• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[7.09.1972, ranek] Turn it off | Brenna, Olivia

[7.09.1972, ranek] Turn it off | Brenna, Olivia
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#1
14.02.2025, 10:05  ✶  
7 września 1972, ranek
Pękata Fiolka

Olivia pracowała w pocie czoła odkąd tylko dowiedziała się od Brenny, że ta potrzebowałaby eliksirów. Potem spotkała się z Dorą, ale to nie wystarczyło - ona chciała więcej, bardziej, mocniej. Po drodze miała jeszcze wizytę u uzdrowiciela i... Jakoś tak wyszło, że musiała zalać te emocje pracą. Wieści, które usłyszała, nie były złe, wręcz przeciwnie: były doskonałe. Lecz gdy żyło się tak długo w cieniu własnego strachu, niemożliwym było przejście nad nim do porządku dziennego ot tak, w ciągu kilku dni. Potrzebowała pomyśleć... Nie - inaczej. Ona właśnie potrzebowała nie myśleć. Dlatego też gdy wróciła z Munga razem z Tristanem, który chciał być obok w razie gdyby wieści były naprawdę złe, szybko się z nim pożegnała i po prostu zanurzyła w świecie kociołków, bulgoczących cieczy i szklanych kolb.

Pracowała dzień i noc, prawie nie spała - nie dlatego, że goniły ją jakiekolwiek terminy, bo wcale nie goniły. Pracowała tylko właśnie dlatego, że potrzebowała oderwać myśli od tego, co usłyszała. Gdy spadł jej z barków największy ciężar, który przez lata je przygniatał, nie wiedziała jak ma żyć. Szczególnie że to, co nawiedzało ją we snach, wcale nie mogło zostać zmazane przez dodatkowe, szczęśliwe nowiny.
- Olivia jest na zapleczu - mama Olivii znała Brennę, powitała ją z uśmiechem. Nachyliła się do kobiety nieco konspiracyjnie. - Brenko, kochanie, może ty przemówisz jej do rozsądku? Od kilku dni nie wychodzi z pracowni, mam wrażenie że pokłóciła się z chłopakiem i nie chce się do tego przyznać. Nie chce ze mną o tym rozmawiać, może ty... Może tobie coś powie?
Taka właśnie była mama Olivii - naprawdę kochała swoją córkę, lecz prawda była taka, że o jej problemach wiedziała tyle co nic. I patrzyła na rudowłosą trochę przez pryzmat jednego, klasycznego i matczynego problemu: miłości. A i owszem, Olivia trochę na to zapracowała, lecz przez to rodziły się problemy takie jak ten dzisiaj. Jak tu wytłumaczyć mamie Olivii, że to naprawdę nie chodziło o chłopaka?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
14.02.2025, 10:26  ✶  
Brenna zawsze żyła w pędzie, nawet nie dlatego, że musiała, a bo taka była jej natura. Może przyszło jej w pewnej chwili do głowy, gdzieś pod koniec lata, że powinna zwolnić – zamiast tego przyspieszyła jednak jeszcze bardziej. Nie tyleż z konieczności, a bo po prostu tak było łatwiej. Gdyby się zatrzymała, może musiałaby zastanowić się, dokąd biegnie i jak wiele potknięć zaliczyła po drodze. Teraz też biegła tutaj prosto z pracy, gdzie spędziła trochę za dużo godzin, i gdzie dziś jeszcze zamierzała wrócić, po tym jak odbierze zamówienie i trochę się prześpi.
Nie poganiała jednak Olivii. Dlaczego by miała? Spodziewała się problemów, ale trochę ślepo uwierzyła w jesienne liście z wizji Morpheusa, nieświadoma, że te mogły być raczej metaforą niż czymkolwiek innym. Nie myślała, że ogień i dym z przepowiedni nadejdą wcześniej niż w drugiej połowie września i nie spodziewała się skali wydarzeń. Musieli mieć jakieś stałe zaopatrzenie, o to jednak dbały Nora i Dora, więc Brenna wcale nie miała powodów, aby zatrzaskiwać Olivię w pracowni i domagać się od niej szaleńczej pracy.
Dlatego kiedy wpadła do Pękatej Fiolki i przywitała wesoło panią Quirke, uśmiech na ułamek sekundy zamarł jej na ustach, kiedy ta wspomniała, że Olivia ostatnio się zapracowuje. Czy naprawdę pokłóciła się z chłopakiem? Tak bardzo wpłynął na nią tamten nocny atak – co nie byłoby zaskakujące, bo Brenna widziała już ludzi, którzy po takiej sytuacji bardzo długo nie mogli odzyskać poczucia bezpieczeństwa? A może była to jednak wina Brenny, i Olivia tkwiła nad kociołkami, chcąc pomóc?
– Spróbuję z nią porozmawiać, proszę pani – obiecała jednak, zaraz odzyskując pogodny wyraz twarzy. – Proszę się za bardzo nie martwić, Olivia to rozsądna dziewczyna. Ze wstydem muszę się przyznać, poprosiłam ją o zrobienie paru eliksirów, może chciała skończyć je jak najszybciej.
Uśmiechnęła się do pani Quirke, zanim odwróciła się i zapukała w drzwi zaplecza – bardziej pro forma, bo odczekała ledwo trzy sekundy przed pchnięciem drzwi, nim wpadła do środka.
– Cześć, Livy, mam coś dla ciebie – oświadczyła od progu, mierząc jednocześnie Olivię wzrokiem. Ton miała wesoły, uśmiech nie znikł z twarzy, ale w jej spojrzeniu czaiła się pewna uwaga, gdy szukała oznak, które mogły świadczyć o nadmiernym zmęczeniu albo zmartwieniu. Była córką Potterówny i doskonale wiedziała, jak takie maskować. A co za tym idzie, wiedziała tego, jak je odszukać. – Czytałaś kiedyś Dumę i uprzedzenie? Kupiłam ją wiosną i przyniosłam ci ładne wydanie, myślę, że ci się spodoba, a u nas w księgarniach tego nie dostaniesz, bo to mugolskie. Jakby z pana Darcy’ego zrobić czystokrwistego, a z głównej bohaterki dziewczynę półkrwi, to można by to przepisać na nasz świat, tak jakieś pięćdziesiąt lat temu – powiedziała, wyciągając z torby paczuszkę z książką.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#3
14.02.2025, 12:23  ✶  
Matka Olivii obrzuciła Brennę badawczym, lecz wciąż ciepłym spojrzeniem. Pokręciła głową, jakby chciała powiedzieć nie, skarbeńku, to nie twoja wina, lecz nie zdążyła otworzyć ust - drzwi Fiolki otworzyły się, uderzając ramą w uroczy dzwoneczek, umiejscowiony nad nimi by informować kobiety o klientach, gdy te przebywały na zapleczu. Kolejna osoba weszła do sklepu i uwaga pani Quirke musiała zostać przeniesiona gdzie indziej: Brenna była więc wolna, mogła śmiało wejść na zaplecze i przekonać się na własne oczy, czy to była jej wina, że Liv niemalże nurkowała w tych buchających parą kotłach. Bo gdy tylko Longbottom weszła na zaplecze, jej oczom ukazał się widok... Cóż, na pewno nie tak zaskakujący, jak powinien być.

Pracownia Fiolki nigdy nie była uporządkowanym miejscem, zawsze gdzieś walały się papiery lub - co zaskakujące - fiolki, kolby czy części aparatury alchemicznej oraz składników do eliksirów. Tym razem nie było inaczej, z tym że nagromadzenie skrzynek, w których poustawiano puste oraz pełne buteleczki, było większe. Tak samo zostało poprzesuwanych kilka z nich, by zrobić miejsce na dodatkowy stół. A na stole stały dwa kociołki, z których buchały kolorowe kłęby dymu. Oba szmaragdowozielone, mieniące się różnymi odcieniami. Olivia pochylała się nad kociołkiem numer trzy, tego obok numeru cztery. Włosy miała związane, ale kilka kosmyków wysmyknęło się spod niedbałego koka. Strączkowały, co przywodziło na myśl że albo było tu za wilgotno, albo Quirke dawno ich nie myła i nie czesała. Była owszem, trochę blada i miała nieco podkrążone oczy, ale nie wyglądała tak, jakby miała zaraz zejść z tego świata. Na dźwięk otwieranych drzwi z początku nie podniosła głowy.
- Bren, to już tak późno? - wydawała się być szczerze zaskoczona widokiem Brenny w pracowni. Odruchowo przetarła oko kilkukrotnie, jakby to nagle zaczęło ją szczypać od nagłej zmiany pozycji. Faktycznie: w pomieszczeniu było dość wilgotno, nie pomagało nawet otwarte okienko na tyłach. - Nie przyszłaś czasem po eliksiry?
Usta Olivii rozciągnęły się w pogodnym uśmiechu, gdy odkładała cynową łyżeczkę, którą przed chwilę odmierzała składniki. Cokolwiek było w kotłach: nie mogło być zamówieniem Brenny. Jeżeli chodziło o zamówienia, to Olivia była bardzo, bardzo punktualna i sumienna.
- Duma i uprzedzenie... Czytałam kiedyś, ale z dekadę temu? - a może i więcej niż 10 lat temu. Ile mogła mieć wtedy lat? Na pewno była w Hogwarcie, ale nie była pewna na którym roku się wtedy znajdowała. Ruda z ciekawością wyciągnęła dłoń po paczuszkę. - Och, piękne! Moje jest stare i trochę zniszczone, kupiłam je z drugiej ręki i... Cóż, zdziwisz się, jak powiem że mogłam przypadkiem wylać na nie kawę czy dwie?
Roześmiała się nieco z zakłopotaniem, równocześnie kartkując piękne strony książki. Na moment zapomniała o tym, po co Brenna tu przyszła, tak pochłonęło ją nowe wydanie.
- Ładna strona tytułowa. A rozdziały mają fajne ornamenty, moje ich w ogóle nie miały - powiedziała niby do siebie, niby do Brenny, ale tak w zasadzie to rzuciła po prostu w eter. I wyglądało na to, że naprawdę cieszy się z prezentu - niebieskie oczy zalśniły wesoło, a twarz nabrała trochę kolorów. Tylko te włosy, które wyglądały jakby piorun w nie strzelił, przypominały o tym, że Quirke chyba nie brała prysznica od dwóch dni.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
14.02.2025, 12:52  ✶  
– Wcześnie, Livy. Jest wcześnie – sprostowała Brenna i nawet gdyby nie te podkrążone oczy i bladość (sama na takie objawy stosowała cudowny puder i jeszcze cudowniejszy krem Potterów, mogłaby być dla nich najlepszą reklamą) chyba w tym momencie i tak uznałaby, że Olivia spędziła całą noc nad kociołkiem. – Tak, przyszłam po eliksiry, ale pomyślałam, że przy okazji podrzucę ci książkę.
„Zamówienie” było w istocie zadaniem dla Zakonu Feniksa, i tym bardziej Brenna nie zamierzała tylko po nie wpaść i wypaść, bo to nie tak, że Olivia była jej pracownicą. Poza tym nawet gdyby spieszyła się bardziej niż się faktycznie spieszyła, nie wybiegłaby stąd ot tak, po tym, co powiedziała pani Quirke.
Nie odzywała się przez chwilę, pozwalając, aby Quirke obejrzała książkę, chociaż odnotowała sobie w myślach, że będzie musiała następnym razem przynieść jej jakąś absolutną nowość.
– O, znasz ją? A czytałaś Perswazje? Muszę przyznać, że nie podobały mi się tak jak Duma i uprzedzenie. Będę musiała spróbować innych książek tej autorki, ale innych nie było w księgarni. Cieszę się, że ci się podoba, była tak ładna, że nie mogłam jej nie kupić, a sama mam zupełnie nowy egzemplarz, więc… – stwierdziła, podpierając się o najbliższy blat i przenosząc na moment spojrzenie z Olivii na kociołek, z którego buchała para. Wiedza Brenny dotycząca eliksirów zatrzymała się mniej więcej na poziomie Hogwartu, gdy przygotowywało się mikstury powodujące czkawkę i proste antidota, nie była więc w stanie rozpoznać, co takiego planowała stworzyć Olivia. – Co tam majstrujesz? Spałaś dziś w ogóle? – spytała, kierując wzrok z powrotem na ich mistrzynię eliksirów.
– Mam nadzieję, że nie wykańczałaś się, żeby przygotować mikstury dla nas? Nie że nie jestem wdzięczna, ale to nie tak, że są potrzebne na dziś albo jutro, a jak wpadniesz nosem w kociołek, to nikomu nie pomożesz – zapewniła. Oczywiście, że to było ważne: eliksiry były jedynym sposobem na utrzymanie kogoś rannego przy życiu. Ale też nie prowadzili szpitala, w którym stale zużywali zasoby, ot dobrze, aby każdy członek Zakonu pewne specyfiki zawsze miał pod ręką.
Na wszelki wypadek.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#5
18.02.2025, 15:43  ✶  
Olivia machnęła ręką w geście wcześnie, późno - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Podczas oglądania książki nieco się wyłączyła - tak jakby odpłynęła myślami gdzieś daleko. Dlatego z początku nie zarejestrowała pytania koleżanki. Zamrugała kilkukrotnie, zerkając na Brennę z miną “ale o co chodzi”?
- Hm? - wyrwało jej się, zanim do mózgu dotarły słowa, które wpadły do uszu kilka chwil temu. Niemalże odruchowo Quirke poprawiła rude włosy, opadające na jej czoło, a potem zgarnęła je za ucho w geście zakłopotania. - Przepraszam, co mówiłaś? Jak nazywała się ta książka?
Dosłownie zgubiła pierwsze dwa zdania, tak zapatrzona w Dumę i uprzedzenie. Uśmiechnęła się przepraszająco, decydując się jednak na odłożenie książki na półkę - potem ją obejrzy, gdy przekaże te kilka eliksirów, które zrobiła. I kilka które zgarnęła z zapasów Fiolki.
- Spałam, ale niewiele - przyznała bez ogródek, przenosząc wzrok na kociołek. Na jej ustach wymalował się uśmiech - nikły, ale szczery. - To jedno z zamówień… Hm. Pamiętasz Lammas? Nie skończyło się to dobrze, ale zdążyłam sprzedać kilka eliksirów i ludzie zaczęli mi wysyłać sowy. Nie do mamy, tylko do mnie.
Z dumą wyprostowała ramiona - bo to naprawdę było coś, z czego była zadowolona. Zamiast rzucać się na głęboką wodę, jak planowała z Aveliną a potem Tristanem, to skupiła się najpierw na zbudowaniu porządnej (no, jako tako) bazy klientów.
- A to jest eliksir na bezsenność, ale dużo silniejszy niż taki standardowy. Czarownica, która złożyła zamówienie, chyba przyzwyczaiła się do eliksirów nasennych bo przestały działać, dałam jej więc te silniejsze i zadziałały. Oczywiście i tak wysłałam ją do uzdrowiciela, ale ponoć są takie kolejki, że jest ryzyko, że przez ten tydzień w ogóle nie zaśnie, więc… - Olivia rozłożyła lekko ręce. Sama cierpiała na bezsenność, więc rozumiała obawy swojej klientki. W zależności od tego jak bardzo się stresowała, sama stosowała na sobie różne dawki. I czasem te najmocniejsze eliksiry były jedynym ratunkiem. - Nie, w zasadzie mam to gotowe od wczoraj.
Dodała pośpiesznie, machając ręką by Brenna przekręciła głowę w lewo. W kierunku szafki, którą właśnie otwierała Olivia.
- I kto to mówi, co? - zapytała z rozbawieniem, wyciągając malutką skrzyneczkę z kilkoma fiolkami eliksiru wiggenowego, uzupełniającego krew oraz wzmacniającego. Wszystkie zrobiła sama, z tym że część była robiona wcześniej: owszem, przez nią, ale jako zapasy dla Fiolki. Matka jednak pewnie w ogóle się nie zorientuje, a ona uzupełni zapasy jak tylko skończy z tymi eliksirami na bezsenność. No i się prześpi. - Faktycznie ostatnio mało sypiam, ale chcę wyjść na swoje.
Dodała dużo ciszej, niemalże konspiracyjnie. Bardziej się tym przejmowała niż ewentualnym wyjaśnieniem mamie skąd nagle tyle eliksirów w rękach Brenny.
- Jak to mówią mugole? Trzeba kuć miecz póki gorący?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
19.02.2025, 10:19  ✶  
– Perswazje. Powiedziałabym, że to książka o tym, że nie powinno się pozwalać innym wtrącać w swoje życie miłosne – powiedziała, uśmiechając się lekko na widok rozproszenia Olivii. Przynajmniej wyglądało na to, że książka faktycznie przypadła jej do gustu. – To świetnie. Jeśli chcesz przyjmować prywatne zamówienia, mogę wspomnieć znajomym, że takie bierzesz…
Nie zamierzała jednak się przy tym upierać: zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wyglądała Olivia, która najwyraźniej w ciągu ostatnich dni próbowała na raz pracować dla Pękatej Fiolki, ulepszyć eliksir na bezsenność oraz dodatkowo wykonać zamówienie dla Brenny. Poza tym wciąż nie była pewna, czy zmartwienie pani Quirke było słuszne, czy nie… Olivia nie wydawała się Brennie szczególnie przygnębiona, raczej zapracowana, ale kto to wiedział?
– Zapewniam, że nie wykańczam się, żeby przygotować jakieś eliksiry – oświadczyła, niemalże radosnym tonem, z właściwą dla niej w takich sprawach bezczelną hipokryzją. – Za to mogę mieć straszne wyrzuty sumienia, jeśli się dowiem, że ty to robisz, więc nie skazuj mnie na nie, dobrze? – poprosiła, teraz już całkiem poważnie. – Wydaje mi się, że to było żelazo. Nie jestem pewna, ale na pewno nie miecz, gdyby była mowa o mieczu, to bym pamiętała. Nie działo się ostatnio… nic złego? – spytała jeszcze, jakby z odrobiną wahania, nim wyciągnęła dłoń po eliksiry i zaczęła ostrożnie pakować je do torby. Zamierzała połowę zatrzymać przy sobie, tak na wszelki wypadek, a resztę posłać Woody’emu.
Nie była pewna, czy w ogóle powinna pytać. Ale jeśli Olivia nie chciała mówić, to przecież nie musiała, a lepiej… lepiej było chyba spytać niepotrzebnie niż nie zadać pytania, gdy to powinno paść. Może faktycznie pokłóciła się z chłopakiem. A może ta napaść sprzed kilku dni wciąż ją męczyła.
– W ogóle słyszałaś o tych czarnych różach w Maida Valen? – dodała jeszcze, gdy wszystkie fiolki znalazły się bezpiecznie w skrzyneczce, która z kolei trafiła do torby. Brenna nie bywała raczej w ogrodach Lestrange'ów: po co miałaby to robić, skoro przez całe życie tuż pod bokiem miała Knieję, sad Abbottów oraz szklarnie Sproutów? I normalnie nawet nie zdziwiłoby jej, że pojawiły się tam jakieś dziwne rośliny, ale przez całe lato przecież w Londynie, Dolinie Godryka i innych zakątkach przyroda zdawała się szaleć. W Sadzie Abbottów kwiaty zaatakowały bawiących się na przyjęciu, ogródek Dory w Warowni trzeba było dodatkowo zabezpieczyć tym razem nie po to, by chronić rośliny, a zatrzymać rośliny w środku, i była jeszcze ta przygoda z Olivią, gdy szukały przeklętego naszyjnika… – Pamiętasz tamtą stokrotkę, która nas napadła? Sądzisz, że te czarne zielska mogą być niebezpieczne?
Olivia, w przeciwieństwie do niej, znała się na roślinach, poza tym w Pękatej Fiolce mogła usłyszeć coś od klientów.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#7
19.02.2025, 12:55  ✶  
Olivia leciutko przekrzywiła głowę. Nie pozwalać innym wtrącać się w swoje życie miłosne... Cóż - to wszystko zależy, oczywiście, ale w tej kwestii niestety coś o tym wiedziała. Kilka dni temu ktoś próbował wtrącić się w jej życie miłosne, a wcześniej... Usta Quirke rozciągnęły się w uśmiechu, a ona sama pokręciła głową z jakby pobłażaniem.
- A wiesz, że matka próbowała w lipcu? Zapisała mnie na widowisko randkowe, które było w Kotle. Miałam tam być na scenie, ale w porę dostrzegłam potwierdzenie uczestnictwa na komodzie i zapytałam jej, o co chodzi - Olivia przycisnęła palec do skroni i wykonała ruch, jakby wkręcała tam śrubkę. - Niejako zmusiła mnie do powiedzenia, że kogoś już mam, ale dobrze wyszło, że przynajmniej nie narzekała, że na razie nie chciałam się chwalić Tristanem od razu jak się zeszliśmy.
Być może powinna dla swojego i swojej rodziny dobra milczeć na temat tego związku, ale to wtedy nie byłaby ona. Nie potrafiłaby tego zrobić, szczególnie że nie wstydziła się go w żadnym calu. Ale z drugiej strony nie chciała paplać od razu po ich pierwszym pocałunku - bo co by się stało, jakby to jednak nie było to?

Gdy Brenna ją poprawiła, Olivia pokiwała głową. Czy zapamięta - wątpliwe, ale może coś jednak wyniesie z tej rozmowy, bo na chwilę w jej oczach pojawił się przebłysk zrozumienia. Jednak na pytanie czy nie działo się nic złego, bystro spojrzała na koleżankę, nieznacznie mrużąc oczy. Uniosła palec do góry, robiąc nieco przerysowaną, przemądrzałą minę.
- A tak, bujać to my, ale nie nas, pani Longbottom - powiedziała kąśliwie, biorąc się zaraz pod boki. - Eliksiry może i nie, ale już ja wiem, co wy w tej Brygadzie robicie. Praca po kilka godzin w terenie a potem stosy raportów, ojciec mi mówił, że macie tego od cholery - prawie tyle papierologii, co oni, jeśli nie więcej. I ponoć wam tego nie doliczają do czasu pracy? Tak jakby papierzyska miały się uzupełniać automatycznie.
Czy tak było: nie wiedziała, ale brzmiało prawdopodobnie. Oczywiście dopuszczała do siebie myśl, że ojciec mógł coś źle zrozumieć, szczególnie że to wyszło podczas zwykłego, rodzinnego obiadu. Ale brzmiało to naprawdę logicznie, a Brenny od zawsze było pełno, więc nie zdziwiłaby się, gdyby ta nie tylko łapała przestępców, ale i wystawiała hurtem mandaty i trzecią, niewidzialną ręką wypełniała papiery.
- Och, to byłoby cudownie! Za jakiś tydzień lub dwa mamy mieć taki większy, rodzinny obiad, świętujemy podwyżkę taty i chyba wtedy w końcu im powiem, że idę na swoje, nowi klienci bardzo by się przydali - mogła się urabiać po łokcie na dwa etaty, ale prawda była taka, że dopóki nie zdobędzie stałych zamówień, to nie miała co liczyć na dobry, regenerujący sen, jeżeli chciała prowadzić coś swojego. - Czarne róże? Coś słyszałam, ale... Wiesz co, prawdę mówiąc to miałam wrażenie, że to jakby... Pasuje do Lestrange'ów?
Powiedziała ostrożnie, jakby bała się, że Brenna ją źle odbierze i uzna, że Olivia uważa tę rodzinę za... Cóż - mającą wysokie mniemanie o sobie, dziwną, mroczną i ogólnie przerażającą. Nie chciałaby spotkać nikogo z nich twarzą w twarz, większość z Lestrange'ów była bardzo znana, zimna i wyniosła - przeciwieństwo jej samej.
- Nie zrobili tego celowo, by o nich mówiono? - zapytała jeszcze, próbując odtworzyć w głowie kawałki rozmów, które usłyszała. Ale tak jak sugerowała w rozmowie - uznała że to celowe działanie i wywaliła to zdarzenie z pamięci. - Jeżeli to nie ich robota, to mogą być niebezpieczne, ostatnio rośliny są cholernie dziwne. Jakby ktoś je podlał wyjątkowo silnym nawozem. Ta stokrotka to nic, sama pewnie wiesz, ile pracy mają ogrodnicy z chociażby Doliny. No i to, co się stało w Sadzie Abbottów też nie napawa mnie optymizmem.
Olivia nieco spochmurniała, a uśmiech spełznął jej z twarzy. Na moment zawiesiła wzrok na malutkim okienku.
- Idzie jesień, a z nią: zimno, deszcze i niedługo zima. Powinno się to uspokoić, ale boję się wiosny - przyznała w końcu. Zimy się nie obawiała, lecz jeśli rośliny szalały, to co będzie gdy przyjdzie naturalny czas, by się obudziły?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
20.02.2025, 15:37  ✶  
– Och, to dość… mocne. Moja, na całe szczęście, już się przy mnie poddała. Chyba pogodziła się z myślą, że to sprawa beznadziejna – stwierdziła Brenna lekko, a kąciki jej ust wciąż wyginały się w uśmiechu, choć ten był ledwo widoczny. Nie chciała za wiele myśleć o widowisku randkowym. Z wielu różnych powodów, chociaż podstawowy to że była zła na samą siebie, że stamtąd wyszło, bo kilkanaście minut po tym, jak przestąpiła próg, na scenie objawił się poszukiwany. – Jesteście już chyba razem parę miesięcy? Mam nadzieję, że dobrze cię traktuje – oświadczyła niby to żartobliwie, chociaż stała za tym pytanie trochę jej krótka wymiana zdań z panią Quirke. Bo ostatecznie wydawało się, że wszystko w porządku, ale wcale nie mogła być tego pewna.
– Czyli… całkiem normalna praca – zbyła słowa Olivii. Po prawdzie odkąd była Detektywem same mandaty wystawiała rzadko, a lwia część pracy oznaczała nie raporty czy jakieś pościgi, a na przykład mozolne prowadzenie obserwacji czy zbieranie informacji o jakiejś osobie, ale Brenna dawno nauczyła się, że o pracy gliny właściwie mało kto chciał za wiele słuchać. – W takim razie, gdyby ktoś szukał eliksirów, będę pamiętała, żeby cię polecić.
Wprawdzie Nora też była mistrzynią eliksirów, ale sporo czasu spędzała zajmując się swoim biznesem, więc Brenna nie czuła, żeby polecanie komuś usług Olivii było tutaj jakoś niesprawiedliwe… Zwłaszcza, że kiedyś dość często takie osoby kierowała dla Aveliny, a teraz przecież nie było to możliwe.
Zamyśliła się na chwilę, kiedy Quirke zasugerowała, że Lestrangowie mogli sami wyhodować kwiaty, czy by ściągnąć uwagę, czy w jakimś innym, bardziej mrocznym celu. Brennie nie przyszło to do tej pory do głowy: owszem, niektórzy przedstawiciele tego rodu byli odrobinę mroczni. Owszem, śmierciożercy biegający po ulicach nie brali się znikąd, a raczej z najbardziej konserwatywnych rodów, i pewnie ktoś z tym nazwiskiem nosił białą maskę. A mimo to jakoś nawet nie pomyślała o takim rozwiązaniu.
– Sama nie wiem… – przyznała z wahaniem. – Chyba są lepsze sposoby na ściągnięcie uwagi? Wiesz, mogliby znowu ogłosić jakiś honorowy pojedynek albo wziąć potajemny ślub, zamienić mężów, albo coś takiego. Ale może faktycznie celowo zasadzili te kwiaty i mają po prostu w tym jakiś cel?
Wzruszyła lekko ramionami, raczej w geście wyrażającym, że nie ma pojęcia, niż wskazującym na obojętność. O wiele za słabo znała się na roślinach, żeby wiedzieć, do czego mogłyby posłużyć czarne kwiaty w Maida Valen.
– Taaaak, słyszałam o sadzie Abbottów. Zresztą, ostatnio dzieje się tyle rzeczy… mówiąc szczerze, nie sięgam myślami tak daleko, jak wiosna. Po Beltane po prawdzie nie wierzę, że śmierciożercy nie pójdą o krok dalej i jakoś wątpię, czy dadzą nam spokój aż do marca – mruknęła cicho i z jej ust wyrwało się westchnienie. Wizje Morpheusa: płonący sad, płonąca Knieja, płonąca Warownia… I nic co mogłaby zrobić, aby na to wszystko zaradzić. Jak miałaby ochronić sad Abbottów, jeśli oni tego nie osiągną? Jak mogłaby ochronić Warownię, jeśli spowijające ją ochronne zaklęcia to będzie zbyt mało? Odepchnęła jednak od siebie te myśli i po prostu przerzuciła torbę z eliksirami przez ramię. Zadanie, w gruncie rzeczy, wykonane. – Uważajcie na siebie, ty i Tristan. Umiecie się teleportować, prawda?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#9
22.02.2025, 22:51  ✶  
Roześmiała się - był to śmiech zmęczony, ale szczery i prawdziwy.
- Mocne to mało powiedziane. Nie chcę wiedzieć, co bym zrobiła, gdyby nagle mi oznajmiła, że mam się zbierać, bo wrobiła mnie w jakieś randki w ciemno - pokręciła głową, ale nie wydawała się być zła. Głównie dlatego, że przecież matka chciała dobrze, po prostu... Te wszystkie tajemnice sprawiały, że dochodziło do nieporozumień. A teraz ładowała się w kolejną. - Od początku lipca, tak dokładniej.
Doskonale pamiętała ich pierwszą wycieczkę i pierwszy pocałunek. Pierwsze kocham cię i pierwsze, nieśmiałe badanie własnych ciał. Wciąż gdy myślała o tym domku na odludziu, do którego trafili, po jej ciele przechodził dreszcz. Odchrząknęła więc, nie chcąc wyobraźni pozwalać na zbyt wiele.
- Nigdy nie myślałam, że faktycznie trafię na kogoś takiego, wiesz? - Olivia wyciągnęła papierosa, jednego z tych bezwonnych, i włożyła go między wargi. Machnięciem różdżki najpierw uchyliła okno, a potem podpaliła końcówkę papierosa, który został magicznie pozbawiony zapachu. - Jak z tych wszystkich książek, które czytam.
Zaciągnęła się raz, na moment odwracając wzrok. Nie powrócił on do Brenny - zawiesił się na papierosie.
- Ograniczam też palenie, wiesz? - zaczęła ni z tego, ni z owego, dopiero wtedy powracając do Longbottom. - Bo mu to przeszkadza. Co prawda nie mówił, żebym to robiła, ale wspominał, że to niezdrowe. Poza tym... No, jest aurorem, nadal dużo ćwiczy, a ostatnio czytałam jakieś badania mugolskie, że to wcale nie jest takie zdrowe, jak można by przypuszczać.
Chciała, żeby tu była jasność: Tristan do niczego jej nie zmuszał, to że próbowała rzucić palenie (z różnym efektem) było wyłącznie jej decyzją. Uśmiechnęła się lekko, a potem zaciągnęła jeszcze dwa razy i wrzuciła niewypalonego papierosa do wypełnionego wodą słoika.
- Dzięki, to naprawdę dużo dla mnie znaczy - mówiła to kompletnie szczerze. Lammas wcale nie było tak udane, jak myślała że będzie, głównie przez tę cholerną rudą babę, która zrujnowała ich stoisko. Ale cóż... Przynajmniej pozbawiła jej kilku włosów. - Ten honorowy pojedynek to nie był między Louvainem?
Olivia skrzywiła się widocznie na to imię. Nie miała z nim dobrych wspomnień: głównie dlatego, że cholernik próbował do niej podbijać, gdy był jeszcze szczylem, a gdy go spławiła, zwyzywał od szlam. Oczywiście, że się mylił, ale to nawet nie o to chodziło - a o obelgę, której szczerze nie znosiła już od najmłodszych lat.
- A te kwiaty to coś robią poza tym, że są czarne? Może to jakiś pojebany sposób na to, by ogłosić nowe zaręczyny z Blackami? Słyszałam, że niedawno jakieś zostały zerwane pomiędzy tymi dwoma rodzinami - wzruszyła ramionami. W zasadzie to naprawdę by jej to nie zdziwiło - nie zdążyła poznać zbyt blisko nikogo z Lestrange'ów, ale wyobrażała ich sobie jako okropnych snobów i ludzi, którzy... Cóż, czują się lepsi od innych. Nienawidziła tego typu osób z całego serca. Może w ich rodzinie uchowały się jakieś białe owieczki, ale nie miała przyjemności żadnej z nich poznać.
- Nie chcę być czarnowidzem, Bren, ale mam wrażenie, że stoimy na skraju - powiedziała dość ponuro, przenosząc wzrok na koleżankę. Odruchowo potarła dłonią swój kark. - Myślę, że to dopiero początek. Marzec marcem, myślę że uderzą w Yule. Z tego co wiem poplecznicy tego zjeba uwielbiają brutalność, przemoc i krzywdę innych ludzi. Po drodze nie ma aż tak rodzinnych świąt, jak Yule.
Nie miała pojęcia o przepowiedni Morpheusa, dlatego logicznym wydało jej się, że coś złego stanie się w Yule. Miesiące przygotowań, a potem... Nawet wolała sobie tego nie wyobrażać. Podeszła do Brenny i nagle, ni z tego ni z owego, uściskała ją.
- Umiemy, ale wiesz dobrze że rzygam za każdym razem, jak mam się teleportować - powiedziała, wzmacniając nieznacznie uścisk. - Tristan był aurorem, zdążyłam zauważyć że niektórych odruchów nie da się wyplenić nawet tak ogromną tragedią, jaka go spotkała.
Powiedziała cicho, wypuszczając Brennę z objęć. Spojrzała na nią uważnie, jakby coś jeszcze chciała powiedzieć, ale najwyraźniej zrezygnowała z tego pomysłu.
- My sobie poradzimy. Myślę, czy nie wynająć mieszkania i z nim zamieszkać. Damy sobie radę. I wiem, że ty też dasz sobie radę, ale... Bren, mam wrażenie że nawet jeśli to Tristan jest na celowniku ze względu na swoje pochodzenie: to ty jesteś na linii frontu. Wiesz co mam na myśli, prawda? - nie puszczała jej ramion. Patrzyła na nią, pragnąc pochwycić jej wzrok by upewnić się, że ta doskonale wie co Olivia ma na myśli. Jako brygadzistka będzie musiała reagować: tak jak wtedy, gdy ta dwójka idiotów zaatakowała ją w zaułku. - Jesteś jedną z moich najlepszych koleżanek, Bren. Nie chciałabym, żeby coś ci się stało.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
26.02.2025, 09:15  ✶  
- Zwłaszcza że kandydaci byli trochę dziwaczni. Zresztą... ustawiane randki są w sumie dość normalne u nas, ale tak na oczach ludzi?
Brenna do tej pory martwiła się trochę tym człowiekiem, z którym umówiła się Nora. Te ustawione zdjęcia mieszkania, sposób, w jaki rozmawiali o pieczeniu... Ale Nora nic nie mówiła, a Brenna w końcu odpuściła, przyznając, że panna Figg jest dorosła, prawdopodobnie bardziej odpowiedzialna niż ona sama i że nie powinna się wtrącać.
- Zasługujesz na to. Cieszę się, że się znaleźliście - powiedziała i tym razem uśmiech na jej twarzy był bardzo szeroki i bardzo szczery. Wiedziała, że taki związek, mugolak i czystokrwista, ściągnie uwagę. Ale Olivia też o tym wiedziała, a Brenna była ostatnią osobą, która mogłaby im cokolwiek odradzać.
Jeśli by to zrobiła, to o co do cholery w ogóle walczyli? Nie chodziło przecież tylko o koniec wojny. Wojna mogła się skończyć, a potem zacznie się od nowa, bo nie usuną przyczyn, które do niej doprowadziły.
Przynajmniej obawy pani Quirke odnośnie kłótni wydawały się chybione.
- Philip Nott i Louvain Lestrange, tak. Nie wiem, co dokładnie się działo, bo tam nie poszłam.
Brenna uwielbiała czarodziejskie pojedynki, ale jednocześnie nie lubiła takich widowisk. Do tego stopnia, że był to jeden z powodów, dla których nie chodziła na zebrania Srebrnych Różdżek - wolała faktycznie ćwiczyć, niekoniecznie grając zgodnie z zasadami, niż brać udział w spotkaniach klubu.
- Nie mam zielonego pojęcia. W sensie, czy robią coś innego? Może? Chociaż gdyby kogoś udusiły albo coś takiego, pewnie zakazano by wstępu do ogrodów, a dalej są otwarte? I jeśli ktoś z Blacków zaręczył się z Lestrange'ami, to nic o tym nie słyszałam... - stwierdziła z pewnym namysłem. To znaczy, słyszała o zaręczynach Rodolphusa i Bellatrix, ale to było już szmat czasu temu, a wieści o tym, że się rozstali, nie dotarły do uszu Brenny - mimo tego, że jej matka naprawdę bardzo lubiła plotkować. Normalnie nie zwróciłaby uwagi na te kwiaty, ale ostatnimi czasy tyle anomalii dotykało Doliny Godryka i innych zakątków, że się niepokoiła. Ba, nawet przyszło jej do głowy, że skoro zdaniem afrykańskiej czarownicy sama obecność Zimnych tworzyła anomalie, może te kwiaty rozkwitły tam z powodu Victorii?
– Ja martwię się o Samhain – przyznała z westchnieniem. – Święto umarłych? Brzmi jak coś w stylu Voldemorta, poza tym przecież nie zaatakował Beltane bez powodu, a te dwa święta są przeciwstawne…
Wizje Morpheusa z kolei sugerowały początek jesieni. Tu pasowałoby Mabon albo po prostu jakiś dzień z początków października – w końcu w sabaty teraz wszyscy będą w stanie podwyższonej gotowości. Chyba tylko ktoś bardzo naiwny myślałby, że po Beltane Voldemort ot tak odpuści. Tym, czego Brenna absolutnie się nie spodziewała, był oczywiście fakt, że coś stanie się j u t r o.
Ale prawda była taka, że nieważne, kiedy i co miało nastąpić. Nie było możliwości, aby byli na to gotowi.
Objęła Olivię bez wahania, gdy ta się do niej przytuliła. Tego typu czułości zawsze były dla Brenny naturalne: niemal nigdy nie wahała się z wyciąganiem do innych rąk, i nieważne, czy Quirke chciała pocieszyć ją, czy sama potrzebowała pocieszenia, nie było mowy, żeby ją odepchnęła.
– Nikt już nie jest bezpieczny – odparła łagodnie. – Ale właśnie dlatego musimy starać się coś z tym zrobić.
Co innego miała powiedzieć? Obiecać, że przeżyje? Powiedzieć całą prawdę, czyli że od dawna uważała, że w tej wojnie umrze – że nie sądziła nawet, by było jej dane przetrwać kolejny rok? Że może pochłonie ją już jesień, skoro wizja Morpheusa dotyczyła ich domu?
– Wyśpij się, proszę. Wpadnę niedługo, może uda nam się po prostu razem posiedzieć? – rzuciła lekko, gdy Olivia ją puściła, obietnica, która nie mogła zostać dotrzymana. Złapała torbę z eliksirami, a potem pożegnała się, przed wyjściem jeszcze szepcąc pani Quirke, by się zanadto nie martwiła, bo nie wyglądało na to, by Olivia pokłóciła się z ukochanym.
Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2417), Olivia Quirke (2714)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa