02-20-2023, 12:16 PM
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-20-2023, 12:46 PM przez Castiel Flint.)
Od tygodnia nie było go w domu. Większość czasu spędzał na jachcie, pół dnia pływał a przez resztę szukał sobie zajęcia. Próbował odrestaurować wielką kotwicę, która przez upływ lat porządnie zardzewiała. Jako, że robił to nową różdżką, a i marny był z niego artysta to próby odnowienia wyglądu kotwicy miały mierne skutki. Dzisiejszego późnego wieczoru wrócił jednak do domu. Jednym słowem: był wykończony. Cały dzień pomagał przy przygotowaniu do Beltane a to, co się tam po drodze działo to materiał na świetnej jakości kabaret. Pomimo zażycia dwóch eliksirów wiggenowych nie czuł się najlepiej a nazajutrz musiał być na chodzie bo obiecał zabrać Fergusa spod szpitala na święto. Nic więc dziwnego, że szukał pomocy w umiejętnościach swojej siostry. Dosyć długo unikał członków swojej rodziny więc czas jednak pokazać im, że żyje i ma się świetnie. Tak jakby.
Nie mógł użyć ulubionej formy komunikacji więc przybył do domu dwie godziny po opuszczeniu straganów. Na kołnierzyku i krańcu policzka wciąż widniał ślad zaschniętej krwi, o czym nie wiedział. Wszedł do domu, jak zawsze cichego i spokojnego. Ruszył wąskim korytarzem, po drodze odwieszając kurtkę, zdejmując buty i rozmasowując kark. Odda duszę za kufel gorącej herbaty jaśminowej…i porządny sen. Od razu ruszył do salonu i nim miał ją zawołać, znalazł ją przy ojcowskiej skromnej biblioteczce.
- Cześć Sop… Cynthio.- przejęzyczył się, odruchowo próbując wymówić imię kuzynki. Ciekawiło go czy zdążyła naskarżyć jak bardzo mają problem żeby się dogadać po tylu latach nieobecności.
- Czemu nie dziwi mnie, że nie śpisz?- podszedł do fotela na którym ciężko usiadł.
- Masz może w podorędziu jakiś eliksir stawiający szybko na nogi, który nie koliduje z podwójną dawką wiggenowego? Muszę jutro funkcjonować tak dobrze jak tylko to możliwe… idę na to święto Beltane. Fergusa też tam wyciągam, obiecałem, że nie pozwolę go zjeść przez panią Bulstrode. - przez zmęczenie mówił za dużo jak na własne standardy. Nie wyjaśniał nic a nic czemu przeprowadził się na jacht, choć ojciec spekulował, że to przez zawieszenie w pracy. Rozmasował palcami swoje brwi i powieki, jakby to miało go ocucić.
- Mam jakiś trzynaście godzin żeby do siebie dojść. Stado testrali nie zaciągnie mnie ponownie do szpitala. Jeśli Bulstrode znów mnie zobaczy i to z taką głupotą…- oczywiście kłamał, bo bardzo chętnie pójdzie do szpitala, do konkretnego pomieszczenia gdzie znajdował się Fergus. Fakt faktem, wolał jednak uniknąć spotkania z uzdrowicielką z kilku powodów. Jak na osobę, która kilka dni temu przeszła załamanie nerwowe funkcjonował nad wyraz dobrze. Rozmawiał. Najwyraźniej towarzystwo Juliena na nowo pokazało mu, że można się śmiać do łez nawet gdy jest się porządnie poobijanym. Zawiesił wzrok na swej bliźniaczce i uśmiechnął się lekko, choć w kącikach ust czaił się drobny pierwiastek dystansu.
Nie mógł użyć ulubionej formy komunikacji więc przybył do domu dwie godziny po opuszczeniu straganów. Na kołnierzyku i krańcu policzka wciąż widniał ślad zaschniętej krwi, o czym nie wiedział. Wszedł do domu, jak zawsze cichego i spokojnego. Ruszył wąskim korytarzem, po drodze odwieszając kurtkę, zdejmując buty i rozmasowując kark. Odda duszę za kufel gorącej herbaty jaśminowej…i porządny sen. Od razu ruszył do salonu i nim miał ją zawołać, znalazł ją przy ojcowskiej skromnej biblioteczce.
- Cześć Sop… Cynthio.- przejęzyczył się, odruchowo próbując wymówić imię kuzynki. Ciekawiło go czy zdążyła naskarżyć jak bardzo mają problem żeby się dogadać po tylu latach nieobecności.
- Czemu nie dziwi mnie, że nie śpisz?- podszedł do fotela na którym ciężko usiadł.
- Masz może w podorędziu jakiś eliksir stawiający szybko na nogi, który nie koliduje z podwójną dawką wiggenowego? Muszę jutro funkcjonować tak dobrze jak tylko to możliwe… idę na to święto Beltane. Fergusa też tam wyciągam, obiecałem, że nie pozwolę go zjeść przez panią Bulstrode. - przez zmęczenie mówił za dużo jak na własne standardy. Nie wyjaśniał nic a nic czemu przeprowadził się na jacht, choć ojciec spekulował, że to przez zawieszenie w pracy. Rozmasował palcami swoje brwi i powieki, jakby to miało go ocucić.
- Mam jakiś trzynaście godzin żeby do siebie dojść. Stado testrali nie zaciągnie mnie ponownie do szpitala. Jeśli Bulstrode znów mnie zobaczy i to z taką głupotą…- oczywiście kłamał, bo bardzo chętnie pójdzie do szpitala, do konkretnego pomieszczenia gdzie znajdował się Fergus. Fakt faktem, wolał jednak uniknąć spotkania z uzdrowicielką z kilku powodów. Jak na osobę, która kilka dni temu przeszła załamanie nerwowe funkcjonował nad wyraz dobrze. Rozmawiał. Najwyraźniej towarzystwo Juliena na nowo pokazało mu, że można się śmiać do łez nawet gdy jest się porządnie poobijanym. Zawiesił wzrok na swej bliźniaczce i uśmiechnął się lekko, choć w kącikach ust czaił się drobny pierwiastek dystansu.