Secrets of London
[28 lipca 1972, Islandia] Miłość w czasach zarazy || Hjalmar & Pandora - Wersja do druku

+- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29)
+--- Dział: Reszta świata i wszechświata (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=26)
+--- Wątek: [28 lipca 1972, Islandia] Miłość w czasach zarazy || Hjalmar & Pandora (/showthread.php?tid=2696)



[28 lipca 1972, Islandia] Miłość w czasach zarazy || Hjalmar & Pandora - Hjalmar Nordgersim - 15.02.2024

[inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=84B5sEK.jpeg[/inny avek]
Miłość w czasach zarazy
28 lipca 1972, Islandia - domostwo Nordgersimów
Hjalmar Nordgersim & Pandora Prewett

Na świecie ciągle zachodziły jakieś zmiany. Jako, że los nikogo nie oszczędzał, zmiany, musiały też nadejść i w prywatnym życiu. Nie oszczędziło to nikogo, a już na pewno nie Hjalmara. Tego samego Islandczyka, który swoim uporem dorównywał przysłowiowemu osłu, zwłaszcza w kwestii odpoczynku i urlopu. Zawsze uparcie twierdził, że go nie potrzebuje i jest w porządku, a praca po 16 godzin dziennie to jest to. Wszystko jednak do czasu.

Pewien sojusz czy przymierze zawarte między południem, a północom chciało to zmienić. Obydwie strony miały swoje reprezentantki. Turcję reprezentował kwiat Orientu w postaci Pandory, a Islandię gwiazda zwaną Njalą. Najważniejsze było jednak to, że pełniły one bardzo ważne role w życiu Nordgersima i tym samym brał ich zdanie pod uwagę we wszelkich kwestiach. Oczywiście była jeszcze Lisa, która całkowicie skradła jego serce ale na całe szczęście nie mogła jeszcze opowiedzieć się po żadnej ze stron.

Kiedy atakowały go w pojedynkę, miał szanse jakoś się bronić, próbować się wymigać czy cokolwiek wymyślić. Kiedy robiły to we dwie - nie było takiej możliwości. Jedna dopełniała drugą dzięki czemu zyskiwały całkowitą przewagę nad biednym Hjalmarem, który nie bardzo potrafił sobie z nimi poradzić. To było po prostu zaskakujące jak się dogadywały. Nie musiały nawet rozmawiać - wystarczył gest, spojrzenie czy jakiś wyraz twarzy. Rozumiały się bez słów co jeszcze bardziej utrudniało Islandczykowi wszelkie próby rozczytania ich "enigmy".

Zgodził się. Pozwolił sobie wejść na głowę i przekonać się do tygodniowego urlopu na Islandii. Plan był prosty - mieli nawdychać się świeżego powietrza, odwiedzić kilka razy Svennsonów i nacieszyć się ciszą wraz ze spokojem. Mieli po prostu odpocząć. Odetchnąć od tego wielkomiejskiego zgiełku. W końcu w tej części wyspy, domostwa były oddalone od siebie o kilkadziesiąt, jak nie kilkaset metrów, co tylko sprzyjało szeroko pojętemu rozluźnieniu.

Pojawienie się Hjalmara i Pandory w domu u Njali i Ivara, sprawiło, że wyprawili wielką i huczną biesiadę. Zebrali chyba całą swoją rodzinę jak i większość sąsiadów. Nordgersimowi oczywiście się to za bardzo nie podobało, wszak nie uważał swojego przyjazdu za jakiś najlepszy powód do świętowania, ale rudowłosa miała najwyraźniej inne zdanie na ten temat. Podobnie jak zawsze - nie miała zamiaru też o tym dyskutować. Miało tak być i tyle, kropka.

Impreza była udana, chociaż w dłuższym rozrachunku była męcząca. Była też początkiem choroby, który dopadła dwójkę przybyszów z odległej Anglii. Tam gdzie dużo dzieci, tam duża szansa na rozłożenie się. Było to ryzyko z którym musieli się liczyć, wybierając się na Islandię. Przy takim obrocie spraw, musieli zrewidować swoje plany. Wycieczki piesze, napawanie oczu dobrem flory i fauny, musieli zamienić na leżenie pod kołdrami i odpoczywanie. Czy to nie było właśnie to czego chcieli?

Trochę tak, ale też trochę nie do końca. Na pewno nie tak to sobie wyobrażali. Mieli bardzo ambitne plany, które najwidoczniej miały się nie ziścić. Nic jednak straconego - o tym był przekonany Hjalmar. W końcu mieli siebie, więc czy potrzebowali kogokolwiek innego? Nordgersim oczywiście nie puściłby do domu Pandory. Nie w takim stanie w jakim się znalazła. Chciała lub nie - musiała zostać i wyzdrowieć nim mogłaby się gdzieś udać.

Czym prędzej poinformował listownie Njalę o ich przypadłości, a ta nie zostawiła ich na pastwę losu. Codziennie rano przynosiła im coś dobrego do jedzenia i w razie potrzeby odpowiednie lekarstwa, które wykonała własnoręcznie - była bardzo utalentowaną zielarką i eliksirolożką.

Gorączka i grypa zebrały swoje żniwa na ich wymęczonych duszach i ciałach. Przez większość tego czasu byli cieniami samych siebie. Siedzieli w ciszy i co jakiś czas upewniali się, że drugie jeszcze dycha i nie grozi mu niebezpieczeństwo.

Piątek jednak był całkiem łagodny w kwestii choroby. Hjalmar był w stanie się ruszać i nie bolała go głowa. Zyskał jakieś chęci do życia, więc korzystając z okazji, przebrał kilka ubrań z szafy, które tutaj zostały po ich wyjeździe do Wielkiej Brytanii. Wolał na wszelki wypadek przygotować im kilka koszulek na wypadek tego jakby jutro miało go znowu zmieść z planszy.

Przeszukując koszule natrafił na swój stary garnitur. Wiedział, że musi go przymierzyć. Czym prędzej udał się na szybki prysznic, a następnie przywdział strój i czym prędzej ruszył do Pandory, aby się jej w nim pokazać. Lekko też zaczesał sobie włosy, co by nie wyglądać jak bezdomny. Dobrał też do tego zegarek, zupełnie jakby mieli iść do jakiejś drogiej restaruacji - nawet jeżeli dalej siedzieli w domu i nie chcieli się nigdzie ruszać. Pozwolił też sobie na odrobinę perfumów - komplet musiał być pełen. Nie było miejsca na żadne nie doróbki.

- Jak się czujesz? - zapytał, pojawiając się w salonie - Znalazłem swój stary garnitur i powiem Ci, że... - wyprostował rękawy, aby im się lepiej przyjrzeć - Wygląda całkiem dobrze nadal. Ciekawość jest jedną z największych pułapek. Nie mogłem się powstrzymać i przejść obok niego obojętnie - przyznał, uśmiechając się pod nosem, wszak wiedział, że wygląda co najmniej dobrze - Wiem, że jeszcze nie jesteśmy całkowicie zdrowi... Ale może podgrzalibyśmy rosół od Njali i usiedli przy stole... Tak wiesz, jakbyśmy byli w jakiejś bardzo drogiej restauracji? - zaśmiał się na ten pomysł, kręcąc lekko głową z niedowierzaniem, że na coś takiego wpadł. Z drugiej strony była to jedyna szansa na jakąkolwiek rekompensatę tych kilku ciężkich ostatnich dni, które byli zmuszeni przeżyć.




RE: [28 lipca 1972, Islandia] Miłość w czasach zarazy || Hjalmar & Pandora - Pandora Prewett - 07.04.2024

Uwielbiała spędzać czas na Islandii. Była to odskocznia od gorącej Turcji i przede wszystkim deszczowego i hałaśliwego Londynu, który z jednej strony przecież uwielbiała, a z drugiej cieszyła się, że jej praca ma tak wyjazdową formę. Njali trudno było odmówić, zresztą Pandora zdawała sobie sprawę, że Hjalmar potrzebował urlopu bardziej niż ona, tak więc po kilkugodzinnej gimnastyce nad przestawianiem terminów spotkań i przesuwaniem projektów, udało się jej zorganizować praktycznie cały tydzień, nie licząc jednego popołudnia, gdzie musiała za pomocą świstoklika wyskoczyć na dwie godziny do Edynburga, bo spotkania z tym klientem nie mogła odmówić. Pech chciał, że miało ono miejsce tuż po biesiadzie zorganizowanej przez ich przyjaciół, więc też udała się na nie odrobinę przeziębiona, chociaż wciąż stawiając opór.
Każdy, kto znał Pandorę Prewett, wiedział, jak nienawidziła leżeć bezczynnie i patrzeć w sufit. Noce bez pracy lub spotkań ciągnęły się w nieskończoność, chociaż Hjalmar doskonale sprawdzał się w roli pluszowego misia, dzięki któremu i tak zasypiała nieco szybciej niż zwykle. Starała się być optymistyczna i pełne energii, jak zawsze, ale irytacja była łatwo słyszalna w jej głosie, podczas tych nielicznych wypowiedzi. Pomimo gorączki, która tak uparcie do nich wracała, wciąż starała się pracować lub czytać książki, rozrysowywać projekty. Tęsknie spoglądała w stronę okna, za którym malował się dziki krajobraz, czasem tupiąc nóżką, gdy przebiegł jakiś lis lub jeleń. Niezadowolenie wynikało z faktu, że nie mogła zrobić im zdjęcia, nie mogli wyjść do lasu lub w stronę tutejszych klifów, odnaleźć jeziora, czy też wilków. A przecież tyle zaplanowała na ten urlop!
Jęknęła z niezadowoleniem, przekręcając się w łóżku na plecy tak, że kołdra spadła na podłogę, a książka zasłoniła jej twarz. Czuła się lepiej, a wciąż tkwili w domu. Dobrze, że Njala przynosiła im dobre rzeczy i nawet się poświęcała do przygotowywania dla niej wegetariańskich pozycji lub z niewielką ilością ryb, które okazjonalnie mogła tolerować. Złota kobieta. Z parady niezadowolenia trwającej w jej głowie, wyrwał ją blondyn.
- Dobrze. Cudownie. Znakomicie. Możemy iść na spacer? Oszaleje, jak dłużej będę musiała leżeć w łó.. - przerwała, bo akurat skończyła podnosić się do pozycji pół siedzącej i natrafiła wzrokiem na mężczyznę, które bezwstydnie zlustrowała od dołu do góry, wydając z siebie mruknięcie zadowolenia i aprobaty. Wyglądał naprawdę dobrze, uwielbiała, gdy nosił garnitury. Usiadła na swoich nogach, zaczesując włosy do tyłu i odnalazła błękitne oczy blondyna, posyłając mu zadziorne spojrzenie. -Wyglądasz nieprzyzwoicie przystojnie i pójdę z Tobą na domową randkę, jeśli w pakiecie jest deser. - oznajmiła z delikatnym wzruszeniem ramion, a na jej ustach pojawił się figlarny uśmiech. Podniosła się z kanapy, przeciągając leniwie i podeszła do niego, raz jeszcze przyglądając się temu, jak się prezentował, mając znacznie lepszy humor. - Daj mi kilka minut, bo przecież wyglądam przy Tobie, jak kopciuch.
Oparła dłonie na biodrach, wspinając się na palce, aby dać mu całusa w polik, a potem minęła go szybkim krokiem, ba, truchtem właściwie, kierując się w stronę swojej walizki, a potem łazienki.
Pandora była osobą dobrze zorganizowaną w swoim własnym chaosie. Na wyjazdach zawsze miała rzeczy na wszystkie możliwe okazje, począwszy pod niezbędnego wyposażenia podręcznej torebki, aż po kreacje na rozmaite okazje ukryte w dużej walizce. Była przyzwyczajona do zmiennego trybu życia, gdzie czasem musiała z luźnych spodni przeskoczyć w balową kreację w niecałą godzinę, tego nauczyło ją życie, jako przedstawicielkę rodu Prewett. Nic więc dziwnego, że znalazła odpowiednią sukienkę i nawet parę szpilek. Skoro tak wysoko postawił poprzeczkę, musiała się postarać. Kolejną zaletą Prewettówny był fakt, że umiała bardzo szybko się wyszykować. Nie trwało to dwóch lub nawet trzech godzin, jak w przypadku niektórych kobiet, a zwykle góra dwadzieścia minut w porywach do dwudziestu pięciu, jeśli akurat brała prysznic z myciem włosów. Lepiej było dłużej się bawić podczas spotkania lub odpoczywać przed nim, niż biegać w szale makijażu i wśród tysiąca sukienek, tracąc energię.
- Mam nadzieję, że nie czekał Pan zbyt długo, Panie Nordgersim. - zaczęła, gdy kilkanaście minut później stukot obcasów o drewnianą posadzkę oznajmił mu, że skończyła. Trzeba przyznać, miał doskonały pomysł — od razu lepiej się czuła, gdy mogła nieco się dla niego wystroić, ale też spędzić z nim czas bardziej owocnie. Czarna sukienka przylegała do jej talii i ciała, materiał ciągnął się do kostek, a po prawej stronie miała głębokie rozcięcie, sięgające ponad połowy uda. Góra przypominała nieco gorset, pozbawiona ramiączek i podkreślająca biust. Włosy zostawiła rozpuszczone, chociaż za pomocą zwykłego zaklęcia wyprostowała je i sięgały teraz nieco ponad pośladki. W uszach miała proste kolczyki, a na szyi złotą literkę, którą od niego dostała. Makijaż był prosty, chociaż typowo wieczorowy — odrobina brokatu na cieniach do powiek, czerwona szminka na ustach. Złoto i czerń pasowały do jej karnacji, podkreślały orientalną urodę, o czym Pandora doskonale wiedziała. Uśmiechnęła się do niego, podchodząc i zatrzymując blisko, aby nieco odchylić głowę i spojrzeć mu w oczy. - Przyszłam po swojego buziaka na przywitanie. - oznajmiła całkiem poważnie, przygryzając zaraz dolną wargę i puszczając mu oczko, z trudem powstrzymała śmiech. Skoro mieli już luksusową randkę w domu w strojach, niczym z balu, należało to wykorzystać.


RE: [28 lipca 1972, Islandia] Miłość w czasach zarazy || Hjalmar & Pandora - Hjalmar Nordgersim - 14.04.2024

[inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=84B5sEK.jpeg[/inny avek]

Hjalmar skłamałby mówiąc, że nie zrobiło mu się miło kiedy tak do niego powiedziała. Zwłaszcza, że był to jakiś stary garnitur, a te lepsze miał schowane w domu w Dolinie Godryka. To był niemal cud, że udało mu się zmieścić w tą koszulę. Gdzieś tam tliła się myśl, żeby przymierzyć go dla Pandory, aby umilić jej ten czas chociaż w ten sposób. W końcu czy to właśnie nie troska o drugą osobę było niczym opieka nad nią? W ten sposób chciał też pokazać uwielbienie do jej osoby i całego jestestwa.

- Zapewniam Cię, że jak tylko będzie już dobrze to pójdziemy na taki spacer, że będę musiał Cię przynieść do domu. Gwarantuję Ci - zapewnił, uśmiechając się w jej kierunku - Dziękuje - spojrzał na chwilę w kierunku podłogi. Całe szczęście, że broda zasłaniała mu poliki, ponieważ mogłoby być bardzo ciekawie - Cóż, może być. Czemu nie? - wzruszył ramionami. Nie był tylko pewien czy Njala zostawiła im jakiś deser albo czy mogli jakiś wykombinować na szybko. Nie chciał przecież jej zawieść.

- Nie przesadzaj. Wyglądasz równie pięknie jak zawsze - wytłumaczył. Nie ważne czy miała na sobie suknie balową czy najzwyklejszą koszulkę. Prewettówna była po prostu wspaniałą osobą o jeszcze piękniejszej duszy, która pomogła Hjalmarowi wyjść do ludzi i zrozumieć, że nie jest żadną bestią. Była pierwszą osobą spoza jego grona najbliższych przyjaciół, która zdołała go oswoić - pokonać tę warstwy ochronne, którymi się otaczał... bez niej po prostu czułby się samotny na tym świecie. A tak? Miał terrorystkę, która domagała się atencji, robiła zamachy na kuźnię z kanapki na losowe śniadania czy kłóciła się z nim o to, że powinien więcej odpoczywać - a sama wcale nie była lepsza w tej kwestii.

Nordgersim dał jej oczywiście tyle czasu ile tylko potrzebowała. Sam wyjął garnek i zaczął grzać rosół dla ich dwójki. Jako, że nie była potrzebna jego kontrola w tej sprawie, mógł rozpocząć poszukiwania jakiegoś deseru o który prosiła Pandora. Niczym dzika kuna w agreście, przemykał pomiędzy szafkami domostwa, poszukując chociażby jakichś ciastek. Niestety bezskutecznie. Nie udało mu się odnaleźć niczego takiego - będzie musiał to jakoś wytłumaczyć swojej ulubionej i ukochanej Turczynce.

Stukot obcasów wzbudził jego zainteresowanie, więc czym prędzej przeniósł swój wzrok w kierunku dźwięku, który nadchodził ze schodów. Nie minęła sekunda, a Islandczyk był w szoku. Nic więc dziwnego, że Hjalmar próbował zamknąć powietrze, ponieważ nie zdawał sobie sprawy, że nie wycelował w szafkę, ewidentnie skupiając swój wzrok gdzie indziej. Kilkukrotnie spróbował jeszcze przymknąć szufladę, ale nadal było nieskutecznie - Pandora miała pełnie jego uwagi.

Każdy krok po tych schodach wyglądał jakby była co najmniej na jakimś pokazie mody. Co miał jej powiedzieć? Może mógł się nie odzywać i po prostu wpatrywać się w zawieszeniu? - Panno Prewett... dla takiego widoku to mógłby jeszcze trochę poczekać - przyznał, przykładając dłoń do twarzy, aby przejechać nią po twarzy. Prewettówna wyglądała przecież jak miliardy galeonów w tej kreacji. Gdyby żyli w jakimś X wieku to czym prędzej by wsiadał do łodzi, aby popłynąć do Turcji i ją z niej porwać. W tej chwili wcale się nie dziwił swoim przodkom na ich działania.

- Ależ bardzo proszę - odparł, przymykając szafkę tym razem, a następnie uniósł obie swoje dłonie, aby złapać lekko za podbródek Turczynki - Dobry wieczór pani - przywitał się, obdarowując ją pocałunkiem zgodnie z tym jak chciała - Wyglądasz zjawisko. Mówiłem Ci już to kiedyś? - zapytał, robiąc noski-eskimoski ze swoją wybranką - Mógłbym powiedzieć, że spadłaś z nieba ale to przecież ja spadłem z choinki - przypomniał, kręcac przy tym przecząco głową. Z perspektywy czasu była to bardzo zabawa historia. Teraz jednak wszystko mieli już uporządkowane i dograne - tworzyli zgraną dwójkę, która rozkoszowała się własnym towarzystwem.

- Mam smutną wiadomość. Nie znalazłem niestety nic słodkiego czy innego, które mogłoby pasować jako deser - przyznał, przejeżdżając po plecach Pandory, a następnie odszedł na bok w kierunku gotującej się zupy na ogniu. Dzisiaj on był szefem kuchni, wszak zazwyczaj to ona dawała popis swoich umiejętności - co by jednak nie mówić, szło jej bardzo dobrze. Potrafiła przyrządzić prawdziwie smaczne dania.

- Proszę zająć miejsce panno Prewett. Niedługo zostanie podane do stołu - wytłumaczył, ruszając w kierunku stołu, aby odsunąć dla niej krzesło. Była jego kwiatem Orientu czy księżniczką, chociaż nie tylko jego, wszak nie wiedział, że jej rodzina miała pałac z prawdziwego zdarzenia - taki z wieżami i innymi rzeczami, które nie mieściły się jego Islandzkiej głowie.




RE: [28 lipca 1972, Islandia] Miłość w czasach zarazy || Hjalmar & Pandora - Pandora Prewett - 21.05.2024

Nie trafił na kogoś skomplikowanego wbrew pozorom i wbrew rodzinie, z której się wywodziła. Hjalmar był wszystkim, czego potrzebowała do szczęścia i zdrowia w życiu codziennym, a gdy ubierał koszulę, cóż, wtedy miał ją owiniętą dookoła palca, tylko nie bardzo zdawał się o tym wiedzieć. Każde z nich opiekowało się drugim na swój sposób i niezależnie od tego, jak mogła postrzegać to reszta świata, im było po prostu ze sobą dobrze. Docierali się przecież od lat. No i przede wszystkim, spadł jej z nieba-no, może z sosny, ale tak czy siak, nie było to po prostu przeznaczenie?
- O nie, nie.. Od naszej pierwszej Lithy Niedźwiadku, zdobyłam trochę kondycji. - stwierdziła dość dumnie, niemalże machając przy tym palcem. Wciąż jednak się uśmiechała, spoglądając na niego pogodnie i wesoło. Nawet jeśli chora, to nadal dobrze było móc spędzić z nim te kilka dni, a nie samej w mieszkaniu w Londynie. Wciąż się tak uroczo zawstydzał, zamiast się przyzwyczaić i niby jak ona miała nie nazywać go uroczym, pomimo wzrostu i szerokich ramion? Westchnęła miękko kolejny raz, kręcąc głową do własnych myśli, a palcami przeczesując kaskady brązowych włosów, zgarnęła je do tyłu. - Nie o taki deser mi chodziło, ale to może później Ci dokładniej wytłumaczę. - miała niewinną minę, ale w tęczówkach błyszczały figlarne i zapewne odrobinę nieprzyzwoite iskierki, ba, nawet puściła mu oczko. Ta jego niewinność zupełnie nie zgrywała się z tym jego wyglądem brutalnego wojownika. Nie miała niestety teraz czasu dłużej nad słodyczą swojego Miśka kontemplować, bo nie mogło być tak, że on będzie odstrojony w garnitur, a ona będzie tkwiła w piżamie i w potarganych włosach, jakby dostała zaklęciem porażającym. Nawet usłyszała w głowie karcący komentarz matki na ten stan rzeczy, o zgrozo. Ze względną gracją wstała, kręcąc głową z uporem. - Absolutnie nie może tak zostać.
Czy kiedykolwiek uważała go za bestie? Nie. Miał w sobie więcej dobroci i człowieczeństwa, niż większość ludzi, których miała okazję w życiu spotkać. Sam się ograniczał, głównie z obawy przed tym, że mógłby kogoś skrzywdzić i nawet jeśli w pewnych momentach było to uzasadnione, bo miał temperament. ale nadal nie był to na tyle mocny powód, aby aż tak się odcinać. Tyle tracił z życia! Pandora czuła, że jej życiową misją jest wynagrodzenie mu wszystkich tych lat, które w ten sposób w pewnym stopniu zmarnował. Pożegnała go buziakiem w powietrzu i pobiegła się przygotować, zastanawiając się już, jak powinna uczesać włosy, chociaż doskonale pamiętała, jak najbardziej mu się podobało.
Na szczęście w całej palecie swoich wad nie miała flegmatyzmu i długiego szykowania się jak większość kobiet. Nie minęła dłuższa chwila, a dość ostrożnie pokonywała kolejne stopnie w szpilkach i długiej sukni, nie chcąc się przypadkiem wywrócić. Dawno nie chodziła w wysokich butach, wciąż była trochę osłabiona i brakowałoby tylko w tym spektakularnym wejściu tego, żeby spadła z tych nieszczęsnych schodów. Na jego słowa policzki spłynęły jej rumieńcem, oczy zabłyszczały radośnie — zwykle ignorowała komplementy, ale on umiał doprowadzić ją do palpitacji serca w kilku prostych słowach. I tak kolejny raz miał ją w garści.
- Panie Nordgersim, nie mogłabym takiemu gentlemanowi jak Pan kazać czekać minuty dłużej. Jeszcze by mi Pana ukradli. - stwierdziła całkiem poważnie, ciężko pracując nad tym, aby przypadkiem się nie roześmiać. Zadarła nawet nieco podbródek, aby nadać nutę dramatyzmu, tak robiła zwykle jej mama. Poczuła się pewniej na równej podłodze, mogła też puścić materiał trzymany na schodach w palcach i sukienka rozlała się zalotnie, kołysząc na ciele. Spojrzała na niego z zadowoleniem, bo dzięki butom, nie był aż tyle niższa, ale i z wyczekiwaniem na wspomnianego wcześniej buziaka. Nie mogła powstrzymać cichego mruknięcia zadowolenia, gdy ją całował — zdecydowanie za krótko, ale później sobie odbierze w ramach deseru — i objęcia go w pasie tak, jakby nie chciała wcale, żeby się odsuwał. Jakim sposobem pomimo upływu czasu, gdy ją całował, serce wciąż uderzało jej tak szybko, zupełnie, jakby to był ich pierwszy pocałunek? Przezywany po tysiąckroć! Uniosła powieki, dopiero gdy poczuła jego nos na swoim i mruknęła cicho, zerkając na niego spod wachlarza ciemnych rzęs. Prawda była taka, że rozpieszczał ją, jak dziadowski bicz — bardziej, niż te wszystkie galeony, do których miała dostęp. - Coś mi się obiło o uszy, faktycznie. Wiesz, że o tym samym dziś pomyślałam, jak Cię zobaczyłam w tym garniturze? O tej sośnie czy to było.
Na jego słowa o deserze roześmiała się, unosząc dłoń. Palcami delikatnie przesunęła po jego policzku, przekręcając głowę na bok. Pasma włosów opadły jej na ramię, biżuteria zatańczyła na ciemnej skórze, kontrastując z sukienką. - Ty jesteś wystarczająco słodki, żeby być deserem. I nie jestem pewna, czy coś Cię przed tym strasznym losem dziś uratuje.
Nie mogła umknąć jego uwadze kokieteria jej w głosie. Naprawdę, Merlin doskonale ich zgrał, bo jedno wyrównywało charakter drugiego i tam, gdzie Niedźwiadek się wstydził, Pandora była odważna. Niechętnie go puściła, prychając cicho na taktyczną ucieczkę do zupy i odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się pod nosem. Miała naprawdę szczęście. I mógł być pewien, prędzej zrezygnowałaby z nazwiska i pozycji, niż z niego. Czasem w życiu spotykało się takie osoby, które były niczym zaginiona połówka duszy.
- Jak sobie Pan życzy. - wyjątkowo grzecznie skłoniła się i ruszyła w stronę krzesła, które odsunął. Usiadła wygodnie, zakładając nogę na nogę. Niewiele osób umiało ją temperować, ale Hjalmar sprawiał, że czasem była wręcz nieprzyzwoicie uległa. Ułożyła dłonie na kolanach niczym prawdziwa dama, wciąż wędrując za nim wzrokiem. - Dawno nie mieliśmy randki, miałeś doskonały pomysł. - stwierdziła łagodnie, posyłając mu kolejny dzisiejszego wieczoru uśmiech. Wciąż była trochę słaba, ale emocje i podekscytowanie robiły swoje, podobnie, jak odrobina eliksiru pieprzowego od Rudej, który dostali kilka godzin wcześniej.


RE: [28 lipca 1972, Islandia] Miłość w czasach zarazy || Hjalmar & Pandora - Hjalmar Nordgersim - 03.06.2024

[inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=84B5sEK.jpeg[/inny avek]

To prawda. Od pierwszej, wspólnej Lithy minęło już trochę czasu. Bardzo dużo czasu gdyby ktoś chciał się uprzeć. Od tamtego pamiętnego dnia zdarzyło im się kilkukrotnie skakać po drzewach czy robić inne, równie dziwne rzeczy. W jej słowach musiało więc być więcej prawdy, niż był w stanie sobie to założyć. Może odrobinę też nie doceniał jej możliwości? W końcu zawsze była tym upartym osiołkiem, który chciał udowadniać na lewo i prawy jak ona to sobie da ze wszystkim radę, a czasem wystarczyło złapać pomocną łapę, która była wyciągana w Twoim kierunku.

Co miała mu tłumaczyć z deserem? To proste. Jakieś ciastko. Może ciasteczko. Z drugiej strony było lato, więc może szarlotka z lodami waniliowymi? Brzmiało jak plan, ale Njala chyba nie myślała równie podobnie do nich, ponieważ przyszykowała im tylko lekarstwa i rosół. Wielka szkoda. Nie mniej jednak dalej był jej bardzo wdzięczny za to wszystko co dla nich zrobiła.

Ponownie wracali do dyskusji odnośnie porywania. Ewidentnie temat nie był jeszcze jasny, a wszystko przecież sobie wyjaśnili przed laty - to Hjalmar był tym, który tutaj porywał, a nie był porywanym. Tylko czy tak było zawsze? Oczywiście, że nie. Często to dawał się porywać Pandorze, która nie musiała się jakoś szczególnie wysilać, aby ów porwania dokonać. Był iście tragicznym obiektem do tego typu akcji, wszak dawał się zabierać bez dodatkowych pytań. Pomyśleć, że co by się mogło stać, gdyby ktoś się zamienił w Prewettówne - na przykład jakiś metamorfog?

Jednak dzisiaj to się nie stało. Nikt jej nie podmienił. Nikt się nie podszył. Tylko Turczynka była w stanie wydawać z siebie pomruk zadowolenia w takim momencie jak odebranie obiecanego pocałunku. Dodając do tego fakt, że oplotła go dłońmi, jakby bała się, że zaraz ucieknie. To wszystko utwierdzało Hjalmara w tym, że to ona - jego Pandora. Podświadomie przyznawał jej, że wyglądała nieziemsko w tej swojej kreacji i wielka szkoda, że musieli siedzieć zamknięci w czterech ścianach, zamiast być na jakiejś gali. Albo może to lepiej? Nie byłby w stanie ochronić jej od tych wszystkich gapiów, a ci musieli wiedzieć, że Prewettówna była już zajęta i koniec.

- Tam chyba nie miałem garnituru na sobie z tego co pamiętam - odparł, ponieważ sobie nie przypominał takiego obrotu spraw. Chyba, że ten cały śnieg sprawił to wszystko. To by znaczyło jedno - musiał wyglądać jak pingwin.

Gest, który wykonała był bardzo przyjemny, ale jej następne słowa sprawiły, że przełknął ciężej ślinę. Już nie chciała tego deseru? A przecież na pewno byłby w stanie coś wykombinować. Nie mogła się tak szybko zniechęcać! Rudowłosa na pewno musiała gdzieś coś przemycić.

- Ale ja nie jestem z cukru czy ciasta... - odparł na jej słowa, przyglądając się własnym rękom, ponieważ nie bardzo wiedział o czym mówiła - ...strasznym losem? Jakim? - zapytał jeszcze, a następnie musiał przecież udać się do ich głównego dania. Dalej jednak nie dawało mu spokoju ta kwestia deseru.

Polecił Turczynce, aby zajęła wygodnie miejsce, a on czym prędzej sprawdził temperaturę ich dania. Prawie gotowe Pokiwał głową, przygotowując czym prędzej dwa talerze - To prawda... - zgodził się - Ale ciężko pani dogodzić, panno światowa - spojrzał w jej kierunku, ale zaraz się roześmiał - Oczywiście żartuję. Cieszę się, że jesteś spełniona zawodowo i się rozwijasz. Może lepiej, że nas ta choroba zmogła? Tak chociaż zyskaliśmy trochę czasu dla samych siebie - przyznał, rozpoczynając proces nalewania zupy. Sprawnym ruchem zapełnił czym prędzej talerze, dodał odrobinę marchewki i pietruszki, a następnie przełożył naczynia na tackę. I gotowe... Podsumował i przełożył szmatkę przez swoją rękę, aby obsłużyć Pandorę z największymi honorami.

- Panno Prewett... - odezwał się ponownie do Pandory, podchodząc powolnym krokiem w jej kierunku - Rosół a'la Njala - przedstawił dzisiejsze danie, podstawiając Turczynce jej danie na dzisiejszy wieczór - Mam nadzieję, że będzie smakować. Zapewniam, że nikt nie potrafi podgrzać potraw równie dobrze, co ja - uśmiechnął się na własne słowa. Kolejnym krokiem było podejście z drugiej strony stołu i powtórzył ten proces - postawił swoją porcję. Następnie szybko zawinął się do kuchni, aby zostawić szmatkę i tackę - dzięki temu był gotów do powrotu. Tak też zrobił.

- Smacznego najdroższa - powiedział, zajmując swoje miejsce - Jak tak teraz patrzę na Ciebie to przychodzą mi na myśl słowa Njali, które powiedziała kiedyś do Ivara... - zaczął, jedząc łyżkę zupy. Ta była całkiem dobra - "Jedynym bólem jaki przeraża mnie w śmierci, jest to, że można umrzeć nie z miłości"... - wyjaśnił, ciężko wzdychając - A Ivar oczywiście puścił to mimo uszu, ponieważ wtedy jeszcze nie wiedział, że Njala jest dla niego stworzona. Znaczy ona nie zdążyła go chyba jeszcze uświadomić? - złapał się za podbródek, aby sobie przypomnieć jak to było - Mniejsza o to. Ważne, że teraz tworzą wspaniałą i kochającą się rodzinę - zakończył opowiadanie anegdotki, a w międzyczasie dosypał sobie trochę pieprzu i czym prędzej przystąpił do konsumpcji.




RE: [28 lipca 1972, Islandia] Miłość w czasach zarazy || Hjalmar & Pandora - Pandora Prewett - 27.10.2024

Przez te lata powinien się już pogodzić z tym, że Pandora zwykle miała swoje zdanie i swoje pomysły, które ze wspomnianym wcześniej uporem realizowała. Czasem delikatniej, czasem przypominając młot. Przeszli długą drogę i wiedziała, że może sobie pozwolić. Skoro nie zabił jej przez tyle lat, to musiał być przyzwyczajony. Uśmiechnęła się do własnych myśli, chociaż spojrzenie powędrowało w stronę elegancko ubranego blondyna o nieprzyzwoicie dobrych ramionach. Njala doskonale wiedziała, że deser nie będzie w formie słodkiej przekąski, chyba też dlatego w prowiancie tak skrupulatnie uszykowanym przez przyjaciółkę brakło szarlotki lub innej formy wypieku, którymi zwykle ich obdarowywała. Była naprawdę dobrą gospodynią, zawsze pamiętała o Pandorkowych dziwactwach.
Wiele zachowań i wiele męczących cech charakteru musiał w niej zaakceptować. I wiedząc, że nie było to dla niego wcale łatwe, była za to po prostu wdzięczna. Stanowili poniekąd przeciwieństwa, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak żywiołowa była brunetka, a jak spokojny i nieśmiały był Hjalmar. Starała się go zbytnio nie napastować, ale trudno było nie kraść mu buziaków przy każdej okazji lub nie oplątywać mu szyi bądź talii ramionami, aby się przytulić. Zawsze była wylewna, czasem wręcz nachalnie. I doceniała każdy moment, który się pojawiał i mogła sobie wziąć, to co chciała i jak chciała. Owe mruknięcia lub przesuwanie palcami po jego karku wcale jej nie zawstydzało, przeciwnie.
- Nie, nie miałeś. Nawet gdybyś wyglądał jak pingwin, uwielbiam pingwiny i one się łaczą w pary na całe życie, więc to doskonały wybór. - wzruszyła ramionami, starając się nie roześmiać na widok Islandczyka w kostiumie pingwina, który dreptał przez zaśnieżony las, tańcząc jej teraz przed oczami. - Twoja niewinność wpędza mnie w wyrzuty sumienia i myślenie, że jestem naprawdę nieprzyzwoitą kobietą, wiesz?
Zapytała już poważniej, tym razem wzdychając teatralnie i opierając dłonie na biodrach, niechętnie się odsunęła. Deser będzie musiał zaczekać, zwłaszcza że przygotowana na dużym bukiecie warzyw zupa pachniała tak ładnie. Było dużo marchewki i liści pietruszki, jak lubiła, a dla niego — jak zawsze spora wkładka gotowanego mięsa. Wiedziała, że dla niej wywar gotowy był najpierw, bo Njala zawsze odlewała trochę takiego na samych warzywach, bez dodatku drobiu i innych mięs, które tylko wzmacniały jego smak i zdolności rozgrzewające.
Usiadła wygodnie, grzecznie — cóż, przynajmniej na razie i przyglądała się, jak krzątał się po izbie i przygotowywał jedzenie. Całe to leżenie sprawiło, że była faktycznie głodna. Istniała nadzieja, że rosół postawi ją na nogi na tyle, że będzie mogła później popracować.
- Pffff. - prychnęła w jego stronę z miną niezadowolonego kota, pozwalając sobie wywrócić oczami. Miała wyrzuty sumienia, że tyle czasu podróżowała i nie umiała odmawiać na kolejne zlecenia. - Staram się przyjmować więcej zleceń w okolicy Twojej pracy, żebym mogła, chociaż zajrzeć na kawę co kilka dni. Nie jest dobrze, jak widzę Cię raz na dwa tygodnie.
Przyznała nieco ciszej, krzywiąc się nieco, jednak gdy podał jej zupę, wyprostowała się, zgarniając na plecy włosy i uśmiechnęła promiennie, kiwając głową w podziękowaniu. Nie chciała psuć sobie całego wieczoru obwinianiem się o to. Nie, gdy jej przyszły deser tak się starał.
- Wygląda doskonale! - pochwaliła i jego i talerz z zupą, zerkając to na jedno, to na drugie. Poczekała aż i on usiądzie, żeby mogli zabrać się za jedzenie zupy razem. - Smacznego Niedźwiadku.
Zawsze ją rozczulał, gdy ją tak nazywał. I to otwarcie, nawet jeśli tylko, gdy byli we dwoje. Nic dziwnego, że rumieniec rozlał się po jej policzkach, pasując do noszonej przez nią sukienki.
-Hmm? - podniosła spojrzenie znad talerza, gdzie aktualnie łowiła kawałek marchewki i pietruszki, odgarniając na bok makaronowe nitki. Gdy się udało, zjadła zawartość łyżki, uśmiechając się z zadowoleniem pod nosem, gdy fala ciepła rozlała się po jej ciele. Naprawdę, kilka łyżek rosołu i człowiek czuł się znacznie lepiej.
- Jeśli ktoś ma być ze sobą - w sensie, mają być razem i się odnaleźć lub są sobie przeznaczeni, to obawiam się, że nie ma ucieczki. - zaczęła, przysuwając sobie krzesło nieco bliżej stołu, prostując nogi i znów grzebiąc łyżką w zupie, przeniosła spojrzenie na zawartość talerza.- Ludzie zakochują się w tajemniczy sposób. Ciesze się, że im się udało, chociaż tyle zajęło mu zrozumienie, że to, czego szukał, to cały czas było obok niego.
Przytaknęła, wędrując wzrokiem pomiędzy jedzeniem, a Hjalmarem, którego rosół pochłonął już na dobre. Oczywiście musiał odpowiednio go doprawić.
- Powinni pomyśleć nad drugim dzieckiem, Lisa byłaby zachwycona.