![]() |
[30.08.1972] I'm just a girl - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Scena główna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5) +--- Dział: Ministerstwo magii (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=17) +--- Wątek: [30.08.1972] I'm just a girl (/showthread.php?tid=4206) Strony:
1
2
|
[30.08.1972] I'm just a girl - Faye Travers - 21.11.2024 adnotacja moderatora
Rozliczono - Faye Travers - osiągnięcie Piszę, więc jestem 30 sierpnia 1972
Wszystko działo się bardzo szybko. Błyskawicznie wręcz. Jeszcze kilka godzin temu Faye wychodziła do sklepu, żeby kupić coś do jedzenia - zostawiła różdżkę, zostawiła praktycznie wszystko, co zawsze zabierała ze sobą, i ruszyła na swoją małą przygodę, polegającą na zakupie świeżego mięsa, które mogłaby włożyć do kanapek. A potem, kilka chwil później, pędziła pod wilkołaczą postacią, nie zważając na nic i na nikogo. Pędziła, by odpowiedzieć na tajemniczy zew, wezwanie którego genezy nie rozumiała. Miała szczęście, że przeżyła. Miała szczęście, że ktoś był przy niej, że ktoś za nią podążył. Nie znała Nikolaia, widziała go pierwszy raz na oczy, lecz poruszyło ją dogłębnie jego dobro i troska o kompletnie obcą mu dziewczynę. O tak, miała naprawdę sporo szczęścia, że trafiła na animaga: w innym wypadku nie była pewna, czy potrafiłaby się kontrolować. Normalnie nie miała z tym problemu, lecz... Nic teraz nie było normalne. Gdyby było, to nie przemieniłaby się poza pełnią, wbrew własnej woli. Gdyby było normalnie, to nie zrobiłaby tego na oczach obcych ludzi, w miejscu publicznym. Nic tu nie było normalne. Od razu, gdy Nikolai teleportował się razem z nią z powrotem do Doliny Godryka, wpadła do swojego mieszkania i posłała listy. Do Lazarusa, Nicholasa i Anthony'ego. A potem wzięła różdżkę, przysięgając sobie, że nigdy już bez niej nie wyjdzie, i teleportowała się do Magicznego Londynu. Chwilę jej zajęło, żeby przejść do odpowiedniej dzielnicy i wpaść do Ministerstwa Magii. Wpaść to było niezwykle trafne określenie, bo wpadła tam jak burza. Była pewna, że amnezjatorzy już byli na miejscu, a pracownicy Ministerstwa jej szukali. Naprawdę nie chciała trafić do Azkabanu: przecież zawsze gdy łamała przepisy, to były to drobnostki. Ona nie była zła, nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego z własnej, nieprzymuszonej woli. Liczyła na to, że jej współpraca z Ministerstwem, kojarzenie się z Rowlem oraz Shafiqem sprawią, że... Chociaż ją wysłuchają! Bo tego się najbardziej obawiała: że zaraz ją otoczą, każą oddać różdżkę i wsadzą do celi. Była osobą, która kochała las i tam spędzała większość swojego czasu - nie miała więc pojęcia, jakie procedury obowiązują w przypadku tak jawnego naruszenia Kodeksu Czarodziejów. Ale wiedziała jedno: ona nie chciała. Drżącym głosem podeszła do kobiety, siedzącej za długim biurkiem - kojarzyła ją, w końcu bywała tutaj nie raz i nie dwa, lecz tym razem nie miała ani ochoty, ani czasu na plotki. Jej burza kasztanowych włosów miała wciąż gałązki i liście. Na jasnej skórze znajdowały się kropelki zaschniętego błota. Ubrania, które wrzuciła na grzbiet, były pomięte, ale to akurat nie była żadna nowość - nigdy nie dawała jebania o prasowanie. Krótko wyjaśniła, po co i do kogo idzie. A raczej poprosiła o to, by ktoś ją zapowiedział i zaprowadził do pokoju przesłuchań. Wyjaśniła wszystko dość lakonicznie, ale nakreśliła problem: niekontrolowana przemiana w Dolinie Godryka i wtargnięcie do Kniei. Chce porozmawiać, bo to nie jej wina. Dorzuciła błagalne spojrzenia a nawet złożyła dłonie w proszącym geście. I tak oto siedziała na krześle w pokoju przesłuchań, skubiąc nerwowo skórki przy paznokciach. Jakim cudem to się stało? I to akurat teraz, gdy miała się jako tako uniezależnić od rodziców. Nick ją zabije. A co, jak starzy się dowiedzą? Zamkną ją w piwnicy, jak nic. RE: [30.08.1972] I'm just a girl - Paracelsus - 24.11.2024 [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XmNFhWp.png[/inny avek] A więc pokój przesłuchań. Niewielki, stosunkowo jasny. Z białymi, ale dawno nie odświeżanymi ścianami. Z biurkiem w centralnej części i dwoma krzesełkami. Bez jakichkolwiek ozdób, zbędnych elementów. Niczego prócz bieli, biurka, dwóch krzeseł przytwierdzonych magicznymi łańcuchami do betonowej podłogi i lampy o bladym, rażąco jasnym świetle. Kobieta przy kontuarze, do którego z obawą podeszła Traversówna, nie zareagowała w żaden konkretny sposób. Kiwnęła głową, zebrała wystarczające wyjaśnienie a następnie uzupełniła kilka papierów i odesłała tu młodą dziewczynę w towarzystwie nieznanego jej milczącego czarodzieja, który zaprowadził Travers do salki, kazał jej usiąść i czekać. Nie mówił, jak długo. W pomieszczeniu nie było zegarka, ale czas niemiłosiernie się dłużył. Mogło minąć piętnaście minut, mogło pół godziny. Być może nawet godzina, przynajmniej w odczuciu czarownicy, zanim drzwi zostały otwarte i pojawiła się w nich znana jej sylwetka. Jej nieoficjalny szef stanął w korytarzu gestykulując rękami i prowadząc rozmowę z kimś, kogo nie widziała. Minuta, dwie minuty, trzy? Nie patrzył na nią, po prostu rozmawiał. Faye mogła ze zdziwieniem zorientować się, że Lazarus Rowle wcale nie zamierzał wejść do pomieszczenia, w którym siedziała. Dostrzegała jego sylwetkę w półotwartych drzwiach - tak. Wydawało się, że ich oczy spotkały się ze sobą na dosłownie ułamek sekundy, jednak kiedy ponownie mrugnęła mężczyzna zupełnie na nią nie patrzył. Zamiast tego kontynuował cichą rozmowę z kimś, kto w tej chwili przytrzymywał od zewnątrz klamkę do pomieszczenia, więc był praktycznie całkowicie schowany za ich płaszczyzną. Jego usta poruszały się szybko, ale żadne słowa nie docierały do uszu dziewczyny. Czyżby zaklęcie wyciszające? Ruch warg był zbyt szybki, żeby była w stanie wyłapać coś konkretnego. Minęła minuta, może dwie minuty zanim Rowle nie obrócił się na pięcie. Nie spojrzał ponownie w stronę Traversówny. Szybkim, zdecydowanym ruchem odszedł wgłąb korytarza, znikając z pola widzenia dziewczyny. Nie musiała być jasnowidzem, żeby domyślić się, że nie zamierzał wrócić. Zamiast tego niechybnie miała spotkać się z kimś innym. Pytanie z kim? nie zawisło w powietrzu na zbyt długo. Drzwi nie zamknęły się nawet na pół minuty, bo do pomieszczenia wreszcie wszedł wysoki, stale przygarbiony mężczyzna o twarzy naznaczonej nie jedną, nie dwiema, nawet nie pięcioma a dziesiątkami blizn. Jednymi głębszymi i bardziej widocznymi, innymi niewielkimi, trudnymi do zauważenia, ale znaczącymi jego skórę. Miał je również na dłoniach, na szyi, prawdopodobnie na całym ciele. Był ubrany w oficjalny strój Brygadzisty, ale bardziej wymięty, gdzieniegdzie topornie pozszywany, przybrudzony trawą w co najmniej czterech miejscach. Wchodząc do pomieszczenia, mężczyzna przyniósł ze sobą chłodny podmuch i intensywny zapach lasu, jakby oboje nagle znaleźli się w Kniei, która przyprawiła Faye tyle kłopotów. Czyżby te się... ...kończyły? Traversówna znała bowiem tego człowieka. Hugon Bones. Nie musiała zbyt długo szukać jego imienia w pamięci. Nazwisko przyszło samo. Co bardziej interesujące, tak samo jak fakt, że był jej bardzo dalekim kuzynem. Gdzieś w piątym albo szóstym pokoleniu. W wyniku jakiegoś skandalu, ale tu informacje nie były już w żaden sposób klarowne. Na tyle daleko, że nikt nie mógł go posadzić o kolesiostwo. Zresztą Hugon był tak daleki od grania w gierki jak mógł być. Nie znali się zbyt dobrze. Nie mieli okazji wcześniej rozmawiać. No, może gdzieś przelotnie w wyniku zbiegu okoliczności. Nie dłużej niż kilka minut. Mogła za to wiedzieć, że prawdopodobnie nie dało się trafić lepiej. Przynajmniej jej. Bones był... ...w porządku. Każdy to mówił. Nie był typowym gadatliwym czarodziejem, ale nikt tego od niego nie oczekiwał. Swoją robotę wykonywał dobrze, trzymał się reguł i zasad, nie robił rzeczy po łebkach, nie wydawał osądów. Nie prowadził długich rozmów. Zazwyczaj oczekiwał monologów mających mu wyjaśnić sytuację, w której się znaleźli, bo tak - naturalnie lubił twierdzić, że to oni. Oni wspólnie znaleźli się w pokoju przesłuchań a kwestia tego, w jaki sposób wspólnie stąd wyjdą to już głównie sprawa przesłuchiwanych. - Faye - wyciągnął ku niej rękę. - Nie wstawaj, proszę - zwrócił się do niej spokojnym, opanowanym głosem, nawiązując kontakt wzrokowy i niewymuszenie utrzymując go, dopóki to dziewczyna nie spuści wzroku. Nie świdrował jej spojrzeniem, ale mogło jej się wydawać, że przeszywa ją do głębi duszy. Spokojnie, bez nerwów, po prostu na nią patrząc i analizując. Nie zwrócił się do niej po nazwisku, nie nazwał jej Panną, Panią ani Panienką. Nie powiedział dzień dobry, ale w tym wszystkim kryła się pewna słuszność. Gdy to robił, jego zachowanie nie było niewłaściwe. Wydawało się wręcz szczere, niewymuszenie na miejscu. On również zajął swoje miejsce po drugiej stronie biurka, kładąc na nim plik dokumentów i wyciągając samopiszące pióro z teczki. - A więc mamy... ...trzydziesty sierpnia. Godzina... ...powiedzmy, że dziewiąta czterdzieści pięć - odezwał się a pióro zanotowało jego słowa. - Piękny, jeszcze letni niemalże poranek. Faye, Faye, Faye... ...pozwolisz, że będziemy ze sobą na ty... ...możesz mi mówić Hugo, możesz mnie nazywać Hugonem... ...najważniejsze, żebyś była częścią tego dialogu. To ty go tworzysz, pamiętaj, nic co powiesz nie zostanie użyte przeciwko tobie w śledztwie, o ile, rzecz jasna, nie ustalimy inaczej. A przecież chcemy stąd wyjść, prawda? Łapać ostatnie promienie wakacyjnego słońca w jakimś miłym miejscu. Może na plaży? Las, droga Faye, zwłaszcza taki, do którego nie powinny udawać się nieuprawnione osoby, jak na przykład Knieja Godryka, to niezbyt dobre miejsce do opalania. Więc może porozmawiajmy teraz o tym, co tam robiłaś, jeśli już wykluczyliśmy łapanie słońca. Dobrze? - Spytał lekko, zachęcająco. Pióro było gotowe, by notować wszystko, co chciała mu powiedzieć. RE: [30.08.1972] I'm just a girl - Faye Travers - 02.12.2024 Nie zdziwiło jej to, że Rowle nie zamierzał się mieszać w tę całą sprawę. W teorii dotyczyła jego departamentu, w praktyce jednak wszystko pozostawało w rękach Przestrzegania Prawa. Faye westchnęła, spuszczając wzrok. Nie oczekiwała od niego, że się za nią wstawi: sama nie do końca wiedziała, co nią kierowało, gdy wysyłała mu list. Była po prostu przestraszona, bo pamiętała, co się stało z ich krewnym. Pamiętała ostrzeżenia, które płynęły z ust rodziców i braci. Miała na siebie uważać, a wyszło... Cóż, jak zawsze. Podejrzewała, że przez to, że sama tu przyszła, wszystko będzie łatwiejsze - ale ta pewność wyparowała z niej w chwili, gdy Bones wszedł do pokoju. Uniosła głowę, a jej orzechowe oczy rozszerzyły się w mieszaninie zdziwienia i strachu. Nie podejrzewała, że to akurat jego przydzielą do sprawy. Ba - podejrzewała, że dadzą jej kogoś... Cóż, bardziej ostrego. Bones nie reprezentował swoim jestestwem służbisty, a Traversowa podejrzewała, że właśnie kogoś takiego jej wrzucą. Żeby ją przemaglować, żeby wyciągnąć wszystko co wie i ewentualnie ukarać. Nie to, żeby nie miała zaufania do Ministerstwa, ale jakoś tak... Po prostu się bała, bo to nie było tak, że ona zrobiła to specjalnie. A opowieści rodziny mocno wbiły jej się w pamięć i zawładnęły jestestwem. Być może dlatego była tak zestresowana, co było widać po całej jej sylwetce i w sztywności ruchów. - Hugo - uśmiechnęła się sztywno, wyciągając również rękę. Powstrzymała się, żeby wstać, ale uścisnęła mu dłoń. Dość słabo i wcale nie energicznie - każdy głupi, kto ją chociaż kojarzył, domyśliłby się, że jest zestresowana jak jasna cholera. Jej ręka była trochę spocona, na dodatek brudna od zaschniętego błota. Cofnęła dłonie i splotła je ze sobą, by następnie oprzeć je na blacie stolika. Spuściła wzrok. - To nie tak. Powiedziała cicho, pozwalając by splątane, kasztanowe włosy zsunęły się na jej bladą twarz. Zwykle była pewna siebie, wygadana - wszędzie jej było pełno. Teraz wydawała się jednak być dużo mniejsza, niż była w rzeczywistości. Żal i poczucie winy przebijało się przez jej zachowanie. - Ja... Nie wiem, co się stało. Wyszłam z domu, żeby zrobić zakupy na śniadanie. Godzina... Mogła to być taka, o której mówisz - nie patrzyłam na zegarek. Nie wzięłam ze sobą nawet różdżki, bo to miały być proste zakupy i szybki powrót do domu. Wyszłam i... Sama nie wiem, co się stało - palce nerwowo skubały rant kurtki, którą zarzuciła na siebie w pośpiechu. - Nagle poczułam coś. Coś, co sprawiło, że nagle się przemieniłam na oczach tych ludzi. Hugo, wiesz dobrze, że jestem mistrzem jeśli chodzi o zachowywanie świadomości gdy się przemieniam - i nie robię tego poza pełnią, a wtedy jestem u rodziców. To... To było podobne uczucie jak podczas pełni. Nie mogłam go opanować, ale próbowałam, naprawdę! Widziałam, że wokół są ludzie, ale nie potrafiłam tego powstrzymać. I... To coś kazało mi biec do Kniei. Jakbym słyszała głos Matki, która mówiła, że powinnam tam uciec, żeby nie narobić większego zamieszania. Odważyła się unieść wzrok. W jej oczach nie było łez, ale widać było, że żałuje. I czuje się słaba - do tej pory nigdy nie zdarzyło się, by mieli z nią problem. Przestrzegała prawa, współpracowała z nimi, dbała o to, by nikt się nie dowiedział o klątwie, która na niej ciążyła. - A potem nie mogłam się zatrzymać - dodała jeszcze ciszej, natrętnie skubiąc rękaw. - Musiałam biec dalej, mimo że wiedziałam, że w Kniei jest niebezpiecznie. Jakby coś mi kazało. Jakiś głosik, który przejął nade mną kontrolę. Ja... Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam, nawet podczas pełni. I biegłam, a za mną biegł niedźwiedź. Jakby mnie gonił. Widziałam je. Te stworzenia, przez które zakazaliście wejścia do Kniei. Mimowolnie się wzdrygnęła, a na jej twarzy pojawił się wyraz niesmaku, obrzydzenia i strachu. Nie mogła kłamać, że je widziała - nie dało się udawać tych emocji, które w tej chwili nią targały. - Ten głosik, albo raczej pragnienie, kazało mi wbiec do kręgu. Potem nie pamiętam, chyba straciłam przytomność. Nie wiem, ile to trwało, ale obudziłam się w tym dziwnym kręgu z kamieni, a obok mnie był niedźwiedź i jakiś skunks. Wydawał się być tak samo wystraszony jak ja, ten mały. A niedźwiedź... Zmienił się w człowieka. To był animag, który za mną pobiegł. Nikolai... Nie znam go, nie pamiętam nazwiska, ale się przedstawił. Miał na imię Nikolai. Te stworzenia nas otoczyły, ale wydaje mi się, że nie mogły przebić się przez krąg. Jakby on nas chronił? Uciekliśmy stamtąd, Nikolai nas teleportował. Skunks pewnie właśnie tam zdycha z głodu, ale nie myślałam wtedy o tym, by go zabierać. To tylko zwierzę, musiało się wystraszyć mnie i Nikolaia, ale chyba bardziej bał się tych istot. I... I potem napisałam list do pana Rowle, a potem przyszłam prosto tutaj. Zaczerpnęła powietrza - w końcu. Czuła się, jakby zdjęła z siebie ogromny ciężar. Mówiła praktycznie na jednym wydechu, dość szybko, chaotycznie, ale nie potrafiła inaczej. Za bardzo się denerwowała. - Nie zrobiłam tego celowo, nigdy nie przemieniłabym się na oczach ludzi, obojętnie czy mugoli czy nie - dodała jeszcze drżącym głosem. RE: [30.08.1972] I'm just a girl - Arawn - 31.12.2024 [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XmNFhWp.png[/inny avek] Mężczyzna miał szorstką i ciepłą dłoń. Kontrastowała z ręką Faye swoją wielkością, pewnością uścisku i jego mocą. Nie było jednak w nim energii, tak jak nie było jej w twoim geście. Świat nie zaiskrzył, a lampka na stoliku nie stała jaśniejsza, nie zamigotała radośnie jak na powitanie dawno niewidzianego krewnego. Suchość doświadczeń przemykała po pomieszczeniu i mieszkała pomiędzy spojrzeniami, jakie ze sobą dzieliliście. Nie zawsze mogliśmy cieszyć się łaską prawa, a przecież to, koggo zobaczyłaś, samo w sobie musiało być całkiem łaskawe. Nikt nie gromił cię spojrzeniem, a odmierzane minuty na nieznośnie przesuwającym wskazówki zegarze nie przemieniały się w godziny, jak czasem można było usłyszeć w kierunku niektórych skazańców. Tylko czy ty byłaś jednym z nich..? Jesteś tu jako kto właściwie? Winna? Ofiara? Próżno było szukać odpowiedzi na to pytanie w oczach tego człowieka. Lustereczko może powiedziałoby ci coś więcej, gdybyś tylko miała okazję obejrzeć samą siebie w jego odbiciu, ale jak na złość - pokój był tak samo pusty, jak poprzednio. Nawet kiedy Hugo wypełnił go swoją obecnością. A wypełnił go... całego. Jakby nikt więcej nie miał sensu bytu w tej przestrzeni. Napięcie dzielone było gilotynom, a jej ostrze wisiało dokładnie na środku tego stołu. Tkwiło tylko po jednej ze stron. Hugo niósł na sobie zapach lasu i słońca, o którym mówił. Coś sprzecznego - bo przecież Knieja rzeczywiście nie była zbyt dobrym miejscem na opalanie. Nie, nie była. Za to była doskonałym miejscem do ukrycia się, jeśli chciało się przed kimś (lub przed czymś) zbiec. Ucieczki nie było też z tego miejsca. Pióro już przesunęło się po pergaminie. Słyszysz? Charakterystyczny dźwięk skrobania po papierze o wysokiej gramaturze. Nie było to zaklęte pióro - mężczyzna sam skrobał i to chyba pojedyncze słowa bardziej niż całe, złożone zdania. Albo przynajmniej notował urywki tego, o czym słuchał. - Dlaczego nie zabrałaś różdżki? - Odpowiedź na to pytanie padło już z twojej strony - to było ledwo pytanie retoryczne. A na dowód tego zaraz kontynuował. - Czarodziej bez swojej różdżki jest bezbronny na najbardziej trywialne zagrożenia. Nie pomyślałaś o tym. A może wszystko wolisz wykonywać ręcznie, Faye? - Czy ktoś widział kiedyś czarodzieja bez tego narzędzia? Było przedłużeniem ręki, woli, mocy. A może kobieta opanowała tę nieczęstą sztukę władania magią bez jego użycia? Wziął to pod uwagę. Jego oczu znów na niej były skupione. I kiedy mówiłaś dalej - nie notował. Przypatrywał ci się w ciszy. Nie przerywał - ten brzydki nawyk nie był wkupiony w jego charakter. Albo nie chciał przerywać tylko dlatego, że siedział naprzeciwko nieprzypadkowej osoby, a właśnie ciebie. Dopiero, kiedy pojawiło się wspomnienie o istotach, przez które pojawił się zakaz wejścia do Kniei, pióro znów zachrobotało. I podkreślił słowo klucz. A raczej dwa słowa klucze. Nikolai - niedźwiedź. - Rozumiem. - Uniósł głowę. To nie był znów wymuszony kontakt wzrokowy, gdyby chowała się za brązowymi puklami, ale nawet gdybyś go nawiązała to odkryłabyś, że nie ma tam oceny, przygany. Próżno szukać irytacji czy zmęczenia. Tam naprawdę pojawiło się zrozumienie. I akceptacja tego, co mówiła. Przynajmniej tak mogłaś to identyfikować. Twoja wysoka percepcja pozawalała dojrzeć takie niuanse ludzkich zachowań. Tutaj mogłaś dojrzeć, że mężczyzna nie udawał tego spokoju i naprawdę nie był zszokowany. Ale rzeczywiście wspomnienie o animagu go zainteresowało. Tak jak i wspomnienie o zewie przy niekontrolowanej przemianie. - Musiało być to dla ciebie traumatyczna przeżycie, prawda? Chciałaś zrobić tylko zakupy, czułaś się bezpiecznie mimo tak niebezpiecznej okolicy, a tymczasem straciłaś kontrolę nad tym, co mogło wyrządzić wiele krzywd ludziom. Musi ci być bardzo ciężko. - Na moment zamilkł - dał ci czas albo na przetrawienie jego słów, własnych myśli, albo wtrącenie tutaj własnych słów. - Dlaczego miałabyś robić coś tak okropnego celowo? I jeszcze narażać swoje życie? To przecież byłoby nieodpowiedzialne. A ty jesteś odpowiedzialna, nawet pomimo zostawiania różdżki w domu na chwilowe wyjście do sklepu. - Ciężko było ci wyczuć jego ton głosu, który ciągle nadawał na tej samej linii. Nie był zimny, ale też nie był ciepły. - Gdybyś mogła bardziej skupić się na momencie przemiany. Cofnijmy się do tamtego momentu. W jakim miejscu dokładnie miało to miejsce? I kto był tego świadkiem. Skup się, Faye, to jest bardzo ważne. Pomoże nam chronić ciebie i resztę czarodziei. Będziesz mogła spać spokojnie - twoje czyny nie przyniosą żadnych konsekwencji. RE: [30.08.1972] I'm just a girl - Faye Travers - 31.12.2024 Gdy zapytał o różdżkę, drgnęła. Odpowiedziała mu na to pytanie, lecz czuła się w obowiązku, by powtórzyć swoje poprzednie słowa. Nie uważała tego, że nie zabierała jej wszędzie, za głupotę. Raczej za przejaw... Cóż, być może roztrzepania. Oczywistym było, że zwykle miała ją w kieszeni czy to spodni, czy to kurtki, lecz po co jej różdżka w Dolinie Godryka, w której w każdej chwili mogła wpaść z nią na mugoli? - W Dolinie Godryka mieszkają mugole, przecież wiesz - powiedziała cicho, na powrót spuszczając wzrok na swoje dłonie. Jedna ze skórek została pociągnięta do ostateczności: jeszcze jedno skubnięcie, a z ranki zacznie płynąć krew. Powstrzymała więc naturalny odruch, by dokończyć dzieła, i westchnęła głośno. - Nigdy jej nie biorę na zakupy. Zabrakło mi szynki i masła, nic wielkiego. Miało mnie nie być góra pięć minut. Nieopodal mam sklepik, w którym są dobre ceny. [b]- Nie jestem z Brygady Uderzeniowej, żeby mieć się zawsze na baczności, Hugo. Dolina wcale nie jest taka niebezpieczna, to Knieja... To wy nas bronicie przed tym, co się tam kryje. Głos jej zadrżał, bo do tej pory właśnie tak myślała: że nie potrzebuje żadnej ochrony, bo Ministerstwo doskonale sobie radzi z trzymaniem tego, co zalęgło się w puszczy, z dala od siedziby ludzi. Czas i ostatnie wydarzenia pokazały jej jednak, że bardzo się myliła. Faye potarła nasadę nosa opuszkami, chcąc rozmasować stres, który wciąż ogarniał jej ciało. - Nie pomyślałam. Gdybym wiedziała, że jest aż tak źle, to po pierwsze nie kupowałabym latem pięterka w domu, w którym teraz mieszkam. Myślałam, że macie wszystko pod kontrolą, nie było mnie w Anglii przez dłuższy czas. Nie wszystkie informacje do mnie docierały - wyjaśniła najlepiej jak umiała. Wróciła latem do Anglii, nie wiedziała o wielu rzeczach, które się w tym czasie wydarzyły. Nie miała głowy do tego, by śledzić wszystkie informacje, gdy była poza krajem. - Ale to wyjaśnia, czemu cena była tak okazyjna. Dodała mrukliwie, marszcząc brwi. Stało się jednak, nie przeprowadzi się: nie miała już pieniędzy nawet na wynajem. A do rodziców wracać nie zamierzała. - Traumatyczne? Hugo, nie wiem co się stało. Nigdy mi się to nie zdarzyło, ja... Nie wiem - głos znowu jej zadrżał, podobnie jak dłonie, które teraz zacisnęła na krawędzi stołu, by opanować niekontrolowane ruchy rąk. Widać po niej było, że to właśnie ta niekontrolowana przemiana w głównej mierze zaprzątała jej myśli. - Nie potrafię tego wyjaśnić. Zawsze pilnuję pełni, na dzień przed wracam do Szkocji, do rodziców, macie to zapisane w rejestrze. Jestem dobrym człowiekiem, Hugo, nie miałam nawet szansy, by spróbować to powtrzymać. I to był chyba największy problem. To coś nie dało jej wyboru - mogła tylko uciekać, lecz i tak uciekała w jednym, konkretnym kierunku. Nie miała tak naprawdę wpływu na to, w jaki sposób i gdzie się przemieniła, tak samo jak nie miała wpływu na to, gdzie pędziła, by się ukryć. - Wyszłam z domu. Zdążyłam przejść tylko parę kroków, jedną uliczkę. Sklep znajduje się dwie przecznice od tego miejsca. Same domki, piętrowe i parterowe. Dużo ogródków, dużo ludzi... Nie wiem, kto był tego świadkiem. Pamiętam jakąś kobietę, która zaczęła krzyczeć. I mężczyznę, którego potrąciłam, gdy biegłam. Kojarzę ich z widzenia, mówię dzień dobry jak się mijamy. Ale nie jestem z sąsiadami zbyt blisko, mieszkam tu od niedawna - starała się odpowiadać na pytania najlepiej jak umiała, ale prawda była taka, że nie zwracała za bardzo uwagi na otoczenie, a moment przemiany był dla niej bolesny podwójnie: i fizycznie, i psychicznie. - Wszystko wydaje mi się jakby za mgłą. Dodała, kręcąc głową. Powróciła palcami do tej nieszczęsnej skórki i skubnęła ją, a na powstałej rance niemal natychmiast pojawiła się kropelka krwi. RE: [30.08.1972] I'm just a girl - Arawn - 31.12.2024 [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XmNFhWp.png[/inny avek] Więc zwątpienie. W coś nawet gorszego niż samą siebie - to już tam było. Ten brak zrozumienia dla tego wszystkiego, co miało miejsce. W Ministerstwie powinni mieć dla niej odpowiedzi. Zapewnić ją o tym, że wszystko będzie dobrze. I nic się nie zmieniło pod tym kątem - zmieniło się za to zaufanie, które biło wraz z twoim sercem. Co przetaczało przez żyły? Hugo nie musiał zadawać tego pytania, bo Faye współpracowała więcej niż chętnie. Jego zadaniem było teraz odkrycie, czy między ciałami białymi a krwinkami nie było poukrywanych mikroelementów, które przysporzą kłopotów komukolwiek i czemukolwiek. - Mówię to z troską o twoje codzienne bezpieczeństwo. Robimy, co możemy i chronimy czarodziei jak i mugoli tak, jak tylko możemy. - Ostatnie zapiski z jej ostatnich słów. Kropka. Odłożył pióro do kałamarza, a podkładkę położył na stoliku. Mogłaś nawet przeczytać, co było tam napisane, chociaż mężczyzna nie miał wybitnie pięknego pisma i wymagałoby to odrobiny rzszyfrowywania. Za to podkreślone imię widziałaś jak na tacy. To, co mogłaś zobaczyć, a to, co zobaczyć chciałaś, czego się obawiałaś, czy coś ukrywałaś - przecież nie jesteś jakimś przestępcą, żeby podejrzewano cię o najgorsze, tak? Więc może i Hugo tego nie robił. Może dlatego właśnie zachowywał się tak swobodnie i przełamywał między wami granice? Pozwalał sobie nawet na imienność - tak ze wzgląd na znajomość. Może nie bezpośrednią, ale jednak... krew do krwi wołała. Czy nie było to dla czarodziei ważne? - Jednak nawet my nie jesteśmy w stanie ochronić przed wszystkimi ewentualnościami. Dlatego tak istotna jest świadomość zagrożenia i możliwość chronienia siebie i otoczenia. - Nawet chyba pojawiło się w nim jakieś zmartwienie? Malutkie? Czy to tylko wrażenie przez pozycję, jaką przyjął? Przez to, że odłożył te papiery i skupił się tylko na tobie? - W tym wypadku, zdaje się, że nawet różdżka by niewiele pomogła. Masz ją w swojej kieszeni. Otaczają cię zabudowania mugoli. Są ci mugole w okolicy. A ciebie coś woła, coś nakazuje ci się przemienić. Tajemniczy głos z puszczy. Wyobraź sobie, że masz tę różdżkę - czy dalibyśmy radę razem z nią zmienić tę historię? - Wydawałoby się, że wszystko zostało już powiedziane. Że nie ma nic nowego do dodania. A może..? Bardzo wiele niewiadomych kolorowało to, co wydarzyło się z Faye. Hugo nie przyszedł tutaj zupełnie nieprzygotowany - zresztą spotkanie z Rowlem przed wejściem to sugerowało. - Nie podważajmy twojego bycia dobrą osobą, Faye. Przecież gdybyś była zła, nie próbowałabyś uciekać z miejsca wydarzenia. Zrobiłabyś coś więcej. Lecz ty wyszłaś po tę szynkę i masło, właściwie bezbronna i stałaś się ofiarą sytuacji. Przecież nie chciałabyś celowo sprowokować niespokojnych i tak mieszkańców Doliny Godryka przemianą. - Historia znała przypadki, o których ludziom się nie śniło. Sam Hugo widział absurdy i rzeczy niewytłumaczalne logiką. Nie można było ich logiczne wyjaśnić - napędzane były emocjami. Buzowały przez to bijące serce i rozprowadzały się po żyłach wraz z krwią. Gotowały ją żywcem. Ja żywcem potrafiły gotować cię Zew Księżyca. - Czy chciałabyś napić się herbaty? Ciepły kubek w dłoniach może trochę rozgrzać, pomóc podtrzymać umysł na powierzchni, kiedy się topimy. - Widział to skubanie skórek, chociaż jego oczy niby nie wędrowały do jej dłoni. I nie mówił o tym wprost, ale kubek w dłoniach był dobrą alternatywą dla umęczonych paznokci i skóry wokół nich. - Rozpoznałabyś te osoby? Nie znamy imion osób, którym mówimy "dzień dobry" na ulicy, ale zapamiętujemy ich twarze. Byłoby dobrze, gdybyś mogła ich opisać. Sprowadziłbym kogoś, kto sporządziłby ich rysopis. RE: [30.08.1972] I'm just a girl - Faye Travers - 31.12.2024 Faye pokręciła głową w przeczącym geście. - Nie, Hugo, nie pomogłaby w tej sytuacji. Tak jak nie pomaga podczas każdej pełni księżyca, gdy moje tkanki są rozrywane, a mięśnie puchną i zwiększają swoją objętość, a kości łamią się, by przeinaczyć mnie w bestię. To było to samo, niekontrolowane uczucie - powiedziała z pewnością, która po raz pierwszy odkąd tu weszła pojawiła się w jej głosie. - Tak samo jak nie mogę powstrzymać tego podczas pełni, tak samo nie mogłam powstrzymać tego teraz. Oczywiście... Będę teraz nosić ze sobą różdżkę. Ale czy mamy pewność, że to się nie powtórzy? Hugo, ja nie chcę nigdy nikogo skrzywdzić, może... Może powinnam się wyprowadzić? Bardzo nie chciała tego robić. Nie miała pieniędzy, by cokolwiek wynająć, o kupieniu mieszkania nie wspominając. Chciała osiąść gdzieś, gdzie było spokojnie, ale z drugiej strony nie zniosłaby samotności. Zaczynała podejrzewać, że Maddox miał rację: może powinna się chować tak jak on, na Ścieżkach? Przecież tam nawet gdyby kogokolwiek skrzywdziła, to... Nie, nie mogła tak myśleć. Po jej twarzy przebiegł dziwny grymas. Nawet przestępcy rodzili się niewinni, z czystą kartą. Tabula rasa, nikt nie był z gruntu zły. To doświadczenia ich zmieniały. - Nie będzie to dla ciebie problemem? Trochę zaschło mi w gardle - powiedziała cicho, unosząc głowę. Naprawdę nie chciała robić nikomu przykrości czy jeszcze wysyłać po herbaty czy inne wody, ale zdała sobie sprawę z tego, że odkąd wróciła z Kniei, to nic nie piła. Tyle co kilka kropel wody, gdy szorowała twarz. Odkaszlnęła nagle, jakby organizm sobie przypomniał o tym, co jego właścicielka odpierdala. - Z grubsza pamiętam, myślę że dałabym radę. Albo może nie wiem, macie tu myślodsiewnię? Może wyciągniemy wspomnienia i je zobaczycie? Naprawdę nie mam nic do ukrycia, chcę pomóc jak tylko mogę. Ona nie tylko chętnie współpracowała: ona sama podsuwała rozwiązania, które byłyby najdokładniejszym odwzorowaniem tego, co się stało. Rysownicy potrafili być niedokładni, niby tak samo jak wspomnienia, ale na pewno z nich łatwiej byłoby zrozumieć, co się stało. RE: [30.08.1972] I'm just a girl - Arawn - 31.12.2024 [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XmNFhWp.png[/inny avek] Jest. Oto był złapany pewnik wśród całego tego "nie wiem", "może", "chyba". Hugo dopisywał tutaj historyjki i twierdzenia, patrzył, czy kobieta naprzeciw się pod to podepnie, a może nagle będzie napięcie mięśni? Naciśnie na jakiś bolący fragment ciała, który starała się usilnie ukryć przed jego wzrokiem. Pytanie o to, czy "będąc niewinną przyszłaby sama do spowiedzi u brygadzistów" było płonne. Niejeden winny przyszedł tylko po to, by stworzyć pozór bycia ofiarą. Tutaj jednak podejście do pani Faye było inne. To tylko dziewczyna. Czy może - już kobieta. Kobieta, która, jak sama powiedziała, niedawno wróciła do Anglii, kupiła sobie wygodną kamieniczkę i teraz była narażona na jakąś tajemnicę, która nie pozwalała jej funkcjonować normalnymi trybami. Hugo podniósł znów swoją podstawkę i opuścił wzrok na kartkę, by kontynuować zapiski. - Gdyby pojedyncze wypadki magiczne dyktowały nam wielkie zmiany życiowe to społeczeństwo mógłby ogarnąć chaos. Naturalnie - to nie jest drobny przypadek. Nie uczyniłaś nikomu krzywdy, tej pewności się trzymamy. Mówisz jednak, że zachowałaś część świadomości. Potrafiłabyś odtworzyć drogę, jaką przebyłaś? Zaprowadzić funkcjonariusza na miejsce, w którym byłaś? - Znów przerwał pisanie. Niekontrolowana przemiana, pojawiła się wzmianka o Matce, o czymś ciągnącym ją do lasu, w konkretne miejsce - okrąg... - Czasem podświadomość potrafi nam dopowiadać niezwykłe historie do rzeczy bardzo codziennych. Powiedz, Faye - jesteś wierząca? - Kiedyś to pytanie było niemal potwarzą, ale dawno minęły czasy, w których czarodzieje byli mocno rozdzielani na wierzących i tych nie. Zawsze byli nieco bardziej otwarci od świata mugoli. Otwarci i wyrozumiali, tak. Trudno nie być - w końcu w codzienności doświadczali cudów, o jakich czasem mugolom się nie śniło. - Żaden problem. Musisz być bardzo zdenerwowana. Przykro mi, że witam cię w takich warunkach, ale musimy przestrzegać kodeksu postępowania. - Mężczyzna uśmiechnął się. Był to uśmiech bardzo oszczędny, ale nawet pomimo licznych blizn na jego twarzy - sympatyczny. Dokończył tylko swoją notatkę... a kiedy pojawiła się propozycja od Faye zawiesił pióro na moment. - Sprowadzę rysownika. Wspomnienia z tego wydarzenia byłyby bezcenne. Dzięki nim osoby znające się na wilkołactwie lepiej niż ty czy ja będą mogły przebadać ten problem pod wieloma kątami. Uzyskanie odpowiedzi na pytanie "dlaczego" stałoby się o wiele prostsze. - Przez moment spoglądał na ciebie, nim się podniósł - zabrał ze sobą papiery. - Zaraz do ciebie wrócę. Spróbuj się odprężyć. Już jesteś bezpieczna. Zajmiemy się również tymi mugolami. - Tak na dobrą sprawę to wydarzenia z Knieni mogą mieć coś z tym wspólnego, a może ten Nikolai maczał w tym palce? Zamierzał to sprawdzić. Zostałaś sama. Ten pusty pokój i twoje niespokojne myśli. A może trochę ukojone? Przekonaniem, że przeprowadzka nie musi być konieczna, że to mógł być tylko pojedynczy fenomen. Że Ministerstwo jednak da radę opanować sytuacje, tylko jak wszyscy ludzie - mieli swoje ograniczenia. W końcu to ludzie je tworzyli. Minęła tak minuta. Wskazówka przesuwała się znów leniwie, topornie, choć jej chód był gładki i miarowy. Systematyczny. Pięć minut. Siedem. W końcu drzwi otworzyły się znów. Hugo rzeczywiście przyszedł - i przyniósł ze sobą herbatę. - Proszę. Słodzisz? - Podsunął cukiernicę. Nie miał już ze sobą podkładki. Za nim do pomieszczenia wszedł starszy czarodziej w czarodziejskich szatach z barwami brygady. Miał już zakola na krótkich włosach, które trzymał spięte w kucyk na karku. Przydałoby mu się zrzucić kilka kilogramów. Poczciwe, ciepłe oczy o brązowej barwie. Usiedli naprzeciwko ciebie, tylko najpierw rysownik podszedł do ciebie i wyciągnął dłoń grzecznościowo, z uśmiechem. - Proszę, opisuj te osoby po kolei. To jest Pan Hopkins. Znakomity ilustrator. Sama się o tym przekonasz. - Miło mi panią poznać. Momencik, rozłożę się i... - rzeczywiście ustawił swoje stanowisko do rysunku i wyjął ołówek. - I już. Proszę, śmiało. Im więcej szczegółów, tym lepiej. - Nie śpiesz się. Nikt cię nie pogania. - Zapewnił jeszcze Hopkins, który złożył dłoni na biurku. RE: [30.08.1972] I'm just a girl - Faye Travers - 31.12.2024 Faye zastanowiła się, zawieszając wzrok na chwilę na piórze i pergaminie. Czy byłaby w stanie odtworzyć tę drogę? Znała Knieję, lecz nie jak własną kieszeń. Miała dobrą pamięć, lecz może... Uniosła głowę, by wlepić spojrzenie w mężczyznę. W jej oczach czaił się strach, którego przed chwilą nie było. - Nie chcę tam wracać - szepnęła cicho, blednąc odrobinę. Mocniej zacisnęła dłonie na blacie stolika. - Tam było okropnie, nic dziwnego, że zamknęliście Knieję. Ja... Wiem, że chcecie wiedzieć, gdzie są te kamienie, ale proszę, Hugo, ja naprawdę nie chcę tego znowu przeżywać. Może... Może ja wam to narysuję? Albo zobaczycie drogę w moich wspomnieniach. Nie każ mi tam wracać, tam czają się te stworzenia. Na samo wspomnienie o tych pokracznych stworach poczuła przejmujące zimno i machinalnie oplotła się ramionami. - Tam jest niebezpiecznie, nie chcę tam wracać - powtórzyła, ignorując z początku pytanie o swoją wiarę. Nie znała na nie odpowiedzi i nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć. Nie była filozofem, nie była też kapłanką. Wierzyła w to, co widziała. - Wierzę że Matka nad nami czuwa. Nie da się zaprzeczyć jej istnieniu. Odpowiedziała zgodnie z prawdą, ciaśniej oplatając swoje ramiona dłońmi. Na wieść o tym, że wspomnienia byłyby bezcenne, na twarzy Faye na moment odmalowała się ulga. To nie było do niej podobne, żeby się bała - a jednak ten pierwotny lęk został z niej wydarty niemalże siłą. To wszystko stało się jeszcze dzisiaj, wspomnienia były cholernie świeże, a wrażenie, jakie pozostawiły widma, wciąż odbijało się na jej psychice i ciele. Kiwnęła głową na znak, że poczeka. Nie zamierzała nigdzie uciekać. Obawa o to, czy o cokolwiek ją oskarżą, odeszła w niepamięć, lecz na jej miejsce wskoczyła nowa. Co, jeżeli każą jej tam wracać? Czy dadzą radę tym dziwnym stworzeniom? Czymkolwiek one były. W ludzkiej postaci była tam tylko przez chwilę, lecz w obu swoich postaciach czuła tę rozpacz, ten chłód i smutek. Nie chciała tego przeżywać po raz kolejny. Jedno było pewne: dobrowolnie do Kniei Godryka nie wróci, o to mogli być spokojni. Gdy Hugo wrócił, Faye wcale nie wydawała się spokojniejsza, lecz nie zachowywała się tak, jakby jej było zimno. Nie obejmowała się już rękoma, nie skubała już skórek wokół paznokci. Kropelka krwi zaschła, nie niepokojona przez nikogo. Na widok mężczyzny kobieta nawet zdobyła się na lekki uśmiech. - Tak, dziękuję - słodziła i to całkiem sporo. Lubiła cukier w różnej postaci, chociaż wiele osób uważało to za potwarz i splunięcie w twarz tradycji. Może Hugo też tak uważał, gdy Faye wsypała do herbaty aż dwie czubate łyżeczki białej śmierci? - Dzień dobry. Chyba. Dodała nerwowo, wyciągając dłoń w kierunku rysownika. Na moment zamilkła, pozwalając mu się rozłożyć, samej otulając filiżankę dłońmi. Zamknęła oczy, jakby chciała sobie lepiej przypomnieć to, co zaszło kilka godzin wcześniej. - Nie jestem pewna, czy to byli mugole czy czarodzieje. Było ich kilku, chyba piątka, ale wszystko wydaje mi się zamazane. Jedna kobieta stała najbliżej i krzyczała. Była niska, trochę pulchna. Miała mały, okrągły nos i oczy blisko siebie. Widziałam jej czerwone policzki i burzę blond loków. Miała sukienkę... Albo garsonkę? Była ubrana w kwiatki. Obok niej był mężczyzna, który starał się ją zasłonić. Wysoki, dużo wyższy ode mnie. Szczupły bardzo, miał trochę siwych włosów. Wyróżniały się na tle czerni - mówiła powoli, bardzo dokładnie akcentując każde słowo. Jej oczy latały pod powiekami z prawa na lewo, gdy szukała w pamięci szczegółów, które mogłyby się przydać komukolwiek. - Był ubrany po mugolsku. Jakieś brązowe spodnie, koszulka... Chyba biała. Albo żółta? Kojarzę go, często rozmawia na bazarku z moją ulubioną sprzedawczynią. Nie wiem jak się nazywa, ale ma niski głos, trochę chrypiący. Jakby dużo palił. I wąsy, też siwe. Miał na sobie kapelusz. Reszta... To jakieś plamy. Zamilkła na chwilę, zaciskając mocniej palce na herbacie. Próbowała sobie przypomnieć jakiś szczegół, jakikolwiek. Pieprzyki na twarzy, jakieś elementy typu marynarka, laska, może kolor butów - ale to na nic. Zrezygnowana otworzyła oczy i spojrzała przepraszająco na rysownika, a potem Brygadzistę. - Oni stali najbliżej - zrobiła przerwę na upicie dużego łyku herbaty. - Ale ten chłopak, co mi pomógł... Jest animagiem, wiem bo na moich oczach w kręgu zmienił się w niedźwiedzia. Młody, taki średniego wzrostu. Duże zielone oczy, ciemne włosy, krótkie. Ma dwa pieprzyki pod oczami. I miał taki dziwny akcent... Twardy taki. Chyba nie jest stąd, chociaż mówił płynnie po angielsku. Powiedział, że ma na imię Nikolai. To chyba nie jest angielskie imię? Zwróciła się do brygadzisty, bo sama nie chciała wysnuwać żadnych pochopnych wniosków. Ale pachniał jej kimś ze wschodu. RE: [30.08.1972] I'm just a girl - Arawn - 02.01.2025 [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XmNFhWp.png[/inny avek] Oczekiwał jakiejkolwiek reakcji, która bardziej przekona go do tego, że to, co Faye mu tutaj sprzedawała, jest warte jego inwestycji w podpisanie się pod słusznością tych słów. Emocji, które wyjdą na zewnątrz i będą realną pieczęcią. Ani wspomnienia, ani veritaserum nie były pewnikami. Każde z nich można było obejść, oszukać, chociaż nie każdy zdawał sobie z tego sprawę. Pewne za to były te zeznania, które mogli potwierdzić za pomocą dowodów. Te, które mogli poprzeć świadkowie. Te, które... przekonywały. Chyba nie trudno się domyślić, że doświadczony funkcjonariusz nie do końca kupował przypadkowe zmienienie się osoby, która była kształcona w tej sztuce i potem magiczny ratunek animaga. W co więc wierzył? W to, że mieli aż nadto dowodów na przedziwne zachowania magii w pobliżu Doliny Godryka, a koczujące tam stworzenia niewiadomego pochodzenia nie były jedynymi zagrożeniami. Kwestia ograniczonej informacji społeczeństwa nie była przypadkowa. Nie moggli publikować "wiemy tyle, ale reszty już nie". To by tylko gorszą opinię nakręcało. Tymczasem były takie pojedyncze jednostki, które doznały szkody - to nad nimi musieli panować, by była pewność, że wbrew pozorom są i działają. Faye musiała mieć tą pewność, bo rzeczywiście - nie zamierzali jej zostawić samej. Nie zamierzali, bo Hugo dostał już prawie wszystko. Dlaczego potrzebował nadal rysownika do fiolki wspomnień? Czy to miało sens? Nie należało tego za bardzo nadinterpretowywać, skoro Faye sama mówiła, że nie pamiętała dokładnie, że te wspomnienia były mętne i pełne różnych emocji. To, co opowie, przyrównają do jej wspomnień i wtedy będą mieli pewny obraz tej osoby. Tych osób. Być może wyłapią tam fragmenty, które teraz jej umykały - fragmenty innych twarzy, którymi tutaj należało się zainteresować. - Nie będziesz do niczego zmuszana. Masz rację, to bardzo niebezpieczne - nie zabralibyśmy cię w tak niebezpieczne miejsce. Natomiast musiałem wiedzieć, czy byłabyś w stanie odtworzyć trasę. To może się okazać bardzo ważne. - Tym Proces rysowania trwał. Świadkowie byli istotni - ale dobrze, że sama wspomniała o Nikolaiu. Tak, rzeczywiście - pojawiło się przytaknięcie, że nie jest to imię pochodzenia tutejszego. A to już brzmiało jak coś co najmniej alarmującego, chociaż żaden z panów tutaj nie dał tego po sobie poznać. Hugo skinął głową rysownikowi dając znać, by również stworzył jego portret. Każdy ze szkicy był jej pokazywany, potem poprawiany według wskazówek pojawiały się doprecyzowania, pytania, czy taki luk brwiowy, a policzki? Wypukłe? Wklęsłe? To ważne szczegóły, ale i pojawiało się tutaj zapewnienie, by się nie denerwowała, jeśli nie pamięta. To zrozumiałe, szczególnie w takiej sytuacji. Zrozumienie. Wyrozumiałość. Hugo nim tchnął. Swobodną akceptacją, która przychodziła mu naturalnie, bez żadnego wymuszenia. Szczegóły, które mówiła, były również notowane. Hugo wyjął drugą kartkę i notował - teraz już bezpośrednio na stole. Wszystko to tchnęło uporządkowaniem. Spokojem. Stanowiło całkowite przeciwieństwo chaosu, w jakim miała okazje się znaleźć młoda kobieta. I nie było takie bez przyczyny. - Dziękuję ci, Faye, za współpracę. - Odezwał się Hugo, kiedy już przeszli przez cały proces, rysownik się pożegnał i opuścił pomieszczenie. - Przepraszam, że trwało to tyle czasu. Teraz będziesz mogła w końcu kupić brakujące drobiazgi i wrócić do domu - bez ekscesów. Albo skorzystasz z resztek słońca na dworze? - Uśmiechnął się znów nieznacznie. Wyciągnął dłoń do kobiety - tak w ramach podziękowania. Dopiero po tym wyciągnął dwie fiolki ze wspomnieniami. - Pobieranie wspomnień bywa moralnie niepoprawne, nie sądzisz? - Bo w końcu to najbardziej prywatne sfery człowieka. Takie, które łatwo zmącić, tak, a jednak... - Jesteś odważna, że zareagowałaś tak szybko i równie odważna, że chcesz si z nami podzielić tymi informacjami. Gdyby cokolwiek się działo bez wahania kontaktuj się z naszym Departamentem. Możesz posłać sowę bezpośrednio do mnie. - Zachęcił ją, czekając, aż napełni fiolki. Kiedy to zrobiła odebrał je od niej i zaprosił gestem do wyjścia. Odprowadził ją prosto do drzwi biura. |