• Londyn
  • Świstoklik
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Strażnica
    • Kromlech
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
  • Ekipa
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Dom rodzinny Flintów | 30 kwiecień 1972, późny wieczór |

Dom rodzinny Flintów | 30 kwiecień 1972, późny wieczór |
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#1
02-20-2023, 12:16 PM  (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-20-2023, 12:46 PM przez Castiel Flint.)  
Od tygodnia nie było go w domu. Większość czasu spędzał na jachcie, pół dnia pływał a przez resztę szukał sobie zajęcia. Próbował odrestaurować wielką kotwicę, która przez upływ lat porządnie zardzewiała. Jako, że robił to nową różdżką, a i marny był z niego artysta to próby odnowienia wyglądu kotwicy miały mierne skutki. Dzisiejszego późnego wieczoru wrócił jednak do domu. Jednym słowem: był wykończony. Cały dzień pomagał przy przygotowaniu do Beltane a to, co się tam po drodze działo to materiał na świetnej jakości kabaret. Pomimo zażycia dwóch eliksirów wiggenowych nie czuł się najlepiej a nazajutrz musiał być na chodzie bo obiecał zabrać Fergusa spod szpitala na święto. Nic więc dziwnego, że szukał pomocy w umiejętnościach swojej siostry. Dosyć długo unikał członków swojej rodziny więc czas jednak pokazać im, że żyje i ma się świetnie. Tak jakby.
Nie mógł użyć ulubionej formy komunikacji więc przybył do domu dwie godziny po opuszczeniu straganów. Na kołnierzyku i krańcu policzka wciąż widniał ślad zaschniętej krwi, o czym nie wiedział. Wszedł do domu, jak zawsze cichego i spokojnego. Ruszył wąskim korytarzem, po drodze odwieszając kurtkę, zdejmując buty i rozmasowując kark. Odda duszę za kufel gorącej herbaty jaśminowej…i porządny sen. Od razu ruszył do salonu i nim miał ją zawołać, znalazł ją przy ojcowskiej skromnej biblioteczce.
- Cześć Sop… Cynthio.- przejęzyczył się, odruchowo próbując wymówić imię kuzynki. Ciekawiło go czy zdążyła naskarżyć jak bardzo mają problem żeby się dogadać po tylu latach nieobecności.
- Czemu nie dziwi mnie, że nie śpisz?- podszedł do fotela na którym ciężko usiadł.
- Masz może w podorędziu jakiś eliksir stawiający szybko na nogi, który nie koliduje z podwójną dawką wiggenowego? Muszę jutro funkcjonować tak dobrze jak tylko to możliwe… idę na to święto Beltane. Fergusa też tam wyciągam, obiecałem, że nie pozwolę go zjeść przez panią Bulstrode. - przez zmęczenie mówił za dużo jak na własne standardy. Nie wyjaśniał nic a nic czemu przeprowadził się na jacht, choć ojciec spekulował, że to przez zawieszenie w pracy. Rozmasował palcami swoje brwi i powieki, jakby to miało go ocucić.
- Mam jakiś trzynaście godzin żeby do siebie dojść. Stado testrali nie zaciągnie mnie ponownie do szpitala. Jeśli Bulstrode znów mnie zobaczy i to z taką głupotą…- oczywiście kłamał, bo bardzo chętnie pójdzie do szpitala, do konkretnego pomieszczenia gdzie znajdował się Fergus. Fakt faktem, wolał jednak uniknąć spotkania z uzdrowicielką z kilku powodów. Jak na osobę, która kilka dni temu przeszła załamanie nerwowe funkcjonował nad wyraz dobrze. Rozmawiał. Najwyraźniej towarzystwo Juliena na nowo pokazało mu, że można się śmiać do łez nawet gdy jest się porządnie poobijanym. Zawiesił wzrok na swej bliźniaczce i uśmiechnął się lekko, choć w kącikach ust czaił się drobny pierwiastek dystansu.
Czarodziej
It's not my words that you should fear, but my silence. My words speak straight to the core but my absence will leave you speechless.
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#2
02-22-2023, 12:11 AM  
Pogodziła się z tym, że Castiel już nie potrzebował tak mocno swojej siostry, zresztą, razem z upływem lat to Cynthia mu niczego nie ułatwiała. Uciekając w pracę i rozwój, trudno było znaleźć czas na ludzi i ich dramaty. Starała się mieć na niego oko, pomagać mu, gdy tylko mogła, ale prawda była taka, że odkąd Flint nabył swój jacht, a ojciec wypłynął do Stanów, wielki dom praktycznie pusty i nieprzyjemny. Żyła tam ze skrzatami, ale prawda była taka, że unikała powrotów w wysokie, pokryte pstrokatą tapetą ściany.
Skończyła wcześniej niż zwykle, bo brakło trupów i priorytetów, a większość przygotowywała do święta. Siedząc więc w fotelu, pochłaniała tomisko o zaawansowanych eliksirach oraz ich wpływie na organy wewnętrzne. Pomijała wszystkie te niedorzeczne substancje, jak amortencja czy płynne szczęście, bo uwarzenie ich nie stanowiło żadnego wyzwania dla jasnowłosej. Przyzwyczajona do ciszy, podniosła głowę na dźwięk skrzypiącej podłogi. Nie spodziewała się gości, a zważywszy na czasy, w których przyszło im żyć, miała przy boku różdżkę. Na widok Castiela odetchnęła cicho, spojrzenie jej złagodniało.
- Czemu dziwi mnie to, że przyszedłeś do domu? - odpowiedziała, przymykając oczy i zamykając księgę, położyła ją na swoich kolanach. Drobna, blada dłoń przesunęła po zdobionej okładce. Był to egzemplarz, który ojciec przywiózł z jednej ze swoich wypraw. Wyprostowała głowy, lustrując go wzrokiem. I chociaż odruchem na widok krwi było zerwanie się z fotela, tym razem jednak zacisnęła tylko palce.
- Znów wpakowałeś się w kłopoty? - zapytała z rezygnacją po wysłuchaniu jego słów, nie komentując jednak obchodów Święta ani spotkania z Fergusem, z którym ostatnio był tak zżyty. Bardziej niż z nią. - Chcę wiedzieć, dlaczego podwójną wiggennowego?
Zapytała wstając, nie drążąc dalej tematu, bo przecież Castiel miał swoje życie i swoje sprawy, był dorosły. Odłożyła księgę na regał, przeczesując palcami włosy na plecy, aby zaraz stuknąć paznokciem w swoje wargi w chwilowym zamyśleniu. Nic go nie postawi na nogi tak, jak odpoczynek, ale byli czarodziejami, a magia umiała oszukiwać organizmy. Podobnie zresztą jak emocje. Cynthia nie była ślepa, byli całością, a jednak nie wtrącała się. I tak zrobiłaby dla niego wszystko.
- Powinieneś pójść spać na przynajmniej dziesięć. Zrobisz jednak, jak zechcesz. Zaczekaj Cas, przygotuje wszystko.
Oznajmiła w końcu, ruszając w stronę kuchni oraz znajdującej się pod nią spiżarni. Przechodząc obok fotela, mimowolnie przesunęła mu po ramieniu dłonią, zaciskając na chwilę palce.
Przygotowała dużą tacę, na której tkwił wielki kubek Herbarty oraz kanapka z jego ulubionym środkiem, a także kilka maślanych ciastek. Na krawędzi tacy tkwił flakonik z miksturą, a także dwie mniejsze z eliksirem wiggennowym, tak na wszelki wypadek. Spojrzała na swoje dłonie, łapiąc się na tym, że czuła niepokój, który czasem sprawiał, że drżały jej palce. Odgłos obcasów rozległ się w salonie, gdy te uderzały rytmicznie w drewnianą podłogę. Ułożyła tacę na stoliku przy fotelu, który zajmował. Bez słowa wzięła też koc, nakrywając go i wyjęła różdżkę, celując w kominek, aby mocniej rozpalić ogień. Cynthia była przyzwyczajona do niskich temperatur, ale dla osób zwykłych, mogło być zbyt chłodno. Stanęła przed kominkiem, krzyżując ręce pod biustem. Wbiła spojrzenie w płomień, który łapczywie pożerał tkwiące tam drewno. - Uważajcie jutro na siebie z Fergusem.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#3
02-27-2023, 04:58 PM  
Uśmiechnął się gdy tak złagodniała na jego widok. W zaciszu domowym wydawała się mniej surowa niż w miejscu publicznym.
- Przeprowadziłem się na jacht żeby być bliżej wody. Co mi po wiecznie pustym domu z gderającymi portretami? - uniósł pytająco brew. Wolał "pójść sobie na rękę" i przenieść się tam, gdzie przeszkoda w postaci morza będzie selekcjonować wytrwałość potencjalnych gości. Podobała mu się taka niezależność i nie miał żadnych oporów przed podjęciem tej decyzji. Ba, żałował, że nie zrobił tego wcześniej. Czas spędzony z Fergusem dodał mu odwagi i dzięki temu nie bał się sięgać po to, czego pragnął. Zachciało mu się jachtu więc co powstrzymuje go przed realizacją planu? Nic.
- Gdybym nie pakował się w kłopoty to zanudziłbym się na śmierć. - rozłożył ręce na boki na znak, że nie ma co szukać w nim żalu czy pokory za nieumyślne naruszanie zdrowia fizycznego.
- Nic wielkiego się nie stało. Spadł na mnie Julien z sześcioma stołami na plecach. To cud, że się nie połamaliśmy. Brenna pojawiła się, jak zawsze znikąd i po raz setny zapanowała nad sytuacją. Raz dwa nas odkopali. - opowiadał o tym z wesołością w głosie co było niewątpliwą poprawą po ostatnich dwóch tygodniach gdzie towarzyszyło mu przygnębienie. Cynthia znała go na tyle aby spostrzec, że coś zaczęło się w nim zmieniać. Z każdym dniem przestawał być tym cichym, anonimowym klątwołamaczem i pozwalał swym cechom charakteru ujrzeć światło dzienne. Otwierał się na ludzi i póki co było to doświadczenie nader ekscytujące. Z tego powodu Cynthia mogła do woli oglądać regularnie pojawiający się na jego twarzy uśmiech.
- Zwykłe dawki eliksirów na mnie nie działają. Wiesz, ten szybki metabolizm i wilczy głód są ze sobą połączone. Zerkniesz też na moją głowę? Dwukrotnie w nią oberwałem i choć nie mam guza to i tak mnie boli cała szerokość czoła. - otworzył się przed siostrą ze świadomością, że potępi jego obrażenia, które powoli przestawały się kwalifikować jako lekkie. Gdy wyszła wyciągnął nową różdżkę i machnął nią w kierunku okiennic, które to otworzyły się na oścież wpuszczając zimne wieczorne powietrze. Potrzebował trochę rześkości bowiem w jego odczuciu było tu zbyt duszno.
Rozpromienił się od ucha do ucha kiedy wróciła z całym arsenałem wzmacniającym. Zdjął z siebie buty i jeden z ostatnich swetrów (jakoś tak Fergus regularnie je wynosił...) i podziękował siostrze spojrzeniem za opiekę.
- Wiggenowy brałem trzy godziny temu. Mogę wziąć jeszcze jedną dawkę po tak krótkim czasie? - zapytał kiedy sięgał po podwójnie mięsną kanapkę, którą pochłonął w nieprzyzwoicie krótkim czasie. Dopiero uzmysłowił sobie jaki był głodny. Opędzlował całą zawartość tacy, zostawiając póki co eliksiry lecznicze na sam koniec.
- To ja mam jego pilnować czy on mnie? - zapytał ze śmiechem i ocierał chusteczką usta. - Chcę dobrze się bawić, a Fergusa przecież dobrze znasz - on zawsze spada na cztery łapy. - wspominanie Olivandera sprawiało mu nieprzyzwoitą przyjemność. Dbał o to aby jego imię nie było otulone zbyt dużą ilością ciepła gdy je wymawiał lecz mimo wszystko nie uciekał od jego tematu. Gdy człowiek zakochany to i gadatliwy. Mimo ciężkiego dnia był bardzo zadowolony.
- Rozmawiałaś ostatnio z Sophie? Ona wynajmuje pokój w gospodzie. Nie przeszkadza ci to? - zmienił temat bo jednak odnosił wrażenie, że za mocno cieszy się przy poprzednich słowach.
Czarodziej
It's not my words that you should fear, but my silence. My words speak straight to the core but my absence will leave you speechless.
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#4
03-08-2023, 12:34 AM  
Castiel zawsze był jej najsłabszym punktem i jednocześnie największym źródłem siły. Cynthia zrobiłaby wszystko, żeby go chronić. Na jego słowa o ich domu, rozejrzała się mimowolnie, popadając w subtelne zamyślenie nad tym, czy portretów było faktycznie tak wiele i czy gadały, jak najęte? Westchnęła jednak, wiedząc, że jej marudzenie niczego nie zdziała i jedynie obdarzyła go krótkim, wciąż łagodnym spojrzeniem. - Sam wiesz, co dla Ciebie jest najlepsze.
I może trochę ona, ale no nie mogła przecież mu rozkazywać, a o zbawiennym wpływie jej najlepszego przyjaciela Fergusa nie miała pojęcia. I nie było wcale powiedziane, że schadzki tych dwoje by ją jakoś uspokoiły, zważywszy na umiejętności ściągania na siebie kłopotów tego duetu. Na jego słowa uniosła brwi, prychając cicho pod nosem. To, że on by się zanudził, było jednym, ale ona za to przestałaby żyć w obawie, że pewnego poranka podczas sesji dostrzeże jego twarz pod czarnym materiałem worka. Uniosła dłoń, mierzwiąc pieszczotliwie jego włosy i dając tym samym za wygraną, słuchała dalszej opowieści o jego perypetiach.
- Całe szczęście, że Brenna ma na Ciebie cały czas oko. Wiesz, że byłaby dobrą żoną? -zapytała zaczepnie, nie mogąc powstrzymać się od komentarza dotyczącego jego stanu matrymonialnego. A przecież małżeństwo w przyjaźni byłoby znacznie lepsze niż takie suche i bez żadnego uczucia. Zdawała sobie sprawę, że ich ojciec zaczynał się już niecierpliwić odnośnie do tych cholernych małżeństw i nawet jej wymówka o wielkiej żałobie przestawała działać. Jej chłodne, stalowoniebieskie oczy wpatrywały się uważnie w brata, analizowały każdą zmianę w mimice jego twarzy, dostrzegały nową zmarszczkę czy inaczej opadający kosmyk włosów. Słyszała też oczywiście nieco inną niż zwykle wibrację w sposobie mówienia. Nabierał pewności siebie i Cyna była z niego cholernie dumna. Chłopiec, który tak nieśmiało odwracał wzrok w szkolnej ławce, Piotruś Pan, musiał w końcu zacząć dorastać. Uśmiechnęła się więc tylko pod nosem do własnych myśli z odrobiną nostalgii, zgarniając mieniące się srebrem pasmo włosów za ucho.
- Oczywiście, że zerknę. Jak będziesz brał je tak często, uodpornisz trochę organizm na ich działanie i skutki zażycia będą mniej odczuwalne. - wyjaśniła spokojnie, mimowolnie przyglądając się jego czołu i delikatnie dotykając go kciukiem, bo dłoń spłynęła jej z głowy na jego skronie. Gdy to zrobiła, westchnęła ciężko i pokręciła głową, nachylając się i muskając jego czoło chłodnymi ustami, aby zaraz ruszyć do kuchni i wszystko przygotować.
Wykończy ją nerwowo.
Przyglądając się tacy, miała nadzieję, że o niczym nie zapomniała, bo nie była typem czystokrwistej czarownicy, która fatygowała skrzaty niepotrzebnie. Postawiła wszystko w zasięgu jego dłoni, roźdzką rozpalając w kominku mocniej. W domu było chłodno, nawet jeśli zdaniem brata duszno, ale jak mógł inaczej odczuwać wnętrze, żyjąc na morzu?
- Poczekaj jeszcze, chociaż godzinę lub półtorej, nadal masz bardzo wysokie działanie poprzedniej. Chcesz jeszcze kanapek?
Obserwowała, jak zajada przysmaki z tacy z myślą, czy aby na pewno o siebie dbał i dobrze się odżywiał. Przez chwilę się nawet zastanawiała, czy schudł. Na jego pytanie zaśmiała się pod nosem, nie mając pojęcia, która z wybranych przez niego opcji była rozsądniejsza. Który z nich był w stanie bardziej zadbać o drugiego? Przymknęła na chwilę oczy, robiąc kilka kroków po pokoju. - To podchwytliwe, bo nie wiem, ile koci Fergus zmarnował żyć i kiedy zabraknie szczęścia na te cztery łapy Cas. Swoją drogą to bardzo brzydko odbijać siostrze najlepszego przyjaciela. Myślałam, że za nim nie przepadasz.
Rozluźniła dłonie, pozwalając im swobodnie opaść wzdłuż ciała i przysiadła na oparciu fotela, który stał naprzeciw tego, który zajmował Flint. Wlepiła w niego spojrzenie, ściągając nieco brwi na wzmiankę o Sophie. Jakim cudem to ona musiała niańczyć i sprawdzać całą rodzinę?
- Nie miałyśmy okazji się spotkać, ostatnio miałam dużo pracy, ale minęłam się z nią kilka razy w Ministerstwie. Przeszkadza, ale przecież jej nie zmuszę. Jest dorosła, a moim głównym obiektem zainteresowań w kwestii niańczenia, jesteś Ty.
Uśmiechnęła się przesłodko, zadziornie i złośliwie jednocześnie, wzruszając delikatnie ramionami. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby kuzynka mieszkała tutaj i Cynthia mogłaby mieć na nią oko, bo zawsze się dogadywały.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#5
03-13-2023, 05:07 PM  
Nie zliczy ile razy wydeptywał ścieżkę w szpitalu świętego Munga do gabinetu pani Bulstrode. Nie dość, że była niezłą uzdrowicielką to z góry została "przypisana" zawodowi klątwołamaczy skoro posiadała wiedzę na ten temat. Rzadko trafiał na Izbę Przyjęć do uzdrowicieli dyżurnych, a więc całą historię jego potknięć i obrażeń zawierała teczka chorób schowana u pani Bulstrode. Przynajmniej raz w miesiącu trafiał pod jej różdżkę i za każdym razem wychodził z tej pedantycznej czystości chory psychicznie. Nie lubił sterylności dlatego ucieszył się, że zastał dziś siostrę. Zdecydowanie wolał kiedy to ona się nim opiekowała. Przyzwyczaiła go do tej troski i choć ostatnimi czasy mijali się, tak z każdym gestem i spojrzeniem przypominała mu jak bardzo jest mu przyjemnie u jej boku.
Roześmiał się na wzmiankę o Brennie w roli żony. Zaśmiał się aby ukryć nerwowość pochodzącą z dwojakiego źródła - po pierwsze, bał się widzieć w Brennie pełnię seksownej kobiety bo to jak nic napsułoby w ich kumpelskiej relacji. Po drugie - tak jakby wolał mężczyzn, co było odkryciem nader świeżym i niepokojącym. Nie powinno go to jednak dziwić skoro przez okres szkolny nie miał żadnej dziewczyny, żadnego obiektu westchnień - ot podejrzenia zakochania się w Idzie Moody, co konsekwentnie na bieżąco obalał.
- To niemożliwe, kochanie. Erik znalazł już dla niej listę kandydatów na męża i sądząc po ich minach mnie tam na szczęście nie było. - wyszczerzył się i zapisał sobie w pamięci aby dopytać Erika czy aby na pewno nie wpisał tam jego imienia i nazwiska. Z tego co pamiętał to sprzeczali się czy aby widnieje tam Dumbledore. Nie od dziś wiadomo, że zapierał się rękami i nogami przed małżeństwem. Domyślał się, że długo nie będzie mógł się opierać... lecz sytuacja uległa zmianie i wiedział już, że nigdy nie będzie miał żony. Nie zrobi jej tego... wzdrygnął się na samą myśl, co też skutecznie zmazało z jego twarzy uśmiech. Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Cynthii, co podpowiadało, że musiała go uważnie obserwować. Oj, tylko nie to. Miał swoje tajemnice i nie chciał się nimi dzielić. Nie był na to gotowy.
Delikatnie rozmasował jej ramię kiedy tak się przy nim krzątała. Otoczyła go zapachem swoich perfum, ciepła i siostrzanego oddania. Tak, to zawsze kojarzyło się z domem - ona. Co prawda wyniósł się na jacht jednak zawsze miło będzie tu wrócić. Ułożył się wygodnie w fotelu i pokiwał głową na znak, że chętnie przyjmie więcej takich mięsnych kanapek. Nie jadł dobrze, zwłaszcza zeszłego tygodnia. Dopiero dzisiejszy dzień był przełomowy - poranne nadprogramowe spotkanie z Fergusem a potem perypetie z Julienem. To było fantastyczne połączenie. Mógłby tak codziennie wpadać w kłopoty.
- Też myślałem, że go nie lubię. - wzruszył ramionami i starał się nie wybuchać entuzjazmem na dźwięk jego imienia. -Ale któregoś ciężkiego popołudnia przyszedł odnieść ci książki a ja z niewiadomej przyczyny wyciągnąłem go na łódź. Okazało się, że się całkiem nieźle dogadujemy. - oczywiście nie mówił wszystkiego, streszczał tylko najważniejszą część tamtego spotkania.
- Wyobrażasz sobie, że uważał mnie za wyniosłego i inteligentnego sztywniaka? - ponownie się roześmiał - a nie uśmiał się tyle w ciągu ostatniego pół roku jak teraz, dzisiaj.
- Niestety ale będę go wypożyczał. - uśmiechnął się półgębkiem jednak zerkał na swoje dłonie, aby nie zdradzać jak bardzo potrzebował z nim spotkań. Nie żałował, że go "ukradł". Dzięki niemu odkrył siebie. - Beznadziejnie wiosłuje. - naskarżył, wspominając te jego jęki i stękania na myśl o wysiłku, odciskach i całym okrucieństwie świata.
Pacnął różdżką fotel spod którego wysunął się podnóżek, na których ułożył obolałe wciąż stopy.
- Cieszę się, że mnie nie wygryzła z twojego głównego celu troski. Uwielbiam te chwile kiedy możemy o wszystkim porozmawiać. Co u ciebie słychać, kochanie? Chciałbym spędzać z tobą więcej czasu. - odbił pałeczkę, uznawszy, że bezpieczniej będzie zmienić temat zanim wybuchnie tu wszem i wobec swoimi uczuciami wobec tego faceta, o którym myślał przynajmniej pięćdziesiąt razy dziennie.
Czarodziej
It's not my words that you should fear, but my silence. My words speak straight to the core but my absence will leave you speechless.
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#6
03-18-2023, 12:46 PM  
Jedynym powodem, dla którego żałowała, że zrezygnowała z uzdrawiania i kariery w Mungu — takiej na ludziach żywych i zdrowych, był jej brat. Wolałaby mieć go na oku, nawet zrobić specjalizację pod to, z czym Castiel miał każdego dnia do czynienia. Fakt, że Bulstrode była dobra w swoim fachu, był jednak pocieszający. Nawet jeśli Flint częściej trafiał pod jej skrzydła, to Cynthia i tak robiła wszystko, aby się do edukować w zakresie radzenia sobie z urazami lub chorobami wywoływanymi przez klątwy.
Brew jej lekko drgnęła na jego reakcję odnośnie do Longbottomówny, która przecież nie była tak złym pomysłem. Małżeństwa w ich świecie bardzo rzadko opierały się na miłości, ale przyjaźń i umiejętność pójścia na kompromis mogły stanowić doskonały fundament do zbudowania czegokolwiek i przetrwania. A przecież miał to z Brenną! Oczywiście Cyna nie miała pojęcia o tym, że jej brat miał zupełnie inne preferencje seksualne, niż kobiety. O tym, że jego wybrankiem był jej najlepszy przyjaciel — też nie.
- A szkoda. Mielibyście dobre małżeństwo. Biedna Brenna, mam nadzieję, że trafi Erik w jej gusta. - odpowiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion i całkiem szczerze, bo robienie z kobiet towaru biznesowego nigdy się jej nie podobało. Niemniej jednak jedna ona niczego nie zmieni. Nie chciała też się zastanawiać nad tym, jakiej krwi będzie przyszły mąż koleżanki. Ostatnio bardzo psuły się te czarodziejskie rody, chociaż nie mówiła o tym głośno. Obserwowała go, ale nie pytała i nie komentowała więcej, pozwalając sobie tylko na krótkie westchnięcie. W końcu przecież znajdzie kogoś z kim będzie szczęśliwy i wypełni swoje obowiązki, dużo mężczyzn decydowało się na formalne związki dopiero po trzydziestce.
Może nie mówiła tego głośno, ale naprawdę cieszyła się, że wrócił do domu, chociaż na chwilę i mogli spędzić razem trochę czasu. Nachyliła się nad ułożonym w fotelu bratem, muskając wargami jego czoło i poszła do kuchni po więcej kanapek, których stos później wylądował na jego kolanach. Z oparcia fotela, które wcześniej zajmowała, zsunęła się na siedzisko i usiadła wygodnie, zakładając nogę na nogę. Słuchała go z uśmiechem, chociaż brew jej lekko powędrowała ku górze. Fergus był dobrym przyjacielem, chociaż ściągał kłopoty i miewał głupie pomysły. Czasem też był zbyt ufny i zawsze gdzieś wewnątrz miała obawę, że ktoś wykorzysta to przeciwko niemu.
- Widać, że połączyła was prawie braterska miłość, co? Cieszę się, że się dogadujecie, ale nie bierz udziału we wszystkich jego szaleńczych pomysłach i oddaj mi go czasem, żebym miała z kim iść na drinka. - powiedziała pół żartem, pół serio — zwłaszcza ostatnie słowa. Zgarnęła jasne pasmo za ucho, a następnie uniosła różdżkę leżącą obok niej, bo wysunęła się z kieszonki i machnęła na jedną z kanapek, łapiąc ją w dłonie. Wzięła kasę, przenosząc wzrok na ogień w kominku. O każdego innego, niż bliźniak w przypadku przyjaźni z Fergusem byłaby chyba trochę zazdrosna, ale o brata nie umiała. Miała też jeszcze Victorię, która na szczęście miała dla niej więcej czasu i chyba chęci, niż Olivander. Kolejna niedoszła żona młodego Flinta, jej największa porażka, bo cudownie byłoby mieć ją w rodzinie. Blisko i obok.
- Nikt Cię nigdy nie wygryzie Castiel, jesteś dla mnie najważniejszy. - odpowiedziała po chwili milczenia, przenosząc na niego łagodne spojrzenie. Nie była zbyt towarzyska, większość jej relacji opierała się na kłamstwie, manipulacji i wykorzystaniu. Nie czuła potrzeby angażowania się w żadne głębsze relacje, zwłaszcza intymne — te, które mogłyby ją interesować i tak były poza jej zasięgiem. Miała swoje trupy.
- Wszystko dobrze? Mamy coraz więcej roboty w Ministerstwie, ludzie eksperymentują z ziołami i eliksirami, a potem trafiają na mój stół. Lycoris wymaga ode mnie perfekcji, więc też staram się nad sobą pracować. Nic emocjonującego Cas. Może powinniśmy wybrać sobie jeden wieczór w tygodniu na wspólną kolację? Lub na dwa.
Zaproponowała jeszcze z delikatnym wzruszeniem ramion, chcąc zrobić z tego propozycję niezobowiązującą. Wiedziała, że obydwoje byli dość zajęci, a teraz gdy mieszkał na tej Łodzi, spotkania były utrudnione. Wzięła kolejny kęs kanapki, oblizując wargi z sosu.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Tryb normalny
Tryb drzewa