Mulciberówna westchnęła i przeciągnęła się. Prawie cały bimber zszedł i tak właściwie to zostały jej tylko dwie butelki. To dobrze - stosiko było oblegane, wszystkie ulotki rozdane, a żaden z klientów nie poskarżył się na smak trunku. Był nawet reporter z Proroka Codziennego! Zrobił jej zdjęcie i obiecał, że opiszę w gazecie "Mulciber Moonshine" w samych superlatywach. Nie wiedziała czy mu wierzyć, ale miała nadzieję, że zrobi jej dobrą reklamę. Była tak podekscytowana, że chyba dzisiaj nie zaśnie. Uśmiechnęła się sama do siebie. Ostatnie dni były dla niej ciężkie, ale podświadomie czuła, że od teraz wszystko zacznie się układać. Miała już wystarczająco pieniędzy żeby opłacić lokal i rozpocząć produkcję na szerszą skalę. Teraz wszystko powinno iść już z górki... o ile znowu nie popełni jakiegoś głupiego błędu. Biedna Sophie. Była pechowcem - damskim przegrywam. Nie dlatego, że była brzydka czy głupia. Po prostu... miała niesamowitego pecha, który prześladował ją odkąd pamiętała.
Z przemyśleń wyrwał ją mężczyzna, który podszedł do jej stoiska.
- Już zamknięte, ale jeśli chce się pan napić cytrynówki, to jeszcze trochę mi zostało.- Powiedziała i zmieszała się lekko, bo przed chwilą przeciągała się i ziewała. Bała się, że mógł to widzieć. Biedna Sophie.