• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3
[04.03.1972r.] Korytarz, Ministerstwo Magii || Erik & Zeneida

[04.03.1972r.] Korytarz, Ministerstwo Magii || Erik & Zeneida
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
21.10.2022, 11:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:21 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

—04.03.1972r.—
Korytarz, Ministerstwo Magii
Erik A. Longbottom & Zeneida Moody


          Erik pokonywał labirynt korytarzy Ministerstwa Magii szybkim, sprężystym, a może nawet wręcz agresywnym krokiem. W myślach wyklinał od najgorszych osoby odpowiedzialne za archiwizację dokumentów Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Jeszcze parę minut temu siedział w szatni, przygotowując się do wyruszenia w teren, gdy ni stąd, ni zowąd dostał informację, że coś się nie zgadza w raportach z ostatniego kwartału i trzeba to natychmiast załatwić. Co tam, że właśnie dostali nowe wezwanie, papierologia była na pierwszym miejscu!
          Z ciężkim sercem, powierzył swoje obowiązki innemu detektywowi, który akurat był na miejscu i oddał pod jego pieczę brygadzistów, którzy mieli dzisiaj mu towarzyszyć podczas wypełniania obowiązków służbowych. Biuro brygadzistów opuścił z taką miną, jakby był gotowy udusić pierwszą osobę, która wejdzie mu w drogę, jednak wraz z każdym krokiem powoli odzyskiwał kontrolę nad sobą.
          Tylko spokój może cię uratować, pomyślał, raz po raz zaciskając i rozluźniając pięść. Nie lubił, gdy ktoś mu się wtrącał do jego pracy, gdy wszystko było już przygotowane. I to z tak trywialnego powodu! Wepchnął dłonie do kieszeni wiosennego płaszcza, który postanowił tego dnia założyć na przepisowy ubiór brygadzisty zamiast standardowej peleryny z godłem organizacji. Niestety, schowanie dłoni przed pracownikami Ministerstwa, nie sprawiło, że te zamarły w bezruchu. Zamiast tego zaczął miąć w kieszeni tę cholerną karteluszkę, którą dostał, aby przekazać kobiecie w okienku.
          Starał się pocieszać, że być może uda mu się tę sprawę załatwić stosunkowo łatwo i szybko, jednak wszelkie tlące się w nim nadzieje zostały zgaszone, gdy do jego uszu dotarł gwar tłumu czarodziejów, który zebrał się w okolicy archiwów. Widząc tę przeogromną kolejkę, miał ochotę odwrócić się na pięcie i wrócić prosto do swojego biurka. Zamiast tego przeklął siarczyście pod nosem i poszedł na koniec, modląc się w duchu, aby nie spędzić tutaj samego dnia. Cholera, może powinien oddelegować do tego zadania któregoś młodziaka, zamiast sam się w tym babrać?
          Cóż, teraz było już na to za późno. Erik oparł się ramieniem o ścianę i oddał się głębokim refleksjom na temat swojego marnego życia, rzucając każdej osobie, która go mijała spojrzenie spode łba. Zazwyczaj nie było tu takich tłumów. Czyżby archiwa przeszły ostatnio jakąś kontrolę i teraz musieli doprowadzić wszystko do porządku? Eh, że też to musiało się zdarzyć akurat dzisiaj.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Furia
you and i
both know
this ends in blood
Ciemny kolor włosów. Miodowe tęczówki przyćmione są czarną zasłoną, sygnalizującą dla wprawionego obserwatora genetyczną chorobę — harpie skrzydło. Pachnie mentolowymi papierosami i żywicą. Ma twardy, żołnierski krok, smukłą sylwetkę skrywa pod luźnymi ubraniami. Roztacza dookoła siebie chaos zamknięty w zmarszczonych z dezaprobatą brwiach i 170 centymetrach wzrostu.

Ida Moody
#2
21.10.2022, 12:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.10.2022, 16:23 przez Ida Moody.)  
Zmarszczyła brwi, unosząc jedną kartkę z pliku pod światło. Może jak obróci ją wystarczająco wiele razy, zrozumie, po co instruktorowi kolejny ten sam wniosek, tylko starszy o parę dekad. Papierologię traktowała tak samo jak większość z pracowników terenowych, jako nieprzyjemną część obowiązującej rzeczywistości, ale kurs aurorski nauczał ją nawet dobitniej meandrów wszelkiego rodzaju pism. Dopiero niedawno zrozumiała, że jeśli coś da się ująć w formie dyktowanej, to na pewno znajduje się to w archiwum Departamentu.
Wyjątkowo miała na sobie mundur. Rutynową, aczkolwiek nieprzyjemną częścią kursu stanowiły regularne komisje, podczas których musiała składać raport wraz z innymi kandydatami na temat swoich postępów wobec zbliżającego się terminu egzaminu. Pech chciał, by jednym z tych dni okazało się dzisiaj. Miedziane elementy marynarki wyglądały dla kobiety obco, ale dodawały w pewnym stopniu jej zwyczajnemu wyglądowi łagodności. Prawie jak biżuteria. Tęskniła za dobrze znanym mundurem brygadzistów, wpasowanym w jej ciało materiałem koszuli i znajomym ciężarem złotego "M" na pasku u spodni. Słowa "stażysta aurorski" wciąż jeszcze nie przechodziły do końca Idzie przez gardło, najchętniej bowiem przeskoczyłaby nad tym etapem wprost do ryzykowania życia i zdrowia, oraz przedzierania się przez bagna Lancashire. Rozsądkiem wiedziała jednak, że by udowodnić wszystkim swoje umiejętności, musiała przyłożyć się do całego procesu ponad wszelkie siły pozostałych kandydatów. Za żadne skarby nie zamierzała opierać się wyłącznie na swoim nazwisku, nawet jeśli jego moc łatwo można było poddać w wątpliwość. Czarne lakierki zatrzymały się w półkroku, oznajmiając swoją piskliwą obecność na lśniącej posadzce. Oczywiście.
Na gacie Merlina, nie dość, że inwentaryzacja opóźniła cały proces rozkładania spraw, to jeszcze teraz miała czekać kolejne pół godziny na swoją kolejkę w towarzystwie nikogo innego, jak nie złotego dziecka ich wydziału. Przerośniętego dziecka. Wcisnęła dokument do pliku całej reszty teczki, zamykając ją z pustym trzaskiem.
Jeden z pierwszych instruktorów, jeszcze za czasów kwalifikacji do Brygady tłumaczył Idzie i reszcie swoich podopiecznych, że Ministerstwo przypomina bardziej niż organizację, żywy organizm. Jak każda szanująca się instytucja posiada różne organy, które bez współpracy nie działałyby tak samo dobrze.
Co za tym idzie, poszczególne części są bardziej, lub mniej widoczne dla pobieżnego obserwatora. Jeśli Biuro miałoby zatem mieć twarz, równie dobrze do tej roli mógłby występować w dość bezkonkurencyjnym castingu Erik Longbottom. Moody nie potrzebowała wysilać swoich zdolności obserwacji, by chociażby tym pozorom przyznać częściową rację. Wywodzący się z prominentnego rodu mężczyzna wyglądał, jakby urwał się z ilustracji podręcznikowego bohatera i chyba tylko fakt, że znajdowali się pod ziemią, powstrzymywał słońce, by rzucało na jego twarz promienie glorii chwały.
Godny zaufania, medialny i pasujący do stawiania go za wzór przed reporterami, Erik stanowił materiał idealny na maskotkę Służb. Reprezentował bowiem w zasadzie wszystko to, czym Zeneida nie była.
Aż do bólu, nierzadko własnego, skuteczna, kierująca się ścieżkami, o których nie wszyscy powiedzieliby, że są konwencjonalnymi, za bratnią część swojej kariery wybrała cień. Jemu mogła zaufać, że ukryje przed nieschlebiającym spojrzeniem sekrety i zapewni bezpieczeństwo. Patrząc na Longbottoma, nie była pewna, co było prawdą, a co tylko pustą fasadą. Najciemniej w końcu jest pod samą latarnią.
— No dobra panie Longbottom. — Westchnęła, zakładając ramiona na siebie w zblazowanym ruchu. — To jest twój moment, żeby zabłysnąć. — Rozłożyła lewą rękę w zamaszystym geście, jakby instruowała nieistniejącą widownię przed trikiem magika. — Zrób coś z tą kolejką. — Przez melodyjny głos przebiła się nuta kpiny. Jeśli miała tu czekać, równie dobrze mogła zrobić coś, żeby się nie nudzić. Albo nie stresować przed nadchodzącą komisją aurorską.



give me a bitter glory.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
21.10.2022, 17:37  ✶  
          Młody Longbottom srogo by się zirytował, gdyby dowiedział się, że ktoś porównuje go do maskotki departamentu. Z łatką tego typu zazwyczaj szły także w parze mało pochlebne opinie dotyczące wykształcenia, obycia w środowisku zawodowym, czy wychowania. A Erik wiedział, że nie dostał tej pracy dzięki rodzinnym koneksjom. Przynajmniej nie tylko i wyłącznie nim.
Już w szkole można było go porównać do małego chomika, który spędzał całe dnie i noce w kołowrotku, gdy angażował się w całą masę nieobowiązkowych inicjatyw, które większość uczniów omijała szerokim łukiem. Cóż jednak mógł zrobić? Zależało mu na zdobyciu odpowiednich kwalifikacji, ponieważ rodzina miała wobec niego pewne oczekiwania.
          Może i komendant Brygady Uderzeniowej wykorzystał to, że informacje o jego podwładnym nagle stały się wiedzą powszechną, jednak główny zainteresowany traktował to raczej jako przejaw... nieco wyrachowanego, ale jednocześnie sprytnego zarządzania zasobami ludzkimi. Bądź co bądź przydawał się, gdy trzeba było odwrócić uwagę reporterów od jakiegoś zajścia, aby reszta ekipy mogła spokojnie pracować.
          Słysząc tuż obok siebie znajomy głos, Erik wyprostował się, niczym struna od gitary i powoli odwrócił się w kierunku Zeneidy. Otaksował ją wzrokiem od stóp do głów. Jej obecność tutaj nieco go zaskoczyła, bo nie spodziewał się wpaść na kogoś z biura aurorów, jednak nie był to też jakiś ogromny szok. W końcu pracowali razem w jednej instytucji i tym samym departamencie.
          — Chodzi o zabłyśnięcie intelektem, kreatywnością czy perlistym uśmiechem? — spytał z nutką sarkazmu w głosie, maskując poniekąd fakt, że jeszcze parę minut temu, klął w myślach jak szewc. — Czasami ciężko mi zdecydować, które rozwiązanie jest tym właściwym...
          Przewrócił wymownie oczami, wykrzesując z siebie krzywy uśmieszek. Chociaż w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów pracowało wielu ludzi, tak nieco żałował, że kobiecie udało się wypracować awans. Świetnie sobie radziła podczas okresu pracy w brygadzie, więc naturalne było to, że utrata kogoś tak utalentowanego będzie odczuwalna. Mimo wszystko rozumiał ambicje związane z pracą na wyższym szczeblu. Dla wielu robota jako auror była marzeniem.
          — Niektóre rzeczy są trudne do przyspieszenia. Ta kolejka to jedna z nich — dodał, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, do czego się odnosi w swych słowach. — Poza tym połowa pomysłów, jakie mam na ominięcie jej wiąże się z tym, że później musiałbym sam się aresztować lub napisać na siebie skargę.
          W gruncie rzeczy nawet nie zrobił sobie zbyt wiele z tego, że panna Moody próbowała z niego zakpić. Ba, była całkiem spora szansa, że nawet tego nie zauważył. W końcu mógł uznał jej komentarz za zwykłą zaczepkę, która miała na celu zaangażowanie go w rozmowę w tych jakże nieciekawych okolicznościach.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Furia
you and i
both know
this ends in blood
Ciemny kolor włosów. Miodowe tęczówki przyćmione są czarną zasłoną, sygnalizującą dla wprawionego obserwatora genetyczną chorobę — harpie skrzydło. Pachnie mentolowymi papierosami i żywicą. Ma twardy, żołnierski krok, smukłą sylwetkę skrywa pod luźnymi ubraniami. Roztacza dookoła siebie chaos zamknięty w zmarszczonych z dezaprobatą brwiach i 170 centymetrach wzrostu.

Ida Moody
#4
22.10.2022, 13:11  ✶  
Naturalnie nie przyznałaby tego przed nikim, a już szczególnie przed starymi prykami w Biurze Aurorów, ale praca była dla Idy domem. Ostoją bezpieczeństwa, gdzie nawet podczas uciążliwego załatwiania biurokratycznych podpisów, czuła się prawdziwie spełniona, pozwalając na opuszczenie gardy niżej niż gdziekolwiek indziej. Co za tym idzie, również ludzi należących do misternej drabinki Departamentu, postrzegała nieco inaczej. Wszyscy nawzajem dzielili pewnego rodzaju szalone nastawienie, altruistyczne ciągoty do narażania własnego życia i często ponadprzeciętnych umiejętności dla dość szeroko pojętego dobra. Ida dostrzegała w tej postawie pewnego rodzaju szaleństwo, ale nigdy nie przyszło kobiecie do głowy analizowanie żadnego innego sposobu życia. Dla niektórych los przygotowaną ma tylko jedną drogę, a Erik szedł nią znacznie dłużej niż kobieta. Zerknęła na kolejkę, taksując wzrokiem średni czas oczekiwania, po czym z nutą dramatyzmu w głosie, westchnęła, opierając się o ścianę, obok mężczyzny.
— Myślałam prędzej o którymś z tych longbotommskich trików, jakie stosujesz przy wywiadach. Daj komuś autograf, napnij biceps, uratuj małego kugucharka z płonącego domu. Nie wiem, to ty tu jesteś od bycia obrońcą potrzebujących. A ja jestem w potrzebie przyspieszenia tej kolejki. Damą w potrzebie. — Przygryzła wargę, powstrzymując się od śmiechu. Wiele można było powiedzieć o Moody, ale na pewno nie, że jest damą. W zasadzie obce jej były wszelkiego rodzaju cechy, jakie mogła taka osoba posiadać, może prócz umiejętności grania na pianinie i ubierania butów na wysokich obcasach. Obu z nich niestety nie miała. Nie potrafiła tworzyć dookoła siebie pozorów, kreować rzeczywistości na inną niż widziała własnymi oczami, w końcu te nierzadko raczyły czarownicę również i wizją przyszłości.
Autentyczność, tylko to miała na swoją obronę. Rozbrajającą szczerość kogoś pełnego wad, kto zdążył się z nimi zaprzyjaźnić. Paliła jak smok, zamglone chorobą oczy miała lekko podkrążone, a włosy spięte klamrą w nieładzie, ale przynajmniej nie udawała.
— Nie ma żadnego problemu, zrobię to za ciebie. Myślę, że zdjęcia Longbottoma w kajdankach całkiem dobrze sprzedadzą się w prasie. Ta twoja dziewczyna wiedziała, co robi, idąc do brukowców. — Wygięła usta w niewinnym uśmiechu. Plotki roznosiły się szybko, raz zasiane ziarno, nawet jeśli niefortunne i nieaktualne od kilku lat, pozostawało na ustach znudzonych ludzi podczas przerwy w kafeterii. Nic nieznacząca błahostka, której w zasadzie Erikowi zazdrościła. Wielokrotnie widziała, jak tego typu historie tworzyły wśród partnerów lepszą atmosferę, rozluźniały twarze zmęczone stresem. Ona sama nie miała do zaoferowania nic prócz smutnej historii dorosłej sieroty i ojcu ponad wszystko inne stawiającego obowiązek wobec ogółu czarodziejów zamiast własnej rodziny. Jeszcze kilka miesięcy temu była  w stanie wykrzesać z siebie jakiegoś rodzaju złość na starego Moody’ego za to, że ją opuścił. Że nie miała już komu zwierzyć się ze swoich zmartwień o Alastora, ani prezentować nieustających prób zrobienia na obiad czegoś innego niż jajecznicy z grzanką. Nie miała już ojca, a ponieważ był to jedyny rodzic, jakiego znała, pustka w sercu bolała dwa razy mocniej. Mimowolnie wolną dłonią powędrowała do zegarka zapiętego na nadgarstku, staroć ledwo już chodziła, a przetarta opaska musiała mieć więcej lat niż oni obydwoje razem wzięci. Własność Caelana Moody’ego.



give me a bitter glory.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
22.10.2022, 19:19  ✶  
          Co prawda to prawda, gdy spędziło się wśród służb mundurowych czarodziejów odpowiednio dużo czasu, można było zauważyć, że wielu pracowników było na swój sposób... skrzywionych. Brzydko mówiąc. Niektórzy wykorzystywali pracę w brygadzie lub w biurze aurorów, aby zapomnieć o problemach związanych z życiem prywatnym. Inni chcieli znaleźć tutaj sens życia. A inni z wieloletnim wyprzedzeniem oddali już serce, a czasem i rozum tej organizacji, wierząc, że mogą uczynić świat lepszym i bezpieczniejszym.
          — Aha, o tym mówisz — mruknął, jakby dopiero teraz zrozumiał, do czego wcześniej się odnosiła. Przechylił lekko głowę w bok, jakby coś sobie właśnie uświadomił. — Ale to zazwyczaj działa tylko, gdy w pobliżu są co najmniej trzy aparaty. Nie licząc tego koguchara, jego bym ratował bez względu na czas, miejsce i okoliczności. No i masz też trochę racji z tym bicep...
          Przerwał, gdy Moody odwołała się do samej siebie, jako damy w potrzebie. Cóż, skoro uważała się za Damę, to jako dżentelmen, Erik nie miał najmniejszego prawa kwestionować tej informacji. Bądź co bądź, mógłby ją urazić swoim otwartym sprzeciwem. Jedyne co mógł zrobić, to tylko zaakceptować jej prośbę. I szlag by trafił to, że niektóre rzeczy w Ministerstwie Magii uchodziły za niemożliwe do przyspieszenia. Musiał coś na to zaradzić. W końcu jego męska duma była zagrożona.
          Niestety w tym momencie usłyszał kolejną część jej wypowiedzi. Uraczył Zeneidę pełnym dezaprobaty spojrzeniem, w której tliła się nawet nutka zawodu. Naprawdę zrobiłaby mu coś takiego? Czy liczyła się z ewentualnymi konsekwencjami? Jak raz się zwróci uwagę mediów, to już potem nie było łatwo się od nich opędzić. Była gotowa na dziesiątki sów dziennie z prośbami o udzielenie dodatkowych szczegółów lub to, że zaczną jej robić zdjęcia z ukrycia, aby kręcić sensację?
          — Mam nadzieję, że wymyślasz takie szantaże dla każdej osoby, z jaką pracujesz. Byłoby szkoda, gdyby ominęło ich to niezwykłe doświadczenie, bo chcesz siać popłoch tylko w sercu jednej osoby. — Odepchnął się ramieniem od ściany i zrobił krok w stronę opuszczenia swojego miejsca w kolejce. — Jeśli coś mi się stanie, to oczekuję, że wygłosisz płomienną mowę na moim pogrzebie. Albo lepiej. Wypij eliksir wielosokowy, ubierz się na czarno, najlepiej weź też czarny welon, przyjdź na ceremonię i zostaw na trumnie pojedynczą czarną różę. Nie rozmawiaj z nikim. To dopiero będzie sensacja. Gwarantuję ci!
          Wzdrygnął się na samą myśl. Gazety mogłyby długo grzać takim tematem, gdyby akurat nie było żadnej sensacji w kręgach politycznych lub rozrywkowych. „Tajemnicza kobieta na pogrzebie zabitego przez panią z okienka przystojnym detektywie!". Nagłówki same się pisały. Jakie ja mam miękkie serce, pomyślał, wzdychając ciężko, licząc jak długo kobieta musiałaby stać w kolejce, jeśli teraz nie zainterweniuje.
          Cóż, nie pozostawało mu nic innego, jak spróbować poratować pierwszą damę biuro aurorów. O ile panna Moody nie ruszyła w ślad za nim, Erik na własną rękę ruszył aż na sam początek kolejki, aby porozmawiać z czarownicą obsługującą tego dnia petentów. Oby tylko wyszedł z tego starcia w jednym kawałku.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Furia
you and i
both know
this ends in blood
Ciemny kolor włosów. Miodowe tęczówki przyćmione są czarną zasłoną, sygnalizującą dla wprawionego obserwatora genetyczną chorobę — harpie skrzydło. Pachnie mentolowymi papierosami i żywicą. Ma twardy, żołnierski krok, smukłą sylwetkę skrywa pod luźnymi ubraniami. Roztacza dookoła siebie chaos zamknięty w zmarszczonych z dezaprobatą brwiach i 170 centymetrach wzrostu.

Ida Moody
#6
22.10.2022, 22:16  ✶  
Przez chwilę patrzyła się na niego w zastanowieniu. Czy naprawdę mógł istnieć jeszcze na tym świecie ktoś o niespaczonym spojrzeniu na świat? Nie mogła w to uwierzyć, bazując na własnych doświadczeniach. Wszystko w Longbottomie było pełne odwagi, ale też pewnego rodzaju wyższości.
Staranna dykcja pilnująca by każdy, nawet z odległego krańca pomieszczenia dokładnie usłyszał i zasłuchał się w jego polecenia, twardy i pewny chód, zręczna budowa ciała świadcząca o latach praktyki pojedynków magicznych. Jeśli duma miałaby spersonifikować się w czarodzieju, zapewne wybrałaby jego. Mieli już w końcu ze sobą do czynienia poza murami Hogwartu i korytarzami pracy, chociażby w klubie pojedynków.
Na tym zapewne poprzestałby zwykły obserwator, ale ekspertyza w Urokach kazała Idzie iść nawet głębiej w prywatnych spostrzeżeniach. Tylko jego oczy nie pasowały do kreującego się przed innymi obrazem. Nawet teraz gdy mówił do niej z wyczuwalną nutą emocji w głosie, zielonkawe oczy pozostawały tak samo nostalgiczne. Ciekawiła kobietę przyszłość detektywa, nawet jeśli wrodzony instynkt podpowiadał, że nie będzie ona w pełni kolorowym obrazem.
Pokręciła głową z udawanym niedowierzaniem na fakt, że mężczyzna autentycznie zastanawiał się nad komentarzem o swojej sylwetce.
— Sieję w twoim sercu popłoch? — Uniosła brwi, w udawanym zaskoczeniu przykładając dłoń do ust ze zdziwieniem. Warto było chwilę poczekać, jeśli oznaczało to, że rozbawi się nieco przed sprawozdaniem dla komisji. Coś musiało trafić na kozła ofiarnego jej humoru, a skoro ten był tuż przed nią i trzymał się na porządnych stu dziewięćdziesięciu centymetrach wysokości, żal było nie skorzystać z okazji.
Przez chwilę wsłuchała się w słowa Erika w milczeniu, po czym pokręciła głową z zaprzeczeniem. — Nic ci się nie stanie. — Odpowiedziała wolno, odbiegając myślami od oczywistej niedorzeczności tego scenariusza. Przez chwilę przez twarz czarownicy przemknął ledwo widoczny, ponury cień, który zaraz ponownie ukryła głęboko za zasłoną całej reszty własnych problemów. — Wiedziałabym o tym wcześniej. — Dodała niewspółmiernie poważnym tonem, do pozostałej części rozmowy.
Zanim jednak zdążyła jeszcze zareagować w inny sposób, jej rozmówca autentycznie ruszył przed siebie, wzdłuż kolejki. Zeneida powstrzymała się siłą od rozchylenia ust w geście zdziwienia, przez chwilę mrugając powiekami. — Co… Dobra, to się dzieje naprawdę. Po prostu poszedł. — Wymamrotała pod nosem, wciąż niedowierzając w rozgrywającą się przed nią scenę. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać, ile rzeczy dziennie jej towarzysz robił tylko dlatego, że ktoś go oto poprosił i jak daleko leżała granica tego, na co się zgodzi. Pozostawiając mentalną notatkę, ruszyła spod ściany, zerkając tylko co jakiś czas na ludzi rzucających im spojrzenia spode łba. Wzruszała na to ramionami, kręciła z fałszywym oburzeniem głową i wskazywała tylko kciukiem na plecy Erika, bezgłośnie i przekornie sygnalizując pozostałym zgromadzonym “To nie moja wina, przysięgam”.



give me a bitter glory.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#7
23.10.2022, 01:17  ✶  
          Jeśli istniała jedna rzecz, którą Erik potrafił się cieszyć w naprawdę sadystyczny sposób, to były to te magiczne momenty, kiedy jego rozmówcy wpadali w stan kompletnego osłupienia. Czasami trudno było uwierzyć, że osoba jego pokroju nie tylko zdołała dożyć osiągnięcia pełnoletności, ale też radziła sobie jako tako w świecie dorosłych. Zdarzały się sytuacje, gdy mężczyzna po prostu wymykał się próbom oceny jego zachowania.
          Biorąc, chociażby na warsztat scenariusz, w którym obecnie się znajdowali, jak wiele osób bez większego jęczenia zgodziłoby się spełnić prośbę Zeneidy? Większość statecznych czarodziejów po prostu parsknęłoby śmiechem, pokiwała głową i zaakceptowała obecny stan rzeczy, narzekając tylko w duchu, że nikt nie pragnie wprowadzić zmian, aby zmienić tor wydarzeń.
          — O, tak. — Pokiwał z powagą głową, klepiąc się trzykrotnie dłonią w okolicy serca. — Czuję, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi, uciec do atrium, a potem skorzystać z kominka z proszkiem Fiuu, aby stąd uciec. Reakcje organizmu na próby szantażu emocjonalnego są okrutne. Robię wtedy wszystko, co w mojej mocy, aby im zapobiec. Mechanizm obronny.
          Longbottom udał się na przód kolejki, nie oglądając się nawet niezbyt za siebie. Nie zamierzał postąpić jak tchórz i w razie porażki uciec na drugi koniec departamentu i trzymać się przez najbliższy tydzień z dala od kobiety. Jeśli sprawy nie pójdą po jego myśli, to po prostu odwróci się na pięcie i poinformuje, że jego urok osobisty w tym konkretnym przypadku jednak nie zdał egzaminu. Wprawdzie i to zabolałoby nieco jego dumę, ale chciał spróbować. Powinien. W końcu Dama chciała zostać obsłużona jak najszybciej.
          — Witam. — Uśmiechnął się na powitanie do kobiety w oknie, gdy udało mu się zająć miejsce tuż po chwilę wcześniej obsłużonym petencie. Zignorował nawet mordercze spojrzenie czarodzieja, który został tak brutalnie pozbawiony miejsca przy okienku.
          Zaczął spokojnie, przedstawiając się i mówiąc dokładnie, z jakiego powodu się tutaj zjawił. Widział, ze zdołał uformować cienką nić porozumienia z czarownicą, więc pozostawało mu tylko utrzymać ją wystarczająco długo, aby zapewnić Zeneidzie przesunięcie na przód kolejki.
          — Wie pani, to taka dobra dziewczyna. Dzień dobry i do widzenia zawsze wszystkim mówiła. Pracowałem z nią przez jakiś czas w brygadzie. Pamiętam to dokładnie. Prawdziwa profesjonalistka, powiedziałbym, że chluba departamentu. Owszem, potrafi onieśmielić, ale nie oszukujmy się, mamy tutaj niezłą zbieraninę różnych osobowości, nieprawdaż? Chociażby Stephen. Wszyscy wiemy, jaki jest Stephen, prawda? — Zaśmiał się pod nosem, zaciskając zęby. Nie znał żadnego Stephena, a że mówienie nieprawdy nie przychodziło mu łatwo, szybko odszedł od tematu wymyślonej naprędce mężczyzny. — W każdym razie, panna Moody potrzebuje pilnej pomocy. Ważna sprawa. Bardzo ważna, bez której załatwienia nie może ruszyć dalej z prowadzoną sprawą, a bardzo się spieszy. Jeszcze biedaczka wylądowała na samym końcu tej okropnej kolejki. Może dałoby się coś zrobić i obsłużyć ją teraz? Wiadomo, dla dobra departamentu.
          Skinął charakterystycznie głową, chcąc nadać dodatkowej wagi swoim słowom. Zdecydowanie nie był przygotowany do odstawiania takiego występu. Gdyby nie to, że natknął się na dawną koleżankę z brygady, stałby grzecznie w kolejce, a gdy nadeszłaby jego kolej, po prostu zdawkowo by się przywitał i odczekał, aż zostaną mu wydane odpowiednie dokumenty. Eh, jak to jedna osoba potrafi wpłynąć na bieg wydarzeń.
          Kobieta w okienku przez dłuższą chwilą siedziała cicho, poprawiając jedynie opadające jej na czubek nosa okulary. Najwyraźniej próbowała przetrawić cały ten strumień myśli, który wyrzucił z siebie młody Longbottom. Zerknęła na niego tak, jakby rozważała odpędzenie go, ale być może doszła do wniosku, że szkoda zachodu. Westchnęła więc tylko i pokiwała głową, najwyraźniej chcąc mieć go już z głowy.
          Erik położył dłoń na sercu i podziękował dozgonnie, po czym cofnął się o dwa kroki od okienka, aby złapać kontakt wzrokowy z panną Moody. Przywołał ją do siebie ruchem dłoni, dając tym samym znać, że zgodzono się na obsłużenie jej poza kolejką.
          — Czy dama w potrzebie czuje się usatysfakcjonowana wynikiem działań dżentelmena? — mruknął, opierając się plecami o ścianę tuż przy okienku, lustrując uważnym wzrokiem sylwetkę Idy.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Furia
you and i
both know
this ends in blood
Ciemny kolor włosów. Miodowe tęczówki przyćmione są czarną zasłoną, sygnalizującą dla wprawionego obserwatora genetyczną chorobę — harpie skrzydło. Pachnie mentolowymi papierosami i żywicą. Ma twardy, żołnierski krok, smukłą sylwetkę skrywa pod luźnymi ubraniami. Roztacza dookoła siebie chaos zamknięty w zmarszczonych z dezaprobatą brwiach i 170 centymetrach wzrostu.

Ida Moody
#8
23.10.2022, 13:24  ✶  
Niewiele sobie robiła z przejmowania się cudzymi opiniami, toteż i jej reakcje najczęściej należały do szczerych i niczym nie filtrowanych. Lakierki stukały o posadzkę, gdy przesunęli się na początek, a teczką z dokumentami, którą trzymała, musiała zasłonić się od powstrzymania rozbawienia. Miał połowę szansy na sukces i najwyraźniej tym razem, szczęście było po stronie Longbottoma. Zeneida szczerze rozważała, jak reaguje na niepowodzenia ktoś, kto zdaje się z taką łatwością obracać własną pozycję na kierunek sukcesu. Pomachała zza jego pleców do pani w okienku, podczas gdy tamten snuł istnie bajkową historię. Myślenie o czymś to jedno, ale słyszenie tego samego przez wszystkich ludzi w ich otoczeniu, nawet jeśli powiedziane ironicznie…
Przysunęła się do przodu, wpatrując z wdzięcznością w oblicze pani sekretarki i podając jej teczkę przez okienko.
— Tutaj podpis i wyciąg z archiwum, numer jest na dole strony. Dziękuję bardzo. — Czarownica przebiegła wzrokiem po dokumencie, pociągając nosem i wstała ze swojego miejsca, znikając za potężnymi regałami, tym samym pozostawiając ich dwójkę w relatywnej samotności. Nie licząc oczywiście, mamroczącego z niezadowoleniem, w odległości kilku metrów od nich, tłumu kolejki.
— Jak na spontaniczny występ, miałeś przygotowane zaskakująco dużo komplementów na mój temat. — Zaczęła w odpowiedzi na pytanie mężczyzny. Stanęła przed nim, jedną dłonią opierając na blacie okienka, a głowę przekrzywiając na bok z zaciekawieniem. — Może minąłeś się z powołaniem? Pamiętaj, na zmianę ścieżki kariery nigdy nie jest za późno, a aktorstwo cię chyba wzywa. — Wyciągnęła przed siebie palce, w zamyśleniu wyliczając kolejne wspominki. — Profesjonalistka, chluba departamentu, onieśmielająca. I kim na gacie Merlina jest Stephen? — Zacisnęła usta, powstrzymując uśmieszek. Cała sytuacja eskalowała zaskakująco szybko, a jej efekt wykraczał znacznie poza żartobliwe podpuszczenie, od jakiego Moody zaczęła całą rozmowę. Erik zdawał się większość rzeczy brać dosłownie, a pozostałe bardzo dosłownie i nie dziwiło to kobiety aż tak bardzo. Ludzie czynu mieli w zwyczaju nie marnować nawet sekundy i nawet cieszyła się odrobinę, że dzieliło ich kilka lat różnicy i inne domy w Hogwarcie. Na boisku Quidditcha byłby nie do zniesienia, a ona na pewno nie puściłaby tego płazem.
— To zależy… — Zamyśliła się przez sekundę, stukając palcem wskazującym o usta. — Co jeszcze zrobisz, jeśli cię po prostu o to poproszę? Może pójdziesz za mnie na komisję i powiesz im jeszcze raz, jaka jestem wspaniała? Tak, żebym sama nie musiała stać przed nimi jak kołek. — Zmarszczyła brwi w autentycznym niezadowoleniu, przypominając sobie, że za chwilę będzie musiała wrócić do półokrągłej sali z innymi rekrutami. Wiedziała doskonale, co o jej postępach myśleli przełożeni. Niezwykle skuteczna, ale o niekonwencjonalnych drogach do celu, zbyt samodzielna w pracy, nienawidzi polegać na innych. Każda z tych cech osobno nie brzmiała aż tak źle, ale w tak ważnej instytucji jak Biuro Aurorów, skupienie na grupowym wsparciu stanowiło ważny aspekt, jaki musiała zacząć w sobie ćwiczyć. Niechętnie.



give me a bitter glory.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
23.10.2022, 15:26  ✶  
          Cóż, może i osiągnął sukces, jednak im wyżej się wspinał po drabinie takich drobnych osiągnięć w swoim życiu, tym bardziej zwiększała się odległość pomiędzy nim a stałym gruntem. Każda wygrana oznaczała, że konsekwencji najbliższej porażki mogłyby być opłakane. Mógł spaść z łoskotem na sam dół i pogruchotać sobie kości. Ewentualnie, jeśli szczęście mu będzie dopisywać, zdoła złapać się któregoś z poprzednich szczebelków.
          — Nie robię tego dla podniety z samego występu. Chcę osiągnąć konkretny efekt lub uniknąć pewnych niebezpieczeństw. — Wbił w nią mocne spojrzenie, aby na pewno zrozumiała, że odnosi się do jej próby zaszantażowania go. — Aktor chyba powinien być estetą, który poprzez swoją grę stara się pokazać piękno innym ludziom. Piękno... ludzkiej ekspresji? Lub... coś w tym rodzaju?
          Na jego twarz wstąpiła kwaśna mina. Nie było mu po drodze ze sztuką, a jego poczucie estetyki kończyło się tam, gdzie zaczynały wielogodzinne zakupy mające na celu osiągnięcie konkretnego wyglądu danego wnętrza. Dzięki Merlinowi, że na razie mieszkał w rodowej rezydencji, tam przynajmniej nie musiał zbyt wiele zmieniać, bo po prostu głowa rodu patrzyłaby na to krzywym okiem.
          — Cóż, dostałaś pracę w brygadzie, spędziłaś u nas trochę czasu. Znasz procedury, poznałaś szczegóły pracy w departamencie. Jesteś więc profesjonalistką. Chluba departamentu? Dobrze sobie radzisz w tej robocie, gdybyś nie przeszła do biura aurorów, mogłabyś za parę lat konkurować z komendantem o jego stołek. A to się poniekąd wiąże z tym, że potrafisz onieśmielać. Ludzie nie potrafiliby ci odmówić wykonania danego rozkazu czy przydziału do określonej sprawy lub dzielnicy, bo by się trochę bali.
          Wzruszył ramionami. Potencjał na osiągnięcie takiego stanu rzeczy zawsze miał jakiś procent szans na ziszczenie się w rzeczywistości.
          — Nie mam pojęcia. — Spuścił wzrok na podłogę, przyznając się w ten sposób do tego drobnego niedopowiedzenia. Wprawdzie w Ministerstwi mógł pracować jakiś Stephen, jednak sam takowego nie znał. — Nie myślałem tak daleko w przód, po prostu wspomnienie o jakimś pracowniku wydało mi się dobrym pomysłem. W najgorszym razie poczułaby się zawstydzona, że nie zna kogoś, kogo znają „wszyscy”
          Cóż, być może ta dosłowność, o której myślała Zeneida, była powiązana z jego pobytem w domu lwa. Dorastał wśród dzieciaków, które były odważne, ambitne, ale też w dużej mierze liczyły, że szczęście zawsze im dopisze. Być może ta skłonność do wiary, że plan bez względu na wszystko ma szansę wypalić, została w nim aż dotąd.
          — Wiesz, nie musisz im referować na głos historii całego swojego życia. Skup się na tym, co cię popchnęło ku temu zawodowi. Opowiedz o swoich sukcesach, wskaż, że twoje... podejście nie jest wadą, a zaletą. Postaw to co może cię skreślić w innym świetle. — Istniała bardzo konkretna granica między wskazaniem komuś odpowiedniej ścieżki a siłą wepchnięciem jej na nią. Skoro Zeneida zaszła już tak daleko, to zapewne potrafiła się wybronić i pokazać, na co ją stać. Raczej nie musiał pisać jej skryptu, z którego powinna czytać, aby dalej się rozwijać w biurze aurorów.
          Nawet jeśli kobieta miała pewne trudności z pracą w grupie, to nie wykluczało to tego, że może osiągnąć sukces. Wprawdzie w przypadku Erika trafiła na podatny grunt i zdołała go bardzo łatwo przekonać, aby zrobił, to o co go poprosiła, ale przy większej sile przebicia, mogła po prostu sobie podporządkować część aurorów, z którymi miałaby pracować. Poza tym perspektywa samotnej wilczycy mogła wnieść nową perspektywę do zespołu.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Furia
you and i
both know
this ends in blood
Ciemny kolor włosów. Miodowe tęczówki przyćmione są czarną zasłoną, sygnalizującą dla wprawionego obserwatora genetyczną chorobę — harpie skrzydło. Pachnie mentolowymi papierosami i żywicą. Ma twardy, żołnierski krok, smukłą sylwetkę skrywa pod luźnymi ubraniami. Roztacza dookoła siebie chaos zamknięty w zmarszczonych z dezaprobatą brwiach i 170 centymetrach wzrostu.

Ida Moody
#10
22.12.2022, 13:35  ✶  
Nie ufać. To były domyślne ustawienia umysłu Moody. Nie ufać, nieważne czy był ładnie ubrany, czy mówiła mądre słowa, czy przyrzekali swoją niewinność. Miodowe spojrzenie Idy, chociaż fizycznie schowane za smolistym woalem choroby, w praktyce przeszywały i wrogów i przyjaciół na wskroś. - Ale nie musisz tego robić przecież tak… - Zmarszczyła nos, połowicznie w zniechęceniu, trochę też zamyśleniu. - Pompastycznie. - Dokończyła, zadowolona z faktu, że użyła wyjątkowo trudnego słowa, nawet jeśli coś w podświadomości mówiło jej, że być może takie nie istnieje.
Zacisnęła założone na siebie ramiona, próbując nawet bardziej ograniczyć swoją małą prywatną sferę, do której Longbottom wnikał tymi “niby” komplementami. Może i on uważał je za szczere, może przywyknął do tego, że od dzieciństwa ludzie mówili do niego wylewnie i prawdziwie, nie kryjąc się z pochwałami, gdy wykonał trudne zadanie dobrze. Czy tak wygląda zdrowe dzieciństwo? Na pewno zdrowo najedzone, sądząc po wysokości czarodzieja i ogólnych gabarytów, wzbudzających respekt.
- Czyli po prostu mówisz do ludzi mile, dajesz im komplementy i dbasz, żeby nie poczuli się zawstydzeni? - Gwizdnęła, przyspieszając kroku, kiedy wzrok wylądował na wiszącym w korytarzu ogromnym zegarze. - Brzmi jak dużo zachodu dla cudzego komfortu.
Dodała, drapiąc się po czole. - Ale… Nie można zaprzeczyć, że… Chyba czasami to działa. - Resztę wypowiedziała prawie pod nosem, mamrocząc cicho i patrząc się na trzymane w dłoniach akta.
Ścisnęła usta w kreskę, patrząc przez chwilę to na Erika, to na drzwi prowadzące do sali.
- Irytuje mnie jak masz rację. Zrób znowu coś, z czego będę mogła kpić, to wrócimy do zwykłej dynamiki tej relacji. - Westchnęła, poprawiając odznaczenie, a następnie bez pardonu podciągając spodnie za szufelki nieco wyżej w talii. Kilka razy ściągnęła i wyprostowała dłonie, po czym cicho powtórzyła w głowie wszystkie zaplanowane treści, przypominając sobie, by w razie czego nie brzmieć sucho i lakonicznie, jak to niegdyś określił jej instruktor.
Przez ułamek sekundy zastanawiała się nawet, czy nie obrócić się jeszcze na sekundę do Longbottoma i kazać mu trzymać za siebie kciuki, kazać, bo bez przesady, prosić nigdy nie będzie. Szybko jednak odwróciła wzrok ledwo widoczną niepewność, zachmurzając ponownie swoją typową nieufnością. Tak było łatwiej. Nie polegać na nikim, oznacza, że nie może się też zawieść. A Ida wolałaby prędzej upaść sto razy, zamiast ryzykować, że wyciągnięcie dłoni o pomoc skończy się z jej odtrąceniem.
Na takie ryzyko nie była jeszcze gotowa.

Koniec sesji



give me a bitter glory.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (2484), Ida Moody (2356)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa