• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[5.3.72, Mugolski antykwariat, Brenna&Martin] Let's talk about books

[5.3.72, Mugolski antykwariat, Brenna&Martin] Let's talk about books
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
21.10.2022, 15:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2023, 16:33 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Brenna lubiła mugolski Londyn.
Czerwone autobusy, śmieszne, jakby garbate auta, barwne, nieruchome bilbordy na budynkach. Tamizę, Big Bena, mosty i tłumy ludzi, odziane zupełnie inaczej niż czarodzieje, pośród których mogła przemykać niezauważona. I tak robiła, ubrana w zwykłe spodnie, w mugolski płaszcz, pod którym kryła różdżkę. Brązowe kosmyki włosów wciskały się pod postawiony kołnierz okrycia, twarz nie nosiła śladu makijażu i tylko wzrost, wysoki jak na kobietę, mógł ją nieco wyróżniać. Ot jeszcze jedna, nijaka postać, w tłumie Brytyjczyków.
Tu nikt jej nie rozpozna. Szanse natknięcia się na jakiegoś czarodzieja były nikłe. I choć z przyzwyczajenia zachowywała ostrożność, nieco dłużej niż przeciętna osoba wpatrywała w mrok każdego zaułku, a dłoń trzymała w nabytym odruchu w pobliżu kieszeni z różdżką... to aportując się w Londynie niemagicznym, czuła się... bezpieczniej. Swobodniej. W końcu śmierciożercy musieliby być naprawdę świetnymi jasnowidzami i wróżbitami, aby odgadnąć, że będzie dokładnie tutaj, właśnie o tej porze.
Nie było jeszcze bardzo późno, ale niebo już powoli ciemniało. W powietrzu, przesyconym wonią smogu i zapachów napływających z pobliskich restauracji, wisiała zapowiedź wieczornego chłodu. Mleczna mgła zaczynała już snuć się po ulicach, przylegać do ciała. Brenna właściwie powinna dawno aportać się z Londynu do Doliny Godryka, i zabrać za inne obowiązki, przede wszystkim listę darczyńców na licytację charytatywną, dziś jednak jakoś nie potrafiła oprzeć się wezwaniu miasta. Czy też raczej wezwaniu przechadzki i mugolskiego jedzenia, bo postanowiła kupić sobie w Wimpy burgera. Ostatecznie jednak zwabiło ją coś zupełnie innego: wciśnięty w ciasną uliczkę antykwariat.
Miała zamiar niedługo wybrać się do swojej ulubionej księgarni, ale może tu znajdzie coś ciekawego?
Brenna weszła do tonącego w półmroku pomieszczenia. Na stołach i regałach powciskano tu setki książek, w nieporządku typowym do takich miejsc, gdzie nie było nowości w matowych okładkach lub twardych obwolutach, pachnących jeszcze drukarską farbą, lecz cała masa pojedynczych, starych egzemplarzy. Pozaginane rogi, plamy na pożółkłych kartkach, zapach kurzu unoszący się w powietrzu. Czasem dało się w takich miejscach znaleźć prawdziwe skarby. Znudzona sprzedawczyni nie uniosła wzroku znad gazety, gdy Brenna weszła pomiędzy półki. Jak zwykle szybko, zatrzymując się dopiero, gdy dostrzegła na półce wydanie jednej z książek Andrew Norton.
Może niektórzy by ją za to potępili, ale lubiła mugolskie książki o magii. Było na swój sposób fascynujące, że ci, choć magii nie znali, zdawali się nieustannie do niej tęsknić. I czasem tworzone przez nich światy zdawały się Brennie bardziej realne i... sensowniejsze... niż jej własny, magiczny świat.
Sięgnęła po książkę, by przerzucić parę stron.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#2
21.10.2022, 15:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.10.2022, 15:56 przez Martin Crouch.)  
Niezmienność dnia kreowała wstęgę życia Martina jak niekończący, powtarzający się wzór. Kalendarz nie istniał, szereg liczb sprowadzony był do pojedynczych dat tworzących supeł na szyi. Jedynym urozmaiceniem w jego życiu były tragedie, okrywające opończą nienawiści do świata i siebie. Lata temu chodził tymi samymi ulicami wypytując o niesławny marsz, płomień śmierci brata. Kilka miesięcy temu wypatrywał w gwiazdach odpowiedzi na gwałtowną odmowę jego żony udziału w spisku zwanym życiem. Uniesienia zdążyły już opaść. Mógł wyjść na bezinteresowny spacer i spojrzeć słońcu w oczy.

     Być może przywdziewanie czerni uczyniło z niego wiecznego żałobnika. Kostucha robiła przysługę fanom koloru i to Martina obdarzała swoim błogosławieństwem. A on regularnie składał jej tytoń w ofierze. Tak było i teraz, gdy leniwe kroki stawiał w przypadkowej dzielnicy Londynu. Matka niezbyt zadowolona była z jego przechadzek, lecz nie widział alternatywy. Magiczne rejony przytłaczały ciasnotą. Dodatkowo z jednej strony tłum i wieczny hałas, z drugiej podejrzane pyski na każdym rogu. Wśród Mugoli był wolny. Nie przygniatała go waga nazwiska czy świst różdżek zaangażowanych w konflikt polityczny. Martin nie zdawał sobie sprawy z problemów Mugoli, ale było to dla niego niezwykle wygodne.

     W antykwariacie pojawił się przed Brenną. Wtopiony w cień i kurz, zagłębiał się w lekturze nieznanego mu jeszcze francuskiego filozofa. Zapach spalonego papierosa był wyraźniejszy niż sylwetka Croucha i mogło być to pierwszą oznaką, że poza właścicielką jest tu ktoś jeszcze.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
21.10.2022, 16:19  ✶  
Zapach dymu papierosowego był dla Brenny czymś naturalnym, podobnie jak woń kawy, choć po papierosy nie sięgała nigdy, a po kawę rzadko. Wypełniały pomieszczenia Departamentu, w którym pracowała, jakby większość BUMowców i aurorów żyła głównie dzięki kofeinie i nikotynie. W miejscu, gdzie pełno było książek, stanowiło jednak coś na tyle nietypowego, że Brenna przerwała na moment rozważania, czy kupować "Czarodziejkę ze Świata Czarownic", skoro nie dorwała jeszcze "Czarodzieja ze Świata Czarownic". Pociągnęła nosem, ruszając w głąb antykwariatu, wciąż z książką w ręku. Przechodząc między półkami i rozglądając się, bo przez moment miała wrażenie, że ktoś zostawił zapomnianego papierosa gdzieś pośród ksiąg i zaraz będą mieć mały pożar.
Dopiero po chwili, wdeptując w coś, co mogło być popiołem albo niedopałkiem, wypatrzyła wreszcie mężczyznę w cieniu.
Nie poznała go, choć w Hogwarcie był zaledwie rok wyżej. Dzieliły ich jednak nie tylko ten jeden rok, ale też Domy, przepaść charakterów, czas Brenny zagospodarowany co do minuty i wreszcie jakieś dziesięć lat po tym, jak opuścił szkołę, kiedy raczej zbyt często nie krzyżowały się ich ścieżki. Nawet blizny na policzku nie były dostateczną podpowiedzią, może dlatego, że Brenna istnienie śladów na twarzy ot odnotowała, nie poświęcając im więcej wagi.
Może widziała Croucha raz czy dwa. Ale nie skojarzyła tego. Prawdopodobnie dlatego, że jeśli miałaby wymienić, kogo nie spodziewałaby się za nic spotkać w mugolskim Londynie, to bez namysłu padłyby trzy nazwiska: Malfoy, Black, Crouch.
- Poważnie? – spytała tylko, w jej głosie nawet nie było nagany, chyba tylko szczere zdumienie. Niezależnie od tego, czy palił dalej, czy tylko przed chwilą, a ot tu pozostało trochę popiołu (może nawet rzuconego nie przez niego?) i zapach, nie pojmowała, skąd komuś taki pomysł mógł wpaść do głowy. Antykwariat, książki, papieros! Ci mugole, oni jednak miewali dziwne zwyczaje...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#4
22.10.2022, 19:40  ✶  
     Uwaga Martina nie padła na zbliżającą się kobietę. Można pomyśleć, że zanotuje obecność intruza w przestrzeni swojej prywatności. Lecz granice intymności życie ulokowało mu skromnie. Dopiero gdyby ktoś natrętnie dobierał się do regału tuż za nim, przesunąłby się leniwie pół metra obok.

     Od dawna przestał reagować na głosy, tak rzadko celowały w niego. Nie był jednak zupełnie odcięty od świata. Skierowana ku niemu sylwetka wzbudziła zainteresowanie po dłuższej chwili. Zakończył czytać rozpoczęte zdanie i dopiero wtedy skierował uwagę na postać. Kobieta. Wydawała się czymś przejęta. Wtedy też to dostrzegł. Przód jego płaszcza, szczególnie kołnierz, hojnie oprószony był popiołem. Wiatr to niezły żartowniś, a Martin rzadko kiedy zwracał uwagę na maniery palenia, szczególnie będąc na zewnątrz.

     — Ah.

     Zamknął książkę, wcisnął ją pod pachę i odwrócił się od Brenny. Wyraźnymi ruchami zaczął strzepywać popiół na podłogę jednocześnie traktując go Chłoszczyścem. Użyteczność bezróżdżkowych czarów objawiała się szczególnie w takich miejscach i sytuacjach, a skorzystał z tego talentu tylko by nie narazić się na kolejne zawracanie głowy naniesionym zanieczyszczeniem.

Odwrócił się i wskazał podłogę bez większego śladu popiołu. Ponowił podpieranie regału, zanurzając się w przerwanej lekturze.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
22.10.2022, 22:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 15:20 przez Brenna Longbottom.)  
Może Brenna nie dostrzegłaby znikającego z podłogi popiołu, gdyby była mugolką: osobą, która nie spodziewała się magii i mogłaby łatwo wmówić sobie, że ot, to tylko złudzenie, mężczyzna dopiero zaczął palić, pewnie popiół jeszcze się nie pojawił.... Ba kobieta, może nie dostrzegłaby go nawet jako czarownica, gdyby nie to, że pracowała w BUM od ładnych paru lat i percepcja była jej mocną stroną. Dosłownie płacono jej za dostrzeganie pewnych rzeczy i marna byłaby z niej pracownika (a w tych niespokojnych czasach pewnie nawet: byłaby martwą pracownicą), gdyby nie zwracała uwagi na swoje otoczenie. I że Brenna akurat patrzyła dokładnie na Martina, który palił w księgarni - co dla takiej miłośniczki książek, jak Brenna, było niemalże zbrodnią, z gatunku tych niewybaczalnych - więc ciężko było jej uwierzyć, że akurat jakimś cudem ten papieros nie generował żadnego popiołu.
Ze względu na to wszystko Brenna zauważyła, że popiół opada ku podłodze, a potem nagle go nie ma. I przyjrzała się Crouchowi uważniej, jakby chcąc powiązać jego twarz i sylwetkę z jakimś ulotnym wspomnieniem, ale nie, nie potrafiła go rozpoznać. Czy mężczyzna rozpoznał ją, gdzieś z Hogwartu, Ministerstwa, zdjęcia w gazecie? Kiedyś się razem uczyli w szkole albo może oboje pracowali w Ministerstwie? A może wziął ją za mugolkę, tylko postanowił zaryzykować, zakładając, że mugole są zbyt głupi, aby się domyśleć? Dzwonki alarmowe rozbrzmiewały w jej głowie: bo Brenna była raczej praworządną obywatelką w pewnych sprawach - takich jak kodeks tajności - przynajmniej jak długo prawo nie kolidowało bardzo mocno z poczuciem tego, co słuszne. (Nawet jeżeli w innych, w rodzaju włamań, modyfikacji pamięci i tym podobnych, potrafiła być bardzo elastyczna i hasło "w imię większego dobra" dość dobrze oddawało jej podejście.) Tekst ustawy tajności przewijał się przed oczyma pracownicy BUM, jakby właśnie ktoś wymachiwał nim przed jej nosem.
Przekrzywiła lekko głową, w zamyśleniu.
Był jednym z tych czarodziejów, którzy wierzyli święcie, że mugole to absolutni idioci i nie dostrzegą magii nawet, jeżeli ktoś zacznie machać im różdżkami przed nosem? Po prawdzie większość spraw z naruszeniem kodeksu tajności, Brenna miała wrażenie, wynikała właśnie z tego. Nie z błędu, przypadku czy chęci popisania się. Raczej z naiwnej wiary, że mugole, skoro nie władają magią, są w jakiś sposób upośledzeni i nie potrafią dostrzec oczywistego. (Jakby Ministerstwo od lat nie musiało regularnie rzucać obliviate na prawo i lewo!)
I postanowiła sprawdzić, czy wzięto ją za mugolkę i na oczach takiej czarowano. Nie, nie miała zamiaru robić z tego żadnej wielkiej sprawy, ale po prostu nie mogła się powstrzymać, by nie przetestować jego reakcji.

- Och jej! - oznajmiła kobieta, otwierając szeroko oczy, teatralnym gestem przyciskając wolną rękę do ust. W drugiej dłoni wciąż trzymała książkę i machnęła nią w stronę podłogi, gdzie jeszcze niedawno spoczywał popiół. Nie patrzyła jednak już tam, a na niego. Magia bezróżdżkowa magią bezróżdżkową, jeżeli jednak postanowiłby nagle ciskać obliviate, musiał przecież wskazać cel dla zaklęcia i wykonać gest, więc wolała być na to przygotowana. - Czy pan to widział? Popiół był na deskach i nagle znikł, tak sam z siebie... - zapytała z udawanym zdumieniem. Nie była zdecydowanie najlepszą aktorką świata, więc ktoś uważny pewnie dostrzegłby w tym pewną sztuczność, ale też w tym celu pewnie należałoby się przyjrzeć dokładnie jej minie, gestom, wsłuchać w ton... a Martin zdawał się raczej chcieć ją zignorować (przynajmniej w jej własnych oczach), więc wątpiła, czy będzie uważnie analizował jej zachowania.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#6
25.10.2022, 10:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2022, 10:25 przez Martin Crouch.)  
Sam na siebie sprowadził katastrofę niechlujną konsumpcją tytoniu. Jeszcze kilka lat temu wzdrygał się na widok popiołu, który niczym nie różnił się od nowej formy jego brata. Obojętność zneutralizowała stare traumy. Ale czy zneutralizuje przypadkową towarzyszkę?

     Analiza lica Martina nie przyniosła wiele rezultatów. Nie znali się ze szkoły — to było pewne. Crouch nie opuszczał kruczej wieży, gdy nie było to konieczne, a i nie mieli okazji dzielić zajęć. Martin na przyjęciach nie bywał, gazet nie czytał, to też nie wiedział nic o Brennie czy jej rodzinie.

     Manifest obecności rozbrzmiał ponownie. Krótkie spojrzenie rzucone od niechcenia na tańczącą książkę.

     — Sękate te deski, nic wielkiego — burknął.

     Powoli zaciszne miejsce traciło swoją rangę. Martin przerzucił kilka kartek czytanego dzieła, rozważając zakup.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
27.10.2022, 11:28  ✶  
Nie. Prawdopodobnie jej nie rozpoznał. Przynajmniej nic na to nie wskazywało, a i dla niej oblicze mężczyzny pozostawało obce. Czyli czarował przy mugolach.

Mogła do pewnego stopnia podziwiać jego pewność siebie pod tym względem, bo gdy wspomniał o sękatych deskach, nie podnosząc nawet głowy znad książki, pewnie większość mugoli by odpuściła. Wmówiliby sobie, że ulegli omamom wzrokowym. Dość często tak to działało, choć po prawdzie nie zawsze - i między innymi dlatego Brenna starała się podciągnąć z rzucania obliviate. Modyfikacje pamięci bywały koniecznie, zwłaszcza ostatnio, gdy działy się... różne rzeczy.
Miała wrażenie, że większość czarodziejów traktowała mugoli jako niezbyt mądrych, tylko dlatego, że ci nie potrafili wyczarowywać słupów ognia. (Chociaż II Wojna Światowa, jak wynikało z opowieści na mugoloznastwie udowadniała, że właściwie pod tym względem przerośli czarodziejów i to mimo tego, że nie umieli korzystać z magii.)
Przyklękła i przesunęła dłonią po deskach.

- Nie. Ani trochę nie sękate. Żadnego popiołu, a ledwo co tu był... Gdy już wykluczy się wszystko, to co pozostaje jest jedynym logicznym rozwiązaniem, znaczy się: jest pan czarodziejem - oświadczyła, podnosząc się z powrotem. - Nie spodziewałabym się spotkać czarodziejów w antykwariacie. Czyżby szukał pan ksiąg z zaklęciami w takim miejscu?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#8
30.10.2022, 12:59  ✶  
Odwrócił kolejną stronę, powoli odchodząc w krainę rozbijających świat słów. Całe fundamenty od podstaw rozbierane były cegiełka po cegiełce, a uważna obserwatorka postanowiła dalej wnikliwie rozważać stan podłogi.

     Nie ma popiołu. Martin zamknął książkę gotowy wyjść nawet bez podjęcia decyzji o jej zakupie. Zatoczy dwa koła po okolicy i wróci do samotni. Wpierw musiał uniknąć arsenału kobiety, gdyż ten zawierał w sobie nie tylko fakty, lecz i wnioski.

     Obdarty z warstwy tajemnicy odruchowo zebrał się do ucieczki. Rozmowy z Mugolami nie nosiły żadnych konsekwencji, w przypadku zaś czarodziei, nigdy nie wiadomo jakimi nićmi powiązań przypadkowy supełek może dotrzeć do matki i spowodować spięcie. Pojedyncze przekleństwo rozbrzmiało w falach umysłu, gdyż morze zdążyło się już nieco wzburzyć.

     Ksiąg z zaklęciami? Tym zdobyła sobie uwagę pustego spojrzenia. Cóż za głupie pytanie, pomyślał.

     Czy ktoś poza panią wpadł na pomysł, żeby coś takiego zrobić? Pytanie nie opuściło jego głowy. Szkoda mu było energii, na wyrzut złośliwości, toteż tylko odłożył książkę w pierwsze lepsze miejsce i skierował się w przeciwną stronę, by obejść regał do wyjścia. Ciasnota miejsca wraz z pośpiechem potoczyła się lawiną książek. Mrucząc słowa przeprosin, począł odbudowywać stos zakurzonych woluminów. Właściciel odburknął coś rzucając nieprzychylne spojrzenie zza okularów. Skoro szkoda była naprawiana, postanowił nie ruszać się z wygodnej pozycji siedzącej.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
02.11.2022, 12:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 15:22 przez Brenna Longbottom.)  
Przyglądając się mężczyźnie mogła stwierdzić, że coś jej chyba świta - w szkole zasadniczo zapamiętywała twarze i umiała bezbłędnie wyrecytować nie tylko wszystkich ze swojego roku, ale też tych dwa lata wyżej i niżej, a także większość, od których dzieliły ją trzy roczniku. Tu na przeszkodzie przypomnienia sobie, kim był, stało nie tyleż to, że nie mieli nigdy ze sobą irytacji, a raczej to, że na pewno nie widzieli się od jakichś kilkunastu lat, a w dodatku przybyło mu blizn. Nie przypominał tej twarzy, którą mogła dostrzec czasem w Wielkiej Sali czy na korytarzu - i zapamiętać tylko dlatego, że zwracała uwagę na ludzi.
Trzeba było jednak przyznać, że zasadniczo przyjął dość dobrą strategię działania, bo dowolny mugol dałby się pewnie przekonać, że zrobiono z niego idiotę.
Chyba że Martin trafiłby na jakiegoś bardzo, bardzo upartego. I dlatego Brenna nie do końca uważała, że rzucanie zaklęć w księgarni, by uniknąć awantury o popiół, było najmądrzejszym posunięciem.

Brenna ruszyła pomiędzy półki, ostatnie odkładając Le Guin ponownie na regał. Postanowiła, że najpierw sprawdzi w jednej księgarni czy nie ma poprzedniego tomu, bo inaczej na pewno przeczyta najpierw ten i być może popsuje zabawę - tu niewiele zrozumie, a czytając poprzedni, będzie przez to wiedzieć, co się w nim wydarzy.
Nie ruszyła jednak od razu do wyjścia. Gdy księgi posypały się, podeszła znów do Croucha, pochyliła się ku nim i zaczęła je zbierać: raz, bo po prostu szkoda jej było książek, za bardzo je lubiła, aby pozwolić im leżeć na podłodze, dwa, że w przypadku Brenny ruszenie z pomocą w takich sytuacjach, nawet obcym osobom, było odruchem wręcz bezwarunkowym. Po prostu nie byłaby sobą, gdyby przeszła obojętnie.
- Bardzo proszę więcej nie czarować w mugolskich lokacjach, bo następnym razem będę musiała wlepić panu mandat za coś takiego - poinformowała Brenna dość cicho, korzystając z tego, że oboje są pochyleni i właściciel nie ma szans podsłuchać, co takiego wyszeptała. Po czym kobieta wyprostowała się, posłała Martinowi Crouchowi uśmiech i odłożyła ostatnią książkę na ekspozycję. Potem zaś Brenna skierowała się do wyjścia, już nie czekając na odpowiedź: nie zamierzała w końcu dawać mu mandatu teraz - ostatecznie Martin nie popełnił specjalnej zbrodni, i nawet nie czarował na oczach mugola, wszak była czarodziejką - ani męczyć biedaka dalej, gdy chciał wyraźnie uciec przed jakimkolwiek towarzystwem. Brenna bywała natarczywa wobec krewnych i znajomych, ale z wiekiem nauczyła się wycofywać, kiedy ktoś w jej oczach pragnął zostać sam.
Wyszła więc prosto na londyńską ulicę, by przejść nią i następnie skręcić w pierwszy lepszy zaułek. Nawet jeżeli miała chęć powłóczyć się jeszcze po mugolskim Londynie, rozsądek ostatecznie zwyciężył. Brenna skryła się gdzieś za kubłami na śmieci, rozejrzała, czy żaden mugol nie dostrzeże jej w panującej w zaułku ciemności, a potem aportowała z cichym pyknięciem - prosto do Doliny Godryka.

Postać opuszcza sesję


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#10
02.11.2022, 17:42  ✶  

Sezon na palenie czarownic już dawno się skończył. Niewyjaśnione zjawiska nie skazywały nieuważnego maga na stos, wręcz zupełnie nie był wiązany z takowym. Mógł swobodnie opuścić miejsce akcji, pozostawiając zadumanego Mugola, który trzy kolejne noce spędzi na rozważaniu niezwykłego zajścia... albo też po prostu zapomni. Sam Crouch zmiótłby wspomnienie już po minucie.


Nie potrzebował pomocy. Nie chciał jej. Zmuszony do współpracy uporał się z tym nieco szybciej, ale przestrzeń smutku i samotności na tym ucierpiała. Zdecydowanie nie warto było.


Słowa kobiety przeszyły go niczym strzała. Nie tyle z powodu mandatu, który przeszedłby niezauważony w budżecie, lecz z powodu potencjalnego poinformowania jego matki o miejscu, w jakim go zdobył. Nie stanowiło to sprawy wielkiej wagi, po prostu nie chciał jej niepotrzebnie niepokoić. Niedobrze było pojawiać się czarodziejowi z porządnej rodziny w takim miejscu, w takich czasach.[a]

[a]— Zapamiętam — odpowiedział równie cicho. Po ostatniej książce wyprostował się i przetarł kark. Krótka chwila fizyczności zostawiała po sobie niesmak.


Nie zdążył nawet pomyśleć o kobiecie, gdy żwawo opuściła miejsce zdarzenia, żegnając się krótkim uśmiechem. Nieintencjonalnie odprowadził ją wzrok Martina. Urocza pani brygadzistka, czy inny auror. Warto zapamiętać tą twarz.


Pogwałcona prywatność zburzyła spokój przechadzki. Crouch skierował kroki do domu, jedynego miejsca wolnego od niepokojów.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1918), Martin Crouch (941)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa