![]() |
[14.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Scena główna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5) +--- Dział: Niemagiczny Londyn (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=22) +---- Dział: Chinatown (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=50) +---- Wątek: [14.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników (/showthread.php?tid=2298) Strony:
1
2
|
[14.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Brenna Longbottom - 21.11.2023 adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III Brenna całkiem nieźle znała niemagiczny Londyn, ale w Chinatown nawet ona nie potrafiła się odnaleźć. Miała wrażenie, że poza granicą Soho, w pobliżu Gerrard Street trafia się do zupełnie innego świata - trochę tak, jak wchodząc do Dziurawego Kotła płynnie przechodziło się przez granicę między tym, co mugolskie, a tym, co absolutnie czarodziejskie. Feeria kolorów, napisy w alfabecie, którego nie potrafiłaby odczytać, obce zapachy z restauracji, w których serwowano jedzenie o tajemniczych nazwach, supermarkety wypełnione pamiątkami - w oczach Brenny nie raz dziwniejszymi niż to, co oferowano choćby u Zonka w Hogsmeade, europejscy turyści ginący niemalże w tłumie Azjatów - to wszystko teraz, gdy zbliżał się zmierzch, sprawiało, że czuła się wręcz odrobinę nierealnie. - Proszę ładnie, żadnego bicia i pogróżek od progu, bo przysięgam, że wtedy zamiast gadać z gościem, aresztuję ciebie - uprzedziła Brenna, kiedy przystanęli wreszcie przed jedną z restauracji, z której ulatywał ku nim zapach ryżu, kurczaka i warzyw. Brenna, mimo całej swojej miłości do jedzenia, nie patrzyła jednak ku knajpie, a na drugą stronę ulicy: ku budynkowi, na którego parterze znajdowało się studio tatuażu, a na piętrach lokale mieszkalne. Tutaj miał mieszkać niejaki Kevin, czarodziej o mieszanym pochodzeniu, być - może - pośredniczący - w - transakcjach - dotyczących - magicznych - zwierząt. A przynajmniej tak wynikało z informacji wyciągniętych po pewnym przeszukaniu. I Brennie niezbyt zależało na tym, aby aresztować samego Kevina, za to bardzo chętnie dotarłaby dalej. Tyle że Brygada nie miała w gruncie rzeczy przeciwko niemu żadnych dowodów - to że jego adres mieli kłusownicy jeszcze o niczym nie świadczyło. A Kevin ewidentnie znał kogoś w Ministerstwie, i pewnie o takiej oficjalnej wizycie ktoś usłużnie by go uprzedził. Nie oznaczało to jednak, że nie mogła tutaj czystym przypadkiem wpaść i spróbować podpytać o to i owo, prawda? Zwłaszcza, że miała pewne podejrzenia, co do kontaktów tego człowieka ze szmalcownikami, którzy z kolei mogli mieć kontakty z tą... ciemną stroną. Wsunęła dłonie do kieszeni kurtki. Zwykłe, jeansowej, absolutnie mugolskiej. Całe jej ubranie było mugolskie, miała je też na sobie po raz pierwszy i niewykluczone, że ostatni, bo ot w pewnych sprawach lepiej było zachować ostrożność. Z tych samych powodów przed przyjściem tutaj umyła włosy cudowną płukanką Potterów, dzięki której jej włosy były teraz czarne i proste, a na twarz nałożyła równie cudowny, potterowski podkład, rozjaśniający cerę o dobre parę tonów. To nie tak, że nie przypominała samej siebie, bo przypominała. Ale ludzie rzadko intensywnie przypatrywali się twarzom, więc zawsze utrudniałoby to rozpoznanie po rysopisie. - Pamiętaj, że chcemy dostać ludzi, którzy te zwierzęta łapią, dobrze? A jeśli na przykład, nie wiem, przypadkiem wyrzucisz go z okna, to wiele się nie dowiemy. A w studiu na dole pracuje jego brat, charłak. Może masz ochotę wytatuować sobie "Jebać kłusowników" na czole? - zażartowała, wskazując na wejście do studia tatuażu. Jeżeli zresztą chcieli dostać się na górę, i tak musieli tędy przejść. RE: [15.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Vincent Prewett - 21.11.2023 Vincent zwykle nie zapuszczał się do Chinatown, chyba, że jego brat miał dla niego odebranie jakiegoś długu od idioty, który myślał, że skryje się tu przed jego rodziną. Prewett rozglądał się dookoła z zaciekawieniem. Czasami to miejsce wyglądało tak jakby trafiło się wręcz do innego świata. Na ustach wysokiego mężczyzny igrał złośliwy uśmieszek, gdy Longbottom wpajała mu rodzinne wartości tak cholernie różne od tych, których nauczył się w swoim domu. Zerkał na nią z ukosa unosząc przy tym jedną brew w nonszalancji. – Paskudo, nie mam pojęcia, co roi się w twojej głowie, ale przecież nie jestem narwańcem, daj spokój, skarbie – puścił do niej oczko i strzelił lekko karkiem patrząc w tym samym kierunku, co dziewczyna. Z przyjemnością by tu wszamał jakieś orientalne jedzenie, ale nie mieli na to czasu. W końcu Longbottom odważyła się go wziąć na przygodę, więc miał ZAMIAR być grzecznym Vincentem ze świata Brenny. Nie chciał wszak trafić do kicia, bo tej kobiecie coś się uroiło, że zachował się niekulturalnie. Widok Brenny tak odmienionej go odrobinę bawił. Vincent nie miał szans na zlanie się z tłem, ale jego praca wymagała tego, aby go rozpoznawano, aby się go bano. Starał się być osobą, która wzbudzała strach i czasami to, że ktoś spojrzał na niego nagle zaczynał śpiewać arie operowe, ale nadal nie mógł złapać wszystkich kłusowników. Byli jak karaluchy, zabiłeś jednego z pod podłogi wypełzały kolejne dziesięć. – Może tobie wytatuujemy zamiast jebać kłusowników, wcale nie jestem podejrzana? – zapytał, a gdy wypowiedział te słowa na głos poczuł, że był to głupi żart, więc po prostu się zaśmiał. Wyciągnął ręce w górę, strzelił kostkami w dłoniach i złapał Brenne za ramię ciągnąc ją za sobą do studia tatuażu. Wszedł do środka otwierając szeroko drzwi, a tatuażysta zaraz podbił do niego i złapał za ramię prowadząc do fotela, Vincent się zaparł i zerknął na swoją towarzyszkę. – Spóźnił się pan! – ryknął mężczyzna. – Pana penis jest już gotowy do tatuowania! – wybełkotał próbując Prewetta zaciągnąć w stronę fotela, ale było to trudne, gdyż Vinc miał więcej siły i zaparł się nogami o podłogę. – Koleś, chyba mnie z kimś pomyliłeś. Nie mam terminu na tatuaż – wyszarpnął swoją rękę z jego uścisku i poprawił skórzaną kurtkę na sobie. – Nie ma? – charłak zamrugał kilka razy oczami jakby nie potrafił przyjąć do wiadomości, że to nie ten klient. – A bo wy wszyscy tacy wysocy. Chce pan tatuaż? Klient nie przyszedł, mam miejsce. Chce pan czy nie? – ponaglił go, a Vincent uniósł brwi ku górze spoglądając na Brenne. Nie mieli na takie głupoty czasu. RE: [15.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Brenna Longbottom - 21.11.2023 Brenna nie odpowiedziała na jego słowa odnośnie niebycia narwańcem. Rzuciła mu tylko spojrzenie albo nawet Spojrzenie. Takie z gatunku tych, które jasno sygnalizowały „nie wierzę w ani jedno twoje słowo”. Tak, jak nie wierzyła, że Vincent jest grzecznym chłopcem. Był w końcu Prewettem, i to takim typowym Prewettem. A nawet ci nietypowi Prewettowie – jak Laurent – mieli w jej oczach swoje na sumieniu. Tyle że chociaż Brenna brała sobie do serca powtarzane przez ojca „Brygadzista zawsze jest na służbie”, to wcale nie była przykładnym stróżem prawa. Gdyby było inaczej, już wieki temu musiałaby aresztować sama siebie. Ustalała więc priorytety i o pewne rzeczy nigdy nie pytała. – Oj, Sherwood… Raczej: każdy jest podejrzany – sprostowała. Przewróciła oczyma, kiedy Vincent złapał ją za ramię, ale pozwoliła pociągnąć się do budynku. Był w tej chwili jak duży chłopiec, którego mama zabrała na wycieczkę do sklepu z zabawkami, tak bardzo chciał dopaść gościa, mogącego mieć coś wspólnego z kłusownikami. Jak dzieciak nową zabawkę. W pierwszej chwili, gdy tatuażysta ruszył w ich kierunku, w jej głowie rozbrzmiały dzwonki alarmowe. Ale te zaraz umilkły, zastąpione trudnym do opanowania rozbawieniem. Kiedy właściciel studia, dość drobny Azjata, wspomniał, że „pański penis jest już gotowy do tatuowania” zdołała wprawdzie nie parsknąć głośnym śmiechem, ale oczy aż jej pojaśniały ze złośliwej radości. – Mój przyjaciel chyba po prostu trochę się boi – powiedziała i poklepała Vincenta po ramieniu z poważną miną, niby to w dodającym otuchy geście. – Wie pan, jeszcze się waha, nie jest pewny, czy chce ten tatuaż, czy nie, ciągle zastanawia się nad wzorem i miejscem, bo nie wie, czy ten penis to najlepszy wybór, który podkreśli jego męskość, a poza tym to jego pierwszy raz, sam pan rozumie. Wziął mnie tutaj, żebym trzymała go za rękę, gdyby za bardzo bolało, on biedny ma bardzo niski próg odporności na ból – paplała. Mogłoby się zdawać, że robi to, żeby znęcać się nad Vincentem… i no dobrze, trochę tak było, bo po prostu bardzo lubiła się nad nim znęcać. Ale jak to już wspomniano, Brenna zawsze w głębi serca była Brygadzistką. Każda okazja była dobra, aby zdobyć trochę informacji, zanim po prostu wjadą na górę na bezczelnego, prawda? – Sama mu poleciłam to miejsce, wie pan, Kevin mi wspomniał, że jego brat jest absolutnym geniuszem tatuażu, a w salonach w Londynie robią same takie byle jakie tatuaże? I Kevin w ogóle jest w domu? Obiecał, że zabierze mnie na chińskie jedzenie, podobno macie tutaj w pobliżu najlepszą knajpę pod słońcem, serwującą świetne makarony. – Pewnie, że jestem geniuszem tatuażu! – zapewnił mężczyzna, prężąc wątłą pierś. – Pan się nie boi, poboli i przestanie, a pan wie, jak laski lecą na tatuaże? – dodał konspiracyjnym szeptem, mrugając przy tym do Brenny. – A Kevin wyszedł godzinę temu, ale w sumie to niedługo może wrócić… Może ty chciałabyś tatuaż, co? Wiem, że kobiety rzadko je robią, ale do odważnych świat należy! - Och, przemyślę to, sam pan rozumie, to poważna decyzja. Poza tym nie mogłabym jej podjąć bez zgody ojca i brata… - westchnęła, robiąc smutną minę, jakby to ojciec i brat decydowali o wszystkim w jej życiu. - A dokąd poszedł Kevin? RE: [15.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Vincent Prewett - 21.11.2023 Vincent jest faktycznie typowym Prewettem. Jak oni lubi ładne kobiety, lubi się dobrze bawić, żyć bez konsekwencji. Dba jednak o zwierzęta i czy to od razu sprawia, że nie jest takim zwyrodnialcem na jakiego się maluje? Brenna nie raz przekonała się, że stawał w obronie słabszych, ale potem im groził, aby nikt go z tego powodu nie wydał. Z biegiem lat uważał, że był głupi tak postępując, bo dlaczego chciał być postrzegany jako ten zły i straszny? To nie miało najmniejszego sensu, ale on i tak zawsze brnął w to, aby odstraszać ludzi, aby ci się go bali i nie chcieli mieć z nim do czynienia. W jego otoczeniu z czasów szkolnych została przede wszystkim Brenna, ale miał wrażenie, że ona lubiła niebezpieczeństwo i po prostu zjadała je na śniadanie. On to wyczuwał i starał się zawsze z nią w jakimś stopniu współpracować. Może i obijali sobie nie raz mordy dla zasady, ale on zawsze jak wpadł na trop czegoś nieodpowiedniego, co MU przeszkadzało od razu jej to zgłaszał jako dobry i odpowiedzialny obywatel. Nie zgłaszał oczywiście tego, co on robił, tych interesów, które były dobre dla jego rodziny. Lubił też w Brennie to, że potrafiła czasem nagiąć zasady, potrafiła czasem odpuścić i zamknąć na chwilę oczy jeśli wymagała tego sytuacja i była korzystna dla ich dwójki. Nigdy jednak nie zamierzał jej postawić w sytuacji, gdzie musiałaby mieć wyrzuty sumienia. Wręcz starał się ją przed tym po cichu chronić, aby nie miała żadnych moralnych wątpliwości. On mógł spadać, ale jej na pewno na to nigdy by nie pozwolił w swoim własnym towarzystwie. Gdy ta zaczęła zachęcać Azjatę to tatuowania mu penisa spojrzał na nią morderczym wzrokiem. Gdyby mógł po prostu by ją tam zabił. Wszystkie dobre myśli jakie miał na jej temat jeszcze parę chwil temu uleciały jak powietrze z pękniętego balonu. Rozdziawił nawet usta patrząc na nią z niedowierzaniem. Pierwszy raz chyba słyszał z jej ust tyle razy słowo penis. To nawet go rozbawiło, ale wizja tego, że miałby chodzić z kutasem na ramieniu tylko dlatego, że Brenna sobie jakieś żarty urządzała nie była wcale kusząca. – Oh, kochanie czemu panu kłamiesz. Miałaś ze mną zrobić ten tatuaż – zaczął, gdy wymieniła swoje zdania z charłakiem. – Miałaś się pana zapytać o wzór swojej cipki, żebyśmy mogli mieć pasujące do siebie tatuaże – spojrzał w jej oczy ze śmiertelną powagą. – Niech mi pan opowie o tym Kevinie. Fajny ten chłopak? Moja dziewczyna nie mówiła mi, że zna pana brata – nadal jednak nie ruszył się dalej. – Da radę jej wytatuować tę cipkę, czy lepiej zrobić inne pasujące tatuaże? Robią sobie pary takie tatuaże u pana? – zapytał. Czując jak nóż w kieszeni się mu otwiera. Już on jej kurwa pokaże. RE: [15.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Brenna Longbottom - 22.11.2023 Jeśli Vincent oczekiwał, że Brenna się zakłopota, to… miał się srogo rozczarować. Bo Brennę było naprawdę trudno wprawić w zażenowanie, zakłopotać albo ogółem wprowadzić jakiś zamęt w jej myślach. Jak dotąd udało się to przez całe jej życie wyłącznie jednemu mężczyźnie i tym mężczyzną nie był Vincent Prewett. Zwłaszcza, że doskonale wiedziała, że niczego nie mówił na poważnie. Na mordercze spojrzenie tylko się uśmiechnęła szerzej, a na kolejne słowa znowu poklepała go po ramieniu, z nieco zbolałą miną. – Ależ skarbie, przecież wiesz, że jestem nieśmiała – westchnęła. – Tak przy tym panu? Dla mnie mieliśmy znaleźć tatuatorkę. Obrażam się na ciebie śmiertelnie, że zapomniałeś. – Zwróciła spojrzenie na tatuażystę, bo nie chciała przecież przesadzić z tym całym przedstawieniem. – To może opowiem, jak pan siądzie na fotelu? – zaproponował Azjata, wskazując na rzeczony fotel. – A Kevin… – zawahał się, jakby nie do końca pewien co odpowiedzieć. – No, my się sobie za bardzo nie wtrącamy. On dość rzadko bywa w domu, ostatnio dostał jakąś nową pracę, pośredniczy w jakichś tam interesach. Wiecie, my jakoś bardzo blisko nie jesteśmy, jedna matka, inni ojcowie, zresztą chyba po nas widać… – To fakt, nie da się nie zauważyć. Pan jest trochę niższy, no i Kev ma jaśniejsze włosy – powiedziała szybko Brenna, by w ten sposób uwiarygodnić historyjkę o tym, że go zna. – Mówił pan, że niedługo może wrócić? – No tak, poszedł na spotkanie w interesach, mówił, że wróci za jakieś… pół godziny? Możesz na niego poczekać, jak ja tutaj będę tatuował – nalegał. Widać niekoniecznie był aż takim geniuszem tatuażu, skoro widać klienci nie walili drzwiami i oknami. – To tatuujemy, czy nie? – Tak, pewnie, że tak. Maleńki, no siadaj na fotel… – zażądała Brenna, ale jednocześnie spróbowała pochwycić spojrzenie Vincenta, a potem przenieść wzrok ku swojej dłoni. A tę trzymała tuż przy różdżce. Tak, miała zamiar potraktować Kevina zaklęciem. Tyle że ponieważ byli w mugolskiej dzielnicy, trzeba było zrobić to ostrożnie. No idź na ten fotel, Vinc, pomyślała. Wystarczyło, że tatuażysta odwróci się do niej plecami i będzie mogła błyskawicznie załatwić sprawę drobnym konfundusem. No, chyba że Prewett jednak życzył sobie mieć ten tatuaż, w takim wypadku mogła poczekać z czarami, kim była żeby zabraniać mu w życiu odrobiny radości… RE: [15.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Vincent Prewett - 22.11.2023 Vincent nie wiedział, co miał zrobić. Na pewno nie będzie paradował z penisem na ramieniu – co to, to kurwa nie! Żałował, że Brenna w jego towarzystwie nigdy nie pakowała się w takie sytuacje. Miał na czole wymalowane słowo głupek, czy co? To było niemożliwe, aby tylko on ośmieszał się przy tej małej Paskudzie! Zmrużył oczy w jej kierunku i zerknął na jej różdżkę. Westchnął ciężko i usiadł na fotelu do tatuowania. Zsunął nawet kurtkę, którą rzucił gdzieś niedbale i tak za chwile miał obijać komuś mordę, więc nie była mu teraz potrzebna. Wsunął się na ten fotel, na którym było mu cholernie niewygodnie, bo nie był przystosowany do takich wysokich osób, do których należał Prewett. Podsunął mu do tatuowania lewe ramię, na którym zawsze myślał mieć jakiś tatuaż. – Rób pan ten tatuaż, ale nie ma to być penis – spojrzał w oczy Brenny – rozmyśliłem się. Niech będzie jakiś smok, albo cycki, ale na pewno nie penis, ani inne genitalia – wzdrygnął się na samą myśl. Kto w ogóle chciał tatuować sobie penisa na przedramieniu, czy to w ogóle było normalne? Jego ciemne oczy uważnie obserwowały Longbottom, która pięknie sobie radziła z oszukiwaniem niewinnego charłaka. Musiał jednak skupić się właśnie na mężczyźnie, bo ten miał zaraz mu przykładać jakiś wzór do ramienia, który sam wybrał. Niestety nie były to cycki, ale może to dobrze? Lycoris by go chyba zabiła za wytatuowanie sobie cycków, ale gdyby Brenna miała więcej odwagi i pokazała tu swoje piersi nie narzekałby… Nie mógł ująć jej urody, ale zwykle starał się ją na tyle szanować, aby nie wciskać się w miejsca, w których nie chciała mężczyzny. Lubił kobiety, ale nie miał zamiaru też być natrętem jak to czasami robił jego brat, który sprowadzał nawet panny do swojego domu pod obecność swojej żony. RE: [15.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Brenna Longbottom - 22.11.2023 Gdyby Vincent zapytał, czy ma wymalowane na czole głupotek, Brenna zapewne z radosnym uśmiechem zapewniłaby, że nie, skąd, absolutnie – widać to po prostu w jego oczach. Ale nie zapytał. Obserwowała więc tylko sytuację z pewnym rozbawieniem. Cóż, ona… pakowała się w różne rzeczy – i co zabawne, Vincent był jedną z niewielu osób, które wiedziały, w jak wiele, głównie dlatego, że wiedziała, że a) on nie będzie się martwił b) nie będzie zadawał zbyt wielu pytań c) będzie trzymał język za zębami – ale faktycznie w nieco innego rodzaju niż ta tutaj. Pewnie powinna mu opowiedzieć pewnego dnia, jak łapała w Ministerstwie Niewymownego, który zgubił spodnie. Kiedy Vincent usiadł na fotelu i nakazał robić sobie tatuaż, jej brwi jednak powędrowały na moment w górę. Korzystając z tego, że szczęśliwy tatuażysta zabrał się za wybieranie wzoru, Brenna uniosła lekko różdżkę i spojrzała pytająco najpierw na nią, potem na Prewetta, czekając, czy zasygnalizuje, że ma nie ogłuszać charłaka. Bo nie, nie była na tyle wredna, żeby go wwalać w zrobienie sobie tatuażu. Ale kim była, aby zabraniać mu odrobiny zabawy? Poczekała więc grzecznie, co zadecyduje Vincent, a jeżeli postanowił, że jednak ten tatuaż chce, i nie dał po sobie poznać zmiany zdania nawet wtedy, kiedy igła wbiła się w jego ramię, to… …kiedy tatuażysta zaczął, posłała Prewettowi łobuzerski uśmieszek i korzystając z tego, że właściciel skupił się na swojej sztuce, przemknęła do przejścia na górę, do mieszkań. Kevina jeszcze nie było, ale przecież mogła zacząć od przeszukania jego lokalu, prawda? RE: [15.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Vincent Prewett - 22.11.2023 Vincent lubił nieprzewidywalne sytuacje, a zrobienie sobie tatuażu też się w to wpasowywało. Nie był przecież pewny, że ze smoka wyjdzie smok, a nie jakiś upośledzony kot. Na szczęście tatuażysta nie był, aż tak okropny w tym co robił. Zapewne istnieli tacy, co zrobiliby to lepiej, ale sam kontur smoka był naprawdę spoko. Vincent na pewno nie wyjdzie z tej sytuacji niezadowolony. Dał tylko sygnał, że Brenna nie musi nic robić charłakowi. Zagada odpowiednio typa, więc mogła sobie pomyszkować. W razie czego też miał różdżkę i mógł ogłuszyć mężczyznę jakby zaczął sprawiać kłopoty. Vincent należał do gaduł – może i nie lubił ludzi samych w sobie, ale uwielbiał zadawać pytania i gadać ile tylko mógł i tym ludziom, którym to nie przeszkadzało. Przy Brennie gadał pierdoły, aby ją po prostu wkurwić, ale raczej zdążyła się przyzwyczaić, że czasami miał mądre rzeczy do powiedzenia. – Można tu palić? – zapytał, a gdy dostał zgodę odpalił sobie jedną fajkę i obserwował jak mężczyzna skrupulatnie powtarza kontur kalki i opowiada o tym, że od dziecka marzył o takim miejscu jak to. Vincent obserwował też sposób tatuowania, aby mieć kontrolę nad tym, czy to idzie w odpowiednim kierunku. Zaczynało mu się już nudzić to siedzenie, chciał już wstać i coś porobić. Nigdy nie należał do osób statycznych, zawsze lubił być w ruchu i jakby mógł to by nawet nie spał, ale niestety był człowiekiem. W końcu tatuaż był na wykończeniu, a Brenna powinna się już zacząć pojawiać bo pieprzony charłak zaczynał zadawać pytania, gdzie ona się podziała. Mogła chociaż wspomnieć, że idzie do toalety, a nie znikać. Kevin też powinien się niedługo zjawić. W sumie to teraz Longbottom mogłaby go ogłuszyć. RE: [15.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Brenna Longbottom - 22.11.2023 Atak npc Takie rzeczy w języku Brenny nazywało się: okazja nie do przepuszczenia. Między innymi dlatego przyszła tutaj z Vincentem, nie innym BUMowcem. Zasadniczo zgodnie z prawem absolutnie nie powinna włamywać się do pokoju Kevina. Heather nie miałaby nic przeciwko, a pewnie z entuzjazmem pomogła, a Mavelle udawała, że nic nie widzi, ale Bren nie chciała wciągać w takie rzeczy młodziutkiej partnerki i namawiać do złego tak często kuzynki. Myszkowała więc po pomieszczeniu pośpiesznie, a chociaż zabrała tylko jeden przedmiot, zdołała zerknąć na kilka bardzo interesujących papierów i wreszcie nawet odważyła się na próbę widmowidzenia. Na dole pojawiła się dokładnie w chwili, w której tatuaż Vincenta był niemal gotowy. I pewnie na tym by się skończyło – Vincent miałby tatuaż, którym będzie chwalił się pięknym paniom, a ona informacje, pozyskane absolutnie nielegalnie, ale wciąż możliwe do wykorzystania (wszak nie musiała nikomu tłumaczyć, skąd zna datę i miejsce spotkania albo skąd wie, w którym miejscu będą polować, prawda?), gdyby pośpieszyła się o jakieś trzy minuty. Problem polegał na tym, że kiedy ona stanęła w przejściu z góry, próg salonu przekroczył nikt inny jak Kevin. – Jasny szlag, zeszło mi z… – zaczął, rzucając informacje do brata, a potem przystanął. Spojrzał najpierw na Brennę, potem na Vincenta. Trudno powiedzieć, czy któreś z nich rozpoznał, czy zorientował się, że kobieta właśnie musiała zejść z góry, czy też dostrzegł różdżkę wystającą z jej kieszeni i uznał obecność czarodziejki za podejrzaną, czy po prostu spanikował. Bo wydobył różdżkę i wypalił czar prosto w nią… …to znaczy: spróbował, bo Brenna uchyliła się przed niezbyt umiejętnie utkanym oszałamiaczem i sama natychmiast schwyciła za własną różdżkę, by posłać ku mężczyźnie magiczne więzy. Cóż, z nią nigdy nie mogło nic pójść bez problemów. Chyba że akurat obok była Victoria, to wtedy czasem tak. [roll=W] RE: [15.07.72, Chinatown] Jebać kłusowników - Vincent Prewett - 26.11.2023 Charłak przetarł tatuaż i nalepił na niego folie, a w tym czasie z góry zeszła Brenna i wszedł do środka Kevin. Nie miał chwili czasu podziwiać tego jak Longbottom radzi sobie z mężczyzną, a sam odepchnął od siebie charłaka i strzelił w niego zaklęciem oszałamiającym. Udało mu się perfekcyjnie, a nawet nie był do końca przygotowany na takie szybkie akcje. Zerwał się na równe nogi z fotela, po drodze trącił żyrandol głową i podszedł do brygadzistki upewniając się, czy nic jej nie jest. Wiedział, że była silną czarownicą, ale nie potrafił się wyzbyć w sobie tej przedziwnej troski jaką odczuwa w stosunku do niej i swojej własnej rodziny. Zawsze udawał samotnika, ale jeśli chodziło o bliskie mu osoby nie potrafił być obojętny. Roztarł głowę dłonią w miejscu, gdzie zajebał w żyrandol, ale nie zwracał na to uwagi. Wszystko było tu takie niskie, albo on był zbyt wysoki. – Spierdalamy – mruknął łapiąc jej dłoń i wyciągając ją z pomieszczenia na ruchliwą ulicę. – Dowiedziałaś się czegoś? – zapytał się, gdy już odeszli spory kawałek od miejsca zdarzenia. Nie wiedział, czy nie powinni tam wrócić i posprzątać, ale w sumie on zostawiał nie raz chaos za sobą. Nie wiedział jak Brenna, w końcu pracowała jako Brygadzistka, a ona musiała zdecydowanie bardziej uważać na takie sytuacje niż on. Rzut na Aktywność fizyczną, aby odepchnąć ziomka [roll=PO] Rzut na Zauroczenie, aby oszołomić ziomka [roll=N] |