• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[21.05.72, popołudnie] To tylko zwykły dzień

[21.05.72, popołudnie] To tylko zwykły dzień
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
29.09.2023, 14:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:21 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

- No to… tak. Kupiłam dom – powiedziała Brenna, kiedy poruszały się z Mavelle w okolicach lasu na obrzeżach Doliny Godryka. Tym razem nie w ramach odpoczynku, spaceru z psem czy śledztw prowadzonych na własną rękę, a patrolu. Bo patrole ostatnio przeniosły się z Londynu także do Doliny Godryka. Może zwłaszcza do Doliny Godryka.
Tego ranka Brenna była już w Kniei, jeszcze przed pracą i na nic się nie natknęła. Ale ostatnie wydarzenia jasno pokazywały, że ludzie natknąć się mogą. Mugole, czarodzieje, wszyscy. Nikt nie był bezpieczny, a w Dolinie z dnia na dzień robiło się tylko jeszcze dziwniej. Świeżo wydany zakaz wchodzenia do Kniei zaś mógł nie wystarczyć, by powstrzymać ciekawskich.
– Właściwie to domek – podjęła Brenna, zatrzymując się i za pomocą różdżki przymocowując do jednego z drzew plakat z informacją o tym, że wejście dalej jest zabronione. Widoczny tylko dla czarodziejów oczywiście. A potem poprawiła sobie rękaw koszuli – mugolskiej, bo wciąż znajdowały się na obrzeżach lasu, gdzie mugole czasem się pojawiali. Ale odznaka była w widocznym miejscu, ot zaczarowana, by mugol jej nie dostrzegł. – Mam nadzieję, że ustawią tu szybko czary odstraszające mugoli – stwierdziła, jak to zwykle u niej, skacząc z tematu na temat. Przyszło jej to do głowy przy przymocowywaniu plakatu, bo kto wie, jak daleko zawędrują widma i czy przypadkiem nie będą w stanie mordować także niemagicznych? – A. Dobra, wracając do domku… jest na obrzeżach Kniei. I ehem, mieszkała w nim Mildred Found. Wspominałam wam przy śniadaniu, co stało się z Mildred. I wiesz, w tym domu mam współlokatorów… te widma. Te mordercze widma – kontynuowała Brenna, takim tonem, jakby właśnie opowiadała Mavelle, że wczoraj poszła na herbatkę do sąsiadów. Gdy snuła opowieść o kupowaniu domów i morderczych widmach.
Nic niezwykłego w świecie czarów.
– Wczoraj byłam tam z tatą i gościem z Departamentu Tajemnic. Dwoma pracownikami, właściwie. I w ogóle to, lepiej nie mów mamie, dobrze? W ogóle innym nie mów.
Drgnęła i odwróciła się, kiedy zdało się jej, że słyszy czyiś głos. Nie blisko – gdzieś dalej, spoza granicy drzew.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
02.10.2023, 21:53  ✶  
Uniosła brew, spoglądając wyczekująco w stronę Brenny. Dom. Jakby… to nie tak, że Mavelle nie miała żadnych pomysłów co do tego, na co Brennie potrzebny był dodatkowy kąt, skoro miała do dyspozycji nie tylko Warownię, ale i domek ogrodnika, który właśnie zapewniał potrzebującym odrobinę prywatności.
  Tyle że nie wszystko można było – i należało – zamknąć w obrębie posiadłości rodowej. Nie trzymało się wszystkich jaj w jednym koszyku – a gra toczyła się jednak o o wiele wyższą stawkę niż jedynie parę jajek w koszyku. Bo jednak na szali ważyły się życia, wiele różnych żyć. Tak że… może i w Warowni było jednocześnie najbezpieczniej ze względu na liczbę przebywających w niej rezydentów, zwłaszcza tych, którym walka nieobca, to jednocześnie czasem bezpieczniej było schować w mniej oczywistym miejscu.
  Wsunęła ręce do kieszeni mugolskich spodni, przystając na krótką chwilę. Aż kusiło, żeby palnąć „przechyl trochę w prawo, nierówno jest”, niemniej…
  - Przydałoby się, jeszcze któryś tu wlezie. Wolałabym nie musieć się przekonywać, czy są wybredne czy też nie – mruknęła nieco zgryźliwie. Bo nie, kłębiące się w Kniei widma nie napawały optymizmem, jak i cały szereg innych rzeczy. Tyle że te cholerstwa akurat mieli pod samiuteńkim nosem i, co gorsza, „trochę” najwyraźniej brakowało do rozgryzienia ich zagadki.
  A już nawet pomijając to: jak wiele kryło się ich pomiędzy drzewami? Jak wiele czekało na nieostrożnych wędrowców? Nie, nie „nieostrożnych”: najzwyczajniej w świecie głupich, bo ostrzeżenia nie wisiały tu bez powodu i tak jakby… chyba trzeba by było mieszkać pod kamieniem i praktycznie spod niego nie wychodzić, żeby nie orientować się w sytuacji.
  Brwi powędrowały jeszcze wyżej, gdy w końcu usłyszała, jaki to domek Longbottom kupiła. Ze wszystkich możliwych domów – właśnie ten. Naprawdę?
  - Nawet nie jestem zdziwiona – stwierdziła w końcu, gdy przetrawiła tę rewelację. Brenna… cóż, miała wiele przeróżnych pomysłów, mniej i bardziej szalonych; kupno domu w tym wszystkim nawet nie brzmiało tak szalenie. Tak, znając Brennę całe życie: Mavelle już chyba niewiele mogło zszokować, jeśli chodziło o siostrę – Nie ma co, przerozkoszni ci współlokatorzy. Mam coś upiec na parapetówkę? – pozwoliła sobie na mały żart. Skinęła te zaraz głową, składając milczącą obietnicę. Nic, nikomu, ani słowa, zwłaszcza Elise.
  - Powiedzieli ci coś chociaż czy też jak zwykle postanowili się zawinąć do siebie z minami kota, co się opił śmietanki? – spytała jeszcze i… hm. Uniosła dłoń, drugą przykładając do ust w uniwersalnym geście milczenia. Przekrzywiła głowę, nasłuchując. Nie, nic jej się nie wydawało.
  - Lepiej sprawdźmy, zanim ktoś tu postanowi złamać zakazy – mruknęła, odruchowo sprawdzając, czy różdżka jest na swoim miejscu. I czy swobodnie może ją wyjąc, bez żadnych trudności. Siłą rzeczy, skierowała się w stronę głosów, oglądając się jeszcze przez ramię, żeby się upewnić, czy Brenna za nią idzie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
03.10.2023, 07:39  ✶  
- Do Kniei chyba i tak nie wejdą, ale jeśli widma wyjdą do nich gdzieś na obrzeża... - westchnęła Brenna. Tak, taki eksperyment dałby im pewną wiedzę, na przykład czy widma interesuje tylko życie czy też magia, i mugoli zostawią w spokoju. Ale Brenna, nawet jeśli o tym pomyślała, nigdy by czegoś takiego nie zrobiła.
Uśmiechnęła się do kuzynki, gdy ta powiedziała, że nawet nie jest zdziwiona. Zastanawiała się, co ta powiedziałaby, gdyby usłyszała i resztę historii, czyli że Brenna planuje kolejny drobny wypad, wprawdzie nie sama, ale wciąż. Zrobić zdjęcia. Powęszyć jako wilk. Zabrać rzeczy Mildred z domu i gdzieś ukryć. Może nawet wspomniałaby o tym, ale najpierw postanowiła odpowiedzieć na inne pytania.
- Myślę, że nie zostaniemy nowymi najlepszymi przyjaciółmi, one i ja, więc chyba tylko babeczki z wywarem żywej śmierci, by sprawdzić, czy po nich padną - powiedziała półżartem, półserio. Bo gdzieś tam nasunęła się jej myśl... Że a może? Skoro jadły z talerzy i misek pani Found? Ale nie, to byłoby zbyt proste, niestety, a tym czym one się żywiły, tak naprawdę była przecież energia, nie witaminki. - W ogóle nie chcą ze mną rozmawiać, wyobrażasz sobie? To naprawdę oburzające, przynajmniej moim zdaniem.
Nie zdążyła już podzielić się swoimi wspaniałymi planami. Szelest i czyjeś głosy skutecznie zwróciły jej uwagę. Brenna ruszyła od razu razem z kuzynką, dłoń odruchowo wsuwając do kieszeni, by zamknąć palce na różdżce. Nie zobaczyły jednak żadnych widm - właściwie to ich Brenna się nie spodziewała, były na granicy lasu, w pobliżu zabudowań, a rzut kamieniem od nich kręciła się druga grupa Brygadzistów z plakatami - a jedynie parę, stojąca na skraju lasu. Nie kojarzyła ich, mogli więc być to jacyś przejezdni albo mugole z innego krańca Doliny, niezbyt chętni do kontaktu lub przybyli tutaj czarodzieje... chociaż ich mugolskie stylizacje były bardzo udane.
Ani kobieta, ani mężczyzna nie zwrócili uwagi na podchodzące do nich Brygadzistki. Oboje wpatrywali się... w niebo. Brenna odruchowo zadarła głowę, sprawdzając, co zobaczy, ale był tylko błękit i słońce.
- Przepraszam? Czy wszystko w porządku? - zapytała głośno, ruszając w ich stronę. Mężczyzna jakby ocknął się i spojrzał wreszcie na nie. Zdawał się... zafascynowany. A jego towarzyszka, która nie opuściła głowy... wstrząśnieta?
- Dzień dobry... dobry wieczór? - rzucił trochę nerwowym tonem, a jego wzrok zaraz znów uciekł w górę. - Niezwykły widok, prawda?
Brenna przygryzła lekko wargę, pełna złych przeczuć, bo ona nic nie widziała... najwyraźniej pogłoski były prawdziwe.
- Co takiego państwo widzą?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
08.10.2023, 19:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.10.2023, 19:38 przez Mavelle Bones.)  
- Chyba – podkreśliła. W teorii nie powinni byli móc do niej wejść, niemniej życie uczyło, że branie czegoś za pewnik bywało czasem bardzo mylące. I generalnie, lepiej jest założyć najgorszy możliwy scenariusz aniżeli potem być bardzo, ale to bardzo zaskoczonym, bowiem sprawy obrały zupełnie niespodziewany kierunek.
  Który to dało się przewidzieć, jeśli swoje przewidywania rozszerzyłoby się na „co najgorszego może się wydarzyć”?
  Roześmiała się cicho. Tak, zdecydowanie nie było co mówić o przyjaźni pomiędzy nieproszonymi lokatorami a Brenną. Te przerażające istoty nie zaliczały się do tych, które można by w jakikolwiek sposób poskromić, a przynajmniej nie pozwalał na to obecny stan wiedzy; Mavelle generalnie zdawała sobie sprawę z tego, iż te cholerstwa wysysały życie, jakby były bardzo, bardzo głodne. A to jednak nie nastrajało do zadzierzgnięcia bliższych więzi. Tak, prędzej wywar żywej śmierci…
  … o ile - przy wzięciu tego na poważnie – byłyby w stanie w ogóle się w tym rozsmakować. Tak dożywotnio.
  - Bardzo oburzające, pierwszorzędny skandal – zgodziła się z kuzynką – Dajesz im jak na tacy materiał do badań, a ci tylko patrzą, biorą co chcą i zamykają się w Departamencie niczym jakaś księżniczka w wieży. W zasadzie, jak tak myślę, to te widma jeszcze czynsz powinny ci płacić, a coś mam wrażenie, że specjalnie skore do tego nie są... – westchnęła, niby to z ubolewaniem. Znaczy, ubolewanie jako takie generalnie w tym wszystkim się kryło – bo widma były Problemem przez duże P. Co się stanie, gdy zdecydują się na opuszczenie tego domku? Gdzie wtedy powędrują? Na kogo napadną…?
  … że też nie mieli jeszcze sposobu pozbycia się ich, co za złośliwość losu po prostu. Ale żywiła nadzieję, że prędzej czy później – coś takiego się pojawi, a lasy znów staną się bezpieczne. No dobrze, może nie w pełni bezpieczne, bo nadal należało brać poprawkę na wszelaką zwierzynę zamieszkującą ostępy, niemniej w porównaniu z „las pełen widm” brzmiało to jak najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem i księżycem.
  Hm, wyglądało na to, że nie natknęły się na te paskudne istoty, ale na… ludzi. Strój w teorii wskazywał na mugoli, z drugiej jednak strony – czarodzieje (co znała z autopsji przecież) też sięgali po mugolskie modowe rozwiązania, choćby po to, żeby wtopić się w tłum. A i jeszcze to patrzenie się w niebo…? Sama również nie omieszkała unieść spojrzenia ku górze; dość szybko jednak je opuściła. Patrzenie w słońce nie należało do szczególnie mądrych rzeczy, a poza lśniącą kulą widziała w zasadzie jedynie bezmiar błękitu. I czubki drzew.
  Słowem: nic szczególnego, nic, co byłoby jakimś wielkim odkryciem, mającym wywrócić jakiś porządek do góry nogami. A jednak… jednak.
  Podeszła bliżej nieznajomych, przyglądając się im uważniej. Z jakiegoś powodu zdawali się być zafascynowani. Wstrząśnięci. Czym, dlaczego? Przecież, do cholery, było to tylko niebo, słońce i trochę drzew, więc…
  ­ - Nie widzicie tego? Przecież tam jest słońce i księżyc. Jednocześnie. – wyjaśnił mężczyzna. Bones zmarszczyła brwi. Pełnia nadchodziła, to generalnie był ten czas w miesiącu, gdy księżyc wschodził za dnia. Ale… mogła szukać Srebrnego Globu po całym niebie i za cholerę go nie widziała. Za żadną cholerę.
  - Gdzie pan dokładnie widzi księżyc? – spytała po chwili wahania. Bo może jednak nie patrzyła tam, gdzie trzeba…?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
09.10.2023, 07:47  ✶  
- Mam dziwne wrażenie, że gdybym spróbowała się z nimi dogadać co do wysokości czynszu, one spróbowałyby wyssać ze mnie życie - odparła Brenna lekko. Bo wszystko wokół nich obierało taki obrót, że morderczy lokatorzy w świeżo kupionym domu nie byli najdziwniejszą rzeczą, jaka mogła się przytrafić. Ba, nie byli nawet w pierwszej piątce.
Za to czy załapałaby się na taką parka mugoli, widzącą księżyc i słońce na niebie? To już inna sprawa. Zależy chyba, jak na to spojrzeć, bo że mugole widzą dziwne rzeczy, już słyszała. Pojedynczy przypadek niekoniecznie więc był specjalnie wstrząsający... za to już cały fenomen...
Mugole dostrzegający magię.
Coś, co Brennie zdawało się przebłyskiem limbo.
Dlaczego to widzieli i dlaczego tylko oni?
- Obawiam się, że niczego nie widzimy - przyznała. Może najrozsądniej byłoby pleść o zjawisku astronomicznym, ale jakie to miało znaczenie? Przecież oni zaraz nie będą pamiętać.
Ustawiła się tak, by gdy obróci twarz ku Mavelle, tylko Bones widziała jej usta. A następnie prawie bezgłośnie, za to bardzo uważnie przeliterowała.
F a l e.
Fale do najbliższego zespołu amnestozjatorów. Trzeba było tych mugoli zgarnąć, zwłaszcza, że to prawdopodobnie byli przejezdni.
- Słońce i księżyc? Tylko tyle? - spytała uprzejmie. Zarówno dlatego, że chciała ich tu po prostu zatrzymać... jak i z powodu tego fenomenu. Jasne, na pewno badał go już departament tajemnic i na pewno zrozumieją sto razy więcej niż Brenna, a informacji to już mają tysiąc razy tyle. Ale po prostu lubiła gromadzić wiadomości. Już od dziecka, jeszcze w tych czasach, kiedy nie musiała, a kierowała nią tylko ciekawość. A teraz przecież kryło się w tym coś więcej.
- Nie oszaleliśmy - zapewnił szybko mężczyzna, a jego towarzyszka wreszcie spojrzała ku nim jakby przytomniej.
- Ja nie jestem pewna - powiedziała miękko. - Nie jestem już pewna, czy to dzień, czy noc. Naprawdę nic panie nie widzą?
Może to tak czują się zwykle mugole, gdy pierwszy raz dowiadują się o istnieniu magii, pomyślała nagle Brenna. Jak ona teraz, gdy odkrywała, że inni dostrzegają coś, co dla niej jest niedostępne.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#6
19.10.2023, 15:13  ✶  
- To byłoby bardzo niefortunne – odparła równie lekko. Bo mimo wszystko, pozostawały w kręgu żartów, chociaż na dobrą sprawę bynajmniej nie było to śmieszne. W domu Brenny zalęgły się widma – i stwarzały tym samym zagrożenie. A jakkolwiek by nie patrzeć, Bones nie chciałaby, żeby dopadły kuzynkę… niemniej wiedziała też, że Longbottom tak bardzo sroce spod ogona nie wypadła (w końcu z ilu sytuacji wyszła mniej lub bardziej cała? No, z ilu? Zupełnie, jakby miała multum zapasowych żyć do wykorzystania, niczym kot. A nawet i więcej, biorąc pod uwagę tendencję do wpadania w tarapaty wszelkiej maści), stąd też ugryzła się już w język i oszczędziła pouczeń na temat (nie)mądrości zgarnięcia takiej posiadłości.
  Zresztą, stwory prędzej czy później musiały się zapewne i tak wynieść – no bo ile można siedzieć w tym samym miejscu? Zwłaszcza że nie przypisywała im ludzkich zwyczajów, związania się z obranym kątem, życiem w nim. Tu musiało w grę wchodzić coś zgoła innego.
  Brenna też niczego nie widziała. A mugole – mugole! - mieli właśnie dostęp do czegoś, co pachniało magią. Magią! Gdzie one, istoty zdolne do jej formowania, nie były w stanie dostrzec zjawiska, o którym mówili. A tu masz…
  Pytanie brzmiało: dlaczego? Dlaczego magiczni nie widzieli, a niemagiczni – jak najbardziej? Była jednak tylko brygadzistką, więc generalnie kwestia ta dotykała obszarów bardzo odległych od tych, którymi się zajmowała i była obeznana.
  Pochwyciła spojrzenie Brenny. Mówiła coś i… hmmm. No tak. Fale. Skinęła bardzo lekko głową, niemalże niezauważalnie na znak, iż zrozumiała. Tak, miała rację – ewidentnie trzeba tu było ich zgarnąć, zwłaszcza że na miejscowych to nie wyglądali. Stąd też przesłała stosowną wiadomość do odpowiedniej osoby, nakreślając sytuację. Mimo wszystko, amnezjator mieli pełne ręce roboty i nie każdy jednak wyznawał się na teleportacji – z różnych względów – więc to też nie tak, że zaraz się jeden z drugim pokażą i pozamiatają sprawę, jak należy.
  - Wierzymy wam – wyrzekła łagodnie w odpowiedzi na zapewnienie, że nie oszaleli. No, bo nie oszaleli, choć zapewne to byłoby o wiele prostsze. I być może nawet by tak pomyślała, gdyby nie pogłoski, które się rozchodziły i generalnie gdyby nie to, co działo się – ogólnie rzecz ujmując – w Dolinie. Pokręciła też powoli głową.
  - Naprawdę nie widzimy – rozłożyła bezradnie dłonie – Chyba że patrzymy w złym kierunku? – ni to stwierdziła, ni to spytała.
  - … no… tego nie da się przeoczyć – oświadczył mężczyzna – Księżyc przecież jest tam – wyciągnął dłoń, palcem wskazując, gdzie widział rosnącą tarczę. Ale Mav podążyła spojrzeniem w tamtym kierunku i tak jakby… jedno, wielkie nic?
  Przynajmniej jeśli chodziło o księżyc.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
20.10.2023, 12:05  ✶  
- Tak, odrobinkę. Chyba nie chciałabym zostać wyssana z całego życia. Zwłaszcza teraz, bo obiecałam mamie, że znajdę czas na to, by jej pomóc przed rocznicą ślubu... nawiasem mówiąc, chyba będę potrzebowała do tego zmieniacza czasu... więc by chyba znalazła nekromantę, który by mnie ożywił.
Przynajmniej tyle, że ze względu na Beltane i śmierć wujka przyjęcie - które przypadnie już ponad trzy miesiące po tych wydarzeniach, ale pewne rany goiły się powoli - miało być małe. To znaczy małe, jak na standardy Longbottomów, bo "małe" oznaczało - tylko dla rodziny i najbliższych przyjaciół, problem wkradał się, gdy szło definiować tych najbliższych przyjaciół...
*


– Jest coś jeszcze? – spytała Brenna. Nie wpatrywała się już w górę, nie szukała na niebie rzeczy, których nie mogła zobaczyć. Spojrzenie, taksujące, czujne, utkwiła w parze mugoli. I nie chodziło o to, że martwiła się o nich albo o coś, co zrobią. Nie myślała nawet o tym, że stracą zaraz pamięć – zawsze zdawało się jej to trochę nie fair, ale rozumiała stojącą za tym przykrą konieczność, a im miano wyrwać z umysłów tylko te parę chwil.
Zastanawiała się raczej, co takiego zrobił Voldemort, jak ogień limbo wpłynął na świat, że mugole dostrzegają magię.
I jak ten świat naprawdę wygląda.
Bo przecież niemożliwe, aby to była zwykła halucynacja. Chodziły plotki, że mugoli widywali dziwne rzeczy, teraz wpadły wprost na dwie osoby, które dostrzegały coś takiego…
Może gdzieś istniało niebo ze słońcem i księżycem.
Może rzucało cień na niebo ich świata.
– Ja… nie jestem pewien. To wszystko jest takie dziwne – powiedział mugol. A gdy znów spojrzał w górę, zaś gdzieś za nimi Brenna usłyszała trzask aportacji, cofnęła się o krok i wycelowała różdżkę w mężczyznę. Rzucała prosty confundus – ot żeby nie spanikował w chwili, w której pracownicy Ministerstwa się zbliżą. I tak był na tyle zdezorientowany, że nie powinno zrobić to większej różnicy. Rażony czarem rozejrzał się, nagle jakby jeszcze bardziej zagubiony niż wcześniej.
– Dwóch mugoli, widzą słońce i księżyc na niebie. Chyba to jakoś… sprawia, że mają trudność z odróżnieniem, czy to dzień i noc – szepnęła do zbliżającej się czarodziejki. Chociaż nie rozumiała, jak to w ogóle możliwe, bo skoro słońce było na niebie, oczywiste, że to dzień – ot pojawił się jeszcze księżyc. Może więc ten omam sięgał znacznie dalej i nie dotyczył wyłącznie słuchu?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#8
22.10.2023, 19:44  ✶  
Na swój sposób to było całkiem fascynujące. Mugole widzieli to, czego nie widzieli magiczni, a zazwyczaj było zgoła inaczej – z pomocą kolejnych zaklęć, mających ukryć przed nimi świat pełen czarów. Tyle że w ich rękach ewidentnie leżała decyzja, czy rozdział ten należy utrzymywać czy też pozwolić na zacieranie się granic. Nie, rolą kuzynek było dopilnowanie, żeby pozostała nienaruszona.
  W każdym razie… Bones mogła wpatrywać się we wskazanym kierunku i naprawdę nie widziała tam nic szczególnego. Och, gdyby tak można było teraz spojrzeć na niebo oczami mugoli! Ale nie, nic z tego. I może ta rozmowa jeszcze chwilę by trwała, może nawet udałoby się z nieznajomych jeszcze wyciągnąć parę informacji, ale… trzask aportacji zdecydowanie zakończył temat. Nie było co dalej tego przeciągać, więc i sama miotnęła szybko zaklęciem, celując w kobietę. Jakkolwiek by nie patrzeć, raczej nikt tu nie chciał panikujących i uciekających nagle mugoli, prawda? Czy coś w ten deseń.
  - Taaak, pokrywa się to z tym, co inni mówią. Zajmę się tym – mruknęła amnezjatorka, wymijając Brennę i jednocześnie wyjmując wahadełko. Trochę to miało potrwać – hipnoza niestety nie działała tak, jak zaklęcia, że wystarczyło jedynie machnąć różdżką, aby zmienić trwale pamięć w pożądany sposób – Przypilnujcie w międzyczasie tej drugiej, dobrze – rzuciła jeszcze przez ramię, zanim przystąpiła do hipnotyzowania mugola.
  - Aha – „stwierdziła” krótko Mav, wsadzając dłoń do kieszeni spodni. W drugiej nadal trzymała różdżkę, gotowa zareagować, gdyby czar miał puścić wcześniej, przez co kobieta by się ocknęła.
  Westchnęła ciężko, zerkając krótko na Brennę.
  - Za cholerę tego nie rozumiem, jakim cudem oni coś widzą, a my nie – skwitowała dość chmurnie. Bo, jakkolwiek by nie patrzeć, działo się coś, czego naprawdę nie rozumiała ni w ząb.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
25.10.2023, 20:55  ✶  
– Jasne – przytaknęła Brenna, kiedy pracownicy zajęli się mężczyzną. Wzrok utkwiła w kobiecie, gotowa i trzepnąć ją kolejnym czarem, gdyby się ocknęła, i podtrzymać, jeżeli ta miałaby się zacząć zataczać.
Nie lubiła tego typu sytuacji. Wiedziała, że to koniecznie, ale mieszanie w cudzych umysłach i wspomnieniach zawsze budziło w niej jakiś sprzeciw. Nie buntowała się przeciwko temu, może dlatego, że wychowali się w świecie, gdy było to normalne… niekiedy jednak cichy głosik szeptał jej do ucha coś o wolnej woli.
Chyba czytała za dużo mugolskich książek i komiksów.
– Chyba nawet Departament Tajemnic tego nie rozumie – mruknęła Brenna, kiedy pracownicy zabrali się za hipnotyzowanie kobiety. Odsunęła się nieco, chociaż już niby nie były tutaj potrzebne… woląc poczekać aż skończą. – Ale bardziej niż to, że oni coś widzą, a my nie, niepokoi mnie, że ktokolwiek coś widzi… Czy to może… przebijać tu limbo?
Anomalia.
Widma w Kniei.
Zimni.
Słońce i księżyc na niebie.
Co narobił Voldemort? Co oni narobili?
Brenna odetchnęła. Te myśli krążyły jej po głowie i miały dręczyć ją jeszcze długo, ale nie miało przecież sensu poświęcanie im nazbyt wiele uwagi. W końcu… po prostu będą musieli stawić czoła temu, co nadejdzie – cokolwiek by to nie było.
– Chodźmy skończyć z tymi plakatami – powiedziała, kiedy amnestazjatorzy deportowali się z mugolami. Brenna ruszyła z powrotem między drzewa. Rzecz jasna – z różdżką w ręku.
Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (1693), Brenna Longbottom (1720)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa