![]() |
[09.09.72] We got too close to the flame - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Scena główna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5) +--- Dział: Ulica Pokątna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=19) +--- Wątek: [09.09.72] We got too close to the flame (/showthread.php?tid=4762) |
[09.09.72] We got too close to the flame - Brenna Longbottom - 05.05.2025 [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XfKy7uD.jpeg[/inny avek] - …niektóre miejsca nie spłonęły, ale… działy się w nich… ciągle dzieją dziwne rzeczy. Zresztą, widać to nawet tutaj – mówiła Brenna, machając dłonią w bliżej nieokreśloną stronę pomieszczenia, w którym się zebrali: mając rzecz jasna na myśli popioły, które pojawiały się u Nory na meblach. W te „dziwne rzeczy” zaliczała też runę, która pojawiła się u niej w kamienicy na ścianie, chociaż sam budynek nie został podpalony. Do świtu pozostało już niewiele czasu i zdawało się, że ogień i dym odeszły wreszcie, ale pozostawiły po sobie zgliszcza, strach, rannych, bezdomnych i… martwych. Brenna wodziła spojrzeniem, nieco zamglonym, trochę ze zmęczenia, a trochę od tego, że oczy osłabły po prostu w wyniku kontaktu z gorącem i dymem, i zdecydowanie wymagały zakropienia ich paroma eliksirami, po zgromadzonych, jakby chciała się upewnić, że wszyscy są cali i zdrowi. „Cali” może się zgadzało. Względnie przynajmniej. W kwestii zdrowia, chyba nikt nie wyszedł ze Spalonej Nocy obronną ręką. Były te rany fizyczne, jak złamania i poparzenia, były i te niewidoczne na pierwszy rzut oka, ale niewiele mniej dotkliwe. Brenna zakasłała, a gdy odzyskała oddech, wyliczyła, co do których budynków wiedziała, że spłonęły – jak ten, do którego wbiegły z Olivią, by pomóc go ewakuować – albo że spłonąć miały, ale udało się je ocalić: jak ten, który zdołały ugasić z Dorą. Gdzieś w międzyczasie spytała też Norę czy nie ma przypadkiem mapy magicznego Londynu: naniesienie na nią punktów, które ucierpiały najbardziej czy gdzie doszło do ataków, mogło zawsze ułatwić dzielenie się informacjami. Wspomniała dla tych, którzy tego nie wiedzieli, że popioły spadły także na Dolinę Godryka, przynajmniej według tego, co powiedzieli jej Julian i Dora. – Mam parę rzeczy, które… są warte tego, żeby popatrzył na nie klątwołamacz, najlepiej znający się też na pieczętowaniu. Liczę tutaj na pomoc Thomasa – dorzuciła jeszcze, na razie lakonicznie. Nie chciała robić sobie wielkich nadziei w kwestii informacji z Dziurawego Kotła. I na pewno nie zamierzała od razu przekazywać ich Departamentowi Tajemnic: nie, póki Thomas na nie nie spojrzy. Wiedziała, że gdyby oddała te notatki, to znikły by na zawsze w czeluściach Departamentu, a co gorsza szybko wszystko dotarłoby w ten czy inny sposób także do śmierciożerców. Miała także sprawę do Heather i Erika: ale o nazwisku, które należało sprawdzić w archiwach Brygady, mogli porozmawiać, kiedy uda się dopaść Wood. wiadomość pozafabularna
Zasady wrzuciłam na kanał na discordzie, by tutaj nie edytować jakby coś!Trauma Ognia RE: [09.09.72] We got too close to the flame - Pan Losu - 05.05.2025 Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków... RE: [09.09.72] We got too close to the flame - Nora Figg - 07.05.2025 [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=RCnYvbY.jpeg[/inny avek] Nora siedziała gdzieś z tyłu. Nie odzywała się ani słowem. Była zmęczona, chociaż przecież prawie nic nie zrobiła. Większą część nocy spędziła bowiem w cukierni i jej okolicach, pilnując swojego dobytku. Przyjmując pod swój dach rannych, karmiąc ich i podając środki uspokajające. Była to chyba najgorsza noc w jej życiu, po Beltane nie spodziewała się, że tak szybko jakieś wydarzenie zastąpi to jakże zaszczytne miejsce. Wolała już nie mówić o tym, że nie może być gorzej, bo wydawało jej się, że ktoś skorzystałby z okazji i w niedługim czasie pokazał jej, że nie ma racji. Pożar chyba powoli gasł, trawił Londyn praktycznie przez całą noc. Figgówna póki co skupiała się na obecnych w cukierni, wolała nie myśleć o tym, ile osób straciło dzisiaj życia. To mogło przytłoczyć, właśnie przez to myślała o żywych, o tych, którzy się tutaj znaleźli. Przez tę noc przez Norę przewinęło się wielu sojuszników Zakonu Feniksa, dzięki czemu miała szansę dowiadywać się od nich tego, co działo się w innych częściach miasta. Wiedziała, że nie tylko Pokątna płonęła, a cała stolica. Ta tragedia była naprawdę ogromna. Siedziała z kubkiem herbaty w dłoni, to był moment, w którym mogła sobie wreszcie pozwolić na to, aby napić się czegoś ciepłego. Wpatrywała się w Longbottomównę, nie mówiła nic, po prostu rejestrowała, co tamta miała do powiedzenia. Nim wszyscy się tutaj znaleźli przygotowała kilka dzbanków herbaty, kubki, które stały na stole, wyciągnęła również resztki eliksirów, które jej zostały, bo przecież niektórzy mogli ich potrzebować, a i najważniejsze znalazła jeszcze jeden wielki słój pełen ciastek. Na osłodę tej jakże wyśmienitej nocy, chociaż tyle mogła zrobić dla nich wszystkich. Brakowało jej zwyczajowego blasku w oczach, widać po niej było, że jest zmęczona, zresztą, jak wszyscy inni. Nie miała nic do powiedzenia, dlatego też po prostu siedziała gdzieś z tyłu i wpatrywała się w swoją przyjaciółkę, słuchała tego o czym mówiła uważnie, chociaż trudno było jej się skupić. Chcąc nie chcąc jej myśli wracały do płomieni, które jeszcze chwilę wcześniej szalały za oknami. RE: [09.09.72] We got too close to the flame - Erik Longbottom - 07.05.2025 — Tak jak mówi Brenna - do Doliny Godryka też dotarł ogień. Wprawdzie nie jest tak... spektakularnie... jak tutaj, ale zanim wyruszyłem w trasę, widziałem parę palących się domów — skomentował Erik, gdy wychwycił pauzę na dłuższy oddech w monologu Brenny. — Może na mniejszym obszarze udało im się szybciej zapanować nad żywiołem. Część naszych znajomych... powinna być bezpieczna.
Wypuścił powoli powietrze przez usta. Kiedy opuszczał rodzinną wioskę, nie spodziewał się, że sytuacja aż tak bardzo eskaluje. A już na pewno nie zakładał, że chwilę po teleportacji do Londynu wyląduje w samym środku piekła, które przez długie godziny posyłało na prawo i lewo coraz to mocniejsze ogniki i iskry. Nie wspominając o dymie, pomyślał z niezadowoleniem, zasłaniając usta dłonią, co by stłumić atak kaszlu. Ten zapewne będzie mu towarzyszył przez kilka najbliższych dni, dopóki nie pozbędzie się tego pyłu i brudu z ciała. — Dziwię się, że udało wam się znaleźć cokolwiek w tym chaosie — kontynuował Longbottom, rozglądając się bacznie po reszcie zebranych. — Mam wrażenie, że odkąd tu przyleciałem, to miotam się z jednego miejsca w drugie i nawet nie wiem, co się dzieje. — Wzdrygnął się na brzmienie własnych słów. — Ale najgorsze już chyba za nami, prawda? Czy to był słowa godne Brygadzisty? Czy tego się po nim spodziewali: wyrazu szoku po tym, co spotkało stolicę? Westchnął cicho. Nie wiedział, co było gorsze: to, że spędził tę noc, pomagając na ulicy po cywilnemu, czy to, że za parę dni (lub godzin) będzie musiał skonfrontować się z tym, jak ta przeklęta noc przeminęła jego współpracownikom z Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. To dopiero musiało być szaleństwo: skoordynowanie jakichkolwiek porządnych działań w tych warunkach. Nie zazdrościł Bonesowi, oj nie zazdrościł. — Jestem zdziwiony, że ogień rozprzestrzenił się tak szybko. To nie był normalny płomień. Nie mógł być. Nie na taką skalę — mówił dalej, jakby wypowiadając na głos kolejne słowa, było mu łatwiej ułożyć sobie to wszystko w głowie. — A miasto... Londyn naprawdę był tak słabo zabezpieczony? Budynki zajmowały się ogniem, jakby oblane jakimś olejem. Pokręcił powoli głową. Może reszcie ekipy rzuciło się coś w oczy podczas tej nocy? RE: [09.09.72] We got too close to the flame - Millie Moody - 08.05.2025 Głuche uderzenie młota o kowadło powoli cichło w jej głowie. Wróżba, znak, który dała sama sobie na początku tej koszmarnej nocy mówiła o ciężkiej i żmudnej pracy, mówiła o potrzebie porzucenia emocji na rzecz działania. Ogień i chłodna racjonalna stal... Moody dawno nie czuła się tak kompetentna jak dziś, choć w końcu i ją dopadło widmo z płomieni, o których słyszała od przyjaciół mijanych w pośpiechu między jednym gaszeniem a drugim. Widmo trzęsące jej kręgosłupem, wzbudzające strach wykraczający poza odważne serce osadzone w szczupłej piersi, ale czyż nie był to dla niej chleb powszedni? Wizje. Koszmary. Halucynacje. Gdyby dotyczyły tylko jej - odpuściłaby. Ale tak nie było. Na to spontaniczne zebranie przyczłapała chwilę wcześniej, wspierając poranionego Thomasa, którego opatrunki przysłaniały mu twarz i możliwość widzenia, choć i jego ogólny stan uniemożliwiał swobodne przemieszczanie się. Poprosiła o pomoc w tym Olivię, która w przeciwieństwie do Basiliusa miała już pełną rekrutację za sobą. Millie z tego wszystkiego popieprzyły się te wszystkie rzadko dla nich ważne hierarchie i poziomy zabezpieczeń sekretów Zakonu. Kojarzyła, że Quirke była "klepnięta", a Prewett jeszcze nie. Dlatego lekarz został gdzie indziej, a ich trójka - Miles, Olivia i Thomas - wkroczyła zawczasu do sali i zajęła miejsce tak, aby mężczyzna mógł siedzieć i nie tracić sił na stanie. Moody przysiadła obok niego. – No jasne, że nie był normalny. Te chmury nie były, ten pył nie był – odpowiedziała nieco zaczepnie, ale tak na prawdę była po prostu bardzo zmęczona. – Kiedy to się zaczynało byłam w niemagicznym i żołędzie przeciwko orzechom, że te pieprzone czarne chmury miały swoje cele do zniszczenia na pewno. Bardzo konkretne cele. W końcu nasz dom poszedł z dym, że nie pozostał kamień na kamieniu, a reszta to rozprzestrzeniony ogień, który już wcześniej zaistniał. – wzdrygnęła się na samo wspomnienie i myśl o tym, że jeszcze chwilę wcześniej była w środku, jeszcze chwilę wcześniej zabierała swoje rzeczy, nie myśląc że będzie to ostatni raz gdy wchodzi do tego mieszkania. – Jest też sprawa... sprawa widm z dymu, które... ciężko mi to opisać, ale no wzbudzają strach. Taki strach co zostaje. To co wyłazi z dymu z ognia, wygląda jak te kurwy z Kniei. Ja... widziałam jednego całkiem z bliska w swojej ee... no... wizji i to jest ta sama morda. Nie jestem ekspertem, nie wiem co o tym myślicie, ale pomijając sprawy międzywymiarowej dziury, musimy wrócić do lasu i w końcu ogarnąć te potwory. To tak jakby V... V... jakby ten kutas miał prywatne dementory na smyczy– wzdrygnęła się znów, a potem po krótce opowiedziała co zrobiła tej nocy. O początkach pożaru w niemagicznym Londynie i drugim azylu na Horyzontalnej, o zgaszonych domach, ludziach którym udało się pomóc i tym, do których dotarli za późno. Powiedziała też, że ogień nie omijał domostw czystokrwistych czarodziei, choć możliwe że to było konsekwencją płomieni, a nie celem śmierciożerców. – No i... No i Basilius tu jest. Myślę, że po dzisiaj... Myślę, że możemy spokojnie uważać go za swojego – dodała dużo ciszej, obracając się w stronę opatrzonego Thomasa, który był bezpośrednim beneficjentem obecności zaprzyjaźnionego z nimi lekarza. !Strach przed imieniem RE: [09.09.72] We got too close to the flame - Pan Losu - 08.05.2025 Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach. RE: [09.09.72] We got too close to the flame - Olivia Quirke - 08.05.2025 Olivia przyszła razem z Millie, bo... W sumie musiała. Czuła się w obowiązku pójść z nią po tym, co przeszły nie tylko prywatnie, ale też tego dnia, bardziej "zakonowo", chociaż ta nazwa wciąż jeszcze była dla niej obca i nie została na głos wypowiedziana ani przez Brennę, ani przez Dorę, Norę czy chociażby Millie. Thomasa znała, chociaż nie tak dobrze: jeszcze latem Brenna ich ze sobą skontaktowała, żeby raz na zawsze zamknąć sprawę przeklętego naszyjnika. Poradził sobie całkiem nieźle, nawet uprzejmie zaproponował jej rzyganie do torebki zamiast na swoje własne buty. Dlatego też pomogła Millie zaprowadzić go na miejsce, bo wyglądał okropnie. Jakby stado buchorożców po nim przebiegło. Nie była jakoś super sprawna fizycznie, lecz przy pomocy Moody udało im się posadzić mężczyznę tak, by zaraz się nie wywalił na ziemię. Jeszcze tego brakowało, szczególnie że uzdrowiciela i ich wybawcę zostawiły z Moody za sobą. Domyślała się, że Basilius albo nie był wtajemniczony, albo po prostu miał ręce pełne roboty: przecież rannych było dużo, dużo więcej niż ten jeden człowiek, któremu pomogli (no, pomogli to duże słowa: gdyby nie Prewett, to z Millie pewnie by go zabiły swoimi nieudanymi zaklęciami). Olivia miała na ciele ślady popiołu, spotkanie odbywało się tuż po tym, jak odkryła że z ich mieszkaniem coś jest nie tak, ale przed tym jak zaczęła szukać Tristana. Bolało ją serce na myśl, że nie wie co się z nim dzieje i widać było po niej, że wśród tylu ludzi czuje się bardzo niekomfortowo: nie dlatego, że ich nie znała, tylko dlatego, że była w tym gronie poniekąd nowa, a na dodatek jej myśli w ogóle nie były skoncentrowane na spotkaniu, a na Wardzie. - Tak, u mnie w domu pojawiły się dziwne ślady z popiołu, nie chcą zejść, moja matka też je ma - przytaknęła Brennie, siadając z drugiej strony Thomasa. Na dowód swoich słów odsunęła odrobinę brudną koszulkę, by pokazać ślady, które próbowała wcześniej zmyć wodą, ale bezskutecznie. - Na pewno nie był normalny. Ugaszenie go trwało zbyt dużo, a rozprzestrzeniał się zbyt szybko na to, żeby to było zwykłe podpalenie. Potwierdziła słowa Erika, przypominając sobie jak trudno było ugasić jeden maleńki dach Pękatej Fiolki. Być może się myliła, ale jak dla niej ten ogień został co najmniej wyczarowany, a nie odpalony od pochodni. - Na Pokątnej są gruzy, widziałam też martwe sowy. Większość z nich została uduszona dymem, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie widziałam innych śladów na ich ciałach. Mam wrażenie, że ten dym uniemożliwił komunikację ze światem zewnętrznym i z nami wszystkimi, póki nie opadnie: nie mamy pewności że sowy dotrą do adresatów. To niby było oczywiste, bo który ptak dałby radę w tak gęstym i gryzącym dymie, ale wolała to wypowiedzieć na głos, żeby reszta nie martwiła się tym, że ich listy nie dotarły bo bliscy mogą nie żyć. Sama wypuściła Kulkę i resztę sów, miała tylko nadzieję, że odleciały i wrócą, gdy kurz opadnie. - Jest dużo rannych, słyszałam też krzyki - ludzie oskarżali siebie wzajemnie, nie mając dowodów - mruknęła, pocierając skronie. Olivia wbiła wzrok w podłogę, zagryzając dolną wargę ze zdenerwowania. - Widziałam dym, który unosił się nad niemagiczną częścią Londynu. Wysłałam tam Tristana, za chwilę będę go szukać, będziemy wiedzieć... Coś więcej. Spojrzała na Brennę niemalże w panice. Ona jedna wiedziała, jak mocno kochała tego mężczyznę i jak bardzo bała się o jego życie nie dlatego, że szalał ogień lecz dlatego, że był mugolakiem. Nie chciała uciekać z tego spotkania, ale nie mogła tu być zbyt długo. Powiedziała wszystko, co się działo - o tym jak dach Fiolki się zajął ogniem, o tym jak jej ojciec nie wrócił z Ministerstwa, więc zapewne wszyscy pracownicy próbowali pomagać. O tym, że jej matka przyjmowała do Fiolki sąsiadów, którym budynki się zawaliły. O tym, że w jej mieszkaniu i w Pękatej Fiolce wszystko było w dziwnej sadzy, która nie dawała się zmyć wodą. O tym, że ludzie skakali sobie do gardeł, że wszędzie byli ranni i trupy. Że wszystkie eliksiry, które miała, przekazała Norze. - Jest jeszcze coś. Słyszałam głos, ale tak jakby wydobywał się z mojej głowy, a nie z boku. Mówił jak wąż: że wszyscy zostaniemy ukarani. Że jesteśmy zdrajcami - dodała cicho, obejmując ramiona dłońmi. Ten głos był przerażający i jego echo do teraz odbijało się w jej czaszce. !Strach przed imieniem RE: [09.09.72] We got too close to the flame - Pan Losu - 08.05.2025 Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach. RE: [09.09.72] We got too close to the flame - Jonathan Selwyn - 16.05.2025 Jonathan siedział na jednym z krzeseł z noga założoną na nogę i udawał, że prezentował się znacznie lepiej, niż się czuł. Trzeba było mu jednak przyznać, że jak na nocną walkę z pożarem, brak snu, szok po wszystkim co się działo i niemalże czarną już koszula z egipskiej bawełny, Selwyn rzeczywiście nie trzymał się najgorzej. Szczególnie, że przed zebraniem, zadbał o to aby obmyć twarz z popiołu i sadzy, a włosy chociaz trochę przeczesać palcami. No cóż... Takie było jego przekleństwo. Nawet w chwilach tragedii prezentował się wybornie. W pokoju, w ktorym siedzieli trzymał się blisko Morpheusa, podsuwając przyjacielowi pod nos szklankę wody i raz po raz zerkając, czy z czarodziejem wszystko było w porządku. – To zdecydowanie nie był normalny ogień – przytaknął swoim przedmówczyniom. – Widziałem to co Millie. Nad kamienicą zgromadziło się więcej chmur i nagle... Bum! Płomienie. Naprawdę. Żenujące. Zasłaniać się chmurami! Mieliby chociaż trochę godności i rozniecali ogień sami. Nie że jakąś godność w sobie mają. – Jonathan był wściekły. Był zmartwiony. Pragnął pojawić się już w Brighton i upewnić, że nikomu z rodziny Kelly nie stała się żadna krzywda. Chciał zostać tutaj I pomagać ludziom do upadłego, bo czuł, że zrobił za mało, a najbardziej to chciał znaleźć wszystkich Śmierciożerców, co do jednego, a następnie każdego z nich pokonać w pojedynku. W to wszystko natomiast wplatało się jeszcze coraz silniejsze uczucie zmęczenia, które podszeptywało Selwynowi, że może kilka godzin snu nie było znowu aż takim złym pomysłem. – W mojej kamienicy nie ma już okien – powiedział na wzmiankę o stratach w domu, co może nie było, aż tak nadzwyczajne jak chociażby to co spotkało klubokawiarnię, ale jednak było to o tyle irytujące, że miał w kilku z nich bardzo ładne witraże, a ci barbarzyńcy je zniszczyli. – A ludzie na ulicach... Ktoś wziął mnie za Śmierciożercę! Mnie! I zaatakował ścianą ognia! Tu pokazał dłońmi jak wielka była to ściana ognia, a siedzący obok niego Morpheus, który był świadkiem tych zdarzeń, doskonale wiedział, że już świeczki urodzinowe na torcie stulatka wytworzyłyby więcej ognia niż nieudolnie rzucone w Selwyna zaklęcie. – Musimy mieć się na baczności. Wypatrywać eskalujących konfliktów i ich celowego napędzania. Ludzie są wściekli, a to obawiam się, że jedynie wszystko zaogni. Boję się też, że w kolejnych tygodniach oni jeszcze będą to podsycać. Wyobrażacie to sobie? Ktoś od nich robi nagonkę wśród poszkodowanych na tych czystokrwistych, którzy niczego nie zrobili, aby ci czystokrwiści się zradykalizowali. – A przecież równie łatwo jest zradykalizować tych, którzy stracili wszystko, jak i tych, którzy zostali oskrażeni o to czego nie zrobili. Zaraz po tym opowiedział jeszcze o kluczowych dla Zakonu zdarzeniach i informacji z swojego przebiegu tej przeklętej nocy – W każdym razie, jeśli ktoś zna jakąś sensowną osobę na pozycję Ministra Magii to może już zgłaszać jej kandydaturę, bo coś wątpię, że po tym wszystkim Jenkins długo na tym stanowisku posiedzi – Zakończył swój wywód i dał wypowiedzieć się reszcie. RE: [09.09.72] We got too close to the flame - Brenna Longbottom - 18.05.2025 - Popiół zdawał się podpalać budynki. Potem część podpalili pewnie śmierciożercy. A później... nie wiem, ale nie zdziwiłabym się, gdyby jeden budynek, przy którym pomagaliśmy, podpalili po prostu sąsiedzi - powiedziała Brenna, po czym zawahała się. - Sądzę jednak, że Voldemort użył też jakiejś... formy klątwy albo pieczęci. Może mieszaniny obu. Dlatego Thomas może tu pomóc. Myślałam najpierw, że wykorzystał to, co zrobił na Beltane, ale mam trochę informacji. Niech Tommy się temu przyjrzy i możemy potem pomyśleć czy Departament Tajemnic mógłby też jakoś to wykorzystać. Zamierzała rzecz jasna też wysłać sprawozdanie do Dumbledore'a, ale Figg zdawał się jej najlepszym kandydatem do zajęcia się tą częścią sprawy z Dziurawego Kotła. Zajmował się klątwami i pieczęciami przez wiele lat, miał doświadczenie nabyte nie tylko w Anglii. Ostatecznie nie wiedziała nawet, czy Albus znał się na klątwołamaniu. A Ministerstwo? Nie że miała zamiar kryć te informacje, ale najpierw chciała dowiedzieć się, czy w ogóle faktycznie mają coś przydatnego, czy może Brennę wrobiono, bo tej nocy chyba niektórzy chętnie robili takie numery... i zastanowić, jakie konsekwencje miałoby przekazanie tego dalej. Nie chciała narazić na niebezpieczeństwo człowieka, który je przekazał. [b] - Co do budynków... myślę, że to trafia na listę rzeczy do zrobienia, kiedy się ogarniemy. Departament Tajemnic pewnie będzie to badał, ale nie zaszkodzi, jeśli osoby znające się na runach i klątwach, sprawdzą te budynki. Myślę, że ktoś znający się na historii czy teorii magii też mógłby być tu przydatny. Jeżeli Basilius faktycznie od dziś jest jednym z nas... może będzie mógł zapytać brata, czy nie mógłby sprawdzić archiwów za czymś podobnym Dziwny popiół u Nory, dziwny popiół u Olivii, jakaś runa u Brenny - a jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wyglądają popękane ściany Warowni. A, i to, że nawet teraz czuła się w klubokawiarni jakoś niespokojnie i co rusz rozglądała, jakby spodziewając się, że ktoś ich śledzi, tak że przed zebraniem rzuciła kilka zaklęć zagłuszających i rozpraszających, żeby mogli chwilę spokojnie porozmawiać, które wcale nie ukoiły tego nieprzyjemnego odczucia. Tkwiło w tym ewidentnie coś więcej niż same pożary, i zbadanie tego to było zadanie dla klątwołamaczy. Basilius, Thomas, Quintessa, wszyscy posiadali potrzebne umiejętności, Morpheus znał się też doskonale na runach, może ta wiedza mogła tutaj pomóc podczas sprawdzania budynków... Jeśli szło o Icarusa, nie że Brenna od razu zamierzała domagać się od Basila, by rekrutował brata na dzień dobry, ale sama prośba o przejrzenie zapisków do niczego nie zobowiązywała. - Też słyszałam ten dym - przyznała Olivii. Trochę ją przerażało, że inni doświadczyli tych samych omamów, a trochę jej ulżyło, bo przez chwilę zaczęła już myśleć, że zupełnie oszalała. W pomieszczeniu nie było ognia, więc nie miała możliwości przekonać się, że właściwie nie myliła się tak bardzo - w jej głowie faktycznie Spalona Noc zdołała namieszać. Kiedy jednak pomyślała o tym momencie, gdy godzinę temu spojrzała na ogień na zapleczu klubokawiarni... i tak coś w niej ściskało się ze strachu. - Nie powinnaś iść sama, wciąż może być niebezpiecznie. Pomóc ci go szukać? - spytała jeszcze Olivii, chociaż bogowie jej świadkami, nie powinna, bo istniała całkiem spora szansa, że w końcu straci przytomność w jakiejś uliczce. Wciąż kręciło się jej w głowie, miała mdłości - choć to mógł być skutek eliksiru, jej lewa ręka była w fatalnym stanie po tym, jak bardzo źle złapała kawałek muru te dwie godziny temu i miała rozbite kolano. - Czy ktoś potrzebuje czegoś na już, dla siebie albo aby pomagać? Dachu nad głową? Pieniędzy? Eliksirów? Gdzieś w międzyczasie Brenna poprosiła Norę o kawałek papieru. Nie zamierzała rzecz jasna zapisywać żadnych informacji, które mogłyby zostać wykorzystane przeciwko nim - ale chciała zanotować wskazywane przez ludzi punkty, w których udało się komuś pomóc... albo w którym ich akcje zakończyły się porażką. Jak ta kamienica, która się zawaliła. Podsumowanie informacji, które mamy, TLDR: Płonął nie tylko Londyn, ale też na pewno Dolina Godryka. Ogień nie był zwykłym ogniem. Nie udało się na razie odkryć żadnego wzoru podpaleń, może dlatego, że źródło pożarów mogło być różne. Niektóre budynki najwyraźniej wzięto celowo na obiekty ataku, trudno jednak stwierdzić coś więcej. Są podejrzenia, że użyto klątw i/lub pieczęci. Komunikacja jest utrudniona - wiele sów zginęło, przyczyny na razie nie są znane. W niektórych budynkach stały się dziwne rzeczy i to coś, co powinni zbadać klątwołamacze, może też ktoś znający się na runach. Thomas Figg otrzyma potem notatki do przepatrzenia. Ludzie skakali sobie do gardeł podczas pożarów - nie ma możliwości ustalenia w tej chwili, czy sadza w jakiś sposób wpływała na ich zachowanie, czy doszło do eskalacji nastrojów, Jonathan sugeruje, że zdawało się to nienaturalne. Na pewno dym wpłynął na niektórych zakonników: zdawało się im, że do nich mówi albo wywoływał w nich strach. Sugestia, aby historyk magii przeszukał archiwa za podobnymi przypadkami, które zapewne miały miejsce w mniejszym zakresie. Brenna ma także nazwisko, które mogą sprawdzić Brygadziści. Na podstawie działań, jakie podejmowali Zakonnicy tej nocy sporządzona została lista budynków i osób, które udało się ocalić i tych przypadków, w których Zakon nie zdołał pomóc. [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XfKy7uD.jpeg[/inny avek] |