• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[05.06.72, ruiny porośnięte bluszczem] So let it die and say goodbye

[05.06.72, ruiny porośnięte bluszczem] So let it die and say goodbye
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
16.09.2023, 23:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2023, 00:48 przez Brenna Longbottom.)  
- Pokonał Grindewalda. Jest jedynym, którego Voldemort zawsze się bał. Kiedy używa magii, zdaje się, że mógłby zrobić wszystko. Nie robi tego, bo nie chce. Voldemort to po prostu śmieć, który chce przerobić ludzi na podnóżki, a przypadkiem ma talent do zaklęć. Ale nie dość, by sam w sobie mu wystarczył.
W czasach szkolnych Dumbledore był dla niej dyrektorem i zarazem swego rodzaju mityczną figurą, kimś, kto wie wszystko o wszystkich. Teraz był... nadzieją i dowódcą. Mógł zdawać się zwariowany, ale Brenna podążała za nim że ślepą wiernością, gotowa położyć głowę pod topór, gdyby tylko tego zażądał. Była w tym swego rodzaju naiwność. Niedostrzeganie, że właściwie wytresowano ją na żołnierza jeszcze jako nastolatkę, tak jak wcześniej zrobiono to z jej ojcem i wujem. Ale chyba wcale nie chciała przejrzeć na oczy. Potrzebowała tej nadziei.
- Zwalę to na karb tego, że lubisz obecną sławę, bo chyba inaczej musiałabym uznać, że jesteś kompletnie szalony - podsumowała jego stwierdzenie. Bo poważnie... być zadowolonym z czegoś takiego? Nawet ona nie była aż tak walnięta, choć pchała się w sytuację zagrożenia skacząc na główkę, nawet jeżeli nie była pewna, czy dno nie jest zbyt blisko. Nie umiala usiedzieć w miejscu, ale zdawało się, że u niego to sięga jeszcze dalej. Chyba wolała nie myślec o tym, że zasadniczo póki nikt nie ginął, sama wychodziła ze śmiechem z lasu, w którym próbowało ją coś zeżreć. - Szukałam dłoni Mavelle, odkąd nauczyłam się chodzić. Nie przeszkadza mi, że teraz jest zimna, że wszyscy jesteście, ale to, że to przeszkadza wam.
Mavelle nie mogła się ogrzać, a tęskniła do ciepła. Brenna podejrzewała, że tak samo jest z resztą. Było tak, jakby coś z nich wyrwano, jakby jakąś ich cząstka została w limbo, i ciepło nie mogło ich sięgnąć. Wkurzało ją to. A to, że ich dłonie były jak lód? Siostra, przyjaciółka, dowódca. Rodzina, przyjaciele, Zakon. Gdyby cokolwiek się tu zmieniło, gdyby patrzyła na nich inaczej, chyba nic by już w niej nie zostało.
- Miałeś prawo. Spierdoliłam tamtej nocy tyle rzeczy, że to tylko jedna z długiej listy. W dodatku gdy nie dołączyłeś i się cofnęłam, chyba dobre trzy minuty nie zdołałam rzucić żadnego zaklęcia, a wy sobie tam walczyliście. Co zabawne? Wyszło dopiero to, które uratowało tego drania i rozwaliło żywiołaka- mruknęła, a jej ton stał się beznamiętny. Żałowała teraz tego, że ten człowiek przetrwał, całym sercem i duszą. Żałowała, że od razu nie rzuciła się w ogień. Że nie ostrzegła większej ilości osób. Że powiedziała o wszystkim wujowi. Że odbiegła i że zawaliła te zaklęcia, jakby nagle była znów w Hogwarcie.
Ale nie, tego, że jej nie powiedział, nie żałowała. W tamtej chwili to już nie miało znaczenia.
- To i tak by nic nie zmieniło - powiedziała w końcu. Było za późno. O wiele za późno. - A o ile chrzanić zimno i inne pamiątki z limbo, o tyle moja partnerka mogłaby zginąć, a poza tym niekoniecznie chcę, żeby pisał o mnie Prorok tylko dlatego, że akurat wyszłam do sklepu.
Charlie na pewno nie zostawiłby Heather. Ale mieli mało czasu, a Moody była w złym stanie. Gdyby próbowali przenieść Wood, zawieja mogłaby ich pochłonąć. Być może w ostatecznym rozrachunku więc jego milczenie sprawiło, że Brenna miała na sumieniu jedną ofiarę mniej. W końcu poprosiła dziewczynę, by ta do nich dołączyła.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#12
17.09.2023, 01:04  ✶  
Przyglądał jej się uważnie, kiedy mówiła o dyrektorze. Widać było, że bardzo go podziwiała, ale też że najwyraźniej miała z nim o wiele więcej styczności niż tylko na szkolnych korytarzach. Bo w szkole, Dumbledore co najwyżej klaskał w ręce i zmieniał wystrój Wielkiej Sali. Wątpił jednak, że zachwycałaby się czymś takim, ale kto wie, może bawiły ją iluzoryczne sztuczki.
- Jeśli jest taki wspaniały, to szkoda, że nie chce powstrzymać Voldemorta szybciej jak później - rzucił sucho, zwyczajnie łapiąc ją za słowo. Może użyła go świadomie, a może nie, ale dla niego wybitnie niefortunnie. Na co im najwspanialszy i najpotężniejszy czarodziej w historii całej magii, skoro decydował, że nie chce podjąć zdecydowanych działań wobec zagrożeniu pokroju Czarnego Pana? Ludzie umierali na wiele okropnych sposobów, cierpieli, a Ministerstwo miało tylko coraz więcej problemów i pracy. Bulstrode był zdania, że niebezpieczeństwo najlepiej było wyplenić kiedy się rozwijało, a nie czekać aż osiągnie pełnię własnych możliwości. Gdyby tylko mógł, pozbyłby się problemu sam, tu i teraz. Albo raczej tam, jeszcze w Limbo. Niestety, nie mógł. Był zwykłym czarodziejem, a nie niemal mityczną osobą.
- Jeśli ja jestem szalony, to tobie też bardzo blisko do tego - uśmiechnął się do niej zaczepnie, na moment pochylając w jej stronę. - Biorąc pod uwagę jak często próbujesz się zabić powiedziałbym nawet, że to ty jesteś bardziej szalona.
Mogła uważać go za niespełna rozumu, ale kiedy tak patrzył na nich oboje, nie mógł się pozbyć wrażenia, że faktycznie to ona przodowała jak na razie w głupim narażaniu swojego życia. To nie jego akcje skręcały jej żołądek przynajmniej raz w tygodniu po godzinach pracy.
- Parę dni temu ktoś próbował mi z tym pomóc. Pomysł był nawet bardzo dobry, miał potencjał, ale niestety niewiele to dało. Tylko odrobinę więcej energii. Z tego co rozumiem, to nie chodzi tylko o to, że ta energia została nam zabrana, ale że coś zostało w nas wepchnięte na jej miejsce. Myślę, ale to tylko spekulacje, że trzeba znaleźć sposób na ponowne jej zamienienie. Pytanie tylko czy nadałoby się do tego... cokolwiek czy bez odzyskania naszej własnej energii, to nie ma najmniejszego sensu - wciąż był wdzięczny, że Laurent w ogóle spróbował, ale jednocześnie zaczął się przez to bardziej zastanawiać nad tym, jak faktycznie osiągnąć ten cel. Nekromancja była ryzykowna i Bulstrode podejrzewał, że gdyby się udała, to skończyłoby się to tak, że zimno zwyczajnie zmieniłoby właściciela, a nie taki był cel.
- Nie mów tak - odpowiedział tonem nieco ostrzejszym, niż rzeczywiście chciał czy w ogóle powinien. - Wiele rzeczy poszły nie tak, ale były poza naszym zasięgiem - położył akcent na słowo, które znaczyło że nie była przecież wtedy sama, ale nie miał na myśli tylko siebie, a wszystkich którzy walczyli. - Mogłem umrzeć. Victoria, Mavelle i Patrick mogli sie mylić, wchodząc w te ogniska i zwyczajnie już nigdy się nie obudzić. Twój brat i twoja partnerka również mogli już więcej nie zobaczyć światła dziennego. Rozumiesz co mówię? To była tragedia, ale nie tylko. Oni żyją. Nawet udało nam się złapać tego śmierciożercę żywego, a przez to może coś z niego wyciągną. Cholera, ty też mogłaś zginąć - spojrzał na nią z jakimś dziwnym wyrzutem. - Wyobrażasz sobie co by to było? Skoro niedopełnienie rytuału działa w taki sposób, to co ze mną zrobiłaby twoja śmierć? - uniósł lekko brwi, niby śmiertelnie poważny, ale zaraz prychnął rozbawiony pod nosem. Znowu się ku niej nachylił, tym razem jednak całym ciałem, by szturchnąć ją barkiem w bark. Obwinianie się nie miało sensu, chociaż znał uczucie, które towarzyszyło porażce. Dla niego jednak była to zwykle złość.  Wyraźna i niezwykle żywa, w palący sposób pełzająca pod skórą i przelewającą się we wściekłość. Szukająca ujścia gdziekolwiek. Z czasem nauczył sie nad nią jako tako panować, ale kiedy był młodszy to ona była powodem, który często posyłał go na dywanik nauczycieli za złamanie komuś nosa.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
17.09.2023, 11:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.07.2024, 19:08 przez Brenna Longbottom.)  
- Może daje szansę Biuru Aurorów albo dba, by Voldemort nie zaszantażował Ministerstwa dopadając dzieci? - zasugerowała, walcząc z uśmiechem, cisnącym się na usta. Bo nie, nie rozzłościł jej tą uwagą o Dumbledorze. Przez moment czuła ogromne, absolutnie nie pasujące do sytuacji rozbawienie. I nie planowała próbować bronić Albusa. Nie czuła, że musi. Że by mu na tym zależało. A magia nie magia, Brenna nie oszalała na tyle, by oznajmić Bulstrodowi: widzisz, Dumbledore założył podziemna organizację, rozkazuje sporej części naszego Departamentu, a śmierciożercy nie raz na pewno zastanawiali się, co się kurwa dzieje, kiedy zakulisowo udaremnił ich plany.
- Ja? Ja jestem tylko naczelnym pajacem z BUM i pewne rzeczy po prostu mi się... przydarzają - powiedziała pół żartem, pół serio. Była w końcu paplą, pasowało jej, że niektórzy mają ją wręcz za głupiutką, a misje zakonne misjami zakonnymi, lecz w niektóre rzeczy naprawdę pakowała się przypadkiem. Chociaż zaiste, w głupim narażaniu się przodowała. Była to składowa pracy, Zakonu, znajomych, charakteru i jakiegoś przedziwnego pecha... albo szczęścia, skoro jeszcze żyła.
- Sądziłam, że to coś na jej miejsce, to wspomnienia umarłych - odparła bez ogródek, bo Mavelle wspomniała o ich spotkaniu, nie musiała więc już bawić się w żadną dyskrecję, skoro główni zainteresowani wymienili informacje. Wzmiankę o nekromancji wyłapała i puściła mimo uszu, jak na dobrą Brygadzistkę przystało, udając, że nic nie usłyszała. Do wytycznych Ministerstwa... zawsze podchodziła bardzo luźno, a było dość jasne, czego użyto, by utrzymać Atreusa przy życiu. - Ale może to energia z limbo. Jeśli zdołam się wyrwać, chcę zabrać Mav do Szwecji.
Nie robiła sobie wielkich nadziei, ale tam do wielu rodzajów magii, nawet czarnej, podchodzono inaczej. Brenna liczyła, że może w kraju, którego czarodziejem uczyli się w Durmstrangu, znajdzie się ktoś, kto wie więcej.
Co miała odpowiedzieć na kolejne słowa? Przecież pewnych rzeczy przyznać nie mogła. Złość kierowała zresztą głównie ku sobie, zwłaszcza przy tym, ile bliskich jej osób ucierpiało. Szturchnięta omal nie wypuściła termosu i po prostu odwzajemniła się podobnie, lekkim szturchańcem. Tak czy inaczej, słowa o śmierci przypomniały jej, że zasadniczo nie mieli rozmawiać o limbo, sławie i samobójczych skłonnościach, a więzi. Łatwo było się zapomnieć, a powinna przecież pamiętać: magia była problematyczna, a nawet ta rozmowa zdawała się pewnie swobodna przez nią. O ile ona zachowywała się prawie normalne, o tyle łatwo było zgadnąć, że on bez całej beltanowej otoczki prawdopodobnie by na nią warczał.
Przynajmniej ani razu nie sprawiał wrażenia, jakby czuł się obserwowany. Naprawdę miałaby podwójnie przerąbane, gdyby okazał się czarnoksiężnikiem.
- Skąd wiesz? Może wreszcie miałbyś spokój - powiedziała, tylko trochę w żartach, bo... ta opcja przecież była otwarta dla nich obojga. Był w końcu aurorem i na pewno na Beltane wkurzył śmierciożerców. Jej pewnego dnia mogło zabraknąć szczęścia, a teraz zanosiło się na więcej kłopotów niż kiedykolwiek. - Rozumiem, że czekamy, póki ktoś nie złamie więzi pierwszy, a potem próbujemy? Znam jedną klątwołaczkę, która teraz siedzi na jakimś końcu świata, ale prędzej czy później na pewno wpadnie do Londynu. I jak sądzę, nie zna ani mojej, ani twojej rodziny.
Crouchówna wydawała się Brennie idealna. O ile Sarah miała rację i to był sposób na zakończenie tego szaleństwa.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#14
17.09.2023, 20:39  ✶  
Skrzywił się, niezbyt chcąc się bawić w zgadywanki na ten temat. Cokolwiek robił Albus Dumbledore, mógł zrobić więcej, a widział, że chyba właśnie rozmawiał z jedną z najwierniejszych jego fanek. Co jeszcze nieco zbiło go z tropu to to, jak nagle rozbawiona się wydawała. Jeśli jednak miał być kawalarzem miesiąca, to nie zamierzał narzekać.
- Pajacem bojowym - poprawił ją, również rozbawiony. W to jednak, że rzeczy jej sie przytrafiały, absolutnie nie wierzył.  Jasne, może od czasu do czasu, ale nie z taką częstotliwością jaką prezentowała przez ostatni miesiąc. Nie był jednak tym, który miał garnąć się do stawania naprzeciwko komuś, kto postanowił że w wolnym czasie będzie walczyć z wampirami czy czającymi się w snach mordercami. Nie dlatego, że bał się kogoś takiego pacyfikować, a zwyczajnie dlatego, że nie miał ku temu powodu.
- Problem w tym, że ja ich nie mam. Prawdę powiedziawszy też, zapomniałem że w ogóle mogłem je mieć póki nie porozmawialiśmy z Mavelle, Victoria i Patrickiem. W sumie... mógłbym ci coś podesłać do sprawdzenia? Przypomniało mi się, że w sumie zaraz po przebudzeniu w kowenie dostałem list, który właśnie o wspomnieniach wspominał. Że mogły się pojawić po wizycie w Limbo. Oczywiście, zakładając że reszta też czegoś takiego ci nie podsunęła? - temat tego listu regularnie zanikał mu w głowie i zaraz powracał. Prawdę powiedziawszy to Laurent mu o nim przypomniał, kiedy rozmawiali parę dni temu, ale od tego czasu... cóż, Atreus zwyczajnie miał inne rzeczy do roboty.
- Do szwecji? Po co? Chcesz sprawdzić czy zmieni się w kostkę lodu czy może jest odporna na takie temperatury? - nawet się nie uśmiechnął, tylko zerknął na jej profil na moment. W jego głowie to sie nie wiązało, ale może zwyczajnie nie posiadał wystarczajaco dużo wyobraźni by już teraz szukać rozwiązania poza granicami kraju.
Czasem kiedy o niej myślał, a raczej o łączącym ich rytuale, zastanawiał się czy w ogóle by teraz rozmawiali i im dłużej o tym myślał z tym mniejszym zawahaniem jego odpowiedź brzmiała tak. Może nie w tym konkretnym momencie, ale już sam patrol na święcie zasiał w nim ziarno niepewności co do tego, czy BUMowcy faktycznie byli aż takimi przegrywami. Brenna na taką osobę nie wyglądała. Mogła paplać, robić na złość i wykazywać się skrajną brawurą, ale w pewien sposób to do niego przemawiało najbardziej. Sam przecież postępował podobnie, nawet jeśli wydawało się, że do działania motywowały ich różne skrajności. Ciągnęło go do niej, ale mimowolnie i natrętnie zastanawiał się nad tym, czy faktycznie to, że byli w stanie w ten sposób rozmawiać, było wynikiem tylko i wyłącznie psotliwej magii.
- Ze spokojem mi bardzo nie do twarzy - skrzywił się lekko, ale w tym grymasie czaiło się zaczepne rozbawienie. - Jestem za. Nie chce być królikiem doświadczalnym, bo gdyby niechcący ktoś nam te więź pogłębił... - spojrzał na nią znacząco. I tak mieli już mętlik w głowach i w życiu, nie potrzebowali więc większych atrakcji. - Jak się nazywa?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#15
17.09.2023, 21:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2023, 21:42 przez Brenna Longbottom.)  
– Może wbiegłeś do środka zbyt późno? Nie spotkałeś tego, kto mógłby je przekazać. Może to arcykapłanka wykradła coś z limbo, żeby utrzymać cię przy życiu? – zasugerowała Brenna, ale były to strzały na ślepo, bo o zaświatach i duchach wiedziała tyle, co nic… no dobrze, prawie tyle co nic, bo miała okazję uczestniczyć w paru egzorcyzmach odprawianych przez Sebastiana. A on do tej pory na jej widok cofał się, ze słowami „znowu ty?” na ustach, przekonany, że przynosiła pecha, bo te egzorcyzmy, do których go wzywała, okazywały się zwykle odrobinę nietypowe.
Na moment trochę się zmieszała, kiedy zapytał o list, bo mogła się domyśleć, o jaki chodziło. I wcale nie potrzebowała do tego widmowidzenia. Noc z jedenastego na dwunastego maja, bójka z Saurielem, a potem pościg z Victorią na Nokturn i próba uspokojenia jej, kiedy była gotowa biegać samotnie po pogrążonej w ciemnościach ulicy, zagubiona między tożsamością swoją a babki.
– Nie muszę sprawdzać. Napisała go moja skrzatka, kiedy ja próbowałam doprowadzić do porządku swoją twarz – przyznała po prostu, bo chociaż kłamstwo powoli stawało się częścią jej natury, starała się nie łgać, jeżeli faktycznie nie było to konieczne. A i tak gdyby próbował dopytywać, co i kiedy robiła, kłamstw z jej ust padłoby aż nazbyt wiele. – Goniłam Tori w środku nocy na Nokturn, a potem przez Nokturn. Nie wiedziała, kim jest, gdzie jest, kiedy jest. Ostrzegłam Patricka i Mav, wypadało ostrzec ciebie, ale nie chciałam pytań, bo ona mogła sobie nie życzyć, żeby ktoś rozmawiał o szczegółach. Ale Mavy mówiła, że wczoraj o tym wspomniała – powiedziała. To, co działo się tamtej nocy, skrajnie Brennę przeraziło. Nawet bardziej niż omdlenie Mavelle podczas akcji. Bo co innego coś takiego, a co innego… gubienie swojej tożsamości i poczucia czasu. Oczyma wyobraźni prawie widziała Mavelle, atakującą przedszkolankę, bo nie może znaleźć swojej córki albo Patricka, który próbuje włamać się do domu, w którym kiedyś mieszkał jakiś jego pradziadek. Powinni być na to gotowi i od tamtej pory bardzo pilnowali, aby dyżury Mav zawsze odbywały się z kimś z rodziny. A jednocześnie po prostu nie chciała wyjaśniać, skąd to wie i że chodziło o Victorię.
I swoje robiło, że naprawdę unikała wtedy Bulstrode’a jak ognia, a jeszcze postanowiłby zadać te pytania osobiście.
– Wtedy zabrałabym ją na Arktykę i zrobiła przy okazji parę ładnych zdjęć, jak biega z pingwinami… Słyszałam, że tam mają trochę… inną ścieżkę edukacyjną. I nie uznają, że celem moich pytań jest próba aresztowania – wyjaśniła. Była zdeterminowana szukać odpowiedzi choćby na drugim końcu świata.
Zerknęła na niego i uśmiechnęła się tylko, kiedy wspomniał, że ze spokojem mu nie do twarzy. A potem zsunęła się z muru. Nie robiła tego chętnie – w gruncie rzeczy wolałaby zostać – ale przecież wiedziała, że po części wynika to z magii, nawet jeżeli nie umiała powiedzieć, w jakim stopniu. Gdyby tej nie było, mogłaby z nim tu tkwić, mimo zmęczenia, nawet kilka kolejnych godzin, ale teraz… absolutnie nie powinna.
Bo to mieszało w głowach im oboju. Mogła być ślepa na pewne sprawy, ale by nie zauważyć tego, musiałaby być też głucha i ciężko upośledzona psychicznie. A o ile dla niego może i krótkie przygody były czymś normalnym, i magiczne przyciąganie mogłoby być powodem dla takiej, to już dla niej zdecydowanie nie.
– ...to naprawdę musielibyśmy się rzucić pod pociąg. Alethea Crouch. Łamała starożytne klątwy, więc chyba jest dobra – rzuciła jeszcze, odwracając się ku niemu i spoglądając w górę. – No to wszystko ustalone. A, mam zamiar dziś spać we własnym łóżku. Może tobie też uda się wyspać. Przepraszam za wczorajszą noc.
Miała wrażenie, że jeśli dziś spróbowałaby wyjść na patrol, zakonną akcję czy jeden ze swoich wybryków w rodzaju „chodźmy o świcie do Zakazanego Lasu”, w końcu straciłaby przytomność. Miała cichą nadzieję, że Patrick nie będzie jej koniecznie potrzebował, i ani ona dziś nie nadstawi karku, ani żadne nieprzyjemne sensacje nie przerwą snu Atreusa.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#16
19.09.2023, 23:51  ✶  
- Może. A może za szybko poszedłem do przodu - rzucił cicho. To nie było coś, nad czym zastanawiał się pierwszy raz, bo im dłużej mijało od Beltane, tym bardziej zdawało się go to wszystko męczyć. W pewien sposób miał wrażenie, że czający się wewnątrz niego chłód ogarniał nie tylko jego ciało, ale i coś więcej. Był tym zwyczajnie zmęczony, a jednocześnie walczył o to, żeby nie dać tego po sobie poznać nikomu, a jeśli już mu się zdarzyło potknąć i powiedzieć komuś za dużo, panicznie wręcz próbował cofnąć swój błąd. Ale czy to faktycznie był błąd? Może gdyby postanowił wreszcie wszystko z siebie wylać, to wtedy by mu ulżyło i życie stałoby się prostsze?
Ale Longbottom do takich jednostek nie należała, nawet jeśli był w stanie z ręką na sercu powiedzieć jej, że nie życzył nikomu podobnych przygód i powikłań. Mimo łączącej ich więzi każda komórka jego ciała wzbraniała się przed rozplątaniem języka i pokonaniem tego niewidzialnego muru, który stawiał dookoła siebie już wcześniej. Jego problemy musiał zachować dla siebie, nawet jeśli jej sugestie mogły być interpretowane jako chęć podsunięcia mu jakiegokolwiek rozwiązania. Jako chęć pomocy.
Wyłapał to jej zmieszanie, początkowo biorąc je za coś, co mogło świadczyć o tym, że reszta dostała podobne listy. Gdyby mu odpowiedziała w ten sposób, byłby w stanie jej w to uwierzyć, nawet bez jakiegoś dłuższego zagapiania się na nią, szczególnie że ich rozmowa zdawała się toczyć całkiem przyjemnym, powolnym rytmem. Cóż, zdecydowanie nie spodziewał się tego, co zamiast padło z jej ust.
Uniósł lekko brwi, a zaraz potem zmarszczył je, jakby nie do końca obejmując całość jej wypowiedzi. Jakby jej sens napływał do niego powoli. Co za ironia, że adresatem enigmatycznej wiadomości była akurat ona. Jakaś myśl zaiskrzyła się delikatnie, nagle rozdmuchana tą rewelacją i wiążącą ich magią. Że pomimo tego, iż tak usilnie go unikała, nie pozostawała całkowicie obojętna. Czy była to zwykła ludzka przyzwoitość, czy może zależna od rytuału troska, w pewien sposób jej zależało. Szybko jednak i brutalnie zdusił tę myśl w sobie, a gdyby tylko mógł, to pewnie od razu by o niej zapomniał, jakby nigdy nie istniała. Miło było myśleć, że komuś na tobie zależało, ale przez to w jaki sposób w ogóle uwikłali się we własne towarzystwo, nie mógł zignorować tego, co przecież sam powiedział już wcześniej. Że wszystko to było fałszywe.
- Twoją twarz? - zapytał wciąż nieco oszołomiony, jakby była to jedyna rzecz, którą wyłowił z tego wszystkiego co do niego powiedziała. I trochę faktycznie tak było, bo spodziewał się kogokolwiek innego, jako adresata notki. Może jakiegoś nieśmiałego kapłana albo kapłanki? Ba, jak nad tym pomyśleć, to pierwszą która przychodziła mu do głowy wcześniej, była Sarah, ale teraz kiedy się nad tym zastanawiał, to czemu miałaby wysyłać takie rzeczy anonimowo? - Tak, wspominała - potwierdził tylko, chociaż czy faktycznie było to potrzebne? Mavelle pewnie zdała już Brennie szczegółową relację z tego, co działo się w tym ich małym domku, o ile Longbottomowie nie mieli go obłożonego jakimś magicznym podsłuchem.
Kiedy słuchał o tym co działo się, kiedy przeżywali te wspomnienia, sam nie był pewien czy żałował że za późno się do tego Limbo dostał. Gdyby zasłabł na akcji, albo kompletnie nie wiedział kim jest, albo gdyby komuś coś zrobił... nawet nie chciał o tym myśleć.
- Ah, o to chodzi - mruknął wreszcie. Cóż, jak tak na to spojrzeć, to miało to sens. - Jeśli faktycznie się tam wybierzecie, możecie potem dać znać jak wam poszło - sam nie kwapił się do wycieczki (jeszcze), trochę licząc na to, że nawet jeśli rozwiązanie nie znajdowało się aktualnie na wyciagnięcie ręki, to niedługo zacznie je chociaż odrobinę widać na końcu tego obrzydliwego, okropnie zimnego tunelu.
Powiódł za nią spojrzeniem, kiedy ześlizgnęła się z murku, który zajmowali sobie do tej pory. Przez moment zwyczajnie przeglądał w głowie wszystkich Crouchów, których przyszło mu w życiu poznać, ale po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że chyba akurat o tej konkretnej jeszcze nie przyszło mu słyszeć.
- Nie znam, co znaczy, że pasuje idealnie - skomentował z lekkim uśmiechem. Nieznana klątwołamaczka, która dodatkowo praktykowała sobie na jakichś starożytnych, zapomnianych klątwach - brzmiała w sam raz. Drgnął, wyciągając do niej rękę, jakby bojąc się, że po tych słowach natychmiast odwróci się i ruszy ścieżką w drogę powrotną. Nie mógł za nią iść, albo raczej nie powinien, bo nawet jakby bardzo tego chciał, albo po prostu żeby została jeszcze trochę dłużej, rozsądek podpowiadał mu co innego. Nie na tyle głośno jednak, by powstrzymać go przed pochwyceniem jej delikatnie za dłoń, żeby zatrzymać ją jeszcze na chwilę.
- Brenna - powiedział miękko, spojrzeniem odszukując jej oczy. - Chciałem ci jeszcze podziękować. Laurent powiedział mi co się stało. Gdyby nie ty, mogło się to skończyć o wiele gorzej - w jego głosie dało się wyczuć szczerą ulgę, bo co innego mógł w tej sytuacji odczuwać? Florence wybiegła z domu jak oparzona, kiedy otrzymała od Prewetta sowę i nawet jeśli Atreus udawał, że nie było się czym martwić, że on się nie martwił, to wcale tak nie było. Snujący się po cudzych snach napastnik szalał już od dłuższego czasu i nawet jeśli już wcześniej wspominała o nim nawet sama Longbottom, to w momencie kiedy ktoś tak bliski mu jak Laurent miał z nim do czynienia, zaczęło się robić nieprzyjemnie. Słyszeć o niedoli innych to jedno, martwić się w takich sytuacjach o Brennę to drugie, bo to zależne było przede wszystkim od działania wiążącej ich więzi, która nie dawała im spokoju - gdy nie to i jej wzmianka o wydarzeniu, w ogóle nie wiedziałby, że coś jej się stało, albo że została ranna. Czytać jednak od samego Laurenta o tym koszmarze w połączeniu z ostatnimi frustracjami było czymś na zupełnie innym poziomie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#17
20.09.2023, 00:20  ✶  
- Z Limbo nic chyba nie jest jasne i proste.
Brenna bardzo chętnie by pomogła, gdyby tylko wiedziała w jaki sposób – ale nie miała pojęcia. I chociaż miewała skłonności do narzucania innym swojego towarzystwa czy dopytywania, czy ktoś czegoś nie potrzebuje, to… wbrew pozorom doskonale rozumiała, że ktoś może żadnej pomocy sobie nie życzyć. Sama od zawsze wiele rzeczy zamykała gdzieś w najciemniejszych zakamarkach umysłu, nie mówiąc o nich nikomu, nawet Mavelle. I dorzucała tam ostatnio kolejne rzeczy, piętrzące się w mały stosik: widmową twarz dziecka z lasu, rany na rękach Charliego, ostatni uśmiech wuja, mgłę grobowca, ogień pochłaniający ciało wampirzycy, fiolkę, którą nosiła na szyi i myśl o tym, że może niedługo znów wpadnie do czyjegoś snu… i tym razem nie zdąży.
Istniały sprawy i rzeczy, które chciało się zachować dla siebie. Czasem, bo tak było lepiej, czasem, bo nie potrafiło się inaczej. I nie wpadłoby jej do głowy, usiłować z kogoś wyciągać je siłą, jeżeli tego nie chciał. Mogłaby może próbować z kimś, kogo znała lepiej, co do kogo uważałaby, że opory wynikają ze strachu, niechęci do obciążania innych, jakichś głupich przekonań... Ale przecież nie wiedziała, jak jest z nim - a nawet jej natrętność miała swoje granice.
– Powiedzmy, że była trochę popsuta – wyjaśniła oględnie, bo cisnące się na usta „pobił mnie wampir”, brzmiałoby jak na jej gust trochę nazbyt melodramatycznie. W każdym razie, skrzacia ręka wyjaśniała, dlaczego nie rozpoznał pisma i dlaczego wydawało się niemalże dziecięce… Bo tak, przejmowała się na tyle, by ostrzeżenie wysłać – pewnie zrobiłaby to nawet bez żadnych rytuałów. Na całe szczęście, nie wiedział przynajmniej, że wcześniej pytała też Macmillana, czy w tym całym kowenie wrócił do żywych. Wtedy byłaby nie tylko zmieszana, a byłoby jej zwyczajnie głupio. – Możesz być pewien, że wszyscy się dowiecie.
Jakby nie było, Zimni tkwi w tym razem, a ich spotkanie pokazywało, że zdecydowali się na współpracę. I dobrze. Victoria zdołała zebrać jakieś informacje, Bulstrode dowiedział się tego i owego od kapłanek, może komuś wreszcie uda się ustalić coś więcej?
– Przesiedziała ostatnie trzy lata w Egipcie – dorzuciła Brenna. Crouchówna wydawała się jej doskonałym wyborem właśnie dlatego, że chociaż to oni będą musieli jakoś dopasować się do kalendarza kobiety, i może trzeba będzie poczekać parę dni, to przynajmniej nie było większych szans, że cokolwiek wzbudzi jej większe zainteresowanie. Albo że wspomni o czymś ich rodzinom czy znajomym, wywołując kolejne nieporozumienia i zamieszanie, podobne do tego, jakie ostatnio spowodowali w Ministerstwie… tak naprawdę o głupotę. Poza tym, skoro radziła sobie ze starożytnymi przekleństwami, miała doświadczenie w nietypowych przypadkach.
Tak, chciała się odwrócić i odejść. Może nawet uciec. Zatrzymała zamarła jednak w pół ruchu. Nie cofnęła i ręki: może wiedziona tym paskudnym, po beltanowym uczuciem, może bo łapanie ludzi za rękę nie było nigdy dla niej niczym nienaturalnym, a może po prostu… bo sądząc po tym, co mówił wcześniej, w jakiś sposób go ruszało, że ludzie cofali się na jego dotyk. A w jej przypadku akurat zimno naprawdę było najmniejszym problemem w przypadku tego gestu.
– Lauri już mi podziękował – wymamrotała, tym podziękowaniem znowu zbita z tropu, bo chociaż spodziewała się, że zgłoszenie wpłynie, to zakładała, że on raczej tej sprawy nie dostanie. Jakoś nie pomyślała nawet, że Laurent był jego kuzynem, chociaż wiedziała o tym przecież. W Hogwarcie jej relację z młodym Prewettem dało się określić jako przyjaźń, a jakaś część Brenny żałowała, że więzi się rozluźniły… i zawsze miała się o niego martwić. Co do licha miała powiedzieć? „Nic wielkiego?” „To nieważne”. Zważywszy na kontekst brzmiałoby to jeszcze gorzej niż „przywalił mi wampir”. – Dbajcie o niego. To kochany chłopak.
Który uważał, że zasługuje na to, żeby umrzeć i prosił ją o kwiaty na swój grób. Kolejny drobiazg, tkwiący gdzieś w głowie, który chwilami wciąż obracała w umyśle.
Bo dlaczego Laurent Prewett uważał, że nie zasługuje na życie?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#18
20.09.2023, 00:45  ✶  
Zdawał sobie sprawę, że była blisko z Patrickiem, Victorią i Mavelle, a mimo wszystko to, że dbała o tę sprawę dla nich wszystkich, było pokrzepiające, bo on też wpisywał się w to równanie. Pokracznie, gdzieś na uboczu, ale wciąż się w nim znajdował.
- Dbamy. A przynajmniej próbujemy - powiedział, uśmiechając się słabo. Bo co mogli zrobić, jak zwyczajnie próbować? Raz po raz zapewniać go o tym, że jest ważny i ze im należy. Miał swoje za uszami i czasem się denerwował, nawet na Prewetta, ale przecież się starał. Tak samo jak starała się Florence i cała reszta rodziny, bo Atreus czasem odnosił wrażenie, że Laurent jest tak samo w domu w posiadłości swego ojca, jak i u Bulstrode'ów. Mimowolnie wspomniał ich ostatnią rozmowę, myśląc o tej potłuczonej szklance i pokaleczonej dłoni. Laurent miał rację, powinien wziąć się za siebie bo był w stanie dotrwać do samego końca tego, co aktualnie sprawiało, że powoli coraz bardziej świerzbiły go pięści.
Kiedy tak stali, jakaś część niego, ta najbardziej rozbita i zagubiona, ta najbardziej narażona na działanie magii rytuału, miała ochotę spleść ich palce i poprosić, żeby została jeszcze chwilę, niczym uczniak, który wymknął się na błonia z dziewczyną. Na szczęście jednak, wypuścił jej dłoń z uścisku i cofnął się o krok, drapiąc po czole, by tym drobnym gestem przysłonić lekkie zagubienie, czające się gdzieś w oczach.
- Śpij dobrze - powiedział jeszcze na pożegnanie, zanim rozstali się i każde z nich poszło w swoją stronę. Kiedy ruszyła ścieżką, jeszcze przez chwilę stał i spoglądał na wrzosowiska, tonące w wieczornych barwach, aż w końcu teleportował się, opuszczając Dolinę.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4591), Atreus Bulstrode (5010)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa