątnej nieraz widywało się gorsze rzeczy.
Poza tym…
Poza tym chłopak kierował się na Nokturn. Tam Brenna mogłaby bardziej się przejmować tym, że ktoś spróbuje potraktować ją zaraz czarem dla wilczej skóry nim się przestraszy. Nie miała jednak wiele czasu, by nad tym się zastanawiać, zwłaszcza, że gdy zmieniała się w zwierzę, jej umysł, choć wciąż ludzki, funkcjonował odrobinę inaczej. Skupiała się bardziej na bodźcach, docierających ze wszystkich stron: innych kolorach, bardziej intensywnych zapachach, lepiej słyszalnych dźwiękach. Bardziej skomplikowane procesy myślowe były poza jej zasięgiem – chociaż pozostawała świadoma, że Patrick jest gdzieś w pobliżu i pewnie zaraz do nich dotrze.
Ale teraz całe jej jestestwo interesowało głównie dopadnięcie ofiary.
Gdy tylko chłopak znalazł się w zasięgu, wilczyca odbiła się od ziemi i wylądowała mu na plecach, przygniatając do ziemi. Warknęła, kiedy spróbował sięgnąć po różdżkę i złodziejaszek zamarł, czując wilczy oddech na karku. Wyglądało na to, że nie mieli do czynienia z żadnym księciem złodziei, a głupim albo zdesperowanym dzieciakiem.
Wyczuwając zapach Patricka tuż obok, Brenna przemieniła się z powrotem i teraz chłopak był przyciśnięty do ziemi nie przez wilka, a Brygadzistkę. Nie była to zmiana na lepsze, bo Brenna była na tyle wysoka i ćwiczyła tak dużo, że ważyła raczej więcej niż w wilczej formie niż mniej.
W dodatku wykręcanie cudzych rąk, by założyć na nie kajdanki, też miała świetnie opanowane.
- Dwie zbrodnie, chłopcze, złodziejstwo i głupota. Wybrałeś sobie na cel pracowników Departamentu Przestrzegania Prawa – poinformowała sucho, wsuwając różdżkę do kieszeni i wydobywając z niej kajdanki. Jej ton tym razem nie miał w sobie nic ze zwykłej wesołości czy uprzejmości. Może i to był w ostatecznym rozrachunku nieszkodliwy dzieciak, świeżo po Hogwarcie, ale to nie oznaczało, że Brenna planowała go po prostu puścić.
Mogła trochę go żałował, jeśli do kradzieży zmusiły go okoliczności. Ale wiedziała, że jednak cała masa tego typu złodziejaszków kradnie, bo pracować nie ma ochoty. A sądząc po tym, jak dzieciak sprawnie obrobił Patricka, Steward nie był jego pierwszą ofiarą. Niejedna staruszka mogła nie mieć za co zapłacić czynszu, bo ten młodzieniec pozbawił ją galeona.
- Zostaniesz zabrany do Biura Brygady, gdzie czeka cię przesłuchanie. Nie musisz nic mówić, ale to może zaszkodzić twojej obronie, jeśli podczas przesłuchania nie wspomnisz o czymś, co później chciałbyś podjąć w ramach rozprawy – wyklepała tradycyjną formułkę, skuwając ręce chłopaka, trudno powiedzieć czy bardziej poruszonego aresztowaniem, czy tym, że wilk, który na niego skoczył, okazał się jednak kobietą. – Kurde, gdzie sakiewka? – zdziwiła się Brenna, sprawdzając jego kieszenie, by zabrać mu różdżkę. Nie zauważyła, że ten ją porzucił, bo ot za bardzo skupiła się na samym pościgu, i przegapiła moment wyrzucenia skradzionych pieniędzy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#5
07.02.2023, 01:51  ✶  
Gdyby sytuacja mimo wszystko nie była na tyle poważna, na ile poważna była, Patrick uśmiechnąłby się do chłopaka współczująco. Wyglądał na jeszcze młodego. Młodość, w umyśle aurora, miała prawo do głupoty. Być może dzięki dzisiejszemu wydarzeniu złodziej zejdzie z drogi występku, na którą pewnie dopiero co wkroczył i zacznie zajmować się bardziej zgodnymi z prawem działaniami. Może pójdzie do jakiejś zwyczajnej pracy. Albo jeśli ją posiadał, nie będzie sobie dorabiał kradzieżą.
Uniósł za to brwi do góry, obserwując jak Brenna wracała do swojej ludzkiej formy. To też było widowiskowe. Oczywiście w inny sposób niż sama przemiana, ale wciąż. I tak bardzo podkreślało, że należeli do czarodziejskiego świata i wszystko to toczyło się w czarodziejskim świecie. Chociaż i tak, pewnie, największe wrażenie wywarło na pojmanym. Chwilę wcześniej dyszał mu w kark groźny wilk, by po chwili przybrać postać młodej i całkiem ładnej kobiety. W innej historii, gdyby młody mężczyzna nie był tak młody, a ona nie byłaby brygadzistką, to mogłoby się zakończyć nawet ślubem.
- C-co? – zajęczał skonfundowany złodziej. Głos też miał młody. Ledwie przeszedł mutację. Pewnie dopiero od kilku miesięcy się golił. – T-ty mnie obrażasz! Ja nie zrobiłem nic złego!
Patrick posłał mu kolejne, pełne konsternacji spojrzenie. Zastanawiał się, czy to młodość kazała złodziejowi odpowiadać atakiem na każde wypowiedziane do niego zdanie.
- Czy ty próbujesz odwrócić kota ogonem? – zapytał. Choć może w ich sytuacji pasowałoby raczej: wilka? W oczach Stewarda pojawiło się jakieś głębokie zamyślenie. – Próbowałeś mnie okraść. To, że w trakcie ucieczki porzuciłeś swój łup nic nie zmienia. Wiesz, ile próbowałeś zabrać? Jakieś… dwanaście sykli i osiem knutów.
- N-nie masz dowodów! Sam zgubiłeś swoją sakiewkę! – rzucił poirytowany, ale w tej jego irytacji pojawiły się również coraz wyraźniejsze, przestraszone nuty. Bał się. Coraz bardziej zaczynał się bać, jakby myśl o konsekwencjach, tak precyzyjnie wyrecytowana mu przez Brennę, dopiero po jej słowach zawitała do jego głowy. – Przecież nie możecie postawić mnie przed sądem dla dwunastu sykli, których nawet nie mam! – zajęczał. – Chcecie złamać życie młodemu człowiekowi?
Patrick odwrócił głowę, by nie okazać, że zachowanie dzieciaka zaczęło go trochę bawić. Tak naprawdę nie wierzył, by doszło do jakiejkolwiek rozprawy. Sam z siebie pewnie puściłby chłopaka wolno i nawet go nie spisał, ale im dłużej przebywał w jego towarzystwie, tym bardziej widział, że może popełniłby błąd. Bo może jednak należało go spisać, ukarać mandatem, nawet zamknąć na jeden dzień w Azkabanie (choć rzeczywiście byłaby to bardzo sroga kara za tak głupi i bezowocny wybryk).
- Ile ty masz właściwie lat? – zapytał. Ta młoda twarz, ciągle nurtowało go na ile młoda, na ile tylko młodo wyglądająca. – I jak masz na imię? Nie kłam. W Biurze Brygady i tak to sprawdzą – uprzedził na wszelki wypadek.
- Dziewiętnaście. Edgar – odpowiedział.
Patrzył na Brennę i Patricka spode łba. Udawał odważniejszego niż był naprawdę a strach maskował nieudanymi próbami ataku. Poruszył kilka razy rękoma, jakby chciał sprawdzić, czy kajdanki były mocno zaciśnięte na jego nadgarstkach.
- A twoim zdaniem, co powinniśmy z tobą zrobić, Edgarze? – zapytał po chwili Steward.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
07.02.2023, 02:07  ✶  
- Naprawdę? Widzę, że jesteś znacznie poważniejszym przestępcą niż sądziłam na początku, skoro uważasz, że kradzież to nic złego – powiedziała Brenna, wstając i zmuszając dzieciaka, by zrobił to samo. – Wspomniałam, że wszystko, co powiesz, może zostać użyte jako dowód w sprawie?
Młodość miała prawo do głupoty i błędów. Ale jednocześnie kobieta nie mogłaby pracować w Brygadzie, gdyby po prostu puszczała każdego złodzieja, włamywacza czy chuligana, tylko dlatego, że ten był młody albo miał trudną sytuację życiową i zrobiło się jej go żal. Gdyby Patrick nalegał, być może zdjęłaby dzieciakowi kajdanki i pozwoliła mu uciec, ale sama w takich sytuacjach nagle prezentowała zupełnie inny charakter niż ten, który znali jej przyjaciele. Ktoś, kto nie widywał Brenny poza sytuacjami stricte towarzyskimi, mógł uważać ją za wręcz zbyt miękką, niezdolną do świadomego zrobienia czegoś, co sprawi komuś przykrość.
Był to bardzo duży błąd w ocenie. Kiedy przychodziło do takich sytuacji, jak ta, cała miękkość znikała jak ręką odjął.
- Ma. Moje zeznania – uświadomiła go uprzejmie, wzmacniając uścisk. – Oczywiście, jeśli będzie to koniecznie, możemy też użyć serum prawdy – dodała, chociaż tak naprawdę było jasne, że jeżeli takie zostanie użyte, to nie będzie to cenne veritaserum. Nie w tak błahej sprawie. – I owszem, możemy. Cały czas stawiam za coś ludzi przed sądem. To moje ulubione zajęcie – zapewniła, kłamiąc bez mrugnięcia okiem. To znaczy w kwestii ulubionego zajęcia, bo w tym, że regularnie ktoś stawał przed sądem, gdy ona maczała w sprawie palce, było sporo prawdy. Tacy aurorzy zwykle miesiącami pracowali nad jedną sprawą, ona miała zaś drobniejsze przewinienia, więc tych rozpraw zaszłoby całkiem sporo. – Ale nie musisz się martwić. Prawdopodobnie nie trafisz do więzienia. To znaczy, oczywiście, jeśli będziesz współpracował. Czekają cię raczej prace społeczne. Lubisz zamiatać ulice? Mam nadzieję, że tak – mówiła, cały czas z ogromną powagą, choć Patrick po kolorze aury Brenny mógł stwierdzić, że i ją zachowanie chłopaka odrobinę rozbawiło.
Ale tylko odrobinę. Bezczelność dzieciaka i jego sprawność sugerowały przecież, że to nie był pierwszy wypadek.
- Bez kombinacji, skarbie. Biegam dużo szybciej od ciebie i jako człowiek, i jako wilk, poza tym ma teraz twoją różdżkę – szepnęła mu wprost do ucha, pochylając się, kiedy dostrzegła, że próbuje sprawdzić wytrzymałość kajdanek. A te były nie tylko dobrze zapięte, ale także magiczne, aby uwolnienie się z nich nie przyszło aż tak łatwo.
Zerknęła na Patricka, gdy ten zadał pytanie Edgarowi. Jeśli szło o nią, uważała, że dzieciak, dla dobra własnego i innych, powinien trafić do Biura Brygady, złożyć zeznania i albo dobrowolnie poddać się niewielkiej karze grzywny oraz pracom społecznym, albo faktycznie domagać się procesu – co prawdopodobnie skończyłoby się podobną albo cięższą karą. Nie podobała się jej myśl o puszczeniu go, bo czuła, że wtedy po prostu poszuka na ofiarę kogoś, kto wygląda mniej szkodliwe. I albo pozbawi kogoś ciężko zarobionych pieniędzy, albo trafi tym razem na jakiegoś śmierciożercę i źle skończy.
Nie wtrącała się jednak, czekając na odpowiedź Edgara. I nie chodziło nawet o to, że Stewarda traktowała trochę jak kolegę ani że był aurorem. Ot ze względu na jego pozycję w Zakonie Feniksa Brenna przywykła do wysłuchiwania poleceń Patricka i raczej nie kwestionowania jego wypowiedzi. Być może sama nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że wykraczało to także poza sprawy zakonne.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#7
07.02.2023, 02:47  ✶  
Edgar wyglądał na jeszcze bardziej poirytowanego niż chwilę wcześniej. Jakby każdy najmniejszy przejaw, kiedy coś działo się nie po jego myśli, traktował narastającą złością, zamiast po prostu przyjąć do wiadomości, że świat nie był tak urządzony, by wszystko, co chciał szło zgodnie z jego myślami.
Patricka trochę to niepokoiło. Sam nie potrafił powiedzieć na ile i dlaczego właściwie, ale nawet młodzi ludzie mieli przecież w sobie tyle instynktu samozachowawczego, by wiedzieć, że były takie sytuacje, gdy trzeba było: zamilknąć, przeprosić, położyć uszy po sobie.  A ten jakby nie wiedział. Albo wiedział, ale i tak uznawał, że warto dalej walczyć.
- Dowód w sprawie? – ni to jęknął, ni to warknął Edgar. Wykręcił się nieco, by popatrzeć na Brennę. – Czy wy siebie słyszycie? Hej, to ty na mnie napadłaś. I to jako wilk. Czy ty w ogóle masz prawo być wilkiem?
- Ma prawo. Jest zarejestrowanym animagiem. Pracuje w Brygadzie Uderzeniowej. A ty próbowałeś okraść aurora na służbie – wyjaśnił powoli Steward.
Właściwie nic w jego głosie lub zachowaniu nie wskazywało na to, żeby przejął się jakoś szczególnie słowami lub zachowaniem Edgara. A jednak się przejmował. Ważył je, nie był wcale pewien na ile podciągnięcie go do odpowiedzialności przyniesie dobre konsekwencje a na ile złe zrobiłoby, gdyby go puścili wolno. Wreszcie kiwnął głową, podejmując w myślach decyzję.
- Nie można ot tak podawać czarodziejom veritaserum! Poza tym ono nie zawsze działa! – pieklił się dalej Edgar. – Naprawdę nie widzicie jakie to jest niesprawiedliwe? – zapytał żałośnie.
Patrzył na nich intensywnie. Przez to jak grube szkła okularów nosił, jego oczy wydawały się mniejsze niż w rzeczywistości. Na twarzy pojawiły się krople drobnego potu.
- Nie chcę zamiatać ulicy!
Patrick obserwował ich uważnie.
- Ty nic nie chcesz – zauważył łagodnie. – Spróbuję podsumować, co mówisz, dobrze? Nikogo nie okradłeś. Ja sakiewkę zwyczajnie zgubiłem. Ty zostałeś napadnięty przez brygadzistkę i aurora. A teraz próbujemy ci wmówić przestępstwo, którego nie popełniłeś, tak?
Chociaż Stewardowi wydawało się, że Edgar od razu odpowie, że dokładnie tak było, to ten wreszcie spuścił głowę. Trochę jak dziecko, które długo szło w zaparte, ale wreszcie, przyparte do muru, miało ochotę się rozpłakać z bezsilności.
- Co twoim zdaniem, powinniśmy z tobą zrobić, Edgarze? – powtórzył, choć tak naprawdę zdążył już podjąć faktyczną decyzję.
Byli praktycznie już po służbie. Wracali do Ministerstwa Magii. To, że przyprowadzą tam jednego kieszonkowca, wydłuży nieco Brennie godziny pracy, ale nie na tyle by to nie było tego warte. Bo tak naprawdę nie chodziło o schwytanie kieszonkowca. Chodziło o gówniarza, który próbował kraść a przyłapany na gorącym uczynku skakać do gardła tym, którzy go przyłapali. Musiał ponieść jakieś konsekwencje. Nawet dla swojego własnego dobra.  W innym wypadku następnym razem spróbuje okraść kogoś, kto gdy zostanie przyłapany wbije mu nóż pod żebra. Albo z kradzieży przerzuci się na coś nowego i nowego, aż wreszcie skończy w Azkabanie, bo pewnego dnia jego własna złość go pokona.
Patrick pokazał gestem Brennie, żeby ruszali w stronę Ministerstwa Magii. Nie było dłużej potrzeby, by sterczeli między Nokturnem a Pokątną, wzbudzając niepotrzebne zainteresowanie okolicznych męt.
- Może wręczyć mi mandat? – zapytał cicho Edgar, gdy już szli.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
07.02.2023, 03:04  ✶  
Przekrzywiła lekko głowę, słuchając tego, co chłopak miał do powiedzenia. I słuchając go, patrząc na minę, jaką robił, mogła niemal zobaczyć jego przyszłość bez talentu do wróżenia czy jasnowidzenia.
Zawsze to ktoś inny był winny, nie on. Edgar popełni kolejne przestępstwo, była tego właściwie pewna. I tym bardziej uważała, że w tej chwili to drobne przewinienie powinno zostać odnotowane. Choćby po to, by kolejne karać coraz surowiej. Ale liczyła, że kary zniechęcą go do stosowania takich wybiegów.
- Podczas śledztwa Brygady, gdy przestępca został przyłapany na gorącym uczynku, owszem, można. I działa w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach – wyjaśniła Brenna, bardzo spokojnie i niemalże uprzejmie. – A okradanie kogoś, kto na swoje pieniądze ciężko zapracował, jest nie tylko niesprawiedliwe, ale też nielegalne.
Uśmiechnęła się mimowolnie na podsumowanie Patricka. Tym razem nie dlatego, że była rozbawiona – bo rozbawienie minęło, gdy uświadomiła sobie, że Edgar w przyszłości raczej nie porzuci przestępczego procederu. Po prostu się z nim zgadzała, poza tym Steward ujął to wszystko… bardzo, bardzo trafnie.
- Dodajmy do tego jeszcze, że najwyraźniej przyłapanie go na przestępstwie i nie puszczenie go od razu jest niesprawiedliwe – powiedziała niewinnym tonem.
Ucieszyła się z ostatecznej decyzji aurora. I owszem, czekała ją godzina nadgodzin, ale Brenna po prostu nie uważała odpuszczenie sprawy za słuszne. Gdyby po prostu puściła Edgara, czułaby, że to coś niewłaściwego. A gdyby okradł kolejną osobę, w pewnym sensie byłaby za to osobiście odpowiedzialna. Dlatego pchnęła lekko chłopaka, nakierowując w odpowiednim kierunku.
- Jeśli będziesz współpracował, na mandacie i paru godzinach pracy społecznej faktycznie się skończy – odparła na jego pytanie. Przez moment znowu zrobiło się go jej żal teraz, gdy spuścił z tonu, bo faktycznie był bardzo młody. Mogłaby go zacząć go straszyć Azkabanem i tak dalej… ale nie miała do tego serca. Wątpiła, by nawet najsurowszy sędzia wrzucił go do celi za coś takiego. – Nie pójdziesz do więzienia za jedną próbę kradzieży sakiewki. Ale pewne rzeczy staną w papierach, jeśli zostaniesz przyłapany na kolejnym nielegalnym procederze, a gwarantuję, że jeśli będziesz kradł dalej, ktoś prędzej czy później cię przyłapie, to czeka cię minimum parę dni w Azkabanie. A dementorzy nie są pluszowymi misiami, zapewniam. Dlatego sugeruję wykorzystanie naszego miłego spacerku na przemyślenie, czy to nie pora na uczciwą pracę. W pobliżu są przynajmniej dwa sklepy, które szukają pracowników.
Czy Brenna wierzyła, że chłopak się zmieni? Niezbyt, choć miała cień nadziei. Głównie dlatego, że był młody i sądząc po zachowaniu, do tej pory po prostu nie spotkały go żadne prawdziwe konsekwencje, gdy postępował w niewłaściwy sposób. Nie był jakimś wielkim przestępcą, a chyba po prostu głupim dzieciakiem. I leniwym, jak oceniła, rzucając okiem na jego ubranie, bo nie wyglądał jednak na zagłodzonego i oberwanego.
W najgorszym razie jednak jako recydywista zostanie ukarany surowiej i wreszcie faktycznie skończy zamknięty.
W każdym razie, ich przechadzka ostatecznie nie zakończyła się w klubokawiarni, a z powrotem w Ministerstwie Magii. Gdzie Brenna spisała zeznania Patricka – najpierw jego, by nie trzymać aurora długo, potem Edgara, zabrała jego dane i faktycznie ukarała go mandatem, który ewentualnie mógł odpracować.

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2064), Patrick Steward (2146)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa