21.03.2024, 17:32 ✶
Uskuteczniam tu sumę Żywopłot Blackthorna
Co tu robił? Cóż, to było dobre pytanie, na które miał idealną odpowiedź, ale nie miało to żadnego znaczenia dla nikogo, od wilkołacze sprawy, a może zielarskie? Ciężko powiedzieć które bardziej, choć to też nie powinno nikogo interesować, bo i po co? Był tu gdzie był, a nigdzie indziej. Dobrze chociaż o tyle, że oddychał świeżym powietrzem, względnie świeżym, na pewno bardziej świeżym niż zaducha pokoju czy przedziału w pociągu jakim się tłukł. Metody czarodziejów go odrzucały. Bał się rozerwania na strzępy w czasie teleportacji, używania kominów, proszku fiubdździu. Ostatnie czego jego rodzina potrzebowała, to martwy przez swoją głupotę syn, a i tak pakował się non stop w idiotyczne kłopoty, nie zawsze z jego winy, ale jednak to on był w ich centrum, a jak nie on, bo był cholernie blisko, już nie raz ledwo uchodząc z życiem. Może to jakieś przekleństwo? Tak właśnie pomyślał, gdy labirynt zamknął się za nim więżąc go, jak króliczka. Nie, gdyby był królikiem, to przedarłby się przez krzaki, zrobiłby podkop. Królikiem jednak nie był i trzeba było kombinować.
Dotknął lewą ręką krzaków po swojej lewej i szedł tak kawałek. Słyszał o teorii, że jeśli będziesz się trzymać ciągle jednej ze stron, to prędzej czy później dotrzesz do wyjścia, bo ściany to jedynie długi wąż, wszystkie połączone ze sobą, no chyba, że w środku masz wysepki wszelakich kształtów i będziesz chodzić dookoła nich nie wiedząc nawet o tym, że już po raz piaty przechodzisz tą samą trasą, w kółko i na okrągło. Teraz też tego nie wiedział i choć zła myśl pojawiła się w jego głowie, że będzie tu chodził do końca życia, to jednak nie zmieniał taktyki. Z drugiej strony czy na pewno mógł tu umrzeć? Mógłby zacząć krzyczeć, wzywać pomoc, może ktoś by go usłyszał i zaniepokoił się, no i czy na pewno zabijające labirynty byłyby w miejscu tak swobodnie dostępnym, jak to? Może... Nie był pewien.
Przynajmniej dzięki temu miał czas i idąc przed siebie, podążając za żywopłotowymi ścianami miał czas pomyśleć porządnie nad kilkoma rzeczami, które od dawna zawracały mu głowę. Nie miały one odpowiedzi, nie miały teorii, jaka pozwalałaby na rozwiązanie problemu, a mimo tego, że wiedział to i rozumiał, to był szalenie sfrustrowany tym, że nie może tu i teraz się pozbyć kłopotów z głowy. Jak jego życie wyglądałoby wtedy? Co by było gdyby w przeszłości nie powiedział tych paru zdań, gdyby nie podjął tych kilku decyzji, nie odmówił tamtemu, nie zgodził się na to. Odpowiedzi niestety nie pozna, chyba. Popatrzył w górę, ale sapnął, bo raczej nie spadnie na niego jakiś pegaz pozbawiając pamięci, dając szansę jak czystej kartce popełnić te same błędy w ten sam sposób jeszcze raz. Może chociaż popełniałby je z innymi osobami? Czy jego gusta by się zmieniły? Czy on w ogóle miał gusta?
Zatrzymał się i rozejrzał dookoła licząc, że uda mu się dostrzec wyjście z labiryntu albo chociaż drugą samotną duszę zagubioną w tym liściastym więzieniu, z którego co chwila rwał liście chowając je do kieszeni. Zioło, to zioło. Może coś z niego zrobi, nie był pewien, nie chciał się zatruć, a te krzaki były podejrzane. Może znajdzie obiekt testowy? Kto chciałby herbatki z magicznego żywopłotu?
Co tu robił? Cóż, to było dobre pytanie, na które miał idealną odpowiedź, ale nie miało to żadnego znaczenia dla nikogo, od wilkołacze sprawy, a może zielarskie? Ciężko powiedzieć które bardziej, choć to też nie powinno nikogo interesować, bo i po co? Był tu gdzie był, a nigdzie indziej. Dobrze chociaż o tyle, że oddychał świeżym powietrzem, względnie świeżym, na pewno bardziej świeżym niż zaducha pokoju czy przedziału w pociągu jakim się tłukł. Metody czarodziejów go odrzucały. Bał się rozerwania na strzępy w czasie teleportacji, używania kominów, proszku fiubdździu. Ostatnie czego jego rodzina potrzebowała, to martwy przez swoją głupotę syn, a i tak pakował się non stop w idiotyczne kłopoty, nie zawsze z jego winy, ale jednak to on był w ich centrum, a jak nie on, bo był cholernie blisko, już nie raz ledwo uchodząc z życiem. Może to jakieś przekleństwo? Tak właśnie pomyślał, gdy labirynt zamknął się za nim więżąc go, jak króliczka. Nie, gdyby był królikiem, to przedarłby się przez krzaki, zrobiłby podkop. Królikiem jednak nie był i trzeba było kombinować.
Dotknął lewą ręką krzaków po swojej lewej i szedł tak kawałek. Słyszał o teorii, że jeśli będziesz się trzymać ciągle jednej ze stron, to prędzej czy później dotrzesz do wyjścia, bo ściany to jedynie długi wąż, wszystkie połączone ze sobą, no chyba, że w środku masz wysepki wszelakich kształtów i będziesz chodzić dookoła nich nie wiedząc nawet o tym, że już po raz piaty przechodzisz tą samą trasą, w kółko i na okrągło. Teraz też tego nie wiedział i choć zła myśl pojawiła się w jego głowie, że będzie tu chodził do końca życia, to jednak nie zmieniał taktyki. Z drugiej strony czy na pewno mógł tu umrzeć? Mógłby zacząć krzyczeć, wzywać pomoc, może ktoś by go usłyszał i zaniepokoił się, no i czy na pewno zabijające labirynty byłyby w miejscu tak swobodnie dostępnym, jak to? Może... Nie był pewien.
Przynajmniej dzięki temu miał czas i idąc przed siebie, podążając za żywopłotowymi ścianami miał czas pomyśleć porządnie nad kilkoma rzeczami, które od dawna zawracały mu głowę. Nie miały one odpowiedzi, nie miały teorii, jaka pozwalałaby na rozwiązanie problemu, a mimo tego, że wiedział to i rozumiał, to był szalenie sfrustrowany tym, że nie może tu i teraz się pozbyć kłopotów z głowy. Jak jego życie wyglądałoby wtedy? Co by było gdyby w przeszłości nie powiedział tych paru zdań, gdyby nie podjął tych kilku decyzji, nie odmówił tamtemu, nie zgodził się na to. Odpowiedzi niestety nie pozna, chyba. Popatrzył w górę, ale sapnął, bo raczej nie spadnie na niego jakiś pegaz pozbawiając pamięci, dając szansę jak czystej kartce popełnić te same błędy w ten sam sposób jeszcze raz. Może chociaż popełniałby je z innymi osobami? Czy jego gusta by się zmieniły? Czy on w ogóle miał gusta?
Zatrzymał się i rozejrzał dookoła licząc, że uda mu się dostrzec wyjście z labiryntu albo chociaż drugą samotną duszę zagubioną w tym liściastym więzieniu, z którego co chwila rwał liście chowając je do kieszeni. Zioło, to zioło. Może coś z niego zrobi, nie był pewien, nie chciał się zatruć, a te krzaki były podejrzane. Może znajdzie obiekt testowy? Kto chciałby herbatki z magicznego żywopłotu?
Rzut O 1d100 - 32
Akcja nieudana
Akcja nieudana