22.04.2024, 20:16 ✶
Zdawało się, że cały świat się zmienił, a tak na prawdę zbyt wiele się nie zmieniło. To nie było tak, że kokon właśnie pękł i zamiast gąsienicy świat ujrzał barwnego motyla. O nie. To raczej gąsienica postanowiła dopiero ów kokon zrobić, tak aby na końcu ciężkiej pracy dostąpić metamorfozy.
Lokacja była drastycznym problemem kiedyś, przeczuwał podskórnie, że może być i teraz. Co to znaczy w ogóle być chłopakiem Nory Figg? Kiedyś znaczyło to kąpiele w godryckim jeziorze, bieganie po lesie boso, zrywanie kwiatów, plecenie wianków, taniec i śmiech, kradzież słodkich całusów, gdy nikt nie patrzył. Pomoc Lizzy w barze, narąbanie drwa, napalenie w piecu, wyrobienie drożdżowego ciasta. Ale dziś?
Nie wiedział.
Ale trzymał ją cały czas w ramionach i modlił się w duchu do świętych liści, do opuszczonych mchów i wysokich dębów o to, aby energia od niej bijąca udzieliła się i jemu, aby mieli siły i cierpliwość, by móc rozmawiać ze sobą nawet wtedy, gdy ich gałęzie nie są splecone, gdy nie czują wzajem ciepła swoich ciał.
– Ja... ja nie chcę iść stąd nigdzie na razie. I... może napiłbym się... em.... czegoś. Czekolady? – Nora robiła najlepszą czekoladę na świecie. Co prawda nie miał porównania, ale wspomnienia uderzyły w niego mocno. Nagle zapragnął znów ją pocałować, poczuć ciepłe kakao, które samo już nie wie na czyich wargach jest.
Odchrząknął.
– To może zrobimy tak, że ja teraz porozmawiam z mamą, a potem, a potem może poczytamy coś? Masz ochotę Mabel poczytać potem? Mogę Ci poczytać. – zasugerował i zreflektował się nieoczekiwanie – Mogę jej poczytać? – zapytał Nory niepewny.
To będzie długa droga... Ale każda droga zaczyna się od pierwszego kroku, czy, jak w ich przypadku, od pierwszego kichnięcia.
Lokacja była drastycznym problemem kiedyś, przeczuwał podskórnie, że może być i teraz. Co to znaczy w ogóle być chłopakiem Nory Figg? Kiedyś znaczyło to kąpiele w godryckim jeziorze, bieganie po lesie boso, zrywanie kwiatów, plecenie wianków, taniec i śmiech, kradzież słodkich całusów, gdy nikt nie patrzył. Pomoc Lizzy w barze, narąbanie drwa, napalenie w piecu, wyrobienie drożdżowego ciasta. Ale dziś?
Nie wiedział.
Ale trzymał ją cały czas w ramionach i modlił się w duchu do świętych liści, do opuszczonych mchów i wysokich dębów o to, aby energia od niej bijąca udzieliła się i jemu, aby mieli siły i cierpliwość, by móc rozmawiać ze sobą nawet wtedy, gdy ich gałęzie nie są splecone, gdy nie czują wzajem ciepła swoich ciał.
– Ja... ja nie chcę iść stąd nigdzie na razie. I... może napiłbym się... em.... czegoś. Czekolady? – Nora robiła najlepszą czekoladę na świecie. Co prawda nie miał porównania, ale wspomnienia uderzyły w niego mocno. Nagle zapragnął znów ją pocałować, poczuć ciepłe kakao, które samo już nie wie na czyich wargach jest.
Odchrząknął.
– To może zrobimy tak, że ja teraz porozmawiam z mamą, a potem, a potem może poczytamy coś? Masz ochotę Mabel poczytać potem? Mogę Ci poczytać. – zasugerował i zreflektował się nieoczekiwanie – Mogę jej poczytać? – zapytał Nory niepewny.
To będzie długa droga... Ale każda droga zaczyna się od pierwszego kroku, czy, jak w ich przypadku, od pierwszego kichnięcia.
Koniec sesji