![]() |
[IX 1972, sen] I że Cię nie opuszczę aż do... końca tego koszmaru | Stanley & Brenna - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29) +--- Dział: Retrospekcje i sny (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=25) +--- Wątek: [IX 1972, sen] I że Cię nie opuszczę aż do... końca tego koszmaru | Stanley & Brenna (/showthread.php?tid=5210) |
[IX 1972, sen] I że Cię nie opuszczę aż do... końca tego koszmaru | Stanley & Brenna - Stanley Andrew Borgin - 07.10.2025 Wrzesień 1972, koszmarny sen
Stanley Andrew Borgin & Brenna Longbottom Stanley skończył właśnie kolejną część swojej operacji pod tytułem - "Papier, nożyczki, kolorowe guziczki". Nazwa może nie była jeszcze idealna ale przedstawiała w skrócie cały zamysł Borgina - anonimy do Longbottom. To była zbrodnia idealna. Nie miała prawa się dowiedzieć o tym, że to on był nadawcą, a jeżeli się o tym dowiedziała to skorzystała z wiedzy gracza musiała być naprawdę spostrzegawcza. Istniała tez szansa, że ktoś mógł połączyć pewne kropki, chociaż literki wycinał pod różnymi kątami aby nie szło dojść do nadawcy. Ale Brenna będzie miała za chwilę minę... Hihihi... Pewnie jej będzie głupio, ale wcale się nie dziwię. Na jej miejscu też by mi było głupio prowadził narrację samemu ze sobą w swojej głowie. To byla jednostronna narracja, którą Stanley wygrywał w swojej głowie. Całkowicie zdominował swoją przeciwniczkę w tej debacie, nie dając jej w ogóle dojść do głosu - co było mu na rękę, bo dzięki temu nie był w stanie przegrać. Nie mniej jednak, musiał przerwać debatę i dokleić ostatnie literki do listu. Kurwa, jak się pisze detektyw?, zastukał melodycznie w blat. Detetkyw? Ciężko westchnął. No cóż, literówka ale ludzie w przedszkolu gorzej wyklejali, a dostawali owacje na stojąco. Mi też się jakieś należą zapewnial samego siebie, całkowicie ignorując swoj błąd. Detetkyw Brenna Longbottom. Nie brzmi źle, o! Nikt sie nie zorientuje. List był skończony, pięknie zapakowany i wysłany. Stanleyowi nie pozostało nic więcej, niż ubrać piżamkę w ogórki od Lorraine i udać się na spoczynek. Co też uczynił. O ile niektórzy liczyli baranki na dobranoc, tak Borgin miał swoją sprawdzoną metodę, która mu pomagała w podróży do objęć Morfeusza. Mianowicie była to prosta wyliczanka - "Pierwszy cruciatus w Harper... Piuu... drugi cruciarus w Harper... Piuu... trzeci...". I tak to jakoś szło, że po chwili spał niczym zabity. Nie dosłownie, chociaż przeszedł samego siebie z ostatnią wycinanką, więc mógł być zmęczony. ~*~*~
Nagle huk, jakby budynek się miał zawalić. Stanley ocknął się w strachu, sprawdzając czy wszystko z nim w porządku. Był cały i zdrów, więc można było stwierdzić, że wszystko było w najlepszej formie. Nie zgadzała się za to okolica, ponieważ zasypiał w Głębinie, a teraz stał przed wejściem do wielkiej sali balowej. Co ja tu do diaska robię? Zastanawiał się. Szukając odpowiedzi, spojrzał na swój strój, który nie przypominał piżamy w ogóreczki. Garnitur szyty na miarę? Co to za żarty? Nie bardzo rozumiał ale postanowił ruszyć do przodu i przekroczyć drzwi pomieszczenia. Kiedy tylko postawił pierwszy krok za progiem, dostrzegł dziesiątki, a może setki niewyraźnych twarzy w ławach. Co jest? Czyj to ślub? Uniósł zdziwioną brew w swoim stylu, rozglądając się po tych wszystkich zgromadzonych osobistościach. Borgin mógłby przysiąść, że rozpoznał kilka twarzy, chociaż nie był w stanie wymienić ludzi z imienia czy nazwiska. Stanley zmrużył oczy i dostrzegł, że na samym szczycie kobierca jest napisane jego imię. Mój ślub? Jakim prawem? Dziwił się i był święcie przekonany, że wszystkie twarzy przyglądały się jego osobie. Dobra, podejdę i się obudzę. To brzmi jak plan Dodawał otuchy samemu sobie Przynajmniej jakaś blondynka tam stoi. To się rozumie. Klasa sama w sobie Pokiwał głową ze zrozumieniem. Każdy wiedział, że Borgin uwielbiał blondynki, więc wcale się nie dziwił na taki widok. Im dłużej szedł, tym bardziej nikł blond, który przemieniał się w brąz. Co to za sztuczki... W końcu przyszedł czas na ujrzenie panny młodej. Ta miała zjawiskowa białą suknię, chociaż nie do końca pasował już kolor włosów. Dlaczego nie była blondynkom? Nad tym zastanawiał się były brygadzista, a odpowiedź miała nadejść w ułamku sekundy. A może dlatego, że to była Brenna jego mać Longbottom i to we własnej osobie. Dlaczego ze wszystkich możliwych blondynek akurat Brenna Longbottom, która nawet nie jest blondynkom? Merlinie, za jakie grzechy? Od kiedy za wysyłanie anonimów do Brenny idzie sie do piekła? Wróć... na ślubny kobierec z nią?! - Nosz kurwa mac. Chyba się sny Borginom pomyliły - rzucił na głos, wszak to Anthony miał dziwny pociąg do tej szurniętej gryfonki i nigdy nie interesował sie wybitnymi blondynkami z porządnych domów, takich jak Slytherin czy chociażby Ravenclaw. - Co, zabrakło blondynek na Pokatnej, którym można by było wystawic mandacik za przekroczenie piękności? - bombardował ją pytaniami, nie chcąc uwierzyć, że to może być prawda - A może skończyły się źle zaparkowane miotły na Horyzontalnej? Sprawdzałaś przy Maczku, wiesz ten lokal gdzie podają bułkę z ciepłym kawałkiem mięsa i keczupem - dziwne połączanie - i serio nie polecam... Ale mnie nie zagaduj, bo nie skończyłem - przerwał Brennie próbę przerwania, chociaż nawet nie chciała mu przerwać - Tam ich zawsze stoi pełno, bo wszyscy idą tylko odebrać swoje zamówienia. Nie wiem, nie mogli wymyślić jakiegos FlyThrough? Aby nie zostawiali mioteł na środku chodnika? - dodał, rozkładając ręce z bezradności. Borgin podparł się pod boki, bluzgając pod nosem. Ostentacyjnie sięgnął do kieszeni w której była paczka papierosów. Chociaż o to zadbali żartownisie. Dali mnie do snu z tą wariatką i wiedzieli, że muszę zapalić na jej widok. Chorzy ludzie - Nie wiem jak ty, ale ja wychodzę - zakomunikował, odpalając papierosa, a następnie odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi. Te nie miały zamiaru go przepuścić i się zamknęły na cztery spusty. - Japierdole... - rzucił pod nosem - Wiesz co Brenno? Jednak nigdzie nie idę - odwrócił się z udawanym uśmiechem na ustach - Bo się nie da! - rzucił rozgoryczony. - Powiem to dosyć niechętnie ale współpracujmy. Chcę sie jak najszybciej obudzić. Jak moge sie obudzić? - zapytał - Ha! Już wiem jak. No to się ładnie pożegnajmy, miło było cię zobaczyć - uśmiechnął się od ucha do ucha, tak jak to miał w zwyczaju w ministerswie, a następnie spróbował sie uszczypnąć - Ała. Eh. Nie pomoglo. Nadal tu jesteś - ciężko westchnął. To była jeszcze daleka droga przed nimi. RE: [IX 1972, sen] I że Cię nie opuszczę aż do... końca tego koszmaru | Stanley & Brenna - Brenna Longbottom - 07.10.2025 Brenna Longbottom śniła tej nocy koszmary – na całe szczęście były jednak wypełnione tylko ogniem i śmiercią, a nie Stanleyem Borginem, z nich dwojga więc zapewne ona trafiła lepiej. Anonimy od Stanleya wciąż spoczywały w pudełku, włącznie z tym z jadowitą tentakulą, która to pogryzła Borgina i zaiste sprawiła, że odgadła autora tych listów miłosnych pogróżek, ale nie myślała o nich przed snem i Stanley nie nawiedził jej w krainie snów. Może dlatego, że jej pan dzielił imię z wujem Brenny i miała u niego jakieś fory. Brenna ze snu tymczasem stała za to przed ołtarzem, w białej sukni ślubnej, i uśmiechnęła się do pana młodego zupełnie tak samo, jak uśmiechała się setki razy na korytarzach Ministerstwa. Za to zupełnie jak nie Brenna pozwoliła mu mówić i w ogóle się nie odzywała, czekając cierpliwie aż skończy swoje tyrady, biegi do drzwi i z powrotem. – Oczywiście, że nigdzie nie idziesz. Nie beze mnie, przecież już wszystko ustalone. I nadal tu jestem, bo będę przy tobie już zawsze. Skarbie, ciągle się dąsasz, że nie przefarbowałam włosów? – westchnęła w końcu, unosząc dłonie, by czule ująć jego twarz… albo trochę mniej czule, bo uścisk był zaskakująco mocny i jakoś trudno było się z niego uwolnić. – Przecież już i tak poszłam ci na rękę i nie założyłam dzisiaj szaty nauczycielki od zielarstwa… Ale dobrze, niech będzie, jeśli ma cię to uszczęśliwić, zrobię to na podróż poślubną, chociaż uważam, że blond nie będzie mi pasował. Dlaczego nie założyłeś czerwonego krawata? – dodała zaraz, dokładnie tak samo jak on wcześniej nie czekając nawet na odpowiedź i nie pozwalając sobie przerwać, puściła jego twarz i chwyciła za krawat, rzeczywiście nie czerwony, jakby chciała Stanleya udusić. Rozległo się chrząknięcie, i każdy, kto spojrzał w stronę, z której dobiegło, zobaczyłby stojącego przy ołtarzu Sebastiana Macmillana, spoglądającego na nich z jakąś mieszanką zniecierpliwienia oraz rozżalenia, że państwo młodzi zachowują się w ten sposób przed ceremonią. – No dobrze, przedyskutujemy sprawę kolorów później, zobacz, kapłan czeka, twój drużba ma obrączki, a moje druhny na pewno nie pozwoli ci stąd nigdzie uciec – powiedziała Brenna łagodnie, puszczając wreszcie krawat. I zaiste, za nimi stali Atreus w garniturze, który przewrócił oczami oraz Cynthia Flint i Victoria Lestrange, które spoglądały na Stanleya z taką miną, że należałoby się spodziewać najmniej połamania nóg, gdyby postanowił się ewakuować. Kto wie, może właśnie dlatego zostały wybrane do tej roli, bo było jasne, że Borgin przy nich będzie musiał się zachowywać… |