![]() |
[17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Scena główna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5) +--- Dział: Ulica Śmiertelnego Nokturnu (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=21) +---- Dział: Podziemne Ścieżki (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=49) +---- Wątek: [17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve (/showthread.php?tid=4144) Strony:
1
2
|
RE: [17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve - Charles Mulciber - 02.01.2025 Zachwyt Maeve nad widelcem był na swój sposób uroczy, lecz również zupełnie dziwaczny. Charlie postanowił nie zajmować się tym jednak dłużej, niż powinien. Sytuacja zupełnie mu się nie podobała i sam nie wiedział, czy nie byłoby lepiej, gdyby Rolph sam przyszedł porozmawiać z dziewczyną. - Wiele osób zna Alexandra. - Przyznał, nie ukrywając w ogóle swojego akcentu. Choćby chciał, nie osłuchał się z londyńskim jeszcze na tyle, by udawać go bezbłędnie. Lata w Skandynawii zrobiły swoje. I być może dodałby coś jeszcze, ale doszedł do wniosku, że nie warto. Dziewczyna wiedziała swoje i wiedziała lepiej, więc rzucił Rodolphusowi porozumiewawcze spojrzenie i ruszył za Azjatką. Początkowo starał się zapamiętać drogę, ale szybko spostrzegł, że to niemożliwe. Zbyt wiele drobnych przejść, zbyt wiele zaułków, które wyglądały tak samo. Ciemność tego miejsca spowodowała, że szybko się zgubił. - Moja rodzina ma sklep, nieopodal. - Odpowiedział wymijająco na pytanie Maeve. Tak, Olibanum znajdowało się gdzieś blisko. Powinno. Charles tak naprawdę nie miał pojęcia. Wolał też nie mówić, że pracował z wujem całe dwa tygodnie... póki go nie wyrzucono. Nie miał innych znajomości, był przecież w Londynie całkiem nowy i tak, jak twierdziła Changówna, był zupełnie nieobsraną łąką, którą należy zabrudzić lub wypalić do gołej ziemi. Nie odzywał się, pozwalając Rodolphusowi prowadzić rozmowę i sprawę. Nie do końca rozumiał, dlaczego musieli za kwiatkiem przejść taki kawał drogi, w takie miejsce. Pozostało mu ufać, że wyjdą z tego żywi. RE: [17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve - Maeve Chang - 06.01.2025 Raz, czy dwa. Uniosła brwi i zrobiła najgłupszą minę pod słońcem, słysząc taką odpowiedź. Co prawda chłopcy nie mogli być tego świadkami, bo przecież jako liderka eskapady szła przed nimi, ale cudem nie wybuchła szyderczym śmiechem słysząc, jak tajemniczy Lestrange próbuje być. Prawdziwe odpowiedzi mogły być teraz tylko dwie; pierwsza - udawał twardziela, najgorszego typa spod najciemniejszej gwiazdy, który na pokaz bagatelizował fakt, że lepiej znał męty z podziemi niż własne rodzeństwo, druga - nigdy tam, kurwa, nie był tak naprawdę, i też zgrywał twardziela. Co najwyżej teleportowano go tam w amoku, a potem posmarował komuś łapę, co by wydostać się na powierzchnię. W każdym razie wyszedł na pozera. Dlatego kiedy ciągnął sprawę dalej i rzucił ten dramatyczny tekst o zmarnowanych talentach, nie wytrzymała już. Zatrzymała się aż, żeby się odwrócić i parsknąć mu w twarz, bo nie mogła wytrzymać takiego wyniosłego, acz czczego tonu. - Lestrange, o czym ty, na miłość boską, pierdolisz? - Zaśmiała się serdecznie, patrząc na niego chyba z podziwem, że coś takiego mu przez gardło przeszło i się przy tym nie porzygał. - Wspaniałe talenty? Nie cieszą się tu wolnością? Nie obowiązuje nas tu żadne prawo, żadne świętości, i myślisz, że cokolwiek tu kogokolwiek ogranicza? - Nie mogła się posiąść z zachwytu nad tym, jak ograniczone i naiwne miał spojrzenie na ten półświatek. Może dla osób z zewnątrz tak faktycznie było, może spoglądali na Ścieżki z góry i widzieli miejsce, gdzie diabeł bał się chadzać, gdzie spotkać mógł cię tylko taki los, któremu nawet największemu wrogowi się nie życzyło. Ale Maeve tutaj się urodziła, tutaj dorosła, i najprawdopodobniej tutaj umrze. Była przesiąknięta wolnością, która tym z powierzchni się nawet nie śniła. Ruszyła dalej, zwróciwszy uwagę na słowa Charlesa. Rodzinny biznes nieopodal... Faktycznie, Mulciberowie sprzedawali jakieś kadzidła i świece na Nokturnie. A to oznaczało, że... - To wy produkujecie te świeczki w kształcie chuja? - Zapytała prosto z mostu, patrząc przez ramię na Charliego. Wyglądała tak, jakby z całej siły próbowała się nie śmiać, ale no... za chuja jej to nie wychodziło. - Moja dziewczyna nie tak dawno dostała taką od kogoś. Co prawda była nieziemsko wkurwiona, wzięła to za potwarz, więc niby nie powinnam się śmiać, bo to faktycznie był niesmaczny żart - zaczęła się tłumaczyć, tak jakby Lorraine miała wyskoczyć zza winka i przywalić jej w łeb za taką reakcję. - Niemniej sama świeczka dla mnie była zajebiście śmieszna. - Uniosła brwi sugestywnie i wreszcie zaśmiała się, nie wytrzymując. Gdyby sama taką otrzymała, miałaby ubaw po pachy, ale w przeciwieństwie do Malfoyówny była niezwykle dziecinna. - Swoją drogą, to tutaj - oznajmiła, stając tuż przed wejściem do niepozornego budynku, który ewidentnie nosił charakterystyczne chińskiemu budownictwu znamiona. Nad drzwiami wisiał szyld z chińskimi znakami, a Mewa po chwili zręcznie usunęła się z drogi, gdy dwójka podobnych etnicznie do niej gości wynosiła jakiegoś zaćpanego do nieprzytomności bogola na zewnątrz. RE: [17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve - Rodolphus Lestrange - 08.01.2025 To, czy wyszedł na pozera czy nie, raczej go nie obchodziło - bo czyż nie był tutaj raz czy dwa? Dokładnie taką liczbę, do której go zmuszono. Gdy Robert go wzywał, on pojawiał się u progu Olibanum jeszcze tego samego dnia. Mulciber jednak wolał wzywać go w inne miejsca, zmuszając by latał jak pies z wywieszonym jęzorem. Metaforycznie, oczywiście, bo od czegoś istniała magia. Nawet nie chciał sobie wyobrażać co by było, gdyby na przykład nie opanował sztuki teleportacji. Albo inaczej: opanował, lecz z jakichś powodów nie mógł z niej korzystać. To była najszybsza, najskuteczniejsza i najlepsza metoda podróżowania. - Tu: nie. Ale ogranicza was świat zewnętrzny - wzruszył ramionami, posyłając Maeve niewinne spojrzenie. Było tak teatralne, tak wyuczone i tak niepasujące do jego aparycji, że każdy debil by się zorientował, że z niewinnością to on ma tyle wspólnego, co kurwa w burdelu. - I jego sztywne, nie do końca logiczne ramy. Przeniósł spojrzenie gdzieś w bok, z trudem tłumiąc parsknięcie. Zamaskował je krótkim kaszlnięciem, bo przecież wiedział, że Charles nie lubił tego tematu. Zerknął na niego kontrolnie, ale nie chciał się wpierdalać. Musiał sam sobie z tym radzić, nawet jeżeli to było dla niego niewygodne. No i Chang przecież nie powiedziała nic złego. Ot, uważała to za śmieszne, no to w czym problem? Chyba że to Charles stał za wysyłaniem kutasoświeczek do przypadkowych dziewczyn, ale jakoś w to wątpił. Zapewne ktoś kupił jedną na Lammas (albo i całe pudło) i rozsyłał gdzie się dało. Budynek był niepozorny, ale trudno go było przeoczyć - głównie przez wzgląd na chińskie znaczki na szyldzie. I skośnookie twarze, należące do przewijających się tu mężczyzn. Również się przesunął, cmokając z dezaprobatą na przećpanego nieznajomego. Jego stosunek do używek był taki, że... Wszystko co uważał, że używki robią z ludźmi, właśnie było wywalane z Palarni Changów w beznamiętny, odzierający z człowieczeństwa sposób. Zerknął kontrolnie, czy zna tego bogaczyka, a potem wszedł za Maeve do Palarni bez zbędnego pierdolenia, bo trzeba było się zająć tym cholernym kwiatem. Jak się uda i nadal będzie miał łeb na swoim karku, to Mewa dostanie kilka takich, bo podejrzewał że cokolwiek by nie zrobił, Victoria będzie mu to zielsko przesyłać regularnie. RE: [17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve - Charles Mulciber - 20.01.2025 Charles zrobił krok w stronę Maeve, gdy ta postanowiła wyjść na przeciw Rodolphusowi. W porę okazało się jednak, że nie zamierzała go atakować, przynajmniej nie słownie! Wyszydzenie było swojego rodzaju atakiem, lecz Mulciber pozwolił chwili trwać, nie przerywając kobiecie. Żal mu było Rolpha, ale po tym, jak krzywe spojrzenia wcześniej mu rzucał... może mu się należało. Może musiał usłyszeć to, co mówiła Azjatka, by utrzeć mu nosa i nieco zbić tę pewność siebie. Pozostawił ich wymianę zdań bez komentarza, za to spojrzał w bruk, starając się nie zdradzić nic swoją miną. Sprawa świeczek była inna. - To nie moja rodzina. - Odparł spokojnie, jakby wcale nie był świadkiem wcześniejszej wymiany zdań. - To tylko ja. To moje... przedsięwzięcie. Jesteś zainteresowana? - Zagadnął, na poły dla rozładowania nastrojów, na poły dla rzeczywistej chęci ubicia targu. - Twoja dziewczyna- - Nie umknęło mu tak łatwe przyznanie się do zdeprawowanej seksualności. Ba, nawet nie samej seksualności, a związku! Dziewczętom musiało poprzestawiać się w głowach, gdy nawdychały się zbyt wiele z tej wolności. - Twoja dziewczyna mogłaby mieć więcej, nie tylko jedną. Może tym razem spodoba się, jeśli dostanie ją od ciebie? Nie domyślił się, że mogło chodzić o Lorraine. Uniósł wzrok na budynek, który wyrósł przed nimi. Chinatown, rozpoznał, rozumiejąc, na co patrzy. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo to, co mogło być w środku, było całkowitą tajemnicą. - Palarnia Wangów? - Rzucił na oślep, nieświadomie przekręcając nazwisko. - Klienci o niej wspominali. RE: [17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve - Maeve Chang - 26.01.2025 - Zdradzę ci sekret: w chuju mam świat zewnętrzny - oznajmiła z promienistym uśmiechem na ustach, nie omieszkując jednak ukryć jadu w tonie głosu. Nie chciała się mieszać w sprawy bogobojnych, miłujących prawo czarodziejów. Nie chciała mieć do czynienia z bogaczami, którzy z nudów snuli bajki o wyższości własnej krwi. Nie obchodziły ją polityczne przepychanki na powierzchni, bo sprowadzały się do dużej ilości pięknych słów, których nikt nie miał odwagi przekuć w czyny. Pod ziemią język był prosty, swoją wartość udowadniało się siłą. Czasem pięści, czasem magii, czasem woli. Kiedy Charles przyznał się do tego, że on sam, samiuśki, przyczynił się do wzbogacenia rynek w takie małe dzieła sztuki, aż musiała kontrolnie spojrzeć na Rodolphusa, żeby się upewnić, że się nie przesłyszała i nikt jej nie wkręca. A taki mały, taki niepozorny! Zdawała sobie sprawę, że cicha woda brzegi rwie, niemniej nie sądziła, że stojące tu Mulciberątko okaże się takie sprośne. No ale w sumie, chłopcy w okresie dojrzewania tak miewali... - No proszę, proszę... - zaczęła z podziwem, lustrując Charliego spojrzeniem od stóp do głów. Przypatrywała mu się tak, jakby chciała go po raz kolejny obczaić, bo ewidentnie źle zrobiła, oceniając książkę po okładce. Podeszła do niego nawet, prawie ujmując jego twarz w dłonie, ale zatrzymała się z palcami w powietrzu. W ostatniej chwili odebrała przeczucie, że wtedy zupełnie by się spłoszył, a ponadto darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. - Nie sądziłam, że posiadasz osobowość. Naprawdę dziękuję za propozycję, będę o tobie pamiętać. Myślę, że wybiłam Lorraine z głowy radość związaną ze styczności z kutasami, ale może któraś z moich sióstr będzie zainteresowana - uśmiechnęła się, mówiąc to zupełnie szczerze. To, że Mewa skręcała w przeciwną stronę niż większość kobiet, nie znaczy, że jej rodzeństwo również. One nadal uganiały się za chłopcami, choć zdecydowana większość słusznie traktowała ich jak zabawki. - Jak ja ci dam Wanga to smak stracisz - syknęła do Mulcibera, słysząc przekręcone nazwisko. Skarciła go wzrokiem tak, jakby nie była daleka od wzięcia tej doniczki i rozwalenia mu na głowie. Nie drążyła dalej, a jedynie przekroczyła próg Palarni, przebijając się przez rzędy szklanych koralików na sznurku, które zwisały u wejścia. Ozdoby wdzięcznie brzdękły w nieoczekiwanej harmonii, powiadamiając o nadejściu nowych przybyszów kobietę za ladą, ewidentnie zaklęte w tym właśnie celu. Dziewczyna była łudząco podobna z twarzy do Maeve, ale widać, że styl miały zupełnie odmienny. Zresztą, tamtej brakowało również zuchwałego spojrzenia i miała w sobie elegancję, której z kolei na próżno było szukać u Mewy. Siostry wymieniły spojrzenia, jakby niemo przesyłając sobie komunikaty. Chang zza lady spojrzała na Maeve z dziwnym obrzydzeniem, kiedy spostrzegła dwóch białych mężczyzn wchodzących za nią do środka. Spoglądała raz to na nich, raz na Mewę, ewidentnie czekając na wyjaśnienie, bo nie był to ani Sauriel, ani Stanley, a już zdecydowanie nie Cabel. - Zamierzam ich wygrzmocić, obydwu na raz - odezwała się wreszcie Maeve znudzonym, monotonnym tonem, ewidentnie sugerując poprzez cynizm, że zamiary miała zupełnie inne, a siostra nie powinna się interesować, bo kociej mordy dostanie. Wymieniły nawzajem wystawione języki, a potem Mewa machnęła na swoich towarzyszy. - Tędy, na górę. Sprzęt mam w swoim pokoju - powiedziawszy to, wskazała palcem kierunek w górę schodów schowanych z tyłu lady, a potem sama zaczęła się po nich wspinać, wskakując sprawnie co drugi schodek. RE: [17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve - Rodolphus Lestrange - 27.01.2025 Lestrange miał głęboko w niemagicznym trzecim oku ataki słowne Maewe. To, co mówiła, spływało po nim jak woda po kaczych piórach, aczkolwiek nie mógł nie przyznać, że nie odczuwał z tej rozmowy przyjemnej satysfakcji. Głównie dlatego, że Chang była zupełnie innym rozmówcą, niż osoby z "wyższych sfer". Była... Kurde, była po prostu ciekawsza. Była trochę jak Brenna: inna w taki ciekawy sposób, bardziej prostolinijna, nosząca maskę, spod której wyzierał całkiem buntowniczy charakter. Zawsze fascynowali go ludzie, którzy kreowali tak wyraziste persony dla otoczenia. - Ciekawe rzeczy ukrywasz w spodniach, mój błąd - powiedział słodkim tonem, unosząc dłonie w obronnym geście, gdy Chang na niego spojrzała, żeby się upewnić że Mulciber nie zalewa z tymi świeczkami. Kiwnął jednak głową na potwierdzenie, że tak - oto miała przed sobą słynnego Charlesa Mulcibera, pomysłodawcę kutasowych świeczek, przyszłego władcę penisowego imperium. Obserwował to, co robi Maeve, ale nie wyglądało na to, by zamierzał się rzucić w obronę Charlesa, gdyby tylko Mewa postanowiła zbrukać jego śliczną, dziecięcą twarzyczkę swoimi łapskami rodem ze Ścieżek. Gdy przekroczyła próg Palarni, złapał Mulcibera za przedramię. - Wysłałeś świeczki do Lorraine? Oszalałeś? - zmarszczył brwi w niezadowoleniu. Żarty żartami, ale jeżeli chodziło o osoby, z którymi współpracował i miał jakikolwiek kontakt: wolał zaznaczyć teren. Do tej pory nie miał pojęcia o upodobaniach Malfoy, chociaż mógł się domyślić że ktoś taki jak ona nie spocznie na samych mężczyznach. Jednak żeby się blond półwila ustatkowała? To było ciekawe. I to z Changówną. - I nie miałeś skończyć z tymi konkretnymi kształtami? Uniósł brew, puszczając jego rękę. Tak mu się zarzekał, że skończy z tymi fallicznymi świeczkami, a teraz robi reklamę przed Maeve? I to w tak ostentacyjny sposób. Moralizować go jednak nie chciał, po prostu powinien się określić - idzie w chuje, czy nie idzie? Nie można było mieć ciastka i zjeść ciastka, jeśli nadal będą go kojarzyć z tymi przeklętymi fallusami, to nigdy nie zdobędzie tego szacunku, o który mu płakał na Horyzontalnej. Puścił Mulcibera przodem, kiwnął głową siostrze Maeve na powitanie, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Może nawet pokazała mu faka gdy odwrócił się do niej plecami, żeby zacząć wspinać po schodach? Być może nie powinien, bo to była głupota, ale Maeve była na tyle barwną postacią, że dość łatwo przyszło mu zaszufladkowanie wszystkich o nazwisku Chang do pewnej grupy osób. Oczywistym było, że nie powinien tego robić, ale to był typowo ludzki odruch. - Jak się miewa Lorraine? Słyszałem, że na Lammas oprócz świeczek były typowe dla sabatów przepychanki. Nic jej się nie stało? - zapytał niby od niechcenia, wchodząc za Maeve do pokoju. Oczywiście że mógłby sam zapytać o to Malfoy, ale jeszcze wyszłoby na jaw, że się interesuje. RE: [17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve - Charles Mulciber - 02.02.2025 Charlie uśmiechnął się razem z Maeve. Czy nie było pięknie, mieć w poważaniu prawa świata poza Nokturnem? - To fascynujące, ale też zapewne niebezpieczne, żyć tutaj, na własnych zasadach? - Podpytał, zerkając też na Rolpha, chcąc poznać jego zdanie. - I na zasadach silniejszych. Gdziekolwiek nie trafimy... Zawsze znajdzie się ktoś, kto chce rządzić. Kto jest szefem tutaj? - Zapytał, ale zaraz zamknął usta, orientując się, że nikogo nie interesują jego przekonania, przemyślenia i co ważniejsze, pytania. Im mniej wiedział, tym spokojniej spał. Świeczek jednak nie mógł się wyprzeć, a jego sympatyczny, uprzejmy uśmiech tylko się poszerzył. Jego nastawienie do penisoświeczek po reprymendzie ojca miało się naprawić, ale nie mógł zaprzeczyć, że był odrobinę dumny z tego, co stworzył. Zyskał rozgłos i poprawił nastroje wielu osobom, w tym nie było nic złego. Czy tak nie było wręcz doskonale? Znalezienie się w centrum zainteresowania Maeve również mile łechtało ego. Nachylił się do niej nawet, by mogła dokładniej przyjrzeć się jego twarzy, jeśli chciała. - Po prostu mnie nie doceniasz. - Zarzucił jej, ale bardzo grzecznie. - Znasz Lorraine Malfoy? To moja kuzynka, daleka. Jeśli ty nie jesteś zainteresowana, możesz dać namiar na mnie swoim siostrom. - Taka egzotyczna kobieta? Z pewnością byłaby niesamowita, zupełnie inna niż te, których próbował dotychczas. Nie, żeby miał duże doświadczenie! Wierzył, że jeszcze wiele przed nim, a Anglia dawała nowe możliwości. - Ulepię coś specjalnie dla nich. I nie wysyłałem nic Lorraine, bo nie zamawiała. - Dodał w odpowiedzi na pytanie Rodolphusa, nie zabierając nawet ramienia, gdy go złapał. - Nie wysyłam penisów przypadkowym pannom. Musiała go dostać od kogoś innego... A popyt dyktuje podaż. Jeśli ktoś poprosi o penisa, dostanie penisa. Tylko już ich nie robię... Na zaś. Nie miał nawet za złe jej krzywych min i syków, gdy nieumyślnie źle nazwał jej rodzinę. Posłał siostrze równie uprzejmy uśmiech, a żart gospodyni nawet go rozbawił, wspiął się za całą wycieczką po schodach, na ich szczycie wyciągając zza pazuchy powód, dla którego tam się znaleźli: kwiatka. RE: [17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve - Rodolphus Lestrange - 29.06.2025 Gdy Maeve rozprawiła się z kwiatem, Lestrange podziękował - nie tylko słownie, ale również w gotówce. Dodatkowo niewypowiedziane słowa sugerowały, że może mieć u Chang dług, który będzie mogła odebrać kiedy tylko będzie chciała. Koniec sesji
|