• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10
19.03.1972, Aleja Horyzontalna || Loretta&Logan

19.03.1972, Aleja Horyzontalna || Loretta&Logan
Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#1
04.11.2022, 21:07  ✶  

19.03.1972
Aleja Horyzontalna


Choć zorganizowany w kwestii prowadzenia własnego biznesu i zawsze znajdujący czas na to, co naprawdę go interesowało albo na co akurat miał ochotę, Logan przejawiał nieznośną cechę do odkładania na później wszystkiego, co nudne i w jego opinii mało istotne, a to w następstwie skutkowało pośpiesznym załatwianiem tych spraw na ostatnią chwilę i nerwowością wplątaną w rutynę zwykłego dnia.

A przygotowanie stroju na przyjęcie u Yaxleyów i przycięcie włosów — obecnie były już tak długie, że wpadały mu do oczu i musiał przeczesywać je palcami na tył głowy zdecydowanie częściej niż zazwyczaj — Logan zdecydowanie uplasował na niskiej pozycji w swojej hierarchii wartości. Samo przyjęcie też było raczej obowiązkiem niż przyjemnością, zwłaszcza zważając na fakt za kogo Theon zamierzał wyjść. Logan nie próbował nawet pojąć co też mogło kierować kuzynem przy takiej decyzji, ale jako że sam nie planował nigdy wiązać się z jedną osobą na stałe — być może nie znajdował się w ogóle w pozycji do osądzania jego wyborów.

Ale i tak je osądzał.

Ponieważ ta kobieta była niezrównoważona. Albo zwyczajnie głupia, skoro chciała go okraść.

Wcześniej, kiedy jeszcze miał na głowie interesujące go zajęcia i zlecenia, nie rozmyślał na ten temat wcale ale kiedy szedł brukowanym chodnikiem, myśli o małżeństwie kuzyna zaprzątnęły go do tego stopnia, że o mały włos nie zderzył się z jakimś korpulentnym facetem po czterdziestce, który toczył się Aleją Horyzontalną z naprzeciwka.

— Uważaj jak łazisz, do kurwy nędzy — burknął na niego i z obrzydzeniem otrzepał szatę z niewidocznego szlamu.

Bez ociągania się ruszył dalej przed siebie, nie poświęcając facetowi ani odrobiny uwagi więcej, świadom że nie może dać się wyprowadzić z równowagi na środku magicznej ulicy w samo południe, kiedy z każdej strony nadciągały grupy zajętych codziennymi zajęciami czarodziei. Klątwa dawała o sobie znać częściej w ostatnich miesiącach i Logan zaczynał się zastanawiać jak wiele wspólnego miało to z jego szeroko pojętymi interesami.

Wcisnął dłonie do kieszeni płaszcza, chcąc schronić je przed przenikliwym chłodem i przeniósł obojętne, jak zwykle wyglądające na znudzone spojrzenie w bok. Przypadkiem, bez celu. Ale cel okazał się istnieć i kiedy tylko wzrok Logana go wyłapał — znajomą twarz na tle bezbarwnych postaci — mężczyzna zwolnił, żeby w końcu całkiem się zatrzymać w potoku mijających go czarodziei. W nieprzypadkowym miejscu; dokładnie w tym, w którym ich ścieżki musiały się przeciąć pod warunkiem, że kobieta nie zmieni biegu swojej, skręcając w boczną uliczkę. Nie spuszczał z niej spojrzenia, uparcie wbitego i nieprzyjemnie ostrego aż do momentu, w którym Loretta Lestrange również go dostrzegła. Nie odezwał się, gdy się zbliżała, ale z całą pewnością ją widział i dał jej to wyraźnie odczuć na całym ciele, kiedy przebiegł po nim spojrzeniem.

Grzeczności nigdy nie były w jego typie. Z resztą jego wzrok mówił więcej niż zdołałyby słowa; o ogromie pogardy i ciekawości, które tworzyły w jego myślach mieszankę wybuchową.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Devil in disguise
She's dancing by herself
She's crowned the queen of hell
Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.

Loretta Lestrange
#2
05.11.2022, 12:17  ✶  

Dzień błogi w rutynę, tak doskonale nieodbiegający od prozy dnia codziennego, pokierował jej kroki w kierunku Alei Horyzontalnej, po której prędko poniósł się tętent niewysokich obcasów – tego dnia jej kostek wyjątkowo nie otulały nieprzyzwoicie wysokie szpile, które wymieniła na rzecz nieocenionej wygody. Prawdopodobnie zrezygnowała z szytego nicią prozy codziennej wyglądu – barwnych koszul, szerokich rond kapeluszy i wysokiego w centymetry obuwia – gdyż dzień miał nieść się na ramionach barwnej alkowy jednostajności i schematyzmu, przędzony naturalnym w jej uwerturze zapracowaniem. Dłonie znaczyły nieśmiałe pociągnięcia pędzla, za paznokciami zaś, znalazły się ślady farby; pod pachą niosła dwa wielkometrażowe płótna – jedno z nich wciąż pozostawało znaczone znamionami świeżości, gdyż akryl mienił się wielorako, sugerując, iż raptem niepełne godziny temu został położony na kanwę.

Dawno nie przeżywała dnia w swoim majestacie rutynowego; każdorazowo na jej ścieżce stawały persony wykrojone szeroko, wyjątkowością niesione niczym tajemniczą bruzdą. Loki więc nie pozostawały skrzętnie ułożone – opadały wdzięcznie na czoło, trącane podmuchami wiatru, który przecież jeszcze nosił znamiona przemijającej zimy. I tylko przebiśniegi, których śmiałe główki wychylały się zza topniejącego puchu, świadczyły o kresie pory sennie bezsennej, stanowiły preludium wiosenne. Czy jednak było to istotne?; przecież już od dawna nikt nie pamiętał, aby znaczyć swoją ścieżkę pośród zapachu kwiatów i deszczy rzęsistych.

Jej krok był prędki i pomimo stawiania niewielkich kroków, przemierzała Aleję burzliwie prędko. Płaszcz przejściowy luźno opadał z ramion, sunąc swą linią ku ziemi, rąbkiem umykając na poziomie połowy łydek. Zaaferowana i zafrasowana, prawdopodobnie nawet by go nie zauważyła…

…podniosła jednak wzrok w odpowiednim momencie.

Zatrzymała się gwałtownie, zupełnie jakby zderzyła się z potężną ścianą. Przez moment wyraz jej twarzy nie szeptał zbyt wiele, już po chwili jednak oczy rozwarły się szeroko, a wargi zadrżały nieprzejednanie. I cały kwiecisty mikrokosmos pamięci rozwarł się gwałtownie, całe emocje, głęboko tłamszone, odżyły za pociągnięciem jednej sekundy.

Nie widziała go pięć lat. Pięć, rozciągniętych na kanwie czasu lat, które przemknęły burzliwie, zupełnie jak za jednym, ulotnym pociągnięciem pędzla, obfitując w mnogość doświadczeń, spętanych linami przywiązania doznań. Nie mogła przecież o nim zapomnieć; o miłości przecież tak prędko się nie zapomina.

Niesiona salwą uczuć, upuściła płótna, które rozbiły się o mokrawy bruk. Podeszła do niego szybciej, niż nakazywałaby to kurtuazja i bezpardonowo – w rytm dynamicznej osobowości – otuliła go ramionami w pasie, opierając czoło o jego klatkę piersiową.

– Dlaczego? Na Merlina, Logan, dlaczego? – rzekła staccato, zaciskając dłonie na jego odzieniu.

Momentalnie przywołała na poły pamięci wszystko, co poszło niezgodnie z założeniem i aż otworzyła szeroko oczy, zdając sobie sprawę, jak głęboko go skrzywdziła; jak okrutnie prowodyrką całego nieszczęścia była. Ich historia, godna i tragiczna, do maski tyrana podobna, nigdy nie pokazała, czym była jej miłość patetyczna. Morderstwo dzielone na dwoje, pozbycie się jego pamięci z pobudek tak czysto egoistycznych, a wreszcie – ściana milczenia, którą własnoręcznie utkała, odsuwając się od niego.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#3
05.11.2022, 19:44  ✶  

Obserwował ją spokojnie, nie dając upustu tym dwóm sprzecznym uczuciom, które podczas kilku chwil bacznego obserwowania się z odległości, walczyły w jego klatce piersiowej o pierwszeństwo. Przyglądanie się drobnej sylwetce Loretty i każdemu grymasowi malującemu się na twarzy w jakiś sposób zaspokajało dziecinną, irracjonalną potrzebę odpłacenia się kobiecie pięknym za nadobne.

Mimowolnie porównywał ją do zapamiętanego obrazu, znajdował podobieństwa i różnice. I nagle doznał nieprzyjemnie swędzącego wrażenia, że coś mu umyka, zupełnie niczym zamazany obiekt na peryferiach widzenia; rozmywał za każdym razem, gdy odwracał wzrok. W końcu niczego nie udało mu się uchwycić — było to kompletnie poza jego zasięgiem — zresztą nie miał wystarczająco dużo czasu, żeby dogłębnie się nad tym zastanowić.

Bo wtedy Loretta upuściła obrazy i krokiem tak szybkim, że niemal biegiem pokonała dzielącą ich resztę odległości.

A kiedy się z nim zderzyła, Logan nie potrafił już dłużej powstrzymywać brzydkiego grymasu niezadowolenia rozciągającego jego wargi. Bliskość fizyczna podrażniła go w niespodziewany sposób, zapach uderzył o nozdrza swoją dziwnie znajomą nutą, choć z pewnością zdążyła przez te wszystkie lata zmienić używane perfumy. Ale to jej słowa, niezrozumiałe pytanie niemal wykrzyczane mu w brzuch było czymś, co zirytowało go najbardziej.

Tyle sów bez odpowiedzi, tyle prób kontaktu i za każdym razem wciąż tylko odbijanie się niczym od tafli lodu oddzielającej Lorettę od otoczenia w czasie, kiedy najbardziej jej potrzebował — albo raczej w czasie, kiedy przez chwilę pragnął akurat jej bliskości. Kiedy chciał ją wykorzystać jeszcze raz, kiedy chciał zrozumieć okoliczności tragedii rodzinnej, której nie pojmował żadnym zmysłem; choć przecież wykorzystywał jej uczucie tyle razy wcześniej i ani przez chwilę nie czuł się z tym niewłaściwie.

Dlaczego, Logan?

Ty mi powiedz.

— Puść mnie — odezwał się wreszcie, a w jego głosie brzmiał stalowy nakaz. Siła woli wypowiedziana z taką determinacją, pod którą kobieta po prostu musiała się ugiąć. — Nie rób scen, Lestrange. Ludzie się gapią.

Mijający ich ludzie i ich pojedyncze ciekawskie spojrzenia posyłane w ich stronę akurat gówno go obchodziły; nie miał ani reputacji do ochrony, ani dumnego nazwiska, którego dobrego imienia trzeba było bronić własną piersią, nienagannymi manierami i eleganckim wyglądem. Ale być może ona miała.

Kiedy jej bliskość stała się nie do zniesienia, Logan wreszcie się poruszył. Podniósł ręce i złapał ją mocno za szczupłe, wręcz kruche ramiona, a następnie brutalnie ją od siebie odsunął. Mimo to nie puścił jej z tych dziwnych objęć, kiedy mógł wreszcie spojrzeć jej w oczy. Chciał, żeby widziała tę pogardę, jaką odczuwał w tym momencie. Żeby zrozumiała, że kiedyś, kiedy się przed nią otworzył, ona go bez wahania skrzywdziła, ale dzisiaj nie miało to już żadnego znaczenia — bo ona nie miała dla niego znaczenia.

— Za kogo ty się uważasz? — syknął jadowicie.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Devil in disguise
She's dancing by herself
She's crowned the queen of hell
Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.

Loretta Lestrange
#4
05.11.2022, 20:03  ✶  

Był tak znajomy i bliski w całej tej surrealistycznej odległości, która momentalnie podzieliła ich przepaścią. Pachniał wciąż tak samo – papierosami i wodą kolońską, którą rozpoznałaby wszędzie, na każdym meandrze swojej śliskiej drogi; w ten sam sposób czesał włosy i w ten sam sposób układał wargi, gdy zamierzał pokalać przestrzeń słowami. Nie zmienił się wcale; niewątpliwie zmężniał i był coraz bardziej daleki jej drobnym dłoniom – rozpoznałaby go jednak po omacku, a ciepło jego ciała było wręcz okrutnie bolesne; przypominało jej, że nigdy do niej nie należał i nigdy należeć nie będzie, a nieodwołalność tych faktów kłębiła szloch głęboko w klatce piersiowej, póki co odbijający się jedynie szkłem w jej wielkich, sarnich oczach.

Nie mogła mu wyjaśnić swoich motywów, gdyż nawet ona sama się ich brzydziła. Lubiła uspokajać wzburzone na wzór piany morskiej wyrzuty sumienia prostą kantyczką, jakoby chciała go chronić własną ścianą milczenia i okrutną krzywdą, jaką było pozbycie się jego pamięci z felernego pożaru; prawda była zgoła inna i odmienne wyjaśnienia jedynie uspokajały dławiące wyrzuty sumienia – zrobiła to z czystego egoizmu. Już raptem jedna osoba, którą była ona, znająca faktyczny przebieg tragedii była o jedną z dużo – nie mogła pozwolić świadomości Logana zniszczyć jej domku z kart, utkanego przez lata mirażu królestwa lodowego i wygody.

Poczucie winy odnajdowało ją szczególnie dojmująco rankami, gdy patrząc w lustrzane odbicie wiedziała, że z tym obmierzłym „ja” musi spędzić kolejny dzień.

A zajęło jej rozciągłość lat, aby nie wpadać w histerię z tęsknoty i bólu; aby powstrzymywać się usilnie od odpowiedzi, gdy sowy Borgina zderzały się ze ścianą zbudowaną z milczenia.

Miał przecież za nic jej emocje, których był na linii lat świadomy, a ona – ciesząc się jedynie z tego, że jest przy niej – znosiła gorzko-cierpkie rozczarowania budujące się w solidne warstwy nieszczęścia. Pomimo tej okrutnej, fatalistycznej przypadłości losu, która kreowała relację jednostronnie, nie chciała go nigdy stracić.

Gdy jego słowa surowo wybrzmiały, rozluźniła palce zaciskające się kurczowo na jego odzieniu, odsuwając się raptem na centymetry, a jej dolna warga zadrżała nieprzejednanie.

Nie chciała się rozklejać i nie chciała robić scen; tym bardziej, że wzrok przechodniów momentalnie wlepił się w ten niebagatelnie osobliwy rozgardiasz – płótna spoczywające nieposkładanie na bruku i ją, mikrą w swoim wzroście i nagle jeszcze mniejszą przy jego złości. Łzy napłynęły jej do oczu mimowolnie.

– Ja… – zaczęła, jednak głos momentalnie się jej załamał, gdy pierwsza łza zaczęła toczyć swoją szklistą drogę po upudrowanym policzku. Prędko uniosła nadgarstek, wycierając odzieniem te gorące oznaki słabości ze swojego oblicza. – Ja nigdy nie chciałam cię skrzywdzić – wydukała w końcu, nie była jednak w stanie ponownie skrzyżować z nim spojrzeń.

Wzięła niepoprawnie głęboki wdech.

– Uważam się za osobę, która robiła wszystko, aby cię chronić, zawsze. Podczas gdy ty… – urwała, pociągając nosem – podczas gdy ty miałeś za nic moje uczucia – dokończyła wreszcie, a po jej twarzy łzy coraz śmielej toczyły swoją wędrówkę.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#5
06.11.2022, 20:31  ✶  

Patrzył jej w oczy, kiedy te się zaszkliły w następstwie jego opryskliwej reakcji i patrzył wciąż tak samo nieustępliwie, kiedy pojedyncza kropla potoczyła się po gładkim policzku kobiety. Ale jej łzy nie robiły na nim żadnego wrażenia. Tutaj nie chodziło nawet o osobę jaka przed nim stała ani o ich wspólną przeszłość wraz z całym ciężarem ich okrutnych kłamstw; po prostu Logan od zawsze gardził przejawami słabości. A płacz w jego odczuciu zaliczał się do ich najgorszej, najbardziej upadlającej kategorii, która nie zasługiwała na współczucie.

Rodzice mu to wpoili swoimi przekonaniami i sposobem, w jaki go wychowywali, aż w końcu ich pogarda dla świata i słabych ludzi stała się jego pogardą. To, czego nienawidził od dziecka stało się tym, kim sam był.

Zmrużył nieznacznie oczy, słysząc jej prostą do bólu odpowiedź. Ale ona już na niego nie patrzyła, zupełnie jakby rozumiała — a może pamiętała — jaki bezmiar wstrętu budziła w nim słabość swoja, ale też innych ludzi. Nie chciała go skrzywdzić, a jednak zrobiła to z premedytacją. Irytacja swędziała pod skórą, brak logiki kłuł w oczy podczas tych nieskładnych wyjaśnień. Miał za nic jej uczucia? W tym stwierdzeniu z pewnością kryła się prawda, tylko Logan aż do dzisiaj nie był świadom, że nawet ona ją już zdążyła odkryć; wtedy wydawała mu się tak słodko, niemal niewinnie naiwna.

Podświadomie powracało do niego wciąż to jedno pytanie, które pozostawało bez odpowiedzi.

Czy gdyby faktycznie Loretta Lestrange straciła dla niego całe znaczenie — czułby teraz taką palącą irytację na jej widok?

— Więc żeby mnie  c h r o n i ć — niemal wypluł to słowo, po czym zrobił krótką pauzę, żeby miało czas dosadnie wybrzmieć pomiędzy nimi, żeby Lestrange mogła zrozumieć absurd swojej wypowiedzi — postanowiłaś przestać mi odpowiadać bez choćby jednego krótkiego “spierdalaj”? Co? Tak, świetnie, teraz już wszystko nabrało sensu, Lestrange — wycedził przez zaciśnięte zęby. Logan nie miał całego obrazu wydarzeń z tamtych dni, a akurat te brakujące części układanki mogłyby mu uświadomić, że właśnie ironizuje coś, co w rzeczywistości miało sens. Dla niego słowa Loretty pozostały jednak tylko pustymi, naiwnymi frazesami mogącymi sugerować, że wiele się nie zmieniło przez te kilka lat przynajmniej w niektórych kwestiach. — Ładna mi, kurwa, ochrona.

Akurat wtedy, kiedy nie potrzebował ochrony; kiedy być może po prostu potrzebował jej.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że zaciska palce trochę zbyt mocno na jej ramionach. Że są w miejscu publicznym, na pełnej świadków ulicy. I chociaż nie musiał przejmować się nazwiskiem, z pewnością nie chciał mieć na karku jakichś nadgorliwych stróżów prawa. Dlatego z ociąganiem puścił Lorettę.

— Czyny dowodzą kim się jest, a słowa udowadniają tylko to, kim ktoś udaje, że jest — prychnął, wspinając się na szczyty swoich filozoficznych umiejętności, po czym szarpnięciem wygładził materiał zmiętej przez kobietę szaty wierzchniej.

Ta prosta prawda odnosiła się do najważniejszej dziedziny jego obecnego życia, jednej z największych decyzji, które podjął na przestrzeni ostatnich lat.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Devil in disguise
She's dancing by herself
She's crowned the queen of hell
Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.

Loretta Lestrange
#6
06.11.2022, 22:14  ✶  

Zaszkliło się w niej wiele emocji, a rozległ się momentalnie cały mikrokosmos pamięci, każde spośród tłamszonych głęboko uczuć, iskrzących się na dnie prędko bijącego serca. Miłość nie rdzewieje, czyż nie? Ona doznała tego wyjątkowo głęboko, gdy ponownie go zobaczyła; gdy mogła swoją naiwnością nakreślić kolejne drogi pośród meandrów niezbadanych uczuć, wzbierających głęboko i tlących się niepewnie. Może to właśnie ona, kierując jej ścieżki, bolące serce przyprawiała o kolejne mdłości – zobaczenie go jednak, tak pewnego w swojej krasie, tak odległego w swojej bliskości, przyprawiała ją o zawroty głowy.

Serce zabiło ponownie szybko, trzepocząc w klatce piersiowej – nie była w stanie na niego patrzeć; nie była w stanie w żaden sposób odsunąć od siebie fatum, którego formę przybrał. Doświadczała na nowo tych wszystkich dyktowanych dyszkantem emocji, które przecież zastawały ją pustą, raptem wydmuszką, bardziej aniżeli istotą myślącą i czującą. Dłonie trzęsły się, gdy unosiła rękaw płaszcza ku twarzy, ocierając jedne z rzęsistych łez, które spłynęły po policzkach.

Wiedziała, że brzydził się słabością. Wiedziała, że brzydził się nią.

Zadrżało w niej coś okropnie, gdy nie była w stanie mu dłużej patrzeć w oczy; westchnięcie obumarło na jej wargach, bo przecież wiedziała, jak szklistym absurdem brzmiała i jaki ogrom absurdu sączył się z jej ust. Bo on przecież nie wiedział. On nie mógł wiedzieć.

– Nie masz pojęcia, co się wydarzyło. Nie możesz mieć pojęcia – wycedziła wreszcie, a jej serce ponownie prędko zatrzepotało. Bo kochała go niezmiennie od tych pięciu gorejących lat, a ignorowanie jego sów przychodziło jej z ogromem trudu, którego nie potrafiła wyrazić żadnym spośród znanych słów. Miłość do niego przychodziła jej łatwo – z gorliwym trudem zaś, toczyła pięć lat niebytu i nieistnienia, nie mogąc o nim zapomnieć.

– Przepraszam, Logan. Naprawdę tak bardzo, tak okropnie przepraszam… – zaczęła dukać półgłosem, a żar jej słów gotów był dogłębnie parzyć.

Gdy tylko puścił jej ramiona, poczuła pustkę – choć wyjątkowo mocno wbijał palce w jej chuderlawą posturę, nie chciała, aby ten dotyk ustał. Prawdopodobnie tylko on aktualnie przypominał jej, że żyje; że jest czymś więcej, niż raptem owadem.

– Twoje czyny dotychczasowo udowadniały mi jedynie to, że lubiłeś się mną bawić. Możliwe, że dopiero uświadomienie sobie tego, pozwoliło mi pogodzić się z twoim brakiem – odparła drżącym głosem.

Grave Digger
fire in my blood
Smukły, wysoki mężczyzna o znudzonym spojrzeniu bladoniebieskich tęczówek, zazwyczaj taksuje obojętnie otoczenie. Nosi półdługie włosy w nieładzie, które często ii nieskutecznie przeczesuje palcami na tył głowy. Ubiera się bez zbędnego przepychu i elegancji, w wygodne czarodziejskie szaty. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zależy mu na nienagannym wyglądzie.

Logan Borgin
#7
09.11.2022, 18:20  ✶  

Nie miał pojęcia. Jasne.

To pewnie jeszcze była jego wina; naprawdę tylko tego sformułowania brakowało w tej chorej rozmowie, zbyt prywatnej jak na tak publiczne miejsce, w którym się znajdowali. Dlaczego baby zawsze musiały wszystko tak cholernie komplikować? Dlaczego kluczyły i meandrowały, wszystko komplikując zamiast powiedzieć wprost? Logan zmrużył wściekle oczy, a tkwił wciąż uparcie ze spojrzeniem wciąż wbitym w ładną twarz Loretty, choć ona nie patrzyła na niego. Usłyszał głośniejszy szum własnej krwi odbijający się echem w uszach, poczuł wyraźniejszy puls.

— To mnie kurwa oświeć — rzucił, głosem dziwnie zbliżonym do warczenia dzikiego psa i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że irytacja zaczyna przeradzać się w czystą złość spowodowaną tą bezcelową dyskusją. Że jeszcze trochę i może stać się coś nieprzewidzianego, czego wolałby uniknąć, kiedy stali na środku Alei Horyzontalnej. Przełknął ślinę, wziął wdech i przez chwilę przetrzymywał powietrze w płucach. Jego tętno wreszcie nieco się uspokoiło i dopiero wtedy Logan dodał spokojniejszym, zimnym jak lód tonem głosu: — Chętnie posłucham o czym jeszcze nie mam pojęcia.

Że się spieszył do fryzjera na umówioną wcześniej cudem godzinę, że musi odebrać szatę potrzebną na polowanie i wszystko to robił na ostatnią chwilę, bo lada chwila mieli zamykać sklepy — o tym zdążył dawno zapomnieć. Nagle znalazł się czas na tą chorą rozmowę, jeśli tylko Lestrange była w stanie cokolwiek wyjaśnić.

Skrzywił się brzydko, kiedy go przeprosiła tonem tak dobitnym, a jednocześnie dziwnie słabym. Dwa razy pod rząd. Dlaczego zachowywała się jak pies skomlący o przebaczenie? Zwłaszcza, że zaraz po tym kajaniu się Loretta przeszła do oskarżeń. Logan zamrugał szybciej. C o ? Nic z tego nie rozumiał.

— Ale ja nie staram się wciskać ci na chodniku kitu o tym, jak to zawsze starałem się ciebie chronić — wypalił, nie zdążywszy się nawet zastanowić czy jest sens dać się wciągnąć w tą niezrozumiałą grę.

W rozgrzebywanie starych spraw, które on przecież uważał za zamknięte i pogrzebane od lat. Ona też powinna, skoro ewidentnie były dla niej bolesne i powodowały łzy, bo po co miałaby to teraz rozgrzebywać zamiast odwrócić się na pięcie i odejść bez słowa, skoro ją tak o k  r u t n i e zranił? Czy to możliwe, żeby mimo wypowiadanych słów Loretta wciąż… Wciąż o nim myślała? Ta niespodziewana myśl go uderzyła. Kiedy na chwilę przymknął powieki, przed oczami zobaczył krwistą czerwień. Otworzył je ułamek sekundy później.

— Więc tak, kawał skurwysyna ze mnie, Lestrange. Faktycznie wiedziałem i wykorzystywałem tą wiedzę — odezwał się. Dobierał słowa nieostrożnie, bez zwykłego dla siebie namysłu i dopiero po nich zrobił krótką pauzę. A kiedy chciałem mieć ciebie naprawdę, ciebie już przy mnie nie było. Jak ironiczny mógł być los? — To nie jest odpowiednie miejsce i czas na taką rozmowę.

Nie zaproponował przeniesienia się w inne. Jego tętno uparcie nie chciało dać się uspokoić, a on nie mógł ryzykować wybuchu. Potrzebował samotności. Przestrzeni.



some people are such treasures that you really
just wanna bury them
Devil in disguise
She's dancing by herself
She's crowned the queen of hell
Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.

Loretta Lestrange
#8
09.11.2022, 20:18  ✶  

Przełknęła ciężko ślinę, kierując wzrok ponownie na niego. Niezbadane meandry myśli błądziły nieposkładanie, ciążąc okrutnie na umyśle wątłym, w którym nagle pojawiło się tyle uczuć gorliwych i ciężkich do przełknięcia – jego obecność przecież, jego widok ciążyły na niej okrutnie, bo przecież tak bardzo chciała powiedzieć wszystko, co leżało na kruchym sercu. To, że go nie widziała tyle lat musiało być jakąś piekielną igraszką istnienia; no bo dlaczego tak bardzo umykał jej dłoniom przez mnogość miesięcy przekłuwanych w wieczność, aby znaleźć się tutaj? Przecież istnieli niejako poblisko, a jednak tak odlegle – wskazywały na to lata niebytu, w którym gorzko się znaleźli.

Przecież była egoistką w całym tym ambarasie – ochrona Logana stawała na piedestale, ale nie chciała nade wszystko, aby jej udział i nakłanianie do podwójnego morderstwa wyszło na światło dzienne. Nie potrafiła jednak go nie kochać i prawdopodobnie to stanowiło lwi problem – z bólem serca trzepoczącego w klatce piersiowej ignorowała wszelkie sowy, które odbijały się od szkła szyb i z niemniejszym ciężarem zapominała o nim, jak myślała wówczas. W gruncie rzeczy jednak nie zapomniała absolutnie nigdy i prawdopodobnie właśnie to krzywdziło jej serce w tak ogromnej mierze.

Skierowała na niego ponownie wzrok przerażony, wielkie oczy wbijając igłami w jego spojrzenie.

Coś zaszumiało jej w głowie, zupełnie jakby była pod władaniem niewiadomej siły, która umykała wszelkiemu rozumowi. Bo przecież wszystko zastawało ją na nowo, cała plejada emocji, które do niego żywiła tak gorliwie na rozciągłości tej całej przeklętej wieczności, w której go sobie ukochała. Odżyło w niej literalnie wszystko – każda spośród nieistotności, najmniejszy szkopuł chociażby, w którym chciała, aby należał do niej. On jednak nigdy nie był jej i prawdopodobnie nigdy nie będzie.

– Nie mogę – odpowiedziała miękko, głosem, który wyraźnie się łamał. Coś na samym jego dnie zadrżało.

Nawet gdyby chciała istnieć mniej jako opętana uczuciem do niego, drobna jednostka tańcząca gdzieś pośród lawiny emocji, w których przecież go ukochała, nie potrafiła. I patrzyła na niego tak, jak tylko ona mogła, wzrokiem pełnym uczuć wielorakich.

– Przecież całe życie, cały ten czas – urwała, czując jak ponownie głos się jej łamie – boże, Logan, znamy się od dziecka i ja cały ten czas cię ko- – zamilkła. Nie była w stanie wydusić z siebie nic więcej, a spętana bólem krtań wyrażała jedynie niewysłowione cierpienie.

Myślała przecież o nim intensywnie i często, nie potrafiąc zapomnieć, jak wiele dla niej znaczył i ile rzęsistych łez wylała, wiedząc, że musi dla niej nie istnieć. I choć wspomnienia zacierały się coraz śmielej, chciała, aby szybował w jej pamięci, bo przecież go kochała.

Jego słowa zabolały ją ze zdwojoną mocą.

– Masz rację, to nie jest miejsce i czas – odparła. Zadrżało coś w niej ze zdwojoną siłą, gdy brała ponownie głęboki wdech. – Wrócimy do niej, obiecuję.

Odwróciła się, wciąż czując gorące łzy toczące się po policzkach, torujące swoją drogę, pomimo usilnego wycierania ich wierzchem dłoni co rusz. Odchodzenie od niego zawsze było trudne.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Logan Borgin (1874), Loretta Lestrange (1811)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa