• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[Lato 72, 27.08 Hannibal & Gabriel] Już jakiś czas nie ma go, tańczę wódkę piję

[Lato 72, 27.08 Hannibal & Gabriel] Już jakiś czas nie ma go, tańczę wódkę piję
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#21
07.07.2025, 13:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.07.2025, 08:40 przez Gabriel Montbel.)  
Responsywność młokosa, jego entuzjazm, jego żar, były równie upajające co słodycz posoki, bomblującej niemal jak wykwintne francuskie szampany. Jego ciepło stawało się udziałem Gabriela, który dostał to czego pragnął, choć nie do końca tak jak tego pragnął. Czyż nie było to ironią losu, że mężczyzna którego realnie chciałby tak posiąść na deskach teatru The Globe, uciekł tego wieczoru po ich spotkaniu w objęcia kogo innego, kogoś bardzo podobnego, choć w kilku kluczowych kwestiach odmiennego? Myśl o Jonathanie została jednak na ten moment wyparta młodzieńczym ogniem i entuzjazmem, którego tak bardzo mu brakło przy podstępnej kradzieży z żył byłego kochanka, dokonanej ledwie kilka tygodni temu. Istota, która pragnęła wejść w objęcia nocy, która pośród jęków i szeptów tak słodko i ufnie oddawała siebie... Było to doświadczenie, którego zbyt długo nie było jego udziałem.

Nie zauważył, kiedy Hannibal osłabł, ale niedługo potem odsunął się od bezwładnie leżącego ciała, z tą krótką chwilą wolności, sytości, z krótką i złudną chwilą poczucia bycia chcianym... bycia mile widzianym. Językiem zlizał z kącika ust resztki czerwieni, odetchnąwszy pełnią piersi wrażeniem, zapachem, minioną miłosną szarpaniną.

A potem chłodne oczy, teraz ułożone na miękkiej lekko zaróżowionej twarzy pełnej Życia, padły w końcu na bladego młodzieńca, któremu ze Śmiercią nie było tak do twarzy.

Powinien wstać i wyjść.

Przecież dostał to czego chciał... Na cóż pochylać się nad głupim chłopcem, który się go nie bał, choć powinien uciekać gdzie pieprz rośnie po pierwszym ataku, mając szansę z powodu jego tożsamościowego kryzysu i znaczącej niedyspozycji.

Szorstkimi wojną i ogrodniczą pracą dłońmi odgarnął kosmyk ze spoconego czoła, w zamyśleniu, czy nie patrzy właśnie na swoje wampirze dziecię. Mówił mu co prawda o przyzwoleniu, mówił mu o czekaniu na zgodę, ale czy kiedykolwiek coś dobrego z tego czekania mu wyszło? Przekrzywił głowę i teraz, syty i spokojny przysiadł obok leżącego, tak jak jeszcze przed momentem sytuacja była skrajnie odwrotna. Ujął jego podbródek i w milczeniu obejrzał jego profil, jeden, drugi, rozchylił wargi by przyjrzeć się zębom. Opuszkami palców zsunął się po linii szczęki, rozluźnionej teraz szyi, do kości obojczyków, tak pięknie wyeksponowanych. Zemsta idealna zajaśniała jasno kuszącym blaskiem i lepką wonią. Aktor oddychał, ale był w tym oddechu niepewny. Wampir zaś mógłby mu powiedzieć po przebudzeniu dla nocy, że był to jedyny sposób, aby nie odszedł. Mógł też przecież z taką łatwością zajrzeć do jego umysłu i zasiać mu myśl.

Chciałeś, zgodziłeś się, prosiłeś, błagałeś...

Wspomnienie świeże, zdania łatwe do odpowiedniego przycięcia, jak odpowiednie modelowanie zbyt rozłożystego krzewu. Własny Selwnyn, na tyle młody, że prostszy do ułożenia, do zmanipulowania, prostszy do...prostszy do kochania...

Zemsta. Wzajemność. Pokusa.

Gabriel po ciężkiej chwili milczenia, pochylił się nad nieprzytomnym i musnął wargami jego zsiniałe usta w cichym pożegnaniu.

Nieumarły stanął przed wyborem, który zdawał się oczywisty, do momentu, kiedy przed nim się nie pojawił, kiedy nie stał się realny a odpowiedź okszała się... inna od tego co założył.

Obaj Selwyni byli różni w wielu kwestiach. Byli też zbyt podobni. A mimo tego jak krótkie było ich spotkanie, mimo kilku zdań, kilku ledwie gestów... Wampir pomyślał o tym, że ten śmieszny słodki chłopiec powinien być kochany za to jaki jest, a nie za to, do kogo jest podobny. Powinien być gwiazdą samą w sobie, a nie trwającym wieczność porównaniem.

Odsunął się od leżącego i sięgnął do kieszeni po niewielką fiolkę eliksiru wiggenowego. Nie dla siebie, nigdy dla siebie... Wlał w niego pewnik ludzkiego przetrwania i zdziwił się nieco, że Selwyn nie odzyskał przytomności. Cóż... być może zapomniał się nieco za bardzo. Być może Jonathan u kresu ich związku miał jako regularny dawca małą nadprodukcję krwi.

Westchnął i dźwignął się z desek sceny, po czym wziął młodzika na ręce, jakby ten ważył absolutnie nic. Znał dorgę, w końcu w ramach infiltracji teatru zadawał się zbyt blisko z jego obsługą. Odnalezienie garderoby syna dyrektora było banalnie proste, nieco więcej trudu musiał sobie zadać, aby przygotować tę małą rekompensatę dla chłopca, który zaryzykował tak wiele, aby mu pomóc.

***

Gdy Hannibal się obudził, leżał okryty wszystkimi kocami znajdującymi się w garderobie. Leżał na swoim własnym prywatnym szezlongu a z zewnątrz dochodziły dźwięki artystów i techników szykujących się do próby. Albo wracających z przerwy na drugą część próby, to też było możliwe.. Ciepło i duchota współgrały z bólem głowy i ogólnym osłabieniem, ale na stojącym tuż obok stoliczku stały trzy fiolki odpowiednio opisane małymi tagami - w tym dwie na wypadek znacznej utraty krwi, które wzmagały produkcję tejże w organizmie. Puzderko z maścią na rany dopełniało małą apteczkę, z resztą ktoś posmarował już ugryzienie, a to przez kilka godizn zdążyło się zaleczyć. Bukiet białych róż swom zapachem wypełniał lekko zakurzoną przestrzeń, stanowił też kwietny baldachim dla karafek wody i soku pomidorowego oraz ułożonych jedna na drugiej czekolad - gorzkiej, deserowej i mlecznej. Dodatkowo na wspomnianych tabliczkach czekał na Selwyna niewielki bilecik:

Zadbaj o siebie proszę, gdy ja gnany słońcem już nie mogę tego zrobić. Dziękuję Ci za troskę i oddanie. Zdałem sobie sprawę z tego, że muszę skończyć z tą farsą i spróbować iść dalej, a nie tkwić przy krzewie, który nie da już żadnych owoców, a będzie tylko więcej kolców, które wciąż mnie ranią. Twoja krew i odwaga dodadzą mi sił, by spróbować to zamknąć, choć jeszcze nie wiem jak mógłbym to zrobić... Być może jeszcze kiedyś nasze losy znów się skrzyżują. A na razie zadbaj o siebie proszę i nie pozwól by jakiekolwiek inne zęby przebiły Twoją skórę. Byłbym zazdrosny, gdybym się dowiedział. A tak poważnie, to mogłoby Ci to zaszkodzić, nawet pomimo eliksirów. Tymczasem chciałbym móc jeszcze kiedyś usłyszeć jak śpiewasz.

Nie zawiedź mnie.

Koniec sesji

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Gabriel Montbel (6726), Hannibal Selwyn (5816)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa