Secrets of London
1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Wersja do druku

+- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Scena poboczna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=6)
+--- Dział: Dolina Godryka (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=23)
+---- Dział: Knieja Godryka (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=31)
+---- Wątek: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe (/showthread.php?tid=1783)

Strony: 1 2 3


1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Eutierria - 26.08.2023

adnotacja moderatora
Rozliczono - Stanley Borgin - osiągnięcie Badacz tajemnic I
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV

18 maja 1972 roku
Polowanie na widma


O zaginięciu Charliego Dafoe poinformowano kilka godzin po tym, jak po Dolinie Godryka rozeszły się wieści o historii Mildred Found. Charlie był ledwo jedenastoletnim chłopaczkiem drobnej postury, o blond włosach i jasnych oczach, znanym w Dolinie z podbierania jabłek sadownikom. Chociaż był rozrabiaką, miał w Dolinie dobrą opinię - sadownicy przeganiali go głównie dla żartu, jako część zabawy z sympatycznym sąsiadem o łagodnym usposobieniu. On zaś korzystał z tego, ale i tych nieprzychylnych mu się nie bał - każdy owoc, którego spróbował w swoim życiu, był warty donosu u rodziców. Życie było piękne. Miało stać się jeszcze piękniejsze, kiedy wreszcie przekroczy mury szkoły magii i czarodziejstwa. Kiedy 18 maja wyciągnął z szopy swój mugolski rower i udał się na nim na przejażdżkę po Dolinie i jej okolicach, Charlie nie miał pojęcia, że chociaż otrzymał list z Hogwartu, a jego życie wcale nie skończy się w tym roku, nigdy nie przekroczy progu zamku Hogwart. Popełnił tylko jeden błąd - postanowił przejechać się jedną z leśnych ścieżek, chcąc zobaczyć, jak las zmienił się, odkąd oczyścili go pracownicy Ministerstwa.

18 maja Charlie Dafoe nie wrócił do domu. Plakaty z jego podobizną zostały rozwieszone po drzewach w Dolinie Godryka i jej okolicach. Wtedy jeszcze nie wiedziano, że wizerunek Złodzieja Jabłek był w tej sprawie bezużyteczny.

~ x ~

Charlie Dafoe odnajduje się dwa dni później. Grupa zawziętych, aby go odnaleźć czarodziejów, musiała w tym celu zapuścić się głęboko w Knieję. Poszukiwali młodego chłopca - odnaleźli starego człowieka. Siwiejący już, z długimi włosami i paznokciami, z siną skórą i odwodniony, siedział pod jednym z dębów i płakał. „Proszę”, jęczał cicho „zabierzcie mnie do mojej mamy... tak bardzo się boję...”. To był Charlie Dafoe, ten sam Charlie Dafoe, który dwa dni temu wyjechał z Doliny na swoim rowerze. Teraz ten rower, z przebitą dętką i połamanym kołem leżał w krzakach obok, a Charlie w rozerwanych, za ciasnych ubraniach skomlał jak pies, opowiadając o tym wszystkim, co zobaczył. O istotach, które obserwowały go w ciemności. O strachu, który czuł. I o straszliwym zimnie, które czuł mimo tego, że jego ręce były ciepłe, a na jego twarz opadały promienie majowego słońca.




RE: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Geraldine Yaxley - 30.08.2023

Beltane zamieszało. Wiele się wydarzyło tej pamiętnej nocy. Sama Geraldine tylko z opowieści najbliższych dowiedziała się jak wyglądała sytuacja w Kniei. Gio zarysował jej całą sytuację bardzo dokładnie. Sama zresztą wyruszyła do lasu, gdy tylko dowiedziała się o tym, jak wielkie szkody wyrządziła wichura.

Las był inny. Inny niż go zapamiętała, tego była pewna. Słyszała opowieści o tym, że ponoć COŚ się w nim pojawiło. Jakieś stworzenia, które nie były znane nikomu. Zaciekawiło ją to. W końcu to Yaxley. Miała to we krwi.

Nie pojawiła się jednak w lesie od czasu poszukiwań. Trafiła do Kniei dopiero, kiedy napisał do niej jeden z przyjaciół z Doliny. Ponoć zaginął chłopiec, który mieszkał nieopodal. Gerry nie byłaby sobą, gdyby odmówiła pomocy. Szczególnie, jeśli chodziło o dziecko. Biedne, zagubione dziecko. Musiała pomóc mu wrócić do domu.

Gdy tylko dostała list wsiadła na miotłę i przyleciała do Doliny. Nie miała pojęcia, jak wygląda sprawa z teleportacją. Wiedziała, że po Beltane nie do końca działała, wolała więc nie ryzykować.

Była gotowa do poszukiwań. Ubrana w ciężkie buty, skórzane spodnie, gruby sweter w plecakiem na ramionach. Kto wiedział ile one będą właściwie trwały. Przygotowała sobie wodę, jedzenie, gdyby się to przedłużyło. Miała też latarkę, scyzoryk, sztylet u pasa. Gotowa na wszystko. Kto mógł wiedzieć, co czai się w Kniei?

Wraz z innymi ochotnikami przemierzała las. Dostrzegła wśród nich nawet znajomą twarz. Jej kuzyn Stanley. - Co ty tutaj robisz? - Zapytała trochę głupio, bo co mógł właściwie robić? Był brygadzistą, kto, jak nie on powinien brać udział w poszukiwaniach. Pilnowała raczej tyłów. W milczeniu eksplorowała teren. Musieli znaleźć chłopca. Nie wyobrażała sobie, że będzie inaczej, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał, że może być przeciwnie. Jedenastoletni chłopiec miał raczej małe szanse na przeżycie w lesie, szczególnie, że ponoć grasowały po nim jakieś dziwne stworzenia. Starała się jednak nastawić pozytywnie.

Byli już głęboko w lesie, kiedy doszło do nich głośne skomlenie. Z początku niewyraźne, gdy zbliżali się do miejsca z którego dochodziło można było usłyszeć słowa, które mówił. Chciał, żeby zabrali go do mamy. Geraldine dostrzegła rower w krzakach, czyżby jednak ten mały sobie poradził? Kamień spadł jej z serca, bo mogło być zupełnie inaczej. Zbliżyła się powoli do dębu, puściła przed sobą innych. Gdy wyłoniła się zza drzewa nie zobaczyła jednak chłopca, a mężczyznę w słusznym wieku. Jego włosy były siwe, skóra zdecydowanie nie przypominała tej dziecięcej, była sina. Jednak to, co mówił, to wszystko świadczyło o tym, że to był Charlie, którego szukali. - Co to kurwa ma być. - Rzuciła w eter.




RE: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Stanley Andrew Borgin - 30.08.2023

Od początku maja życie zdawało się być dużo cięższe. Nie dosyć, że jeden, wielki harmider w Ministerstwie, własne problemy i teraz jeszcze to zagubione dziecko w lesie. Czy naprawdę nie można było pilnować swoich dzieci, zwłaszcza kiedy na świecie działo się tak źle?

Służba, nie drużba... Czy jakoś tak. Chcąc, nie chcąc, dla Borgina była to praca, którą wykonywał na co dzień. Kiedy tylko do Ministerstwa dotarła wiadomość o tym, że jakieś dzieciątko zagubiło się w lesie, przełożeni nie omieszkali wysłać grupy brygadzistów na poszukiwania ze Stanleyem na czele. Z jednej strony cieszył się, licząc, że nie spotka tam Brenny i tym samym będzie mógł od niej odpocząć, z drugiej zaś był zmuszony chodzić po lesie.

Stanley brał udział w pierwszej części poszukiwań - mniej, więcej do połowy 19 maja, gdzie opuścił tropicieli aby załatwić swoje sprawy. Nie zostawił ich jednak na zawsze - powrócił ponownie do reszty grupy o poranku 20 maja, dokładając tym samym swoją cegiełkę do dalszych postępów w kwestii chłopaka.

Ubrany w swój mundur brygadzisty, z papierosem w ustach i lekkim grymasem na twarzy, podróżował po kniei wraz z resztą ochotników - w końcu nie tylko funkcjonariusze ruszyli z pomocą ale także zwykli obywatele, niesieni chęcią zrobienia czegoś dobrego. Wśród tego drugiego grona rozpoznał Geraldine - kuzynkę, która zawsze była ewenementem w ich rodzinie. Nie tylko pod względem wzrostu - mogli rozmawiać we dwójkę bez konieczności uwzględniania różnicy wzrostu, której między nimi nie było - ale również umiejętności czy szeroko pojętej tężyzny fizycznej. Od razu poczuł się jakoś bezpiecznej. Jeżeli nadal kryły się tam te stwory z Beltane, nie miał zamiaru z nimi walczyć, a już na pewno nie wręcz - Sam się zastanawiam... - zażartował na jej słowa, kiwając przecząco głową - Chociaż mógłbym o to samo zapytać Ciebie... Ja to tu jestem po części z rozkazu - stwierdził z lekkim westchnięciem. W końcu miał ciekawsze rzeczy do roboty i w tym momencie nawet raporty były dużo zabawniejsze - przy nich chociaż nogi nie bolały.

Co jest... Zdziwił się słysząc skomlenie. Znaleźli jakiegoś psa? Nie był to może Charlie ale biednemu zwierzakowi też należało pomóc... Chwila. Czy to aby na pewno była psina? Nie. To człowiek. Czyli jednak odnaleźli chłopaka? Pełen sukces! Zadowolony z tego, że zaraz będą mogli powrócić do ministerialnej lury i ciepłej pracy za biurkiem, ruszył czym prędzej do przodu aby sprawdzić czy z malcem jest wszystko w porządku.

Im dłużej spoglądał na "chłopczyka", tym miał coraz więcej pytań. Sam jednak nie widział swojej miny, co oczywiście żałował, wszak ta musiała być co najmniej ciekawa - Spokojnie Charlie... - wyciągnął ręce w jego kierunku, podchodząc powolnym krokiem. Nie chciał spłoszyć mężczyzny (ciężko go było nazwać dzieckiem kiedy był o krok od emerytury czy śmierci) - Nic Ci nie grozi... Jesteś w dobrych rękach. Zajmiemy się Tobą - starał się go uspokoić za wszelką cenę. Może nie był ekspertem w tej dziedzinie ale próbował panować nad sytuacją. Kilka sekund później przykucnął przy nim, wyjmując notes aby zanotować to wszystko o czym im mówił.

Kiedy skończył pisać, rozejrzał się po wszystkich zebranych osobach, szukając jakichś pomysłów co powinni z nim zrobić. Podniósł się z przy kucu i podszedł do większej grupy - Coś tutaj nie gra... Powinniśmy rozejrzeć się po okolicy. Niech ktoś z nim zostanie, może uda się dowiedzieć coś więcej, a reszta niech przepatrzy jego sąsiedztwo - zalecił - Tylko uważajcie na siebie... Nie chcemy mieć dodatkowych problemów kiedy pomagamy poszkodowanemu - pokiwał głową, biorąc świeżutkiego papierosa do ust. Potrzebował pomyśleć z wykorzystaniem dobrze znanych wspomagaczy, a następnie również rozejrzeć się wokół nich.




RE: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Geraldine Yaxley - 06.09.2023

Dobrze było zobaczyć wśród tych osób znajomą twarz. Może nie było to najlepsze miejsce do rodzinnych spotkań, jednak Gerry zawsze cieszyła się, kiedy widziała kogoś ze swoich bliskich. Świadomość, że są cali podnosiła ją na duchu. Jacy by nie byli, w końcu zawsze pozostawali rodziną, a więzy krwi były istotne. Przynajmniej dla panny Yaxley.

- Rozkaz, faktycznie. Nie widziałam cię chyba jeszcze nigdy w mundurze. - Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów, a na koniec zagwizdała. - Nieźle się prezentujesz kuzynie. - Dodała jeszcze, żeby trochę rozluźnić atmosferę, która była ciężka. Nie ma się, co dziwić. Zaginął chłopiec. Nie było go już dwa dni. Brzmiało to bardzo poważnie. Sama Ger nastawiała się na to, że znajdą trupa. Wolała podejść realnie do tych poszukiwań, przynajmniej się później nie rozczaruje. - Ja jestem na prośbę starego przyjaciela, wiesz - można rzec, że lasy są moim domem, pewnie dlatego mnie tu ściągnął. Nie boję się tego, co można w nich spotkać. - Postanowiła również wytłumaczyć skąd się tutaj wzięła. Z tym, że nie bała się tego, co mieszka w kniei to nie do końca była prawda. Jeśli to, o czym mówili choć trochę miało sens, to mieli mieć do czynienia z jakimiś potężnymi stworzeniami, z którymi się jeszcze nie spotkała. Była ciekawa, ogromnie ciekawa, co to może być, jak wygląda, jak się żywi. Oby ta ciekawość nie zaprowadziła jej do grobu.

Udało im się dzisiaj znaleźć chłopca. Tyle, że właśnie, chłopiec to już nie był. Mężczyzna siedzący pod drzewem wyglądał jakby był starszy od nich, ten rzucony rower sugerował, że jest to Charlie i płacz za mamą. Jak to się mogło stać? Geraldine nie znała odpowiedzi na to pytanie. Nadal stała trochę z boku, wolała nie wchodzić w drogę brygadzistom, czy znajomym tego małego. Była tu też trochę z innego powodu.

Okoliczni mieszkańcy zaopiekowali się Charliem. Mieli odprowadzić go do domu. Ciekawe, jak to wytłumaczą jego matce. Z drugiej strony, zdecydowanie lepiej, że znaleźli go żywego, kobieta na pewno się ucieszy. Wolała sobie nie wyobrażać, jaki czuła ból kiedy zniknął w lesie.

- Stanley, pójdę z tobą. - Podeszła do kuzyna, zauważyła, że sięga po papierosa. Złapała jego rękę w locie, tą z paczką, żeby się jednym poczęstować. Bez pytania, ale nie sądziła, żeby mu to przeszkadzało. Odpaliła go swoją mugolską zapalniczką i zaciągnęła się dymem. Czuła, jak zaczyna docierać do płuc. - Mamy jakiś plan, czy idziemy na oślep? - Plan by się przydał, chociaż, czy było co planować? Nie mieli pojęcia z czym mieli się mierzyć. Odwróciła się jeszcze na pięcie, żeby podejść bliżej chłopca, który nie zdążył opuścić tego miejsca. - Charlie, musisz nam powiedzieć, kto lub co ci to zrobiło. Jak wyglądało to stworzenie, co się właściwie wydarzyło? - Wiedziała, że powrót do tych nieprzyjemnych wspomnień może przywołać negatywne emocje, jednak powinni się dowiedzieć, z czym przyjdzie im się mierzyć, jeśli natrafią na to coś w lesie.




RE: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Stanley Andrew Borgin - 11.09.2023

Zaśmiał się pod nosem na komplement od Geraldine. Brzmiał on co najmniej jakby mówiła to jakaś ciotka czy inna babcia na rodzinnym spotkaniu do niego - Wiesz jak to mówią... Za mundurem panny sznurem. Szkoda tylko, że nikt nie wspomniał, że to chodziło o mundur Aurorski, a nie brygadzisty - pokręcił głową - Dzięki, to jest właśnie to czego mi było trzeba. Nie ważne co nas spotka w tym lesie, będę pewny, że chociaż dobrze się prezentuje - dodał, również starając się nieco rozluźnić atmosferę. Wszyscy dookoła zdawali się być co najmniej spięci zaistniałą sytuacją - Dobrze, że chociaż Ty się z naszej dwójki nie boisz - przyznał bez zawahania. Sam Stanley bał się co nie miara, że znowu spotka te przeklęte "potwory" z Beltane. Nie zamierzał jednak nic o nich wspominać, aby jeszcze bardziej nie psuć i tak już napiętej atmosfery.

To, a raczej kogo zastali w miejscu chłopca było dosyć nie spotykanym widokiem. Borgin nie był pewien co wolał ujrzeć - trupa czy "to". Teraz to nawet nie był pewien jak się powinien do niego zwracać. Powinien powiedzieć "proszę pana" czy "dziecko"? Pierwsza niewiadoma, która przyszła mu do głowy w tej chwili. Drugą oczywiście był fakt, że zadziało tu się coś dziwnego... Chociaż czy po Beltane to jeszcze kogoś dziwiło?

- No proszę... Napaść na funkcjonariusza na służbie? - zapytał, posyłając jej zaciekawione spojrzenie. Nie miał problemu, żeby się poczęstowała, chociaż znał dużo bardziej cywilizowane sposoby na poproszenie o papierosa. Może od tego zżycia z lasem już tak miała? Stanley poszedł w ślady Geraldine i również odpalił swoją fajkę, pozwalając sobie na chwilę zadumy nad tą sprawą - Nie wiem jeszcze. Chciałem rozejrzeć się po okolicy, może uda nam się coś znaleźć. Ale możemy spróbować najpierw wyciągnąć coś z... - odwrócił wzrok w kierunku Charliego, kiwając na niego głową - Młodego? - stwierdził dosyć niepewnie - Bo lepiej, aby zabrali go do matki - dodał, kiwając głową na zgodę. Stanley podszedł za kuzynką, nie odzywając się, aby nie przerywać.

- J-J-Ja nie wiem - pociągnął nosem, a następnie wytarł go w rękaw rozciągniętej koszuli - One... One miały oczy... Chliip... - łzy napływały mu do oczu niczym woda w wodospadzie - Obserwowały mnie... Nie chciałem na nie patrzeć... Proszę... Ja chcę do mamy - przyznał wręcz błagalnym głosem, nie podnosząc jednak wzroku na nikogo z zebranych tutaj osób. Nadal siedział z twarzą wbitą w dłonie opierając się na swoich kolanach.

- Charlie. Musisz nam powiedzieć coś więcej. Wszyscy chcemy twojego dobra. Zastanów się dobrze? A ja w tym czasie załatwię Ci coś do nakrycia - Borgin rzekł do chłopaka - Jakiś koc lub inny sweter - odszedł na kilka kroków w bok gdzie dobył swojej różdżki. Miał zamiar transmutować swoją chustkę w koc, a następnie okryć chłopaka, aby poczuł się chociaż lekko lepiej.


Dwie próby rzutu na przemianę chusteczki w koc, który będzie w stanie objąć całego "chłopaka". Korzystam z transmutacji
[roll=N]
[roll=N]


RE: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Geraldine Yaxley - 12.09.2023

Gdyby tylko Geraldine dowiedziała się o tym, że uważa jej zachowanie jako ciotkowe, czy babcine. Oj, poznałby wtedy jej gniew. Na całe szczęście tego nie wiedziała, humor więc nadal miała wyśmienity. No, wyśmienity na tyle, na ile dało się mieć dobry humor w takiej sytuacji w jakiej się znaleźli. - Coś Ty, brygadziści też są atrakcyjni. Sama się w jednym kiedyś przez ten mundur zakochałam. - Odpowiedziała z szczerością. Zastanawiała się nawet, co tam u Thomasa, czy żyje i wszystko z nim w porządku, szczególnie, że mugolacy teraz byli niezbyt miło widziani pośród innych czarodziejów. Miała nadzieję, że nic mu nie jest. - Najważniejsze, obojętnie w jakim gównie byś się nie znalazł to trzeba dobrze wyglądać Stanley. - Uśmiechnęła się do niego pokazując niemal wszystkie zęby.

Założenie, że Geraldine się nie bała było dosyć odważne. Faktycznie strach rzadko kiedy jej towarzyszył, gdy szła do lasu, uważała, że ludzie są gorsi od wszystkich istniejących potworów. Tyle, że nie wiedziała też z czym ma do czynienia. Nie znała zagrożenia. - Strach tnie głębiej niż miecze. Nie ma sensu się bać, trzeba stawić czoła zagrożeniu tak po prostu. - Gerry miała to do siebie, że nawet jeśli się bała, to nie dawała tego po sobie poznać. Lubiła sprawiać pozory nieustraszonej, zresztą mierzyła się już w swoim życiu z całą masą potworów. Na każdego znajdzie się jakiś sposób.

Yaxley była nieco dzika. Nieokrzesanie wynikało również z tego, że w jej żyłach płynęła krew olbrzymów. Dodawało to jej trochę tej dzikości i tak patrząc na swoich kuzynów żyjących w górach była naprawdę cywilizowana. - Napaść? Ty chyba nie wiesz, co to jest napaść... - Mogła mu pokazać, ale chyba nie był to odpowiedni moment. Zaciągnęła się dymem, głęboko. Przyjemnie łaskotał ją docierając do płuc. - Tak, trzeba się rozejrzeć. Może coś nas doprowadzi do tych istot. Chciałabym zobaczyć, co to jest i jak wygląda. - Te stwory były dla niej nowością i jej ciekawość powodowała, że bardzo, ale to bardzo zależało jej na tym, żeby zobaczyć je na własne oczy.

- To dobry pomysł, Charlie pewnie dużo widział. - Musiał widzieć, skoro udało mu się przeżyć spotkanie z tym czymś.

Chłopiec jednak nie był specjalnie rozmowny. Nie dziwiło jej to wcale, przeżył swoje. Niestety musieli wyciągnąć z niego więcej. Potrzebowali konkretnych informacji. To, co im opowiedział nie było wystarczające. Spojrzała na Stanleya, który wyczarował koc. Dobry pomysł, no i postanowiła sama się trochę zaangażować w rozmowę.

Przygasiła peta, żeby nie dmuchać chłopcu dymem w twarz a następnie zbliżyła się do niego i przykucnęła przed nim. - Charlie, musimy wiedzieć więcej, inaczej ich nie złapiemy. - Zaczęła mówić. - Chcemy, żeby poniosły konsekwencje za to, co ci zrobiły. - i nie skrzywdziły nikogo więcej, ale tego nie dodała. Nie sądziła, że było to dla niego pocieszeniem, po tym, co mu się przydarzyło.

Charlie podniósł wzrok i spojrzał na Gerry. W oczach nadal miał łzy. - Zrobiło się zimno, bardzo ziiimno.- Dziwnie się patrzyło na dorosłego mężczyznę, który mówił jak dziecko. - Jak w złym śnie, tylko, że to nie był sen. One mnie obserwowały, te potwory. Zacząłem się bać, jak nigdy dotąd, jakby ten strach był w moim całym ciele. Nie mogłem uciec... - Kontynuował nadal bez żadnych konkretnych szczegółów.




RE: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Stanley Andrew Borgin - 14.09.2023

Z biegiem lat, Stanley nauczył się trzymać trochę język za zębami. Zwłaszcza, że gniew od Geraldine mógłby być co najmniej bolący, jeżeli nie bardzo. Brygadziści pewnie byli atrakcyjni - nie jemu było to oceniać. Gorzej jeżeli od kilku lat do zostania Aurorem, dzielił cię jeden egzamin, którego priorytet zmienił się dawno temu. Bo o ile jeszcze jakiś czas temu to była najważniejsza rzecz dla niego, tak teraz było mu to trochę obojętne - Coś w tym jest - skwitował słowa kuzynki. Jeżeli Yaxleyówna przez swoje słowa o dobrym wyglądzie miała na myśli dobrą minę do złej gry, to rzeczywiście, miała rację. Całkowitą rację.

Chciałby tak właśnie zrobić, to o czym wspomniała mu Ger, ale nie mógł. Nie był w stanie i tego jej chyba najbardziej zazdrościł. Borgin nigdy nie ukrywał, że się boi. Były pewne rzeczy, które go po prostu przerastały i właśnie zastanawiał się czy te stwory z kniei, nie są jedną z tych rzeczy. Pokiwał więc tylko na jej słowa, nie chcąc dalej kontynuować tego tematu. I to nie dlatego, że nie chciał z nią rozmawiać, ani wyjść na tchórza. O nie, nic z tego. Stanleyowi po prostu kojarzyła się tylko jedna rzecz ze słowem "strach" - była to noc z 1 na 2 maja tegoż roku, dokładnie wtedy kiedy musiał uciekać przez ten las, aby nie zostać złapanym przez swoich kolegów z pracy.

Czy nie wiedział co to napaść? Wręcz przeciwnie. Wiedział bardzo dobrze, sam w końcu był zwolennikiem Czarnego Pana i brał udział we wszelkiej maści atakach. Najprawdopodobniej jego kuzynce mogło chodzić o innego rodzaju napaść, niż ta terrorystyczna ale czy warto było się nad tym rozwodzić? Nie bardzo, zwłaszcza jeżeli Geraldine miała drastycznie inne poglądy od reszty osób w których płynęła krew Borginów w jakimkolwiek stopniu - Ja to bym chciał, aby ta knieja znowu stała się czysta... - dodał, kierując się do chłopaka.

Po krótkiej chwili powrócił z kocem, którym od razu okrył młodzieńca. Kiedy tylko to zrobił, odszedł od niego, aby przypadkiem go bardziej nie spłoszyć. Charlie był przecież zdruzgotany, nic nie rozumiał, a teraz jeszcze był tu co najmniej z tuzin ludzi, których nawet nie znał. Większość ubrana w jakieś mundury i wszyscy bombardowali go pytaniami - Charlie... Jeżeli musiałbyś je jakoś opisać. Byłbyś w stanie? - zapytał, spoglądając w kierunku Geraldine.

Wzruszył ramionami - Ja... Je czułem ale nic... Nic szczególnego nie widziałem... - pociągnął nosem - M-Mogę już do mamy? - zapytał całego zgromadzenia. Oczekiwał raczej odpowiedzi od kogokolwiek, niż od jednej specyficznej osoby.

- Geraldine, mógłbym Cię prosić na słówko? - zwrócił się kuzynki odchodząc na kilka kroków na bok. Stanley chciał mieć pewność, że żaden z brygadzistów, a już na pewno chłopak, go nie usłyszy - Nie uważasz, że to wszystko jest trochę dziwne? - rozejrzał się wokół, spoglądając na zaginionego dzieciaka, któremu inny funkcjonariusz podawał coś do picia - On... Jest dzieckiem. Nadal dzieckiem, mimo że mógłby być moim czy Twoim ojcem albo nawet dziadkiem. Myślisz, że to... "Coś"... - zrobił gest cudzysłowie, wspominając o "gościach" w kniei - Postarza ludzi? Ale tak wiesz, fizycznie, nie mentalnie czy duchowo... Ciekawe czy to wpływa na długość życia - podzielił się swoim pomysłem, wyciągając paczkę papierosów w jej kierunku. Tym razem wolał uniknąć jakiegokolwiek "napadu" na swoje życie - No bo z jednej strony, patrząc na jego stan fizyczny to raczej nie zostało mu zbyt wiele lat życia ale mentalnie to nadal ma całe życie przed sobą... Może to się jakoś łączy? - wzruszył ramionami, odpalając papierosa. To był bardzo ciężki przypadek i Borgin żałował, że nie ma z nimi nikogo ze świętego Munga, aby mógł to zbadać na miejscu.




RE: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Geraldine Yaxley - 17.09.2023

W przeciwieństwie do kuzyna u Geraldine czas nic nie zmienił. Ona nadal nie umiała trzymać języka za zębami. Jak widać, niektórzy nadal byli nieokrzesani, chociaż ona traktowała ten swój niewyparzony język jako coś uroczego. Szkoda, że tylko ona. Gerry nie miała nic konkretnego na myśli, chciała po prostu nieco rozluźnić atmosferę, a gdy robiło się niebezpiecznie paplała głupoty. Ten typ tak już miał. Co było dosyć zabawne, bo normalnie należała raczej do mruków.

Stanley miał trochę gorzej, bo wiedział już z czym przyjdzie im się mierzyć. Ona nie była świadoma tego, jakie te stwory są niebezpieczne. To trochę ułatwiało jej podejście do sytuacji. Gdyby tylko wiedziała, że Borgin już je widział... Na pewno by mu nie wybaczyła tego, że nie opowiedział jej o nich więcej, bez względu na to w jakiej sytuacji przyszło mu je spotkać, chociaż pewnie nie byłaby z niego do końca dumna, że pomagał Voldemortowi, ale z drugiej strony, kimże ona była, żeby go oceniać. Sama miała wątpliwą moralność, nie wiadomo, czym się kierowała, ale nie zabijała niewinnych ludzi - przynajmniej jak na razie.

- Myślę, że nie ty jeden. Trzeba wypędzić stąd te stwory. Mieszka tu wielu moich znajomych, nie chciałabym, żeby dłużej ich niepokoili. - Erik i Brenna, i nie tylko oni. Było ich tutaj wielu, między innymi dlatego się pojawiła. Chciała, aby mieszkańcy tego miejsca wreszcie mieli spokój. Na tym polegała jej praca - miała likwidować niebezpieczne stworzenia, które przeszkadzały w normalnym życiu. Przynajmniej czysto teoretycznie, bo zdarzało jej się też łapać stwory, których części ciała był unikatowe i można było na nich zarobić sporo kasy.

Tak jak się spodziewała, chłopiec nie był szczególnie rozmowny. Nie zdziwiło jej to wcale, to normalna reakcja. Przeżył traumę, chciał spotkać się z mamą, chyba każdy na jego miejscu zachowywałby się tak samo. To cud, że przeżył, nieco ją martwiło jedynie to, że stracił wiele lat życia w ciągu tych dwóch dni i jego młodziutka dusza została uwięziona w tym starym ciele.

Kiwnęła głową, gdy usłyszała pytanie kuzyna. Udała się z nim na bok, tak, aby nikt nie mógł ich podsłuchać. - Uważam, że to jest dziwne. Najwyraźniej te stwory w przeciwieństwie do dementorów nie żywią się duszą, a ciałem. - Był to pierwszy wniosek, jaki wyciągnęła. - Na pewno wpływa na długość życia, zabrali mu jakieś pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt, ale to tylko gdybanie, bo nie jestem w stanie dokładnie oszacować ile lat może mieć to ciało. - Wyglądał jej na takiego faceta, który był już po kryzysie wieku średniego.

Skoro ją częstował, to nie odmówiła kolejnego papierosa. Najwyraźniej zamierzała go tutaj dzisiaj opalać, jakby wcale nie miała dwóch paczek szlugów schowanych w kieszeniach płaszcza. - One muszą się żywić energią witalną. Ciekawe, czy jakby zaatakowały kogoś w naszym wieku to umarłby ze starości. - Nie, żeby zamierzała to sprawdzać na sobie samej, jednak oni byli trochę starci od Charliego, zastanawiało ją w jaki sposób mogłaby się skończyć ich konfrontacja z widmami. - Nie wiem, jak się to łączy, ale na pewno ten chłopiec został uwięziony w tym starym ciele. - Z początku nie mogła w to uwierzyć, teraz jednak była tego pewna.




RE: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Stanley Andrew Borgin - 20.09.2023

Z wielką chęcią wymieniłby się z Geraldine wiedzą na ten temat, oddając jej za darmo wszystkie wspomnienia związane z "tym". To też nie było tak, że Stanley czy jej bracia zabijali "niewinnych" ludzi. Każdy czymś zawinił w swoim życiu. Jakby się zastanowić to chociażby Charlie Dafoe zawinił tym, że oddalił się od rodzinnego domu i skończył jak skończył. Czy powinni go byli oceniać bo był tylko dzieckiem? Nie do końca, ale trochę na pewno, wszak po części sam sobie zgotował taki los.

Dobrze za to, że nie wspomniała o Brennie - wtedy mógłby się odwrócić na pięcie i po prostu wyjść z lasu albo robić całej ekspedycji pod górkę. W końcu kilka stworków tu czy tam, nie robiło zbyt wielkiej różnicy czyż nie? A już na pewno nie kiedy były w okolicy detektyw Longbottom. Trochę kłód pod nogi by jej nie przeszkodziło w życiu. Może wzięłaby wtedy w końcu ten pieprzony urlop od ministerstwa, aby ogarnąć okolicę... A tak to nie, musiał się z nią męczyć na co dzień, mówić "dzień dobry" czy sztucznie się uśmiechać. Prawdziwa katorga.

- To wcale, a wcale nie powoduje, że nasza sprawa wydaje się chociaż odrobinę prostsza - przyznał z ciężkim westchnięciem - Ale dementorzy chyba nie postarzają człowieka w takim względzie... duchowym? - zdziwił się, spoglądając w kierunku tłumu zgromadzonego nieopodal chłopaka - No wygląda jakby należała mu się solidna emerytura za przepracowanie 40 lat w jednym miejscu... - stwierdził widząc stan Charliego po raz kolejny. Dla Borgina wyglądał jak siedem nieszczęść i im dłużej przebywał w jego towarzystwie czy okolicy, coraz bardziej zaczynał mu współczuć. Stanley zastanawiał się nawet jakby to było gdyby któreś z nich znalazło się na miejscu tego chłopczyka ale nie doszedł do żadnych większych wniosków.

Nie miał problemów z tym, aby poczęstować Geraldine papierosem. Co więcej, tego wymagała szeroko pojęta kultura zwłaszcza kiedy miał wiedzę, że i kuzynka lubi sobie zapalić - Ciało raczej by nie umarło... Ale może umysł? Chociaż może zapadł by w jakąś śpiączkę... Coś jak przy poważniejszych urazach związanych z czaszką - wyjaśnił, dzieląc się swoją myślą - Ciekawe czy można to jakoś cofnąć. Jakby odwrócić cały proces starzenia tak, aby Charlie mógł się ponownie cieszyć dzieciństwem. Może amnezjatorzy mogliby coś pomóc w kwestii "tego" co go spotkało tutaj - zaproponował - Jego dziecięcy umysł nie był, nie jest i nie będzie raczej na to gotowy nigdy - dodał. Oczywiście chodziło mu o przetrawienie kwestii spotkania zjaw czy czymkolwiek to łajdactwo było.

- Koniec gdybania Geraldine bo jeszcze nas tu noc zastanie. Proponuję rozejrzeć się trochę po okolicy - zaciągnął się papierosem, a następnie ruszył powolnym krokiem, aby przepatrzyć okolicę. Stanley stawiał rozważnie krok za krokiem, starając się dostrzec jakieś konkretne znaki, które świadczyłyby o drodze, którą przybył tutaj dzieciak. Dla niego liczyło się wszystko co odstawało od wyglądu normalnego lasu... chociaż ciężko było nazwać knieję Godryka "normalną" po tym co się stało podczas Beltane.



Rzut na próbę dostrzeżenia jakichś śladów - trasy po której przybył tutaj Charlie. Korzystam z percepcji.
[roll=O]
[roll=O]


RE: 1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe - Geraldine Yaxley - 20.09.2023

W pewnym momencie do Geraldine coś dotarło. Przypomniała sobie o tym, co spotkała w lesie, kiedy wraz z Vincem przeszukiwali las po tym, co wydarzyło się w Beltane. Poczuła coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło jej się doświadczyć. Przeszywający chłód, strach, zimno, szepty. Teraz dopiero połączyła fakty. Nic im się nie stało, bo byli bardziej doświadczeni od tego chłopca i wiedzieli, że muszą szybko stamtąd widać. Inaczej pewnie skończyliby podobnie do tego chłopca, albo jeszcze gorzej. Byli przecież starsi, kto wie, co im mogłyby zrobić te stworzenia. - Stanley, ja je spotkałam. - Postanowiła się tym podzielić z kuzynem. - Wiesz, po Beltane przyszłam pomóc w Dolinie, byłam w lesie. W pewnym momencie coś nas zaatakowało, nie widziałam co to było, ale to uczucie. Strach, który przeszywał całe moje ciało, zimno. To było straszne. - Yaxley nie miała pojęcia, że Stanley wiedział o czym mówiła, przecież sam przeżył podobne spotkanie.

- Nie, pocałunek dementora wysysa całe życie z tej osoby i zostawia ciało, w sensie duszę, żywi się duszą. - Odpowiedziała na zadane pytanie. Może więc tutaj było na odwrót? Może te istoty żywiły się ciałem, tylko co z duszą? Nie miała pojęcia, nie widziała ich podczas tego, jak spożywali posiłek. Mogła więc jedynie sobie gdybać.

- Nie wiem w ogóle, co z nim zrobią. Jak on się odnajdzie w społeczeństwie, jak wróci do normalności? - To nie będzie proste, nie miała pojęcia, jak ministerstwo zamierza to rozwiązać. Ten chłopiec był taki młody, a został uwięziony w ciele dorosłego. Nie był to jednak odpowiedni moment na gdybanie na temat jego przyszłości. Musieli zająć się wreszcie konkretami.

Słuchała uważnie tego, o czym mówił kuzyn. - Amnezjatorzy mogą zająć się umysłem, ciałem nie. Ono takie zostanie. - Nie, żeby źle życzyła chłopcu, jednak nie widziała innego rozwiązania. Nigdy nie słyszała o niczym podobnym, jednak uważała, że nie ma możliwości, aby to cofnąć. Zbyt wiele zmian w jego ciele się pojawiło.

Stanley miał rację, nie mogli dalej stać i sobie dyskutować z myślą, że te potwory był gdzieś w tym lesie i mogły atakować właśnie kolejną niewinną osobę. Szybko pociągnęła kilka machów papierosa, którym poczęstował ją Borgin, po czym rzuciła niedopałek na ziemię i przygasiła go swoim butem. Ruszyła za mężczyzną, ona również rozglądała się uważnie. Dobrze by było wyznaczyć drogę, którą podążał chłopiec nim się tutaj znalazł. Może te istoty miały gdzieś w głębi lasu swoje gniazdo?

wiadomość pozafabularna
też sobie rzucę na percepcję
[roll=N
[roll=N]