Sam podsunął się trochę, ocierając łzy mimochodem o koszulę chłopaka, ukrywając nos i twarz w załomie jego szyi.
– Nie znałem Twojego zapachu, ale teraz będę znał – ciepły oddech wraz z każdym słowem podrażniał skórę. Oddech Sama stawał się coraz spokojniejszy, trochę kręciło mu się w głowie przez upływ krwi, ale nie chciał iść stąd, nie chciał szukać pomocy. Naprał jednak na Niko delikatnie tak, by się położyli, nawet jesli po prostu, chciał leżeć pośród miękkich kwiatów i uczyć się drugiego niedźwiedzia, aby nigdy więcej nie podnieść na niego ręki. Tak było lepiej. Senniej. Spokojniej. Dziwnie cicho i bezpiecznie. Kojąco.
– Masz bardzo piękny kolor futra. – powiedział nieoczekiwanie, cicho, z lekkim pomrukiem rozleniwienia, a może wszechogarniającego osłabienia teraz, gdy adrenalina opuszczała jego ciało na dobre. – Lśni w słońcu jak jaspis.