19.03.1972
Aleja Horyzontalna
Aleja Horyzontalna
Choć zorganizowany w kwestii prowadzenia własnego biznesu i zawsze znajdujący czas na to, co naprawdę go interesowało albo na co akurat miał ochotę, Logan przejawiał nieznośną cechę do odkładania na później wszystkiego, co nudne i w jego opinii mało istotne, a to w następstwie skutkowało pośpiesznym załatwianiem tych spraw na ostatnią chwilę i nerwowością wplątaną w rutynę zwykłego dnia.
A przygotowanie stroju na przyjęcie u Yaxleyów i przycięcie włosów — obecnie były już tak długie, że wpadały mu do oczu i musiał przeczesywać je palcami na tył głowy zdecydowanie częściej niż zazwyczaj — Logan zdecydowanie uplasował na niskiej pozycji w swojej hierarchii wartości. Samo przyjęcie też było raczej obowiązkiem niż przyjemnością, zwłaszcza zważając na fakt za kogo Theon zamierzał wyjść. Logan nie próbował nawet pojąć co też mogło kierować kuzynem przy takiej decyzji, ale jako że sam nie planował nigdy wiązać się z jedną osobą na stałe — być może nie znajdował się w ogóle w pozycji do osądzania jego wyborów.
Ale i tak je osądzał.
Ponieważ ta kobieta była niezrównoważona. Albo zwyczajnie głupia, skoro chciała go okraść.
Wcześniej, kiedy jeszcze miał na głowie interesujące go zajęcia i zlecenia, nie rozmyślał na ten temat wcale ale kiedy szedł brukowanym chodnikiem, myśli o małżeństwie kuzyna zaprzątnęły go do tego stopnia, że o mały włos nie zderzył się z jakimś korpulentnym facetem po czterdziestce, który toczył się Aleją Horyzontalną z naprzeciwka.
— Uważaj jak łazisz, do kurwy nędzy — burknął na niego i z obrzydzeniem otrzepał szatę z niewidocznego szlamu.
Bez ociągania się ruszył dalej przed siebie, nie poświęcając facetowi ani odrobiny uwagi więcej, świadom że nie może dać się wyprowadzić z równowagi na środku magicznej ulicy w samo południe, kiedy z każdej strony nadciągały grupy zajętych codziennymi zajęciami czarodziei. Klątwa dawała o sobie znać częściej w ostatnich miesiącach i Logan zaczynał się zastanawiać jak wiele wspólnego miało to z jego szeroko pojętymi interesami.
Wcisnął dłonie do kieszeni płaszcza, chcąc schronić je przed przenikliwym chłodem i przeniósł obojętne, jak zwykle wyglądające na znudzone spojrzenie w bok. Przypadkiem, bez celu. Ale cel okazał się istnieć i kiedy tylko wzrok Logana go wyłapał — znajomą twarz na tle bezbarwnych postaci — mężczyzna zwolnił, żeby w końcu całkiem się zatrzymać w potoku mijających go czarodziei. W nieprzypadkowym miejscu; dokładnie w tym, w którym ich ścieżki musiały się przeciąć pod warunkiem, że kobieta nie zmieni biegu swojej, skręcając w boczną uliczkę. Nie spuszczał z niej spojrzenia, uparcie wbitego i nieprzyjemnie ostrego aż do momentu, w którym Loretta Lestrange również go dostrzegła. Nie odezwał się, gdy się zbliżała, ale z całą pewnością ją widział i dał jej to wyraźnie odczuć na całym ciele, kiedy przebiegł po nim spojrzeniem.
Grzeczności nigdy nie były w jego typie. Z resztą jego wzrok mówił więcej niż zdołałyby słowa; o ogromie pogardy i ciekawości, które tworzyły w jego myślach mieszankę wybuchową.
just wanna bury them