![]() |
[14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29) +--- Dział: Reszta świata i wszechświata (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=26) +--- Wątek: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody (/showthread.php?tid=3492) Strony:
1
2
|
[14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Brenna Longbottom - 27.06.2024 adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI Powiedzieć, że Kair nie przypominał Anglii, to jak nic nie powiedzieć. I nie chodziło tylko o żar lejący się z nieba, o gwar obcych języków, o zapachy drażniące nozdrza, o obcy ubiór ani o tłumy na ulicach i zupełnie inne budownictwo. Tego wszystkiego Brenna przecież się spodziewała i zakładała, że nie będzie to problemem – odnajdywała się równie dobrze na wsi i w mieście, w pubach Nokturnu i drogich restauracjach, w mugolskich jadłodajniach i domach czystej krwi. Była we Francji, Szwajcarii, Włoszech i w Czechach, i w żadnym z tych krajów nie poczuła się niepewnie choćby przez pięć minut. Szybko jednak zrozumiała, że Afryka to nie tylko inny kontynent, ale też inny świat. O ile jeszcze w hotelu, do którego dostały się z portu w Aleksandrii świstoklikiem, dedykowanemu głównie czarodziejskim turystom, nie było większych problemów, to już wyjście na miasto okazało się bardziej kłopotliwe. Gdy szukały drogi, ściskała zimną dłoń Victorii, niby swoim zwyczajem, ale tym razem naprawdę bała się, że tłum je rozdzieli. Zgubiły się szybko: cyfry znane im jako arabskie okazywały się mało a r a b s k i e, nie wszystkie nazwy ulic zapisywano alfabetem łacińskim, a kiedy spytały o drogę jednego z przechodniów, omal nie skończyły na pokazie perfum w jego sklepie. Gdzieś po drodze minęły samochodową kraksę, która zatamowała na dobre ruch uliczny – tutaj chyba każdy jeździł tak, jak chciał i nie istniał kodeks drogowy – i kiedy już zdołały przecisnąć się pośród gapiów i przechodniów, jeszcze długo słyszały odgłosy prowadzonej w obcym języku kłótni i wściekłe ujadanie klaksonów. Czuła się przez to wszystko trochę oszołomiona i jakby trafiły do jakiegoś zwariowanego snu. A może to przez to, jak było parno, mimo tego, że powoli zbliżał się wieczór, a słońce dawało się we znaki, nawet jeżeli Brenna zakryła głowę, i nosiła białe, lniane ubrania, podobno najlepsze na egipski upał. Chyba tylko cudem dotarły na miejsce spotkania z człowiekiem posłanym przez Shafiqa, a bez niego nie miałyby szans znaleźć domu, w którym mieszkała czarownica, mająca posiadać sporą wiedzę nie tylko o duchach, ale i pewnych dziedzinach magii w Anglii niemile widzianych. Gdzieś na obrzeżach miasta, w jednej z bocznych uliczek, ukrytej w dodatku zaklęciami, w budynku, który miał inną numerację niż Brenna zakładała, że mieć będzie, a sam lokal mieścił się w podziemiach, do których schodziło się po kilku wąskich schodkach. – Kair jest niesamowity, ale nie jestem pewna, czy go polubię. Chyba już to uciekanie przed lwami mogłoby być łatwiejsze niż znalezienie tutaj adresu samodzielnie – wyznała jeszcze Victorii nim weszły do środka. I odruchowo sprawdziła, czy w razie czego zdoła szybko sięgnąć po różdżkę. RE: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Victoria Lestrange - 29.06.2024 Victoria również bywała za granicą. Może nie tak licznie jak Brenna, ale była choćby kilka razy z rodziną we Francji, miesiąc temu z Laurentem we Włoszech na Sycylii, rok wcześniej również wybrała się z Laurentem tam, gdzie jest morze. Może i nie była wielką podróżniczką, ale miewała kontakt z innymi kulturami i obyczajami, a jednak… na Afrykę chyba nie do końca była gotowa. Oczywiście, że się przygotowała, nakupowała odpowiednich ubrań, poczytała to i owo, żeby nie popełnić jakichś karygodnych błędów, podpytała Anthony’ego i tak dalej, a jednak… Wyjście na ulicę w Kairze, wieczorem, gdy słońce tak mocno nie prażyło i tubylcy tym chętniej również wypełzli, to było… Och, to był inny świat. Gwarny, głośny, powietrze też pachniało tutaj zupełnie inaczej, niż w Anglii. Budowle były inne, uliczki inne, ludzie byli inni… Alfabet, język krzykliwy, sposób informowania o czymkolwiek… Instynktownie sama trzymała się bliżej Brenny, i ją mocno trzymając za dłoń, by tłum ich nie rozdzielił. W razie czego miała w plecaczku mapę, miała eliksiry, miała picie, obowiązkowe zapasowe jedzenie czy ubranie, tak w razie czego. Sama miała na sobie luźne ubranie, jasne, tak jak to od Brenny, i pomimo tego, że były tak przygotowane, to sama nie czuła się tutaj zbyt pewnie. Jakież szczęście, że egipscy czarodzieje mówili po angielsku, bo inaczej byłoby z nimi krucho… Było duszno, ale w zupełnie inny sposób niż w Anglii w najcieplejsze dni, kiedy gorące powietrze wręcz lepiło się do człowieka. Gdyby nie to, że Victorii i tak ciągle było zimno, być może potrafiłaby powiedzieć, że odczucie temperatury w Kairze jest zupełnie inne. Że to, co tu jawi się jako 35 stopni, porównywalne jest w Anglii do 25, że łatwiej tutaj znieść ten skwar i dlatego jest tym bardziej zdradliwy, bo tym prościej o poparzenie czy udar słoneczny. Lestrange była prawdziwie wdzięczna, że Anthony załatwił im jakiegoś człowieka, bo bez niego naprawdę... Chyba nigdy nie znalazłyby tego domu i nie trafiłyby na umówione spotkanie. Tak przecież ważne dla samej Victorii, ale nie mniej ważne dla Brenny, która wręcz otoczona była bliskością Zimnych i wszyscy z nich byli dla niej przecież tak ważni. Victoria była już badana przez nekromantkę, ale usta miała zasznurowane, bo dała słowo, jednak słowa Cynthii to były w większości tylko przypuszczenia, bo też nie miała ku temu absolutnie żadnej pewności, i póki co nie zmieniały nic w wiedzy, jaką posiadali. Wręcz niektórych rzeczy Cyna dowiedziała się od Victorii, a nie na odwrót. – Strasznie… hmm – Victoria ewidentnie szukała odpowiedniego słowa na opisanie Kairu, gdy stanęły przed odpowiednim budynkiem i przyglądała się fasadzie i okolicy. – Gwarno – zdecydowała się w końcu na to słowo, chociaż wahała się jeszcze pomiędzy głośno, tłoczno, przytłaczająco i zajmująco. Sama przejechała dłonią po swoim boku, gdzie w luźnych spodniach miała w kieszeń wsuniętą różdżkę, po czym westchnęła i pokazała gestem na Brennę, że chyba… chyba idą, co? Ich przewodnik powiedział, że poczeka sobie przed wejściem i nawet znalazł jakiś zydelek, żeby sobie usiąść, a Victoria w końcu pchnęła drzwi i pierwsza weszła do środka. RE: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Brenna Longbottom - 30.06.2024 – Obco – dodała od siebie Brenna. Victoria miała rację, było tu hałaśliwie, ale chyba Brennę najbardziej męczyła ta obcość i niedopasowanie, uderzające tym bardziej, że były tutaj krótko. Pokątna w godzinach szczytu była gwarna, ale to był znajomy gwar, którego już praktycznie nie odnotowywała, gdy poruszała się ulicą, a tutaj wszystko uderzało… mocniej. – Zna jakieś tam ogólne założenia, dostała listę… ehem… objawów… ale nie pisałam jej, czego dokładnie się dowiedzieliśmy, żeby jej czegoś nie zasugerować – dorzuciła jeszcze. Mogły w końcu usłyszeć rzeczy zupełnie inne od tych, o których mówiono dotychczas, a może wręcz przeciwnie: te same. Istotna była jednak niezależna opinia, a Brennę szczególnie ciekawiło, co powie ktoś, dla którego Beltane i Samhain były zapewne tylko słowami. Nie bojąc się już rozdzielenia puściła dłoń Lestrange i weszła do środka za Victorią, ostrożnie schodząc po schodach, pogrążonych w półmroku. Nawet wejście w cień nie przynosiło dużej ulgi w tym skwarze, do którego nie nawykło ciało, przyzwyczajone do angielskiej pogody, ale kiedy zeszły na dół, za kotarą, broniącą przejścia dalej – być może zaklętą, nie stawiła jednak żadnego oporu przy usuwaniu – zrobiło się nieco chłodniej. Brenna podejrzewała, że był to skutek jakiegoś zaklęcia, nie mogła mieć jednak pewności. Nie wiedziała nawet, na ile afrykańska magia przypomina tę angielską – słyszała jedynie, że tutaj duży nacisk stawia się na animagię oraz magię bezróżdżkową. Ciemnoskóry służący wyszedł im naprzeciw, ukłonił się lekko w milczeniu, a potem gestem pokazał, by ruszyły za nim. W niewielkim pomieszczeniu, gdzie znajdowało się zaledwie parę sprzętów (chyba z bambusa i hebanu głównie, ale Brenna nie znała się na rzemiośle na tyle, aby móc to ocenić) czekała ciemnoskóra czarodziejka: głowę miała ogoloną, i była odziana w jasne, zwiewne szaty, a jej szyję oraz przeguby zdobiły liczne ozdoby. Wstała na ich widok i zwróciła spojrzenie ku Victorii. Przypadek Zimnych prawdopodobnie był intrygujący i dla niej, skoro zgodziła się na spotkanie. – Panno Lestrange. Panno Longbottom. Witajcie w moim domu – przywitała je śpiewnym głosem, o mocnym akcencie, trudnym do rozpoznania. Wyciągnęła dłoń ku Victorii, w typowo angielskim powitaniu, może dlatego, że chciała być uprzejma, a może bo znała już jakieś podstawowe założenia chciała sama poczuć chłód skóry Lestrange na ciele. RE: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Victoria Lestrange - 30.06.2024 Obco było bodaj chyba najlepszym określeniem, ale na pewno nie jedynym niezbędnym do tego, żeby opisać to całe wrażenie, jakie Victoria miała na temat Kairu. Tym niemniej jakby trzeba było wybrać tylko jedno, to chyba byłoby najodpowiedniejsze. Uśmiechnęła się więc tylko do Brenny i pokiwała głową. – Tak, dobrze – to było bardzo mądre ze strony Brenny: nakreślić problem, ale nie opdawać rozwiązań, jakie już dostali, by pozwolić czarownicy wyciągnąć własne wnioski na podstawie wiedzy, jaką posiadali w Afryce. Beltane i Samhain… Tak, dla niej to pewnie tylko puste słowa, lecz być może mieli tutaj w tym samym czasie święta o innych nazwach – to tłumaczyłoby wtedy bardzo wiele… To, że była Zimna, było chyba pierwszy raz pewnym plusem, bo skwar tak jej nie doskwierał, nawet tutaj, w ogniu egipskiego słońca było jej zimno, a gdy zeszła tych kilka schodków w budynku, do którego weszły, nie poczuła żadnej ulgi, bo było jej zwyczajnie wszystko jedno. Odsłoniła kotarę i przeszła dalej, dokładnie naprzeciw służącemu, z którym przywitała się, mówiąc po angielsku „dobry wieczór”, a ten poprowadził je dalej, do właściwego pomieszczenia, w którym urzędowała kobieta, z którą miały umówione tak pilne dla nich spotkanie. Victoria rozglądała się z ciekawością, bo wystrój w środku był zupełnie inny od tego, co znała z domów czarodziejów w Anglii. Na widok całkowicie łysej czarownicy, o ciemnej skórze, obwieszonej biżuterią, zatrzymała się jednak. Dźwięk obijających się o siebie ozdób był chyba jedynym, co teraz rozbrzmiewało wewnątrz lokalu. Victoria nie wiedziała, czy Brenna w wiadomości ją opisała, czy może dołączyła jakieś zdjęcie, albo czy do wiadomości Egipcjan doszły jakieś słuchy o tym co działo się w Anglii, że ta od razu wiedziała kto jest jej obiektem zainteresowań, czy może po prostu wyczuła to instynktownie, albo za pomocą magii. Może była jasnowidzką i widziała ją w jakiejś swojej wizji? Na pewno jednak nie czuła, by ktokolwiek próbował się dostać do jej głowy teraz. Wyciągnęła w odpowiedzi swoją dłoń do kobiety, a uścisk miała może i delikatny, jak to damulka, ale jednocześnie pewny. I zdecydowanie zimny, jak dotyk trupa. – Dobry wieczór. Bardzo dziękujemy, że chciała się pani z nami spotkać – powiedziała w odpowiedzi do kobiety i uśmiechnęła się lekko. Jeśli kobieta zechciała, Victoria mogła jej opowiedzieć, co dokładnie się wydarzyło, jak trafiła do Limbo i co miało miejsce tam. Nie zamierzała nawet zatajać tego, że spotkała tam duszę swojej babci, której cząstkę ewidentnie pochłonęła, jako, że były momenty, kiedy w jej głowie rozgrywały się rzeczy, jakich sama nie przeżyła, choć te tak sprytnie połączyły się z jej jaźnią, że z początku nawet nie zauważyła, że nie mogą należeć do niej samej. Że pewność zyskała dopiero, gdy takie wspomnienie zostało wywołane przez jakiegoś dziwnego ducha, a razem z nią oglądał je również jej narzeczony, który był w stanie bezbłędnie stwierdzić, że to nie mogło być wspomnienie Victorii. Jeśli kobieta była ciekawa i sama nie była spirytystką, to mogła jej opowiedzieć też o spotkaniu z nim i kontakcie z duszą, której wspomnienia miała w głowie, lecz jeśli ta potrafiła zrobić to sama i o to nie zapytała – to Victoria nie powiedziała nic. Pozwoliła się zbadać, dotknąć, trzymać jakieś dziwne kamienie. Pozwoliła na to, by kobieta użyła swojej magii, pozwoliła nawet na to, by ta spróbowała wymienić się z nią częścią energii – już raz to robiła, z Cynthią, która uszczknęła jej odrobinę, dając swoją w zamian, tak samo jak z energią Sauriela, ale pozwoliła kobiecie wyciągnąć własne wnioski. I robić inne rzeczy, które były dla niej niezbędne, jak ukłucie jej w palec, pobranie odrobiny krwi, wrzucenie jej do jakiegoś pojemniczka z ziołami i cholera wie jeszcze czym i tak dalej… Lestrange nie miała nawet pojęcia, ile czasu mogło minąć, nie ponaglała jej w żaden sposób, pozwalając wyciągnąć wszystkie wnioski w jej własnym tempie, nawet jeśli te metody wydawały jej się dziwaczne – ale było też w tym coś fascynującego, biorąc pod uwagę, że Victoria bardzo chciała, by w Anglii zniesiono ten głupi zakaz na nekromancję, przez który ewidentnie byli nawet nie krok za Voldemrotem, ale co najmniej dwadzieścia kroków w tyle. Ciemnooka była bardzo wdzięczna Brennie, że była tutaj z nią, bo czuła się z tym wszystkim nieco pewniej, czując, że w razie czego, nie zostanie ze wszystkim sama. RE: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Brenna Longbottom - 30.06.2024 Brenna nawet nie zastanawiała się, skąd kobieta wie, która z nich jest Zimną – może i tutaj w gazetach znalazła się mała wzmianka o Voldemorcie i Beltane, może opublikowano zdjęcia osób, które trafiły do Limbo, interesującego w końcu z pewnością dla afrykańskich czarodziejów. A może faktycznie coś wyczuła. Kiwnęła głową i przywitała się z czarodziejką uprzejmie, a potem usunęła nieco na bok, pozwalając, aby trwały badania i w ich czasie udając, że jej nie ma. Być może była tu zbędna, ale rzecz jasna nie zamierzała zostawiać Victorii samej. Nie chodziło tylko o proste, moralne wsparcie, jakiego udzielała kiedyś i Mavelle, a też o czysty pragmatyzm. Były w obcym kraju, nie znały tej kobiety i wiedziały o niej głównie tyle, że miała opinię ekspertki, ukończyła tutejszą szkołę ze świetnymi notami że zainteresował ją przypadek Zimnych na tyle, aby zgodzić się na udzielenie konsultacji. A choć istniała „biała” nekromancja, to istniała i czarna, a Brenna miała pewne obawy, że afrykańska mentalność może być równie obca angielskiej, jak ten kraj, a początki władzy Sadata, inflacja i echa konfliktów politycznych dokładały pewnie swoje. Po prostu… na wszelki wypadek wolała trzymać rękę na pulsie. Pozornie siedziała więc spokojnie, w milczeniu, nietypowo dla siebie nieruchoma, w istocie jednak to było przysłowiowe siedzenie jak na szpilkach. Bała się, że mogą usłyszeć coś niepomyślnego. Albo że nie dowiedzą się zupełnie niczego. Sama nie była pewna, która opcja byłaby gorsza. Próbowała jednak trzymać nerwy na wodzy, bo to nie ona była tutaj osobą mającą największe prawa do stresu. – Hm – mruknęła w końcu egipska czarodziejka, odsuwając się i opadając na bambusowy fotel. – Domyślam się, że nie do mnie pierwszej zaprowadziły was poszukiwania. O co chciałybyście spytać? Brenna zawahała się, zerknęła na Victorię, i może powinna pozwolić jej zacząć, ale naprawdę ciężko było utrzymać język za zębami. – Powiedziałabym, że przede wszystkim… czy ten stan w jakiś sposób naraża Victorię i innych na niebezpieczeństwo? Czy ma może pani jakąś ideę, w jaki sposób go odwrócić albo przynajmniej… gdzie szukać metody? – wyrzuciła w końcu z siebie. Pytań było bez wątpienia mnóstwo, ale te dwa interesowały ją najbardziej. Brenna nie była w końcu naukowcem, a osobą, która martwiła się o życie i zdrowie paru bliskich osób. Dla nich może było istotne jak, dlaczego i cała ta otoczka, dla niej w pierwszej kolejności liczyło się: jak doprowadzić ich do normalności albo przynajmniej upewnić się, że pewnego dnia nie umrą, pozbawieni resztki energii. RE: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Victoria Lestrange - 01.07.2024 Tak jak Victoria potrafiła wyjść ze swojego powolnego życia, zacząć poruszać się szybciej, tak najwyraźniej Brenna potrafiła się nie odzywać dłużej niż pięć minut i po prostu trwać. Tak naprawdę, to Victoria o tym doskonale wiedziała, niemniej zjawisko nieruchomo siedzącej i nic nie mówiącej Brenny zawsze było czymś dziwacznym, wręcz jak to kuriozum. Nie spodziewała się niczego konkretnego, nie chciała robić sobie nadziei, by ta została brutalnie roztłuczona na miliony kawałków przez obcą czarownicę. Bała się i jednocześnie była obok tego wszystkiego, jakby to nie jej ciało, nie jej dusza i nie jej życie zostały przyćmione przez jakąś dziwaczną magię, z którą zmagała się czwarty miesiąc. – Tak, szukaliśmy już u innych – nie było sensu ściemniać, jaki miałaby w tym cel? Oczywiste było, ze najpierw szukało się rozwiązania lokalnie, albo gdziekolwiek bliżej. To, ze przypłynęły aż do Afryki musiało być jasne, ze są zdesperowane, zapewne w Afryce śmiano się z zaściankowości Anglii w kwestii nekromancji. I słusznie. – Czy to permanentne? – Brenna zadała swoje pytania, a po chwili Victoria dodała swoje. Można było zresztą usłyszeć, jak głos odrobinę jej drży, gdy zadała to bardzo bezpośrednie pytanie, od którego być może trzeba było zacząć. – Co mi właściwie jest? – bo i przy tym opinie się różniły i nie było jednej konkretnej. – Jak bardzo… jak bardzo jest źle? – to ją martwiło najbardziej. Czy naprawdę mogła umrzeć w każdej chwili, bo energia zabrana z Limbo się wykańczała? Vasilij twierdził, że nekromanta ze Szwecji to ignoranta, ale co miała na ten temat do powiedzenia ekspertka z Egiptu? RE: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Eutierria - 16.07.2024 Kobieta była zadziwiająco chętna do współpracy. - Widzicie drogie panie, z tym co stało się na wyspach, jest tak, że niewiele nowego wniesie wam do tego ktokolwiek, kogo odwiedzicie. Znam historię tego kraju jak własną kieszeń, a zapewniam was o mojej drobiazgowości i mogę was zapewnić - nic identycznego się tutaj nie wydarzyło. - A później zaśmiała się, słysząc twoje pytanie. - Jak bardzo jest źle? - Najwyraźniej ukuło ją w brzuchu na samą myśl, jakoby miałoby być z tobą cokolwiek nie tak. - Panno Lestrange, jest z panną nadzwyczaj dobrze. Jeżeli miałabym doszukiwać się tutaj zagrożenia, to w tym jak wiele osób wie o pani przypadłości i kiedy zorientują się w tym jak to działa, mogą zechcieć zdobyć to dla siebie. - Złapała cię za dłoń, naruszając twoją przestrzeń osobistą jeszcze raz i to tylko po to, aby przyłożyć twoją dłoń do twojego dekoltu. Pokazywała ci, że mimo tych wszystkich męk, mimo przeszywającego cię zimna, wciąż biło ci serce. - U żywych trupów nie wyczuwa się tętna. Ciebie wypełnia energia. Energia ludzka, energia nieróżniąca się od naszej. - Nie skomentowała tego, że przeszywał cię wciąż wielki, odbierający chęć uśmiechania się chłód. - Mężczyzna mianujący się Czarnym Panem odnalazł sposób, aby zajrzeć do źródła samego życia i zaciągnąć z niego to, co chciał zdobyć. Nie wiem, w jaki dokładnie sposób udało się to tobie, skoro przypłynęłaś tu aż z Brytanii, aby zadawać mi takie pytania. Zamiast wrócić do cyklu, odwróciłaś go i zaczerpnęłaś z niego. Odsunęła się od was, żeby usiąść na moment na swoim fotelu, a konkretniej - przysiąść na jego oparciu. Widać po niej było, że nie chciała się w nim wygodnie układać, wolała pozostać w ciągłym ruchu. - Co może się z tobą wydarzyć? Cóż, nie wiem, nie była mi pisana w życiu taka wiedza, ale co dokładnie miałoby się stać? Wybuchniesz od jej nadmiaru? To już by się przecież wydarzyło. Pozostaje tu tylko sprawa moralna - nosisz w sobie coś, co do ciebie nie należy, mogłabyś nauczyć się nad tym panować i wykorzystać to na swoją korzyść, albo zwrócić to tam, gdzie powinno się znajdować, gdzie brak tej energii może tworzyć jakieś anomalie w istniejącym świecie. Szczerze wątpię, aby ten mężczyzna w ogóle się nad tym wahał. Musiał zjawić się tam w konkretnym celu, chciał przedłużyć swoje istnienie. Lub istnienie kogoś innego. I zgodnie z tym czego się domyślaliście, kobieta wstała z miejsca, żeby obejść pomieszczenie. Nie spuszczała was przy tym z oczu. - Nekromancja została w Wielkiej Brytanii zakazana, ponieważ energia płynąca w naszych ciałach nigdy nie była wystarczająca. Doprowadzała ludzi do rozterek: czyje życie jest ważniejsze, mojej matki czy pięciu krów? - Uśmiechnęła się szerzej. - Mordercy tkwiącego w więzieniu, czy mojego umierającego dziecka? Nekromanci prędzej czy później ulegali pokusom, którym ulegać nie powinni. Wiedziałaś to, Victorio. Istniała jedynie jedna rzecz, która potrafiła sprawić, że nekromancja wyższego poziomu nie wymagała przelewania cudzej krwi. Kamień filozofów. Mit czy prawda? Ale jeżeli każda energia musiała skądś pochodzić, alchemicy... niekoniecznie stworzyli tę substancję w uczciwy sposób. - Potrafisz to robić? Przekazywać w coś energię? RE: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Brenna Longbottom - 17.07.2024 Brenna obserwowała kobietę trochę skonsternowana: chyba nie liczyła na tyle informacji, wiedząc, że Zimni próbowali konsultować się z różnymi osobami w kraju. Victoria była w kowenie, "rozmawiała" z babką, Patrick z Macmillanem, była Cynthia, o której zainteresowaniach nie mówiło się głośno, kuzyn Viki z Departamentu Tajemnic. Sama prosiła wuja o kontakt ze swoim szefem, Atreus rozmawiał z arcykapłanem, Mav z kimś po Durmstrangu... po tylu próbach Brenna bała się robić sobie nadzieję. A teraz usłyszały dużo. A jeśli kobieta miała rację - nie mogły tu być przecież pewne - to mówiła rzeczy z jednej strony tę nadzieję dające, z drugiej straszne. Nie umierali. Ale źródłem anomalii w Anglii był nie tylko Voldemort, i to co zrobił w Limbo, a być może także i oni. I ktoś mógł spróbować wykorzystać tkwiącą w nich energię. Jeśli nie taki Voldemort, to na przykład kolejny czarnoksiężnik z Mokradeł. Poruszyła się niespokojnie na krześle i odważyła odezwać dopiero, kiedy kobieta skończyła. - Nie znam się na nekromancji, więc... proszę mnie poprawić, jeśli coś źle zrozumiałam. Anomalie w Wielkiej Brytanii mogą być związane z tym, że energia, która powinna być w Limbo, jest wykorzystywana przez Voldemorta i pozostała w ciałach Zimnych. Nie zabije ich ona, ale jeśli jej nie zwrócą, ktoś może wkrótce zrozumieć, że... może to wykorzystać. Na przykład składając ich w ofierze. Pięć krów, zbrodniarz w więzieniu, kobieta nosząca w sobie skradzioną umarłym energię. Odwrócony cykl. - Zasugerowano nam, że odwrócić ten stan da się w Samhain. Miałoby to być przekazanie tej energii? Czy to by ich zabiło? Tak, Brenna uważała, że to powinno zostać zwrócone - a oni powinni odzyskać ciepło. Zwłaszcza że nie mogły zakładać ponad wszelką wątpliwość, że ta energia nie wyczerpie się sama, zostawiając w świecie kolejne anomalie ani że ta kobieta ma rację: że nie będzie ceny do zapłacenia. Ale... nie, nie za cenę życia. Żadnemu z nich nie zasugerowałaby, że powinien właśnie to zrobić, jeśli to miało ich zabić. RE: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Victoria Lestrange - 18.07.2024 – Pewnie i tak więcej, w naszym kraju nekromancja ciągle jest zakazana i mało kto wie cokolwiek więcej, a jeśli wie, to się z tym nie obnosi – Victoria westchnęła, bo pomimo tego, że przyjaźniła się z kimś, kto naprawdę znał się na nekromancji, to i tak wiedzieli niewiele. – Tak, cała Wielka Brytania… – plotka bardzo szybko się rozeszła i nawet nie mieli na nią wpływu, a potem to… mogli tylko kontrolować sytuację na tyle, żeby więcej się nie wylało, zwłaszcza poufnych danych. Dlatego Victoria bardzo uważała co i komu mówi, mało komu mówiła coś więcej i bodaj na palcach jednej ręki mogła zliczyć tych, którzy znali cała opowieść od początku do końca. Byli ewenementem i tego nie dało się zaprzeczyć. Jednak odpowiedzi, jakich udzielała ta kobieta, miały dla niej sens. Dla przypadkowej osoby pewnie by nie miały, ale dla ciemnowłosej aurorki… bo kiedy obca kobieta przykładała jej własną dłoń do piersi, gdy czuła swoje miarowe uderzenia serca, gdy mówiła o odwracaniu cyklu, Victoria otworzyła szerzej oczy i uniosła głowę, wpatrując się w Egipcjankę. Zamiast wrócić do cyklu, odwróciłaś go… Kobieta pewnie mogła się połapać, że Victoria wie o czym tamta mówi. – Czy to znaczy, że umierałam? – czy jeszcze chwila i naprawdę byłaby martwa? Czy skoro odwróciła to, to znaczy że była teraz… bardziej niż żywa? Że nie była, jak ja czasem nazywano, nowym rodzajem żywego trupa, tylko całkowitym tego przeciwieństwem? Czy na granicy własnej śmierci, złapała to życie i odwróciwszy wszystko… wzięła więcej, niż powinna? To nie była ewentualność, którą by do tej pory rozważała, choć może powinna, bo już słyszała opinie, że jej własna energia może być jedynie przyćmiona przez tą zabraną z Limbo. Ale co, jeśli… Voldemort zabrał stamtąd coś dla siebie bardzo świadomie – oni kompletnie przypadkiem. On miał moc i wiedział co robi, i cholernie pewne, że jej nie zwróci. Czy więc pozbywając się jej nie skazywali się automatycznie na zmniejszenie szans przeciwko niemu? To była jedna z myśli Victorii. Druga wykwitła w niej chwilę później, gdy nekromantka mówiła dalej. Wiedziała o kamieniu filozoficznym zapewne więcej, niż przeciętny alchemik – bo doświadczyła tego… i jednocześnie nie doświadczyła. Ale wiedziala, czuła i widziała. Znała składnik tego mitycznego wręcz kamienia; nie stworzył go jedynie Nicholas Flamel, który był z jej rodem spokrewniony bardziej, niż mogłoby się wydawać. Ale znała też jeszcze jedną osobę, której udało się tego dokonać. I wiedziała dlaczego. Dlatego ciągle kombinowała jak się dowiedzieć, czy tamten kamień nadal istnieje… Ale wraz z pytaniem kobiety, nastąpiła trzecia myśl. Czy ona sama nie była teraz jak ten kamień filozofów? Co, gdyby oddać te nadmiarowa energię… komuś kto już nie żył… ale żył. Ale nie żył. I co jeśli… co gdyby wampir napił się jej krwi? Nigdy tego nie próbowali, ale co by się wtedy stało? Nad tym już jakiś czas dumała, ale raczej na zasadzie czy nie zaszkodziłoby to jej. A co gdyby było inaczej? Co gdyby podziałało to podobnie jak obecność kamienia filozofów? Co jeśli… – Hmm, nie próbowałam – odpowiedziała w końcu, a odpowiedź nie brzmiała: nie. Brzmiała jak brzmiała, i brzmiała tak celowo. Uważne spojrzenie Victorii można było zrozumieć na wiele sposobów, ale prawda była taka, że kalkulowała, myślała. Nie próbowała przekazywać swojej energii sama odkąd wylazła z Limbo. Cynthia sama z siebie próbowała oddać jej trochę swojej energii, ale to nigdy nie było działanie Victorii. Znała jednak trochę nekromancji i wiedziała jak użyć zaklęcie Enerwate. – To znaczy… Nie próbowałam tego zrobić odkąd jestem taka jaka jestem. Ale znam zaklęcie Enerwate – całkowitą ignorantką, pomimo zakazu, nie była. I nie bała się tego mówić przy Brennie, przecież obie potrafiły chociażby wyczarować Patronusa, po prostu w brygadziści i autorzy nauczyli się udawać, że niczego nie widzieli. A przynajmniej część z nich. RE: [14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody - Eutierria - 20.07.2024 Chociaż tego typu streszczanie przekazanych informacji uchodziło za coś zupełnie normalnego, kobiecie najwyraźniej się to nie spodobało. Nie chodziło tu jednak o zachowanie się dziwnie lub nietaktownie - to raczej ona nie potrafiła tego pojąć przez swój ekscentryzm. - ...doskonała parafraza - odpowiedziała ci, Brenno. Tym samym potwierdziła, że dobrze zrozumiałaś jej wypowiedź. Nie znała odpowiedzi na twoje kolejne pytanie, wzruszyła więc ramionami. W identyczny sposób zareagowała na pytanie Victorii dotyczące śmierci. - Zwrócenie? Tak. Największe sabaty tych ziem wyznaczono w te daty nie bez powodu. Granica pomiędzy światami nie jest trwała, ona jest... płynna, zmienia się. - To było jednak coś, co wiedziałyście od dawna. Wiedziałyście też jednak, że nekromancja nie stała się nielegalną praktyką bez powodu, a i tak poszukiwałyście specjalistów z tej dziedziny. Tylko gdzie leżała granica? Jak wiele wyjątków od reguły, która ustanowiła współczesne, brytyjskie prawo, byłyście w stanie spotkać? Kobieta przeszła się kolejny kawałek, zmrużyła oczy. Uniosła w górę swoją różdżkę i otworzyła szklane terrarium stojące z boku pomieszczenia. Wypełzła z niego drobna jaszczurka, Brenna nie rozpoznała w niej niczego niezwykłego, Victoria mogła zauważyć, że nie była typowym zwierzęciem żyjącym na tym obszarze - musiała być hodowlana. W każdym razie wspięła się po ścianie swoimi lepkimi łapkami, następnie weszła na sufit. Znajdowała się pomiędzy wami i stała tak w bezruchu, zaciekawiona sytuacją, póki nie sięgnął jej charakterystyczny, zielony błysk. W tym momencie osunęła się martwo na podłogę, tuż pod nogami panny Lestrange. Terrarium zasunęło się, reszta stworzeń pozostała w środku. - A więc spróbuj. Przekaż w nią coś, co nie należy do ciebie. Sytuacja nie pozostawiała żadnych wątpliwości - byłyście świadkiniami użycia zaklęcia niewybaczalnego. Kobieta musiała być spaczona, zachowywała się jednak całkowicie normalnie (w takim sensie, że jej to nie wzruszyło). |