• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[29.06|Warownia Longbottomów] Niedaleko pada jabłko od jabłoni

[29.06|Warownia Longbottomów] Niedaleko pada jabłko od jabłoni
Sztafaż
Przeciętnie wysoka (125 cm), jak na swój wiek siedmiolatka o prostych blond włosach za ramiona i niebieskich oczach. Jej włosy są zazwyczaj rozpuszczone, a ubrania kolorowe. Często można ją spotkać w towarzystwie swojego srebrno-białego maine coona Karla. Ona wygląda sympatycznie. Kot już nie za bardzo.

Mabel Figg
#21
16.04.2024, 04:31  ✶  
– Yupi!!! – Mabel absolutnie przestała mieć jakiekolwiek wątpliwości co do zabawy z misiem. Przecież było super! To jak biegali i kręcili młynki! Ten wiatr we włosach i to uczucie ekscytacji za każdym razem, gdy się rozpędzali, lub skakali! Mogłaby tak cały dzień! I co z tego, że Karl cały czas coś tam krzyczał? Karl na pewno potem zrozumie, kiedy wytłumaczy mu jak fajnie było.
A potem nagle ktoś krzyknął jej imię i niestety nie był to jej koci przyjaciel.
Wujek Erik biegł do nich z prędkością strusia, trzymając przed sobą różdżkę z dość dziwną miną zupełnie, jakby zobaczył ducha, a Mabel miała szczerą nadzieję, że rzeczywiście jakiegoś zobaczył i to do niego biegł, a nie zbliżał się po to, by zakończyć zabawę.
– Ale dlaczego mam zejść? – spytała marszcząc brwi. Przecież nikomu nie działa się krzywda, ona nie spadła, a tak poza tym to pan Sam nie był jakimś obcym niedźwiedziem. Była odpowiedzialna! Niestety blondwłosy mężczyzna postanowił się posłuchać i już po chwili Mabel znowu stała na ziemi. Młoda Figg z rozwianymi włosami, w którym znajdowało się trochę liści, i ubraniem brudnym od rozkopywanej przez niedźwiedzia ziemi, wyglądała jak dziecko wojny. Bardzo szczęśliwie dziecko wojny.
W tym samym czasie Karl, który wcześniej cały czas krzyczał coś w stylu Złaź z tego niedźwiedzia, co dalej? Herbatka z bazyliszkiem?, widząc że jego przyjaciółka może wpaść w kłopoty, postanowił jej pomóc i odwrócić uwagę Longbottoma od niedziedziego zamieszania.
– O Erik – kot rzucił, niby od niechcenia. – Nie masz butów? Dobrze. Bardzo dobrze. Od zawsze powtarzałem, że obuwie dla was ludzi jest niczym więzienie dla idei, ale nikt mnie nie chciał słuchać .
Mabel natomiast stała i nie do końca wiedziała co powiedzieć. Bo przecież miała kilka możliwości. Mogła tak na wszelki wypadek przeprosić. Mogła udać, że nie wie o co chodzi i zacząć mówić o domku dla psów. Mogła powiedzieć wujkowi, że to wszystko dlatego, że nie może mieć hipogryfa. Mogła też po prostu pokazać, że wszystko jest w porządku i nie ma się czym denerwować. Nie chciała też, by jej nowy dorosły kolega miał jakieś problemy.
– Pan Sam jest super! Widziałeś jak wysoko skakaliśmy? –  zawołała, szczerze podekscytowana. – Ale spokojnie! Trzymałam się. I upewniłam się wcześniej, że nie zostanę zjedzona!
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#22
16.04.2024, 17:17  ✶  
Longbottomowie za młodu brali udział w najróżniejszych zabawach, jednak nawet Erik nie potrafił sobie przypomnieć, czy ktoś z krewnych wpadł na to, aby ujeżdżanie niedźwiedzia w ogrodzie było odpowiednim zajęciem dla dzieci. Pojedynki? Na pewno wszystko będzie w porządku. Latanie na miotle dziecięcej? Przecież każdy musi tego doświadczyć! Szermierka? Tradycja, jak to tak, nie uczyć młodego pokolenia, jak posługiwać się rapierem. Ale jazda na niedźwiedziu? To było trochę za dużo. Zwłaszcza bez zgody matki dziecka, którego dotyczyła cała sprawa.

— Bo boję się, że spadniesz i zrobisz sobie kuku, Mabel — odparł, chowając powoli różdżkę do kieszeni. Wypuścił cicho powietrze z ust, aby zaraz założyć ręce na piersi. — Twoja krzywda, to też moja krzywda. Wiesz, co by mi zrobiła twoja ciotka Brenna, gdyby coś ci się stało pod moją opieką?

Nie wspominając o twojej matce, dodał bezgłośnie, zakładając, że dziewczynka będzie bardziej obawiała się konfrontacji z Brenną niż Norą. Poza tym tak właściwie to próbował ją wziąć na litość. Jak mogłaby odmówić, skoro na pewno był jej ulubionym wujkiem? Erik odetchnął z ulgą, gdy niedźwiedź zmienił się w człowieka, a zamiast wielkiego zwierza w ogrodzie zjawił się Samuel. Przez dłuższą chwilę gapił się na mężczyznę, próbując sobie przypomnieć szczegóły ich ostatniej rozmowy. Animag. Niedźwiedź. Oczywiście.

— Dzięki Merlinowi, że to ty. Już myślałem, że to jakiś obcy niedźwiedź dostał się do ogrodu — skomentował nieco szorstkim głosem, nie mogąc się zdecydować, co począć z rolą Sama w tym wszystkim. Bądź co bądź, wcześniej nie miał okazji zobaczyć go w pełnej okazałości w formie dzikiego zwierzęcia.

Bądź co bądź, jak dotąd wydawał się mieć głowę na karku, a wiele też wskazywało na to, że nie było to jego pierwsze rodeo i całkiem zgrabnie operował swą zwierzęcą formę. Mimo to Erik nie mógł się w pierwszej chwili do tego przekonać. Bądź co bądź, to było dzikie zwierze. Ogromne. Mabel nawet przypadkiem mogło coś się stać. Mogła się zsunąć z jego pleców, gdy próbował stanąć na tylnych łapach i... Pokręcił głową, odsuwając od siebie tę myśl.

— Pasztet z kota to też jakaś opcja — rzucił ostrzegawczym tonem do Karla. Otaksował go pełnym zwątpienia spojrzeniem. — Myślałem, że jesteś jej strażnikiem. Czy to czasem nie oznacza, że powinieneś jej strzec? Czemu nie siedziałeś tam z nią, hmm?

Wzmianka o hipogryfie najpewniej zadzialałby na niego najszybciej. Bądź co bądź, był to prezent, który planował od dawna, a Nora za każdym razem mu odmawiała, twierdząc, że po prostu nie ma gdzie go trzymać. Tak jak kompletnie rozumiał jej wątpliwości co do hipogryfa pełnych rozmiarów, tak dalej pozostawała kwestia miniaturki... Gdyby tylko nieograniczenie jakim było lokum w centrum magicznego Londynu, młoda zapewne już od kilku lat miałaby swoje magiczne zwierzątko. Niestety rozsądek matki wygrywał z chęcią rozpieszczenia przez chrzestnego.

— Niestety nie widziałem — poinformował dziewczynkę, taksując ją wzrokiem od stóp do głów, co by sprawdzić, czy na pewno nic się jej nie stało. — Obawiam się, że moje biedne, stare serce mogłoby tego nie wytrzymać, wiesz?

Rozczochrał lekko fryzurę Mabel, uśmiechając się minimalnie, zanim nie wrócił wzrokiem do nowego przyjaciela chrześnicy.

— Uważałeś na nią? — spytał, dając Samowi szansę na uspokojenie go.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#23
17.04.2024, 16:18  ✶  
Parsknął śmiechem na stwierdzenie Mabel, że sprawdzała czy jej nie zje. Znaczy... podejrzewał, że gdyby on był na miejscu jej opiekuna, to pewnie dostałby zawału, gdyby jakikolwiek niedźwiedź pojawiłby się w obejściu tej drobnej i ufnej istoty. Z drugiej strony osoby w Warowni były wnikliwie przefiltrowane przez jej gospodarzy, czyż nie? Chociaż czy Sam zaufałby Samowi, gdyby go spotkał i zlecił naprawianie swojego płotu? To był ciekawy koncept filozoficzny do rozważenia, ale na pewno nie na dzisiejszy dzień. Starczyło już wrażeń i rozoranego pazurami trawnika...

Skoro różdżka mu już nie była groźna (chyba?), to opuścił ręce i podniósł się, oglądając straty i powstrzymując się przed tym, by od razu iść i ustawiać kawałek płota do pionu.

– Jestem niedźwiedziem jednoosobowym – zadeklarował nieco bezmyślnie, patrząc na kota, to na swoje buty. Dziwne, jego i Erika dzieliło ledwie pięć lat, a jednak był teraz raczej po stronie dużo młodszej dziewczynki, przyłapany na dziecięcych zabawach, zamiast na wypełnianiu obowiązków. Westchnął ciężko znów, przepraszająco i spróbował spojrzeć w twarz rozgniewanemu (?) pracodawcy.

Przełknął głośno ślinę nim powiedział:
– Starałem się. – no bo jak mógł powiedzieć proste "tak" skoro mogła się jednak nie utrzymać, te zawijasy były w sumie całkiem zamaszyste. Z drugiej strony jak powiedzieć Erikowi, że dzieci w tym wieku mają całkiem elastyczne kości i że on jak był w jej wieku (w okolicach jej wieku? Ile w sumie Mabel miała lat?) to spadał z większych wysokości niż akuratnie kłęb niedźwiedzi i nic mu nie było. Dokładał jednak starań. Nie szarżował tak bardzo aby przeszarżować. Nie zdążył.

– Em... to co pani architektko, wrócimy do projektu czy chcesz teraz posiedzieć trochę z ...em... wujkiem? – uniósł pytająco brwi w stronę Erika, bo w sumie nie wiedział. Nie śledził tak uważnie opowieści Brenny o swoich krewnych, skoro zakładał przed laty że i tak nie będzie miał z nimi żadnego kontaktu. Teraz trochę żałował. W warowni było sporo osób, które wymijał chociażby w drodze do kuchni, kiedy szukał Malwy by zapytać o jakieś detale. Nie wnikał. Było tu dużo ludzi i w sumie Mabel mogła być dzieckiem każdego z nich.
Sztafaż
Przeciętnie wysoka (125 cm), jak na swój wiek siedmiolatka o prostych blond włosach za ramiona i niebieskich oczach. Jej włosy są zazwyczaj rozpuszczone, a ubrania kolorowe. Często można ją spotkać w towarzystwie swojego srebrno-białego maine coona Karla. Ona wygląda sympatycznie. Kot już nie za bardzo.

Mabel Figg
#24
18.04.2024, 01:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.04.2024, 01:55 przez Mabel Figg.)  
– Przecież się trzymałam! – zaprotestowała, ale...  W sumie to nie mogła już dłużej protestować, bo jednak wujek Erik miał bardzo dużo racji. Ciocia Brenna rzeczywiście mogła go za to zabić, a tego by bardzo, ale to bardzo by nie chciała.
Ah... Dopiero teraz, gdy jej chrzestny zwrócił się do pana Sama Mabel zrozumiała, że z boku mogło to wyglądać, jakby znalazła w lesie dzikiego niedźwiedzia i na nim jeździła. Ale przecież nie była, aż tak nieodpowiedzialna!
– A gdzie ty byłeś panie "odpowiedzialny dorosły pilnującego dziecka swoj psiapsi?" – odpowiedziaĺ Karl, burząc się na słowa czarodzieja. – Poza tym słyszałeś ich. On jest niedźwiedziem jednoosobowym, a ona się trzymała! A ja nie jestem jej strażnikiem! Jestem jej kompanem w podróży przez zawiłości świata materialnego i niematerialnego!
Kusiło ją, by powiedzieć, że skoro jej chrzestnt nie widział ich wyczynów, to oni chętnie mogą jeszcze raz, ale najwyraźniej nie byłaby to najlepsza odpowiedź z możliwych. Zwłaszcza, gdy usłyszała o jego biednym starym sercu.
– Daj spokój wujku! Nie jesteś jeszcze taki stary. Piędziesiąt lat to nie tak dużo! – Wujek Morpheus pewnie miał jakieś siedemdziesiąt, a nie wydawał się cierpieć na problemy z sercem, więc u wujka Erika też wszystko powinno być w porządku.
– Tak! Starał się! – potwierdziła, chcąc bronić pana Sama przed potencjalnymi problemami. Głupio by jej było, gdyby przez nią wujek Erik byłby na niego zły. – Powiedział mi, abym się trzymała! I najpierw nie skakał wysoko!
Zerknęła niepewnie to na wujka, to na jego eee... Kolegę? Pracownika?
– W sumie to chciałabym jeszcze porozmawiać z panem o moim pomyślę na psi domek – powiedziała, zerkając na jej tymczasowego opiekuna, czy nie miałby nic przeciwko temu. Wzrok dziewczynki krzyczał wręcz Proszę – Bo wiesz wujku. Myślałam, że ten stary domek można przerobić na coś dla hipo– psów. Na coś dla psów. Mam nawet projekt – A potem ewentualnie pozwolić tam zamieszkać też hipogryfowi.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#25
18.04.2024, 17:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2024, 01:40 przez Erik Longbottom.)  
Gdyby nie to, że dalej był w szoku po tym, jak zobaczył, jak to Mabel bawi się z Samem, to może nawet parsknąłby śmiechem na to, że stolarz określił się mianem niedźwiedzia jednoosobowego. Na szczęście komentarz Longbottoma zamarł mu w ustach, gdy to Karl zwrócił na siebie jego uwagę. Pochylił się nad zwierzęciem.

— Nie przypominam sobie, żebyśmy rozmawiali o mnie — odparł na oskarżenia ze strony kota. — Och, dajże już spokój! Po prostu szukasz wymówek, żeby nie przyznać się do tego, że popełniłeś błąd. Oboje dobrze wiemy, że udział w ''podróży przez zawiłości świata materialnego'' z Mabel nierozerwanie łączy się z tym że powinieneś się nią opiekować i dbać o nią. I najwyraźniej nie jest to zadanie, w które jest teraz jakoś mocno zaangażowany. — Zacmokał z niezadowoleniem. — Nie dostaniesz nawet kęsa tuńczyka przed powrotem do Londynu.

Kłamał, ale kocur nie musiał tego wiedzieć. Działał pod wpływem chwili, a wolał skrytykować decyzje futrzastego towarzysza Mabel, niż dziewczynki lub jej starszego kolegi. Dzięki Merlinowi, w ogrodzie nie doszło do żadnego wypadku, jednak skoro ta dwójka zaczęła się ze sobą bawić, to kot mógł czmychnąć na moment do domu, żeby ściągnąć kogoś z zewnątrz, jeśli się martwił o swoją panią. A zamiast tego siedział jak kołek i komentował pod nosem to, co się wokół niego działo.

— Chociaż tyle — powiódł wzrokiem od chrześnicy do Sama, próbując wyczuć, czy faktycznie mówili mu prawdę. Naprawdę chciał im wierzyć, bo w gruncie rzeczy był dosyć ugodowym człowiekiem. A tak długo, jak nikomu nie stała się krzywda, można było się jakoś dogadać. Westchnął ciężko. — Następnym razem niech kogoś spyta, dobrze? Po prostu, żeby ktoś wiedział, co się z nią dzieje. No i... uważajcie. Na przyszłość.

Spojrzał na stolarza, nie chcąc go strofować. Bądź co bądź, nawet doceniał to, że chciał spędzić trochę czasu z młodą. Warownie nie była zbytnio wypełniona dziećmi, a nawet obecność Franka i Alice po powrocie z Hogwartu mogła nie okazać się wystarczająca, aby zaspokoić chęć Mabel do zabawy.

— Domek po ogrodniku miał być dla ludzi — zauważył powoli, jednak zaraz uśmiechnął się. — Ale przejrzenie projektu chyba w niczym nie zaszkodzi? Może kiedyś postawimy drugi. — Skinął głową Samowi. — Tylko nie siedźcie długo. Malwa pewnie niedługo wstawi obiad.

Po tych słowach ruszył z powrotem w kierunku Warowni, jednak co rusz zerkał przez ramię, co by upewnić się, że trójka nie wróci zaraz do niedźwiedziego rodeo. Merlinie, spraw, żeby została architektem, a nie zaklinaczką magicznych stworzeń, pomyślał. Ten pierwszy zawód był zdecydowanie bardziej bezpieczny, a nie wyobrażał sobie, żeby miał się martwić o to, że jakiś dziki zwierz odgryzie jej głowę. Nie był pewny, czy w jej przypadku zdołałby zaakceptować nawet karierę w Brygadzie Uderzeniowej. Ugh, na szczęście ta rozmowa miała się odbyć dopiero za parę lat.

Wiedział, że w gruncie rzeczy nie wydarzyło się nic strasznego. Bądź co bądź, to była tylko zabawa, a młoda Figg dalej znajdowała się pod opieką dorosłego. Wprawdzie był to Sam, którego Erik nie znał jeszcze najlepiej, ale chyba nawet dorosły z dziczy był lepszy niż brak jakiegokolwiek dorosłego. Zwłaszcza że Samuel dodatkowo potrafił zmieniać się w niedźwiedzia, co poniekąd robiło z niego całkiem niezłego strażnika.

Mimo to Erik wolał się upewnić, że pewne zasady... pewne lekcje... pozostaną z Mabel na dłużej. Na własnej skórze nie raz doświadczył, że nawet drobna reprymenda potrafiła zostać z człowiekiem na długo, o ile wypowiadała ją odpowiednia osoba. Wówczas przestawało się liczyć, czy było się dzieckiem, czy dorosłym, a na znaczeniu zyskiwał szacunek i sympatia w stosunku do drugiej osoby. Longbottom zatrzymał się tuż przed drzwiami tarasowymi i rozejrzał się raz jeszcze po otaczającym go ogrodzie i rozciągających się daleko za budynkami Warowni sadach.

Nie chciał stać się oschłym i wymagającym wujem, który będzie wychodził z założenia, że ''zimny chów'' to jedyne słuszne rozwiązanie przy wychowywaniu dziecka. Nie mógł być też jednak tym, który rozpieszczał dziewczynkę non stop. Nora by mu na to nie pozwoliła, a i tak musiałby konkurować o tę rolę z własną siostrą. Musiał znaleźć jakiś złoty środek. To było ważne, zwłaszcza na tej ziemi, w którą nie raz, nie dwa wsiąkał pot i łzy wszystkich Longbottomów, którzy...

Jestem tobą zawiedziony. Słowa te rozbrzmiewały nieustannie w głowie Erika, chociaż padły dobre kilka godzin wcześniej. Dalej miał wrażenie, że Godryk siedzi tuż obok i powtarza mu je prosto do ucha. Nie potrafił zrozumieć, czemu spotkał się z taką, a nie inną opinią nestora rodu. Przecież nie zrobił nic złego. Zrobił wszystko według zasad i regulaminów Srebrnych Różdżek. Po prostu poniosło go nieco podczas ostatniego turnieju w Klubie Pojedynków.

W ostatnich tygodniach nie miał najlepszej passy, więc liczył, że uda mu się nieco odbić od dna, pokazać na go stać i dać znać innym członkom stowarzyszenia, że chociaż spędzał mnóstwo czasu w Ministerstwie Magii, tak nie siedział ciągle za biurkiem i potrafił machać różdżką, tak dobrze, jak wcześniej. A jednak to starcie było inne od poprzednich. Jako doświadczony zawodnik stanął naprzeciw nowego rekruta, poleconego przed innych doświadczonych członków Srebrnych Różdżek. Młody czarodziej, tuż po szkole, dostał nawet świeżutką szatę.

Przedstawiono ich sobie. Ukłonili się przed sobą, po czym przeszli w wydzielone dla nich miejsca na arenie, a kiedy rozbrzmiał gong rozpoczynający ich starcie... Erik zaatakował agresywnie. Nie sięgał po czarną magią ani zaklęcia, które mogły trwale okaleczyć oponenta, jednak wykorzystywał każdą lukę w obronie przeciwnika, jaką tylko był w stanie wypatrzeć, a sam zasypywał go gradem zaklęć, jakby chciał jak najszybciej doprowadzić do zakończenia starcia.

Typowy overkill. Nadmiar przemocy. Nadmiar emocji, które sprawiały, że splecione wici zaklęć wręcz wibrowały od nadmiaru tchniętej w nie energii. Na koniec chłopak wręcz spadł z areny, nie dając Erikowi nawet szansy na to, aby się do niego odezwać. Chociaż na publiczności słychać było oklaski, tak od tej jednej osoby, na której aprobacie mu zależało, uzyskał jedynie pełne dezaprobaty spojrzenie. I zaledwie kilka zdań zamienionych w szatni.


Erik zatrzymał się w pół kroku, czując, że jego policzki pokrywają się czerwienią pod wpływem zapomnianych do niedawna wspomnień. W pierwszej chwili nie potrafił nawet umiejscowić ich w czasie. Dwa, trzy lata po ukończeniu Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie? Maksymalnie cztery. Sam był wówczas dosyć młody, jednak praca w Brygadzie Uderzeniowej wzniosła jego umiejętności na wyższy poziom. Zdecydowanie wyższy od dzieciaka, który ledwo zdążył odebrać dyplom i wyniki egzaminów.

Powoli przypominał sobie coraz więcej szczegółów. Wstyd jaki czuł, gdy Godryk dosadnie zbeształ go za to, jak potraktował nowego rekruta. Nie tego spodziewano się po Longbottomach. Mogli być mistrzami pojedynków obeznanymi w zasadach pojedynków czarodziejów i szermierki, ale mieli też szacunek do przeciwnika. Tutaj go nie pokazał. Po prostu poszedł na całość, nie dając przeciwnikowi szansy na żadną odpowiedź. Zdusił go w zarodku, zanim zdołał jakkolwiek rozwinąć skrzydła. I to wszystko po to, aby się popisać. Przypomnieć innym, że dalej tu jest. I wykorzystał do tego świeżaka.

Z początku naprawdę nie widział w tym niczego złego. Czy naprawdę liczyło się to, jak wygrał tak długo, jak faktycznie lądował na podium? Gdyby to było prawdziwe życie, a nie turniej towarzyski w Srebrnych Różdżkach, to właśnie to by się liczyło najbardziej: czas reakcji, refleks, odpowiednie użycie czarów i zminimalizowanie szans przeciwnika na odpowiedź klątwą czy innym silnym zaklęciem. Tutaj zrobił to samo, więc...

Nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Teraz rozumiał to jeszcze bardziej. Nawet na lokalnym turnieju liczyło się to, jak podchodziło się do drugiego przeciwnika. Gra fairplay, stosowanie się do zasad, brak nadużyć w regulaminie i wykorzystywanie zasad na swoją korzyść. Trzeba było pokazać to kim się jest. A tak? Tamten chłopak już nie wrócił do Srebrnych Różdżek. Nie przypominał sobie też, aby kiedykolwiek widział go w Brygadzie czy Biurach Aurorów. Pewnie znalazł inną ścieżkę. Czy byłby z niego dobry Brygadzista? Teraz już nigdy się tego nie dowie.

Erik westchnął cicho i wrócił do środka. Nawet lata później przeszłość potrafiła wrócić z nowymi lekcjami do przyswojenia.

Koniec sesji


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Samuel McGonagall (4275), Bard Beedle (474), Mabel Figg (3243), Erik Longbottom (2435)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa