• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[XX.05.69 Leopold & Miles] The Millionaire Waltz

[XX.05.69 Leopold & Miles] The Millionaire Waltz
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#1
12.09.2025, 12:28  ✶  
05.1969

Soho

lansiarski apartament w mugolskim hotelu

To nie było takie trudne.

Właściwie miała całkiem niezłą wprawę.

Cała idea polegała na tym, żeby napierdolić się tak, aby zapomniała, że jest kurwa sobą.

Czasem wystarczał alkohol.

Czasem trzeba było dorzucić dragi.

Czasem dobrze wspomagało cały proces dobre rżnięcie.

Tego dnia jej wspaniały i cudowny brat, najlepszy na świecie auror, ideał pośród mężczyzn i całkiem przy okazji jej współlokator, znów miał wolny wieczór zarezerwowany nie dla niej tylko dla tej jasnowłosej pizdy, która uroiła sobie, że mogłaby być częścią rodziny.

Słodką ironią pozostawał fakt, że owa pizda była jej przyjaciółką, do brata - z powodów oczywistych - nie powinna rościć sobie żadnych praw, ale zazdrość rozjebywała jej małą główkę, a żałość i niezadowolenie z bycia podrzędnym magicznym krawężnikiem mimo awansu jej ziomeczków i kolegów z Brygady skutecznie nie pomagał.

A zatem alkohol. Odhaczone.

Dobra muza. Odhaczone.

Po narkotyki nie zdążyła sięgnąć, bo na parkiecie pojawił się on.

Uwielbiała Soho, to miejsce było jak pudełko czekoladek, a ta która dziś wpadła jej w ręce była doprawdy smakowita.

Szczupłe ciało, zawadiacki uśmiech, aureola czarnych loków, które na myśl przywodziły jej złotego chłopca, kuzyna, przy którym potrafiła być nieco mniej nieszczęśliwa.

Nie musieli za dużo mówić, usta w tych okolicznościach nadawały się do zupełnie innych aktywności zazwyczaj mówienia uniemożliwiające. Nie musieli za dużo mówić, bo ciała mówił same za siebie.

Miała przebłyski. Drogę do hotelu, rozpłaszczenie się na lustrze w windzie. Pokój, którego największą zaletą było dużo powierzchni płaskich. Była żarłoczna, rozedrgana, była chaosem i pragnieniem, jakby mężczyzna zdarł z niej skórę i pozwolił przez moment, przez chwilę być kimś, kim nie była w świetle dnia. Kimś ubóstwianym. Wyznawanym pocałunkami i atencją, której tak rozpaczliwie potrzebowała by móc oddychać.

To było dobre.

Ale za wszystko co dobre, trzeba było zapłacić. Zwłaszcza rano. Zwłaszcza gdy się balowało w mugolskiej dzielnicy i leżący obok na łóżku ogier z pewnością nie dysponował eliksirem niwelującym chociaż część objawów kaca.

Usiadła na łóżku i przeciągnęła się, dopiero teraz mając na tyle świadomości by rozejrzeć się gdzie wylądowała tym razem. Pokój okazał się apartamentem, wcale nie tak biednym, zmiętoszona pościel zachowała swoją ekskluzywną miękkość i pachniała całkiem nieźle jak na rzeczy, które wyprawiali ledwie kilka godzin temu. Przeciągnęła się, pozwalając bliźnie w kształcie pioruna zdobiącej połowę pleców rozciągnąć się i ściągnąć ponownie w swoje chaotyczne miejsce.

– Nieźle kurwa. Widzę, że matka natura winszowała Ci nie tylko w zawartości spodni, ale również kieszeni. Fajnie. Mam nadzieję, że to oznacza, że zapraszasz mnie na śniadanie? – Imię nie mogło paść, bo nawet jeśli jej się przedstawił, zginęło to gdzieś w mroku pijańskiego szału. Pod tym względem lubiła być kobietą. Nie musiała się martwić, że jej nie stanie.

Ciało umęczone próbą spionizowania sekundę później odmówiło posłuszeństwa, więc Moody opadła na powrót na kołdrę, czyniąc sobie z męskiego biodra poduszkę na okoliczność rozpaczania nad swoim stanem.

– Ciebie też tak łeb napierdala? – czknęła i zmrużyła oczy. – Światło dzisiaj serio zdecydowanie przesadza ze swoją aktywnością. – Może powinna zawinąć się nim typek się obudził, ale mogła poudawać mugolkę te trzy sekundy dłużej i wyłudzić od niego chociaż jakąś dobrą kawę. Zasłużyła sobie.
Z pierwszych stron gazet

Leopold Barker
#2
12.09.2025, 16:28  ✶  
Oboje szukali tego samego. Pierwsze spojrzenie, które zaraz potem przerodziło się w spragniony dotyk w trakcie tańca pozwoliło mu to zrozumieć. Jej utkwione w nim oczy, powoli poruszające się ciało pod ciężarem jego dłoni podpowiadały mu, że choć byli z różnych światów i mogło dzielić ich wszystko, to tego dnia byli dla siebie dokładnie tym, czego potrzebowali.
Nie mówił dużo. Nie widział potrzeby w korzystaniu z wielu słów. Nie obchodziło go to kim była, jaki miała charakter i jakie mugolskie marzenia chodziły jej po głowie. Interesowało go tylko to, że miała nienaganną sylwetkę, wilgotne i słodkie usta potrafiące całować, a jej dotyk miał możliwość przenieść go w krainę zapomnienia.
Wypita wcześniej w za dużych ilościach wódka dodawała mu odwagi oraz wyciszała rozsądek. Po kolejnym z tańców, gdzie obściskiwali się, jakby znali się latami, Leo objął ramię czarnowłosej piękności i zaczął prowadzić dziewczynę do wyjścia. Nie pytał jej o zdanie. Wiedział, że również tego pragnęła.
Nogi prowadziły go same przez kręte uliczki do hotelu, następnie do będącej świadkiem kolejnych namiętności windy, aż do pokoju, którego drzwi z trudem otworzył. Zaś gdy wreszcie je za sobą zamknęli i zostali całkowicie sami mógł wreszcie pozbyć się hamulców, odrzucić resztki przyzwoitości w kąt, wziąć to, co chciał od samego początku.
Był zdobywcą, zaś ciało towarzyszki jego nagrodą. Sięgał po nią tak, jakby mu się święcie należała. Taniec, tym razem w innej formie, trwał dalej, aż po długiej i wyczerpującej bitwie ich ciał umysł Leopolda, spokojny i wolny od trosk, przez krótki moment znalazł w końcu ukojenie i odpłynął w stronę głębokiego snu.

Obudził go ruch ciała po drugiej stronie łóżka. Otworzył oczy i ból głowy brutalnie uderzył go z dużą siłą. Widok ozdobionych blizną kobiecych pleców sprawił, że zaczął sobie powoli przypominać zdarzenia dnia poprzedniego, które spowodowały, że wylądował w łóżku w towarzystwie nieznajomej. Były to niewątpliwie miłe wspomnienia, ale teraz przyszedł moment, w którym musiał się zmierzyć z ich konsekwencjami.
- Co tylko zapragniesz. Na co masz ochotę? – spytał się nie podnosząc głowy z poduszki, a jedynie ją przechylając w taki sposób, by ją lepiej widzieć. Czaszka na tyle go bolała, że wolał unikać wszelkich niepotrzebnych ruchów.
- I to jeszcze jak – odparł i westchnął głośno. Jego głos przyjął ostrożną barwę. Nie czuł się nigdy swobodnie rozmawiając z mugolami, choć wychowywał się wśród nich. Nigdy nie było wiadomo co można powiedzieć w ich obecności, a co nie. Cały czas trzeba było się pilnować – Wczoraj zdecydowanie przesadziłem z alkoholem, ale niczego nie żałuje – dodał, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek mimo bólu głowy.
Blizna na plecach towarzyszki zniknęła na moment z jego pola widzenia, ale wciąż nie dawała mu spokoju. Kac w połączeniu z nierozbudzeniem nie pozwolił mu jeszcze zorientować się, czemu wywołała w nim lekkie poczucie niepokoju, jakby coś tu nie grało.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#3
14.09.2025, 20:17  ✶  
Co tylko zapragnie, na co tylko ma ochotę...

Może pieprzony pokój na świecie? – pomyślała przelotnie, ale zaraz potem się odwróciła, żeby bezczelnie ugryźć go w kawałek odsłoniętej skóry tuż nad ładnie wyeksponowaną kością miednicy. Trochę za bardzo kręciło jej się w głowie na takie śniadanie, ale jeśli okazałoby się, że chłopak miałby jeszcze trochę czasu potem...?

Czarne włosy przesłaniały jej twarz, pokołtunione, poprzylepiane do skóry brakiem zachowania minionej nocy jakimikolwiek prawami higieny. Nie dbała o to, tak jak on nie dbał, jeszcze tam zdążą się spłukać przed jedzeniem, w sumie wizja prysznica, wydała się całkiem przyjemna, choć nie tak jak podgryzienia swojej wczorajszej zdobyczy raz jeszcze. Miał przyjemnie gładką skórę, w tym miejscu, a teraz - w świetle dnia - złociste oczy mogły z niekłamaną przyjemnością ześlizgnąć się po obrysowanej pod tą skórą muskulaturze.

– Podwójne... nie... potrójne espresso. Jajecznica na bekonie. Kiełbaski. Dobre, świeże pieczywo. Może też masło, żebym mogła Ci nim wysmarować nosa? – kłapnęła zębami w jego stronę, ale zaraz potem uśmiechnęła się lekko rozleniwiona znów opierając głowę. Jednak nie powinna się ruszać zbyt szybko. To nie było rozsądne. Zupełnie jakby koło rozsądku leżało to co wyprawiali wczoraj...

– Tak w ogóle to jestem Miles. Mam nadzieję, że nie przedstawiałeś mi się wczoraj bo przypał, ale skoro zapraszasz mnie na randkę, to warto byłoby wiedzieć jak na siebie wołać inaczej niż "ej ty". Słoneczka nie zniosę, więc nawet nie próbuj! – ostrzegła uczciwie grożąc mu palcem, choć było to raczej nieskładne wymachiwanie dłonią gdzieś w powietrzu. – Spoko miejscówka. Mieszkasz tu? – głupie pytanie, wiedziała, że są w hotelu, ale powoli mózg zaczął jej iskrzyć, pomimo kacowej mgły, a język coraz sprawniej turlał się wewnątrz ust. Może nie powinna się odzywać, ostatecznie chciała zjeść dobre śniadanie w takim miejcu, skoro w domu czekałby na nią w lodówce zwiędnięty kiszony ogórek i własnej roboty bimber. Kiepska alternatywa.
Z pierwszych stron gazet

Leopold Barker
#4
18.09.2025, 13:16  ✶  
Mogłoby się wydawać, że szaleństwa jakich dokonali w nocy powinny być wystarczające do zaspokojenia swoich pragnień. Każdy zwykły człowiek po czymś takim byłby w stanie skupić się na czymś innym. Tyle że Barker był tym, kim był i nie byłby sobą, gdyby jego uwaga nie zaczęła kierować się w stronę cielesności. Mógł mieć po dziurki w nosie treningów, mógł mieć dosyć alkoholu, mógł nawet czasami chcieć odpocząć od Quidditcha, ale tej jednej rzeczy nigdy nie miał za dużo. Ciepło przylegającego do niego ciała, dotyk jej zębów, bawiącymi się jego skórą, a nawet ton jej głosu (choć na jego skacowany gust mówiła zdecydowanie za dużo) sprawiały, że czuł stały przypływ żądzy, co było widać nie tylko po naturalnych, niekontrolowanych reakcjach jego ciała, ale także po rozmarzonym uśmieszku.
- Mhm... - Rozmowa trwała. Leopold w niej uczestniczył. A raczej starał się, bo mózg miał trudności z wygenerowaniem wysokiej jakości flirciarskich tekstów, których sytuacja wymagała. Głowa szukającego działała wolno i ociężale, miał wrażenie, jakby trybiki w niej pracujące pod wpływem alkoholu zacięły się i nie były w stanie wskoczyć na wyższe obroty. "Jak przekierować jej uwagę od jakiegoś głupiego masła do pozostania w łóżku jeszcze z piętnaście minut?" - głowił się w ciszy mając półprzymknięte oczy, ale odpowiedz nie chciała przyjść. - Wiem, że powiedziałem "cokolwiek zapragniesz", ale masz bardzo duże wymagania. Kiełbaski? Randka? I jeszcze to masło? Nie będzie łatwo. Będziesz musiała sobie na to zasłużyć - odparł w końcu. Wiedział, że nie był to najbardziej efekciarski tekst, jaki kiedykolwiek powiedział do kobiety, ale i tak wypowiedział go z dużą pewnością siebie. Podniósł głowę, a dłoń ułożył przy jej twarzy.
Miał wiele możliwości. Mógł podciągnąć ją w górę i pocałować. Mógł poczekać na jej odpowiedź, mógł też od razu rzucić się na nią i powyginać ich ciała tak, aż znalazłyby się w nowej, nieodkrytej przez nich do tej pory konfiguracji. Mógł powiedzieć swoje imię lub przedstawić się jako "Misiaczek" oraz nazwać ją najjaśniejszym promyczkiem i słoneczkiem.
Zamiast tego wszystkiego po raz pierwszy tego dnia zerknął na nią z pełnym skupieniem i wyrazem zaskoczenia na twarzy. Wyłaniające się spod pukli włosów rysy twarzy kogoś mu przypominały. Czarne włosy... złote oczy... Blizna na plecach... Imię Miles...
Trybiki w jego głowie jakimś cudem na moment ustawiły się w właściwy sposób.
- Moody? - powiedział i choć był wyraźnie zaskoczony znalezieniem znajomej czarownicy zamiast nieznajomej mugolki w swoim łóżku, to jej nazwisko w jego ustach nie brzmiało jak pytanie, a raczej jak stwierdzenie faktu. Nie miał wątpliwości, że to była ona. Nie widział jej wprawdzie od czasu aż ukończyła szkołę, nigdy wcześniej nie widział jej blizny (słyszał jedynie o niej historyjki), ale był pewien, że miał rację. To musiała być ona.
- Jesteśmy w hotelu - odburknął równie głupkowato nie wiedząc co powiedzieć.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#5
22.09.2025, 15:42  ✶  
Zasłużyć?

Jej śmiech, soczysty, ociekający lepkim brzoskwiniowym sokiem śmiech wypełnił przestrzeń na jego tekst, który w żadnej mierze nie powinien jej nakręcać, ale o to miał za swoje - Miles w bardzo psotnym nastroju, który w pewien sposób realizował cel rozmowy, niekoniecznie wytyczonym szlakiem.

Dziewczyna bowiem wspięła się na niego, dosiadła jak wierzchowca, choć alkoholu było za mało w żyłach by usprawiedliwić to pijaństwem. Oboje jednak mimo kaca pozostawali młodzi i całkiem chętni, może przed momentem chciała najpierw śniadanie, ale nie widziała problemu by zacząć posiłek od deseru.

Szczupłą ręką odgarnęła czarne jak krucze skrzydło włosy, które skołtunione oblepiały jej spoconą nocą skórę. Nie było to ani piękne, ani romantyczne, ale miało w sobie ten posmak dzikości, atawistycznego instynktu, przyjemności, która skoro wydarzyła się wcześniej, mogła wydarzyć się znów.

Złociste oczy spojrzały nań z góry, z drapieżnością, z błąkającym się po szczupłej twarzy uśmiechem osoby, która zapomniała na moment kim jest i jeszcze nie musiała sobie przypominać.

A potem padło jej nazwisko i ów uśmiech zastygł w bezruchu, choć jego towarzyszka najwidoczniej nie zamierzała zmieniać swojej pozycji. Przynajmniej nie na razie. Zamiast tego jej oczy zwęziły się w zastanowieniu, ześlizgując się po przystojnej twarzy, która wczoraj nie miała żadnego znaczenia, ale dziś mózg utkwiony za tą twarzą z jakiś powodów wiedział z jakiej rodziny pochodzi.

– Jesteś czarodziejem? – podobnie jak jego pytanie, tak i jej bardziej przypominało stwierdzenie. Moodych było jak szczurów w Londynie, podobnie jak ich gniazd, czy mieszkań jak je zwali. Ludzie bardziej kojarzyli ich z psami, bo niemal każdy przedstawiciel familii nosił odznakę. Aurora czy brygadzisty czy kogokolwiek innego tropiącego bandytów.

Problem polegał na tym, że Miles nie miała pamięci do twarzy, nawet jeśli mrużyła ślepia, nawet jeśli przysunęła się trochę by przyjrzeć się bliżej (co nic nie zmieniało). – Przymknęłam Cię ostatnio? – spróbowała trafić, gdy już przekartkowała listę stażystów, którym uprzykrzała życie łagodną falą ostrego wpierdolu ze strony starszej koleżanki i nie znalazła tam takiego pięknisia. Coś jednak jej majaczyło w głowie, choć być może to było przekonanie, że zapamięłaby takiego słodziaka w każdych warunkach.

– Nieee... miałbyś ślady po magicznych kajdankach na nadgarstkach. – Ostatecznie, czy to miało jakieś znaczenie? Złapała go za wspomniane nadgarstki i zarzuciła mu ręce nad głowę, najwidoczniej nie przejmując się tymi rewelacjami dalej. – Powiesz mi od razu, czy mam z Ciebie wydusić te zeznania obywatelu? – Aż żałowała, że nie ma pod ręką różdżki. Byłaby bardziej wiarygodna, gdyby rzeczywiście ukształtowana złocista linka owinęła ręce i przyczepiła je do wezgłowia. Nie chciała jednak tracić swojej uprzywilejowanej obecnie pozycji na rzecz takiego mało istotnego detalu. Może po śniadaniu...?
Z pierwszych stron gazet

Leopold Barker
#6
23.09.2025, 14:01  ✶  
Wszystko układało się po jego myśli. Dostał dokładnie to, co chciał, choć nie spodziewał się tego, jak bardzo i jak szybko kobieta przejmie inicjatywę. Przyjął zmianę pozycji, w wyniku której musiał patrzyć na nią z dołu, z rozmarzonym wyrazem twarzy. Na jego ustach na stałe zagościł podekscytowany uśmieszek, zaś jego wzrok bezwstydnie wędrował po odsłoniętych częściach jej ciała. W jego oczach seksapil aż z niej kipiał i to nie mimo nieperfekcyjnego wyglądu, ale dzięki niemu. Nierówny makijaż, niewyspane oczy, każdy odstający, nierówno ułożony kosmyk włosów wyrażał jej dzikość i pasję, których był świadkiem poprzedniej nocy. A tych właśnie rzeczy pragnął w tym momencie najbardziej.
- Staraj się dalej, a czuję, że zasłużysz na to wszystko i na jeszcze więcej - pochwalił ją, choć tak naprawdę słowa nie były koniecznie: jego twarz wyrażała w pełni jak zadowolony w tym momencie był.
Popełnił błąd. Dosyć głupi. Mógł nie wspominać jej nazwiska. Gdyby poczekał, to mogliby się zabawić, a na sam koniec, gdy już emocje opadną i ciśnienie z nich zejdzie, przedstawiłby się i uświadomiłby jej, że już się kiedyś poznali. A tak niepotrzebnie ryzykował, że partnerka oprzytomnienie, przypomni sobie o możliwych konsekwencjach ich szaleństw i przyjmie bardziej powściągliwą postawę. Wstrzymał na chwilę oddech, potwierdził krótkim skinięciem głowy to, że jest czarodziejem, po czym odetchnął z ulgą widząc, że Miles nie poruszył dźwięk swojego nazwiska na tyle, by zejść ze swojego partnera i nabrać dystansu.
Dał jej przejąć inicjatywę. Nie siłował się z nią, pozwalając bez żadnego oporu, by przełożyła jego ręce nad głowę, choć gdy nachyliła się by to zrobić, wykorzystał okazję do tego, by ją pocałować. Zaatakował usta Moody mocno, nie hamując się, wyrażając w ten sposób pragnienie, które mimo całej nocy zaspokajania, ponownie się w nim pojawiło.
- Moje imię to sekret, pani detektyw. Podobnie jak to skąd cię znam - odparł. Spojrzał jej głęboko w oczy oraz napiął swoje mięśnie. Tak naprawdę nie obchodziło go to, czy jest aurorką czy brygadzistką (nawet nie potrafił obu posad między sobą rozróżnić) czy jeszcze kimś innym, czy go pamiętała, czy pozna jego imię czy nie. Tylko się silił na poważny ton. Bawił się nią. Testował. Sprawdzał, jak daleko się posunie w tej zabawie. - Jakiej metody użyjesz, żeby wyciągnąć informacje od podejrzanego? - rzucił jej wyzwanie.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
01.10.2025, 19:21  ✶  
Szmaciarz.

Miles może i lubiła takie gierki, ale wtedy gdy miała mniejszego kaca.

I poprosiła grzecznie jak na siebie o kawę, więc fakt, że jej jeszcze nie dostała był dodatkowo czynnikiem dramogennym.

Fakt, że świadek nie zeznawał z miejsca również, chociaż pod tym względem bardziej irytował brak różdżki w dłoni, bo już jego nadgarstki przywiązane byłyby do framugi łóżka, a Moody zadowolona z siebie poszłaby wziąć prysznic zaraz potem jakby dostał swoją skarpetką w ryj.

Z pamiętaniem szkolnych czasów miała zasadniczy problem, podobny temu, że średnio pamiętała ubiegły tydzień a co dopiero Hogwart. Było kilka jasnych, jaskrawych punktów. Mecze. Treningi. Napierdalanie się z Yaxley w śniegu. Skakanie z wieży astornomicznej bez gwarantu przeżycia. Jebnięcie piorunem. Kutasiarz Mulciber. Takie tam. A nie dzieciak, który robił oczy jak talerze, gdy widział pikowanie jednej takiej szukającej gdy znicz był 10 cali nad ziemią.

Całował ją, to był jakiś profit z całej sytuacji. Ale ojciec - pierdolony stary auror o którym serio nie chciała i nie powinna myśleć w takiej sytuacji - wbił jej do głowy, że nie należy układać się z terrorystami.

Zwłaszcza takimi, którzy nie zapewnili jej dopływu kofeiny.

Oddała więc pocałunek, oddała z nawiązką, z pasją i energię elektryczną wtłoczoną w jej ciała lata temu gdy jebnął w nią piorun. A potem go użarła i korzystając z chwili zaskoczenia, zwinnie jak śliski płaz wywinęła go na drugą stronę i ręce ściągnęła tuż nad kształtne pośladki, jak do aresztowania. Walka wręcz, mięśni więcej pod białą skórą niż można byłoby przypuszczać na pierwszy rzut oka. Czy nawet na drugi. Albo trzeci. Przebłyski poprzedniej nocy mogły co prawda dać pewien obraz, że Moody nie była zahukanym biurowym chuchrem.

– Adwokat Ci tu nie pomoże Śliczna Buźko. – Na moment tylko się wygięła żeby zabrać podarte z wczorajszej eskapady pończochy przewieszone przez ramę łóżka. Ale fart. Szkoda, że nie miała tego podczas prowadzonych śledztw. – Skoro nie chcesz się wylegitymować znajdę swój sposób. – Mogła w sumie wstać i przetrzepać mu rzeczy, ale co to byłaby za zabawa. Zamiast tego położyła mu dłoń na żebrach i zaczęła badać - kość po kości. Gdzieś tu musiały być łaskotki. Oczywiście cały czas na nim siedziała, jeszcze spróbowałby jej uciec dziad!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Millie Moody (1623), Leopold Barker (1295)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa