24.08.2024, 09:04 ✶
Czasami zdarzało mu się zapomnieć (lata podróży robiły swoje) jak bardzo zmienne jest lato w Anglii. Ledwie wczoraj lalo od rana do wieczora, gdy dzisiaj jak gdyby nigdy nic świeciło słońce. Ale korzystając już z tego że dzień był całkiem ładny i nie musiał kryć się pod parasolem postanowił odwiedzić nieco starych śmieci. Pomogł Norze załatwić wszelkie niezbędne rzeczy rano i w samo południe udał się na wyprawę do Hogsmeade.
Nie był w tym miejscu już ładnych pare lat - zapomniał jak ta czarodziejska wioska potrafi być niezwykła. Zatrzymał się widząc pierwsze zabudowania i nikły uśmiech wkradł mu się na usta. Może nie odwiedzał zbyt często tego miejsca, to jednak jakiś sentyment do niego miał, w końcu wiele czasu spędzili tutaj jako dzieciaki podczas wycieczek z Hogwartu. Wbrew pozorom miał wiele wspomnień z tym miejscem, głownie tych przyjemnych, jak spędzał ze znajomymi ze szkoły czas tutaj, jak pokazywał pierwszy raz zabrał tu siostrę podczas jej trzeciego roku. Uśmiechnął się tknięty nostalgią. Zdecydował się, że najpierw uda się do Trzech Mioteł, żeby coś zjeść i napić się, poranne obowiązki jak i podróż do tej wioski sprawiły że był nad wyraz głodny. No nie nie mógł odpuścić sobie odwiedzenia Madame Rosmerty!
Po porządnym obiedzie i piwie kremowym (musiał dzisiaj jeszcze wrócić do Londynu, więc wolał nie pić nic co zawierało alkohol, jakoś nie widziało mu się składanie się po rozszczepieniu po teleportacji, a na tłuczenie się Błędnym Rycerzem był zbyt leniwy, taka podróż zajmowała zbyt długo skoro mógł się teleportować po drodze zahaczając o kilka innych miejsc. Udało mu się nawet zamienić kilka słów z właścicielką Trzech Mioteł wspominając dawne czasy, kiedy jeszcze jako uczeń zjawiał się w jej progach, a teraz? Zjawił się prawie dwukrotnie starszy niż kiedy ostanim razem. Nie dane jednak były im dłuższe wspominki, bowiem klientela domagała się uwagi i nie goła porzucać biznesu dla rozmowy z jednym ze starych klientów.
Ale z pełnym brzuchem zdecydowanie lepiej się spacerowało - dobrze też mu to zrobi, bo tak by zapewne gdzieś by mu się oczy kleiły. A tak? Rozrusza nieco swoje kości. Skierował się na obrzeża Hogsmeade chcąc zaznać nieco spokoju. Na ulicach jak na złość kręciło się sporo ludzi, zupełnie jakby nic innego nie było do roboty tylko spacerowanie po miasteczku. Ziewnął zasłaniając dłonią usta i przeciągając się potem, doprawdy mógłby posądzać Rosmarte o dosypywanie czegoś na sen do posiłków, żeby napędzić wynajmowanie pokojów, ale wiedział, że senność zaraz minie - dlatego bardziej cicho zaśmiał się pod nosem na sam pomysł. Taki proceder miałby naprawdę krótkie nogi i potem by tylko ją wypędził z biznesu niż w nim pomógł.
Odetchnął pełną piersią, chłonąc zapach lata, ciepłe suche powietrze uderzyło go w twarz z lekkim powiewem wiatru. Otworzył oczy choć nie pamiętał kiedy je otworzył i aż zamrugał. Czy przed chwilą też to widział? Zielony, wielki łuk zrobiony z żywopłotu mienił się w słońcu kilka metrów przed nim, wzruszył ramionami i wiedziony zaciekawieniem ruszył w jego stronę. Nie przekroczył go jednak bezmyślnie - lata pracy jako klątwo łamacz nauczyły go podejrzliwie podchodzić niemal do każdej sytuacji - dlatego też wcześniej zbadał czy nie znajdują się tu jakieś widoczne oznaki zabezpieczeń czy klątw. Po dogłębnej ocenie i przeszukiwaniu wejścia nie znalazł nic takowego, co świadczyłoby o tym, że jest to jaka pułapka a nieostrożnych wędrowców. Zresztą Hogsmeade nie był jakąś zapuszczoną mieściną na krańcu świata, nie było możliwe, żeby powstało tu coś niebezpiecznego, prawda? Tuż pod nosem Dumbledora. Dlatego też zamierzał zbadać to miejsce, sprawiało w nim dziwne przeczucie niepokoju, ale nie potrafił go nijak umiejscowić. Dobył różdżki, wolał być przygotowany, niż potem na szybko próbować wyszarpnąć ją, trzymanie jej na podorędziu było dość przydatne (tak go nauczyła praca, a nie pracował jako BUMowiec czy auror). Jednak pchanie się w nieznajome miejsce lepiej było być gotowym na wszystko.
Westchnął raz jeszcze i wiedział, że już odwrotu nie ma, po prostu musiał poznać tajemnice tego miejsca. Wchodząc do środka zorientował się, że wkracza do labiryntu (ciężko to było przeoczyć skoro nagle wyrastał on wokół niego wysoki na kilka metrów), czyli zapewne coś w nim się kryje. Ciekaw był czy będzie miał do czynienia jedynie z krętymi korytarzami, czy natrafi też na przeszkody w postaci pułapek i magicznych stworzeń. Nie przepadał za labiryntami, ponieważ rzadko kiedy "broniły" dostępu do czegokolwiek wartościowego z punktu widzenia archeologicznego. Jednak zastosowanie pułapek w takich miejscach było ciekawe.
Ruszył przed siebie chcąc mieć to za sobą jak najszybciej. Droga powrotna nie istniała, jako że za plecami pojawiła mu się ściana z takiego samego żywopłotu. Spróbował różnych zaklęć, jednak za każdym razem, nawet jeśli spalił żywopłot, to zaraz za zniszczoną ścianą była kolejna. Definitywnie musiał przeoczyć jakieś runy czy pieczęci znajdujące się przy tamtym łuku. Odetchnął głęboko poddając się w próbach przedarcia się siłą przez ściany labiryntu. Ostrożnie ruszył przed siebie, musiał dotrzeć do wyjścia, a może do środka labiryntu? Nie wiedział jak on działa, ale podejrzewał, że na jedne z dwóch sposobów, albo zniknie po osiągnięciu celu, albo musi znaleźć z niego wyjście. Teraz już na pewno musiał się dowiedzieć co to takiego było i dlaczego znajdowało się tuż na obrzeżach Hogsmeade - przecież tutaj w ciągu roku szkolnego wałęsali się uczniowie - skrzywił się, miał nadzieję, ze do tej pory nikt z uczniów Hodwartu nie trafił tutaj, z dwojga złego to wolałby, żeby był pierwszym, który wpadł w ten labirynt jak śliwka w kompot.
Pierwsze skrzyżowanie dało mu do myślenia, mimo, że droga powrotna nie była możliwa do ustalenia, bo wręcz nie istniała ,to nadal musiał sobie zaznaczać miejsca skąd przyszedł∂ł, aby nie błądzić całkowicie po omacku ścieżkami tego labiryntu. Dlatego też postanowił pozostawiać po sobie narysowane magiczne ślady - dzięki temu będzie wiedział skąd przyszedł w razie jakby natrafił na ślepy uliczek i musiał wrócić do miejsca wyjścia, aby móc obrać nową drogę. Gdyby tego nie zrobił równie dobrze mógłby biegać bez celu wśród tego żywopłotu lub położyć się i czekać na śmierć.
Nie miał pojęcia którą z dróg wybrać, czy iść w lewo czy w prawo - zasępił się przyglądając się to jednej to drugiej ścieżce. Ale nie było można tam nic dostrzec - wyglądała ona najzwyczajniej w świecie, tak jedna i druga. Dlatego zamknął oczy i zaczął węszyć, pewien mądry klątwołamacz przekazał mu jakże cenną wskazówkę, kiedy zaczynał w tej branży. "Kiedy nie wiesz gdzie iść, idź za nosem, tam gdzie mniej śmierdzi" - często się do niej stosował i nigdy źle na tym nie wyszedł. Po chwili stania w miejscu zadecydował - ścieżka wiodąca w prawo pachniała nieco lepiej - zostawił za sobą ślad, aby wiedział potem skąd przyszedł i ruszył w tamtym kierunku.
Rzut na percepcję:
Nie był w tym miejscu już ładnych pare lat - zapomniał jak ta czarodziejska wioska potrafi być niezwykła. Zatrzymał się widząc pierwsze zabudowania i nikły uśmiech wkradł mu się na usta. Może nie odwiedzał zbyt często tego miejsca, to jednak jakiś sentyment do niego miał, w końcu wiele czasu spędzili tutaj jako dzieciaki podczas wycieczek z Hogwartu. Wbrew pozorom miał wiele wspomnień z tym miejscem, głownie tych przyjemnych, jak spędzał ze znajomymi ze szkoły czas tutaj, jak pokazywał pierwszy raz zabrał tu siostrę podczas jej trzeciego roku. Uśmiechnął się tknięty nostalgią. Zdecydował się, że najpierw uda się do Trzech Mioteł, żeby coś zjeść i napić się, poranne obowiązki jak i podróż do tej wioski sprawiły że był nad wyraz głodny. No nie nie mógł odpuścić sobie odwiedzenia Madame Rosmerty!
***
Po porządnym obiedzie i piwie kremowym (musiał dzisiaj jeszcze wrócić do Londynu, więc wolał nie pić nic co zawierało alkohol, jakoś nie widziało mu się składanie się po rozszczepieniu po teleportacji, a na tłuczenie się Błędnym Rycerzem był zbyt leniwy, taka podróż zajmowała zbyt długo skoro mógł się teleportować po drodze zahaczając o kilka innych miejsc. Udało mu się nawet zamienić kilka słów z właścicielką Trzech Mioteł wspominając dawne czasy, kiedy jeszcze jako uczeń zjawiał się w jej progach, a teraz? Zjawił się prawie dwukrotnie starszy niż kiedy ostanim razem. Nie dane jednak były im dłuższe wspominki, bowiem klientela domagała się uwagi i nie goła porzucać biznesu dla rozmowy z jednym ze starych klientów.
Ale z pełnym brzuchem zdecydowanie lepiej się spacerowało - dobrze też mu to zrobi, bo tak by zapewne gdzieś by mu się oczy kleiły. A tak? Rozrusza nieco swoje kości. Skierował się na obrzeża Hogsmeade chcąc zaznać nieco spokoju. Na ulicach jak na złość kręciło się sporo ludzi, zupełnie jakby nic innego nie było do roboty tylko spacerowanie po miasteczku. Ziewnął zasłaniając dłonią usta i przeciągając się potem, doprawdy mógłby posądzać Rosmarte o dosypywanie czegoś na sen do posiłków, żeby napędzić wynajmowanie pokojów, ale wiedział, że senność zaraz minie - dlatego bardziej cicho zaśmiał się pod nosem na sam pomysł. Taki proceder miałby naprawdę krótkie nogi i potem by tylko ją wypędził z biznesu niż w nim pomógł.
Odetchnął pełną piersią, chłonąc zapach lata, ciepłe suche powietrze uderzyło go w twarz z lekkim powiewem wiatru. Otworzył oczy choć nie pamiętał kiedy je otworzył i aż zamrugał. Czy przed chwilą też to widział? Zielony, wielki łuk zrobiony z żywopłotu mienił się w słońcu kilka metrów przed nim, wzruszył ramionami i wiedziony zaciekawieniem ruszył w jego stronę. Nie przekroczył go jednak bezmyślnie - lata pracy jako klątwo łamacz nauczyły go podejrzliwie podchodzić niemal do każdej sytuacji - dlatego też wcześniej zbadał czy nie znajdują się tu jakieś widoczne oznaki zabezpieczeń czy klątw. Po dogłębnej ocenie i przeszukiwaniu wejścia nie znalazł nic takowego, co świadczyłoby o tym, że jest to jaka pułapka a nieostrożnych wędrowców. Zresztą Hogsmeade nie był jakąś zapuszczoną mieściną na krańcu świata, nie było możliwe, żeby powstało tu coś niebezpiecznego, prawda? Tuż pod nosem Dumbledora. Dlatego też zamierzał zbadać to miejsce, sprawiało w nim dziwne przeczucie niepokoju, ale nie potrafił go nijak umiejscowić. Dobył różdżki, wolał być przygotowany, niż potem na szybko próbować wyszarpnąć ją, trzymanie jej na podorędziu było dość przydatne (tak go nauczyła praca, a nie pracował jako BUMowiec czy auror). Jednak pchanie się w nieznajome miejsce lepiej było być gotowym na wszystko.
Westchnął raz jeszcze i wiedział, że już odwrotu nie ma, po prostu musiał poznać tajemnice tego miejsca. Wchodząc do środka zorientował się, że wkracza do labiryntu (ciężko to było przeoczyć skoro nagle wyrastał on wokół niego wysoki na kilka metrów), czyli zapewne coś w nim się kryje. Ciekaw był czy będzie miał do czynienia jedynie z krętymi korytarzami, czy natrafi też na przeszkody w postaci pułapek i magicznych stworzeń. Nie przepadał za labiryntami, ponieważ rzadko kiedy "broniły" dostępu do czegokolwiek wartościowego z punktu widzenia archeologicznego. Jednak zastosowanie pułapek w takich miejscach było ciekawe.
Ruszył przed siebie chcąc mieć to za sobą jak najszybciej. Droga powrotna nie istniała, jako że za plecami pojawiła mu się ściana z takiego samego żywopłotu. Spróbował różnych zaklęć, jednak za każdym razem, nawet jeśli spalił żywopłot, to zaraz za zniszczoną ścianą była kolejna. Definitywnie musiał przeoczyć jakieś runy czy pieczęci znajdujące się przy tamtym łuku. Odetchnął głęboko poddając się w próbach przedarcia się siłą przez ściany labiryntu. Ostrożnie ruszył przed siebie, musiał dotrzeć do wyjścia, a może do środka labiryntu? Nie wiedział jak on działa, ale podejrzewał, że na jedne z dwóch sposobów, albo zniknie po osiągnięciu celu, albo musi znaleźć z niego wyjście. Teraz już na pewno musiał się dowiedzieć co to takiego było i dlaczego znajdowało się tuż na obrzeżach Hogsmeade - przecież tutaj w ciągu roku szkolnego wałęsali się uczniowie - skrzywił się, miał nadzieję, ze do tej pory nikt z uczniów Hodwartu nie trafił tutaj, z dwojga złego to wolałby, żeby był pierwszym, który wpadł w ten labirynt jak śliwka w kompot.
Pierwsze skrzyżowanie dało mu do myślenia, mimo, że droga powrotna nie była możliwa do ustalenia, bo wręcz nie istniała ,to nadal musiał sobie zaznaczać miejsca skąd przyszedł∂ł, aby nie błądzić całkowicie po omacku ścieżkami tego labiryntu. Dlatego też postanowił pozostawiać po sobie narysowane magiczne ślady - dzięki temu będzie wiedział skąd przyszedł w razie jakby natrafił na ślepy uliczek i musiał wrócić do miejsca wyjścia, aby móc obrać nową drogę. Gdyby tego nie zrobił równie dobrze mógłby biegać bez celu wśród tego żywopłotu lub położyć się i czekać na śmierć.
Nie miał pojęcia którą z dróg wybrać, czy iść w lewo czy w prawo - zasępił się przyglądając się to jednej to drugiej ścieżce. Ale nie było można tam nic dostrzec - wyglądała ona najzwyczajniej w świecie, tak jedna i druga. Dlatego zamknął oczy i zaczął węszyć, pewien mądry klątwołamacz przekazał mu jakże cenną wskazówkę, kiedy zaczynał w tej branży. "Kiedy nie wiesz gdzie iść, idź za nosem, tam gdzie mniej śmierdzi" - często się do niej stosował i nigdy źle na tym nie wyszedł. Po chwili stania w miejscu zadecydował - ścieżka wiodąca w prawo pachniała nieco lepiej - zostawił za sobą ślad, aby wiedział potem skąd przyszedł i ruszył w tamtym kierunku.
Rzut na percepcję:
Rzut N 1d100 - 69
Sukces!
Sukces!