08.05.2025, 13:23 ✶
czerwiec 1961
Hogwart
Hogwart
Ostatni rok.
Ostatnie miesiące.
Ostatnie egzaminy.
Ostatnie kurwa wszystko.
Miles cieszyła się, że wypierdala ze szkoły, bo wściekle tęskniła za swoim bratem Alastorem. Z drugiej strony była zdewastowana faktem, że skończy się etap w jej życiu który był pełen ciepłych klusek. Dupogodziny przegadane bezsennymi nocami z Geraldine, czy to... boisko do Quiditcha. Była zajebistą szukającą w drużynie Gryfonów. Była w chuj zajebista, nawet po tym jak jebnął w nią piorun i prawie umarła, czego wspomnieniem jest rozległa od lewego barku przez całe plecy blizna w kształcie pioruna - jej największa duma. Była zajebista i miała propozycję. Ale oczywiście jej nie przyjęła no bo jak to... była Moody. Jej miejsce było w magipolicji. Miała być aurorem. Kiedy o tym marzyła, wtedy, na miotle, na obłakańczym, samotnym treningu zupełnie bez sensu, wtedy jeszcze wierzyła, że tak właśnie będzie.
Latała trochę bez celu, latała po to by jakoś te całe nerwy ze zmianą sytuacji "rozlatać" a nie rozchodzić. Wtem czujne oko oddzieliło rzeczywistość od fikcji i dostrzegło ryżą głowę na błoniach, która najwidoczniej też szykowała się do wzbicia w powietrze. Nie nosiła co prawda ciuszków właściwych drużynie, ale pewnie jakiś prefekt albo inny opiekun domu dał jej zielone światło na fruwanko poza rozkładem zajęć.
Cassandra
To pierwsze co przyszło Moody do głowy, gdy zaczęła pikować w stronę swojej kuzynki.
Mugolaczka okazała się być związana z nią linią krwi (Moody nie ogarniała drzewa, ale nie była to tajemnica, skoro Cass miała czecie oko i zwidy z innego świata). Krewniaczka z Hufflepuffu była daleko poza stadem zauważanych przez Moody osób. Mimo, że były na tym samym roku, Miles interesowała się głównie Quiditchem i malowaniem, a ruda ani nie była w drużynie Puchonów, ani nie miała szans na docenienie artystycznych wysrywów Moody. No i była jebanym jasnowidzem a to uderzało w najczulsze punkty poczucia wartości czarnowłosej - jej nie przypadł ten zaszczyt. Była wybrakowana.
Brawurowo "zaparkowała" tuż obok szykującej się do wzlecenia Cassandry. Było dość chłodno jak na czerwiec, ale w końcu były w Szkocji, a tu klimat nie rozpieszczał wdzierającą się przez cały rok wilgocią. Blada twarz Miles nie komplementowała jej wielkich złotych ślepi wczepionych w śliczną buzię jej rówieśniczki.
– Słyszałam, że też idziesz do Bumu – wyrzuciła z siebie szorstko zamiast przywitania. – To prawie tak jakbyś w końcu dołączyła do drużyny. – Będą razem na kursie, razem na patrolach. Powinny się kumplować. Czy była to próba wyciągnięcia ręki "na zgodę" choć nigdy otwarcie się nie pokłóciły, bo wszelkie rozterki Moody chowała w sercu? A może próba odwiedzenia jej od tych zamierzeń, bo to i tak nie zadziała i Miles przez wieczność będzie jej zazdrościć ryja i umiejętności? Ciężko było wyczuć. – Chcesz się ścigać? – zaproponowała, równie opryskliwie.