11.05.2025, 16:03 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.05.2025, 10:22 przez Thomas Figg.)
Kto by pomyślał, że ta noc, która jeszcze za dnia zapowiadała się jak każda poprzednia noc, nie wyróżniająca się niczym szczególnym - no może tym, że chciał jej część spędzić w mugolskiej części Londynu... Ale zupełnie nie uwierzyłby, gdyby ktoś wcześniej opowiedziałby mu o tym co się będzie działo. Bo czy uwierzyłby, że przez całe Wyspy przetoczą się jakieś dziwne pożary, że będzie biegał po Londynie sprawdzając czy pomocnicy Zakonu są cali i pomagał będzie przypadkowym ludziom?
Bezwiednie dotknął swoich warg na wspomnienie wydarzeń sprzed nawet nie kilku godzin i poczuł jak przyjemne ciepło wpływa mu na policzki na samo wspomnienie tego co się stało. Jednak w całych tych makabrycznych wydarzeniach tej nocy było zarazem coś co sprawiało, że wykiełkowała w nim nadzieja na nowe lepsze jutro. Cały czas gryzło go co oznaczała odpowiedź Millie p tym jak wyznał jej swoje uczucia. Czyżby była ich już wcześniej świadoma? W sumie to nie miał pojęcia czy było to po nim widać, nie był dobry w odczytywaniu znaków, dlatego też nie wiedział co ukrywać, być może był w tym wszystkim tak oczywisty jak czarny baran ukrywający się w stadzie owiec. Westchnął odpychają od siebie myśli na ten temat, skoro go nie wyklinała i nie złorzeczyła to czy nie świadczyło na jego korzyść? Potrząsnął głową jak kot, który został nagle oblany wodą, aby pozbyć się tych myśli, to nie czas na takie rozmyślanie i robienie sobie nadziei.
Londyn cały czas płonął, udało im się ugasić nieco budynków już, ale to nadal kropla wody w morzu potrzeb, wciąż wiele budynków trawił ogień. Dlatego musiał odstawić prywatne rozterki na później, kiedy ostatni płomień i ostatnie pogorzelisko zostanie dogaszone. Westchnął przeciągając się i strzelając przy tym stawami w ramionach. Czuł się już zmęczony i obolały - ciągle w ruchu z krótkimi chwilami odpoczynku, bo przecież nie usiądzie jak człowiek odpocząć, nie, chęć ratowania i pomagania innym nie pozwalała mu zaczerpnąć tchu. Teraz już stał przed Norą, ledwo złapał łyk chyba herbaty zamiast eliksiru energetyzującego i wchłonął kilka ciastek, to mu będzie musiało wystarczyć, przynajmniej nie padnie z wycieńczenia. Słysząc otwierane drzwi odwrócił się w tamtym kierunku i szeroko uśmiechnął widząc wychodzącą stamtąd Moody.
- Chyba najlepiej będzie ruszyć tam w stronę Horyzontalnej, zdaj się tam nadal sporo rzeczy płonąć - odezwał się wskazując lewą ręką na miejsce, o którym właśnie mówił. W prawej dłoni ściskał różdżkę, z którą nie rozstawał się ani na moment odkąd tylko wkroczył dzisiaj do magicznej części Londynu.