![]() |
[23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29) +--- Dział: Wyspy Brytyjskie (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=30) +--- Wątek: [23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula (/showthread.php?tid=5187) |
[23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Geraldine Yaxley - 01.10.2025 23.09.1972, rezydencja Yaxleyów
Nadszedł ten dzień. Zaiste, bardzo ważny, wyczekiwany... nie, nie wyczekiwali go wcale zbyt długo. Dość spontanicznie zaręczyli się jakieś dwa tygodnie temu, a dzisiaj Yaxley stała w swoim własnym pokoju wpatrując się w swoje odbicie, ubrana w białą suknię. Niezbadane są wyroki bóstw, czyż nie? Już za chwilę, oficjalnie miała stać się żoną. Nigdy nie należała do dziewcząt, które miały wyobrażenia o swoim ślubie, zamążpójście nie było największym z jej marzeń, tak właściwie to nie spodziewała się tego, że będzie pragnęła spleść swoje życie z czyimś. Wiele się zmieniło, widać musiała trafić na odpowiedniego człowieka, miała sporo szczęścia, że dane jej było poznać jak to jest pokochać kogoś tak, że nie da się sobie wyobrazić własnej przyszłości bez tego mężczyzny u swojego boku. Los im sprzyjał, trafili na siebie, chociaż to wcale nie musiało być takie proste, mogli pochodzić z nieodpowiednich rodów, mogli nigdy się nie spotkać, a jednak dane im było zaznać tego wszystkiego, wiedziała, że więź która ich łączy jest wyjątkowa, niemalże od samego początku, od momentu kiedy poznali się w Mungu była pewna, że Ambroise namiesza w jej życiu. Nie dało się ukryć, że właśnie tak się stało. Zmienił jej podejście, naleciałości, w pewien sposób ukształtował ją na nowo, przynajmniej pod niektórymi względami. Nie denerwowała się jakoś szczególnie, cieszyła się oczywiście z tego, że będą mogli świętować w towarzystwie swoich bliskich, na własnych warunkach, no, poniekąd, nie mogli przecież ograniczyć listy gości do kilkunastu osób, nie postępowano tak w ich świecie, mimo wszystko uniknęli zapraszania ciotek, o których istnieniu przypominano sobie tylko podczas ślubów i pogrzebów. Tak właściwie była praktycznie gotowa do opuszczenia rezydencji, przed chwilą zostawiła ją tutaj jej matka, pozostawały jedynie drobne szczegóły, które miały dopełnić jej idealnego wyglądu. Nie do końca rozpoznawała siebie w lustrze, chyba nigdy jeszcze nie przygotowywała się tak starannie do żadnego wyjścia, nie ma się co dziwić - w końcu to jedyny w życiu taki dzień. Wszystko musiało być idealne, przynajmniej na tyle na ile sobie to ustalili. Przeniosła utęsknione spojrzenie w stronę swoich butów, które znajdowały się tuż przy lustrze, jej ukochane trepy ze smoczej skóry czekały na to, aż jak zawsze założy je na swoje stopy, póki co jednak jeszcze się wahała, chociaż urocze pantofle były okropnie niewygodne, być może powinna poprosić Triss, aby czuwała i czekała na jej znak, na pewno nikt nie zauważy jak dyskretnie zmieni obuwie w czasie ślubu. RE: [23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Ursula Lestrange - 02.10.2025 Nadszedł ten dzień. Prawdę mówiąc, był to jeden z tych momentów, które jawiły się jak punkt zwrotny nie tylko dla dwojga młodych ludzi, ale i dla wszystkich, którzy tworzyli ich krąg. Nie mogłam sobie pozwolić na żadne rozproszenie, od rana czuwałam nad przygotowaniami, dbając o to, by każdy szczegół - od kwiatów, po rozmieszczenie gości - był zgodny z zasadami i wymogami, jakie uznawałam za godne. Moje skrzaty zdawały się podzielać napięcie, nawet one poruszały się ciszej, jakby wiedziały, że dziś nie wolno dopuścić do najmniejszego uchybienia. Zatrzymałam się przy drzwiach jej pokoju, nim zapukałam, lecz niemal natychmiast otworzyłam drzwi, jak zawsze, z właściwą mi pewnością siebie, ale i świadomością, że to chwila, z którą należy obchodzić się z delikatnością. Weszłam cicho, nie chcąc przerwać dziewczynie skupienia, chociaż dobrze wiedziałam, że moje pojawienie się nie mogło ujść jej uwadze - przecież zapukałam, a tafla, w której się przeglądała, natychmiast zdradziła moją obecność. Wsparłam się o futrynę drzwi, unosząc lekko brodę, jak miałam to w zwyczaju, i przez kilka sekund pozwalałam sobie patrzeć przed siebie, nie zabierając głosu. Wnętrze było wypełnione tym charakterystycznym zapachem - mieszaniną perfum, świeżo wyprasowanych tkanin i emocji, które unoszą się w powietrzu w takich chwilach. Geraldine stała nieruchomo naprzeciw lustra, a w odbiciu, na tle bieli sukni, jej twarz wydawała mi się jeszcze młodsza, niemal dziewczęca. Musiałam przyznać przed sobą, iż prezentowała się… Nie tyle pięknie, chociaż to również, co właściwie. Tak, to było słowo odpowiednie. Zarówno Yaxley, jak i suknia, szyta nie tylko pod miarę ciała, ale i charakteru, wreszcie spełniła swoje przeznaczenie. Obie czekały od wielu lat. Widok obu wzruszył mnie bardziej, niż chciałam pokazać. Wyglądałam na opanowaną, nie kryłam aprobaty w moim spojrzeniu, ale w rzeczywistości skupiłam się na konieczności, nie sentymentach. Wzrokiem zbadałam każdy szczegół - od ułożenia sukienki po niesforny lok nad skronią, który aż prosił się o poprawienie. Jej twarz była spokojna, ale w tym spokoju widziałam zawahanie, znałam ją aż nadto dobrze, by nie dostrzec tego, co kryło się pod powierzchnią. Rozpoznałam to pragnienie natychmiast - była w końcu sobą, zawsze miała w sobie tę przekorną nutę, jednak tego dnia obowiązywały inne reguły. - Geraldine. - Odezwałam się wreszcie, tonem miękkim, ale stanowczym. - Czas najwyższy, moja droga. Potrzebujesz, abym czymś jeszcze się zajęła? - Nie chciałam odbierać jej tej chwili, ale równocześnie wiedziałam, że czas nas naglił. Dyskretna presja była moją rolą - po to, by rzeczy, które miały się wydarzyć, wydarzyły się we właściwym porządku. Nie był to czas na długie rozmowy ani na roztrząsanie przypadków losu, trzeba było przejść dalej, z podniesioną głową, z należną godnością. Ja zaś miałam w tym swój obowiązek, by - wraz z jej matką, którą minęłam w korytarzu, wymieniając z nią kilka słów i spojrzeń - dopilnować, aby stanęła dziś na ślubnym kobiercu nie tylko, jako zakochana kobieta, ale również jako dama, której nie można niczego zarzucić. Podeszłam bliżej i dopiero teraz zauważyłam parę butów. Nie tych właściwych. Te - jakże praktyczne, jakże charakterystyczne dla Geraldine - ciężkie trepy ze smoczej skóry, które towarzyszyły jej w tylu przeprawach, teraz spoczywały obok lustra, niczym pokusa, zaledwie kilka kroków od tych, które winny być jej jedynym wyborem dzisiejszego dnia, pantofli - delikatnych i zupełnie nieprzystających do jej gustu, lecz koniecznych. - O nie, moja droga. - Odezwałam się tonem, który znosił wszelki sprzeciw. - Dzisiaj obowiązują pantofle, trepy poczekają. - Zaznaczyłam, podchodząc bliżej. [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=vNIK0XS.jpeg[/inny avek] RE: [23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Geraldine Yaxley - 02.10.2025 Yaxley usłyszała pukanie, nie zdążyła się jednak nawet odwrócić, a do jej uszu doszedł dźwięk otwierających się drzwi. Jej matka przed chwilą opuściła pomieszczenie, zakładała więc dwie możliwości, chociaż i Millie wspominała już, że wyjdzie na zewnątrz, co jeszcze bardziej zawężało opcje. Kiedy spojrzała w kierunku wejścia do pokoju zobaczyła dokładnie tę twarz, której się spodziewała. Ursula okazała się być ich ogromnym wsparciem, wzięła na swoje barki bardzo wiele, pomogła im przygotować to przyjęcie, to dzięki niej wszystko miało ręce i nogi, Geraldine wyraźnie widziała jej zaangażowanie i zasługi. Posłała kobiecie uśmiech na przywitanie, była ciekawa, co myśli. Wydawało jej się, iż prezentuje się dobrze, ale znając ciocię na pewno znajdzie swoim czujnym okiem jakiś detal, który mógłby prezentować się lepiej, szczegół, na który pewnie nikt inny nie zwrócił uwagi. Nie da się ukryć, że jej lata doświadczenia w brylowaniu na salonach robiły swoje. Geraldine miała sporo szczęścia, Lestrange pozwoliła jej pójść do ślubu w swojej sukni, której sama nigdy nie miała okazji założyć, spotkał ją okropny los, nie potrafiła sobie nawet wyobrazić tego cierpienia z którym musiała sobie poradzić, podniosła się po tym wszystkim, była bardzo dumną, silną kobietą, to nie brało się znikąd. Yaxley wiedziała, że mogło kosztować naprawdę wiele. Mieli naprawdę dużo szczęścia, że osoba jak ona troszczyła się o nich w ten tylko sobie znany, wyjątkowy sposób, który dla niektórych mógłby się na pewno wydawać nieco kontrowersyjny, bo nie była w tym delikatna. Nie zawsze rodzina była tylko więzami krwi, czyż nie? - Mam wrażenie, że zajęłaś się już wszystkim. - Ursula od rana czuwała na miejscu ceremonii, by każdy szczegół był dopracowany, aby nic nie daj Merlinie nie poszło wbrew jej planom, czy myślom. Odciążyła ich mocno w tym całym przedsięwzięciu, i wcale nie musieli jej o to prosić. Całkiem naturalnie stała się tak naprawdę główną organizatorką tego ślubu, pomagali jej oczywiście rodzice Yaxley, jednak to Lestrange była odpowiedzialna za całą wizję. - Mogłabyś jednak zerknąć, czy wyglądam dobrze z każdej strony. - Nie wszystko mogła dostrzec w swoim lustrzanym odbiciu, dobrze by było, aby jeszcze ktoś skontrolował całokształt nim zjawi się w miejscu ceremonii, oczywiście wiedziała, że nie mogła jej się trafić co do tego bardziej odpowiednia osoba. Ursula na pewno nie będzie mówić, że wszystko jest idealnie, nie skłamie jej, tylko sprawi, że będzie wyglądała jeszcze lepiej. Kobiecie nie umknął jej dylemat moralny, pewnie wcale nie tak trudno było się tego domyślić, bo w końcu dwie pary butów, zupełnie różne od siebie stały tuż obok lustra. Musiała zauważyć jej wahanie, była spostrzegawcza, jak nikt inny. Przez chwilę wpatrywała się w nią z zawiedzioną miną, naprawdę liczyła na to, że jakoś uda jej się pominąć tę drobną część garderoby, bo były to przecież tylko buty. Trepy przeżyły z nią naprawdę wiele, nic by nie szkodziło, jakby miały szansę zobaczyć również jej ślub, nie musiałaby się martwić o to, że wywinie orła, gdy będzie zmierzała w stronę ołtarza. - Na pewno nie ma nawet odrobiny szansy na to, że będę mogła zabrać je ze sobą? - Oczywiście, że wiedziała, co powie Ursula, ale nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła próby negocjacji, chociaż zdawała sobie sprawę, że w tym przypadku nie miała najmniejszej szansy na to, by przepchnąć swoje. RE: [23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Ursula Lestrange - 07.10.2025 Poruszyłam się powoli, z pełną świadomością każdego ruchu, jakbym tym jednym gestem miała określić nastrój całego popołudnia. Geraldine stała przy lustrze, rozświetlona, jakby wewnętrznym blaskiem - tym, który mają kobiety w dniu swojego ślubu. Suknia, którą jej podarowałam, prezentowała się na niej lepiej, niż kiedykolwiek odważyłabym się przypuszczać, nawet widząc ją na niej na przymiarkach. W mojej wyobraźni miała należeć do kogoś… Chłodniejszego, może nawet bardziej wyrachowanego, a jednak Geraldine potrafiła tchnąć w nią życie i wdzięk, których sama nigdy nie wydobyłabym z tej tkaniny - miałam tę świadomość. Yaxley wyglądała w niej tak, jak powinna wyglądać panna młoda - spokojna, dumna, z tym drobnym drżeniem, które czyniło ją ludzką. Faktycznie, od rana dopinałam każdy szczegół, od rozmieszczenia gości po aranżacje kwiatów na ołtarzu, ale to ona miała dziś być centrum tego świata, nie ja. Nie wypadało zatem, bym czegokolwiek jej odmawiała - gdy poprosiła, bym przyjrzała się jej dokładniej, podeszłam bliżej, poprawiłam delikatnie ramię sukni, odgarnęłam niesforny kosmyk z karku. - Obróć się. - Poleciłam łagodnie. - Obramowanie dekoltu leży idealnie. Ramiona... Dobrze. Talia mogłaby być lekko poprawiona, ale to już kwestia światła, nie materiału. - Odparłam, poprawiając mankiet rękawa, choć nie wymagał poprawy. Nieczęsto pozwalałam sobie na coś w rodzaju wzruszenia, ale tamtej chwili nie potrafiłabym opisać inaczej. Moja suknia - moja niezałożona suknia - spoczywała teraz na kimś, kto zasługiwał, by przeżyć to, czego mnie odmówiono. - Z każdej strony wyglądasz nienagannie. - Orzekłam po chwili. Pozostały tylko buty. Dwie pary. Jedna elegancka, druga - te wysłużone trepy, w których zapewne przeszła niejedną drogę. Zbyt wiele mówiły o niej samej, bym nie zrozumiała dylematu. Westchnęłam, cicho, prawie teatralnie, chociaż nie było w tym złości - była w tym raczej specyficzna czułość kobiety, która widziała już setki ślubów, ale tylko kilka prawdziwie szczerych panien młodych. Ja też postanowiłam być szczera - szczególnie, że obie wiedziałyśmy, w jaki sposób wyglądała sytuacja. Gdyby to zależało od nich, z pewnością wzięliby ten ślub w inny sposób, ale niestety - ciążyły na nich zobowiązania i ramy, w które musieli wejść, przynajmniej na ten jeden dzień, bo raczej nie na dłużej. Byli niereformowalni, jeśli chodziło o trzymanie się - czy raczej nietrzymanie - zasad. W jej oczach błysnęło coś, co znałam aż nazbyt dobrze - ten cień utraty, który zawsze towarzyszy zmianie. - Gdyby to był zwykły dzień, pozwoliłabym ci nawet w nich spać, ale dziś nie jesteś sobą, Geraldine. Dziś jesteś symbolem. A symbol nie może iść do ołtarza w zniszczonych butach. - Oznajmiłam cierpliwie i, choć nie powinnam, poczułam w sercu coś miękkiego - coś, co kazało mi odwrócić spojrzenie, zanim stałam się zbyt ludzka. Mój wzrok powędrował ku dwóm parom ustawionym przy lustrze. Jedna - nowa, zjawiskowa, absurdalnie droga, druga - wysłużona, wytarta, niegodna nawet myśli o tej ceremonii. Niestety, każdy z nas czasami musiał tracić część siebie dla innych - i to nawet nie tych, którzy naprawdę na to zasługiwali, oni nigdy nie rządaliby tych zmian. [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=vNIK0XS.jpeg[/inny avek] RE: [23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Geraldine Yaxley - 13.10.2025 Ubrania zyskiwały coś z osób, które je nosiły. To nie był tylko i wyłącznie kawałek materiału, który na każdym prezentował się tak samo. Yaxley nie wątpiła w to, że Ursula wyglądała zupełnie inaczej, na pewno wyjątkowo, bo przecież wszystko zależało od tego, kto nosił daną suknię. Była jej ogromnie wdzięczna, że postanowiła wyciągnąć ubranie z szafy i się z nią podzielić, ten gest znaczył dla niej naprawdę wiele. Nie miała oporu przed tym, aby jej o tym wspomnieć, chciała, żeby wiedziała, że docenia to, co dla niej robiła. Dla nich robiła. Całe to wsparcie, które im okazała w ciągu ostatnich kilkunastu dni, to było naprawdę wiele. Wykonała polecenie Lestrange. Całkiem zgrabnie się odwróciła, by kobieta mogła dokładnie przyjrzeć się każdemu szczegółowi. Było to dla niej ważne, chociaż zazwyczaj Geraldine raczej nie przywiązywała wagi do detali, dzisiaj jednak chciała prezentować się wyjątkowo, zależało jej na tym, w końcu długo czekała na ten dzień, i nigdy więcej nie miało się to powtórzyć. Mając przy sobie Ursulę postanowiła skorzystać z okazji, wiedziała, że jej czujnemu wzrokowi nic się nie ukryje. - Oby światło na zewnątrz sprzyjało. - Mogli je zawsze nieco zakłamać, korzystając z różnych zaklęć, jednak nie widziała w tym większego sensu. Czy obecni na ceremonii faktycznie będą się skupiali na niedoskonałościach? Oby nie. Wolałaby jednak, żeby najbardziej było dla nich istotne to, że dwie osoby w końcu postanowiły spleść ze sobą oficjalnie swoje drogi. Nigdy jednak nie wiadomo... ludzie bywali różni, prawda? Niektórym na pewno zależało na tym, by dostrzec choć drobne potknięcie. - Cieszy mnie to. - Nie zdarzało się to bowiem często, aby Yaxleyówna wyglądała nienagannie, raczej było to dla niej dość nietypowe, jednak ten dzień miał być wyjątkowy, powtarzała to sobie jak mantrę, ona też miała być wyjątkowa. Zdawała sobie sprawę z powagi całej sytuacji i naprawdę zależało jej na tym, by wszystko było idealnie, no - przynajmniej ta część na którą miała jakikolwiek wpływ, bo wiadomo, że mogły się zdarzyć rzeczy, których nie da się przewidzieć. Przewróciła oczami, gdy usłyszała słowa Ursuli. Zrobiła to odruchowo, chociaż przecież wiedziała, jakiej odpowiedzi powinna się spodziewać, wcale nie była taka zaskakująca, mimo, że nieco ją ukuła. - One nie są zniszczone, tylko mają swoją historię. - Wolała to nieco sprostować. Tak, jasne mogłaby je wyrzucić i kupić sobie nowe, błyszczące, bez żadnych uszczerbków, jednak nie wątpiła, że by im czegoś brakowało. - Pewnie nawet nie byłoby ich widać spod tej sukienki. - Przynajmniej tak się jej wydawało. Nie sądziła jednak, aby ten argument coś zmieniał. Miała być symbolem, nie sobą, więc te śliczne pantofelki powinny zostać jej wyborem, mimo wszystko czuła drobny żal, że nie mogła wybrać tych butów, które jej zdaniem miały serce. - Jasne, podejrzewam, że nie ma sensu na dalsze dyskusje. - Na pewno nie z Ursulą, wiedziała, że tutaj nic nie wskóra. Nie miała zbyt wielkiej siły przebicia, nie kiedy w grę wchodziły te wielkie słowa o symbolach, czy tradycji. RE: [23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Ursula Lestrange - 13.10.2025 Ubrania zawsze zyskiwały coś z osób, które je nosiły - ich gesty, zapach, nawet sposób poruszania się pozostawał w tkaninie, jak echo dawnych dni. Patrząc na Geraldine, nie miałam wątpliwości, że suknia żyła teraz jej ruchem, jej spojrzeniem, tą delikatną niepewnością, która czyniła ją bardziej prawdziwą. Na mnie wyglądała inaczej - chłodniej, może nawet zbyt doskonale, ale dziś nabrała miękkości, której nigdy wcześniej w niej nie dostrzegałam. Zaskakiwało mnie to, chociaż przecież wiedziałam, że materiał potrafił przyjąć na siebie duszę tego, kto go nosił. Na niej ta suknia wyglądała inaczej, była jakby lżejsza, bardziej miękka, nosiła w sobie nadzieję, której ja już dawno nie potrafiłam z siebie wydobyć. Ani przez chwilę nie czułam żalu - to zaskoczyło mnie najbardziej - tylko coś na kształt spokoju, który przychodził wtedy, gdy człowiek naprawdę widział sens w oddaniu czegoś, co kiedyś było jego. Potem oczywiście przyszedł temat butów. Dwie pary - ta właściwa, delikatna, ślubna, i ta druga - zniszczona, pełna wspomnień. Nie powstrzymałam cichego westchnienia, oczywiście, że miały historię, wszystko w jej życiu miało, ale dzisiaj nie potrzebowała wspomnień - potrzebowała swojego świeżego początku. Sięgnęłam po rąbek materiału, lekko go uniosłam, żeby sprawdzić, jak układa się przy nogach - rzeczywiście, gdyby chciała, mogłaby włożyć nawet gumowe kalosze, a nikt by nie zauważył, ale nie o to chodziło. - Nie będą ich widzieć, owszem, ale ty będziesz wiedziała, że tam są, a dziś masz czuć się jak ktoś, kto wkracza w przyszłość, nie kto wspomina przeszłość. - Powiedziałam, puszczając tkaninę. - Historia nie zawsze musi być widoczna na pierwszy rzut oka. - Odparłam. - Czasem warto pozwolić jej zostać tam, gdzie powstała - w duszy. - Moje słowa nie dopuszczały sprzeciwu. Nie dlatego, że chciałam mieć rację - po prostu wiedziałam, jak wygląda świat, gdy zaczyna się kompromisować z symbolami, a to był dzień symboli. Odstąpiłam pół kroku, by jeszcze raz obejrzeć całość. Miała w sobie tyle emocji, że aż trudno było na nią patrzeć z chłodnym dystansem, który zwykle mi towarzyszył, chociaż próbowałam - wmawiałam sobie, że patrzę tylko na układ materiału, na sposób, w jaki tkanina przylegała do skóry, na grę światła w zagięciach. Nie komentowałam tego, oczywiście - ani słowem, ani gestem, ale wiedziałam - wiedziałam, że ta uroczystość niosła w sobie jeszcze więcej znaczeń, niż byli w stanie pojąć ci, którzy mieli ją obserwować. - Wyjątkowo dobrze się w niej prezentujesz, naprawdę. - Powiedziałam w końcu, nie siląc się na pochwały, które brzmiałyby sztucznie - to nie był komplement, raczej stwierdzenie faktu, wypowiedziane z lekkim, arystokratycznym dystansem. Lubiłam ten moment, tuż przed ceremonią, gdy wszystko już gotowe, a czas jeszcze na moment stoi w miejscu, jakby sam chciał nacieszyć się pięknem człowieka, który jeszcze nie wie, jak bardzo jego życie zaraz się zmieni. [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=vNIK0XS.jpeg[/inny avek] RE: [23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Geraldine Yaxley - 13.10.2025 Yaxley nie wątpiła w to, że i Ursula wyglądała wyjątkowo w tej sukni, na pewno zupełnie inaczej, w końcu każdy niósł ze sobą swoją własną historię i emocje. Żałowała, że nie miała szansy zobaczyć, jak to wszystko prezentowało się dawno temu, ale zdecydowanie była na takie rzeczy zbyt młoda, ba, nie spodziewała się tego, że zbyt wiele osób mogło mieć szansę podziwiać Lestrange w tej sukni. Przyjmowała to, że postanowiła się z nią podzielić tym ubraniem z ogromnym szacunkiem - nie wydawało jej się, aby to była dla niej lekka decyzja, tutaj trochę byli postawieni pod ścianą, ale czy na pewno? Gdyby Ursula nie chciała tego zrobić, to na pewno nie zaproponowałaby podobnego rozwiązania, to musiał być tylko i wyłącznie jej wybór, jej decyzja, znała ją na tyle, aby być tego pewną. Buty... kto by się spodziewał, że akurat ta część garderoby może okazać się, aż tak bardzo problematyczna? Yaxley próbowała przepchnąć swój pomysł, swoją wizję, ale wiedziała, że nie miało to najmniejszego sensu. Jej trepy, które być może przeszły z nią naprawdę wiele dzisiaj miały zostać pozostawione w jej własnej sypialni, może trochę zapomniane, ustąpić miejsca tym pantoflom, które były zupełnie nowe, nieskalne żadnymi nieodpowiednimi wspomnieniami. Całkiem proste, symboliczne, jednak nieco ją to gryzło. Starała się rozumieć sens doboru obuwia, zwłaszcza wtedy, kiedy Ursula powiedziała, co myśli na ten temat, jednak wcale nie było to takie proste jak się mogło wydawać, porzucenie wszystkiego co znała i rzucenie się w to co nieznane, niby chodziło tylko o buty, jednak czuła w tym jakieś głębsze dno. - Przyszłość nie istniałaby bez przeszłości. - A więc i również bez tych butów, które przeżyły z nią dosłownie wszystko, nie miała jednak zamiaru pokazywać tej najbardziej upartej części swojej osobowości, nie dzisiaj, dzisiaj miała być przecież zupełnie innym człowiekiem, a nie tą zawziętą dziewuchą. Nie przychodziło jej to wcale tak lekko, ale tego dnia nie widziała nic złego w podporządkowywaniu się, w końcu był to tylko krótki moment w całym jej życiu. Zdawała sobie sprawę, że jej bliskim zależy na tym, aby wszystko poszło jak najlepiej, nie robili jej na złość, raczej zmierzali ku temu, aby dzisiaj była postrzegana jak najlepiej. - To tylko i wyłącznie Twoja zasługa, gdyby nie Ty, to nie wyglądałabym dzisiaj tak wyjątkowo. - Komplementy Ursuli były wyjątkowe, wiedziała bowiem, że kto jak kto, ale ona nie mówiła tego tylko dlatego, że tak wypada. Była szczera, wyjątkowo szczera i nie miała problemu z tym, aby dzielić się swoją opinią - jaka by ona nie była. Nie zamierzała umniejszać jej zasługi w tym, jak się dzisiaj prezentowała, tak naprawdę gdyby nie ona... cóż, to na pewno sporo czasu zajęłoby Yaxley znalezienie jakiejkolwiek sukni i była pewna, że nie wyglądałaby na niej równie dobrze, co ta, którą miała aktualnie na sobie. RE: [23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Ursula Lestrange - 13.10.2025 Geraldine miała rację, chociaż zapewne nie do końca rozumiała, jak bardzo - suknia rzeczywiście była wyjątkowa, ale nie z powodu kroju, jedwabiu czy haftów. Materiał układał się na niej inaczej niż na mnie, ale w tym właśnie tkwił cały sens - każda z nas nadawała mu inne życie. Nikt z obecnych w rezydencji, prócz mnie, nie widział tej sukni wtedy, kiedy należała jeszcze do poprzedniego świata, ale nie czułam żalu - raczej dziwne, chłodne zadowolenie, że coś, co było tak ściśle moje, przestało już być tylko tym. Może to właśnie oznaczało dorosłość - oddawać coś z siebie bez teatralnych gestów. Kiedy jednak zaczęła mówić o butach, poczułam, że zaraz wpadniemy w niebezpieczne rejony. Jej przywiązanie do tamtych trepów miało w sobie coś dziecinnego, upartego - wiedziałam, że gdybym tylko pozwoliła, pociągnęłaby za sobą ten sentyment aż do ołtarza i jeszcze dalej, może nawet zachowałaby je podczas nocy poślubnej, decydując się spędzić ją w namiocie lub, co gorsza, w lesie, pod gołym niebem. - Czasem trzeba pozwolić, by coś zostało za nami, jeśli chcemy, by przyszłość w ogóle miała gdzie się zmieścić. Nie wiedziałam, czy zrozumiała - nie oczekiwałam tego, zbyt dobrze znałam to przywiązanie do przedmiotów, które przechowują w sobie oddech przeszłości, miałam swoje własne relikwie, których nigdy nie potrafiłam się pozbyć. Yaxley miała w sobie młodzieńczą potrzebę trzymania się każdej drobiny własnej historii, jakby obawiała się, że bez nich zniknie. Ja nauczyłam się już, że przeszłość i tak zawsze wraca - choćbyś ubrała się w cudze jedwabie i stanęła w cudzych butach. - Nie przesadzaj, moja droga. - Odpowiedziałam spokojnie, poprawiając fałdę materiału na jej ramieniu. - Suknia nie czyni kobiety wyjątkową, to raczej kobieta nadaje sens sukni. Widziałam, jak lekko się prostuje, przybiera ten sposób trzymania głowy, który zdradzał, że w końcu w pełni zaczyna rozumieć wagę dnia. A ja… Cóż. Ja odsunęłam się na bok, jak ktoś, kto wykonał swoje zadanie. Nie potrzebowałam podziękowań, nie potrzebowałam też podziwu - wystarczyło, że na moment, przelotnie, w jej spojrzeniu zobaczyłam coś na kształt zrozumienia. Nie musiałyśmy o tym mówić - zresztą żadna z nas nie lubiła mówić za dużo. [inny avek]https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=vNIK0XS.jpeg[/inny avek] RE: [23.09.1972] In a little while | Geraldine & Ursula - Geraldine Yaxley - 14.10.2025 Nie da się ukryć, że jedną z cech, które ją charakteryzowały była upartość, z którą nie zawsze dało się coś zrobić. Geraldine czasem potrafiła sobie coś ubzdurać i trzymać się tego pomysłu tylko dlatego, że tak sobie wymyśliła. Poniekąd przez to próbowała przepchnąć te stare, zniszczone, wysłużone trepy. Nie mogła sobie zarzucić, że nie spróbowała, chociaż przecież odpowiedź była całkiem przewidywalna. Mogła się spodziewać, jakie zdanie na ten temat będzie miała Ursula, postanowiła je zaakceptować, zastosować się też do tego, co jej zasugerowała. W końcu ona - jako osoba doświadczona wiedziała lepiej, to nie był dzień, w którym Yaxleyówna była gotowa walczyć o takie nic nieznaczące pierdoły. To były tylko buty, czyż nie? Posłuchała rady, wybrała te mniej kontrowersyjne obuwie, które miało spowodować, że ten dzień będzie jeszcze bardziej wyjątkowy. - Też prawda. - Słowa Lestrange miały sens, oczywiście. Co za dużo to niezdrowo, czasem przez przeszłość mogło zabraknąć miejsca na to, co miało nadejść. Jeśli się w sobie za bardzo dusiło to co było... można stracić to co miało nadejść. Całkiem sensowne założenie. Starała sobie pozwolić zrozumieć, dzisiaj odpuszczała, nie była tak zawzięta w swoich postanowieniach, to miał być miły i przyjemny dzień, na który czekała od lat, nie wydawało jej się, by buty, które miała założyć miały mieć na to jakiś większy wpływ, zresztą stawała się nowym człowiekiem, poniekąd. Dobrze by było więc się do tego dostosować na każdy możliwy sposób. - Poniekąd tak, jednak gdyby nie Ty nie mogłabym uczynić tej sukni wyjątkową. - Wydawało jej się to być całkiem proste. Zresztą powątpiewała też w to, że udałoby się jej tak szybko zorganizować odpowiednią sukienkę, a na pewno nie taką wyszukaną jak ta, która była szyta pod Ursulę. Geraldine pewnie skończyłaby ubrana w jedną z wielu, bardzo podobnych do siebie sukienek, które aktualnie były w modzie. Doceniała więc to, że miała możliwość skorzystać z czegoś innego. Ubrała w końcu te nieszczęsne pantofle, a chwilę po tym rozległo się pukanie do drzwi, najwyraźniej Gerard już się po nią zjawił, co siedemnasta miała wybić już za moment. To był czas, aby w końcu opuściła swoją bezpieczną przestrzeń. Czuła ogromną ekscytację z tym związaną. Koniec sesji
|