![]() |
1954 // Jęcząca Marta - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Poza schematem (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29) +--- Dział: Retrospekcje i sny (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=25) +--- Wątek: 1954 // Jęcząca Marta (/showthread.php?tid=5230) |
1954 // Jęcząca Marta - Lucy Longbottom - 13.10.2025 Korytarze Hogwartu już niemal opustoszały, ale echo śmiechów wciąż brzmiało Lucy w uszach. Głosy jej rówieśników – drwiące, lekceważące – powtarzały się w myślach jak niechciana piosenka. „Znowu siedziałaś w bibliotece, Longbottom? Może książki będą twoimi przyjaciółmi, skoro żadnych innych nie masz?” – śmiali się dziś, gdy po raz kolejny wracała z zajęć z garścią notatek i pergaminów. Lucy zawsze lubiła się uczyć. Magia fascynowała ją od pierwszego dnia w zamku – każde zaklęcie było jak zagadka, każdy eliksir jak opowieść czekająca na rozwiązanie. Ale dla innych uczniów jej zapał był dziwactwem. Ich świat kończył się na żartach w Wielkiej Sali i latających piórach podczas lekcji zaklęć. Jej – sięgał dalej, ku zrozumieniu tego, co ukryte. Tego wieczoru jednak ciężar słów był zbyt duży. Nie chcąc wracać do dormitorium Gryffindoru i słuchać dalszych docinek, skręciła w stronę mniej uczęszczanego skrzydła zamku. Tam, w jednej z bocznych łazienek, zawsze panował spokój. Drzwi skrzypnęły cicho, gdy je otworzyła, a chłodne powietrze i zapach kamienia przywitały ją znajomym chłodem. Oparła się plecami o ścianę i zsunęła na zimną posadzkę, obejmując kolana ramionami. „Może rzeczywiście jestem inna…” – przemknęło jej przez myśl, ale zaraz potem pojawiło się coś silniejszego: ciekawość. Jakby to miejsce – ciche, odosobnione – samo w sobie kryło tajemnicę. Ciszę przerwał ledwie słyszalny dźwięk – jakby ktoś westchnął. Potem kolejny, bardziej wyraźny… łkanie? Lucy podniosła głowę, marszcząc brwi. Wydawało się, że pochodziło z jednej z kabin. I choć rozsądek podpowiadał, by wyjść, coś – może instynkt, a może rodząca się aurorska dociekliwość – kazało jej zostać i sprawdzić. RE: 1954 // Jęcząca Marta - Lucy Longbottom - 13.10.2025 Lucy wstała powoli z posadzki, nasłuchując uważniej. Dźwięk był nie do pomylenia – ktoś płakał. Ostrożnie podeszła kilka kroków w głąb łazienki, zaglądając do kolejnych kabin. Wszystkie były puste… dopóki nie dotarła do tej ostatniej. Tam powietrze jakby zgęstniało, a chłód stał się bardziej przenikliwy. – Halo? – zawołała niepewnie. – Wszystko w porządku? Płacz ucichł nagle, a po chwili tuż nad umywalkami pojawiła się postać – przezroczysta, unosząca się kilka centymetrów nad ziemią. Dziewczyna o okrągłej twarzy, dużych okularach i smutnych oczach patrzyła na nią z mieszaniną ciekawości i rezerwy. – O… przepraszam, nie chciałam przeszkadzać – dodała Lucy, robiąc krok do tyłu. – I tak nikt tu nie przychodzi – westchnęła duch dziewczyny, unosząc się wyżej. – Nikt, oprócz mnie. Jej głos był pełen melancholii, ale i czegoś jeszcze – głębokiego zmęczenia. Lucy patrzyła na nią przez chwilę w milczeniu. Widziała duchy w zamku wcześniej, lecz żaden nie wydawał się tak… zagubiony. – Nazywam się Lucy – odezwała się w końcu ciepło. – Lucy Longbottom. – A ja… Marta. Ale wszyscy mówią na mnie Jęcząca Marta – odpowiedziała duch z grymasem. – Płaczę. Ciągle płaczę. – To nie wstyd płakać – odparła Lucy łagodnie. – Czasem łzy są jedynym sposobem, by serce mogło dalej bić. Marta uniosła na nią zaskoczone spojrzenie. Niewielu uczniów próbowało z nią rozmawiać, a już na pewno nie w taki sposób. – Dlaczego tu przyszłaś? – zapytała ostrożnie. Lucy zawahała się. – Może dlatego, że też czasem czuję się… jakby nikt mnie nie rozumiał. W spojrzeniu Marty pojawił się cień zrozumienia. A w powietrzu – ledwie wyczuwalne napięcie, jakby rozmowa ta miała dopiero odsłonić coś znacznie głębszego. RE: 1954 // Jęcząca Marta - Lucy Longbottom - 13.10.2025 Przez dłuższą chwilę obie milczały. Tylko krople wody skapujące z nieszczelnego kranu przerywały ciszę, rytmicznie odbijając się echem od kamiennej posadzki. Marta unosiła się tuż nad podłogą, jakby zawieszona w swoim własnym świecie – zbyt starym, by do niego wracać, i zbyt bolesnym, by go opuścić. – Marta… – zaczęła w końcu Lucy, ostrożnie dobierając słowa. – Jeśli to nie zbyt trudne… jak to się stało? Dlaczego… jesteś tutaj? Duch westchnął głęboko, a jej spojrzenie uciekło w bok. – To było tak dawno. Chyba… w 1942. Byłam wtedy uczennicą. Płakałam tu, jak zwykle. – Jej głos zadrżał. – Ktoś mnie obraził, powiedział, że jestem brzydka. Wbiegłam do łazienki i zamknęłam się tutaj. Lucy słuchała w skupieniu. Każde słowo zapadało jej w pamięć jak element układanki. – I co było dalej? – zapytała cicho. Marta zmrużyła oczy, jakby próbowała uchwycić coś, co wymykało się jej pamięci. – Usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Głos… chłopięcy głos mówiący w języku, którego nie rozumiałam. Potem… – urwała. – Potem zobaczyłam oczy. Dziwne… ogromne… i zimne jak śmierć. A potem nic. Ciemność. Chłód przeszedł Lucy po plecach. „Dziwne oczy” – powtarzała w myślach, jakby próbowała wydobyć z tych słów coś więcej. – Czy ktoś kiedykolwiek próbował dowiedzieć się, co się stało? – zapytała poważnie. Marta pokręciła głową. – Nie. Wszyscy tylko mówili, że to nieszczęśliwy wypadek. Że zginęłam przypadkiem. Ale ja wiem, że to nie był przypadek. Lucy poczuła, jak w jej wnętrzu coś się budzi – determinacja. Ta historia miała luki. I właśnie to czyniło ją jeszcze bardziej intrygującą. RE: 1954 // Jęcząca Marta - Lucy Longbottom - 13.10.2025 Słowa Marty nie dawały Lucy spokoju. Dziwne oczy. Język, którego nikt nie rozumiał. Chłopięcy głos. To nie była zwykła opowieść ducha – to była wskazówka. Strzęp prawdy, który przez lata ginął w szkolnych plotkach i legendach. – Jeśli widziałaś oczy… to znaczy, że coś – albo ktoś – tam był – powiedziała po chwili ciszy, jakby myślała na głos. – I jeśli nikt nie zadał sobie trudu, żeby to sprawdzić, to może dlatego, że ktoś nie chciał, żeby to wyszło na jaw. Marta spojrzała na nią z zaskoczeniem. – Mówisz jak… jak jakiś auror. Lucy uśmiechnęła się lekko, choć w jej spojrzeniu pojawił się cień determinacji. – Może dlatego, że chcę nim kiedyś zostać. Wierzę, że każde zło zostawia po sobie ślady. Czasem trzeba ich tylko bardzo uważnie poszukać. – Ale po co? – westchnęła duch. – To wszystko działo się tak dawno. Ja… już nic nie zmienię. – Może ty nie, ale inni mogą – odparła Lucy spokojnie. – Jeśli ktoś był w stanie zabić uczennicę w samym sercu Hogwartu, może to zrobić znowu. A jeśli poznamy prawdę, może uda się temu zapobiec. Marta patrzyła na nią długo i uważnie, jakby po raz pierwszy od lat ktoś zobaczył w niej coś więcej niż płaczące widmo. – Myślisz, że to jeszcze możliwe? Że prawda wciąż istnieje? – Prawda zawsze istnieje – odpowiedziała Lucy z pewnością. – Czasem tylko trzeba po nią sięgnąć. I obiecuję ci, Marta… jeśli kiedykolwiek będę miała taką możliwość, znajdę ją. Dla ciebie. W tej chwili łazienka jakby ucichła. Marta nie płakała. Jej duchowe spojrzenie złagodniało, a w nim błysnęła iskra nadziei – pierwsza od wielu, wielu lat. RE: 1954 // Jęcząca Marta - Lucy Longbottom - 13.10.2025 Cisza, która nastała po słowach Lucy, nie była już ciężarem. Była spokojna, jak oddech po burzy. Marta unosiła się tuż przy suficie, jakby chciała ukryć się w cieniu, a jednocześnie nie potrafiła oderwać wzroku od dziewczyny, która po raz pierwszy od lat potraktowała ją jak człowieka – nie jak szkolną legendę. – Wiesz… – odezwała się w końcu cicho – ja też chciałam kiedyś zmieniać świat. Może nie jako auror, ale jako ktoś, kto się liczy. A potem wszystko skończyło się w jednej chwili. – To nie znaczy, że twoje życie nie miało znaczenia – odpowiedziała Lucy łagodnie. – Może właśnie teraz możesz zmienić więcej, niż wtedy. Marta roześmiała się gorzko. – Trudno coś zmieniać, kiedy jest się duchem. Ale… – zawahała się – pamiętam jeszcze coś. Tuż przed śmiercią, zanim zobaczyłam te oczy… usłyszałam też śmiech. Cichy, ale zimny. Jakby ktoś był zadowolony z tego, co się stało. Lucy zmarszczyła brwi. – To może oznaczać, że to nie był przypadek. Że ktoś naprawdę wiedział, co robi. – Mówiłam to kiedyś jednemu profesorowi, ale nikt mnie nie słuchał. „Trauma ducha” – powiedzieli. „Wspomnienia są niepewne.” – Ale każda informacja się liczy – Lucy mówiła teraz niemal jak przyszła aurorka. – Nawet ta, której nikt nie traktuje poważnie. Marta spojrzała na nią z mieszaniną wdzięczności i zdumienia. – Jesteś dziwna, Longbottom. Ale… lubię tę twoją dziwność. – Dziwna to tylko inne słowo na „inna niż wszyscy” – odparła z uśmiechem Lucy. – A to chyba nic złego. RE: 1954 // Jęcząca Marta - Lucy Longbottom - 13.10.2025 Łazienka znów pogrążyła się w ciszy, ale nie była to już cisza pustki – raczej spokoju po rozmowie, która miała w sobie coś niezwykle ważnego. Lucy czuła, jak jej myśli pulsują pod czaszką niczym setki rozświetlonych punktów, układających się w sensowną całość. Fragmenty układanki, które zebrała od Marty, może i nie tworzyły jeszcze pełnego obrazu, ale były początkiem. A każdy początek miał w sobie siłę. – Dziękuję ci, Marto – powiedziała w końcu, wstając z posadzki. – Za to, że mi zaufałaś. I za to, że opowiedziałaś mi swoją historię. Duch uniósł się lekko nad ziemię, jakby te słowa były czymś, czego potrzebowała od dawna. – To ja powinnam dziękować. Nikt mnie nie słuchał od… od lat. – Obiecuję ci – ciągnęła Lucy spokojnym, pewnym głosem – że nie zapomnę. Może dziś jestem tylko trzecioklasistką, ale pewnego dnia dowiem się, co się naprawdę stało. I wtedy już nikt nie nazwie tego „nieszczęśliwym wypadkiem”. Marta uśmiechnęła się po raz pierwszy – smutno, ale szczerze. – Będę tu, gdybyś chciała porozmawiać. I… dziękuję, Lucy. Naprawdę. Dziewczyna skinęła głową i ruszyła do wyjścia. Gdy przekraczała próg łazienki, obejrzała się jeszcze raz przez ramię. Duch wciąż tam był, ale wyglądał jakby lśnił delikatniej, jakby cień ciężaru został z niego zdjęty. Korytarz Hogwartu zdawał się teraz mniej przytłaczający. Drwiny innych uczniów już nie bolały tak jak wcześniej. Bo w sercu Lucy pojawiło się coś nowego – cel. Wiedziała, że świat magii skrywa tajemnice, które trzeba odkryć. A ona zamierzała poświęcić całe swoje życie, by właśnie to robić. |