![]() |
[11.09.1972] The quiet between breaths (Astoria Avery, Basilius Prewett) - Wersja do druku +- Secrets of London (https://secretsoflondon.pl) +-- Dział: Scena główna (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=5) +--- Dział: Klinika magicznych chorób i urazów (https://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=18) +--- Wątek: [11.09.1972] The quiet between breaths (Astoria Avery, Basilius Prewett) (/showthread.php?tid=5235) |
[11.09.1972] The quiet between breaths (Astoria Avery, Basilius Prewett) - Astoria Avery - 14.10.2025 11.09.1972
#8 Popiół w płucach W bezpiecznych murach posiadłości rodowej oddała się całkowicie w zatroskane ręce matki. Spała niemal bez przerwy przez kilkanaście godzin. Czasem przebudzała się tylko na chwilę, czując, jak ktoś poprawia koc, przykłada chłodny kompres do czoła, a potem znów zapadała w sen, ciężki i lepki jak miód. Śnił jej się dym - nie taki jak ten z fajki, łagodny i ciepły, ale gęsty, duszący, wdzierający się w płuca. Budziła się z uczuciem, jakby nadal tkwił w niej tamten zapach. I może właśnie tak było. Kiedy w końcu się przebudziła, światło poranka sączyło się do pokoju przez ciężkie zasłony. Gdzieś w oddali śpiewał ptak, jakby nic się nie wydarzyło. Przez chwilę po prostu leżała, próbując oddychać - płuca wciąż protestowały przy każdym głębszym wdechu, a gardło paliło, jakby połknęła popiół. Aureliana Avery siedziała przy stoliku obok, czytając "Proroka Codziennego". Gdy tylko zauważyła, że Astoria się obudziła, odłożyła gazetę. - Uzdrowiciele zalecają naturalne sposoby. Napary, syropy, inhalacje. W dzisiejszej czarownicy podali konkretne sposoby. Astoria nie odpowiedziała. Przyjęła kubek i wypiła kilka łyków naparu. Był gorzki, ale ciepło rozlało się po ciele, przynosząc ulgę. Obok na stole parował kociołek z wodą, w której unosił się aromat rumianku i szałwii. Cały pokój pachniał jak szpital i ogród jednocześnie. Chciała zaprotestować, powiedzieć matce, że to już przesada. Ale nie miała serca, nie po śmierci Juliana. Pozwoliła matce zająć się nią tak, jak uważała za słuszne. Czuła w tej trosce miłość, która po śmierci pierworodnego syna stała się obsesją przetrwania reszty rodziny. Przez resztę dnia Astoria siedziała owinięta w koc, z Vulcorem skulonym przy jej boku. Czuła się słaba, jakby ktoś wypalił w niej część życia, zostawiając jedynie cienką warstwę popiołu. Ale tutaj, w posiadłości Averych, wreszcie mogła oddychać - choć każdy wdech przypominał jej, jak blisko była, by już nigdy tego nie zrobić. Następnego dnia rano czuła zawroty głowy. Inhalacje, syrop i napary pomagały w jakimś stopniu, być może nie potrzebowała uzdrowiciela, gdyby nie jej choroba genetyczna. Po stresie, jaki przeżyła tamtej nocy, czuła jak w jej klatce piersiowej osiada ciężar. Serce biło nierówno, słabo, jakby każde uderzenie wymagało od niego nadludzkiego wysiłku. Duszność powracała falami, a zmęczenie rozlewało się po ciele jak ciężka mgła. Matka, widząc jej bladość i drobne drżenie rąk, nie zamierzała czekać. Nie pomogły protesty, zapewnienia, że to tylko zmęczenie, że napary i eliksiry przyniosą ulgę. Zmuszona troską, a może strachem, którego nie potrafiła już ukrywać, nakazała córce udać się do Świętego Munga. Prywatne wizyty nie wchodziły w grę - uzdrowiciele mieli pełne ręce roboty. Wszelkie protesty były bezcelowe, więc dla świętego spokoju ubrała się i wyruszyła do szpitala. Na szczęście przy takim obłożeniu pacjentów, nikt nie zainteresuje się jej wizytą. Przy rejestracji podała swoje nazwisko i ogólne dolegliwości, starając się brzmieć rzeczowo, choć głos nieco jej drżał. Kobieta za biurkiem uniosła wzrok, gdy Astoria położyła przed nią sakiewkę, a potem bez słowa dopisała ją na samą górę listy oczekujących. Przywilej pozycji i nazwiska Avery - nie będzie czekała cały dzień, gdy może wykupić sobie pierwszeństwo. Usiadła na jednej z wolnych ławek, opierając się o chłodną ścianę. Korytarze szpitala pękały w szwach od rannych, poparzonych i tych, którzy nie mogli oddychać po wdychaniu toksycznego dymu. Po chwili Vulcor, który dotąd siedział cicho na jej ramieniu, zeskoczył na kolana i zwinął się w kłębek. Przesunęła dłonią po jego łuskach, próbując wyłączyć się na chaos dookoła. |