• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[08.07.72, po świcie] W czym mogę ci pomóc?

[08.07.72, po świcie] W czym mogę ci pomóc?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
12.12.2023, 22:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2024, 20:53 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

Brenna pojawiła się na miejscu dużo wcześniej – i to mimo tego, że umówili się i tak na godzinę wręcz nieprzyzwoicie wczesną, bo godzinę po wschodzie słońca, które w lipcu wstawało przecież szybko.
Niektórzy nazwaliby to paranoją, inni ostrożnością. Brat Rabastana wydawał się jej nieco podejrzany, poglądy rodziców Victorii znała nie od dziś, a sam Rabastan wreszcie uchodził za absolutnego dziwaka. Powiedzieć, że jego wiadomość była dla kobiety zaskoczeniem, to... jak nic nie powiedzieć. Kręciła się więc w okolicy w wilczej formie, upewniając, że nie czuje mnogości świeżych zapachów, nie dostrzega niedawno wydeptanych śladów. I zadbała o to, aby mieć tutaj wsparcie, możliwie niewidoczne i to takie, które w razie czego szybko pchnie wiadomość dalej.
Nie mogła się nie pojawić, skoro treść wskazywała na to, że Lestrange potrzebuje jakiejś pomocy, ale nie zamierzała rezygnować z ostrożności.
Na sam skwerek przyszła równo minutę przed czasem. Odziana po mugolsku, w spodnie i koszulkę, które sprawiały, że w Little Hangleton - mugolskiej miejscowości przecież, w dodatku teraz, po wschodzie słońca, budzącej się powoli do życia - z łatwością mogłaby wtopić się w tłum okolicznych mieszkańców. Ciemne włosy, odrastające już po tym, jak zostały lekko przypalone i podcięte, były jak niemal zawsze lekko zmierzwione. Obdarzyła Lestrange'a uważnym spojrzeniem, a potem uśmiechnęła się do niego po prostu: zwykłym uśmiechem, jakim obdarzała większość ludzi.
Nie znała Rabastana. Nie miała powodu, by darzyć go niechęcią. Nie ufała mu, oczywiście, i dlatego wcale nie przyszła tutaj sama, ale Brenna ufała zaledwie garstce ludzi i to też zwykle nieco warunkowo, a jego wiadomość była podejrzana, miejsce spotkania - dziwne. Nie mrugnęłaby nawet, gdyby zaproponował je ktoś znajomy, jego jednak nie znała. Niemniej... brak zaufania nie oznaczał u niej ani braku sympatii, ani że zakładała z góry, że ktoś w wolnym czasie biega w białej masce.
(Zresztą, po prawdzie – o to nie podejrzewała Lestrange’a, bo po podpytaniu matki miała wrażenie, że zwyczajnie nie chciałoby mu się zajmować walką ze szlamami i mugolami. Cóż, każdemu zdarzają się mylne osądy…)
- Cześć. Brenna, Detektyw Brygady - przedstawiła się, wyciągając ku niemu rękę. - W czym mogę ci pomóc?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#2
14.12.2023, 17:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.12.2023, 18:00 przez Rabastan Lestrange.)  
Edgarowi od początku nie podobał się pomysł skontaktowania się z Brenną Longbottom. Uważał ją za niebezpieczną, gwałtowną, może nawet niegodną zaufania. Powiązania jej rodziny z Departamentem Przestrzegania Prawa Czarodziejów nie napawały optymizmem. Co, jeśli przyjrzy się sprawie nieco zbyt blisko i zacznie drążyć nie tam, gdzie powinna? Kruk nie miał pojęcia, czemu jego właściciel zdecydował się na bezpośrednią konfrontację, zamiast jak każdy normalny donosiciel wrzucić anonimowy list do skrzynki pocztowej w Ministerstwie Magii. To się w ogóle nie trzymało kupy!

Rabastan widział oskarżycielskie spojrzenia swojego pierzastego kolegi. Ciężko było ich nie zauważyć. Towarzyszyło mu, gdy po raz pierwszy spotkał się z tym pokazem agresji i brutalności skrzętnie ukrytym za zaryglowanymi drzwiami. Wtedy w czarnych ślepiach kruka widział jeszcze jedną wiadomość: ostrzeżenie, że nie powinien się mieszać w te sprawy. Potem do krzywych spojrzeń doszło krakanie, gdy w pocie czoła kreślił którąś z kolei wersję listu do młodej Brygadzistki. Wiadomość jednak została wysłana, nie mógł się więc wycofać.

A teraz zwierzak krakał pół ulicy dalej, nieopodal cmentarzu, w trakcie, gdy Rabastan siedział rozwalony na ławce przy skwerku odziany od stóp do głów w czerń. Jedynie blond czupryna w nieładzie i rozpięta do połowy koszula wskazywały, że nie przybył do wioski po to, aby zostawić u kogoś znicz na grobie. Prędzej wyglądał, jakby ledwo opuścił jakiś klub albo pub. Chłopak przyglądał się swoim paznokciom, starając się nie myśleć o zbliżającej się rozmowie.

I wtedy, oczywiście, zjawiła się Longbottomówna.

— Hej — przedstawił się, przywołując na twarz cierpki uśmiech. Jego szaro-niebieskie oczy nabrały ciemniejszej barwy, gdy taksował sylwetkę Brenny uważnym wzrokiem. — Rabastan. Bezrobotny kawaler i seryjny... seryjny kochanek z wyboru. — Czy ten wstęp mógł być lepszym potwierdzeniem tezy, że chłopak był zbyt leniwy na to, aby angażować się w cokolwiek, co wymagało sporządzenia planu w więcej niż pięć minut? Uśmiechnął się półgębkiem, jednak jego kąciki ust chwilę później dramatycznie opadły. — Myślę, że jestem świadkiem przestępstwa.

Między innymi dlatego, że to zbrodnia ubrać się w takie łachy, pomyślał przelotnie, nie dostrzegając na ciuchach kuzynki żadnych zdobień, które wskazywałyby, że ubiera się w jakimkolwiek czarodziejskim domu mody. Czy Longbottomom się ostatnio nie przelewało? Czy powinien współczuć Brennie? Mama Rabastana na wieść, że syn planuje tego dnia spotkania z kuzynką, wręcz wepchnęła mu w ręce czarny komplet od Rosierów.

— Wydaje mi się, że moja znajoma... Przyjaciółka... Jest w poważnych tarapatach i może potrzebować pomocy. Zarówno ze strony służb, jak i takiej ekhm związanej z prawem. I jego łamaniem — skrzywił się. Nie miał w zwyczaju donosić. Chyba, że w dzieciństwie na skrzaty, jeśli bardzo mu podpadły. A tutaj wtrącał się w sprawy, od których normalnie trzymałby się z daleka, zostawiając je losowi. — Sądziłem, że mogę stać z boku, ale obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to nie skończy się to na czymś pokroju siniaka na twarzy czy blizny.

Westchnął cicho i uniósł wzrok, przyglądając się, jak Edgar zaczepia stado wróbli, które przysiadły na jego gałęzi. Dalej, poza granicami cmentarza, pośród wszechogarniającej zaklętej mgły majaczył zarys budynku Kromlechu. Ten widok, choć niewyraźny, dodał mu nieco pewności siebie. Może nie będzie to najbardziej eleganckie rozwiązanie sprawy, ale... Czasem lepiej było się kimś wysłużyć, niż samemu pchać się w konflikt ze złamaną różdżką i rozwiązanymi sznurówkami w butach.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
14.12.2023, 20:23  ✶  
Gdyby matka Brenny mogła decydować, co założy jej córka, zapewne też tego dnia wcisnęłaby kobiecke jakąś sukienkę od magicznego projektanta. Ale nawet Elise Potter poddała się w tym względzie i to lata temu. Brenna nosiła to, co chciała, odkąd miała dziesięć lat. Może Potterówna ustąpiła, bo po prawdzie zwykle Brenna chciała się właśnie dostosować: nie wchodziła na eleganckie obiady w spodniach czy na sale balowe w łachach. Wybiera to, w czym mogła pozostać tam, gdzie było jej miejsce.
W tle.
Tutaj nie musiała w tym celu się stroić. Zginęłaby w tłumie mugoli, a o taki efekt przecież chodziło. Popełniała więc tę zbrodnię na modzie niewiele nad nią myśląc.
Zmierzyła Rabastana spojrzeniem ciemnych oczu, odziedziczonych po rodzinie matki. Było przyjazne, choć w istocie Brenna analizowała: wyraz twarzy, drobne drgnięcia mięśni, ubiór. Nie była pewna czy żartował tym przedstawieniem, czy był po prostu dziwnym indywiduum, ale to nie miało znaczenia. Sama lubiła czasem wypowiadać żarty, brzmiące jak prawda i mówić prawdę, którą słuchacz brał za kłamstwo.
Słowami łatwo się bawić.
Na całe szczęście nie umiała czytać w myślach i nie miała pojęcie, jakie zdanie ma o niej Edgar. Zdaniem samego Lestrange’a zupełnie by się nie przejęła, ale prawdopodobnie poczułaby się nieco dziwnie wiedząc, że ten omówił jej przypadek z krukiem i kruk ten wydał niepochlebną opinię…
- Miło mi cię poznać, Rabastanie - powiedziała więc tylko. Nie wyglądała na gwałtowną i na pewno nie na niebezpieczną. Prawdę mówiąc, wyglądała chyba po prostu zwyczajnie, ot gdyby ktoś przyjrzał się uważnie, mógłby stwierdzić, że tej dziewczynie raczej nieobcy jest wysiłek fizyczny. Ubiór zaiste nie sugerujący, że jest bogata, sympatyczna twarz bez śladu makijażu, tęczówki i włosy w tym najbardziej pospolitym kolorze brązu, o którym nigdy nie pisywali poeci, i których nie miewały heroiny romansów – zwykle zielono lub niebieskookie, blondynki, rude i brunetki.
Ale w jej oczach pojawiła się czujność i wyraz twarzy spoważniał natychmiast, gdy Lestrange wspomniał o przestępstwie i o tym, że jego ofiarą padła przyjaciółka. Jasne, to mógł być jakiś podstęp, żart, czy wytwór chorego pomysłu, ale Brenna przywykła do traktowania takich zgłoszeń poważnie. I starannego weryfikowania każdego z nich.
– Jeśli tak przedstawia się sytuacja, bardzo dobrze, że się do mnie zwróciłeś. Opowiedz mi, co dokładnie się stało i kim jest twoja przyjaciółka. I poszukamy najlepszego rozwiązania tej sytuacji – oświadczyła, rozglądając się za miejscem, w którym mogliby ewentualnie przysiąc. Jej dłoń odruchowo powędrowała do kieszeni, by wydobyć z tej notes. Pamięć miała dobrą, ale notatki pomagały zadbać o to, by nie umknął żaden szczegół.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#4
21.12.2023, 21:04  ✶  
Jeśli zwyczajność stroju faktycznie miała stać się synonimem braku zagrożenia, to ubiór Brenny faktycznie wskazywał na to, że miałaby problem z tym, aby zabrać dziecku słodką bułkę, nie mówiąc już o dokonaniu całej fali aresztowań. Dostrzegł cień zainteresowania w oczach kuzynki, jednak nawet przez myśl mu nie przeszło, że mogła to być oznaka bardzo intensywnych procesów myślowych, jakie zachodziły w głowie panny Longbottom.

— Właściwie ta Jenny to bardziej przyjaciółka mojej byłej dziewczyny niż moja — zdradził Rabastan, a jego głos lekko zadrżał. — Trzymały się ze sobą od lat, ale dosyć mocno darliśmy ze sobą koty. Nie przepadaliśmy za sobą. Miała problem ze mną, moim pochodzeniem, nawet moim krukiem. — Zacisnął wargi w wąską linię, powoli wypuszczając powietrze z ust. Edgar zakrakał donośnie, jakby wyczuwał, że o nim była mowa. — Odwdzięczałem się jej tym samym. Nie chciałem dać sobie wejść na głowę. Przez to jeszcze bardziej była na mnie cięta.

Starannie tańczył wokół faktu, że wspomnianej ex już od ponad roku nie było na tym świecie. To nie o nią chodziło w całej sprawie, jednak Lestrange czuł się zobowiązany uchylić, chociaż rąbek tajemnicy przed Brenną. Chciał załatwić sprawę nieoficjalnie, a przynajmniej tak, aby jego nazwisko nie widniało w dokumentach jako donosiciela. Czymś musiał opłacić swoją anonimowość, a szczerość czy zaufanie wydawały się całkiem niezłymi walutami.

— Moja była... — zawiesił głos, przesuwając językiem po zębach. Zgarbił się nieco, zbierając siłę na to, aby bezpośrednio odnieść się do sprawy. — Jej już tutaj nie ma. — Zerknął na Brennę, a ciężar jego wzroku mógłby równie dobrze przygwoździć ją do tej rozpadającej się ławki. — Odbiło się to na nas dosyć mocno. Dużo na siebie krzyczeliśmy, na pogrzebie... Na pogrzebie stałem z tyłu, żeby nie wywołać kolejnej awantury. Wytykaliśmy sobie, kto w tym wszystkim zawinił, aż w końcu zabrakło nam argumentów. Potem było trochę lepiej. Od tamtej pory sprawdzamy co jakiś czas czy sobie radzimy.

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak szczery. Na pewno nie podczas rozmowy z rodzicami. Przy nich non stop musiał naginać prawdę. Bellatriks? Wiedziała całkiem sporo na temat, co się działo w życiu prywatnym Rabastana, jednak przy niej kontemplował raczej kwestię nienawiści i rozliczenia tych, którzy zrobili ten jeden krok za daleko w zabawie z ludzkim życiem. Odchylił głowę, zerkając z niezadowoleniem w nieco poszarzałe niebo.

— Mieszka teraz z chłopakiem na Alei Horyzontalnej. Półkrwi. — Skrzywił się lekko, jakby właśnie zjadł kawałek cytryny. — Jakiś Cattermole. Chyba jacyś dalecy krewni głównej linii dziedziców. — Dobre rozeznanie w zawiłościach drzew genealogicznych było czymś, co zdaniem Rabastana oscylowało między obsesją a sztuką. A Rosalie przyjmowała zlecenia od najróżniejszych rodów. — Myślę, że ją bije. — Skrzywił się na brzmienie własnych słów, jednak i tak było to dosyć delikatne określenie. — Próbowałem ją ostatnio odwiedzić. Dobijałem się kilka minut, a kiedy już otworzyła drzwi, miała posiniaczoną twarz i wyglądała, cóż... Jak ofiara przemocy domowej.

Zlęknione spojrzenie, ledwo uchylone drzwi, nerwowe obracanie się za sobie, makijaż mający na celu ukryć zadrapania czy drobniejsze siniaki. Może Rabastan nie pracował w Brygadzie i nie widywał takich ludzi na co dzień, jednak był całkiem niezły w magii transmutacyjnej i posługiwał się metamorfomagią. Potrafił się domyślić, że ktoś próbuje coś ukryć lub zakryć. A wtedy czuł bardzo dużą ochotę na to, aby sprawdzić, czy Crucio dalej robi tak dobrą robotę. Kąciki jego ust uniosły się minimalnie na samą myśl.

— W każdym razie: zapewniła mnie, że wszystko jest w porządku, przełożyła spotkanie i praktycznie mnie wyprosiła z posesji. Poczekałem chwilę pod drzwiami. Zaczęły się krzyki, chyba coś nawet spadło ze ściany — kontynuował, zagryzając dolną wargę. — Potem wpadliśmy jeszcze na siebie na Pokątnej, kiedy... No, w nocy. — Skorygował swoją wypowiedź. — Miała rękę w temblaku. Najwyraźniej Cattermolowie specjalizują się nie tylko w odnowie mebli.

Nie potrafił powstrzymać się przed tym przytykiem. Czy powinien był „zachować się jak facet” i odegrać rolę bohatera? Może, ale nie był żadnym bohaterem. Poza tym pod względem postury drastycznie różnił się od przerośniętego Davida Cattermole'a. Z magią też bywało u niego różnie. Poza tym obawiał się, że nie wytrzyma presji i faktycznie sięgnie po magię, która... Nie była zbyt dobrze odbierana przez zwykłych ludzi. A gdyby Jenny wezwała służby, ciężko byłoby mu się z tego wszystkiego wytłumaczyć. To tylko sprawiłoby, że liczba dylematów Rabastana drastycznie by wzrosła.

— Chciałbym, żebyś się nim zajęła. Jeśli nie da się go zamknąć, to może przekonać jakoś Jennifer, żeby się stamtąd wyniosła. Osobiście wolałbym się raczej pozbyć agresora. — Zrobił pauzę, jakby nie przemyślał dalszej części swojej wypowiedzi. Czy to brzmiało, jakby rozkazywał kuzynce? — Może sama wizyta Brygady Uderzeniowej poprawi sytuację. Sąsiedzi dużo słyszą, więc nie musisz mnie łączyć z ich sprawą.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
24.12.2023, 10:52  ✶  
Brenna była gadatliwa. Lubiła mówić, wypełniać ciszę, pleść bzdury. Poza tym nauczyła się już dawno dwóch rzeczy – wypowiadając odpowiednio wiele słów, ukryjesz za nimi więcej niż za milczeniem, a kiedy gadasz, gadasz, zadajesz pytanie i milkniesz… ludzie zwykle czują się w obowiązku ci odpowiedzieć.
Ale potrafiła milczeć wtedy, kiedy było to potrzebne. Teraz też milczała, nie przerywając historii Lestrange’a ani słowem. Jedynie gdy wspomniał, że jego dziewczyny już tutaj nie ma, położyła mu dłoń na ramieniu, wiedziona odruchem, którego nie umiała powstrzymać – gdyby znali się lepiej, objęłaby go pewnie, ale wątpiła, by Rabastan Lestrange życzył sobie takich zażyłości.
– Przykro mi – powiedziała miękko, zanim się odsunęła i wyciągnęła z kieszeni notatnik. Przemoc domowa. Sprawa z jednej strony niespodziewana, bo nie odgadłby za żadne skarby, że Rabastan przyszedł do niej właśnie z czymś takim, a z drugiej przecież banalna. W świecie czarów spotykana niby nieco rzadziej niż pośród mugoli, bo kobiety z różdżką w ręku niekoniecznie były słabsze od mężczyzn… ale wciąż spotykana: bo pewne mechanizmu psychologiczne pozostawały takie same.
– Będę potrzebowała adresu, dat, wszystko, co potrafisz sobie przypomnieć. Jeżeli Jenny zgodzi się złożyć zawiadomienie o przestępstwie, pchnę sprawę w odpowiedni sposób i gość spędzi w więzieniu parę miesięcy, załatwi się też zakaz zbliżania. Spróbuję ją do tego przekonać. Jeśli nie… znajdę inną drogę – powiedziała, wydobywając w ślad za notatnikiem także mugolski ołówek, bardziej praktyczny przy tego typu notatkach i do noszenia po kieszeniach niż pióra.
Nie dało się ścigać sprawcy przemocy domowej, jeżeli ofiara nie była nieletnia i milczała. Ale istniały inne sposoby, od utrudniania mu życia na każdym kroku (tu trzeba było zachować ostrożność, by nie wyładował się na żonie), przez wyjaśnienie mu dobitnie, dlaczego nie powinien podnosić ręki na Jenny, do na przykład sprowokowania, aby podniósł rękę na kogoś innego – taką Brennę na przykład. Ona przecież nie miałaby już żadnych problemów w złożeniu zawiadomienia. Oczywiście, najpierw musiała sprawdzić, czy Lestrange nie wpuszcza jej w maliny, bo takie rzeczy sprawdzała zawsze, jeśli zgłaszający nie był jej bliski… Ale o tym nie zamierzała wspominać.
Cattermole.
Nie powiedziała tego na głos, ale to też wiele ułatwiało. Rodzina nie była ani czystokrwista, ani wpływowa, ani bogata. Och, oczywiście, nawet gdyby chodziło o jakiegoś Malfoya Brenna by próbowała, kopała, szukała sposobu – tyle że wtedy rezultat byłby niepewny, bo nie mogłaby zmusić Wizengamotu do wydania odpowiedniego wyroku. Brennie mogło się tu nie podobać, ale tak działał ich świat. Fakt, że pan Przemoc Domowa nosił nazwisko zwykłych renowatorów i nawet nie pochodził z głównej linii rodziny, był po prostu pomocny.
Bogowie, a ona po tych listach i spotkaniu na cmentarzu zastanawiała się, czy Rabastan nie planuje jej zamordować i przerobić na składniki eliksirów. Albo czy chce donieść na przykład na własnego ojca, że ten w wolnym czasie morduje mugoli. Jednak miała paranoję… I teraz, kiedy poznała całą historię, czuła się trochę winna, że podejrzewała Lestrange’a, chcącego ratować koleżankę, o jakieś złe rzeczy.
– Nie widzę powodów, żeby angażować w to ciebie – dodała, posyłając mu uśmiech znad notatnika. Anonimowe zgłoszenie sąsiedzkie będzie brzmiało odpowiednio w raportach, poza tym musiała wybadać to i owo, zanim sprawdzi, na ile oficjalnie załatwiać tę sprawę. – A przynajmniej nieoficjalnie. Chociaż Jenny na pewno przyda się twoje wsparcie. Czasem łatwiej odejść, kiedy wie się, że nie zostanie się samemu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#6
29.12.2023, 21:15  ✶  
Najwyraźniej nawet członkowie rodów czystej krwi o tych ''niepochlebnych'' poglądach mieli takie dni, gdy okazywali zwykłą ludzką przyzwoitość. Lestrange po prostu nie był przyzwyczajony do tego, aby ze swoimi problemami latać do najbliższego funkcjonariusza, jaki się nawinie. Wychował się w domu, gdzie takie sprawy załatwiało się zakulisowo; poprzez rozległe znajomości i sakiewki pełne złotych galeonów, które podróżowały z rąk do rąk podczas formalnych kolacji. Bo jeśli było jedno miejsce, gdzie czysto-krwiści uwielbiali załatwiać interesy to przy kolacji. A w tych czasach praktycznie wszystko mogło stać się obiektem interesów.

— Dzięki. Doceniam. — Jego głos brzmiał głucho, a gdy dłoń Brenny spoczęła na jego koszuli, ledwo powstrzymał się przed wzdrygnięciem.

Kary cielesne, znęcanie się... Rabastan nie był zdziwiony, że różdżki nie szły w ruch ze strony agresorów. Każde zaklęcie, każda klątwy to był potencjalny dowód, a śladów magicznych ciężko było się pozbyć. Może nawet trudniej niż siniaków i otarć. Było w tym jednak coś... dzikiego. Pierwotnego, a przy tym kompletnie niewyrafinowanego. Czarodzieje mieli tyle narzędzi, aby sprowadzić na kogoś ból i cierpienie, a i tak byli tacy, co sięgali po najbardziej trywialne rozwiązanie. Może dlatego, że przynosiło poczucie władzy nad drugą osobą?

— Potrzebujesz tego na piśmie, czy wystarczy ustnie? Mogę ci wysłać list pisany na zaklętej maszynie. W imię anonimowości. — Uniósł pytająco brew, gotów rozpocząć monolog na temat zaobserwowanych zdarzeń. Jeśli jednak Brenna wolała mieć fizyczny dowód, Lestrange zobowiązał się do przesłania skrótu informacyjnego tuż po powrocie do domu.

Odetchnął z ulgą, gdy Brenna „przyjęła zgłoszenie”. Sam nie wiedział, jak miałby się do tego zabrać, nie licząc najprostszego, a przy tym prostackiego rozwiązania: z użyciem siły. Kuzynka wyglądała jednak na zorientowaną, skoro praktycznie przewidywała prawdopodobny wyrok Cattermole'a. A to go cieszyło. Czuł, że sprawa wylądowała w odpowiednich rękach, a przy tym ściągnął z własnych barków ciężar odpowiedzialności za to, co zobaczył na własne oczy u Jenny.

— To dobrze — stwierdził, poprawiając zapięcie guzika u koszuli. — Nie wiem, jak by zareagowali rodzice, że babram się w takim czymś. Woleliby raczej nie ściągać na rodzinę większej uwagi. — Skrzywił się. — Ojciec dalej ma nadzieję na awans w szpitalu, a wiadomo, jak to media lubią kręcić. Zaraz się czegoś doszukają, połączą, pomieszają... — Machnął nonszalancko ręką, poprawiając włosy z uchem. Wprawdzie jako osoba zgłaszająca pewnie byłby „tym dobrym obywatelem”, jednak czy wtedy nie zaczęliby grzebać w jego przeszłości, próbując się dowiedzieć, czemu akurat on był zainteresowany taką Jenny i Cattermolem? — Napiszesz mi, jeśli coś się ruszy, czy powinienem sam się interesować?

Nie był całkowicie nieświadomy tego, co miała na myśli Longbottom. Oczywiste było, że Jenny będzie potrzebowała jakiegoś wsparcia; niezależnie od tego, jak potoczy się sprawa ze strony Brygady Uderzeniowej. Czy Rabastan mógł jednak służyć jej towarzystwem, stać się dla niej opoką? Połączyła ich wspólna tragedia, ale nie sprawiło to, że nagle zasypywali się sowami i jadali razem po restauracjach.

To było bardziej jak... Zobowiązanie. Sprawdzali siebie nawzajem, upewniali się, że dalej żyją. Czuli, że tego oczekiwałaby po nich osoba, na której im tak bardzo zależało. Znajdowali w tym jakieś ukojenie, jednak czy chodziło tylko o to? Może w ten sposób, nawet nieświadomie, próbowali trafić na moment, aby w końcu dać ostateczny upust swoim emocjom i wypowiedzieć brzemienne: „Ona była zawiedziona, gdyby cię teraz zobaczyła”.

— Zobaczę, co da się zrobić. Tak na wszelki wypadek. — Pokiwał powoli głową, chociaż sam nie był pewny, co właściwie mógłby zrobić. Wydął dolną wargę, wznosząc sugestywnie wzrok ku niebu. — Będzie potrzebowała jakiejś kasy na początek, prawda?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
29.12.2023, 21:57  ✶  
Byli skrajnie różni, ale pod pewnymi względami ich światy nie różniły się aż tak bardzo. Brenna też nawykła, że wiele rzeczy nie załatwia się oficjalnie, a idąc do odpowiednich osób, wyciągając sakiewkę pełną monet albo oferując przysługę czy po prostu szukając pomocy u przyjaciół. Wiele zostawiając w ciemnościach i niekoniecznie dbając o to, na ile to postępowanie jest zgodne z przepisami. Przecież nawet teraz już myślała o tych mniej legalnych drogach załatwienia sprawy Cattermole’a, gdyby oficjalne kanały zawiodły. Gdyby Brenna chciała być przykładnym stróżem prawa, musiałaby samą siebie aresztować – nawet jeżeli wierzyła, że działa w imię większego dobra.
Ale Rabastan też pewnie w to wierzył.
Nie odpowiedziała już na jego podziękowanie – ostatecznie nie znali się, i wypytywanie o jego prywatne sprawy albo ofiarowanie pomocy w czymś takim, byłoby natrętne. Za to jej dłoń zacisnęła się na ołówku, gdy notowała jego słowa, co jakiś czas ewentualnie dorzucając jakieś pytanie.
– Nie trzeba, zgłoszenie ustne wystarczy. To nie jest sprawa, która powinna wywołać jakieś wielkie poruszenie i czepianie się kwitków – stwierdziła. Gdyby mężczyzna był bogatszy, wyżej postawiony, znał naprawdę dobrych prawników… być może. W tej sytuacji „anonimowe zgłoszenie” jednak wystarczyło, tak długo, jak Brenna dokładnie sprawdzi je i wszystkie fakty. – W takim razie twoi rodzice o niczym się nie dowiedzą. Jakieś konkretne życzenia, co do sprawy, w jakiej się spotkaliśmy? – spytała, zerkając na niego, bo skoro przesłał jej matce obraz namalowany przez panią Lestrange, zapewne nie ukrywał, że nawiązał z nią kontakt. Mavelle, którą wciągnęła w to w ramach wsparcia, zamierzała powiedzieć prawdę – i przyznać, że była paranoiczną idiotką, dodając oczywiście, że następnym razem postąpi dokładnie tam samo – ale cała reszta miała usłyszeć jakąś gładką bajeczkę. Gdyby ktokolwiek o to pytał. Jej pytać raczej nie będą, ale kto wie, jak w przypadku Rabastana?
– Dam ci znać, co się dzieje, ale nawet pierwsze kroki zajmą parę dni. Muszę porozmawiać z sąsiadami, zebrać informacje o tym mężczyźnie, porozmawiać z Jenny, dużo zależy też od niej. Jeżeli nie będzie chciała pomocy, wszystko zajmie znacznie więcej czasu – powiedziała. Przy braku współpracy ze strony pani Cattermole będzie trzeba spróbować z obserwacją, prowokacją, czy paroma innymi rzeczami: w tej sprawie miała zdecydować dopiero, kiedy upewni się, że Lestrange się nie mylił, i kiedy zbierze więcej informacji. – Niestety, nie mogę tam po prostu wejść i skopać go do nieprzytomności. Zresztą, pewnie wtedy kolejnego dnia poszedłby się na niej wyżyć – oświadczyła Brenna, zamykając notatnik.
Czasem żałowała, że to nieoficjalne skopanie do nieprzytomności nie było dobrą opcją.
Nie to, że nie byłaby w stanie się do tego uciec w pewnych przypadkach.
– Pewnie tak. To dobre na początek – skwitowała, bo pieniądze zawsze przydawały się w takiej sytuacji. Choć przez „wsparcie” miała na myśli coś innego, ale tak naprawdę nie pojmowała, jaka relacja łączyła tę dwójkę: a była przecież znacznie bardziej skomplikowana i mniej bliska niż Brenna założyła na podstawie samej rozmowy. – Chcesz coś jeszcze dodać?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#8
29.12.2023, 23:01  ✶  
Co prawda, to prawda – Lestrange wierzył w to, że Brenną kierują szlachetne pobudki. Ba, sądząc po tym, jaką reputacją cieszyła się rodzina kuzynki, podejrzewał, że byli dużo bardziej honorowi niż znacząca większość klik czystej krwi. Jednak to nie to sprawiło, że poprosił ją o wsparcie. Kluczem były tu konotacje rodzinne. Krewnych zawsze traktowało się... z przymrużeniem oka. I na to też liczył w tym przypadku.

Poza tym lista jego potencjalnych sojuszników była krótka. Rabastan nie miałby wyboru, jak tylko zwrócić się do Bellatriks, Rudolfa lub Oleandra, gdyby Longbottom mu odmówiła. A mimo wszystko nie chciał traumatyzować biednej Jenny wtargnięciem zamaskowanych figur do jej mieszkania tylko po to, żeby zobaczyła na własne oczy, że kończyny jej partnera mogą się wyginać w naprawdę dziwne kształty. Skrzywił się lekko na tę myśl.

— No dobrze, w takim razie tak jak mówiłem, pierwsze oznaki wystąpiły po raz pierwszy... — zaczął opowiadać, chociaż nie był to nieprzerwany monolog, na jaki mogła liczyć brygadzistka. Rabastan co rusz przerywał, żeby przypomnieć sobie okoliczności poszczególnych spotkań, a nad konkretnymi datami również musiał się zastanowić. Nie miał kalendarza w głowie. — I to chyba na tyle. — Skinął głową, gdy Brenna zgodziła się na jego warunki. Po chwili jednak na jego czole pojawiła się zmarszczka. Wymówka? — Hmm... Poprosiłem cię o rozmowę, bo chciałem dowiedzieć się, jakie są wymagania, żeby wstąpić do Brygady Uderzeniowej?

To był całkiem niezły pomysł! I rodzice może by się nawet ucieszyli z tego, że jednak nie siedzi całe lato w swoim lochu, tylko jednak wykazuje minimum zainteresowania swoim rozwojem zawodowym.

— W domu wspomnę za jakiś czas, że mi się odwidziało. Bez obrazy. Jesteście trochę eee — zawiesił się na moment, nadymając policzki. — Zbyt zdyscyplinowani jak na mój styl życia.

Nawet gdyby kariera w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów mogła mu przynieść pieniądze i poważanie, tak wątpił, aby Brygada Uderzeniowa miała jakiekolwiek benefity z zatrudnienia go. Kto by go brał na poważnie, skoro wstawał późnym popołudniem i bardziej zastanawiałby się nad tym, jak dobrze wypaść na miejscu śledztwa niż tym, żeby faktycznie efektywnie komuś pomóc? No właśnie.

— Wyglądasz na kogoś, kto potrafi naprawdę mocno kopać — powiedział niewzruszonym tonem, wbijając w nią nieco rozmarzony wzrok, jakby wyobrażał sobie, że Longbottom załatwia całą sprawę w godzinę i raz na zawsze pozbywa się Cattermole'a z życia Jenny... I życia takiego ogólnie. — Aczkolwiek rozumiem, że konsekwencje mogłyby nie być zbyt przyjemne.

Udzielenie wsparcia finansowego było z perspektywy Rabastana dużo bardziej przystępne niż otworzenie się emocjonalnie na Jenny. Poza tym był przyzwyczajony do tego, że większość problemów szło załatwić rzucając w nie forsą; czasem wystarczyło parę monet, innym razem kilka worków, ale koniec końców przeszkody usuwały się z drogi. Być może Brenna stawiała na bardziej konkretną pomoc, jednak Lestrange poruszał się przede wszystkich w znanych mu schematach. Poza tym był jedynie drugim synem i to na dodatek oficjalnie bezrobotnym, toteż nie mógł też zbytnio skorzystać z całego zaplecza środków oferowanych przez swych krewnych.

— Eee — Zmrużył oczy, zastanawiając się, czy ma coś jeszcze do dodania, po czym pokiwał powoli głową. — W sumie... W sumie to tak. — Uśmiechnął się minimalnie. — Mama wybiera się do Doliny Godryka na początku września. Dostała zlecenie na nowe mapy z regionu od jakiegoś nadzianego gościa. Twoi rodzice mogliby polecić jej jakieś miejsce do rozstawienia się ze sprzętem? Lepiej znacie te tereny.

Po zamienieniu jeszcze paru słów kuzynostwo postanowiło się pożegnać. Bądź co bądź, Brenna otrzymała wszystkie informacje, jakie Rabastan miał do dyspozycji, a gdyby potrzebowała z jego strony jakichś dodatkowych wskazówek czy pomysłów, to teraz wiedziała, jak może się z nim skontaktować. Po pożegnaniu Longbottom chłopak podniósł się z ławki i ruszył w głąb ulicy, co by odebrać Edgara, który zajmował się dziobaniem wychudzonych wron, które próbowały go zaczepiać. Ech, co za ptak.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1816), Rabastan Lestrange (2514)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa