• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[07.09.1972 popołudnie] Isn't everyone's family a little fucked up? | Astaroth & Ger

[07.09.1972 popołudnie] Isn't everyone's family a little fucked up? | Astaroth & Ger
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#11
11.03.2025, 11:24  ✶  

Czuła, że czeka ją ciężka przeprawa. Astaroth nie wydawał się w ogóle ogarniać, co się wokół niego działo. Nie miał pojęcia, jaką mają datę, w sumie to nie było dziwne, skoro siedział dzień w dzień, zamknięty w tym przeklętym mieszkaniu, to powinna się przecież tego spodziewać. Wypadało, żeby tutaj z nim była. Dawała mu swoje oparcie, wyciągała go z domu chociaż wieczorami, kiedy faktycznie mógł to robić. Czuła, że go zawiodła, po raz kolejny.

- Jak często go przyjmujesz? - To było pytanie, na które potrzebowała uzyskać odpowiedź. Tak, wspominał o tym, że przyjął dzisiaj trochę, nie pełną porcję, ale nie miała pojęcia, jak to wyglądało w poprzednich dniach. Musiała ustalić, jak źle z nim było i jak dużo eliksirów nasennych w siebie wlewał.

- Nie wyglądasz, jakby Ci nic nie było, więc nic nie jest okej! - Ona również uniosła głos. Bujać to my, ale nie nas. Na pewno nie zamierzała w to wierzyć, bo przecież widziała, jak się zachowywał. Nie była ślepa, potrafiła dostrzec te wyraźne znaki, które świadczyły o tym, że nic nie było z nim w porządku.

- Dlaczego będziesz musiał? Nic nie musisz. - Nie wydawało jej się, że miał jakieś zobowiązania, które mogłyby go zmusić do wyjścia z domu. Nie miał oficjalnej pracy, no może poza tą dla rodzinnej działalności, ale nikt go nie zmuszał do tego, żeby polował, gdy nie czuł się na siłach, więc nie miała pojęcia, co innego mogłoby zmusić go do wyjścia z domu. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że miał jakieś swoje sprawy, które musiał załatwić, bo nigdy jej o tym nie wspominał.

Parsknęła, chociaż może nie powinna, bo przecież usłyszała bliźniacze słowa skierowane w swoim kierunku ledwie dwa dni temu. Jakże łatwo innym przychodziło ocenianie tego, co działo się w ich życiu.

- To zabawne, bo też mi ktoś coś takiego powiedział ledwie dwa dni temu. - Nie sądziła jednak, że ten osobnik ma pełną świadomość tego, jak wygląda ich życie. Zresztą łatwo było innym oceniać takie rzeczy, kiedy spoglądali na obrazek z boku. Nie mieli świadomości, jak wygląda to życie rozpieszczonych dzieciaków. Ile złego ich spotkało, i jak trudno było im się odnaleźć w aktualnej sytuacji.

- Wiesz, że nie ma sensu brać tego do siebie, prawda? - Było to głupie pytanie, bo widziała, że zabolał go ten komentarz, zresztą ją również, tylko ona zupełnie ignorowała te słowa, miała je w bardzo głębokim poważaniu. - Nikt nie ma prawa Cię oceniać, kurwa, ciekawe, czy przychodziłoby im to tak łatwo, gdyby ich spotkało coś takiego. - Astarotha spotkała ogromna tragedia, miała wrażenie, że ten kto uraczył go tym komentarzem nie do końca zdawał sobie sprawę jak wiele to zmieniało w życiu kogoś takiego jak oni. Od najmłodszych lat byli uczeni tego, jak zabijać potwory, a jej brat stał się jednym z nich. Miał prawo być zagubiony, miał prawo sobie nie radzić.

Może i jej też nie do końca podobało się to, co się z nim działo, ale nikt obcy nie miał prawa mówić mu, że był rozkapryszonym, bogatym dzieciakiem, tylko ona rościła sobie takie prawo. - Kto Ci to powiedział? - Och tak, zamierzała włączyć tryb starszej siostry i powiedzieć tej osobie, żeby nie wpieprzał się w nieswoje sprawy.

- Wiesz, że nie musisz być taki jak on, prawda? - To było chyba pierwsze pytanie, które nasunęło jej się na myśl. - Nie wiem, jak oni podchodzą do zabijania swoich, ale możesz z tym coś zrobić. - Czy zamierzała go namawiać do tego, żeby zabił tego wampira? Dlaczego by nie, szczególnie, że tamten najwyraźniej chełpił się tym, że pozbawiał życia niewinnych.

- Dlaczego w ogóle tak myślisz? Możemy jakoś pomóc Ci panować nad tym, co się z Tobą dzieje, zresztą nie biegasz po ulicach Londynu, nie zabijasz niewinnych. Nie jesteś taki, jak oni. - Ktoś musiał mu o tym przypomnieć.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#12
13.03.2025, 21:52  ✶  
Awrrr. Geraldine zadawała bardzo trudne pytania. Jak miałem policzyć, ile fiolek wypiłem przez ten czas? Ja nawet nie byłem pewien, ile dokładnie minęło..., choć to akurat przed chwilą mi przybliżyła. Teraz musiałbym policzyć fiolki. Część wyrzuciłem, część spoczywała za łóżkiem, czekając na sprzątnięcie. Zapewne kilka wyrzuciła też skrzatka...
Podrapałem się po głowie.
– Nie jestem pewien. Jest tu ciemno… Może dwie? Trzy? Albo jedna… Zależy od dnia. Chyba – przyznałem niepewnie, co zaczynało mnie na powrót złościć, bo niepewność to zguba. Nie mogłem być niepewny. Powinienem być zdecydowany. Co oznaczało jedno – jednak sobie nie radziłem. Gorzej, bo nie chciałem się do tego przyznawać, więc w ostatecznym rozrachunku to Geraldine była tu czarnym charakterem, bo zadawała kłopotliwe pytania.
Złapałem się najbliższej komody, by się podnieść. Nie zamierzałem się przed nią rozpływać ani pokazywać, że coś faktycznie może być ze mną nie tak. Z trudem, ale wstałem. Nieco się zatoczyłem, ale wstałem. Nie dam jej tej satysfakcji.
Pięknie, fajnie. Motywujące słowa Geraldine o tym, bym nie słuchał innych... Biorąc poprawkę na moje myśli, nie powinienem również słuchać siebie. Więc co? Miałem nie myśleć? Nie robić nic?
– Może lepiej stąd wyjdź… Nie wiesz wszystkiego. Nie widzisz mnie takim, jakim jestem – stwierdziłem przerażony, jakbym właśnie zobaczył swoje obrzydliwe wnętrze. BESTIA – tak to określił Sauriel. Siedziały w nas bestie. Były tam, niezależnie od naszych pobudek. Kiedy chciały, atakowały. Do tego zostały stworzone. – O mało co ostatnio nie zabiłem jednej osoby… To był drugi raz, kiedy… Zębami… Ale ostatnio prawie zginął. A może zginął. Nie pamiętam, czy to się stało naprawdę, ale chyba pisał… po tym – wyrzuciłem to w końcu z siebie, z niewyobrażalną trwogą.
Rozejrzałem się po pokoju niewidzącym wzrokiem. Niby chciałem znaleźć ten ostatni list, ale myślami byłem daleko stąd.
Już nawet nie było istotne, kto mówił o mnie jak o smarkaczu. Nieistotne, że psychopatyczne wampiry biegały beztrosko po tym świecie. Najgorsze i tak sprowadzało się do mnie, więc chciałem zasnąć. Chciałem spać. Już nigdy nie chciałem nikogo krzywdzić. Nie chciałem nawet o tym myśleć.
– Mam niewinną krew na rękach – powtórzyłem, spuszczając wzrok właśnie na swoje dłonie. – Wybacz… To nie będzie przyjemne, ale… Myślę, że zrobiłaś błąd, nie dobijając mnie tamtego poranka. Nie dość, że oszukałem śmierć, sprowadzając na nas niewyobrażalnego pecha, to jeszcze jestem zagrożeniem dla społeczeństwa – wyjaśniłem, bo myślałem o tym często. Myślałem o tym tak często, że już nie chciałem o tym myśleć. A nie myślałem tylko w jednym przypadku – kiedy spałem.
Schowałem twarz w dłoniach. Wydawało mi się, że będą cuchnąć krwią, ale nie wyczuwałem żadnej zdradzieckiej kropli. I dobrze. Może narobiłbym wtedy jeszcze większych szkód?
- Teraz rozumiesz?! Potrzebuję tych eliksirów - podsumowałem. To była jedyna moja ucieczka. Alkohol nie mógł mi pomóc.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#13
14.03.2025, 10:06  ✶  

Geraldine nie potrzebowała dokładnych danych, była niemalże pewna, że nie będzie w stanie tego ustalić. Chciała po prostu wiedzieć, czy problem istniał i był bardzo poważny, wydawało jej się jednak, że jej założenia były odpowiednie. Astaroth nie wyglądał najlepiej, mogła się spodziewać, że będzie próbował korzystać z różnych dostępnych metod, aby jakoś ułatwić sobie egzystencję na tym świecie. Mogła się tym wcześniej zainteresować, ale tego nie zrobiła. Znowu poczuła wyrzuty sumienia, jakby wszystkie podejmowane przez nią decyzje były zupełnie bez sensu.

- Zależy od dnia... - Powtórzyła za nim. Miała więc pewność, że to nie było jednorazowe, że to stało się jego codziennością. Nie wróżyło to niczego dobrego, ale powinna się była tego spodziewać, zwłaszcza, że jej tutaj nie było, nie było też Kim. Jakoś musiał sobie radzić. Zabolało ją to, ale nie miała do niego o to żadnych pretensji, czuła, że jest to jej wina, bo zostawiła go samego sobie.

Gdy brat się podniósł zrobiła to samo. W końcu znalazła się tuż przed nim. Nie do końca wiedziała, jak powinni sobie z tym poradzić, na pewno znajdzie jakiś sposób, aby mu pomóc. Zawsze jest wyjście, jest jakaś droga, mniej lub bardziej bolesna.

- Mówiłam Ci już, że nigdzie się nie wybieram. - Rzuciła może trochę zbyt ostrym tonem, ale jeśli myślał, że tak łatwo się jej pozbędzie, to grubo się mylił. Nie zamierzała już więcej go porzucać, to nie mogło się powtórzyć.

- Jesteś moim bratem i zawsze nim będziesz, to się nigdy nie zmieni. - Jasne, może był wampirem, ale to był tylko dodatek, dla niej zawsze przede wszystkim miał pozostać jej młodszym bratem, o którego powinna się troszczyć, to było ponad wszystko inne.

- Skoro pisał, to znaczy, że żyje? - Powinna panikować? Nie doszły do niej jednak słuchy o tym, żeby poszukiwany był jakiś wampir, który kogoś zabił, więc może nie było tak źle? Być może miała podwójne standardy, jednak nie miała zamiaru traktować swojego brata jako kolejnej bestii na którą miała polować. Nigdy się to nie wydarzy. Nie zakładała, że znajdą się w takiej sytuacji, ale to mogło przytrafić się każdemu łowcy, ją mogło spotkać to samo, zawsze było ryzyko.

- Każdy może mieć gorsze momenty, grunt, że udało Ci się nad tym zapanować. - Była wyjątkowo wyrozumiała jeśli chodziło o wampiryzm swojego brata, zapewne w stosunku do kogokolwiek innego nie miałaby tyle wielkoduszności, ale dla niej Roth zawsze był przede wszystkim bratem.

- Nigdy bym Cię nie zabiła. Mam w dupie to, że możesz być zagrożeniem dla społeczeństwa, jakoś sobie z tym poradzimy. - Musieli go oswoić, przecież wampiry jakoś odnajdywały się wśród ludzi. Początki mogły być ciężkie, ale nie świadczyło to o tym, że tak będzie wyglądało całe jego życie.

- Wydaje mi się, że eliksiry nie są tym, czego potrzebujesz. To na pewno będzie wymagało Twojej pracy, ale jakoś się w tym odnajdziesz, zaczniesz nad sobą panować. Musisz nauczyć się tak żyć, skoro już taki jesteś. Musisz zebrać się w sobie i po prostu spróbować jakoś to przetrawić. - Łatwo jej było dawać takie rady, szczególnie, że nie miała pojęcia, jak to jest pragnąć czyjejś krwi, ale nie wydawało jej się, aby eliksiry nasenne były rozwiązaniem na dłuższą metę.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#14
16.03.2025, 00:00  ✶  
Blisko. Za blisko. Geraldine znalazła się zbyt blisko mnie. Może byłem otumaniony eliksirem, ale doskonale znałem tę odległość ze swoich snów. Była na wyciągnięcie ręki. Mogłem ją odepchnąć… albo przyciągnąć i ugryźć, co – rzecz oczywista – było bardziej kuszące.
To tylko potwierdzało moje przemyślenia – powinienem zostać zniszczony. Byłem zagrożeniem dla swojego otoczenia. Kimi mi ufała, ale ufała też sobie. Podejmowała może głupiutkie decyzje, ale potrafiła się z nich wyplątać. Geraldine z kolei ufała mi aż za bardzo. Tak bardzo, że gubiła ostrożność. A ja widziałem jej śmierć. Nie raz. Nie dwa. Kilkanaście obrazów śmierci Geraldine Yaxley.
Odbiłem się od ściany. Zbliżyłem się bardziej, ale kolejnymi słowami odwracałem uwagę. Swoją? Czy Geraldine?
– Ugryzłem syna Prewettów. Tego… od góry, głowy – wyznałem poddenerwowany, rozedrgany. Kiedy mówiłem o tym głośno, nie tylko w swojej głowie, brzmiało to o wiele gorzej. Poważniej. ŚMIERTELNIE POWAŻNIE. – To nie zabawa w wszystko się dobrze skończy. Nigdzie tego nie zgłosił, ale powinien. Gdyby to zrobił, miałbym przejebane. Ty też nikomu nie mów. Nic nie wiesz. Pewnie by mnie już tu nie było, gdyby zginął. To takie paskudne bagno – stwierdziłem, wpatrując się w jej długą szyję. Nie byłem gotów patrzeć w jej oczy, widzieć jej reakcję, patrzeć, jak na mnie patrzy. Nie zasługiwałem na troskę ani litość.
– O to chodzi, że ja nie panuję nad sobą. Wymyka mi się to spod kontroli. Ktoś mnie powstrzymał. Nie wiem kto, ale chyba za namową Prewetta siedzi cicho. Nie znam go, ale… powinienem teraz być w dupie. Ogromnej dupie. Zasługuję na to, a nie na spokój ze strony władz – mówiłem z rozżaleniem.
Puenta była chyba taka, że odwracałem nasze uwagi. I moją, i Geraldine. BESTIA. Tak, Bestia wiedziała, że nie można ufać mnie i moim wartościom. Ona wiedziała, że jeśli rozum się zorientuje, to nici z posiłku. Nie mogłem sobie ufać. Tak jak bestia nie ufała mi. Ale ja byłem też tą bestią, a ona była we mnie...? Robiło się to ostro popierdolone.
To, że chciałem gryźć, bo po prostu miałem okazję. Picie zimnej krwi z butelki nie było tym samym co picie krwi prosto z ciepłego ciała. A, o zgrozo, ostatnio żywiłem się tylko tą zimną krwią. Nie dawała takiego kopa, takiego uczucia życia jak…
Argh!
Odepchnąłem Geraldine od siebie. Mocno, za mocno. Nie mogłem o tym myśleć. Nie mogłem wspominać. Nie powinienem przede wszystkim pragnąć gryźć żywych osób. Zimna krew z opakowania była bezpieczna dla innych. Była najlepsza. WYŚMIENITA. Nie wiązała się z bólem ani kradzieżą… względną, bo przecież nie wiedziałem, skąd Dziwne Siostry ją brały.
– Muszę zjeść. Mam zapas. Nie kuś mnie swoją osobą – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, wpatrując się uparcie w kant szafy. KANT SZAFY NIE BYŁ KRWAWY. NIE BYŁ NIĄ NASĄCZONY. BYŁ BEZKRWISTY. ZWYKŁE, STARE DREWNO. TROCHĘ ZAKURZONE. BARDZO ZAKURZONE. NIE CHCIAŁEM WGRYZAĆ W NIE ZĘBÓW.
A jednak się trząsłem. Może bardziej przez wspomnienia niż przez pragnienie, ale w tej chwili bestii było wszystko jedno. Bylebym pragnął.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#15
16.03.2025, 13:00  ✶  

Sporo jej się teraz zaczęło wyjaśniać. To dlatego ostatnio pytał ją o to, czy Laurent żyje, to jego musiał ugryźć. Nie było to szczególnie budujące, bo nie był to nikt, był to członek jednej z czystokrwistych rodzin, Astaroth zdecydowanie bardziej powinien uważać na to, kto staje się jego ofiarą. Kolejna rzecz, którą powinni przedyskutować, aczkolwiek nie sądziła, że to był na to odpowiedni moment, nie wyglądał jakby dało się z nim rozmawiać, zapętlał się w tym swoim gadaniu, do tego najwyraźniej nie był do końca trzeźwy. Eliksiry nasenne potrafiły przecież mocno otumanić, szczególnie, gdy zażywało się je zbyt często. Mieli problem, spory problem, trzeba było się nim zająć. Najlepiej jak najszybciej.

- Miałbyś przejebane, ale nie masz, więc nie ma sensu się przejmować tym, co się wydarzyło, tylko skupić na tym, żebyś nie popełnił tego błędu po raz kolejny. - Geraldine nie znosiła takiego pierdolenia. Stało się, na to nie mieli już żadnego wpływu, warto było jednak zapobiegać, w przyszłości nie powinno się to powtarzać, bo to mogło sprowadzić na nich zupełnie niepotrzebne zainteresowanie, tego powinni unikać.

- Ogarnij się kurwa. Zasługujesz na to, żeby żyć. - Myślała, że już do tego doszli, tyle, że Astaroth chyba sądził inaczej. Jasne, nie był może aktualnie najlepszą wersją siebie, ale co z tego, najważniejsze, że wampir wtedy go nie zabił, że nadal miała go obok siebie. Poczuła jego spojrzenie na swojej szyi, nie przeraziło jej to jakoś szczególnie. Wiedziała, że kto jak kto, ale ona na pewno będzie w stanie w odpowiednim momencie go spacyfikować, nie bała się tego, czym się stał, a może powinna?

- Popracujemy nad tym, przepraszam, że Cię na tyle zostawiłam, to się więcej nie powtórzy. - Czuła, że po części było to jej winą, bo nie poświęciła mu odpowiedniej uwagi, musiała to zmienić, w pełni zaangażować się w te sprawę.

Nie spodziewała się jednak tego, co wydarzyło się później. Odepchnął ją, dość mocno, tak, że wpadła na ścianę. Mrugnęła kilka razy, jakby musiało do niej dotrzeć to, co się przed chwilą wydarzyło. Nie odezwała się jednak ani słowem. Była zła, nie do końca wiedziała, w jaki sposób powinna zareagować, bo przecież nie chciała mu zrobić siły.

- Wyjdę stąd, Ty nigdzie nie idziesz, a jutro wrócimy do tej rozmowy, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. - Tak, musiała ustalić jakiś plan działania, nie mogli pozwolić na to, żeby to nadal się działo. Na szczęście aktualnie miała kogo poprosić o pomoc z uzależnionym od eliksirów wampirem. Zamierzała to zrobić, bo przecież sama nie do końca wiedziała co robi.

Odwróciła się więc na pięcie i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie, zamknęła za sobą drzwi trochę zbyt głośno, ale się wkurzyła.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (4162), Astaroth Yaxley (3276)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa