Secrets of London
[18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Wersja do druku

+- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29)
+--- Dział: Wyspy Brytyjskie (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=30)
+--- Wątek: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence (/showthread.php?tid=5050)

Strony: 1 2


[18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Prudence Bletchley - 11.08.2025

[Obrazek: msP3WHw.jpeg]

18.09.1972, Exmoor

Wycieczka do kuchni okazała się być całkiem owocna. Udało im się przynieść do biblioteki trochę jedzenia, skrzaty wręczyły im nawet słodycze, część zjedli po drodze, część udało im się donieść do biblioteki do której wrócili. Zgodnie stwierdzili, że nie ma sensu podążać za wahadełkiem, zwłaszcza, że Prue wydawało się, że próbowało ją nakłonić do wejścia do piwnicy, stanowczo wyraziła co myśli o wycieczkach w tamto miejsce.

Siedzieli na dywanie, popołudnie przeszło w wieczór, a teraz nadchodziła noc. Zbliżała się północ, okna co chwilę rozświetlały kolejne błyskawice, burza nadal nie odpuszczała. Wyglądało na to, że dopiero pokazywała swoją siłę. Nie musieli się tym jednak przejmować. W rezydencji było spokojnie, najwyraźniej większość domowników już spała, albo spędzała czas w swoich sypialniach, oni wybrali bibliotekę na miejsce swojej rozrywki.

Zaczęło się dość niewinnie, bo przecież tworzyli każdy swoją ofiarę na Mabon, dość szybko jednak przeszli do wróżenia. W pomieszczeniu nadal unosił się zapach kadziła, tak właściwie dbali o to, aby zapalać kolejne, kiedy poprzednie się wypalało, spalili trochę trawy, co powodowało, że ich trzecie oko się obudziło, a może i czwarte, bo trzecie mieli tylko nie to, które mogło przewidzieć przyszłość. Dzisiaj postanowili korzystać z zupełnie innych umiejętności, w których nie byli tacy biegli.

Gdy znaleźli się ponownie w pomieszczeniu Prue zauważyła w jednej z przeszklonych szafek talię tarota. Postanowiła ją wyciągnąć, był to chyba dobry moment, aby zobaczyć co karty mają im do powiedzenia. Skoro wróżyli z dymu, później z herbacianych fusów, to mogli przejść i do tego. Nie, żeby specjalnie się na tym znali, ale kto mógł im tego zabronić? No nikt.

Rozsiadła się całkiem wygodnie na dywanie, wydawał się być dużo wygodniejszy od foteli, a do tego na podłodze mieli zdecydowanie więcej miejsca. Prudence ostrożnie tasowała karty, aby jak najbardziej je wymieszać, nie mogła pozwolić na to, aby to, co wywróży Greengrassowi nie było losowe. Przykładała wagę do szczegółów, mimo, że nie była to jej smykałka, praktycznie nigdy nie sięgała po karty, bo od zawsze to przeszłość interesowała ją dużo bardziej od przyszłości.




RE: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Ambroise Greengrass - 11.08.2025

Na szczęście dla nich obojga oraz prawdopodobnie również dla ludzi, w których towarzystwie obracali się na co dzień, Ambroise również nie zwykł wyrażać niezdrowej fascynacji zagłębianiem się w meandry przewidywania przyszłości. Zdecydowanie daleko mu było do śledzenia poczynań rzekomych wielkich profetów oraz ochoczego kiwania głową na wszystko, co sugerowali swoim słuchaczom.
Po prawdzie mówiąc, być może było to dosyć głęboko związane z tym, że przez długi czas żył z dnia na dzień, niespecjalnie dbając o to, co przydarzy się za tydzień, miesiąc bądź rok. No, przynajmniej jemu samemu. Nie widział bowiem dla siebie tej spokojnej, ułożonej przyszłości. Nie zamierzał zaprzątać sobie głowy wizjami siebie w otoczeniu utworzonej rodziny, której zdecydowanie nie planował zakładać.
Sądził, że bardzo szybko w życiu wybrał już swoją ścieżkę. Jakże mocno mylił się w tym twierdzeniu. Jak nieprzewidywalne i przekorne mogły być koleje losu. Oto bowiem znalazł się tu i teraz, dokładnie w tym miejscu. No, może nie dosłownie w bibliotece, ale...
...był szczęśliwy. Całkiem kurewsko szczęśliwy. Gdyby miał niegdyś postawić na to jakiekolwiek galeony, teraz całkiem nie przejąłby się tym, że wszystkie stracił. Być może jego, ich życie nie było usłane różami. W dalszym ciągu stawali przed wieloma wyzwaniami, jednak w gruncie rzeczy ani przez chwilę nie zamierzał narzekać na to, dokąd coraz wyraźniej zmierzała jego przyszłość.
Nie, teoretycznie nadal nie potrzebował bawić się w przewidywanie tego, co będzie. Zdecydowanie bardziej preferował obracać się wokół historii, badać to wszystko, co było, sięgając po wiedzę, która często gęsto była już prawie niedostępna, niemalże zapomniana. To było jego domeną. Zgłębianie rzekomych wielkich wydarzeń mających mieć miejsce wolał zostawiać dziadom z Departamentu Tajemnic.
No, przynajmniej na ogół, bowiem tego wieczoru bez dwóch zdań było zupełnie inaczej. Zaczęło się od wieńców i błahego, dosyć żartobliwego wróżenia z dymu, skończyło się natomiast na pliku kart tarota w rękach Prudence, która tasowała je niczym ktoś, kto naprawdę poważnie podchodził do swojej roli.
Usiadł zatem centralnie na przeciwko niej, przyglądając się poczynaniom dziewczyny i czekając na to, jaką wizję roztoczy przed nim. Sam także niespecjalnie znał się na tarocie, raczej nie sięgał po podobne akcesoria wróżbiarskie. Prawdę mówiąc, nawet nie zauważył, skąd Bletchleyówna zdobyła talię. Był zdecydowanie zbyt zajęty rozkładaniem przekąsek w taki sposób, aby mogli sięgnąć po nie z dywanu. Założył, że karty należą do niej. Nie zamierzał pytać o to, czy jest inaczej.
Zamiast tego oparł się na łokciach, spoglądając na dłonie koleżanki, w których ta bardzo uważnie przekładała tarota. Dopiero po chwili zmarszczył czoło, przypominając sobie o czymś, co chyba było całkiem istotne.
- Wziąć jakiś obrus? - Spytał, bo wydawało mu się, że to było całkiem przydatne.
Nawet jeśli rozkładali wszystko na podłodze, mogli zadbać o odpowiednią oprawę, czyż nie? Machnął więc różdżką, starając się przywołać choćby kawałek bawełnianej ceraty, najlepiej ciemny i mistyczny, a gdy ten trafił do jego ręki, dumnie rozłożył go na dywanie pomiędzy nimi.
- Voilà - rzucił z wyjątkowo wyczuwalnym samozadowoleniem. - Teraz będzie prawilny - tarot, tak, tarot...
...czy tam seans. Cholera wiedziała, jak mieli to traktować i nazywać, jeśli nie jako zwykłą zabawę we wróżby.


RE: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Prudence Bletchley - 12.08.2025

Beltchley tasowała karty, które znalazła w bibliotece. Talia nie była jej. Tak właściwie, to nigdy żadnej nie posiadała, bo nie wydawała się jej być do niczego potrzebna. Nie do końca radziła sobie z wróżeniem. Zabawne, bo przecież powinno to być jej całkiem bliskie, jednak przyszłość nigdy jej nie pociągała. Wolała przeszłość, to było jej głównym zainteresowaniem. Nie tylko przez widmowidzenie, po prostu lubiła wiedzieć, dlaczego coś się wydarzyło, czemu czyjeść życia potoczyły się tak, a nie inaczej, stąd też fascynacja historią magii. Nudziła ona wiele osób, ale nie ją. Mogła godzinami zagłębiać się w księgach opowiadających o przeszłości.

Przyszłość jej nie interesowała, jakoś nie czuła, żeby w jej życiu miało wydarzyć się coś spektakularnego, nie było sensu więc próbować przewidzieć, co mogłoby ją spotkać. Wolała nie wiedzieć, nie nastawiać się, tak było prościej, nawet jeśli to były tylko znaki, które można było odczytać na różne sposoby.

Ten dzień stanowił więc wyjątek, traktowała to, co tutaj robili raczej jak zabawę, szczególnie, że nie byli do końca trzeźwi, to miał być jakiś dziwny sposób na spędzenie tego popołudnia, a później wieczoru.

Mimo wszystko potraktowała to zadanie dosyć poważnie, może nie był to jej konik i nigdy nie miał nim być, jednak tasowała te karty, jakby faktycznie znała się na rzeczy. Uniosła wzrok znad talii i spojrzała na Ambroisa, gdy zapytał ją o obrus, wzruszyła jedynie ramionami, bo było jej to obojętne. Nim to zrobiła jednak udało mu się jakiś zorganizować. Wspaniale, robiło się tutaj naprawdę profesjonalnie, mniejsza o to, że rozłożyli się na dywanie.

Nie do końca znała całą procedurę, ale jakoś powinni sobie poradzić bez tej wiedzy, to nie miało być nic wielkiego. Ot, znalazła karty, postanowiła z nich skorzystać, tyle.

- Teraz Ty chyba powinieneś to przetasować i wybrać kartę. - Na tym skończyła się jej pewność do tego, jak powinien wyglądać ten śmieszny rytuał. Widać było, że Prue jest trochę jak dziecko we mgle, chociaż próbowała na początku udawać, że wie co robi.

Przekazała Greengrassowi talię, miała nadzieję, że ogarnęła wszystko w miarę odpowiednio, a jeśli nie? To trudno, przecież miała to być tylko zabawa, a nie usługi profesjonalnej tarocistki.




RE: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Ambroise Greengrass - 12.08.2025

Nie miał zielonego pojęcia, w jaki sposób powinna wyglądać ich mała zabawa, jednak w żadnym razie nie czuł się z tego powodu mniej pewny niż w pierwszej chwili, w której Prudence zamachała mu talią tarota tuż przed twarzą (no, na wysokości obojczyka, ale to już były detale). Nigdy nie odczuwał jakiejkolwiek potrzeby, aby dokształcać się w tym zakresie, toteż nawet w tym momencie nie przeszło mu przez myśl, że powinni wpierw zapoznać się z jakąś instrukcją obsługi czy czymś w tym rodzaju. Zresztą...
...czy był do tego w ogóle dołączony jakiś manual? Szczerze w to wątpił, bowiem gdy dziewczyna zaczęła wysuwać karty z dedykowanej szkatułki, nie było w nich niczego, co jakkolwiek mogłoby przypominać kartkę z tekstem. Nawet jeśli nie zamierzał tego powiedzieć na głos, liczył zatem na to, że Bletchleyówna zna się na tym lepiej od niego. Ba, w końcu podświadomie przypisał jej bycie właścicielką kart, toteż jednocześnie niemal instynktownie założył, że miała powiedzieć mu coś mądrego na ich temat.
Wbrew pozorom, w końcu nie zamierzał całkowicie stronić od nauki nowej umiejętności. Co prawda, nie zamierzał zaczynać profesjonalnie stawiać tarota. Przyszłość nadal wolał pozostawić na, cóż, przyszłość. Jednakże całkiem przyjemnie siedziało mu się na tym dywanie, w naprawdę szeroko wysypanym kręgu soli (ot, profilaktyka związana z rytuałami), robiąc coś, co zazwyczaj uważałby za całkowicie bezsensowne. Jak już bowiem zdążyli dojść przed paroma godzinami, niemal wszystkie profetyczne wizje i wróżby dało się interpretować w taki sposób, aby mieć zawsze jakąś rację.
Myk zdecydowanie polegał na tym, aby odpowiednio sformułować przekaz. Nie na tym, by był w stu procentach prawidłowy w kontekście wydarzeń mających mieć miejsce, o nie. Chodziło o to, żeby ludzie faktycznie uwierzyli w jakość wróżby. Aby nie dało się powiedzieć, że się nie spełniła, ewentualnie mówiąc tylko coś o tym, że okoliczności lekko uległy zmianie...
...i podobnych bujdach.
Czy Prudence miała dostać jakieś dzieło sztuki albo zacząć budzić w sobie potencjał do rządzenia otoczeniem? Z pewnością. Już teraz całkiem zgrabnie dyktowała im kolejne części wieczoru. Czy on miał posadzić jeszcze jakieś drzewo i dożyć co najmniej do Yule? Zapewne tak, nie wydawało mu się to takie nieprawdopodobne.
Oczywiście, zastanawiał się, co miały mu powiedzieć karty tarota. W obecnym stanie i przy naprawdę dobrym humorze, był całkiem wkręcony w te wszystkie wróżby. Ale czy miał fiksować się na ich punkcie? No...
...nie.
Przejął jednak grzecznie talię od Prudence, przetasowując ją pobieżnie kilka razy, po czym sięgając, aby wyciągnąć jedną z kart, zamaszystym ruchem kładąc ją na obrusie.
- Iiiiiii - karta trafiła centralnie przed nich. - Pach - zmrużył oczy, uderzając językiem o podniebienie.
Była...
...ciekawa? Chyba?

[roll=Tarot]


RE: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Prudence Bletchley - 12.08.2025

Chyba nie było żadnej instrukcji obsługi, więc może to i dobrze, że Ambroise nie zamierzał się z nią zapoznawać. Nie, żeby im to pomogło, chociaż może? Postanowili działać jednak korzystając z samego instynktu, przeczucia, jak zwał tak zwał, a że praktycznie nie istniał jeśli chodzi o rozważania związane z przyszłością? Jakoś powinni sobie poradzić i bez niego, to nie mogło być przecież takie trudne, czyż nie? Inaczej, aż tak wiele osób by się nie bawiło tymi kartami.

Greengrass nie protestował, przejął od niej talię kart, cóż nie była ona jej, ale postanowiła się nią porządzić, bo w końcu leżała sobie zupełnie bezpańska, więc nikt pewnie nie oburzy się o to, że naruszyli czyjąś własność. Gdyby komuś zależało na tych kartach, to nie byłyby tak ogólnodostępne. Prosta sprawa, prawda?

Przygotowali się do tego wróżenia całkiem zgrabnie. Nikt, ani nic nie powinno im przeszkodzić. Nie miała pojęcia, czego tym razem przyjdzie im się dowiedzieć, z drugiej strony wiedziała, że na pewno będą w stanie jakoś zinterpretować wszystko, co zobaczą. Na tym to chyba miało polegać, dopowiedzieć historię, tak, aby pasowała do karty która im się wylosuje. Nie brzmiało jakoś skomplikowanie, tak właściwie to wydawało jej się, że znowu może się okazać to całkiem niezłą zabawą, jak wszystko co dzisiaj robili.

Spoglądała na Greengrassa, kiedy przejął od niej karty, gdy wyciągał tą jedną, która miała powiedzieć mu co nieco o jego własnej przyszłości, była ciekawa, co mu się wylosuje, na pewno uda im się jakoś to ograć. Wierzyła w ich umiejętności związane z dopisywaniem historii. Do tej pory szło im to całkiem nieźle, bociany, sztalugi, drzewa i inne takie. Sporo dzisiaj widzieli, a to jeszcze nie miał być koniec. Powoli odczuwała zmęczenie, więc wydawało jej się, że po tarocie w końcu rozejdą się każde w stronę swojej sypialni, wraz z nadejściem nowego dnia.

- Co tam masz? - Wyprostowała ramiona i wychyliła się nieco do przodu, żeby zobaczyć jaką kartę wylosował jej towarzysz, nie krył się za bardzo z tym, co mu się trafiło.

- Będziesz bogaty? Duchowo, czy materialnie? - Nuda, liczyła na coś bardziej kontrowersyjnego, może dramatycznego.




RE: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Ambroise Greengrass - 12.08.2025

Poniekąd właśnie tak działali prawdziwi wróżbici, czyż nie? Bazowali na swoich przeczuciach, przypuszczeniach i doświadczeniach, opierając się o intuicję, nie o pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt stron podręcznika, które i tak gówno by im powiedziały, bo byli zbyt upaleni, żeby zapamiętać zawarte tam informacje. Otwierając swoje trzecie czy tam czwarte oko przy pomocy zioła (a więc samej Matki Natury), dostatecznie mocno aktywowali swój potencjał. Poza tym, instrukcje były dla frajerów, którzy nie potrafili płynąć z prądem. A oni przecież już wielokrotnie tego wieczoru udowodnili, że doskonale radzą sobie w praktyce, teorii teraz nie potrzebowali.
Zresztą, jeszcze ta jedna drobna wróżba i spodziewał się, że powinni zakończyć swój wspólny wieczór. I tak nieoczekiwanie spędzili razem naprawdę dużo czasu. Z dwóch godzin zrobiły się cztery, później jeszcze bardziej stracili poczucie czasu. Ostatecznie musiało być całkiem grubo po północy. W końcu byli gdzieś pośrodku korytarza, w drodze powrotnej z kuchni, gdy zegar w holu zabił dwanaście razy, robiąc to dodatkowo przy iście gotyckiej oprawie deszczu, burzy i wichury szalejącej za oknami.
Nie ma co, wybrali sobie naprawdę piękny klimat, aby rzucić się w coś, czego oboje na ogół nie praktykowali. A może to te wszystkie moce zza Zasłony postanowiły w ten sposób wyrazić aprobatę wobec tego, co robiła ta dwójka? W końcu zaczęli jeszcze w przygaszonym, ale całkiem przyjemnym świetle dnia, nie zanosiło się jeszcze wtedy na aż taką zawieruchę. A w akurat tym domu bez wątpienia dodawała ona do aury mistycyzmu, jaką tworzyli.
Przynajmniej we wnętrzach własnych głów, bowiem w rzeczywistości pokój był skrajnie zadymiony i przepełniony bardzo różnymi zapachami. Począwszy od przyjemnych kadzidłowych nut, poprzez całkiem miłą dla nosa słodycz marihuany, aż po tytoń i wszystkie te przekąski, jakie zabrali od skrzatów z kuchni. A było tam, warto dodać, naprawdę wiele różnych aromatów. Nie wszystkie z nich pochodziły przy tym od słodyczy, co w efekcie stanowiło wyjątkowo interesujące połączenie z dymem i pastą do podłogi, którą ktoś (najpewniej skrzat) wyczyścił deski, na których siedzieli na dywanie.
Też pachnącym, a jakże. Dokładnie tak jak obrusik, na który Ambroise wreszcie wyłożył pierwszą wyciągniętą kartę. Koło fortuny. Odruchowo zmarszczył nos, patrząc na talię tarota a potem na Prudence. Tak, jasne. Z pewnością była to interesująca wróżba, tyle tylko, że w jego oczach nie było w niej nic odkrywczego. Ot, potwierdzenie faktów, jakie już chyba wszyscy znali. Zero elementu zaskoczenia, nic wywołującego nadmierną ekscytację. Zdecydowanie wolałby zobaczyć coś, co byłoby trochę bardziej nieoczekiwane.
Paradoksalnie, nawet jakiś pozornie zły omen byłby przez niego całkiem mile widziany, zwłaszcza zbiegając się z uderzeniem pioruna, grzmotem i przygaśnięciem świecy. Jak na prawdziwych seansach, co nie?
- Materialnie - rzucił bez chwili zawahania, jednocześnie parskając pod nosem i bardzo nieznacznie kręcąc głową, nie ukrywając uśmieszku błąkającego się pod jego nosem. - Mentalnie już jestem najbardziej zamożny, jak tylko mogę być - nie dodawał śmiesz wątpić?, tym bardziej, że w tej chwili żartował, ale nawet niewypowiedziane, było to raczej mocno słyszalne w tonie jego głosu. - Nagle... ...do Yule?... ...tak, do Yule wzbogacę się tak mocno, że otworzę własną praktykę - rzucił luźno, odnosząc się również do poprzedniej części wróżby z fusów, ani przez chwilę nie myśląc przy tym, aby być tak ostentacyjnie zależny, żeby umieścić w tej interpretacji wżenianie się w bardzo zamożną rodzinę.
Nie bez powodu nie korzystał w zbytniej mierze z rodowej fortuny, aby teraz zmieniać zdanie i bazować na czymś, co nie było jego. Nawet jeśli bez wątpienia była to najlogiczniejsza interpretacja.
- Twoja kolej - stwierdził, wyciągając talię w kierunku dziewczyny.


RE: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Prudence Bletchley - 12.08.2025

Praktyka przecież była najważniejsza, szczególnie gdy to właśnie od niej zaczynali swoje doświadczenie z wróżbami. Teoretyczne przygotowanie mogło trwać naprawdę dużo czasu, a oni mieli jeden wieczór, jedno popołudnie. Nie spodziewała się, że to zainteresowanie podobnymi praktykami miało trwać dłużej, zapewne po tym jak cały dym opuści ich ciało, a raczej składniki, które ze sobą wtłaczał do ich organizmów to stwierdzą, że to jednak nie jest to. Nie należeli do osób, które gdybałyby na temat swojej przyszłości, a przynajmniej Prue tak się wydawało, raczej mocno stąpali po ziemi, tak to już jest z ludźmi nauki, szczególnie, że ich dodatkowe umiejętności, magiczne trzecie oko wiązało się z czymś zupełnie innym. Widzieli to, co już miało miejsce, swoją drogą chyba wyjątkowo to pasowało akurat do tej dwójki.

Nie spodziewała się, że trafi mu się taka nudna karta, no nie dało się tego inaczej określić. W jej oczach Ambroise był osobą z wyższych sfer, na pewno nie mógł narzekać na jakieś problemy materialne, czy coś. Tarot zasugerował mu więcej pieniędzy, wspaniale, może na zbliżającym się ślubie dostanie jakieś atrakcyjne prezenty, kto wie. To była chyba najprostsza interpretacja z możliwych, powinni pokusić się o coś więcej, tylko, że w tym wypadku wydawało się to tak oczywiste, że bardziej się nie dało. Nie miała pojęcia, czym obdarzali się ludzie o takim statusie, ale spodziewała się raczej bardzo wyszukanych prezentów, pewnie przeganiali się w tym, kto wymyśli coś bardziej ekscentrycznego.

Powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem, bo była nieco innego zdania. Nie chciała jednak wyśmiać Greengrassa, bo w końcu całkiem nieźle szło im dogadywanie się ze sobą, wiedziała, że jest bardzo pewny siebie, ale kurde bez przesady. - Wydawało mi się, że mentalność można rozwijać przez całe życie, skoro uważasz, że bardziej się nie da... - To był jego wybór, tylko i wyłącznie. Zdaniem Prue warto było się doskonalić przez całe życie, ale co tam ona mogła o tym wiedzieć.

- Własna praktyka brzmi nieźle, zobaczymy, czy to się sprawdzi. - Oczywiście, że się nie rozdrabniał, jak już miało mu się przytrafić coś materialnego to była własna praktyka, nie jakiś zastrzyk gotówki, biżuteria, cokolwiek - nie, własna praktyka. Jak mierzyć to wysoko, jasne jak słońce.

Kiwnęła tylko głową i wyciągnęła prawą rękę, aby sięgnąć po talię kart. Jej kolej, oczywiście. Po raz kolejny zaczęła tasować je bardzo skrupulatnie, naprawdę przykładała się do wykonywanych czynności. Nie odzywała się przy tym ani słowem, nie unosiła spojrzenia, zaangażowała się w pełni w wykonywane działanie. Nie zwlekała zbyt długo, kiedy wydawało jej się, że zajęło to odpowiednią ilość czasu wyciągnęła jedną kartę i położyła ją przed sobą.


[roll=Tarot]


RE: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Ambroise Greengrass - 12.08.2025

- Bardzo wąsko definiujesz bogactwo duchowe, moja droga - odgryzł się z połowicznym, wymownym uśmieszkiem, nie machając przy tym dłonią ani nie dodając. - Ale co ja tam wiem - bo wiedział, zdecydowanie wiedział i nie uważał, aby twierdzenie, jakie opuściło usta dziewczyny było całkowicie słusznen.
Nie zamierzał jednak w tym momencie dyskutować z nią na ten temat, bowiem nazbyt dobrze było mu z tym ich tymczasowym spokojem, nawet jeśli Prudence nad wyraz ochoczo rzucała swoimi założeniami. Oczywiście, teoretycznie mając do tego prawo, bo przecież nie zamierzał odmawiać jej możliwości wyrażania własnego zdania. A jednak, gdy robiła to w stosunku do niego, gdzieś głęboko pod powierzchnią zarzucając mu brak otwartości na dalszy rozwój mentalny, nie mógł się z nią zgodzić. Najwyraźniej tu zaczynało słabnąć ich chwilowe dogadywanie się prawie bez słów.
Cóż, żadne z nich nie zakładało, że będzie trwać wiecznie, nieprawdaż? W istocie, byli do siebie całkiem podobni, przynajmniej w pewnych aspektach i sytuacjach, ale nie mieli też całkowicie jednorodnego spojrzenia na świat. A że wychowali się w zupełnie innych kręgach, raczej prędzej aniżeli później mieli natrafić na coś, w czym zdecydowanie byli zgodni.
Nie dało się też ukryć, że nawet jeśli obecnie dogadywali się znacznie lepiej niż w przeszłości, w pewnym stopniu dalej byli tamtymi ludźmi. Momentami odnosił wrażenie, że jego sojuszniczka w dalszym ciągu kierowała się niektórymi schematami i wyrobionym zdaniem na jego temat, ale cóż. Jak do tej pory, nie dążył do tego, aby intensywnie wpływać na zdanie Bletchleyówny odnośnie niego, jako osoby. Nie wydawało mu się to konieczne.
Ona również niespecjalnie zdawała się przykładać do tego jakąkolwiek uwagę. W stosunku do siebie nawzajem byli po prostu sobą i tyle. Najwidoczniej byli w stanie odłożyć na bok wszystkie inne doświadczenia i sprawy, podejmując współpracę, więc skoro to nadal działało, nie było żadnej potrzeby zmieniać poprawnie funkcjonującej relacji.
Tak, nawet jeśli Ambroise nie mógł zapominać o tym, że Prudence nie przy wszystkich z ich otoczenia była tak stała i niezmienna. Niektórych rzeczy nie dało się pominąć. Szczególnie, że zdecydowanie wpływały i miały wpływać na całokształt w, o ironio, przyszłości. Takiej, której zdecydowanie nie przewidział. Ba, zakładał raczej, że mało kto był w stanie to zrobić.
Przy ich zabawach z kartami czy fusami, to było już coś znacznie mniej błahego i rozmytego. W końcu znacząco wpływało na dalsze życie. Chciało się tego czy nie chciało. W zaledwie jeden tydzień z kawałkiem nawiązała coś większego niż sojusz, zyskując na pewnej płaszczyźnie i jednocześnie tracąc część stabilności na drugiej. Całe szczęście, prowodyr tego drugiego zajścia nie próbował wracać do rezydencji. Nie było z nim praktycznie żadnego kontaktu, po prawdzie mówiąc. Na szczęście dla nich wszystkich.
Co zaś tyczyło się własnego szczęśliwego obrotu spraw u Greengrassa...
...tak, mierzył wysoko. Ktokolwiek był z nim bliżej niż dyrekcja i znajomi ze szpitala, wiedział przy tym, że od lat był rozerwany pomiędzy rzekomym mitycznym awansem a otwarciem prywatnej praktyki. Nie kłapał dziobem na prawo i na lewo, ale z pewnością nie robił z tego również wyjątkowo tajemniczej sprawy. Nie dla najbliższego grona, do którego mimowolnie zaliczał Prue z racji ich sojuszu.
Nie potrzebował biżuterii, obrazów, drogich prezentów czy podarunków. Jeśli chciał, mógł kupić sobie naprawdę wiele rzeczy. Nie interesował się dobrami tego typu, przynajmniej nie w pierwszej kolejności. Najważniejsze było dla niego zadowolenie z własnej pracy, a w ostatnich miesiącach był coraz bardziej sfrustrowany działaniem Munga, jako instytucji. Jeśli miał zyskać bogactwo, chciał, aby było związane z przestrzenią do rozwoju.
Szach-mat, Prudence. Kto tu nie zamierzał rozwijać się mentalnie? Mimo wszystko, przestrzeń zawodowa stanowiła dla niego jedną z najważniejszych podstaw.
Wzruszył ramionami.
- Prędzej czy później - stwierdził, bo przecież nie zamierzał osiadać na laurach, czekając aż tajemnicze przeznaczenie zrobi wszystko za niego.
Być może kupno domu i organizacja wesela miały nadszarpnąć jego fundusze, może nawet naruszyć żelazne rezerwy na własną działalność, ale jeśli nie w tym roku, to w kolejnym. Miał coraz bardziej dosyć sytuacji, w jakiej znalazł się na oddziale zatruć.
Jednakże to nie był moment, by wracać tam myślami. Tym bardziej na widok karty, którą wyciągnęła dziewczyna. Może nijak nie znał się na tarocie, ale jeśli cokolwiek wiedział, to właśnie to, że...
...dostali swój zły omen. Jak na życzenie: wraz z grzmotem i nie jednym, a dwoma piorunami, które rozdzieliły się z jednego na ciemnym nieboskłonie za oknem. Ponurość aż biła z wybranej karty, nawet jeśli z pewnością dało się tam znaleźć więcej niż jedno ponure znaczenie. To nie było aż tak zero-jedynkowe, nieprawdaż?
- Coś dużo goryczy w tej czarce - mruknął pod nosem, zwracając uwagę na to, aby się nie skrzywić. - Biorąc pod uwagę to, co wyszło ci wcześniej... ...przekujesz ją w coś twórczego. Raczej - stwierdził, o dziwo nie zamierzając karmić jej negatywami, bo przecież tego nie potrzebowali.


RE: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Prudence Bletchley - 12.08.2025

- Wręcz przeciwnie, definiuje je bardzo szeroko stąd wynikają moje wątpliwości. - Najwyraźniej nadal mieli różne podejście do pewnych spraw, nie mogli się dogadywać ciągle niemalże bez słów, chociaż dzisiaj wychodziło im to bardzo lekko, ale nie dało się przecież zgadzać we wszystkim. Prue nie miała oporów przed demonstracją własnego zdania, może nie robiła tego nad wyraz często wśród obcych, jednak Greengrass nie był jej obcy, był sojusznikiem więc mogła sobie pozwolić na to, aby wyrazić swoją opinię.

Nie dało się czasem nie brać pod uwagę doświadczeń i uprzedzeń, których nabawiła się przez lata. Jasne, aktualnie wiedziała, że nie wszystko jest czarno-białe, że zdarzają się wyjątki, jednak to nie zmieniało faktu, że niekiedy nie była w stanie ugryźć się w język i rzucić coś, co wydawało jej się być słuszne. Nie robiła tego często, tylko w towarzystwie wśród którego czuła się dość pewnie. Inaczej raczej stała z boku, wtapiała się w tło i udawała, że jest nieobecna. Tak było prościej, wygodniej, zresztą nikt nie musiał wiedzieć co siedzi jej w głowie, zwłaszcza że zachodziło tam naprawdę wiele procesów myślowych. Sama za nimi nie zawsze nadążała.

- To może być ciekawym doświadczeniem. - Zawsze lepiej pracować u siebie niż dla kogoś, nie trzeba było wtedy przejmować się opinią ludzi, którzy znajdowali się obok. Prue wiedziała, jak wyglądała praca w Mungu, nie do końca zawsze można było tam korzystać ze wszystkich dostępnych metod, bo ktoś patrzył na ręce i analizował ruchy. Posiadanie własnej praktyki było czymś wielkim, jednak ona nigdy nie myślała o czymś takim. Nie oszukujmy się, pochodziła z zupełnie innych kręgów, nie miała takich znajomości, czy funduszy aby rozpocząć własną działalność. No i wyśmienicie odnajdywała się w kostnicy, znalazła tam swoje miejsce na ziemi.

Widziała jego pewność, już postanowił o tym, że tak się właśnie wydarzy, dobrze dla niego, na pewno dzięki temu będzie mógł się sprawdzić, mogło przynieść to Greengrassowi spory rozwój. Czasem warto było ryzykować, chociaż trzeba było mieć w sobie sporo odwagi.

W końcu przetasowała talię, wyciągnęła swoją kartę, po krótkiej chwili spojrzała na to, co jej się przytrafiło. No jasne, Ambroise miał koło fortuny, a ona? Piątkę pucharów. Odetchnęła głęboko. Czy powinna spodziewać się cudów? Nie do końca, jej życie nie było usłane różami i chyba te wróżby miały jej o tym przypomnieć. Jasne, mogli to intepretować dowolnie, jednak Prue wiedziała, że raczej trafiła jej się jedna z gorszych kart w talii. Zawiesiła na moment wzrok, przed jej oczami pojawiła się strona z jednej z ksiąg, które kiedyś miała w rękach. Odpłynęła. Piątka kielichów znana także jako piątka pucharów symbolizuje rozczarowanie i przygnębienie, stratę po tym, co miało przynosić radość i przyjemność.

Minęła krótka chwila, mrugnęła i znowu tutaj była. - Cóż, przyszłość chyba chciała mi przypomnieć o tym, żebym się za dobrze nie bawiła. - Dodała lekko, bo przecież wiedziała o tym, jak to wygląda. Nie dało się tego jednak nie połączyć ze zbliżającym się końcem turnusu w Exmoor, a zarazem powrotem do szarej rzeczywistości.

- Tak, raczej. - Niby potwierdziła jego słowa, ale w tonie jej głosu brakowało pewności, że faktycznie uda jej się to zrobić.




RE: [18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence - Ambroise Greengrass - 12.08.2025

No cóż, zdecydowanie każde z nich miało w tym wypadku zupełnie inne zdanie i chyba najprościej było im zgodzić się, co do tego, że nie zgadzają się ze sobą nawzajem. Bez wątpienia było to lepsze niż burzenie ich tymczasowej atmosfery, która zdecydowanie przypominała teraz namiastkę koleżeństwa, już nie tylko sojuszu. Pokręcił więc głową, kolejny raz kląskając językiem o podniebienie i kwitując słowa Prue wyłącznie prostym:
- Mhm - nie czuł się bowiem w obowiązku mówić dziewczynie, że co jak co, ale wątpliwości miała niemal zawsze, bo nadmiernie wszystko analizowała.
Nawet on pozwalał sobie czasem płynąć z prądem, popełniać głupstwa, oddychać i żyć pełnią piersią. Nie musiał mieć planu b na plan a i planu c na plan b, bo czasami takie planowanie było po prostu do d. Zresztą, z jego przelotnych dotychczasowych obserwacji, wydawało mu się, że chyba poniekąd sama to załapała, pozwalając sobie na trochę więcej podczas tego wyjazdu. To była interesująca odmiana.
- Korzystną zmianą - odruchowo poprawił Prudence, nawet nie zwracając na to zbytnio uwagi, jednak w gruncie rzeczy instynktownie wolał, aby te słowa nie zabrzmiały tak...
...bananowo? W końcu, co jak co, ale nie zamierzał otwierać prywatnej praktyki wyłącznie po to, aby zdobyć nowe, ciekawe doświadczenie. Nie, nie był kolekcjonerem przeżyć tego typu. Jeśli chodziło o jego ścieżkę zawodową, czuł do niej prawdziwe powołanie, nie zamierzał sprowadzać tego do spróbowania się w czymś, co mogło, ale nie musiało wypalić.
Poza tym, poniekąd już od wielu lat prowadził coś na kształt własnej działalności, tyle tylko, że bez części stacjonarnej. Udawał się na wizyty domowe do pacjentów, poza Mungiem, nie mając jednak własnego gabinetu. To mogło ulec zmianie. Tyle tylko, że w takim wypadku raczej potrzebowałby zrezygnować z pracy w szpitalu, co przekładało się na potrzebę stabilności finansowej, aby w ogóle móc myśleć o tej decyzji.
Cóż, zdecydowanie przydałoby się, aby był jeszcze większym ulubieńcem fortuny, nawet jeśli już teraz naprawdę nic mu teoretycznie nie brakowało. Niby mógł korzystać ze wsparcia rodziny, nie było najmniejszego powodu, dla którego nie miał tego robić. No, poza tym, który miał on sam. Nie chciał osiągnąć czegoś tylko dlatego, że miał galeony taty. Nie, to zdecydowanie nie było w jego stylu. Pod tym względem, nie był typem człowieka, który musiał wszystko sam odziedziczyć. Cenił sobie porządną pracę.
Nawet wbrew trudnościom i przeciwnościom losu, których nie miał mało, wbrew wszelkim pozorom. A jednak najwyraźniej nie miał ich też najwięcej, bo oto nie on siedział teraz na podłodze z jedną z najbardziej parszywych kart z talii tarota wyłożoną tuż przed jego zgiętą nogą. Prue zdecydowanie miała tu niefarta. Nie mógł nie zauważyć, że doskonale o tym wiedziała.
I nawet próbował ją pocieszyć, tak? Starał się, choć przecież nie musiał tego robić. Chciał. Usiłował być miły.
- Wróżby to tylko cień przyszłości - skwitował, wpatrując się w Prudence tuż po tym, gdy dziewczyna niezbyt pewnym swego głosem stwierdziła coś, co powinno wybrzmieć znacznie głośniej i bardziej zdecydowanie. - Chuja mają do tego, jak powinnaś się bawić - być może nie korzystał teraz ze zbyt kulturalnych ani nawet wyważonych słów, ale musiała mu to wybaczyć, nieprawdaż?
Oboje znajdowali się w stanie nietrzeźwości umysłu, więc nie zamierzał wysilać się, aby mówić ładnie, podczas gdy przekaz według niego przede wszystkim powinien być jasny i bardzo dosadny. Nie, nie odpowiadało mu to, że pomimo pozornej lekkości tonu, Bletchleyówna wyraźnie nie była zadowolona z tego, co stanowiło główną interpretację karty.
Czy dziwił się jej? No, niekoniecznie. Doskonale wiedział, że i tak nie miała łatwo w życiu. Abstrahując od tego, kto w ogóle miał lekko, o z pewnością potrafił wymienić kilka takich osób. A z jedną z nich pożegnali się całkiem niedawno. Prue zdecydowanie nie musiała czuć się tak, jakby potrzebowała przez cały czas czekać na kolejne ciosy od losu. Nie życzył jej tego. Nawet nie dlatego, że byli sojusznikami, choć to bez wątpienia stanowiło podstawę ich relacji. Po prostu z czystej ludzkiej przyzwoitości.
Tak. Potrafił w ten sposób.