Secrets of London
[03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Wersja do druku

+- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Scena poboczna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=6)
+--- Dział: Dolina Godryka (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=23)
+--- Wątek: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza (/showthread.php?tid=4474)

Strony: 1 2


[03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Hestia Bletchley - 13.02.2025

Hestia naprawdę lubiła bić się z własnym ojcem. W sensie... Nie tak na poważnie oczywiście, a w ramach treningu. W końcu to tata nauczył ją jak się bić naprawdę, gdyby różdżka z jakiegoś powodu ją zawiodła, a wspólne treningi ojca z córką w pewien sposób stały się ich małą tradycją. Tradycją, podczas której możliwe, że kilka razy doszło do zbicia jakiejś wazy, ale przecież nie było to istotne.

Raz też chyba w ten sposób straciła zęba, ale szczęśliwie mlecznego i w sumie to sama się wtedy potknęła, gdy jako siedmiolatka, próbowała wskoczyć mu znienacka na barana i potknęła się przy tym. Miłe wspomnienia.

Trening zaplanowany był na tyle wcześnie, by dobrze rozpocząć nim dzień, ale też na tyle późno o poranku, by każdy zdążył się wyszykować i co najważniejsze, rozbudzić. Wrzesień póki co zaczynał się nieco dziwnie. Najpierw przypadkowo zawędrowała do studia tatuażu, a potem przypadkowo spotkała na cmenatarzu dziwną kobietę. Ciekawe co będzie dalej skoro był to dopiero trzeci dzień miesiąca, a liście dopiero powoli orientowały się, że należało powoli opadać na ziemię.

Do ogródka wyszła żwawym krokiem ubrana w dresy i jakiś stary t-shirt z dłuższym rękawem, ale zanim tata, który już na nią czekał, usłyszał ją, Hestia zatrzymała się na chwilę i wpadła na genialny plan jak rozpocząć ten trening z pewnym przytupem.
Uwaga, broń się! – krzyknęła po hiszpańsku i możliwie, że nieco złośliwie, ale z całą swoją miłością córki do ojca, rzuciła na starszego Bletchleya zaklęcie transmutujące jego rękawy tak by odpowiednio się wydłużyły i spoiły w jeden wielki rękawowy tunel. W końcu sam jej mówił, że zawsze powinna być na wszystko gotowa!

Rzut na transmutacje
[roll=PO]


RE: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Julián Bletchley - 14.02.2025

Julian Bletchley średnio lubił bić się z własną córką. Jeśli miał być szczery, to tak właściwie nie lubił tego wcale. Walka wręcz w jego wieku była męcząca, czasami bolesna, a poza tym istniało ryzyko, że prędzej czy później coś w domu eksploduje — czy to przez ich własne potyczki, czy przez magiczne predyspozycje jego dziecka do siania chaosu. Jednakże był z niej bardzo dumny, doceniał jej zaangażowanie i chęci, a jeśli już miał pozwalać Hestii na treningi, to zdecydowanie wolał sam je nadzorować i żeby najmłodsza z Bletchleyów po prostu ćwiczyła z nim. Być może jakoś w ten sposób tłumaczył sobie nieszczęsny upływ czasu, bo oto zamiast siedmioletniego krasnala wskakującego mu na plecy (wciąż pamiętał ten pamiętny ząb i lekcję, że auror nigdy nie powinien lekceważyć siły rozpędzonego dziecka), miał przed sobą dorosłą, ambitną czarownicę. A tego wrześniowego ranka był jeszcze trochę zaspany, odmówiono mu zjedzenia mięsnego posiłku, nie dostał porannego buziaka od żony, jego aurorski instynkt nie włączył jeszcze trybu alarmowego. Refleks miał wciąż przyzwoity, chociaż jak się właśnie miało może okazać, nie aż tak przyzwoity, aby przewidzieć podstęp własnej córki, więc kiedy w końcu usłyszał jej głos głośny, radosny i co gorsza po hiszpańsku, było już za późno. Tak, mówił jej, że zawsze powinna być przygotowana, ale na zdradę własnego dziecka, którego postanowiło przetestować na nim nową, jakże kreatywną taktykę ofensywną żaden rodzic nie mógłby być przygotowany dobrze.
Ejże! Walka wręcz, Hesiu, walka wręcz! Kto tak zaczyna od razu od magii? — sapnął, ale Julian wcale nie wyglądał na szczególnie oburzonego. Nie zamierzał rownież tak po prostu zaakceptować swojego nowego życia jako zakładnika własnych rękawów.

Rzut na af, unik
[roll=Z]


RE: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Hestia Bletchley - 22.02.2025

Tata uniknął, a ona jedynie wyszczerzyła zęby w uśmiechu zupełnie nic sobie nie robiąc z ojcowskiej reprymendy.
Oye! Ja tylko chcę dbać o to, aby refleks mojego ojca był zawsze w formie! Sam mówiłes, że wszystko może zawieść– powiedziała wesoło, najwyraźniej bez żadnego poczucia skruchy. – Auror musi być zawsze gotowy na to co nieprzewidywalne! A przestępcy nie zawsze grają uczciwie! – Chociaż mówiła poważnie, coś w jej rozbawionym tonie głosu sprawiło, że słowo przestępcy wypowiedziała tak jak gdy była młodsza i bawiła się w aurorów i złodziei. 
Do Azkabanu zły przestępco! – krzyczała w stronę Alice, nie ważne czy ta chciała, czy nie chciała się z nią bawić.

Teraz jednak trwała wojna. Teraz ważniejsze było bronienie się przed kimś innym niż jakiś robiący rozróbę pijak. Oczywiście nie powiedziała tego na głos, aby nie wprowadzać ponurej atmosfery, ale... No. Tak było.

Zamiast tego po prostu sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła zawinięte w folię, kupione rano w sklepie mięsnym, pęto kabanosów i rzuciła ojcu.
Na przeprosiny. Alice nie musi wiedzieć — powiedziała już po angielsku. Gdyby to matka kategorycznie zarządziła, że ich ojciec ma nigdy więcej nie jeść mięsa, oczywiście by się posłuchała. Skoro jednak to Alice najbardziej naciskała... Kochała siostrę, ale nie miała problemu by potajemnie wspierać ojca, zwłaszcza że i tak miał jadać więcej wegetariańskich posiłków.[/font]


RE: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Julián Bletchley - 23.02.2025

To był na 99.9% instynkt, który pozwolił mu na szybki unik. Oczywiście, że nic nie robiła sobie z ojcowskiej reprymendy, bo nikt go w tym domu nie szanował!
— Aaa! Córuś moja, córuś, żeś jedyna, która dba o tego starego ojca! — zaśpiewał.
To prawda, trwała wojna. Julian jednak nauczył się zostawiać pracę za drzwiami domu, a przynajmniej próbował. To przełączanie się między dwoma światami, kiedy wchodził w tryb ojca i męża było wynikiem lat praktyk, które pozwoliły mu na wykształcenie sobie tej umiejętności. Dom był bezpieczną bańką. No teoretycznie, bo Hesia była jednym wielkim, chodzącym przypomnieniem, że robota czekała, ale to nie tak, że robiła to specjalnie. Jego córka po prostu była. I to była jego sikorka. A to zmieniało wszystko. Wracał do domu po najgorszym dniu w pracy, po tygodniu znajdowania trupów, biurokratycznego piekła i przeświadczenia, że Ministerstwo Magii powinno było zostać podpalone, a ona i tak przypomniałaby mu, że robili cos więcej. Na przykład rzucając na niego zaklęcia transmutujące rękawy. Albo przemycając mu kabanosy jakby należeli do Oka. Złapał pęto mięsnych wyrobów w dłonie i uniósł brew.
— Na przeprosiny? Cwaniaro, jak długo to planowałaś? Jeśli myślisz, że można mnie od tak przekupić jedzeniem… — urwał, żeby rozwinąć folię. Niesamowity, niepowtarzalny aromat mięsa uderzył go w nozdrza. — To masz absolutną rację — Julian wziął kęs i westchnął z zadowoleniem. — Jesteś moim ulubionym dzieckiem — stwierdził. Do czasu aż się nie wyda, że wpierdalał pyszniutkie kabanosiki z samego rana. Wtedy zdegradowałby Hestię na drugie miejsce. Zaoferował jej jednego, podsuwając jej pod sam nos jakby robił to z fajką. ¿Quieres? Pewnie jego córa odmówi, więc już ponownie pakował sobie kabanosa do ust.


RE: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Hestia Bletchley - 23.02.2025

Oj... Tata zaczął śpiewać. A przecież nie trafiła go żadnych zaklęciem pomieszania zmysłów, więc raczej śpiewać nie powinien. Z drugiej strony ojcowie słynęli chyba z tego, że zaczynali nagle śpiewać. Posłała mu więc ten wyćwiczony, nieco niezręczny uśmiech, który posyłało dziecko swojemu rodzicowi, kiedy ten robił coś dziwnego, ale najwyraźniej sprawiało mu to radość na tyle, że nie warto było reagować.

Hm... Sama nie wiem. Wpadłam na to jeszcze w Hogwarcie, ale wtedy nie mogłam rzucać zaklęć, a potem... Trochę o tym zapomniałam. – Eh... Hogwart. Z jednej strony miała wrażenie, że minęło szalenie dużo czasu, a z drugiej mogłaby przysiąść że zaledwie wczoraj pakowała się do swojego kufra, aby spędzić kolejny rok nauki w starym zamku.

Na kolejne słowa ojca uśmiechnęła się szeroko, chociaż rozejrzała się po okolicy, czy przypadkiem nagle do ogródka nie wejdzie Alice. Nie traktowała tego jednak jak prawdziwego wyznania, bo nie miała najmniejszych wątpliwości, że rodzice kochali swoje córki tak samo nie ważne co dla nich szmuglowały, a czego nie.
Awww. Dzięki. A ty jesteś moim ulubionym tatą – powiedziała w żarcie, chociaż nieudolnie próbowała nadać swoim słowom poważny ton, jakby rzeczywiście gdzieś w szufladzie trzymała jakiegoś zapasowego ojca. Oczywiście ton jej głosu był bardzo daleki od poważnego. Chyba nie byłaby dobrą aktorką.

Kiedy podsunął jej kabanosa, czarownica jedynie pokręciła głową wcale nie dlatego, że podjadła już kilka z nich, kiedy kupiła je rano w sklepie.
Zamiast tego ustawiła się gotowa do walki, a jej oczy aż pojaśniały (I to dosłownie) z ekscytacji.
Może po treningu. To co? Zaczynamy? Hiszpański czy angielski? – rzuciła jeszcze, bo przecież mieli już historię ćwiczenia jednocześnie samoobrony, jak i rodzimego języka jej ojca.


RE: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Julián Bletchley - 01.03.2025

Julek, który nic a nic nie zrobił sobie za wiele z miny swojej córki, skończył fałszować pod nosem jakąś melodię, która prawdopodobnie miała związek z kabanosami (kto go tam wiedział). Nie miał w zwyczaju wyć. To znaczy: nie miał w zwyczaju śpiewać publicznie, bo pod prysznicem zdarzało mu się to i owo zanucić, zwłaszcza gdy był przekonany, że nikt nie słyszał, ale skoro już się zaczęło, to nie widział powodu, aby miał przestać. W końcu bycie ojcem oznaczało przywilej zawstydzania własnych dzieci, prawda? Jedynie zerknął na nią z rozbawieniem, a potem spoważniał. Mina „twardego pana ałrora”.
— Ulubionym tatą hm? A nie rodzicem? — powtórzył i teatralnie uniósł brwi. — Dobrze wiedzieć, że konkurencja nie depcze mi po piętach.
Gdy pokręciła głową, uśmiechnął się lekko i sam odgryzł kawałek, udając, że wcale nie celebrował tego aktu mięsożerstwa bardziej niż by to wypadało.
— No dobra, twoja strata. Więcej dla mnie — odparł. Cały ten spisek z przemycaniem mięsa z dala od czujnego oka Alice był zabawny, mimo że prawda była taka, że Julian wcale nie cierpiał na diecie wegetariańskiej. Nie dopóki od czasu do czasu ktoś przypadkiem nie podrzucał mu kabanosów. Ostatni kęs wcisnął do ust i wytarł dłonie w spodnie, po czym stanął naprzeciw córki.
— Hiszpański poproszę — oznajmił, przeciągając leniwie kark i strzepując z rękawów nieistniejący kurz. — Nie będę potem słuchał, jak narzekasz, że ci akcent siada.
Zmierzył ją wzrokiem. Jego sikorka była gotowa do walki, a to oznaczało jedno — zaraz miał dostać w twarz.


RE: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Hestia Bletchley - 03.03.2025

Hm... Wiesz, no ulubiony rodzic to dość duża kategoria, konkurencja jest ciężka, a jury bierze pod uwagi wszystkie przewienienia od mojego trzeciego roku życia – odpowiedziała wesoło, chociaż za tą wesołością kryła się jakaś nutka złośliwości, którą jej ojciec mógł doskonale wyczuć.

Dobrze, a więc będzie hiszpański – odpowiedziała, starając się pilnować, aby żadne słowo nie było wypowiedziane z tym charakterystycznym dla Anglików akcentem, który sprawiał, że każde l brzmiało, jakby się seplenilo, a r jakby wypowiadał je bezębny pies z chrypką. Na całe szczęście uczona tego języka od dziecka nie miała, aż takich problemów i jedynie czasem przez pięć minut zastanawiała się jakiego słowa chciała użyć, bo jak na złość zapomniała go w obu znanych jej językach.

Hestia była zdecydowanie gotowa do walki. Nie chodziło o to, że chciała pokonać tatę. O nie. Chodziło o to, aby trenować. Aby stawać się coraz lepszą. Aby wstawać rano i od razu zaliczać przynajmniej krótką serię rozciągania tak by być zawsze w formie. Bo przecież chciała pokazać rodzicom, i w sumie wszystkim w tym samej sobie, że nadaje się na brygadzistkę, a w przyszłości na aurorkę. To było jej marzenie, ale doskonale wiedziała, że same marzenia nie są gwarancja tego, że ktoś się do czegoś nadaje i ta świadomość przychodziła do niej boleśnie za każdym razem, gdy coś mocno jej się nie udawało. Nie oczekiwała dzisiaj nawet, że wygra. Oczekiwała, że po prostu pokaże tacie, że wciąż trenuje i się rozwija. By widział, że idzie jej coraz lepiej. By sama zobaczyła, że szło jej coraz lepiej.

Dziarskim ruchem przyjęła bojową pozycję i przyjrzała się ojcu, rozważając gdzie zaatakować najpierw, a potem... Potem już bez zbędnych komentarzy, spróbowała wymierzyć cios prosto w ojcowski nos. Nie był to atak z całych sił oczywiście, nie bili się przecież naprawdę, ale ruchy dziewczyny były zdecydowanie szybkie i energiczne, wyraźnie zaznaczające, że planowała dać z siebie wszystko.

Probuję spuścić wpierdol ojcu af III

[roll=Z]


RE: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Julián Bletchley - 07.03.2025

Julian Bletchley, lat o czterdzieści coś za dużo, stan na aktualną chwilę: zdradzony przez własne dziecko. O to. To właśnie. Tę złośliwość słyszeliście wy wszyscy obecni na sali? Bo Julek na pewno. Ta nutka złośliwości w głosie Hestii nie mogła być jego sprawką, no nie było po prostu takiej opcji. To były geny Jolene, on się tamtej nocy zabezpieczał. On przynajmniej w jej wieku to był czystą łagodnością, czystą niewinnością. Babciom zakupy nosił, nikogo nie prowokował, w Hogwarcie to w ogóle nie palił. Okej, czasem mu się zdarzyło dogryźć komuś dla zasady, dopierdolić w twarz, bo rączki świerzbiły, ale to? To był koszmarek wykreowany przez jego ukochaną żonę.
— Konkurencja jest ciężka? — odparł. Czy ty mi właśnie sugerujesz, że twoja własna matka ma większe szanse na ten tytuł ode mnie? Po tym, jak pozwalałem ci podkradać kawałki czekolady z mojej szuflady, nawet kiedy myślała, że tego nie zauważyłem? — raz za razem padały słowa rozgoryczenia! Ale takiego udawanego, ponieważ jego oczy się śmiały i błyszczały rozbawieniem. A te były szczere. Naprawdę Hesiu, trochę lojalności.
Gdy tylko najmłodsza z Bletchleyów przyjęła bojową pozycję, Julek lekko ugiął kolana i przygotował się mentalnie na atak. Przez te wszystkie lata było się w stanie poznać czyjś sposób walki (zwłaszcza, jak się w tym przypadku tego kogoś się uczyło), tyle że wszystko, co sobie wyplanował w głowie, to od razu spełzało na niczym. Jak zwykle przy tym wieku nie trwało to długo, bo Hestia nie wyrywała się już jak wściekły szczeniak, kiedy ją podnosił za malucha, a on nie miał już refleksu dwudziestolatka, więc rzadko kiedy udawało mu się wywalczyć swoje pięć sekund satysfakcji. A poza tym miała w rękawie kilka sztuczek, którymi mogła go zaskoczyć — o, przykład sprzed chwili. Był z niej dumny — i to nie tylko dlatego, że z każdym dniem stawała się lepsza. Był dumny, bo widział, że myślała nad każdym ruchem, że nie działała impulsywnie. Miała plan. Miała ambicję. Miała dyscyplinę. I czasami, kiedy patrzył na nią w takich chwilach, to aż ściskało go w gardle. Ale duma dumą, a instynkt samozachowawczy to inna sprawa. Niestety, wciąż miała też na tyle dużo tupetu, żeby próbować wymierzyć mu cios w nos.
— Ty chcesz ojca do grobu posłać z rana? — fuknął, bo na wszystkich bogów — była diabolicznie wczesna godzina, a córa ruszyła na niego z pięściami. Tak to się traktowało ojca, który ją wychował?! Uczysz kaszojada walczyć, poświęcasz swój cenny czas, a ta w podziękowaniu próbuje ci przestawić przegrodę nosową! Instynktownie spróbował zejść z drogi.

Na unik, af III
[roll=Z]

Jeśli temu staremu dziadowi udało się uniknąć ciosu w swoją piękną facjatę, to tym razem on ruszył w stronę swojej córki i wymierzył cios w dominujące ramię.

Cios back hehe, af III
[roll=Z]


RE: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Hestia Bletchley - 09.03.2025

Tak. To właśnie sugeruję – Skłamał Hestia, nie mając serca mówić teraz ojcu, że jej żart opierał się na tym, że miała jeszcze ojca chrzestnego i to do niego właśnie nawiązywała. Teraz jednak, gdy o tym myślała... Jej ojciec oczywiście absolutnie nie konkurował z nikim jeśli chodziło o tytuł najlepszego ojca, bo wybór był tylko jeden i to ma dodatek bardzo oczywisty, ale może lepiej, aby tata w ogóle nie zadręczał się tym tematem. I może lepiej nie było wciągać w to wujka Woody'ego. – Przepraszam.


Wyprowadziła cios, dokładnie tak jak ją tego uczył. Prosto w swój cel, nie za mocno, aby nie zrobić ojcu krzywdy w nos, ale jednak wciąż w nos, tak aby go zaskoczyć. Świetny cios, ale jednak straszy Bletchley uchylił się przed jej atakiem, wymierzając własny.
Do grobu? Muszę przecież użyć pieści, jeśli mamy się bić! – rzuciła jeszcze tylko i spróbowała uniknąć ojcowskiego uderzenia.

Na unik, AF III
[roll=Z]

I jednak jej stary ojciec z krwią wypełnioną kabanosami i karmelizowanym boczkiem na waniliowych lodach w ramach deseru, okazał się zwinniejszy, niż ona, trafiając ją w prawą rękę. Oczy Hestii, na ułamek sekundy zabarwiły się na niebiesko w oznace zaskoczenia, ale jednak szybko pozbierała się i sama spróbowała odwzajemnić cios ojca, atakując w ramię, które zaatakowało ją samą. W tym momencie dotarło też do niej, że pod swoim ubraniem ukrywała przecież tatuaż nadchodzący jej na lewe ramię i chyba nie byłoby najlepiej gdyby to w nie dostała. Chyba. Może powinna się była spytać, czy można się bić ze świeżyć tatuażem.

Atak, AF III
[roll=Z]


RE: [03.09.72, ranek] Trening czyni mistrza - Julián Bletchley - 13.03.2025

— Moglibyśmy to załatwić inaczej — zaczał. — Na przykład pójść na śniadanie jak cywilizowani ludzie zamiast zaczynać dzień od mordobicia — najmłodsza Bletchleyówna wymierzyła cios prawie idealny. Technikę miała nienaganną, decyzję podjęła w mgnieniu oka, a siła uderzenia była wystarczająca, aby zaskoczyć przeciwnika… Gdyby niestety była odrobina szybsza, bo Julek uchylił się w ostatnim momencie czując przy tym powiew od mijającej go pięści i wyprowadził własny atak. Czyli jednak jego własna żona miała większe szanse na tytuł ulubionego rodzica? To był cios prosto w ojcowską dumę, ale na szczęście też chwilę potem Hesia rzuciła jeszcze jedno słowo. ,,Przepraszam’’ i właściwie nie musiała nic mówić więcej. Mężczyzna zdążył poznać swoją córkę na tyle, aby od razu zwietrzył ala podstęp. Czyli chodziło o coś innego. O kogoś innego. Skupił się na walce, nie zamierzał jeszcze triumfować.
— No i widzisz córeczko? — rzucił ze współczuciem. — To jest problem z biciem ojca. Człowiek chce cię tylko trochę skarcić, a kończy się na tym… — nie dokończył, bo w tym samym momencie, gdy tylko dostrzegł jej chwilowe zawahanie — głupi ułamek zwłoki! — doskonale wiedzial, że to była jego szansa. Zupełnym przypadkiem podciął jej nogi. Julian miał w sobie coś z łajdaka i nawet nie próbował temu zaprzeczać. A skoro Hestia najwyraźniej postanowiła od rana atakować go pięściami, to widać odziedziczyła ten dryg po nim.

rzut na af III, podcięcie nóg upsik
[roll=Z]