13 września 1972r.
Mieszkanie Renigalda Malfoya
Te kilka dni temu, dzień po atakach w mieście, kiedy wrócił do swojego mieszkania po całej śmierdzącej akcji z atakami, spostrzegł list od drogiej kuzynki. Po jego przeczytaniu, od razu odpisał. Skupiając się w nim bardziej na swoich stratach, bardziej materialnych. Dla niego jakże ważne, gdyż naruszyło jego egoistyczną duszę potrzeb spania na ukochanym łóżku. Na zwrotną odpowiedź, długo nie czekał. Poruszyła w tym coś, czego nie brał pod uwagę. Na ten list, nie odpisał.
"Dlaczego kobiety muszą mieć rację?' – zapytał sam siebie. Penny też nie raz zwracała mu na coś uwagę. Teraz i Lorraine przypomniała o czymś ważnym. Rodzina. Żył po swojemu. Nie każdy to tolerował, że nic nie robił, a z pieniędzy rodzinnych korzystał.
Westchnął, zmierzając do wyjścia. Ale nieszczęśliwie potknął się o upierdliwe i przeklęte krzesło. Zabolała go piszczel i jeszcze chciał temu krzesłu oddać. Nie miał pojęcia co je opętało. Ale na pewno w tym mieszkaniu, nie da się żyć. Musiał znaleźć nowe. To sprzedać. Tylko, kto je kupi?
Chcąc nie chcąc, udał się ostatecznie do domu rodziców. Drzwi otworzyła mu skrzatka. A wewnątrz, wyjrzała matka. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział ją tak zmartwioną i jednocześnie szczęśliwą, że go zobaczyła. Czy to dlatego, że był cały i przeżył?
- Całe szczęście jesteś cały.Wydusiła z siebie obejmując syna, pozwalając mu wejść do środka. Skrzat zamknął drzwi i czekał na rozkazy.
- Tak. Jakoś, żyję… Jest ojciec?
Odparł zgodnie z prawdą, ukradkiem rozglądając się, czy zobaczy ojca. Czy zacznie znów prawić swoje kazania.
- Jest w Ministerstwie.
Słysząc taką odpowiedź matki, wewnątrz siebie poczuł ogromną ulgę. Ojciec żył ale też był w pracy. Skoro się dowiedział, że nic im nie jest, pokazał się że jakoś funkcjonuje, to może czas na niego?
- Rozumiem… To ja…
Chciał się już wykręcić, ale rodzicielka nie odpuściła.
- Zostaniesz.
Oznajmiła kobieta, następne słowa kierując do skrzata.
- Przygotuj nam dobrą herbatę i pokój dla Renigalda.
Skrzat przyjął zadania do wykonania i udał się w celu ich realizacji. Z kolei Renigald nie ukrywał zmieszania. Otworzył usta, lecz nie wydobył z siebie słowa, kiedy ujrzał ten poważny wzrok matki.
- Zostaniesz na noc. Marnie wyglądasz. Pewne nie sypiasz dobrze. Chodź. Porozmawiamy.
Tyle, było z jego swobody.
Został na noc, zgodnie z prośbą matki. Wyjaśnił, co się stało z jego mieszkaniem. Że planował jednak wyjazd. Że myślał o podjęciu jakiejś pracy, ale nie jest to nic pewnego. Teraz i tak Londyn się zawalił, to nic nie dostanie. A sprzątać gruzu nie ma mowy!
Kolejnej nocy się nie wyspał. A tego dnia, nocował gdzie indziej. Był po spotkaniu z kuzynką, a wrócił do swojego mieszkania, jakby liczył na jakieś pozytywne zmiany. Musiał pomyśleć co ostatecznie z tym zrobić. Remont? Wypadałoby. Ale jak pozbyć się tego opętanego krzesła? Irytowało go na każdym kroku. Był zbyt leniwy, aby chodzić i pytać o jakiegoś klątwołamacza. Nie był pewny, czy takiego znajdzie na ulicach Śmiertelnego Nocturnu czy w Podziemnych Ścieżkach.
- Jakie to upierdliwe…Rzekł do siebie, gapiąc się w ten jeden mebel.
Odgłosy na korytarzu, a tym bardziej czyjeś wejście do tego mieszkania, sprowadziły go na ziemię, że sięgnął zarz po różdżkę.