![]() |
[09.09] Masz kawałek bandaża? - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Scena główna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5) +--- Dział: Ulica Pokątna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=19) +--- Wątek: [09.09] Masz kawałek bandaża? (/showthread.php?tid=4819) |
[09.09] Masz kawałek bandaża? - Brenna Longbottom - 21.05.2025 [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XfKy7uD.jpeg[/inny avek] – Potem zgłoszę do uzdrowicieli, słowo, ale teraz… spróbuj to po prostu jakoś ogarnąć, na tyle na ile się da w parę minut? Tak no żebym jeszcze parę godzin nie zemdlała, byłoby dramatycznie, jakbym padła na środku zebrania. I pamiętaj, jak pójdę do Munga, to i tak będę czekała minimum kilka godzina, więc no, równie dobrze mogę na razie zostać tutaj – oświadczyła Brenna, uśmiechając się do Cedrica, jak gdyby nigdy nic: jakby wcale nie była brudna i poparzona, a spora część Londynu nie zamieniła się w dogasające ruiny. Uśmiech jednak nie obejmował oczu, które – jak Cedric jako uzdrowiciel mógł łatwo zauważyć – dość typowo dla osób, spędzających za wiele czasu w dymie i gorącu, wymagały kilkudniowej kuracji z wpuszczaniem eliksirów i stosowaniu maści. To jednak mogło poczekać. W gorszym stanie była lewa ręka, dłoń pokrwawiona, nadgarstek uszkodzony, że nie wspominając o poparzonych palcach – to mógł teraz oczyścić, usztywnić i jako tako opatrzeć. Pamiątka po tym, jak bardzo nieumiejętnie walczyła z gruzami. Spodnie też były porwane i pokrwawione: jedno kolano miało po prostu paskudnie zdartą skórę, drugie było opuchnięte i to już teraz też można było ot opatrzyć prowizorycznie, by potem zająć się nim porządniej – to z kolei była pamiątka po tym, jak Brenna uciekała przed walącym się budynkiem dość szybko, by jej nie przygniótł, ale już nie wystarczająco prędko, aby się nie wywalić. Włosy tu i ówdzie przypaliły się, i cóż, na pewno będzie musiała zmienić fryzurę, ale to było najmniejsze z jej zmartwień. Poza tym cholernie bolało ją żebro, ale do tego na razie wolała się nie przyznawać. Ogólnie rzecz biorąc miała jednak względne szczęście. Żyła, a wszystkie obrażenia prędzej czy później nowoczesna magimedycyna powinna doprowadzić do ładu. Wiele osób skończyło dużo gorzej. I chociaż wydawało się, że sytuacja się uspokaja – nadciągał świt, pożary dogasły, dym uleciał w niebo – Brenna była pewna, że to jeszcze nie koniec. Pytanie, czy ciąg dalszy nadciągnie od razu, czy przyjdzie wkrótce, ale nieważne, jaka była odpowiedź… na razie nie chciała opuszczać Londynu. Porządne leczenie mogło poczekać, bo Munga na pewno zapełniali ciężej ranni ludzie, ale też poprosiła Lupina, by ją jako tak ogarnął, bo nie mogła nikomu pomóc, jeżeli sama poleci z nóg. RE: [09.09] Masz kawałek bandaża? - Pan Losu - 22.05.2025 Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków... RE: [09.09] Masz kawałek bandaża? - Cedric Lupin - 24.05.2025 Ostatnie godziny były niczym koszmar, z którego nie mógł się wybudzić. Pożar, który z każdą godziną pochłaniał coraz więcej ulic Londynu, był niczym plaga, która powoli spopielała wszystko, co kiedyś było mu znane. Martwił się o bliskich, znajomych oraz wszystkich, którzy stawali się ofiarami tego chaosu. Najgorzej jednak czuł się, gdy myślał o Viorice, z którą nie widział się już od jakiegoś czasu. Próby nawiązania kontaktu spełzły na niczym. Miał ogromną ochotę pobiec do jej mieszkania, ale rodzice potrzebowali jego pomocy. Poza tym, z ich dwójki to prędzej on mógłby potrzebować pomocy. Na pewno dawała sobie radę — starał się nie dopuścić do głowy innej wersji wydarzeń, chociaż było to cholernie trudne. Godziny mijały, a przez jego ręce przewijało się coraz więcej poszkodowanych, którzy z racji na sytuację nie mogli dostać się do Munga. Zatrzymywali się tymczasowo w Aptece, gdzie jego rodzice urządzali pośpiesznie polowe łóżka dla bardziej potrzebujących. Początkowo starał się pomagać przy gaszeniu domów. Niestety nie zachował przy tym ostrożności, przez co oberwał szkłem z pękniętej szyby. Obyło się bez większych uszkodzeń, ale jego głowa została dość solidnie owinięta bandażami. W tym stanie mógł już za bardzo podróżować po mieście, także skupił się na pomaganiu ludziom w okolicy Pokątnej, głównie w aptece. Po kilku godzinach takiej pracy, jego mózg po prostu się wyłączył, przechodząc w tryb automatycznego wykonywania kolejnych czynności. Opatrywał kolejnych rannych, niosąc pomoc ofiarom pożarów. Starał się przy tym ignorować bandaże, które co jakiś czas zsuwały mu się na oczy, lekko przysłaniając wizję. W normalnych warunkach już dawno by je poprawił, ale po prostu nie miał na to czasu. Inni byli w znacznie gorszym stanie niż on sam. Utknął w tym stanie na tyle głęboko, że przestał nawet rozpoznawać ludzi, którym pomagał. Właśnie dlatego dopiero po chwili dotarło do niego, że opatrując jakąś kobietę, słyszy w tle dziwnie znajomy dźwięk. Głos? — Ja... Brenna?! — rzucił nagle, spoglądając na nią z lekkim zdumieniem. Zaraz po tym na jego twarzy pojawiła się fala troski przemieszanej z niepokojem. Normalnie sprzedałby jej teraz krótki opieprz, ale nawet nie miał na to siły. Poza tym, jak na aktualne wydarzenia, nie było aż tak źle. — Gdy to wszystko się skończy, sam zaprowadzę cię do Munga — rzucił tylko zmęczonym, nieco pustym głosem, po czym sięgnął po środki medyczne i zaczął ją opatrywać. —Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało? — rzucił, próbując w ten nieoczywisty sposób dopytać o Zakon. — I... spotkałaś może gdzieś Viorice? — dodał nieco ciszej, zerkając na nią niepewnie, próbując ukryć troskę oraz strach o kobietę. [roll=PO] Wykorzystuję przewagę tworzenia eliksirów, żeby przygotować medykamenty dla ludzi. RE: [09.09] Masz kawałek bandaża? - Brenna Longbottom - 24.05.2025 Wiedziała, że powinna odwiedzić Munga. Ale wiedziała też, że klinika będzie przepełniona, a ci, którym groziła śmierć i kalectwo mieli pierwszeństwo. I poza tym zwyczajnie nie miała czasu – wpadła tutaj sprawdzić, czy Cedric miał jakieś zapasy, by zabrać je ze sobą na zebranie oraz dać się jako tako opatrzeć, ale nie mogła spędzić u Lupina więcej niż kwadrans. Nawet jeżeli wydawało się, że płomienie już nie szalały w całym Londynie, miasto leżało teraz w gruzach. Myśli Brenny uciekały do tych, co do których nie była pewna, czy żyją – i do kolejnych godzin, które wypełnią szaleńcze próby udzielania pomocy rannym, szukania bliskich, ratowania dobytku. – Na razie to tylko załatwmy to tak polowo, dobrze? Ogarnij tę rękę i tyle. Żebym dała radę dotrzeć… – urwała, bo nie zauważyła wcześniej, że ktoś był obok, więc teraz, gdy to zauważyła, postanowiła nie wspominać, że celem była klubokawiarnia, i zniżyła głos, kolejne słowa wypowiadając tak, by na pewno tylko on ją usłyszał. – Po prostu jeszcze podziałać. Jeśli masz jakieś wolne eliksiry, to pewnie się przydadzą, dziewczyny pracują jak szalone, ale… – Urwała, nie kończąc, bo Lupin na pewno sam wiedział, o co chodziło. To było za mało: nawet gdyby mieli szwadron alchemików, to byłoby za mało. Bo ofiar było zbyt dużo, tych, które umknęły do klubokawiarni czy antykwariatu, ale też wielu, wielu innych. Niekoniecznie mugolaków, po prawdzie. Brenna miała wrażenie, że płonęło tego dnia wszystko, że ogień wcale nie rozpoznawał swoich – chociaż na pewno bardzo starał się sięgnąć tych „nieswoich”, i ludzie po prostu szukali w panice dowolnego schronienia. – Ktoś to opatrzył? Wypiłeś jakiś eliksir, mam nadzieję? – spytała podejrzliwie, wskazując na jego głowę. Lupin opanował fale dużo lepiej niż ona i posługiwał się nimi od dawna, wołała więc do niego już wcześniej – wiedziała, że żył, że pomagał, i że kiedy sytuacja się uspokoiła, zaczął przygotować trochę rzeczy dla potrzebujących i zdecydowała się tu wpaść po szybki opatrunek… ale nie wiedziała nic o tym, że był ranny. – Uzdrowiciel nikomu nie pomoże, jeśli sam jest ranny, czy jakoś tak to szło. Jak to się stało? – zapytała, spoglądając na Cedrica z troską. Miała cholerną nadzieję, że po prostu ucierpiał w wyniku pecha, próbując komuś pomagać, nie że wpadł gdzieś na ulicach na śmierciożerców. Cegła w głowę. Tej nocy aż za łatwo dało się taką oberwać. - Nie widziałam jej - odparła cicho, kręcąc głową. Może powinna się tego wstydzić, ale w tym całym szaleństwie nawet nie pomyślała, aby spróbować sprawdzić konkretnie mieszkanie Vior. - Jest rozsądna i umie się teleportować. Na pewno złapała najcenniejszą biżuterię i znikła, kiedy to się zaczęło - dodała, mając nadzieję, że nie wypowiada fałszywych słów pocieszenia. Viorica nie była mugolaczką, nie była kimś, kto powinien zwrócić uwagę śmierciożerców i nie należała też do tych ludzi, którzy nie dbali o swoje bezpieczeństwo: Brenna naprawdę sądziła, że jej ucieczka z Londynu jest prawdopodobna. Pytanie brzmiało, czy gdzieś po drodze jubilerka nie miała pecha. [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XfKy7uD.jpeg[/inny avek] RE: [09.09] Masz kawałek bandaża? - Cedric Lupin - 20.06.2025 Zerkał na nią z pewnym niepokojem, ale nie komentował obrażeń, z którymi przyszła. Nie był to pierwszy raz, gdy przyszło mu ją opatrywać i wiedział, że bywało gorzej. Gdyby miał nieco więcej czasu, być może zastanowiłby się, jakim cudem z pożaru miasta wyszła z mniejszym szwankiem niż z losowego patrolu w pracy, ale teraz... teraz po prostu cieszył się z faktu, że dalej żyła. Wiedział, że przy tego typu tragedii nie obejdzie się bez ofiar, ale chciał wierzyć, że nie przyjdzie mu chować nikogo, kto był mu bliski. Brenna była dla niego przecież niczym siostra, której zdecydowanie nie był gotów stracić. — Najchętniej dałbym ci solidną dawkę środków nasennych i upewnił się, że odpoczniesz — rzucił, lekko przy tym wzdychając. Wiedział, że nie mogli sobie pozwolić na odpoczynek. Nie, póki wszyscy potrzebujący nie otrzymają pomocy. — Niektóre rany wyglądają nieprzyjemnie, ale wszystko się zagoi — dodał po chwili, gdy w końcu skończył nacierać maścią oparzenia na jej prawym ramieniu. — Jeśli utrzymasz je w czystości i będziesz pamiętała o nakładaniu tego codziennie, nie zostaną nawet blizny — kontynuował, zakładając kolejne opatrunki. Musiał przyznać, że nie było tak źle. Brenna z zasady pakowała się we wszelkie dostępne jej kłopoty, wychodząc z nich może i zwycięsko, ale nie bez szwanku. Z jednej strony kosztowało ją to wieczne gderanie Cedrica, ale z drugiej ewidentnie dało instynkty, które w sytuacjach kryzysowych, takich jak ta, pomagały jej jakoś przez to przejść. — Tak, mama zerknęła i mi to przeczyściła. Pomagałem kilku osobom wyjść z pobliskiego budynku. Szyba wybuchał i oberwałem. To nic takiego, naprawdę — odpowiedział, zbywając własne rany. Naprawdę nie było tak źle. Po prostu trochę źle się czuł. Teraz, gdy w końcu skończył zajmować się przyjaciółką, mógł zając się wypełnianiem jej prośby. — Daj mi kilka chwil, przejdę się na zaplecze i przyniosę ci te eliksiry. Masz, wypij to. Pobudzi cię — mówiąc to, wsunął jej w rękę niewielki flakonik mocno miętowego eliksiru. Posłał jej jeszcze lekki, zmęczony uśmiech, po czym ruszył za ladę i zniknął za znajdującymi się tam drzwiami. Panował tutaj niezły chaos, bo razem z rodzicami wyciągali kolejne materiały, z pomocą których zajmowali się kolejnymi rannymi. Na szczęście ich zapasy były na tyle spore, że znalazł ich trochę dla Brenny. Przy okazji przygotował też kilka szybkich mikstur i maści. — Powinno wystarczyć, przynajmniej na ten moment — zadeklarował, stawiając przed kobietą średniej wielkości pudełko wypełnione różnorakimi fiolkami oraz materiałami medycznymi. — Jeśli czegoś nie wyleczycie zaklęciem, to powinno pomóc. Brenna... uważaj na siebie, okey? — dodał jeszcze, zerkając na nią ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Po części przejmował się nią, ale jego myśli krążyły także wokół wspomnianej wcześniej Viorici. — Pewnie masz rację. Vior jest rozsądna, na pewno nie zrobiłaby nic głupiego. Po prostu... martwię się. Chciałem tam pójść, ale mamy za dużo pacjentów. Ja... gdybyś coś usłyszała, to daj znać. Proszę — dokończył, nerwowo zaciskając dłonie na brzegu stołu. RE: [09.09] Masz kawałek bandaża? - Brenna Longbottom - 20.06.2025 – Wzajemnie – odparła Brenna natychmiast, bo Cedric wyglądał jakby potrzebował pomocy medycznej oraz kilku godzin snu. Ale nawet nie próbowała nalegać, aby odpoczął: doskonale wiedziała, że przynajmniej przez jakiś czas nie było to możliwe. Ona mogła jeszcze jakoś pomóc ludziom, przekazać informacje, zabrać rzeczy, wyciągnąć kogoś spod gruzów. On mógł opatrzeć kogoś rannego. I jeśli po prostu poszliby spać… nie zmieniłoby to w żaden sposób losów tej wojny: ale mogłoby zmienić na gorsze przeznaczenie dwóch czy trzech osób. – Dzięki. Solennie obiecuję, że za kilka godzin zgłoszę się do Munga – przyrzekła, kiedy jako tako ogarnął jej rękę i oparzenia. Nie zamierzała w tej chwili chwalić się tymi mniej poważnymi obrażeniami: one musiały poczekać. Teraz i tak uzdrowiciele mieli bardziej rannych, a ona nie chciała tracić czasu, póki jeszcze była w stanie cokolwiek zrobić. Skrzywiła się lekko na opowieść Cedrica, bo wybuchająca szyba brzmiała… brzmiała jak coś głupiego: jak coś, co mogło doprowadzić do głupiej, niepotrzebnej śmierci. Jak mało brakowało, aby Cedric Lupin stracił tej nocy życie? Ta myśl nie paraliżowała Brenny, bo gdyby tak się działo, nie zdołałaby w ostatnich godzinach ruszyć się z miejsca, zbyt spanikowana, aby działać. Pozostawiała jednak po sobie okruch lodu, jeden z wielu, wbijających się gdzieś od środka, nietopniejących mimo ogni Spalonej Nocy. – Powiedziałabym, żebyś wpadł do Nory, to nasz punkt zbiórki, ale pewnie masz tu ręce pełne roboty – szepnęła do niego, bardzo cicho, by przypadkiem ktoś tego nie usłyszał, kiedy przyniósł swoje specyfiki. – P r o s z ę, jak trochę się uspokoi, niech ktoś ogarnie porządnie tę ranę, dobrze? I postaram się sprawdzić mieszkanie Viorici – obiecała. Teraz miała zamiar teleportować się do Nory, ale chciała tam tylko zobaczyć, kto dotarł, wymienić się informacjami, najważniejszymi potrzebami – jeżeli ktoś przypadkiem nie odkrył głównej bazy śmierciożerców, na którą natychmiast trzeba będzie przeprowadzić rajd, po świcie mogła się teleportować pod dom dziewczyny. – Też uważaj, a gdyby coś się działo, wołaj, Ceddy – rzuciła, stukając się lekko w skroń, bo miała na myśli fale. A potem uściskała go krótko, niezbyt mocno: oboje byli trochę zbyt poobijani na to, aby mogła sobie pozwolić na naprawdę porządny uścisk. I wycofała się, pozostawiając go z jego pracą. Ona musiała wykonać swoją. Koniec sesji
[inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=XfKy7uD.jpeg[/inny avek] |