Każdy czasem potrzebuje chwili wytchnienia i Calas nie był wyjątkiem. Zapach sadzy i pieca w warsztacie potrafił zmęczyć każdego, a dzięki wybornej angielskiej pogodzie dni w których można było się po prostu aportować z miasta i cieszyć naturą było jak na lekarstwo. Mając do wyboru gapienie się na ściany własnego domu, zagracone podwórko za kamienicą i szukanie szczęścia w licznych pubach czarodziejskiej części Londynu musiało wygrać to ostatnie.
Tak więc Flitwick po krótkim spacerze po hałaśliwych ulicach znalazł się tu gdzie był. Miejsce tak klasyczne i wszystkim powszechnie znane jak to było możliwe pośród brytyjskich czarodziejów. Mówimy naturalnie o Dziurawym Kotle. Sporym barze, karczmie, pensjonacie czy jak można jeszcze było nazwać to miejsce. Jedną z przyczyn jego popularności było jego umiejscowienie, a raczej posiadanie w swoim najbliższym otoczeniu jednego z przejść z mugolskiego świata. Właściciel nie omieszkał skorzystać z tego niebywałego atutu i trunki tu serwowane były słabe, drogie i bez charakteru. Jedyna ich zaletą był fakt, że zawsze takie były. Nic się nie zmieniało przez lata funkcjonowania przybytku. Gdzie w tym atut? Ano nie były tragiczne jak się od czasu do czasu zdarzało w bardziej awangardowych przybytkach. Tam, zainteresowani eksperymentami karczmarze często stawiali kroki w kierunkach, w których żaden browarnik nie powinien się kierować.
Zastanawiając się nad sensem istnienia i innymi pierdołami Calas siedział za niewielkim stolikiem sącząc cienkie piwo z uszczerbionego kufla. Miał kilka biznesowych kwestii do przemyślenia, oraz musiał odnowić kilka starych kontaktów logistycznych. Bez tego jego kuźnia nie mogła dobrze funkcjonować, nawet jeśli miał tymczasowy przestój.