![]() |
[1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29) +--- Dział: Wyspy Brytyjskie (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=30) +--- Wątek: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas (/showthread.php?tid=5007) Strony:
1
2
|
[1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Thomas Figg - 29.07.2025 adnotacja moderatora
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic Zostanie samemu, kiedy nie jest się w stanie nic zobaczyć jest nie ukrywając po prostu nudne - nie miał absolutnie pojęcia co robić. Normalnie zająłby się jednym ze swoich badań, czytaniem książek, a nawet majsterkowaniem przy mechanizmach i zabezpieczeniach Stawu... Ale wszystko to wymagało od niego możliwości widzenia. Jakież to jednocześnie dziwne, kiedy tak nie masz co robić i jednocześnie nie zdajesz sobie sprawy z tego jak wolno czas płynie, wydaje ci się, że jedynie minęło kilka sekund... I nie wiesz czy to prawda, bo nie masz jak tego sprawdzić. Może by przekomarzał się z Pazurem, ale kot został nadal w Londynie, w sumie tego by mu jeszcze brakowało, docinek Kapitana na temat jego stanu. Miał za to niezwykle dużo czasu na to, żeby móc sobie myśleć, - bo co innego miał robić niewidomy. Leżał na łóżku i ostrożnie chodził po pokoju, ale jedyne co mógł robić to być pochłoniętym swoimi myślami. A miał nad czym rozmyślać: nad sowimi wczorajszym wyznaniem, nad tym co mówiła rano Millie, nad tym co oznaczała obecność Basiliusa. Problemem był fakt, że na żadne z zadanych sobie pytań nie miał odpowiedzi. To trochę jakby ktoś wsadzał kieszeni poplątany sznurek i z powrotem go wyciągał po chwili w nadziei, że ten będzie już rozwiązany - tak samo jego zagwozdki tylko bardziej się pogłębiały. Nic tak dobrze nie mierzy upływu czasu jak fakt, że zaczął słyszeć i czuć jak brzuch mu burczy z głodu. Nie miał pojęcia czy minęło ledwie pięć minut od czasu jak Millie zniknęła. Ale nie mógł dłużej już czekać, musiał coś zjeść. MArchewki, musi zjeść marchewki! One przecież pomagają na wzrok, to może jak zje dwie to mu się szybciej oczy naprawią. Kierowany tą żelazną logiką ruszył w stronę kuchni. Bardzo powoli i ostrożnie - wolałbym nie spaść ze szczytu schodów na sam dół, to dopiero by było bolesne i przeszkadzało w szybkiej rekonwalescencji. Dopiero na półpiętrze zorientował się, że przecież mógł się teleportować, dobrze znał układ kuchni. Dlatego zaraz też zniknął i pojawił się na dole - w samym środku kuchni. - Mhm, ale jak ja kurwa znajdę marchewki. Czy one w ogóle tu są - burknął do siebie, bo nie zwracał zbytniej uwagi na zapamiętywanie gdzie dokładnie co leży, kiedy miał zmysł wzroku nie musiał o to tak dbać, wystarczyło się rozejrzeć. Dlatego zrobił to co, każdy szanowany się czarodziej na jego miejscu by zrobił - nie, nie posłużył się magią, aby przyzwać do siebie marchewki - zaczął po omacku szukać ich po szafkach. RE: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Millie Moody - 14.08.2025 Alastor był bezpieczny i to była niewątpliwie najważniejsza informacja dnia. Miles spaliła stanowczo zbyt dużo energii na panikowanie, gdy nie odnalazła go w miejscu w którym spodziewała się go odnaleźć. Nie był w miejscu najmniej prawdopodobnym, ale oczyma wyobraźni widziała już zdecydowanie zbyt wiele, a jej serce wciąż się tak naprawdę nie uspokoiło. Oczywiście przy nim zgrywała twardzielkę, jak uczył ich stary dupek Moody, ale teraz gdy teleportowała się na powrót do Księżycowego, jej serce łopotało jak młode krucze na uwięzi. Przeszła przez hol i właściwie chciała od razu iść na górę do sypialni, gdy usłyszała odgłosy buszującego w zbożu. To znaczy... Buszującego w naczyniach i garnkach. – Czy Ciebie... pojebało? A może chcesz żebym ustawiła nad Tobą Liszka, który nie pozwoliłby Ci wyjść z łóżka debilu?! To jest odpoczywanie?! Co za kurwa brak jebanej cierpliwości, przecież mówiłam że wrócę! – zaczęła się drzeć w nerwach, a może w uldze, że Alastorowi nic nie jest. Powinna być przy nim całą noc, powinna pilnować Alastora, wtedy może nie dopadłyby ich widma, wtedy Thomas nie rozjebałby sobie oczu, wtedy może wszystko wyglądałoby... Mimo dość krótkich nóg długość kuchni pokonała w zaskakująco szybkim czasie, dopadając do ślepego i zadzierając jego głowę gwałtownie ku górze. Trzymała ją oburącz przypatrując się uważnie opatrunkowi, ustawiając ją pod odpowiednim kontem jak przerośniętą piłkę do której ktoś omyłkowo przyczepił resztę ciała. – Prewett mnie zajebie, jak się okaże, że Cię nie dopilnowałam, a ja wtedy zajebie Ciebie kurwa jesteś niegrzecznym chłopcem! – burczała, ale nieco spokojniej już, bo na bieli nie było czerwonych zacieków. A potem westchnęła sama na siebie rozglądając się po kuchni, która poza miejscem do produkcji kawy nie była jej jakoś bliskim miejscem. Nie miała za bardzo pojęcia co gdzie jest i dlaczego. Westchnęła ciężko. – Kanapkę z masłem orzechowym? RE: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Thomas Figg - 19.08.2025 Nie słyszał, żeby ktoś wchodził do kuchni, zbyt zajęty szukaniem marchewek, w sumie to nawet nie miał na nie ochoty, dlaczego więc miałby je dalej szukać. Aż wypuścił z rąk kubek, który z brzękiem potoczył się po półce szafki - kiedy usłyszał głos Millie. - Więc to, że jak tracisz jeden zmysł to wyostrzają się inne to bujda - mruknął do siebie, teatralnie łapiąc się za klatkę piersiową. Odwrócił głowę w stronę, z której jak mu się wydawało dobiegał głos Moody, jednak zwrócony był tak o dwa metry za bardzo w prawo. - Próbowałaś kiedyś leżeć i nic nie robić? Bo nie widzisz nawet czubka swojego nosa. Nie mogłem się za nic zabrać, co tam miałem robić przez cały czas? Uznałem, że skoro mam całe nogi i ręce to zrobię sobie coś do jedzenia - jakby na potwierdzenie jego słów, brzuch dość głośno wyraził dezaprobatę, że nadal nic nie zjadł. Drgnął kiedy go dotknęła, był po prostu zaskoczony, niemożność dostrzeżenia tego co się dzieje wokół niego była irytująca, na całe szczęście Basilius coś wspominał, że dzisiaj wieczorem będzie już odzyskiwał wzrok? Oby kurwa. - Czemu miałby zajebać ciebie, jeśli to ja bym coś sobie zrobił? - zapytał zanim połączył wątki i dał się jej obejrzeć. - Wszyscy kłamali, rycerz po uratowaniu księżniczki nie dostaje buziaków tylko reprymendy, muszę to zanotować w notesie, żeby nie zapomnieć - mruknął udając, że się naburmuszył, ale wspomnienie o jedzeniu natychmiast stracił zainteresowanie tym przedstawieniem. - Właści... - już chciał powiedzieć o tych marchewkach i tym, że gdzieś chyba była zupa dyniowa schowana. Ale z drugiej strony nie chciał, żeby poświęcała zbyt wiele czasu na robienie mu jedzenia, nie czuł się z tym najlepiej, przecież mógłby zrobić je sobie sam (brudząc przy tym ponad połowę kuchni). - Chętnie, po... - urwał znów w pół słowa, bo jak jej niby miał pomóc, coś podać? Dłużej by szukał. - Kanapki brzmią dobrze - dokończył koślawo. RE: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Millie Moody - 19.08.2025 Tommy jojczał na zmysły, że mu się nie aktywowały. A przecież był Figgiem, nie odgrażał się wczoraj ile to ma żyć w zapasie? Coś tam matematyka nie matematykowała, ale nie jej było oceniać. - Nie zesraj się - poczuła go życzliwie i zaczęła przygotowywać kanapki. Bardzo dobrze rozumiała ten stan, kiedy nie można było się ruszać. Pierwszy raz doświadczyła tego w szkole, jak rozjebała się na miotle i w skrzydle szpitalnym Alexander Pierdolony Mulciber szorował nią mentalnie podłogę. Nie. Pierwszy raz doświadczyła tego jak była dzieckiem i pierwszy raz zapłakała za mamą, która nigdy już nie poszczesze jej włosów. Co jej wtedy powiedział Aaron? Że ma być twarda? Że ma zamknąć w końcu ryj? Tydzień siedziała w swoim pokoju i udawała, że mama zabrała ją ze sobą. Że jest jak ona cicha i nikomu nie przeszkadza. Że jest martwa. - Kurwa stary rozumiem. Jak charłaki wyszły na ulicę to oberwałam z wykurwistej klątwy i też mnie zmogło. Papcio Ci potwierdzi, bo robił za moją niańkę wtedy. Ale byłam wkurwiona. Zjebałam się z łóżka i było tylko gorzej bo ten kutas nie przyszedł mi pomóc. Mówił, że to mi wykształci charakter. Jebani wróżbici. - Jebać trzecie oko. Kto niby tego potrzebował? Tymczasem Tommy brzęczał dalej i był przy tym słodko irytujący. Pieszczoszek. - Widać że Ci coś się z oczami pojebało już wcześniej, bo kurwa żadna ze mnie księżniczka. - sarknęła chlastając masłem orzechowym zadowolona z siebie. Też znalazła gdzieś dżem. Truskawkowy ale znalezionemu dżemowi w zęby się nie zagląda czy coś. - Ale dobrze, buziaczki będą wieczorem jak tak Ci ich brakuje. Może pomogą proces leczenia i zagwarantują mnie, że jak skoczę po Liszka to zostaniesz z dupą w łóżku. Kojarzysz taki termin jak odsypianie? - zakpiła, po czym zgarnęła kanapki jak jeszcze Thomas oferował pomoc. Szybkie i skuteczne. - Dobra... mm nie wiem, chyba bez sensu się teleportować, tepanie tutaj nie wychodzi mi jakoś wybitnie pamietasz jak próbowałam skoczyć Ci na plecy? Czy z pamięcią też nie bardzo? Choć złap mnie za ramię - podsunęła mu się pod rękę. RE: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Thomas Figg - 21.08.2025 - Na to już za późno, byłem zanim tu przyszedłem - odpowiedział całkowicie spokojnie cały czas próbując zwracać się przodem do Millie, ale to było równie łatwe co szukanie igły w stogu siana. Dlatego najczęściej był zwrócony przodem do jakiejś ściany, omijając ją o dobre dwa metry. - Zjebanie się z łóżka też przecież już zaliczyłem i nic złego się nie stało. Basi... Liszek, przecie mnie potem sprawdził i mówił tylko, żebym uważał. I uważałem! Nie byłem głupi nie schodziłem po schodach, bo poręcz na nich jest średnio wzbudzająca zaufanie... - urwał bo czy teleportowanie się w tym stanie było odpowiedzialne? No chyba kurwa nie. Dlatego gorączkowo chciał znaleźć inny temat. - Ten cały galimatias charłaczy, jak to było? Bo wiem o nim tylko tyle co mi opowiedziano i z gazet - czasami miał wrażenie, że całe te narodziny mroku przespał, ale cóż nie mógł być w dwóch miejscach na raz. Byłeś zbyt zajęty pielęgnowaniem własnego mroku, c'nie? Usłyszał szyderczy głos, który postanowił zignorować, wystarczyło, że praktycznie co noc odwiedzał te jaskinie, w której widział umierającą Millie. - Sraty pierdaty, możesz se mówić co chcesz ja swoje wiem. Ale wiesz, byłaś wtedy damą w opresji, więc nie mogłem stać z boku - wzruszył ramionami, chociaż po ustach błąkał mu się ten szelmowski uśmiech, jakby chciał się prężyć niczym kogut. Dobrze że tego nie zrobił, w sumie nie pytał jej dlaczego tak wtedy skamieniała, raczej nikt jej petrificusem nie trafił. - Sen jest dla słabych, kochana, wyśpię się po śmierci - to już mu weszło w krew, kiedy ktoś pytał go o to czy się wysypia i sugerował, że powinien trochę odespać. Pamięć mięśniowa niemal odpowiadała za to, chociaż zazwyczaj było to po kolejnej nieprzespanej nocy, kiedy z kubkiem parującej kawy w ręce i jajkiem w gębie kontynuował pracę. - Ale słowo się rzekło, tak zaopiekowany obiecuje być posłuszny i grzeczny - tym razem to bardzo szeroko się uśmiechnął, zadowolony z siebie? Bardziej z tego co mu obiecano. Kiedy się podsunęła najpierw poczuł jej zapach niż w jakikolwiek inny sposób wyczuł obecność. Dlatego po sekundzie łapania powietrza złapał wreszcie za ramię Millie. Niby wiedział jaka jest drobna, ale teraz nie widząc tego, a jedynie czując, to było zupełnie inne doznanie. Dlatego zgrabnie zamiast tak trzymać się na odległość przesunął dłoń na drugie jej ramię, obejmując ją w uścisku, przyciągając do siebie. - Czy ja wiem, dostałem się tu telepo... - urwał bo właśnie zdał sobie, że się wygadał. - Nie odmówię wędrówki, ale jak chcesz szybciej się znaleźć w pokoju to warto zaryzykować... Mam jeszcze te siedem żyć - wyszczerzył się przy tym jakby właśnie powiedział niesamowicie śmieszny kawał. RE: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Millie Moody - 21.08.2025 Parsknęła na jego absurdalne tłumaczenie, czując po nieco zbyt intensywnym przedpołudniu przyjemne odprężenie. Jakby można było w trakcie wojny teleportować sie w sam środek raju, żeby wylizać rany, odpocząć, przeformuować szyki. Potrzebowała tego. Oni potrzebowali, wszyscy. Mieszkanie tutaj to był dobry pomysł, przynajmniej jej obrazy nie poszły z dymem. Nie żeby zamierzała je kończyć. - Tak właśnie, możemy się tepać ile wlezie, bo Liszek będzie pod ręką, żeby nas składać toż to układ doskonały! - uśmiechnęła się do Thomasa, choć to nie była świeża myśl, a jedna z głównych stojących za pomysłem, aby go zabrać prosto od Nory tutaj właśnie do Stawu. Lekarz na miejscu i to w dodatku klątwołamacz - to dawało im niezłą bazę na późniejsze desanty i odczynianie klątw w domach rodzin, które były włączone w zakonną sieć. Dlatego też nie czekając dłożej, złapała Thomasa mocniej w pas i siup... ... przeniosła ich do pokoju. Usadziła mężczyznę na zmiędrolonym łóżku w którym spędził noc. Pościel była do wymiany - byli przecież zbyt zmęczeni, żeby ogarnąć się przed spaniem więc wszystko było w sadzy. - Dobra dobra, masz kanapki, w ryj se trafisz, ja tu muszę trochę ogarnąć jak ma tu Basil z nami mieszkać do czasu znalezienia sposobu na te gówna co macie w mieszkaniach. Bo Nora też coś złapała słyszałam jo, mówiłesz? Ręce na szyi widmowe? W każdym razie... uh.. - wsparła się w obliczu kataklizmu jakim był jej pokój. Figg wchodził tu na własną odpowiedzialność, ale przed Prewettem troche siara mimo wszystko. - Nie żeby wiesz, Liszek widział gorsze rzeczy jak z bratem mieszkaliśmy jeszcze na Pokątnej. Jednego razu tak pochlaliśmy, że jak się obudził to nie poznał, że to nadal mój pokój. Teraz jednak jakoś musimy się... Ej myślisz, że moglibyśmy złączyć łóżka? Mam wrażenie, że byłoby wygodniej. - zamyśliła się na moment przestając zbierać brudne ciuchy z podłogi, które jeszcze przedwczoraj wydawaly jej się "jeszcze można było założyć" a teraz miała wrażenie, że każda skarpetka smierdziała na kilometr francuskim serem z najgorszej półki. -Pomyślałam, że moglibyśmy pograć w karty jak wróci z pracy. To go zawsze odprężało. To i debilne zakłady. Jestem przekonana, że znajdziecie wspólny język w mniej niż trzydzieści sekund. - zmarszczyła brwi - Mieliście już szansę wcześniej ze sobą pracować? Robiłeś mu jakąś... nie wiem... miesję rekrutacyjną na zlecenie Brenki? - kontynuowała rozmowę totalnie zapominając w tym wszystkim, że miała gadać o charłakach. Nienawidziła tego okresu w swoim życiu i nie lubiła do niego wracać, ale nawet nie zrobiła tego świadomie. Ot po prostu... były ważniejsze rzeczy, którymi można było zająć ręce. RE: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Thomas Figg - 23.08.2025 - Wiadomo, nie możemy mu pozwolić, żeby wyszedł z wprawy, jeszcze by go zwolnili z pracy wtedy - zażartował jeszcze nim Millie przeniosła ich do jej pokoju na poddaszu. Nozdrza znowu wypełnił mu ten dziwny miks zapachów, farby, rozpuszczalnik, zapach pogorzeliska i potu. Zdecydowanie wczoraj nie mieli ani sił, ani przebłysku, żeby zadbać o cokolwiek niż tylko legnąć niemal tam gdzie stali. Gdyby tylko mógł, to właśnie z kanapką w ręce by świrował wzrokiem Moody, kiedy ta zaczęła się krzątać po pokoju. Po jej słowach tak jakby głód zniknął a w żołądku pojawiła się ciężka ołowiana kula. I pomysleć, że jeszcze wczoraj był taki uradowany, że udało mu się wyznać w końcu to co do niej czuje. A dzisiaj? Czyżby to był efekt tego? Ale przecież... Czyżby dał się ponieść chwili i mylnie odczytał te wszystkie znaki ostatnich dni? Spędzali dość sporo czasu razem tu w Stawie i przez te atmosferę... Ale przecież nigdy nie odpowiedziała, że też coś d niego czuje. "Wiem" - odbijało się teraz echem w jego głowie. Ohh, liczyłeś na szczęśliwy zakończenie? Biedny Tomeczek Kpił z niego głos i nawet jeśli bardzo nie chciał to nie potrafił się z nim nie zgodzić. Kilkukrotnie otwierał już usta, żeby zadać pytanie, to co nurtowało, ale nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Odgryzł kawałek kanapki, żując ją jakby była zrobiona z opony, stracił apetyt, ale nie mógł wyrzucić jedzenia. Może gdyby był w stanie na nią spojrzeć, to coś by wyczytał z jej zachowania, postawy, mimiki twarzy. Cokolwiek kurwa poza tą wszechobecną czernią. We frustracji chciał zerwać z głowy bandaż, ale powstrzymał się. - Nie wiem co to było, coś jakby zaczynało mnie dusić, ale nikogo nie było tam chyba wtedy ze mną. Nie wiem czy to nie był sen - odpowiedział zgodnie z prawdą, nie miał absolutnie żadnej pewności co się wtedy wydarzyło, czy to nie był tylko koszmar płytkiego snu? A może faktycznie coś wisiało w domu jego siostry. W głowie jednak kołatało mu się jedno ważne pytanie, które nie potrafiło dobyć się na głos spomiędzy jego warg. Jednak czuł coraz bardziej zaczyna mu ciążyć, nie potrafił nawet przed samym sobą wyartykułować o co chodzi., dlaczego nagle czuje się taki podminowany. - Myślę, że jako medyk widział gorsze pobojowiska niż bałagan w twoim pokoju, nie musisz teraz chorobliwie sprzątać - wysilił się nawet na żart i uśmiechnięcie po tym jak z trudem przełknął kawałek kanapki. Zawiezie zaczął zaraz też gryźć kanapkę, kęs po kęsie, żując długo i przełykając z trudem. - Złączenie łóżek to całkiem dobry pomysł. Ale wiesz, mogę zawsze wrócić do siebie, będzie wam wtedy wygodniej - powiedział z na wpół zjedzoną kanapką wciąż w ręce, zdecydowanie jednak nie ukrył swojej niepewności, czyżby faktycznie przez pojawienie się Basiliusa chciała wytyczyć nowe granice? Odepchnąć go, bo jednak zbliżył się za bardzo? - Chcesz mieć ogrywać w karty, bo nie będę widział czy mi w nie patrzysz, ani jak mi idzie? - zażartował, choć śmiech był bardzo krótki. - Znamy się ze szkoły, kiedyś razem pracowaliśmy nad klątwami. Chociaż pracowaliśmy to dużo powiedziane, wymienialiśmy listy głównie - wyjaśnił, bo jakby nie patrzeć cieżko byłoby im pracować razem kiedy Prewett był w Mungu, a Figg tułał się po świecie. A wspomnienia o magomedyku karmiły jego obawy, że faktycznie jest coś na rzeczy, ale gdyby tak było to czy Millie nie powiedziałaby wprost? Nie była osobą, która owija coś w bawełnę. Ohh po prostu nie chce być okrutna bo się uszkodziłeś pomagając jej - A jak to jest z wami? Coś was łączy? - usłyszał własny głos jak zadaje pytanie, które od dłuższej chwili kołatało mu w głowie, ale zdecydowanie nie chciał go wypowiedzieć na głos. Aż sam był w szoku i siedział teraz z lekko rozchylonymi ustami, gdy dotarło do niego, jak bezpośrednio ugryzł dręczący go temat, choć normalnie unikał takich bardziej niż ognia - tak teraz chwytał byka za rogi, czy to nadal Thomas? RE: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Millie Moody - 23.08.2025 Zignorowała jego nagłą zmianę w głosie, bo przecież opowiadał o duszących potworach z niebytu, które zostawiały osmolone ślady na szyi. Ale teoria ze snem też była zasadna. Sny były pojebane. Z impetem otworzyła okno, a do środka wspadł przyjemny, nieco wilgotny zapach ciągnący od stawu i lasu. Była zbyt zajęta sprzątaniem, żeby zauważyć jak jej rozmówca zwija się w sobie. Z resztą należała do rodziny Moody, która słynęła z wielu rzeczy, ale empatia z pewnością nie była jedną z nich. To Thomas miał wrażliwe serce i widział pomiędzy wierszami. To znaczy... może niekoniecznie w tej chwili. - Ja pierdole, no masz racje, to mógł być sen, ach totalnie kumam pojebane sny potrafią zrobić sieczkę z mózgu, nienawidzę szczerze, kurwa jakby się dało je wyciągnąć z głowy i wkładać do jakiś pojebanych słoików. Pff, pewnie się da, tylko jesteśmy za głupi, żeby dokopać się do tej sekretnej techniki, a w Hogzie tylko jada jada transmutacja kielicha w szczura, bo kurwa najważniejsze to mieć więcej szczurów w domu. - bablała, wciskając ciuchy na pych do szafy, ale nie zdawało to egzaminu. Poza tym gdzieś Bazyliszek powinien móc zostawić swoje rzeczy. Z pewnością też się rozpromieniła na to, żę Thomas uznał jej pomysł ze złączeniem łóżek za dobry, a zaraz potem poczuł palnięcie w łeb na jojczenie, że może sobie pójść. - Absolutnie nie możesz wrócić do siebie. To niedorzeczne! Oboje wiemy jak wyglądał Twój ostatni tydzień w nocy i jakby wyglądał, gdybyś spał ze mną przez ścianę. Poza tym... mi to też pomaga, widzisz teraz Cię nie było obok i od razu miałam jakieś pojebane sny. Nie wiem jak to działa. Moze to jakieś ukryte moce Figgów? Musiałabym kiedyś przespać się z Norą i sprawdzić. - Cmoknęła radośnie w powietrze (bo buziaczki były obiecane na wieczór, za wzorowe leżenie w łóżku i odpoczywanie podczas jej nieobecności). - Dobra, masz rację, bo myślałam, że Ci się polepszy a może Ci się nie polepszy hmm.. to najwyżej będzizemy w jednej drużynie. Ej to nawet lepiej bo wiecej fantów do zastawiania! Co dwie głowy to nie jedna hmm? Tylko trzeba będzie obmyślić jakiś zajebisty szyfr, dzięki któremu Liszek nie skapnie się jak Ci będę mówić jakie mamy karty ale to składam na Twoją głowę, bo ja jestem... jestem beznadziejna w pokera. To ja Ci będę mówić i patrzeć, a Ty decydować. Dojedziemy go! - powiedziała, jakby na prawdę w to wierzyła, a potem PUF zniknęła i PUF pojawiłą się znowu z wielkim koszem w rękach. - Pierdole, dam to wszystko do prania razem z naszymi spalononocnymi szmatami. Dobrze, że rano się umyliśmy co nie? Kurwa listy no nieźle, ja to bym totalnie nie miała cierpliwości, wiesz pisze tragicznie, nikomu nie chce się tego czytac. - Wypełniała sobą przestrzeń nader skutecznie, umilając mu dzień swoim trajkotem. Choć z drugiej strony... jej determinacja w dodaniu kolejnego współlokatora do pokoju zjebała mu również ten dzień. Czy bilans w takich chwilach mógł wypaść na zero? Pytanie Thomasa wybiło ją z rytmu. Zamarła z rzeczami i zamrugała kilkukrotnie gdy dotarło do niej to pytanie. Kurwa - Liszek jest moim przyjacielem, wiesz? - powiedziała miękko, porzuciwszy na moment ciuchy i przycupując na łóżku obok mężczyzny, dostrzegając teraz pewne objawy jego nieszczęśliwości. Czy pamiętała jego wyznanie? Kto mógłby zapomnieć. Czy chciała je pamiętać? Nie złapała go za rękę, ale pozwoliła sobie siedzieć bardzo blisko. Biodro przy biodrze. Udo przy udzie. - Był ze mną, jak mnie srogo pojebało kilka lat temu. Mogłam... mogłam mu powiedzieć kilka takich... najbardziej zjebanych rzeczy, które rozjebywały mi głowe od środka i nie wiem. Nie wiem czy byśmy gadali teraz, gdyby nie on - przełknęła ślinę. Liszek wiedział dużo za dużo jak na kawiarnianą znajomość, którą był na samym początku. - Jak jest obok, to mam poczucie, że ktoś ma kontrolę. Że ha! Że w pokoju jest ktoś dorosły i odpowiedzialny. Martwie się o Ciebie wiesz? I o siebie. Chciałabym, żeby był blisko przez ten trudny czas i... słuchaj mam taki zajebisty plan jak Ci wrócią oczy! Sczaj to! - poderwała się gwałtownie rozkładając ręce jak sztukmistrzyni: - Zrobimy se zajebiste uniformy i zostaniemy ekipą klątwołamaczy zakonowych. Znaczy ja nie, bo jestem debilem, ale mogę nas transportować na dalekie odległości z całkiem niezłą skutecznością. No i gadać z ludźmi. Mogę być twarzą. Wy będziecie robić robotę, a ja zbierać zeznania i takie tam. Procedury. Myślałam jaki kolor by do nas pasował najbardziej i myślałam nad czerwonym, ale chyba się ludziom będzie źle kojarzył. Będziemy zajebistym zespołem tylko musimy wymyślić nazwę! Jeszcze nic nie mówiłam Liszkowi, ale będziemy razem mieć 100% skuteczności. Z jego mózgiem i Twoją intuicją rozbijecie te kutasiarskie klątwy raz dwa! !Strach przed imieniem RE: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Pan Losu - 23.08.2025 Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach. RE: [1972.09.09] A zupa była za słona | Księżycowy Staw | Miles & Thomas - Thomas Figg - 25.08.2025 Chciał czy nie, nie mógł powstrzymać parsknięcia po jej krótkim i jakże życiowym rancie na temat tego czego uczono ich w Hogwarcie. Trochę ją rozumiał, wbrew pozorom ale nauka w szkole nijak się miała do tego, co ich czekało w życiu, a przynajmniej z jego doświadczenia tak wychodziło. Może kiedy prowadziło się stateczne życie na wyspach... Chociaż nie, z tego co kojarzył to też. - Au, nie powinnaś bić rannego, Basilius będzie krzyczał! - oburzył się na palnięcie w głowę, ale cóż nie mógł powstrzymać uśmiechu, który błąkał mu się po ustach. Czuł swego rodzaju radość, że tak stanowczo go zatrzymuje tutaj, co nie zmniejszało poczucia zagubienia. Zaczynał rozumieć jeszcze mniej, tak jakby wczoraj, czy zanim zaczęli rozmawiać rozumiał więcej. Relacje z ludźmi nie były jego mocną stroną, zdecydowanie łatwiej było pisać listy... - Kot przytulanka spełnia swoje zadanie? - zapytał żartobliwie ale zaraz dodał. - Skłamałbym gdyby powiedział, że nie mam podobnie. Dlatego nie wiem czemu wpadłaś na ten genialny pomysłowy spania na podłodze - mruknął i zaczął grzebać w kieszeni po omacku wyciągając paczkę fajek, zdecydowanie przydałoby mu się zapalić w sumie ostatni raz palił jeszcze wczorajszej nocy. Zawahał się jednak z paczką w ręce. - Nah, to moja supermoc, Nora jej nie będzie miała. Nie zdążył nic powiedzieć na jej misterny plan, bardzo sprytny plan, bo zniknęła teleportując się poza pokój. Normalnie by brwi zmarszczył, ale obecnie to by żadnego efektu spod bandaży nie dało. Po kolejnym odgłosie teleportacji wrócił do rozmowy. - Planujesz tak jakbyś już się z nim o coś założyła, zanim w ogóle gra się zaczęła - choć miało to być żartem to trochę się zastanawiał czy tak nie było na rzeczy. Może mu się odgrażała, że go pokona w kartach, albo coś? - Zobaczymy jak to będzie wieczorem. Chociaż najchętniej to już bym zdjął ten jebany bandaż, wszystko mnie swędzi - próbował rozmasować sobie część czoła nie dotykając oczu, wiedział, że nie powinien tego tykać, to jednak uczucie było na tyle nieznośne. Wbrew pozorom obecna żywiołowość Millie sprawiała, że czuł się lepiej, bez pomocy oczu dawała mu jaśniejszy obraz całej sytuacji. Może mylny, może faktyczny, czas pokaże. To, ze chwycił w przypływie chwili byka za rogi, nie znaczyło ,ze zamierzał się z nim mocować do utraty tchu. - Wiesz, jak siedzisz w jakimś Peru, Australii czy innym gównie, skąd nie sposób się przeteleteportować na obiadek czy za pomocą kominka, to listy to jedyne co ci zostaje. Choć i one docierają najcześciej po kilku tygodniach.- wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia czy jego listy były znośne i czytelne, ale skoro dostawał odpowiedzi, to przynajmniej nie były totalnym dnem nadającym się do rozpałki jedynie. W tej chwili cieszył się, że jedynie dolna część jego twarzy jest widoczna, łatwiej było naciągnąć maskę bez konieczności angażowania do tego oczu. Choć to był już niemal naturalny odruch dla niego, to jednak teraz się zawahał. Bawiąc się trzymaną paczką fajek, obrał ją w dłoniach nerwowo. Poczuł jak łóżko ugina się tuż obok niego ,a mózg z opóźnieniem rejestruje to co powiedziała. - Och, wiesz... Pytam bo... Nie chciałbym wam przeszkadzać, gdyby coś. Ja sobie dam radę - wydukał próbując jakoś wytłumaczyć swoja chwilę wścibstwa. Czy zorientowała się, dlaczego zadał pytanie? Miał nadzieję, że jednak nie. Jeszcze by opacznie to zrozumiała, że jej wypomina swoje wyznanie i oczekuje jakichś deklaracji... Ciekawe kim ty dla niej jesteś Uszczypliwie przypomniał o sobie głos w głowie, który szybko zagłuszyły słowa Millie. O tym kim jest dla niej będzie się zastanawiał kiedy indziej. Siedziała tuż obok, co pozwoliło mu uśmiechnąć się, nieco nerwowo, ale za to szczerze. Wszystko to wyglądało jakby jednak niczego nie zniszczył wczoraj, aż mu kamień spadł z serca i kula w żołądku jakoś tak zmniejszyła się momentalnie. Zacisnął mocniej ręce na trzymanej paczce, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Chociaż czy to byłoby takie głupie? Złapanie jej za rękę czy proste otoczenie ramieniem, a nie siedzenie jak kłoda. - Rozumiem, wiesz, nie musisz mi tłumaczyć wszystkiego. Ja też mam takie osoby, bez których obecności w życiu zapewne zrobiłbym wiele głupot i nie miałbym okazji cię nawet poznać - odpowiedział miękko i po omacku położył jej dłoń na ramieniu, dobrze wiedział jak to jest mieć kogoś takiego w kim znajduje się oparcie będąc na dnie czy w zwykły normalny dzień. - Nie martw się o mnie, pamiętaj że mam jeszcze siedem żyć - powiedział żartobliwie. - Skoro Żniwiarz nie zdołał minę stąd zabrać jak miałem szesnaście lat to pewnie będzie mnie trzymać do dziewięćdziesięciu pieprzonych trzech - zakończył z cichym śmiechem. Zaraz jednak ucichł słuchając rozentuzjazmowanej Moody. Kiedy skończyła to roześmiał się, tak szczerze i wesoło. Może i jej nie widziała, ale oczami wyobraźni widział jak opowiada o tym planie jak gestykuluje, zupełnie jak wtedy gdy planowali uwięzienie poltergeista. Pokiwał głową na boki nadal rozbawiony. - Jak rozumiem jedyne co mogę powiedzieć to zgadzam się? Bo oczywiście to zrobię, brzmi jak zajebista przygoda! Tylko jak uniformy będą ze skóry to nie ma mowy, że je na siebie wcisnę. ale wy proszę bardzo, chętnie popatrzę - powiedział unosząc ostrzegawczo palec w górę. To jak skakali po tematach rozmowy, jak poruszali coraz to nowe wątki, było kojące, dawało powiew normalności zupełnie od ich prywatnych rozterek, jak i kwestii tego, że tam gdzieś za murami Stawu toczy się wojna. - Może żółty? Bo działamy szybko jak błyskawica! Albo fioletowy, bo... Nie wiem, jest ładny? Czerwony bym pominął, bo wiesz, wolałbym móc rozpoznać nasz kolor, a zielony może im się kojarzyć ze śmierćkami. A podczas zleceń możemy ci pokazywać co i jak, może też podłapiesz bakcyla i będziemy rozwiązywać problemy we trójkę. Poza tym, przy łamania klątw czasami spojrzenie z zewnątrz jest cenniejsze bardziej niż się może wydawać. Logicznie myśleć umiesz, więc zawsze będziesz mogła nam pomóc. Tylko będziesz musiała się nie pchać przed nas i brudną robotę zostawić nam. Nie chcielibyśmy przecież, żeby ta piękna twarz naszej ekipy została poraniona, prawda? |