• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[02.05.1972] Rachunek sumienia | Poranek po wielkiej wichurze | Laurent & Kayden

[02.05.1972] Rachunek sumienia | Poranek po wielkiej wichurze | Laurent & Kayden
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#21
02.08.2023, 23:16  ✶  

Kiedy? Kiedy człowiek staje się wolnym? Tak prawdziwie wolnym, od swoich myśli, słów, od spojrzeń i oczekiwań? Ano wtedy, kiedy uda mu się przebrnąć przez błoto z tymi wszystkimi pięknymi kwiatami w dłoniach, które przy końcu wędrówki zdążyły już obumrzeć i zamienić się w nic innego, jak wspomnienia. Wtedy jest się wolnym od tego całego bagna... ale czy właśnie takiej wolności szukasz, Laurent? Czy to jest wolność, o jakiej myślą anioły? Czy to ta wolność, którą pragną ptaki? Zobacz, kanarki czy wróble buntują się tylko wtedy, gdy zamkniesz je w ciasnej klatce. W rezerwacie też mogą latać, mogą ćwierkać i żyć w zgodzie z naturą. Nikt im nie karze robić gniazd... one to wiedzą. I wiedzą, że ich skrzydła mogą je wzbić w niebo i uciec przed burzą. To ich natura. Wolność. Czy wolność nie jest więc i naturą człowieka? Nie czujesz się wolnym? Dlaczego? Bo nie masz skrzydeł? Czy może nie chcesz mieć? Ah, bo walka o wolność to nie twoje zadanie... No to nic dziwnego, że nie potrafisz latać, skoro o skrzydła nie chcesz walczyć.

Heh, nie żeby Kayden jakieś miał... On raczej trzymał piórka w kieszeni i patrzył się na nie od czasu do czasu, żeby nacieszyć oko. Jakoś ta walka strasznie upierdliwa, ile się trzeba namęczyć, żeby chociaż to jedno skrzydło zlepić... Ale miał je, zbierał, tak jak zbierał i te kwiaty... żeby chociaż zgniłe łodygi trzymać w dłoni, jak już się w końcu z bagna wydostanie. Taki z niego psia mać kolekcjoner.

Kay skinął jedynie głową, jakby akceptował sceptycyzm Laurenta. Nie chciał już się więcej rozckliwiać nad tym wyjątkiem i regułą, bo nie prowadzili tutaj żadnej debaty, a już sam się tym tematem zmęczył. - Cieszę się, że tak pan uważa. - Odpowiedział spokojnie, bo uprzejmością na uprzejmość się odpowiada. Wolał też przemilczeć ostatnie zdanie, mimo, że się z nim nie do końca zgadzał. Nie każdy miał ten talent do przyswajania niektórej wiedzy, a rezygnacja z prób niekoniecznie była ignorancją. Jedna półkula mózgu może być bardziej rozwinięta od drugiej i już ciężej jest cokolwiek z tego zakresu zrozumieć. No, a wiadomo, jak nie widzisz sensu w nauce, bo wiesz, że gówno się nauczysz... to po co masz tracić czas? Lepiej skupiać się na swoich atutach, jeśli na szlifowanie pozostałych nie ma się czasu. A czasu na tym świecie nie ma aż tyle, żeby nauczyć się wszystkiego.

Kayden rzucił jeszcze raz okiem na Michaela i można nawet powiedzieć, że wątpliwości mu ze srebrnych oczu zniknęły. - Świetnie, w takim razie widzimy się o wyznaczonej porze, panie Prevett... I tak, pokuszę się o powrót tym samym środkiem lokomocji, mimo, że latać nie lubię... - Zerknął na abraksany z takim przysłowiowym smirkiem. - Latanie z pańskimi majestatycznymi abraksanami to sama przyjemność. - Kayden skłonił się znów lekko bez uśmiechu i ruszył w drogę, nie tracąc już więcej ziaren w klepsydrze. Znów ciężko było powiedzieć, czy kpił, czy jednak prawdę mówił... Półprawda mu z ust leciała jak miód, bo szybowanie w przestworzach przyjemnością na pewno nie było i nigdy nie będzie, lecz same konie, ich skrzydła i świadomość tego, że jednak wóz prowadziły, była przeżyciem, które na pewno zapamięta. Czuł się już lepiej na stabilnym gruncie, przed sklepem wypalając jeszcze jednego papierosa. Nie, zaraz... dwa. Ale drugi już po zakupach. Musiał przecież się mentalnie przygotować na powrót... O rachunek się upomniał, no bo to przecież jego altruistyczna pobudka była. Czy raczej jego matki. Właściwie to mu do głowy nawet nie przyszło, żeby Prevett za cokolwiek płacił, to by było absurdalne. Nie zamierzał nikogo innego obciążać, a pieniądze nie stanowiły problemu. To była konieczność, choć Kay nigdy do monet przywiązany nie był. No, chyba że akurat natrafiła się jakaś kolekcjonerska...

Podróż tym razem w wozie przyjął z lekką ulgą, a jeszcze jak go pakunki otaczały i nie widział chmur, mógł udawać, że zwyczajnie jedzie po ulicy. Nie zmieniało to jednak faktu, że przez całą drogę milczał jak zaklęty z podrygującą nerwowo nogą.

Pod koniec podróży miał już myśli zajęte jedynie zakończeniem tej przygody i powrót do domu. Piechotą.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#22
03.08.2023, 13:04  ✶  

Wolność nie była dla wszystkich. Jedni nie mieli skrzydeł od urodzenia i nawet o niej nie śnili, a drugim skrzydła wyrwano. Jeśli jednak wolność była przestrzeganiem naturalnego porządku, albo kierowaniem się własną naturą to większość ludzi jednak wolna była. Żyli swoim życiem, nikomu nie wadząc, nie wadząc przede wszystkim samym sobie. Czy wolność w takim razie była utożsamiona ze szczęściem? Czy to szczęście - być wolnym? Czy może kiedy jesteś wolny to jesteś szczęśliwy? Gdzie była odpowiedź... Laurent nie pamiętał, czy miał skrzydła i je stracił, czy może nigdy ich nie posiadał i kiedyś pomyślał, że fajnie by było je posiąść. Być ptakiem, którego ziemia nie obowiązuje. Jeśli nic z tych rzeczy nie miała miejsca, nie zrodziło się pragnienie w jego sercu i był tylko podziw, cicha admiracja dla wróbli i aniołów, rzeczy trywialnych i wyniosłych, to na pewno była myśl, że marzyć nie ma co. Po co tworzyć wizje wolności w swojej głowie, kiedy, no właśnie, nie było się na tyle odważnym, żeby o nią walczyć. Był w punkcie swojego życia, w którym powinien być szczęśliwy, dumny, zadowolony. Nie można powiedzieć, że wszystko wywalczył i zapracował na to własnymi rękoma - to fałsz. Pochodził z bogatej rodziny i... posunął się do wątpliwie moralnych czynów, żeby się jeszcze bardziej dorobić. Ale teraz wydawało się, że trwał w spokoju, w którym mógłby naprawdę się cieszyć tym, co ma. Nie cieszył, nie tak do końca. Najprościej powiedzieć, że nie nadaję się do walki, więc nie mogę czegoś mieć bez podjęcia jakiejkolwiek potyczki.

Laurent chciał pójść do namiotu i zameldować, że już wszystko zostało przywiezione, ale zreflektował się, że to nie jest jednak jego sprawa, nie tak do końca i że nie będzie się w nią wtrącał ani ingerował. Zadowolony za to był bardzo, że sam nie musiał się dopominać o rozliczenie rachunków, tylko Kayden wykazał się klasą i nie próbował tutaj wymigać ze swojej odpowiedzialności. W zasadzie nie wiedział, czemu się czegoś takiego po nim spodziewał. Skąd taki... vibe. Może przez to jego spojrzenie? Wyglądał na taką osobę, która potrafiła zaplanować kilka kroków do przodu i... ach, nie ważne. Ważne, że temat był już za nim i że to nie on sam musiał to inicjować. W końcu trzeba dbać o to dobre wrażenie grzeczności. Ciekaw był, apropo wrażeń, czy Kayden był tutaj, bo naprawdę chciał pomóc, czy może po prostu tak jak niektórzy chciał się pokazać. Albo był tak samo skonfliktowany jak blondyn - i niby nie, ale w sumie to...

Otworzył wóz, żeby wszystko można było wyciągać wygodnie - drzwi gładko zmieniały się w schodki, dzięki czemu było wygodne wejście i dojście. Najchętniej zostawiłby to w rękach prawdziwych mężczyzn, nawet zawołał kogoś, kto akurat przechodził z pytaniem, czy nie mógłby pomóc w wyciąganiu tych wszystkich rzeczy. Powiecie: ale jest magia! No, była. Laurent się właśnie nią posługiwał, ale nie był orłem z tej dziedziny, więc i nie szło to szybko. Szczególnie, że rzeczy były bardzo cenne. Przy odpowiedniej organizacji, a ta nie sprawiła Laurentowi problemów (a że wóz należał do niego to po prostu się nią zajął) przeniesienie tych skrzynek i pakunków poszło jednak sprawnie. Najważniejsze to je wyciągnąć, zabezpieczyć, upewnić się, że wszystko dotarło, potem zliczyć, poroznosić - ale to już do jego kompetencji nie należało. To już była sprawa Kaydena, żeby to uporządkować i pozgłaszać, żeby było wiadome, jaką ilością czego wszyscy tu dysponują. I to było dobre. To było potrzebne. W tej chwili mógł sobie nawet mydlić oczy myśląc, że to naprawdę dobroć serca pokierowała tego młodzieńca i pchnęła go w kierunku zaopatrzenia szpitala polowego.

- To chyba wszystko. - Odetchnął Laurent, zaglądając do wozu, żeby się upewnić, że nic tam nie zostało, nie wypadło, nie zapałętało się, kiedy było to wyciągane i rozparcelowywane. Ale wygląda na to, że rzeczywiście wszystko udało im się sprawnie przetransportować. Wyszedł z wnętrza i zamknął wóz, spoglądając na swoje dłonie, czy się nie pobrudziły, potem otrzepując swój strój, bardziej tak naprawdę odruchowo niż z konieczności. - Gdyby pan czegoś jeszcze potrzebował to na pewno będę w pobliżu. - No może nie na pewno, ale co jakiś czas, gdzieś tam, po coś tam... nie mógł obiecać, że akurat nie wyleci ale akurat inteligencji Kaydena obrażać nie zamierzał. To zaś rozumiało się samo przez siebie. - Miło było współpracować. Do zobaczenia. - Może powinien powiedzieć: do widzenia? Ale jakoś powiedział to szybciej, niż zdążył się nad tym zastanowić. A kiedy już to powiedział to uśmiechnął się w myśl tego, że może naprawdę szybko przyjdzie im się spotkać. Jakiekolwiek by to okoliczności nie były.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#23
04.08.2023, 00:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.08.2023, 08:19 przez Kayden Delacour.)  

Szczęście ma to do siebie, że dla każdego jest osobnym płatkiem śniegu, ale czy ten płatek rozpoznamy i jesteśmy w stanie go utrzymać, żeby się nie stopił... Cóż, to już inna bajka. Kay nawet nie potrafił wyjaśnić definicji szczęścia. Jeśli ktoś by go zapytał wprost, czy jest szczęśliwy, od razu by się skrzywił. Nie był. Dlaczego? Cholera wie... Coś mu nie pasowało. Coś jednak było nie tak. Coś go uwierało... Co? No właśnie, co? Skoro nie zna definicji szczęścia, to jak niby ma powiedzieć, czy to szczęście osiągnął? Albo jak właściwie miałby je rozpoznać? Może powinien być szczęśliwy. Miał przecież rodzinę, pieniądze, przyja- znajomych, pracę, a nawet pasję... Co do cholery było nie tak? Dopóki się nie dowie, wolny też nie będzie. I tak się koło toczy, świece wosk topią, a Kayden pogrąża się głębiej w bagnie... Bo i on nie widzi sensu, żeby o te skrzydła walczyć. Mógł jedynie powtarzać każdego dnia, że wszystko będzie w porządku i trzymać głowę wysoko. Czasem się jednak zastanawiał nad tym szczęściem, ale ilekroć to robił, to jakoś mu ciężko było. Jakoś tlenu brakowało. Jakoś wszystko nagle stawało się wyblakłe. Więc nie myślał, żeby móc oddychać. To była jego wolność... taka syntetyczna.

- Bardzo dziękuję za pomoc, panie Prevett. - Rzekł Kayden dość formalnie, ale formalność też gdzieś się pogubiła przez fajkę w ustach i zimne, srebrne oczy. Wcale nie próbował być nieprzyjemny! Po prostu tak się prezentował, kiedy umysł miał zajęty kalkulacją. Oficjalnie. A bo to trzeba było posprawdzać, tu zapisać, tu sporządzić listę (którą już zapełnił podczas drogi powrotnej, żeby czymś zająć myśli), a tutaj załatwić kogoś do transportu. Przez chwilę nawet poczuł się jak w swoim miejscu pracy... Jakby latał między archiwami, katalogował i szukał dokumentów. Ale to tylko do momentu, kiedy wszystko zostało już załatwione. Powóz wyładowany, pakunki przeniesione, meldunek złożony, papiery podpisane, et cetera, et cetera~ Później wrócił do Laurenta, już bez tytoniu w ustach i ostrego spojrzenia. Raczej nieco łagodniejszego, jak na niego to wręcz przyjaznego! Spojrzał na abraksany i na ustach zatańczył mu krzywy uśmiech. - Dziękuję za... lot. - Powiedział. Cholera wie, czy do Michaela czy do Prevetta. Jakoś nie mógł odlepić oczu od tych skrzydeł... - Powiedziałbym, że przyjemny, ale sam pan wie... - Sarknął, tym razem już na pewno do blondyna, któremu skinął uprzejmie głową w mniej oficjalniej podzęce. Może za sam ten lot? Za ten nieoczekiwany zryw na niebie i złośliwe uśmiechy. Taaak, za to na pewno dziękował. Aż miał ochotę prychnąć, ale się powstrzymał. No, przynajmniej powrót był spokojny. Palipitacji serca nie dostał, zrzygać się nie zrzygał, więc w sumie powinien podziękować. Mogło być gorzej... - Wzajemnie. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - Powiedział. - Oby nie w przestworzach... Do zobaczenia, Michaelu~ - Wykrzywił usta w uśmiechu, skinął głową ostatni raz i odszedł, znikając w tłumie ludzi przy namiotach. Chciał dopilnować, żeby wszystko było już na pewno załatwione, dopięte na ostatni guzik, zanim się zmyje stamtąd i zajmie się odreagowaniem podróży w przestworzach.


Koniec sesji


[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Kayden Delacour (6697), Laurent Prewett (8290)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa