• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine

[13/09/1972] The gold of a dying day | Ursula, Geraldine
Żelazna Dama
Nearly all men can stand adversity, but if you want to test a man's character, give him power.
wysoka - około 180 cm, zazwyczaj dodatkowo podkreślany butami na rozsądnym obcasie / szczupła, ale nie przesadnie chuda / ciemnobrązowe, falowane włosy lekko za ramiona - zazwyczaj upięte albo elegancko wystylizowane / jasne, lodowatoniebieskie oczy / nosi ciężką, drogą biżuterię i eleganckie, szyte na miarę stroje w odcieniach granatu, szarości i brązów

Ursula Lestrange
#11
13.08.2025, 13:43  ✶  
Teraźniejsza ja była zupełnie inna niż ta kobieta sprzed lat, ale gdyby Geraldine uważniej spojrzała na samotne zdjęcie stojące na komodzie pośród doniczek i świec, pewnie dostrzegłaby cień obecnej mnie - cień, bo prawdziwa tamta twarz dawno przeminęła. Z biegiem lat zeszczuplałam, a młodzieńcze rysy twarzy zniknęły bezpowrotnie. Wychudłam po tragedii i nigdy już nie przybrałam na wadze. Wtedy byłam zdecydowanie szczęśliwsza, obecnie może nie byłam typową, zasuszoną starą panną, ale dziewczyna ze zdjęcia miała rumieńce, pyzate policzki, grube warkocze i pełniejsze kształty. Zawsze chodziłam w butach na wysokim obcasie, więc nie byłam niższa niż teraz, ale mój narzeczony miał blisko dwa metry wzrostu i był potężnie zbudowany, więc nikła różnica wzrostu między nami nie rzucała się aż tak w oczy - nie przy nim, przy nim nic nie było ostentacyjne. Szyjąc suknię, byłam już w ciąży, choć o tym nie wiedziałam, więc krój dopasowano do tamtych, jeszcze obfitszych proporcji. Teraz ta suknia pewnie wisiałaby na mnie, jak na wieszaku, ale nie sprawdzałam tego - nie miałam powodu jej zakładać, nie od dekad. Straciłam narzeczonego, a wraz z nim możność założenia tego, co powstało na dzień, który nigdy nie nadszedł. Suknia leżała schowana w szafie, nietknięta, czekała na swój lepszy czas.
Słysząc ton głosu Geraldine, uniosłam brwi. Jeszcze raz, krótko i stanowczo, podkreśliłam:
- Do tej sukienki znajdą się odpowiednie pantofle. - Zawyrokowałam - mogła nie chcieć nosić obcasów, ale trapery nie wchodziły w grę, nie w takim dniu i do takiej sukni.
Pozwoliłam sobie na komentarz o bieliźnie. Nie do końca było to w moim zwyczajowym stylu, ale obie byłyśmy kobietami, a ona wychodziła za mąż, i byłam aż nazbyt pewna, że noc poślubna nie będzie jej pierwszą nocą w sypialni z mężczyzną, tym bardziej nie z tym konkretnym. Odkąd zaczęli pojawiać się razem w letniej rezydencji, bez słowa zajęli wspólny pokój. Widziałam ich nieraz - rozbawionych, wymiętych, rozczochranych, przemykających korytarzami. Młodość rządziła się swoimi prawami, a ja nie zamierzałam ich oceniać - jakże miałabym, skoro niedawno pytałam o wnuki, rozmawiając o dzieciach, których jeszcze nie planowali.
Zostawiłam ją na moment, by się rozejrzała w lustrze bez mojego spojrzenia na karku, i wyszłam po szkatułkę do garderoby w innym skrzydle piętra.
Wracając, stanęłam cicho w uchylonych drzwiach. Nie domknęły się - widziałam wszystko, choć byłam pewna, że roztrzęsiona dziewczyna mnie nie dostrzegała. Mimo to nie zareagowałam odruchowo. Stałam, dając jej przestrzeń, zanim poinformuję o swojej obecności. Roztrzęsiona, poruszała się w sukni ślubnej, zupełnie pochłonięta swoimi myślami. Nie byłam typem kobiety, która w takiej chwili podbiegałaby, żeby objąć i pocieszać, chociaż wiedziałam, co zapewne się stało - znałam historię śmierci kobiety imieniem Florence i łatwo było połączyć fakty. Patrzyłam, pozwalając jej mieć przestrzeń - jak porusza się w sukni, dygoczą jej ramiona i jak bierze za długie oddechy.  Jej ruchy przyciągały uwagę - w pewnej chwili obróciła się tak, że zobaczyłam sylwetkę z innej strony niż dotąd.  Sposób, w jaki materiał układał się na jej ciele - suknia opinała obfity biust, postura prezentowała się inaczej niż zwykle, a kolejne, niemal nerwowe szarpnięcie ciała sprawiło, że poczułam coś, czego wolałabym nie czuć. Jeszcze jeden ruch, drobne przesunięcie ciężaru, zatrzymanie dłoni na brzuchu nieco zbyt długo, by uznać to za przypadek... Nie było moją rolą wypowiadać żadnych przypuszczeń, porządek wydarzeń należał do nich, nie do mnie, ale... Wtedy do moich uszu dotarły te konkretne słowa, przez które zrobiło mi się słabo.
Wzięłam cichy, głęboki wdech i zamknęłam ciężko oczy na kilkanaście sekund, zmuszając się do odzyskania pełnej kontroli nad swoim opanowaniem - w tej chwili najważniejsze było, by nie zdradzić ani w słowie, ani w spojrzeniu, że widziałam więcej, niż powinnam. Minęła jeszcze minuta, może dwie, zanim zdecydowałam się zapukać do drzwi, jak gdyby nigdy nic - dwa lekkie stuknięcia - nie pchnęłam ich szerzej, czekałam cierpliwie na sygnał, że mogę wejść, dając jej czas, by się uspokoiła i wytarła twarz. Dopiero wtedy weszłam do środka z małą, czarną szkatułką z onyksu, która jeszcze chwilę wcześniej miała dopiąć wszystko, co wymagało subtelnej kropki nad i. Teraz już nic nie było takie proste...
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#12
13.08.2025, 14:27  ✶  

Zdawała sobie sprawę z tego, że Ursulę spotkała ogromną tragedia, która na pewno odcisnęła na niej ogromne piętno. Nie potrafiła sobie wyobrazić bólu, który przeżyła. Straciła kogoś na kim jej zależało, z kim miała spędzić resztę życia. Jako, że później z nikim się nie związała Yaxley podejrzewała, że to było jedno z tych uczuć, który każdy chciał przeżyć, tyle, że strata w tym wypadku była ogromnym dramatem, wyrywała kawałek serca, które nigdy miało się nie zaleczyć. Chcąc nie chcąc miała szansę doświadczyć częściowo tego uczucia, może Ambroise nie umarł, ale zniknął z jej życia na półtora roku, tak właściwie to było całkiem blisko tego, żeby odebrał sobie życie, o czym dowiedziała się niedawno. Mimo wszystko nie sądziła, aby była w stanie sobie wyobrazić to, co przeżywała wtedy Ursula.

- Nie wątpię w to. - Starała się brzmieć lekko, chociaż wiedziała, że jest na straconej pozycji. Miały być pantofle, będą pantofle... Jedyną nadzieją na to, że będzie mogła ubrać swoje buty mogło być to, że nie znajdą odpowiednich pantofli w jej rozmiarze, nic innego jej przed nimi nie uratuje.

Nie było tajemnicą to, że ona i Ambroise przez lata żyli w sposób, który mógł przypominać to jak wyglądało zwyczajne małżeństwo. Mieszkali razem, towarzyszyli sobie na wszystkich wydarzeniach towarzyskich, pojawiali się u swoich rodzin, od samego początku dzielili razem sypialnie, zwłaszcza po tym, gdy kilka miesięcy starali się udawać, że są tylko swoimi przyjaciółmi. To nigdy nie miała być wyłącznie przyjaźń. Nie udało im się jednak przejść tej oficjalnej drogi, złożyć przysięgi, stać się małżeństwem w świetle prawa. Nie spieszyli się do tego, nie potrzebowali nic więcej poza sobą. Teraz to się zmieniło, może nieco dorośli, może zaczęli patrzeć na świat trochę inaczej, ślub wydawał się być właściwym posunięciem, szczególnie po tej półtorarocznej rozłące. Byli pewni swoich uczuć, chcieli spędzić razem resztę życia, nie mogło więc być inaczej.

Spoglądała na swoje odbicie w lustrze. Nie mogła jednak w pełni cieszyć się tym czasem, bo miała świadomość, że nie będzie przy niej jednej z najbliższych osób. Sprawa była świeża, ale nie mogła pozwolić na to, żeby zmienili plany. Zresztą teraz faktycznie najlepiej będzie dla nich jeśli szybko wezmą ślub, bo przecież była w ciąży. Miała mieć dziecko. Była to dla niej nadal nieco abstrakcyjna wiadomość, jednak nie zamierzała panikować, może nie był to najlepszy czas na posiadanie potomstwa, ale jakoś uda im się to wszystko ułożyć.

Powinna zadbać o bezpieczeństwo Bulstrode, była pewna, że nic jej nie grozi, a jednak tamci ją dopadli, nie mieli skrupułów, zabili jej przyjaciółkę. Przestała mówić do siebie, pozwoliła sobie wylać jeszcze trochę łez. Nie zamierzała jednak pokazywać, że coś ją trapi, to nie był odpowiedni moment na pokazywanie słabości. Musiała jakoś się trzymać, chociaż wewnątrz czuła, że rozpadła się na kawałki. To było dużo, dużo informacji nawet jak na nią.

Uspokajała się, oddychała głęboko, przetarła dłonią twarz, nie tak łatwo jednak będzie ukryć zaczerwienienione oczy, pozostawało jej mieć nadzieję, że Lestrange połączy to raczej ze wzruszeniem związanym ze zbliżającym się ślubem. Dużo panien reagowało na to w ten sposób, mogła być jedną z nich.

Usłyszała stukanie do drzwi. Odruchowo się wyprostowała, ściągnęła ramiona, rzuciła jeszcze jedno spojrzenie w lustro. Nie wyglądała tak źle, w tej sukni prezentowała się wręcz wspaniałe, tyle, że oczy miała wyjątkowo smutne. Nie była w stanie nic na to poradzić.

- Możesz wejść. - Sama odwróciła się w stronę drzwi, aby zobaczyć, w jakim celu wyszła. Nie do końca była w stanie przewidzieć, co wymyśliła tym razem, Ursula była pełna tajemnic i najwyraźniej lubiła zaskakiwać.

Yaxley dostrzegła szkatułkę w jej dłoniach, czekała jednak na to, aż kobieta sama podzieli się z nią tym, co postanowiła jej pokazać. Zakładała, że mogła być to jakaś biżuteria, na pewno Ursula odpowiednio przygotowała się do swojego własnego ślubu, zadbała o najdrobniejszy szczegół. Starała się jakoś trzymać, bo nie miała zamiaru rozklejać się przed kolejną osobą, nie znosiła pokazywać słabości. Dzisiaj i tak zbyt wiele razy pokazywała się od strony, którą wolała zachować tylko dla siebie i ścian swojej sypialni.

Żelazna Dama
Nearly all men can stand adversity, but if you want to test a man's character, give him power.
wysoka - około 180 cm, zazwyczaj dodatkowo podkreślany butami na rozsądnym obcasie / szczupła, ale nie przesadnie chuda / ciemnobrązowe, falowane włosy lekko za ramiona - zazwyczaj upięte albo elegancko wystylizowane / jasne, lodowatoniebieskie oczy / nosi ciężką, drogą biżuterię i eleganckie, szyte na miarę stroje w odcieniach granatu, szarości i brązów

Ursula Lestrange
#13
13.08.2025, 15:40  ✶  
Nie zwykłam wnikać w to, kto jest z kim powiązany przyjaźnią, jeśli to nie było mi potrzebne, więc nie łączyłam ze sobą tych dwóch panien i długo nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym czegoś nie dostrzec. Teraz wiedziałam, że to był błąd. Zobaczyłam wystarczająco dużo, by ułożyć obraz, którego nie chciałam widzieć po raz drugi. Długo żyłam na tym świecie i nie miałam już zbyt wielu złudzeń - przywiązywanie się do ludzi miało swoją cenę, a każdy w końcu musiał ją ponieść, często była ona tragicznie wysoka. Nie umiałam powiedzieć, który to był miesiąc - ta drobna niepewność drażniła mnie, tym bardziej, że byłam uzdrowicielem z wykształcenia i powinnam umieć rozpoznać choćby podstawowe znaki. Nie widziałam ich - ona chyba także nie. Po południu rozmawiałyśmy przecież o tym, że nie planują zakładać rodziny, a teraz, w ciągu kilku godzin, coś się zmieniło. Nie sądziłam, by Geraldine świadomie mnie okłamała - to musiała być świeża, nagła sprawa. Stres związany z przygotowaniami do ślubu był silny - wystarczająco silny, by zniekształcić rozsądek - do tego doszły niedawne pożary oraz śmierć Florence, której skutki na jej psychikę nie mogły być błahe. Już raz widziałam tę historię - nie skończyła się dobrze. Kiedy ginie ktoś naprawdę bliski, wszystko staje się trudniejsze, ostrzejsze, bardziej nieprzewidywalne - dramatyczne.
Powinnam była z nią porozmawiać, jako magipsychiatra, ale wiedziałam, że słowa teraz niewiele pomogą. Znałam ją zbyt dobrze - widziałam już wcześniej jej mechanizmy obronne, poza tym orientowałam się w tym, jak łatwo odrzuca się pomoc, jeśli jest ona podana w tonie, który uzna się za protekcjonalny, lub od kogoś, kto jest jednocześnie „rodziną” albo „bliską znajomą”. Geraldine nie byłaby moim pacjentem, nawet gdybym złamała regułę nieprzyjmowania bliskich. To było ograniczenie, które stawiałam dla własnego dobra i dla porządku mojej praktyki, a jednak, stojąc w korytarzu z małą, czarną szkatułką w dłoni, czułam, że tę granicę będę musiała przesunąć, jeśli chciałam mieć jakąkolwiek realną szansę, by powstrzymać bieg rzeczy. W głębi ducha wiedziałam, co należało uczynić, by nie dopuścić do wydarzeń prowadzących do kolejnych dramatów. Inaczej czekała nas powtórka tego, czego żadna z nas nie chciała przeżyć.
Nie była to decyzja, którą podejmowałam lekko, ale wiedziałam, że jedyną możliwością, by zapobiec temu, co mogło nastąpić, było bezpośrednie zaangażowanie - nie tylko słowne, nie tylko gest dobrej rady, ale kontrolowany, świadomy nadzór i, jeśli trzeba, tymczasowe przejęcie odpowiedzialności za jej codzienne decyzje. Inaczej czekało nas powtórzenie tego samego bólu, którego kiedyś doświadczyłam ja i którego nie chciałam znowu przeżywać wraz z kimś innym. Wzięłam więc głęboki oddech, przekroczyłam próg i przybrałam taką postawę, jakbym nic nie widziała - maska spokoju i uprzejmej obojętności była mi potrzebna nie tylko dla siebie, lecz po to, by nie zdenerwować jej bardziej, niż było to konieczne - moje ruchy były eleganckie, kontrolowane. Podeszłam do Geraldine, trzymając w ręku małą, czarną szkatułkę, którą wnosiłam jako gest dopełniający tę chwilę. Moja dłoń nie drżała - praktyka nauczyła mnie maskować to, co wewnątrz.
- W naszym zwyczaju panny młode splatały warkocze jako część rytuału zaślubin. - Odezwałam się łagodnie, lecz rzeczowo. - Proste warkocze to oszczędna ozdoba, więc trzeba też upiąć welon i wianek.
Otworzyłam szkatułkę jednym ruchem nadgarstka i odchyliłam wieczko - w środku spoczywały dwie ostro zakończone, pozłacane szpilki, cieniutkie, rzeźbione z kości słoniowej. Miały na sobie delikatny wzór - roślinne pnącza i mikroskopijne listki, ale to nie ornament decydował o ich charakterze. Była w nich pewna prostolinijność funkcji, coś z broni ukrytej w biżuterii. Pomyślałam, że Yaxley to doceni.
-Myślę, że te będą dla ciebie odpowiednie. Usiądź, proszę, na fotelu pod oknem. - Dodałam, wskazując miejsce w łazience. - Chciałabym przymierzyć welon ze szpilkami, a tam będzie najlepsze światło. - Powiedziałam to tak zwyczajnie, jakbym od zawsze bawiła się w upinanie welonów. Oddaliłam ją od lustra celowo, lecz bez ostentacji - nie potrzebowałam, by widziała moją twarz, kiedy będę pracować przy jej włosach.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#14
14.08.2025, 08:51  ✶  

Geraldine nie miała w zwyczaju opowiadać głośno o tym, z kim elity się przyjaźniła. Nie sądziła, aby było to szczególnie istotne dla innych. Grunt, że kobiety wiedziały na kogo mogą liczyć, no i ich najbliżsi mieli świadomość, że te dwie są blisko, właściwie to już chyba były, bo jedna odeszła. Było to okropnie gorzkie, nie tak sobie wyobrażała ten dzień, widziała Flo w swojej przyszłości. Same często śmiały się z tego, że są tak różne, a jednak znalazły dość grubą nić porozumienia, Bulstrode była dla niej wyjątkowo wyrozumiała, bo Yaxley miewała podobne zapędy do jej braci. Mimo tego, że mogła wydawać się ostra i oschła to dla swoich najbliższych miała bardzo dużo cierpliwości, Geraldine miała to szczęście, że była traktowana jako jedna z tych osób, dzięki czemu mogła poznać prawdziwe oblicze Florence. Ta przyjaźń jednak została jej odebrana, straciła jedną z niewielu osób, którym naprawdę ufała i miała przy sobie przez długie lata, kolejna. Nie sądziła, że na tym się skończy, miała wrażenie, że to dopiero początek. W końcu podczas spalonej nocy pokazali na co ich stać, pokazali, że mają gdzieś to, kto żyje, a kto umiera. Nie miały znaczenia ich ideały, bo gdy dochodziło do ataków, to nie patrzyli na to, w kogo uderza zaklęcie, chociaż pierdolili o tym, że świat powinien należeć do czystokrwistych. Gówno prawda. Kiedy sięgali po zaklęcia to nie miało znaczenia, nie musiała szukać daleko przykładów, Florence, Amanda, pozostawało zastanawiać się nad tym kto jeszcze? Kto będzie następny.

Musiała teraz odsunąć od siebie te myśli, skupić się na tej chwili. Nie chciała, aby Ursula widziała ją rozsypaną, starała się więc zebrać się w sobie, udawać, że jakoś się trzyma. Nie była mistrzynią chowania emocji, ale robiła wszystko, co w swojej mocy, aby nie dać poznać, jak bardzo dzisiaj w nią to uderzyło. Musiała być silna, w końcu nie tylko to się zmieniło, doszła do tego informacja, której również się nie spodziewała, a to wiele zmieniało, bo teraz już nie chodziło tylko o nią. Musiała zmienić swoje nawyki, nie mogła kierować się zemstą, nie mogła pozwolić, aby stała się jej krzywda, bo przecież miała w sobie nowe życie, nie mogła ryzykować, co powodowało, że stawała się bezsilna. Nie wiedziała, jak sobie poradzi z tą bezczynnością, nie powinna szukać morderców, ale sama świadomość, że będą oni sobie kroczyć po tym świecie niszczyła Geraldine od wewnątrz.

- Warkocze brzmią dobrze, nie miałabym nic przeciwko nim. - Starała się mówić lekkim tonem, w końcu rozmawiały o jej własnym ślubie, musiała wykazać chociaż odrobinę pozytywnego nastawienia. Nie lubiła, gdy włosy jej się plątały, nie będzie musiała przejmować się tym, że fruwają każde pasmo w swoją stronę, zresztą często właśnie nosiła swoje włosy w ten sposób, to nie byłoby dla niej nic nowego.

Yaxley wpatrywała się w zawartość szkatułki, gdy Ursula ją otworzyła. Nie mogła wyjść z podziwu, jak to możliwe, że ta kobieta była przygotowana na wszystko. Wzbudzało to jej podziw, wyciągnęła dłoń, aby dotknąć szpilki. Były delikatne, ale pasowały do tego, kim była. - Są piękne. - Nie musiała nakładać na siebie tony biżuterii i wyglądać jak świąteczne drzewko podczas Yule, Lestrange miała wyśmienity gust, i zdecydowanie zamierzała korzystać z jej porad.

- Dobrze. - Ruszyła więc w stronę fotela, usiadła na nim delikatnie, nie chciała uszkodzić sukni, którą miała na sobie. Czekała na Lestrange, która za chwilę miała się pojawić tuż za nią. Przymknęła oczy, już zaraz będzie miała to za sobą, być może znowu zamknie się w pokoju i będzie przetrawiać te wszystkie informacje, które do niej dotarły, że też Ambroise'a nie było tutaj, gdy go najbardziej potrzebowała.

Żelazna Dama
Nearly all men can stand adversity, but if you want to test a man's character, give him power.
wysoka - około 180 cm, zazwyczaj dodatkowo podkreślany butami na rozsądnym obcasie / szczupła, ale nie przesadnie chuda / ciemnobrązowe, falowane włosy lekko za ramiona - zazwyczaj upięte albo elegancko wystylizowane / jasne, lodowatoniebieskie oczy / nosi ciężką, drogą biżuterię i eleganckie, szyte na miarę stroje w odcieniach granatu, szarości i brązów

Ursula Lestrange
#15
14.08.2025, 15:12  ✶  
Gdyby ktoś zapytał mnie później, czy było to moralne, odpowiedziałabym - nie. Gdyby ktoś zapytał, czy było konieczne, odpowiedziałabym - tak. W moim świecie czasem jedyne sprawiedliwe rozwiązanie to wziąć na siebie ciężar decyzji, które inni nie chcą lub nie mogą podjąć. Wiedziałam, że samowolna modyfikacja czyjejś pamięci jest przekroczeniem nie tylko uprawnień magipsychiatry, ale wszystkich możliwych reguł zawodu i życia społecznego - nadużyciem, którego normalnie bym nie dokonała, ale patrząc na jej twarz, widziałam własne przeszłe rozdarcie i nie mogłam pozwolić, by historia się powtórzyła. Wobec wizji tego, co miało nastąpić - zagrażającej jej i być może nie tylko jej - poczułam, że nie miałam wyboru. Nie byłam kobietą, która lekko oddawała kontrolę nad sytuacją, nawet odpowiadając za gości w moim domu, zwykłam trzymać wszystko pod ścisłym nadzorem, ale tym razem nie planowałam w pierwszej kolejności pisać listu do narzeczonego Geraldine. Nie dlatego, że nie mogłam - dlatego, że wiedziałam, iż taki list byłby nośnikiem niepotrzebnego ciężaru. Ambroise był niezbędny, ale nie teraz. Chciałam, by nie miała więcej stresu niż już go miała. Była to decyzja praktyczna i okrutna w jednym - lepiej prosty gest, który zamknie sprawę, niż wielki dramat, który mogłaby wywołać falę pytań, szumu i nowych ran. Znałam ten świat zbyt długo, by nie rozumieć, że najłagodniejsza przemoc jest czasem jedynym lekarstwem. Wiedziałam, że niektóre kroki, które miałam wykonać, były moralnie wątpliwe - mimo to oceniłam je jako konieczne, czasami większe dobro wymagało cięższych gestów.
- Górę upięłabym w warkocze, a spód zostawiłabym rozpuszczony. - Powiedziałam, kładąc dłonie na oparciu fotela, gdy usiadła, aprobując mój pomysł, zanim w ogóle zebrałam się do zaplatania. - Spróbuję tak zrobić. - Stanęłam za nią, czując znajomą wagę włosów między palcami i sprawnie przechodząc do rzeczy - miałyśmy przed sobą zadanie praktyczne, które wymagało wprawy bardziej niż słów. Plecenie szło mi sprawnie, robiłam to od lat, najpierw dla siebie, potem dla innych, w chwilach radości i w tych, kiedy należało ukryć lęk pod pozorem utrzymania porządnego wyglądu. Najpierw wyodrębniłam pasmo po prawej, potem po lewej, wreszcie środkowe, powtarzając tę czynność aż powstały trzy warkocze - równomierne, ciasne, ozdobne - jeden po prawej, drugi po lewej, trzeci pośrodku. Wszystkie miały zostać złączone w jeden, w który następnie miały trafić szpilki z welonem. Spód natomiast pozostał luźny, fale pod warkoczami miękko się układały.
Gdy skończyłam wspólny warkocz, odsunęłam się o krok, przyglądając się dziełu. Wyglądało tak, jak zaplanowałam. Przez moment poczułam inny rodzaj satysfakcji niż zwykle - nie z zamiatania problemu pod dywan, ale z wykonania pracy, która miała sens.
- Teraz podepnę wszystko szpilkami i założymy welon. - Powiedziałam, marszcząc minimalnie brwi. - Może poczujesz chłód, to normalne. - Nie dodałam, że wiedziałam, co robić dalej - decyzja, która tliła się we mnie od chwili, kiedy weszłam do pokoju, nie była już wyborem, lecz koniecznością. Mimo to starałam się, by moje słowa pozostały neutralne, uprzejme - tak łatwo było stracić kontrolę nad rozmową, a ja nie mogłam sobie na to pozwolić.
W długim rękawie sukni miałam wszytą kieszonkę na różdżkę - zwyczaj, który przyjęłam dawno temu i przekazywałam dalej - narzędzie, będące przedłużeniem dłoni każdego szanującego się czarodzieja, było dzięki temu zawsze pod ręką, ukryte, nie rzucające się w oczy. Nie biorąc zbędnego oddechu, wsunęłam różdżkę na tyle, na ile było konieczne, i delikatnie przyłożyłam jej końcówkę jak najbliżej włosów. Nie wypowiadałam inkantacji - zrobiłam to po cichu, niewerbalnie, rzuciłam zaklęcie tak subtelne, jak tylko potrafiłam, bo to była moja główna dziedzina magii - intencja i precyzja działały lepiej niż głośne formuły.
Zrobiłam to szybko, sprawnie, bez melodramatu - zaklęcie zadziałało - ciche, spokojne, niebezpiecznie nienarzucające się, jak muśnięcie w głębi umysłu. Wiedziałam, że to niemoralne - łamałam reguły, stosując coś, co dla wielu zakrawało o czarną magię, ale zrobiłam to, bo znałam cenę przywiązań i bałam się, że historia, którą już kiedyś przeżyłam, ma się powtórzyć. Nie miałam zamiaru jej krzywdzić. Miałam zamiar rozmyć poczucie jej wolnej woli tak, by myśli Geraldine o niezależności straciły ostrość - musiała słuchać mnie bez świadomości, że to robiła. Zanurzyłam ją w stanie, który wyglądał jak sen - jak gdyby wszystko było nierzeczywiste. Nie była to magia, której użyłabym lekkomyślnie. Zrobiłam to, bo wiedziałam, że nie było już czasu na rozważania. Nie pytałam samej siebie o moralność - tłumaczyłam ją, milcząco, większym dobrem, które musiało zostać osiągnięte.
- Chodź za mną. - Poprosiłam, odkładając szpilkę. Jej buty stuknęły o podłogę, gdy posłusznie wstała i podążyła przede mną. Krok po kroku prowadziłam ją przez znajomy, cichy korytarz mojego piętra - nawet w złych czasach dom ten był moją twierdzą i wiedziałam, gdzie trzymać rzeczy, które mogły przydać się w nagłej potrzebie. W gabinecie ruszyłam szybkim, zdecydowanym krokiem do szuflady, z której wyjęłam szkatułkę z wahadełkiem.
- Usiądź na szezlongu. - Poleciłam, wracając do niej, aby urzeczywistnić podjętą decyzję. Przez lata praktyki w mojej pracy wiedziałam, że nie było jednego gestu, który rozwiązuje wszystko - było to kombinacją dotyku, tonu, oddechu i zaklęć z dziedziny zauroczenia rzucanych między słowami - czynów, które łączyły się w intencję. Moja intencja była silna - nie mogłam już dłużej patrzeć na nią w tym stanie. Wiedziałam, że muszę przemodelować przestrzeń jej pamięci w sposób jak najdelikatniejszy - uczynić stratę odczuwaną, lecz nie przytłaczającą - pozostawić Florence bliską, lecz nie centralną. Nie były siostrami, były raczej neutralnymi sojuszniczkami, które z czasem oddaliły się od siebie, przez wzgląd na decyzje Bulstrode, z którymi Yaxley nie była zgodna, ale były sobie przychylne. Uprzedzałam każdy zwrot narracji, każdą iskierkę, która mogłaby na nowo rozpalić żar bólu, by nie zostało miejsca na samozniszczenie. Słowa, które wypowiadałam, były miękkie i precyzyjne. Nie recytowałam formuł - mówiłam o krajobrazie wspomnień, drobnych, neutralnych faktach - tym, że Florence była kiedyś obecna, ich kontakt z czasem osłabł, i owszem, jej śmierć była stratą dla świata, lecz nie powinna już teraz stać się ośrodkiem całego życia Geraldine. Zastępowałam nagłe, jaskrawe obrazy bardziej stonowanymi, mniej drastycznymi scenami, nie kłamałam o prawdzie, jedynie przesuwałam ciężar jej uwagi. To było subtelne, jak prowadzenie jedwabnej nici, by spleść z niej nowy gobelin. Moje działania miały charakter narracji - delikatne przekształcenie, dopasowanie, niuansowanie bólu tak, by nie zacieśniał się w raniący węzeł.
Złamałam zasady, o których uczyłam studentów, ale złamałam je, bo uniemożliwienie katastrofy było moralnie ważniejsze niż bezwzględna lojalność wobec reguł. Nikt nie miał mi za to podziękować - i niech tak zostanie.
- Teraz śpij. - Wyszeptałam, gdy przypieczętowałam sugestię. - Obudzisz się dopiero, gdy tupnę nogą.
Powoli ułożyłam ją na boku na szezlongu, nie dbając o gniotącą się suknię, a następnie machnęłam różdżką. Otworzyłam okno, by wpuścić chłodne powietrze i zapobiec mdłościom, wzięłam karafkę wody i przetarłam jej czoło wilgotną szmatką - tak, jak robiłam to z pacjentami, którzy potrzebowali opieki. Na moment stanęłam nad nią i patrzyłam. Przypomniałam sobie swoje własne straty, pamięć tamtej nocy, w której wszystko posypało się jak domek z kart. Wiedziałam, że nie mogłam jej oszczędzić wszystkich ran, ale mogłam zapobiec temu, by rana ta stała się zakaźna i odcisnęła piętno na całym jej dalszym życiu. Spoglądałam na twarz Geraldine, patrząc jak rysy jej twarzy łagodnieją we śnie - jak wyzbywa się konieczności uginania się pod ciężarem, którego nie zdążyła udźwignąć. Wiedziałam też, że to, co zrobiłam, miało swoje konsekwencje - byłam magipsychiatrą, rozumiałam granice etyki. Złamałam jedną z własnych zasad, lecz zrobiłam to świadomie, ważąc ryzyko i patrząc na przewagę słusznego celu, który musiałam osiągnąć. Nie usprawiedliwiałam się - po prostu działałam tak, jak potrafiłam najlepiej, w imię czegoś, co uważałam za większe dobro niż kurczowe trzymanie się reguł. Uderzyłam obcasem o podłogę.
- Zemdlałaś. - Powiedziałam cicho i spokojnie, nachylając się nad nią, gdy rozchyliła powieki.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#16
15.08.2025, 22:19  ✶  

Geraldine siedziała w fotelu, nie miała pojęcia, że w tym wszystkim może chodzić o coś więcej, niż tylko o upięcie włosów. Nie miała pojęcia, że może się coś wydarzyć, że Ursula widziała jej moment słabości. Próbowała jakoś się trzymać, nie pokazywać po sobie, że zaczyna się sypać, jak widać jednak nie tak łatwo było jej chować swoje emocje. Lestrange połączyła kropki, oczywiście, że to zrobiła, sama Yaxley dała jej ku temu okazję, tyle, że nie wiedziała, że coś się święci, nie miała pojęcia, że ona wie, że coś jest nie tak.

- Możesz wypróbować wszystko na co masz ochotę. - Najwyraźniej nie zamierzała oponować. Chciała wypróbować warkocze, a dół zostawić rozpuszczony - droga wolna. Geraldine czekała, aż zacznie działać. Nie spodziewała się, że Ursula ma wprawę w czesaniu włosów, ale to mogła być kolejna rzecz, której o niej nie wiedziała, miała bardzo wiele tajemnic, wcale by jej nie zdziwiło, gdyby umiała to robić perfekcyjnie.

Poczuła palce w swoich włosach, raczej rzadko pozwalała je komuś dotykać, jednak nie powodowało to niezręczności, wręcz przeciwnie było całkiem przyjemne, zaplatała jej włosy pasmo, po paśmie. Dobrze się złożyło, że postanowiła je podciąć tylko odrobinę, bo była bliska tego, aby pozbyć się dużej części włosów, tak właściwie to Ambroise się tym zajął po tym, gdy wróciła z ostatniej wyprawy. Przymknęła oczy, musiała czekać, aż Lestrange skończy, żeby zobaczyć się w lustrze, nie miała tutaj zbyt wiele do działania. Pozostawało jej przymknąć oczy i pozwolić jej robić swoje.

- Ufam, że nie zrobisz mi krzywdy. - W końcu miały to być tylko szpilki którymi zamierzała podpiąć jej włosy. Nic wielkiego. Podpiąć welon i będzie po wszystkim, będą miały za sobą tę próbną fryzurę ślubną. Całkiem sprawnie szło im sprawdzanie tego, jak powinna wyglądać, nie spodziewała się, że kobieta, aż tak bardzo ułatwi jej przygotowania do tego wielkiego dnia. Okazało się bowiem, że ominie ją spora część zakupów, akurat ta, którą naprawdę wolała ominąć, nie znosiła wizyt u krawców, mierzenia, później przymiarek. Okropnie ją to nużyło, a tutaj miała suknię, welon, wszystko czego potrzebowała, by odpowiednio się prezentować podczas swojego ślubu. Nie mogła trafić lepiej.

Nie spodziewała się tego, że nie chodziło tylko o fryzurę, plecenie włosów, że był to tylko powód, dzięki któremu miała dać jej szansę działać, spełnić swoją własną misję, której nie była świadoma. Nie zakładała, że Ursula postanowi potraktować ją zaklęciem, nie była czujna, nie broniła się więc wcale, to się po prostu stało.

Wstała, gdy usłyszała polecenie. Nie negowała go, reagowała mechanicznie. Nie zastanawiała się nad tym dlaczego tak się działo. Miała jej słuchać, i tyle.

Nie myślała o niczym, szła za Ursulą pewnym krokiem, bo ona tego od niej oczekiwała. Nie odzywała się ani słowem, była w transie, nie panowała ani nad swoim ciałem, ani nad umysłem. Po prostu egzystowała, trwała, pewnie nawet nie umiałaby nazwać tego stanu.

Usiadła na szezlongu, nie wiedziała dlaczego i po co, ale w tej chwili jedyne, co było dla niej ważne to wykonywanie poleceń. Nie zareagowała w żaden sposób na wyciągnięte wahadełko, gdyby była świadoma tego co się dzieje na pewno spierdoliłaby stąd w podskokach. Geraldine nie była fanką mieszania w głowie, po tym wszystkim, co wydarzyło się latem okropnie bała się tego rodzaju sztuczek. Teraz jednak, siedziała, jakby nigdy nic. Czekała, sama nie wiedziała na co.

Nie miała pojęcia, co się dzieje. Siedziała, pozwalała Lestrange na te wszystkie sztuczki, którymi gardziła, których się bała. Wpatrywała się w wahadło, pozwalała na to, aby znalazła się w jej głowie, by manipulowała jej wspomnieniami. To się działo, a ona nie była tego świadoma, nic nie mogła z tym zrobić.

Zasnęła. Tak jak jej powiedziała, mimo, że nie była zmęczona, mimo, że nie chciała spać. Zasnęła, bo Ursula oczekiwała, że to zrobi. Całkiem proste, czyż nie? W końcu tak chętnie zawsze słuchała poleceń wszystkich wokół. Zamknęła oczy i niemalże od razu zapadła w sen.

Tupnięcie nogi. Miała się obudzić, kiedy je usłyszy. Tak więc zrobiła, otworzyła oczy, czuła się zmęczona, skołowana, nie miała pojęcia, co właściwie się wydarzyło. Miała wrażenie, że poczuła jakąś dziwną lekkość, jakby coś przestało jej ciążyć, tyle, że nie wiedziała dokładnie o co chodziło, nie potrafiła połączyć kropek. Może później sobie o tym przypomni?

- Przepraszam, nie czułam się dzisiaj najlepiej. - Spróbowała podnieść się powoli. Zdawała sobie sprawę z tego, że mogło się to zakończyć różnie, w końcu dzisiaj przez cały poranek towarzyszyły jej mdłości. To mogło być powodem omdlenia, nie do końca aktualnie panowała nad swoim ciałem, co było dla niej naprawdę nieprzyjemnym doświadczeniem, wszak normalnie zawsze była pewna tego, że jej nie zawiedzie.

- Naprawdę mi przykro, że sprawiłam Ci kłopot. - Nie do końca wiedziała, jak powinna się zachować w podobnej sytuacji, bo nigdy jeszcze nie zdarzyło jej się nic podobnego.

Żelazna Dama
Nearly all men can stand adversity, but if you want to test a man's character, give him power.
wysoka - około 180 cm, zazwyczaj dodatkowo podkreślany butami na rozsądnym obcasie / szczupła, ale nie przesadnie chuda / ciemnobrązowe, falowane włosy lekko za ramiona - zazwyczaj upięte albo elegancko wystylizowane / jasne, lodowatoniebieskie oczy / nosi ciężką, drogą biżuterię i eleganckie, szyte na miarę stroje w odcieniach granatu, szarości i brązów

Ursula Lestrange
#17
16.08.2025, 14:09  ✶  
Otwarcie oczu Geraldine było ciche i powolne, jakby przemieszczała się z jednego świata do drugiego. Reagowała, była obecna, a to wystarczyło, bym wiedziała, że moja interwencja osiągnęła zamierzony skutek. Wiedziałam, że zrobiłam, co trzeba było, i że rezultat przyniósł jej ulgę. Nie okazałam jednak dramatycznej radości ani triumfu - nie było ku temu powodu, zamiast tego przyjęłam postawę spokojną, rzeczową - taką, jaka pasowała do roli, którą zawsze sobie narzucałam, tej kobiety, która nie popada w panikę, a jednocześnie nie lekceważy powagi sytuacji. Usiadłam naprzeciwko niej, zostawiając odrobinę przestrzeni, bo było to ważne, by nie naruszać granicy, którą i ona sama mogła chcieć zachować.
- Ktoś powinien cię zbadać. - Powiedziałam w końcu, mówiąc rzeczowo, bez dramatyzmu. Wypowiedziałam te słowa łagodnie, aby nie dolewać oleju do jej niepokoju, ale też stanowczo, by nie zostawić miejsca na wątpliwości. Po tym, co przeszliśmy podczas pożarów w Londynie, ludzie ogólnie czuli się gorzej - to nie były drobne sprawy, nie wolno było lekceważyć oznak osłabienia, zawrotów, nudności czy omdleń, więc mogłam jej to zasugerować, nawet jeśli oficjalnie nic nie wiedziałam o jej stanie i wyłącznie wmawiałam jej omdlenie. Nie wspomniałam jawnie, że liczyłam na jej szczerość - miałam nadzieję, iż sama poda mi prawdę o tym, co się dzieje. Nie chciałam stawiać jej w roli, w której poczułaby się osaczona. W naszym środowisku takie rzeczy i tak nie pozostawały tajne długo, lepiej było, by informacje przekazane były od razu i przez kogoś, kto chciał panować nad swoim życiem, nie przez plotkarzy.
- Po tym, co się stało podczas pożarów w Londynie... - Rzekłam, tonem, który nie dopuszczał sprzeciwów. - Nie można bagatelizować żadnych objawów, nawet tych pozornie drobnych. Czy chcesz, abym cię zbadała teraz, czy wolisz poczekać na Ambroise'a? - W moim głosie nie było dramatyzmu, ale nie kryłam, że w tej sprawie zamierzam wezwać go do domu. To miało być działanie ochronne, nie kontrolujące. Nie dlatego, że chciałam naruszyć jej prywatność, lecz dlatego, że nawet po hipnozie - zwłaszcza po niej - sytuacja mogła wymagać obecności osoby bliskiej i odpowiedzialnej. - W każdym razie nie zataję tego przed nim. - Przyzwyczajona byłam do jasnych zasad - w sprawach tak skomplikowanych jak ta, która miała miejsce, decyzje powinny być podejmowane przejrzyście, a najbliższa rodzina miała prawo wiedzieć o wydarzeniach mających wpływ na stan zdrowia bliskich. Powinien wrócić do Exmoor, nawet jeśli doskonale się bawił na popijawie w Londynie - były rzeczy ważne i ważniejsze. Zamilkłam na moment, obserwując jej reakcję. Wiedziałam, że to nie była błaha decyzja - wezwanie przyszłego męża kładło na stole więcej niż same medyczne aspekty - nie ukrywałam przed nią tego faktu.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#18
16.08.2025, 22:23  ✶  

Geraldine zdawała sobie sprawę, co jej dolegało. Miała świadomość, w czym leżał problem. Omdlenie mogło być spowodowane stanem w jakim się znajdowała. Od rana nie czuła się najlepiej, to musiało eskalować. Powinna odpocząć, zdecydowanie. Ten dzień był pełen wrażeń. Dowiedziała się w końcu, że jest w ciąży, to było dosyć sporo, pamiętała też list, informację o tym, że Florence umarła, było jej przykro z tego powodu, bo kiedyś łączyło je wiele, kiedyś mogły na sobie polegać, jednak ich drogi się rozeszły. Poróżniły się i przestały się ze sobą dogadywać. Śmierć podczas wojny była czymś normalnym, nie powinni do niej przywykać, ale się zdarzała. Przykro, że spotkało to akurat ją, kiedyś naprawdę się lubiły.

- Tak, zajmę się tym. - Wiedziała, że musiała skorzystać z pomocy uzdrowiciela, nie mogła pozwolić na to, aby takie sytuacje się powtarzały. Właściwie może to i dobrze, że Ursula uznała to za pokłosie pożarów. Tak było prościej, przynajmniej jak na razie. Gdyby tylko wiedziała, że Lestrange wie o wszystkim... na szczęście nie wiedziała, więc postanowiła pójść za tą narracją, którą sama jej podsunęła.

- Poczekam na Ambroise'a, nie wydaje mi się, aby to było coś pilnego. - Brakowało tylko tego, aby ta ją zbadała, obejrzała swoim fachowym okiem i dowiedziała się tego, że jest w ciąży. Zdecydowanie nie mogła na to pozwolić, tym bardziej, że Roise jeszcze o niczym nie wiedział, czas najwyższy, aby przekazała mu te wieści. Nie chciała, aby kolejna osoba dowiedziała się tego przed nim. Cóż, już wiedziała, ale Yaxley nie miała tej świadomości, może to i lepiej, bo miała pozorną kontrolę nad tym, co działo się wokół niej, naprawdę bardzo pozorną.

- Nie prosiłabym Cię o to, musi być świadomy tego, że coś się dzieje. - Rozumiała dlaczego to powiedziała, Geraldine jednak chciała, by ta zdawała sobie sprawę, że nie zamierzała niczego przed nim zatajać. Musiał wiedzieć, musiał dowiedzieć się o wszystkim, chociaż chyba miały na myśli zupełnie inne rzeczy. Czekała ją dość trudna rozmowa, jakoś jednak sobie z tym poradzi, zawsze sobie radziła. Nie sądziła, aby była potrzeba, żeby ściągać Ambroise'a nagle do rezydencji, to mogło poczekać te kilka godzin, nie należała do osób, które zrzucały od razu swoje problemy na innych i oczekiwały natychmiastowej pomocy, zresztą miał się dobrze bawić, bez sensu było mu to odbierać. Najwyraźniej jednak Lestrange miała odmienne zdanie na ten temat, może to i lepiej, że Yaxley nie zdawała sobie z tego sprawy.

- Pozwolisz, że się przebiorę i wrócę do sypialni? - Nie wydawało jej się, aby miały tutaj coś jeszcze do załatwienia, a nawet jeśli tak było, to nie znajdowała się teraz w najlepszej formie. Liczyła na to, że Ursula jej wybaczy niedyspozycję i pozwoli stąd odjeść, to był dzień pełen wrażeń i zdecydowanie potrzebowała odpoczynku.

Żelazna Dama
Nearly all men can stand adversity, but if you want to test a man's character, give him power.
wysoka - około 180 cm, zazwyczaj dodatkowo podkreślany butami na rozsądnym obcasie / szczupła, ale nie przesadnie chuda / ciemnobrązowe, falowane włosy lekko za ramiona - zazwyczaj upięte albo elegancko wystylizowane / jasne, lodowatoniebieskie oczy / nosi ciężką, drogą biżuterię i eleganckie, szyte na miarę stroje w odcieniach granatu, szarości i brązów

Ursula Lestrange
#19
17.08.2025, 14:55  ✶  
Gdyby chodziło o inny zestaw problemów, zapewne wstrzymałabym się z informacją o konieczności wezwania Ambroise’a z Londynu - jeśli to byłoby zwykłe omdlenie po wdychaniu dymu podczas pożarów, załatwiłabym sprawę sama. Odpowiedni eliksir z domowych zapasów, odpoczynek, kontrola tętna i oddechu, koniec tematu - kroki byłyby proste, ale nie o to tutaj chodziło i obie to czułyśmy, nawet jeśli nie powinnam była o tym wiedzieć. Wiedziałam jednak, umiałam czytać ludzi, a dzisiejszy wieczór nie pozostawiał złudzeń - wbrew temu, co mówiłyśmy sobie w południe, Geraldine - całe szczęście, wtedy już na pewno zamężna - miała wydać na świat dziecko. Nie miałam pojęcia, za ile miesięcy, nie byłam w stanie tego ocenić bez dokładniejszych badań, ale byłam pewna, że jest w ciąży.
Kiedy rozmawiałyśmy wcześniej, zapewniała, że z Ambroise’em nie planują dzieci w najbliższym czasie. Nie sądziłam, by mnie okłamała - jej ton, spojrzenie, sposób, w jaki odwracała dłonie na kolanach - to wszystko było szczere, co oznaczało, że dowiedziała się o tym w ciągu kilku ostatnich godzin - żelazna dedukcja - a skoro tak, i to dziecko nie było częścią ich planu na teraz, sytuacja stawała się skomplikowana. Do tego wiedziałam, że mój bratanek zabrał jej narzeczonego do Londynu, by załatwiać sprawy,  jeżeli Geraldine nie poinformowała go listownie - co byłoby nie tylko nierozsądne, ale i pozbawione logiki - Ambroise niczego nie wiedział. Po tym, co stało się z Florence, nawet jeśli przed chwilą stępiłam ostrze dramatu, powinien tu być. Pierwsze dwadzieścia cztery godziny po hipnozie były kluczowe. Dlatego byłam zdecydowana wezwać go natychmiast.
Zwróciłam się do Geraldine tonem rzeczowym, pozwalając, by w moich słowach pobrzmiewał spokój, organizujący rzeczywistość.
- Oczywiście. Możesz się swobodnie przebrać i wrócić do sypialni. - Powiedziałam. - Ja w tym czasie napiszę wiadomość. Wyślę ją za niespełna godzinę, gdy sowa wróci do domu. Jeżeli natychmiast zareagują, wrócą po północy. - Określiłam, skrycie dając jej czas na przygotowanie się do spotkania. - Rozepnę ci guziki, jeśli się obrócisz. W łazience będzie ci łatwiej zdjąć suknię.
Gdy była gotowa, podeszłam bliżej, zręcznie, bez szarpania, odnalazłam pierwszy drobny guzik i kolejno zwalniałam następne. Masa perłowa delikatnie stuknęła o mój długi paznokieć, gdy wypinałam ostatni z dziurki. Dłońmi poprawiłam welon, by nie zaczepił się o koronki, i cofnęłam się o krok.
- Już. - Dodałam krótko - Geraldine mogła zniknąć na korytarzu, bez pośpiechu, ja zostałam na miejscu w tym gabinecie. Sięgnęłam do sekretarzyka, wysunęłam dolną szufladę i wyjęłam papeterię - gruby, kremowy papier z zatopionymi w nim kwiatami - pióro z ostrą stalówką, chabrowy kałamarz. Usiadłam przy blacie, przeciągnęłam palcem po pustej kartce i przez ułamek sekundy pozwoliłam sobie na ciszę, w której porządkowałam słowa. List miał być prosty i rzeczowy, bez sugestii, diagnoz, treści, które nie należały do mnie, za to z zapewnieniem, że to nic bardzo poważnego, nawet jeśli - poniekąd - poważne było. Tak należało zrobić - to był najlepszy sposób, by sprowadzić go tutaj szybko i bez niepotrzebnych nerwów. Zamoczyłam stalówkę w atramencie i zaczęłam pisać, równym, czytelnym pismem, trzymając się tonu, który zawsze robił swoje - spokojnego, stanowczego, nieznoszącego zwłoki. W tej sprawie nie mogło być chaosu. Tyle mogłam dla nich zrobić, przynajmniej teraz.
Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (5086), Ursula Lestrange (6019)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa