Secrets of London
[Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Wersja do druku

+- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29)
+--- Dział: Reszta świata i wszechświata (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=26)
+--- Wątek: [Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia (/showthread.php?tid=2003)

Strony: 1 2


[Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cynthia Flint - 06.10.2023

Lato zbliżało się pełnymi krokami, dni mijały jej szybko - głównie na pracy, rozwiązywaniu problemów związanych z zimnymi oraz na próbie zrozumienia tego, co działo się w jej wnętrzu od Beltane. Chaos był irytujący, niebezpieczny dla ludzi mocno stąpających po ziemi, jak Cynthia. Nikt nie lubił utraty kontroli, świat wówczas nie kręcił się tak, jak jasnowłosa sobie tego życzyła i przez to perspektywa upadku, porażki, wydawała się jej brutalnie prawdziwa. Pamiętała jednak w tym wszystkim o ich umowie, ich zabawie i grze, jakkolwiek by to nazwać. Nie mogłaby zapomnieć o tym, jak wysoko postawił poprzeczkę, zabierając ją do gabinetu luster, w którym znalazła tak wiele odpowiedzi i wskazówek dotyczących jej samej. Nie mogła pozostać mu dłużna, musiała wymyślić coś, co chociaż mogłoby musnąć zwierciadła w zdobione ramy. A do dyspozycji był przecież cały świat.
Umówiła się z nim w porcie w godzinach południowych, uprzednio posyłając mu liścik, aby zapakował się na kilka dni i zabrał cieplejszy sweter, nie zdradzając jednak niczego. Ile czasu minęło, odkąd ostatnio wypływała? W przeciwieństwie do bliźniaka, dla niej cała magia płynąca z podróży morskich wygasła razem z jej matką, która przecież na pokładzie jednego ze statków ojca umarła. Tego, na który właśnie patrzyła, stojąc w milczeniu, lustrując żagle i rozbijającą się o drewno wodę. Była wcześniej, trzymając w dłoniach niewielką, skórzaną torbę, zaciskając na rączce palce zakryte cienkimi rękawiczkami. Fakt, że Cathal był również przed czasem, nie był dla niej żadnym zaskoczeniem. Obróciła się do niego przodem, obdarzając go zaciekawionym spojrzeniem, lustrując jego twarz, jak i jasne oczy, a potem zrobiła krok w jego stronę, pozwalając sobie na krótki uśmiech. Wyglądała skromnie i elegancko, prosta sukienka zapinana na guziki sięgała za kolano, przepasana w talii cienkim paskiem.
- Sweter spakowany, proszę Pana?- zapytała z nutą zadziorności, zastanawiając się przez chwilę, jak powinna go przywitać. Z zamyślenia wyrwał ją jednak charakterystyczny skrzekot drewna, ktoś schodził z pokładu. - Słyszałam, że lubisz wyzwania.
Dodała cicho, nie pozwalając, aby wiatr porwał jej słowa i zaprowadził do uszu tych, którzy nie powinni słyszeć. Spojrzała mu przy tym prosto w oczy, zastanawiając się przez chwilę, czy Pan Archeolog nie ucieknie, gdy dowie się, co takiego wymyśliła. Podszedł do nich mężczyzna w towarzystwie dwóch innych - dość wysoki i dobrze zbudowany, o brązowych włosach, które delikatnie przyprószyła siwizna. Objął dziewczynę na krótką chwilę, a ona grzecznie wspięła się na palce i musnęła jego policzek, a potem wyprostowała się, puszczając jedną dłonią torbę i wskazując na Cathala.
- To Pan Shafiq, o którym Ci mówiłam Ojcze. Pomoże mi z nauką. - przedstawiła go, obdarzając delikatnym uśmiechem, a jej ojciec zrobił krok w stronę blondyna, wyciągając w jego stronę dłoń.
- William Flint, Panie Shafq. Dziękuje, że zechciał Pan pomóc mojej córce w sprawie tych starych kości, czy czym się tam zajmujecie. Jest niezwykle ambitna. Statek zaraz będzie gotowy, zaprowadź Pana do jego kajuty. - posłał jej krótkie spojrzenie, a następnie swoim żeglarzom, z których jeden pośpiesznie zabrał od Cynthii torbę, aby zaraz potem zabrać bagaż od Shafiqa i popędzić w stronę kładki, która prowadziła na pokład. Pan Flint oddalił się na chwilę, a ona zgodnie z prośbą, wzięła Cathala pod rękę i zaczęła prowadzić w stronę pokładu, nie odzywając się jednak przez chwilę  - przynajmniej dopóki William mógłby coś usłyszeć. Wiatr zakołysał statkiem, niosąc ze sobą krzyk mew i zapach słonej wody, która mieszała się z rybim zapachem i dymem z jakieś fabryki Londyńskiej, która znajdowała się nieopodal portu. -  Mam nadzieję, że lubisz dobry rum.
Spojrzała na niego z dołu, wolną dłonią unosząc nieco sukienkę, aby przejść na drewnianą podłogę.


RE: [Maj 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cathal Shafiq - 06.10.2023

Powód, by nie spotykać się z Cynthią Flint, a raczej nie spotykać się z nią na dłużej niż kilka godzin, istniał jeden, bardzo poważny - i była nim praca. Wykopaliska trwały dopiero od około dwóch miesięcy. Cathal Shafiq spędzał tam większość czasu i nie powinien ruszać się z nich na krok. Przeorganizował jednak nieco swój kalendarz, przysiadł nad pracą noc albo dwie i ułożył grafik reszty ekipy tak, by teraz jego pomoc nie była im absolutnie niezbędna.
Ostatecznie był człowiekiem, który lubił robić dokładnie to, czego chce, a w tej chwili chciał spotkać się z Flintówną. Poza tym wioska stała w Walii od kilkuset lat i było wątpliwe, że dostanie nóg i przez parę dni gdzieś ucieknie, natomiast Cynthia mogła uznać, że nie, to nie i zaprosić innego chętnego. Czy by rozpaczał? Nie. Nie był człowiekiem ulegającym zwykle innym obsesjom niż chęci otworzenia starożytnych komnat, a Flintówna przynajmniej na razie nie zdołała go opętać. Czy byłoby mu trochę szkoda? Na pewno. Była intrygująca, a Cathal rzadko uważał kobiety za fascynujące - przypisywał je do konkretnych kategorii, nieczęsto spotykał jakąś, która się im wymykała i jeszcze rzadziej taką, którą faktycznie chciał zapamiętać. Może wynikało to z jego charakteru. Może trochę z choroby, przez którą w głowie miał każdą kobiecą twarz, jaką kiedykolwiek zobaczył, każdy uśmiech, każde wypowiedziane słowo.
Nie lubił się nudzić – z nią się nie nudził. Odkrywanie kolejnych elementów jej charakteru było jak rozwiązywanie skomplikowanej zagadki i wciąż interesowało go, czy ostateczny obraz, jaki się wyłoni, będzie równie intrygujący, jak dorzucanie do niego pojedynczych fragmentów.
Poza tym chciał wiedzieć, co takiego wymyśliła, aby go zaskoczyć. I nie mógł oprzeć się myśli krążącej po głowie, że właściwie sam chętnie zabrałby ją w jeszcze jedno miejsce - mimowolnie uciekając do przodu już poza to spotkanie. Co samo w sobie zdarzyło się mu może raz czy dwa w życiu.
- Sweter? Prawdziwi mężczyźni latem biegają bez koszuli, niezależnie od klimatu - zakpił lekko, gdy do niej podszedł, chociaż owszem, w przerzuconym przez ramię niezbyt wielkim, podniszczonym plecaku, bardzo mało "czarodziejskim", miał i cieplejsze ubranie. Shafiq spędził dość czasu na podróżach, aby wiedzieć, że należy przygotować się na warunki panujące w danym miejscu.
Widok statku go nie zaskoczył. Jakby nie było, Flintów kojarzono właśnie z wyprawami morskimi, a Cynthia wyraźnie chciała wybrać się gdzieś poza Anglię, skoro pisała o paru dniach i swetrze.
Za to widok pana Flinta był już pewnym zaskoczeniem. Wprawdzie Shafiq tego po sobie nie okazał, po prostu ścisnął jego rękę, dość mocno, nie na tyle jednak, by zdawało się to gestem nienaturalnym, ale do głowy przyszło mu pytanie, co ta mała diablica knuła.
- Cathal Shafiq. Stare kości to moja specjalność - powiedział jedynie, nie dając po sobie poznać i tego, że nie ma pojęcia, jaką wymówkę sprzedała mu Cynthia.
I on milczał, póki byli w zasięgu głosu mężczyzny, jak zwykle podając Cynthii ramię, gdy wchodzili na pokład. Dopiero kiedy odległość między Flintem a nimi się zwiększyła, pochylił się ku niej nieco.
- Tym razem wygrałaś - mruknął cicho. - Muszę przyznać, że spodziewałem się niemal wszystkiego, ale na pewno nie poznania twojego ojca.


RE: [Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cynthia Flint - 08.10.2023

Byli ludźmi zaangażowanymi w swoją pracę, kariera była dla nich ważna i rozumiała, że nie miał czasu, podobnie, jak ona. Po Beltane panował przez cały Maj chaos w prosektorium, a do tego badania nad przypadłością, która narodziła się przed kontakt z Limbo, pochłaniały mnóstwo czasu. Cud, że udało się im zgrać na te kilka dni, żeby tym razem ona mogła zdobyć jakieś punkty w ich małej grze. Mówiła też sobie, że znacznie ciekawiej będzie posłuchać o jego odkryciach na wykopaliskach przy rumie, niż czytać z listów, które czasem wymieniali. Na swój sposób, Cathal zdążył przekroczyć jakieś granice Flintówny i zaczynała się do jego towarzystwa przyzwyczajać na tyle, że pozwalała sobie na okazjonalne ściąganie swojej dopracowanej maski, którą prezentowała światu. Na Merlina, zresztą wspomniała o nim Victorii. Czy to powód, do zmartwień? Był też jeszcze Louvain, z którym łączyła ją budowana przez lata więź wzmocniona efektami starej magii druidów. Nie była to wymarzona sytuacja dla koronera, który lubił mieć wszystko pod kontrolą.
A jednak cieszyła się na to spotkanie wewnętrznie, zaciekawiona, czy jej pomysł na wycieczkę i wykorzystanie mniej pospolitych środków transportu zrobią na nim takie wrażenie, jak zrobiły na niej zaczarowane lustra. Wciąż nie do końca rozumiała majaczące w nich obrazy, ale utkwiły w jej pamięci.
-No tak, prawdziwi mężczyźni chodzą bez koszulki. -przyznała poważnie, przytakując dodatkowo ruchem głowy i z trudem powstrzymała się, żeby nie przesunąć spojrzenia w okolice jego ramion i torsu, ale ostatecznie, była dobrze wychowaną panną. Ów Panna nie narzekałaby, jednak gdyby okoliczności przyrody sprzyjały temu, aby Cathal faktycznie porzucił swoją koszulę tudzież sweter. - Zwłaszcza na terenach Skandynawii.
Dodała niewinne, zdradzając mu tym samym kierunek, w którym wypłynie statek jej ojca. Kapitan wybrał swój ulubiony, najbardziej komfortowy, skoro jego córka zdecydowała się po tylu latach skorzystać z pokładu. Sama Cyna starała się jednak nie spoglądać zbyt długo na kołyszącą się na wodzie konstrukcje, nie chcąc odpłynąć gdzieś do wspomnień, które przecież tkwiły zagrzebane gdzieś w czarnym pudełeczku, wewnątrz jej umysłu. Podobno każdy człowiek miał taką swoją puszkę Pandory. Nie wątpiła, że stojący obok niej Czarodziej również.
Uśmiechnęła się do obydwu panów niewinnie po tym, jak przywitała ojca i przedstawiła go Archeologowi. Kwestie pracy oraz nauki nigdy nie wzbudzały w Williamie Flincie żadnych podejrzeń względem swojej nazbyt ambitnej — jego zdaniem jak na swoją płeć, córki. Przywykł, że ciągle prosiła go o przywiezienie ksiąg lub spędzała całe noce w swojej małej pracowni, badając sprawy, których żeglarz i handlarz by nie zrozumiał. Mężczyzna zlustrował go wzrokiem, tęczówki miał tego samego koloru, co Castiel i uśmiechnął się krótko, cofając dłoń po przywitaniu.
-  Miło poznać. Nie wątpię, że Cynthia wybrała kogoś o właściwych kompetencjach. Musi być Pan bardzo doświadczony.
Jako Kapitan, przywykł do rozkazów oraz szybkiej organizacji pracy, oraz czasu, więc poinstruował tylko córkę, a potem poszedł jeszcze dopełnić formalności, gdy tylko ich bagaże zostały zabrane.
Kąciki ust jej drgnęły, gdy wzruszyła delikatnie ramionami, znów starając się wyglądać na niewinną i grzeczną, chociaż prawda była zupełnie inne. Paskudny był z niej manipulator.
- Już mi przyznajesz zwycięstwo, a nawet nie odpłynęliśmy jeszcze od brzegu. Co z pozostałymi atrakcjami? - zaczęła równie cicho, przesuwając opuszkami palców po jego ramieniu, gdy znaleźli się na kołyszącym się subtelnie pokładzie. Ojciec był wisienką na torcie, owszem, ale ciasto wciąż posiadało warstwy i dodatki. - Uznałam, że lubisz wyzwania, a jestem przekonana, że Ojciec będzie bardzo Tobą zainteresowany przy kolacji i przygotuje swój ulubiony rum. Przesadziłam?
Przekręciła głowę na bok, przystając przy jednej z burt — od strony wody, tak że mogła stanąć naprzeciwko niego. Po statku kręcili się marynarze, dopakowywali ostatnie skrzynie i przygotowywali się do wypłynięcia. - Powiedziałam mu, że chcę zrobić dodatkowe papiery na konsultację przy starszych zwłokach, pozbawionych tkanek. I że jako Archeolog, również takową posiadasz, więc poprosiłam Cię o pomoc. Tak, żebyśmy mieli jedną wersję.
Dodała szeptem, pozwalając sobie na puszczenie mu oczka, a potem odetchnęła głębiej i stanęła przodem do wody, opierając się o chłodne, intensywnie pachnące w akompaniamencie morskiej bryzy i soli, drewna.


RE: [Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cathal Shafiq - 09.10.2023

Cathal nie myślał o naturze ich relacji zbyt wiele. Nie zastanawiał się nawet nad tym, czy był ktoś inny – chociaż nie zdziwiłoby go to ani trochę. Starannie planował prace na wykopaliskach, w tego typu sprawach płynął jednak po prostu z prądem, dokądkolwiek ten prowadził. Louvain i więź Beltane, o których nie zdawał sobie sprawy, nie mieliby znaczenia nawet, gdyby wiedział – nie teraz, bo w tej chwili obok Flintówny był on, nie Lestrange. Jeśli miało się to wkrótce zmienić?
Prąd niósł w różnych kierunkach. Ale niezależnie od tego, dokąd trafi, Cathal miał zamiar po prostu doskonale dać sobie radę. Na razie… cieszył się chwilą – to wszystko.
– Widziałem kiedyś mężczyznę ze Skandynawii, który tak na początku marca postanowił popływać w jeziorze na północy Anglii. Wydawało mu się, że jest całkiem ciepło. To całkiem prawdopodobne – skomentował Cathal. Skandynawia nie była jeszcze najbardziej szalonym kierunkiem – gdy zobaczył statek zaczął się odrobinę obawiać, że przyjdzie im do głowy żeglować aż do Stanów. A nawet magicznym statkiem zajęłoby to nieco więcej czasu niż przewidział i było nieco problematyczne.
– Zajmuję się archeologią od dobrych szesnastu lat – przyznał Cathal na pytanie w zakresie doświadczenia. Na to zresztą miał bardzo bogate CV, gdyby Flint zechciał je sprawdzać. I ostatecznie Shafiq wolał być tutaj jako „nauczyciel” niż „absztyfikant”, choćby dlatego, że z krzyżowym ogniem pytań dałby sobie radę, ale niekoniecznie miał na niego ochotę. Obecność Flinta nie wprawiła Cathala w popłoch – bo on zasadniczo w popłoch nigdy nie wpadał – ale na pewno zaskoczyła.
– Jestem więcej niż pewny, że nie zdołają mnie zdumieć tak, jak randka w towarzystwie twojego ojca – zapewnił, kiedy już odprowadził mężczyznę wzrokiem i przeniósł spojrzenie na Cynthię. Uśmiechnął się, nieco leniwym uśmiechem, niezbyt szerokim, dostrzegając jej niewinną minkę. Nie było przecież mowy, aby dał się na nią nabrać. Nie po tym, jak pocałowała go w Gabinecie Luster. A i już wcześniej mógł podejrzewać, że niekoniecznie była niewinną dziewczynką, jaką udawała.
Tyle że Cathala to raczej bawiło niż irytowało.
– Jakiego rodzaju wyzwaniem będzie twój ojciec, panno Flint? – zapytał, a w jego oczach przez moment było widać to rozbawienie. A potem po prostu też zwrócił się ku wodzie, oparł jedną z dłoni o barierkę, spoglądając na fale. Nie dało się powiedzieć, że upodobał sobie morze – lubił je dokładnie tak samo jak góry, pustynie i lasy. Było częścią tego wszystkiego, co go pociągało.
Całego świata.
I czymś, co mógł zabrać ze sobą, zapamiętać bez uczucia, że nie było tego warte.
– Rozumiem. Oto zostałem więc specjalistą od starych kości – skwitował. – Jakie to inne atrakcje dla nas zaplanowałaś, Cynthio?


RE: [Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cynthia Flint - 10.10.2023

Przez to, że Cynthii trudno było nawiązywać relacje głębsze, które mogłyby zakrawać wręcz o intymne, była w tej kwestii uczciwą kobietą. Nie wyobrażała sobie robić tego, co większość jej koleżanek uczyniła. Szanowała Cathala, szanowała Louvaina i chociaż przez swoje drobne upośledzenie emocjonalne, słabo umiała sobie poradzić z sytuacją, w której się znalazła. Wiedziała, że na razie mogła spychać to gdzieś na bok, skupić się na sprawach zalegających w prosektorium zwłok oraz tajemniczej chorobie zimna, która musiała być powiązana z dementorami, którzy zostali według opowiadań przyzwani z limbo lub raczej limbo obdarzyło ich umiejętnością wydzierania dusz. Wpatrywała się w twarz archeologa w milczeniu, słuchając jak zwykle tego, co mówił. Był inteligentnym, dojrzałym facetem — nie mogła mu tego odmówić. Skutecznie kupował jej uwagę.
- To prawda, oni zupełnie inaczej odbierają temperatury. Próbowałeś kiedyś pływania w marcu? - zapytała pogodnie, mimowolnie odwracając spojrzenie w stronę wody — mętnej i brudnej, zapewne lodowatej pomimo tego, że był czerwiec. Nie Cathala bez koszuli nie mogłaby jednak narzekać żadna kobieta. A kraciasta koszula, gdyby pozostawała jednak na ramionach rozpięta, dodałaby tylko uroku. Faktycznie, Nowy Orlean przemknął jej przez głowę, znała tam wiele miejsc, które mogłyby go zainteresować, zwłaszcza na tle historycznym i sporo starych wiedźm o bogatym rodowodzie, ale nie mogła sobie pozwolić na tyle wolnego. I on również nie mógł.
Pokręciła delikatnie głową na ojca tak, aby tego nie zaważył, tkwiąc jednak z miną pokorną i skromną, taką, jaką lubił najbardziej. Ona była tym mniej problematycznym bliźniakiem, zwłaszcza gdy Castiel od tylu miesięcy podróżował, zapewne uciekając przed małżeństwem. Ku zaskoczeniu blondynki, nie reagował chaotycznie i nie wyglądał na speszonego. Jej ojciec, jako Kapitan i osoba dość władcza, stanowcza, często wzbudzała w ludziach irracjonalne poczucie, że są mniejsi od niego. Wykorzystywał to w swoich sprawach, przyniosło mu to wiele umów handlowych. Mężczyzna uśmiechnął się krótko do córki, widocznie zadowolony z jego odpowiedzi, zanim poszedł, instruując oczywiście, co miało wydarzyć się dalej.
Kąciki ust jej drgnęły w szczerym i naturalnym rozbawieniu, gdy padło z jego strony słowo "randka" - pierwszy raz właściwie. Może rzuciła go na zbyt głęboką wodę, ale podczas przeglądania możliwych środków podróży, statek wydał się jej tym najprzyjemniejszym. Nie była niewinną dziewczynką, tylko że ona sama jeszcze do końca o tym nie wiedziała. Na tle społeczeństwa, przedstawicielek jej rocznika, nekromantnka była prawdziwym aniołem, nawet biorąc pod uwagę zakres jej nielegalnych zainteresowań. - To będzie bardzo ciekawa podróż.
Rzuciła wciąż niewinnie, wzruszając ramionami i odwzajemniając jego uśmiech zaraz po tym, jak odwróciła twarz i zadarła nieco głowę, aby odszukać spojrzenie niebieskich oczu. Jedyny problem był taki, że nie była do końca pewna, które pytania wybierze jej ojciec. Zamierzała Cathala oczywiście w razie co ratować, chociaż kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie była ciekawa tego, co mężczyzna z niego wyciągnie.
- Hmmm.. Ma dobry humor, podpisał nowy kontrakt, więc nie powinien być specjalnie nachalny. Zapewne poruszy temat rosnącej popularności na kawalerstwo wśród mężczyzn, gdy przyjrzy się, że nie masz obrączki. Głównie chcąc przez to ponarzekać na mojego brata. - stuknęła palcem w maźnięte delikatnie usta, a warkocz zakołysał się na jej plecach, podobnie jak materiał targanej wiatrem sukienki. Nie wyglądał na złego.
Spojrzała w wodę, która wydawała się jej tego popołudnia wyjątkowo spokojna. Niebo miało kilka chmur, ale jasnych, za którymi leniwie chowało się słońce. To była dobra pogoda na żeglugę. Ukradkiem zerkała na jego pogrążoną w zamyśleniu twarz, przyznając, że obydwoje z Louvainem byli skrajnie różnymi ludźmi, zarówno zachowaniem, jak i aparycją. Zwilżyła wargi, przysuwając się bliżej do barierki, aby wyjrzeć za burtę. Słyszała w tle, jak odbijając cumę, rozwijają żagle. Gdzieś tańczył głos jej ojca, surowy i stanowczy względem podwładnych. Nie zerknęła jednak w tamtą stronę.
- Wspaniałomyślnie wybrałam Ci rolę, w której się odnajdziesz, nie uważasz? - zapytała pół żartem, pół serio, a potem wyprostowała się i odwróciła głowę w jego stronę, przekręcając ją na bok. Lustrowała go chwilę w milczeniu wzrokiem, w uszach zatańczył głos jej matki ze wspomnienia, które odblokował, zabierając ją do gabinetu luster. Teraz pamiętała je całe, za co była mu trochę wdzięczna.
- Gdybym Ci powiedziała tak od razu, nie miałbyś niespodzianki i nie mogłam zobaczyć, czy Ci się podoba, czy nie. A poza tym, ktoś mądry powiedział mi kiedyś, że kobieta bez sekretów jest jak niebo, na którym nie widać gwiazd. Mniej intrygująca..
Chciała dopowiedzieć coś jeszcze, ale kątem oka dostrzegła zbliżającego się Williama. Cofnęła się pół kroku, zachowując od mężczyzny stosowną odległość i grzecznie schowała za siebie ręce, splątując dłonie. Ojciec przyjrzał się jej chwilę, uśmiechnął i skupił uwagę na Cathalu.
- Musi mi Pan wybaczyć, że podczas podróży mogę nie być w stanie poświęcić Panu tyle uwagi, ile bym chciała. Musimy jeszcze przygotować dokumenty handlowe i zająć się pewnymi sprawami z moim zastępcą, ale zaplanowałem dziś czas wieczorem na wspólną, wczesną kolację. O siedemnastej. Odpowiada Panu ta godzina?
Zapytał uprzejmie, chcąc widocznie dobrze zająć się przyprowadzonym przez swoją córkę gościem. Niezbyt często się zdarzało, że Cynthia mu kogokolwiek przedstawiała — nie licząc oczywiście Brenny, Victorii oraz Fergusa, z którymi w szkole spędzała najwięcej czasu.


RE: [Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cathal Shafiq - 11.10.2023

- Niech to pozostanie moją słodką tajemnicą - odparł Cathal, chociaż oczywiście, że próbował. Tylko pytanie, czy to się liczyło w końcu w Egipcie w marcu temperatura przekraczała dwadzieścia stopni.
Ojciec Cynthii nie miałby szans zdominować Cathala, z tego prostego powodu, że niezależnie od postury i zachowania, nijak nie dorównywał w oczach Shafiqa dwóm innym osobom, które rzucały cień na całe jego życie. Był Slytherin, którego szepty i wspomnienia towarzyszyły mu od dzieciństwa, a jak Cathal ośmielał się uważać: pan Flint przy Salazarze Slytherinie mógł iść się schować do jakiejś nory. Było też widmo ojczyma, martwego od tylu lat, który jednak tkwił w pamięci niczym cierń i tkwiłby w niej nawet gdyby wspomnienia Cathala nie były aż tak żywe. Poza tym, zwyczajnie - Shafiq był od Flintówny ładnych kilka lat starszy, a i w młodzieńczych latach nie należał do osób łatwych do zdominowania. Nie był nieśmiałym chłopcem. I dlatego też niezbyt bał się użycia słowa randka, bo jeżeli ich spotkania randkami nie były - to niby czym? Zachowywałby się jak gówniarz, gdyby próbował udawać, że jest inaczej, czy we własnej głowie, czy na głos.
- Nie wątpię - rzucił na jej stwierdzenie o ciekawej podróży, posyłając kobiecie rozbawione spojrzenie. O jej bracie wiedział niewiele: tylko imię, które jakiś czas temu mu podała. Raczej nie obracał się w tym samym towarzystwie, co młody Flint. - Twojego brata, noszącego imiona aniołów? - powiedział, unosząc dłoń, by krytycznie przyjrzeć się własnej ręce, zaiste pozbawionej obrączki i śladów po niej. To nie tak, że Shafiq był wielkim przeciwnikiem małżeństwa. Po prostu prowadził tryb życia, przy którym nie miało to wielkiego sensu, choroba i szepty Slytherina sprawiały, że wzdragał się przed przywiązywaniem do siebie jakiejś kobiety jeszcze mocniej niż przed przyjęciem okowów na samego siebie, a i nie spotkał kobiety, której faktycznie pierścionek miałby ochotę wręczyć. Nie wspominając o tym, że jego najbliższa rodzina nie żyła, więc nikomu nie wpadło do głowy go swatać. - Przyznaję, jeśli zwykle przy mnie na coś takiego narzekano, to w kontekście siedzących obok córek - skwitował. Nie to, żeby zdarzało się to często, bo tak jak powiedział jej wprost: wcale nie był jednym z tych najbardziej pożądanych kawalerów angielskiej socjety. Miał swoje lata, skupiał się na pracy, nie na rozrywkach, był zamożny, ale nie bogaty, a rodzina jego matki wymarła.
- Czyżbyś chciała, żebym był zaintrygowany, Cynthia? - spytał, trochę prowokująco.
Spoglądał na nią, kiedy się odsunęła, a ręce skrzyżowała za plecami. Kryło się w tym wzroku pewne powątpiewanie, jakby chciał spytać: czy on naprawdę daje się na to nabrać?
Bo czy Flint do tego stopnia mógł nie znać własnej córki?
- Proszę się nie obawiać, nie należę do ludzi, którzy wymagają zabawiania - zapewnił, przenosząc wzrok na ojca Cynthii, gdy ten do nich podszedł. - Jestem do pańskiej dyspozycji w dowolnej godzinie, tak się przypadkiem składa, że nie planowałem ucieczki ze statku przed siedemnastą.
W końcu nie miał piętnastu lat, by mieć ochotę rzucać się w wodne odmęty tylko dlatego, że wpadł na ojca kobiety, która go pocałowała.


RE: [Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cynthia Flint - 13.10.2023

Posłała mu krótkie, pytające spojrzenie, ale nie powiedziała słowa. Cóż, widocznie z tajemnicami u mężczyzn było tak, jak z tymi u kobiet, chociaż kobiety dużo gorzej znosiły męskie sekrety. Cyna właściwie lubiła zimną wodę, nie przeszkadzały jej kąpiele w nienagrzanych zbiornikach wodnych, chociaż podobnie, jak statków, instynktownie ich unikała. Jej brat odziedziczył po rodzie ich matki pewien talent związany z tym żywiołem, ale obydwoje czuli się w nim, jak ryby. Dużo gorzej było z wysokością, bo ona nawet nie latała na miotle i jedyne miejsce, które wytrzymywała, to jak na ironię, bocianie gniazdo.
Jej ojciec lubił dominować, lubił czuć się ważny — uciekł w obowiązki i w żeglugę po śmierci żony, cenił sobie posłuch. Gdyby jednak zapytać jego córkę, ona również nie powiedziałaby, że William był w stanie zdominować Cathala. Archeolog w jej oczach był mężczyzną niezwykle silnym i stanowczym, zbyt dojrzałym na takie gierki. No, chyba że chodziło o te, które prowadził z nią, bo to była zupełnie inna historia. Miała zwyczajnie wrażenie, że obydwoje się ze sobą dobrze bawią, próbując dotrzeć do sedna tego drugiego. To było jak czytanie dobrej książki, a te była Ślizgonka lubiła od najmłodszych lat. Uśmiechnęła się na jego rozbawione spojrzenie dość naturalnie.
- Ku niezadowoleniu Ojca, imię wcale nie określa charakteru. - przytaknęła, ponownie wzruszając delikatnie ramionami. Castiel go wpędzał go grobu — nie chciał żony, ciągle podróżował, pakował się w kłopoty i badał sprawy, które zdaniem ojca były go niegodne. Bardzo chciałby, żeby znalazł ciepłą posadę w Ministerstwie lub otworzył jakiś sensowny biznes, skoro nie chciał się od niego uczyć żeglugi i tajników morskiego handlu. Czasem broniła bliźniaka, ale musiała robić to niezwykle taktownie, nie chcąc awantury. Zdawała sobie sprawę, że nie ma prawa wtrącać się w jego wybory, niezależnie, co o nich sądziła. Powędrowała spojrzeniem w stronę jego dłoni. - Mój ojciec jest klasyczny i chociaż niektóre rody pozwalają na dziedziczenie kobiecie, dla niego byłoby to ujmą na honorze. A z tego, co wiem, ma tylko mnie i Castiela. Chciałby, żeby znalazł żonę i miał dziecko bardziej, niż żebym ja sobie takowego znalazła, chociaż pieszczotliwie twierdzi, że jestem jego najlepszą kartą przetargową.
Wyjaśniła ze spokojem, całkiem z tą myślą pogodzona i oswojona. Robiła, co chciała i żyła, jak chciała, dopóki mogła. Już raz chciał ją paskudnemu Edwardowi sprzedać za kontrakt na wyłączność i kilka innych przywilejów. Oczywiście nie oddałby jej ręki komuś, kogo by w jakiś sposób nie akceptował, ale wciąż wierzył, że dobre zamążpójście Cynthii wzmocni jego pozycję.
- Gdybyś nie był, nie tkwiłbyś teraz na statku mojego ojca, dając się porwać w nieznane, prawda? - tym razem to ona puściła mu oczko z odrobiną zadziorności, zaraz jednak łagodniejąc i przybierając odpowiednią postawę.
Oczywiście, że się na to łapał — nigdy nie zawiodła jego zaufania, dostrajała się do jego potrzeb od lat i nawet chyba nie chciał dostrzegać tego, jaka ona była. Nie rozczarowywała go, zawsze była posłuszna, nie szlajała się z mężczyznami — jedynym problemem była jej ambicja, ale z tym nauczył się żyć.
Mężczyzna uśmiechnął się dość sympatycznie, przyglądając się Cathalowi. Wyglądał w jego mniemaniu przyzwoicie, nie dostrzegał zagrożenia. Nie wątpił też, że Cynthia zawsze wybierała tylko najlepszych kandydatów do pomocy w poszerzaniu swojej i tak zbyt dużej wiedzy, bo byłoby prościej, gdyby była głupia.
- Całe szczęście, bo prądy morskie na szlaku, z którego skorzystamy, bywają zdradliwe, Panie Shafiq. I wolałbym Pana nie zgubić wśród fal. Rozumiem, wybornie. Może zechce Pan pozwolić ze mną, oprowadzę Pana po pokładzie i opowiem co nieco o statkach. Mam doskonały rum w gabinecie i tak się składa, że mamy w transporcie kilka starych dzieł pozyskanych od muzeum w Londynie w ramach wymiany z tym w Oslo, gdyby zechciał Pan rzucić okiem. - wyprostował się, poprawiając rękawy swojej eleganckiej koszuli. Nie widział żadnego podstępu, chciał być zwyczajnie miły, bo jego ród nie był tak potężny, jak Blackowie czy Lestrange, więc bardzo dbał o reputację. Wiedział też, że Shafiqowie są czystej krwi, bo było tylko dodatkowym plusem, może chciał wybadać jego poglądy? Spojrzał na córkę, posyłając jej delikatny uśmiech. - Masz trochę czasu przed obiadem, odpocznij trochę i się przygotuj dziecinko. Przygotujesz mi tę swoją herbatkę?
-W takim razie zostawiam Pana Shafiqa w Twoich rękach i proszę Tato, nie zanudź mi nauczyciela. A zioła przygotuje, oczywiście. - uśmiechnęła się, dygając delikatnie z pewną dozą udawanego posłuszeństwa. - Życzę Panom miłej pogawędki, pójdę już.
Spojrzała na jednego i drugiego — na Cathala trochę dłużej i kąciki ust jej drgnęły miło, a potem odwróciła się i poszła faktycznie do kajuty. Do siedemnastej mieli wciąż prawie trzy godziny, ojciec z pewnością puści go przynajmniej godzinę przed czasem, aby odpoczął się i przygotował. Powinien to przeżyć.


RE: [Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cathal Shafiq - 14.10.2023

– Być może kiedyś jeszcze porozmawiamy o znaczeniu imion – stwierdził Shafiq, uśmiechając się tym razem nie do niej, a do swoich myśli.
Tak, miał pewien pomysł, który całkiem się mu podobał.
- Jest to interesujące, jak bardzo czasem można obrazić człowieka, chcąc go skomplementować – podsumował krótko Cathal opowieść Cynthii o jej bracie i o tym, że ona sama stanowi „najlepszą kartę przetargową”. Sam fakt, że dla Flinta dziedzicem musiał być syn, niezbyt Shafiqa dziwił. Tak ostatecznie działał świat, zarówno do niedawna mugolskiej arystokracji, jak i rodów czystej krwi wśród magów: kobiety wżeniały się w inne rody, rodzinne dziedzictwo przejmowały tylko, jeżeli nie mogli zrobić tego bracia, a i wtedy dość często szukano im mężów wśród osób spokrewnionych jakoś z rodziną. Cathal nie był na tyle postępowym człowiekiem, aby dostrzegał w tym coś złego. Sprzedawanie córki w ramach targu było jednak dla niego już czymś, co powinno pozostać w XIX wieku, niekoniecznie wchodzić do drugiej połowy XX.
Niektórzy ojcowie nazywali swoje córki pieszczotliwie perełkami, pan Flint najwyraźniej wolał określać swoją jako doskonały towar.
Nie ciągnął tematu bycia zaintrygowanym, bo i nie miał na to szansy, gdy pojawił się ojciec dziewczyny. Jasnym w każdym razie stawało się, że w dużej mierze jej gierki były przedstawieniami w teatrze, w którym przede wszystkim liczył się jeden widz – być może swego rodzaju właściciel teatru. Jej ojciec. Poruszanie przy nim pewnych tematów czy jakieś aluzje, były czymś, co mogłoby napytać Cynthii biedy. O siebie się nie martwił – nieważne, jak władczym czy wpływowym człowiek był Flint, Cathal pozostawał poza jego zasięgiem, zbyt dalekie były ich interesy oraz grona znajomych. Ale jednak nie miał powodów, aby posuwać się do skurwysyństwa.
– W takim razie dziś wyjątkowo podaruję sobie pływanie w morskiej wodzie. Moje specjalizacje to głównie starożytność i historia Wysp Brytyjskich, nie sztuka, ale chętnie spojrzę na te obrazy – powiedział, posyłając jeszcze Cynthii nieco kpiący uśmiech, nim odeszła, poproszona o przygotowanie ziółek, i jeszcze tak przepięknie dygnęła.
Może naprawdę miał w życiu wiele szczęścia.
Tym największym fartem był fakt, że cała jego bliższa rodzina nie żyła. Ta myśl nawiedziła go, kiedy Flintówna dygała, a on mimowolnie przypomniał sobie Ulyssesa, tak zupełnie od niej innego, a jednak dostosowującego swoje życie pod oczekiwania ojca.
Ruszył za Flintem, zatknąwszy kciuki za szlufki spodni. Nie dopatrywał się w jego postępowaniu żadnego podstępu, bo i nie widział powodu, dla którego ten miałby się do tego uciekać. W oczach Cathala Flint chciał raczej wybadać znajomego córki, ewentualnie sprawdzić, co może zyskać na znajomości z nim – jeżeli nawet Cynthia była dla niego kartą przetargową. I chociaż większość życia sam spędzał na jakichś wykopaliskach albo siedząc za biurkiem otoczony starymi manuskryptami, to nie tak, że nigdy nie stykał się z tego typu ludźmi. Musiał, zarówno przez koligacje, jak i w związku z pracą, więc teraz nie czuł się zbity z tropu sytuacją.


RE: [Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cynthia Flint - 25.10.2023

Słowa Cathala utknęły jej w głowie, gdy jakiś czas później przeczesywała przed lustrem pasma jasnych włosów, zerkając na zegarek. Żyli w takim, a nie innym świecie i teoretycznie, była pogodzona z tą myślą, znała doskonale swoją rolę i oczekiwania, które miał wobec niej. Łudziła się jeszcze, że może będzie w stanie schować dumę w kieszeń i pozwoli jej zająć miejsce Castiela, dzięki czemu uzyskałaby dużo więcej swobody i niezależności. Jej bliźniak przecież nie chciał tego wszystkiego, a ich kontakt ograniczył się do kilku listów, odkąd podróżował. Ojciec zdawał się jednak wierzyć, że wróci mądrzejszy — zupełnie, jakby nie znał swojego syna. Odłożyła szczotkę, odchylając się nieco do tyłu i splątując srebrne pasma w finezyjnego koka, którego podtrzymywały cienkie i długie wsuwki, jedynie kilka pasm opadało luźno dookoła buzi, kontrastując z wyjątkowo delikatnie — jak na nią — pomalowanymi ustami. Wstała, poprawiła sukienkę i wsunęła buty, łapiąc w dłonie przygotowane dla ojca zioła, które sobie zażyczył.
Zapukała do drzwi kajuty Cathala chwilę przed umówioną godziną, chcąc go zabrać do pomieszczenia, gdzie będą jeść. Gdy tylko otworzył, obdarzyła go pociągłym i zaciekawionym spojrzeniem jasnych oczu.- Gotowy? Mam nadzieję, że zgłodniałeś i nie zanudził Cię zbytnio opowieściami o tym, jak trudno jej pływać statkiem.
Nie zapytała o to, o co zapytać chciała, ale tego typu pytania zwyczajnie nie były w stylu Cynthii. Wyprostowała się, opuszczając luźno dłoń wzdłuż ciała, zaciskając palce na mieszku i gdy jej towarzysz wyszedł, grzecznie wzięła go pod ramię, odpowiadając na spojrzenie jednego z żeglarzy jej ojca, który przechodził obok. Chłopak wydawał się młody i dość nieporadny, ale uśmiechnął się do nich życzliwie, kiwając głową.
- Panie Shafiq, pozwoli Pan ze mną? - uśmiechnęła się niewinnie, a potem pociągnęła go grzecznie w stronę schodków, które prowadziły do wyżej położonej części statku. Z trudem powstrzymała się przed wywróceniem oczami, ale co miała zrobić, gdy akurat tutaj wszystkie ściany miały uszy oraz oczy? - Jeśli będziesz chciał, mogę zabrać Cię w nocy na górny pokład i do gniazda, będzie widać przepięknie niebo. Zapowiada się bezchmurne.
Rzuciła nieco ciszej, wzruszając delikatnie ramionami, bo nie była pewna, czy taka forma atrakcji będzie mu odpowiadała. Ona sama bardzo lubiła astronomię, często uciekała w gwiazdy od rzeczywistości, chociaż nigdy nie przyznałaby się do tego głośno. Była przecież Królową Lodu.
Majtek otworzył przed nimi drzwi do izby, za co podziękowała mu krótko i weszli do średniej wielkości pomieszczenia, gdzie znajdował się ciężki stół przykryty białym obrusem i pełnymi półmiskami. Dostawione było sześć krzeseł — po jednym na szczytach i po dwa na bokach. Część ściany zajmował magiczny kominek, w którym wesoło trzaskał ogień, a nad nim wisiała oprawiona w grubą ramę mapa. Pod sufitem powieszony był duży żyrandol ze świecami, na przy dniach małe kandelabry, dzięki czemu oświetlenie było łagodnie pomarańczowe, nieco przygaszone, co tworzyło lepszą atmosferę zdaniem Pana Flinta. W rogu nieopodal okna, na którego parapecie było siedzisko, stał duży globus. Jej ojca jeszcze nie było, ale to dlatego, że oni byli chwilę przed czasem. Puściła Cathala na krzesło obok miejsca, które zajmował jej ojciec — po lewej stronie, a sama zajęła kolejne krzesło, zaraz przy Shafiqu. Oparła się wygodnie, prostując plecy i założyła nogę na nogę, poprawiając materiał lekkiej, bladoróżowej sukienki. Mieszek położyła na stole.
- Przepraszam, że czekaliście. Nie, nie, siedźcie, proszę. - jej ojciec wpadł w momencie, w którym chciała coś powiedzieć. Przechodząc, przesunął jej dłonią po ramieniu i zgarnął mieszek, a potem sam usiadł, dosuwając się na siedzisku ze skrzypieniem podłogi. Zadzwonił niewielkim dzwoneczkiem, którego łagodny dźwięk przerwał ciszę i do sali wpadł chłopak, którego mijali wcześniej. - Czego się Pan napije, Panie Shafiq? Mam doskonały rum, ale znajdzie się też burbon, koniak, whisky czy wina.
Młody chłopak sięgnął po butelkę z rumem, nalewając do szklanki Williamowi, a gdy ten wskazał dłonią na butelkę z winem, popędził i nalał Cynthii, na co podziękowała kiwnięciem głową. - Zapomniałem zapytać. Jak się właściwie poznaliście? Zagląda Pan czasem do Ministerstwa, czy znalazła Pana z polecenia?
Blondynka stłumiła westchnięcie i wbiła w ojca spojrzenie, unosząc na kilka sekund brwi, po czym uśmiechnęła się grzecznie, dziękując kiwnięciem głowy za nalany alkohol.
- Mieliśmy okazję poznać się z Panem Shafiqiem na jednym z przyjęć kilka lat temu, a później spotkaliśmy się na wystawie organizowanej przez jego rodzinie. Bardzo interesującej, posiadają naprawdę piękną kolekcję artefaktów.
Poprawiła się na krześle, spoglądając na stół, bo chwilę wcześniej, zostały przyniesione dwie wazy. Jedna z zupą rybną, druga z kremem z jakichś warzyw — jak oznajmił chłopak, łapiąc za chochlę i nalewając do głębokich talerzy wybranej potrawy.
- Nasz kucharz robi doskonałą zupę rybną. - pochwalił Pan Flint, zerkając w swój pełny talerz. Cyna za to zdecydowała się na krem warzywny. Mężczyzna co rusz zerkał w stronę dłoni Cathala, czego blondynka nie zauważyła — jeszcze.


RE: [Czerwiec 1972] | Morskie Opowieści | Cathal x Cynthia - Cathal Shafiq - 27.10.2023

Cathal nie wystroił się specjalnie - byli ostatecznie na statku, nie była to okazja na garnitury ani żadne eleganckie szaty, wybierane przez tych co bardziej konserwatywnych czarodziejów. Nie wspominając już o tym, że Cynthia zwyczajnie nie uprzedziła go o kolacjach z ojcem, więc nawet gdyby miał ochotę się tak wygłupiać, niczego w tym stylu ze sobą nie zabrał. Nie był jednak na tyle niedbały czy bezczelny, aby wystąpić w byle jakich ubraniach, w jakich chadzał zwykle po wykopaliskach albo Pokątnej. Zamiast nich wybrał po prostu ciemne spodnie i jasną koszulę (notabene sprezentowaną mu jakiś czas temu przez ciotkę).
- Dowiedziałem się co nieco o statkach i morzu - powiedział tylko, mierząc kobietę spojrzeniem. Rozmowa z Flintem nie była może przyjemnością, ale nie była też żadną przykrością. Ot jedną z tych wielu konwersacji, które nie były nudne, ale i nie wnosiły niczego do życia Cathala, poza kolejnymi informacjami, zapisującymi się gdzieś w pamięci.
- Chętnie, ale czy ojciec nie odkryje, że jego grzeczna i dobra córeczka nie śpi w swoim łóżeczku? - zakpił lekko, podając jej ramię. Nie odmówił, bo czy lubił gwiazdy, czy nie, pojawił się tu przecież, by spędzić z nią czas i zdawało się to raczej jasne dla nich obojga. (A przepadał za nocnym niebem, choć nie był fanem astronomii. Te podstawowe informacje z lekcji w Hogwarcie wyryły się na zawsze w jego umyśle, ale celowo nigdy nie zaglądał do książek poza tym, co słyszał na zajęciach, utrzymując oceny na zaledwie akceptowalnym poziomie i nie zaśmiecając sobie nadmiernie głowy.)
Razem z nią ruszył przez statek, kierując się do pomieszczenia, w którym miała odbyć się kolacja. Pobieżny rzut okiem po wnętrzu utwierdził Shafiqa w być może mylnym, ale ugruntowującym się przekonaniu: Flint był człowiekiem, który lubił się chwalić i na pewno zależało mu na podniesieniu własnej pozycji.
- Rum wystarczy - powiedział, kiedy już usiedli i do środka wpadł ojciec Cynthii. Nie miał czegoś takiego jak ulubiony trunek, a chociaż nie miał zamiaru się upijać, mógł i spróbować tak chyba lubianego przez Flinka napitku. Ludzie różnie radzili sobie z Milfordem. Ulysses trzymał się tych samych miejsc, zapachów i smaków, jakby nie chciał, aby dołączały do nich nowe, zapisując się na zawsze w pamięci. Jeśli szło o Shafiqa, postępował wręcz odwrotnie - poszukiwał tego, czego jeszcze nie znał, co było nowe i co mogło przyciągnąć jego uwagę.
- W Ministerstwie bywam tylko przy okazji różnych zezwoleń na wykopaliskach, ale i tym częściej zajmuje się moja współpracownica - uzupełnił wypowiedź Cynthii. Zdołał zachować nawet poważną minę, gdy wspominała o pokazywaniu eksponatów - ciekawe, jak Flint by zareagował, gdyby wiedział, że jeden z nich stał w środku lasu pod Londynem? Shafiq nie przepadał za biurokracją, a Leta miała znane w Ministerstwie nazwisko i nieco lepszą reputację niż on. (Chociaż nie wątpił: niesłusznie.) - Za to moja ciotka niekiedy domaga się mojej obecności na różnych przyjęciach na Horyzontalnej.
Wyłapał spojrzenie Flinta. I na nieszczęście chyba domyślał się, z czego to wynika. Chociaż i czy było to zaskakujące u kogoś, kto podobno tak bardzo chciał ożenić swojego syna? Cathal udał, że tego nie dostrzega i po prostu zajął się przez chwilę jedzeniem. I nie, na jego ręce nie było ani obrączki, ani śladu po niej. Był jedynie zegarek. Dłonie Cala były opalone, choć już nie tak, jak kilka miesięcy temu, i bez wątpienia widać było, że nie tylko trzyma nimi różdżkę - chociaż wolał używać magii niż pracować fizycznie, to niekiedy na wykopaliskach trzeba było użyć rąk.