• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[13.09.72, wieczór, Księżycowy Staw] Tell me about the stars

[13.09.72, wieczór, Księżycowy Staw] Tell me about the stars
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
29.09.2025, 10:57  ✶  
Badawczy wzrok Millie napotkał całkowicie spokojnie spojrzenie i Brenna uśmiechnęła się do niej pogodnie, zupełnie jak zwykle. Nie przejmowała się tak naprawdę zbytnio tym, co pojawi się karty: złowrogi układ pełen mieczy i rozlanych kielichów nie zaskoczyłyby jej ani nie przeraziły. Nawet nie dlatego, że zupełnie w tarot nie wierzyła (kwestie wiary i niewiary były u Brenny bardzo skomplikowane, zarówno gdy chodziło o bogów, jak i wróżenie czy jasnowidzenie), ale dlatego, że nie spodziewała się w tej chwili niczego dobrego. I nie zamierzała się tym załamywać: trzeba było po prostu sobie radzić i cieszyć się tym, co udało się wyrwać.
– Sok, mleko, przyprawy? – spytała tylko, kiedy Moody zażyczyła sobie herbaty. Brenna podniosła się z miejsca, wyciągając różdżkę, i chwilę później podgrzewała za pomocą zaklęcia wodę w imbryku z porcelany. Przyniosła go tu z Warowni parę tygodni temu – i to ocaliło go przed płomieniami. Z szafki wydobyła mieszanki herbaciane, by wsypać je do filiżanek, a potem uzupełniła o wybrane przez Millie dodatki. Wróciła do stolika z filiżankami akurat, gdy Moody zaczęła tłumaczyć symbolikę.
Nie mogła powiedzieć, że eramita nie pasował. Głupiec musiał odejść i odszedł: eramita w pewnym sensie go zastąpił, bo Brenna bardzo przywykła do tego, że chociaż wiele rzeczy robiła sama, była częścią drużyny, a to do pewnego stopnia się zmieniało. Jeśli szło o odwrócony księżyc, za mało znała jego symbolikę – to znaczy, nie znała wcale – żeby coś wyrokować, a wyjaśnienia Millie były raczej enigmatyczne.
– Ten as denarów wygląda, jakby zwiastował jakiegoś farta na loterii – oceniła Brenna, podsuwając Millie jej filiżankę i spoglądając na ostatnią kartę w układzie, mającą symbolizować jej przyszłość. Świeży początek? Kogo albo co miałby symbolizować? Złoto błyszczało w dłoni, ale błysk bywał zdradziecki, a światło oślepiało, i fałszywe galeony zdawały się odbijać słońce równie jasno, co te prawdziwe. As denarów, który miał do niej znów wrócić, i to w całkiem niedalekiej przyszłości. – Myślałam, że karta możliwości do koło fortuny. Rozumiem, że niektóre oznaczają coś podobnego? – spytała, bo cóż, znowu: znała znaczenia kilku dużych arkanów czy tych bardziej zapadających w pamięć małych, ale tylko o tyle, o ile pojawiały się w jej układach, gdy ktoś jej o tym opowiedział. – W każdym razie, uznam go po prostu za dobrą wróżbę. Chcesz herbatników do tej herbaty? I Miles, jeżeli masz ochotę, możemy się umówić po kolacji tutaj, w Stawie.
Była bardzo daleka od powiedzenia jej „nie idź, jeśli nie chcesz”. Może byłaby to rada, jakiej udzieliłby dobry terapeuta, ale Brenna nie była terapeutą: była kimś, kto widział, że wszyscy noszący nazwisko Moody mają dużo problemów, i miała nadzieję, że może jednak zdołają znaleźć wspólny język. Być może Mabon będzie do tego okazją.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#12
30.09.2025, 13:02  ✶  
Miles była zadowolona z wróżby, tym bardziej że kurka przebiegła po polach Asa denarów, czyniąc z tej karty niejako główny drogowskaz dla przyszłości jej przyjaciółki. Nie była do końca świadoma jak bliska prawdy była karta Eremity - Longbottomówna nie była zbyt wylewna w dzieleniu się swoimi problemami, a i Miles miała dość charakterystyczny, niekoniecznie zdrowy sposób radzenia sobie z nimi. Również Moody była świadoma po ich rozmowie, że stanowiła w pewien sposób ich część, przez to że wyszła tak gwałtownie z poprzedniego spotkania i było jej bardzo głupio z tego powodu, ale starała się - chociażby dbając o Staw - by jakoś to Brence wynagrodzić. Czy skutecznie? Czas dopiero miał pokazać.

- Koło fortuny to wiesz Wielkie Możliwości, Wielki Rozpierdol, Wielkie Zmiany, Wielka Niewiadoma. A As denarów to możliwości hmm... takie małe, życiowe. Spokojne. Ta złota moneta to niekoniecznie galeon. Pomyśl o ogrodzie, o ziemi, rozkwicie nowego życia. Ta karta to świeży początek, ale związany z żywiołem ziemi właśnie. Spokój. Brzeg. Zobacz ten księżyc odbija się w hehe stawie, ale jest odwrócony. To jest dużo wody, dużo emocji, dużo wątpliwości strachu. Eremita stoi twardo na ziemi, a As daje tej ziemi trochę zieleni i miękkości. No i ta kura. To dobry znak Brenna. Zwłaszcza teraz, gdy wszystko co zielone to spalone. - rym przypadkowy, grymas imitujący usmiech na twarzy również.

Miles poprosiła o czarną i wściekle słodką herbatę - podobnie pijała kawę, zupełnie jakby ilość teiny czy kofeiny oraz cukru miała pomóc jej zneutralizować własny nadmiar energii. Tak się z resztą zwykle działo. Uspokajało ją to. Osadzało.

- Pójdę. Pójdę bo Alastorowi będzie przykro. I Bertiemu, bo wiesz... dołożył swoje złote góry żeby odbudować jedno miejsce i postanowił na parterze tam ogarnąć restaurację i w ogóle będzie super fancy. Szczerze... wolałabym pójść na cmentarz. Wiesz... do mamy. Nie lubię sabatów. Zwykle źle się dla mnie kończą, ale chuj z tym. - westchnęła ciężko. Beltane: szpital. Lammas: ptsd na pełnej kurwie i nieprzespana noc. Mabon...? Może wizyta u dentysty jak pójdzie jej całe szkliwo? - To tylko kilka godzin, co złego może się stać? Choć stary może mieć epicki ból dupy z powodu mojego przedłużającego się urlopu. Z drugiej strony, może dołożę tam kaktusa jak będę opowiadać o cudownym Papciu Morifnie który o mnie dba jak nikt inny w życiu? - plan ułożył się w jej głowie, usta po prostu przekazywały bezpośredni strumień myśli Moody. - A potem pójdę do mamy. To brzmi jak plan. Więc... eee... możemy się umówić na śniadanie. Zakonowe. Mogę przekazać moim chłopakom? Wydaje mi się, żę poprzedni wieczór też mają zajęty ze swoim rodzeństwem. No a potem jedziemy z Liszkiem na ślub, więc takie śniadanie mega mi się przyda, żeby nie ocipieć pośród tych wszystkich czystków godzinę później.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
30.09.2025, 13:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.09.2025, 13:27 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna nie złościła się na Millie za jej ucieczkę. Może pokazywało to, że nie była w stanie panować nad nastrojami i ktoś inny sprosta temu lepiej, ale zdecydowanie nie było tutaj niczego, co wymagałoby wynagradzania albo miało powodować animozje.
– Hm, codziennie, drobne możliwości brzmią lepiej niż wielki rozpierdol. Dzięki za miłą wróżbę – oceniła, chyba wręcz trochę zaskoczona, że w takim razie wypadła jej naprawdę pozytywna karta. Podchodziła do tego odruchowo jakoś podejrzliwie, bo wydawała się zapowiadać, że stanie się coś miłego, a Brenna... chyba w ostatnim czasie odwykła od spodziewania się takich rzeczy. Nawet jeżeli odwrócony księżyc, w którego świetle wszystko się mieniło i przybierało kłamliwe postacie, mógł nadawać układowi trochę mniej przyjemnego znaczenia. - Cieszę się. W sensie, że pójdziesz. I że Bertie będzie z wami - powiedziała, z pewną ulgą, bo Bertie był najcudowniejszym człowiekiem pod słońcem, i przy całej swej dobroci zdawał się nie dostrzegać niczego, co złe, i jakoś uderzał jak taran w takie problematyczne sytuacje, w razie potrzeby pewnie więc sam jeden poprowadzi całą rozmowę za wszystkich Moodych. No i na pewno zaserwuje im kolację, której długo nie zapomnę. – Pójść tam z tobą czy wolisz być sama?
Spodziewała się odpowiedzi – że Miles woli być sama albo zabrać tam kogoś innego – ale wolała w takich chwilach spytać niż ryzykować, że Moody skończy nad grobem samotna, kiedy wolałaby mieć towarzystwo.
Uniosła do ust filiżankę: sama wybrała tym razem zieloną herbatę, dobrą o tej porze, a poza tym podobno była świetnym wyborem na stres, więc czemu nie?
– Chodzi ci o ślub Geraldine Yaxley? – spytała ostrożnie. Miała nieco ambiwalentne odczucia, bo z jednej strony lubiła Ger, z drugiej pamiętała, że ta niedawno spotykała się z Thomasem, no i… – Też ledwo co dostałam zaproszenie, jeszcze nie zdecydowałam, czy pójdę. Na pewno uważaj na Borginów, są spokrewnieni, więc mogą się tam kręcić.
A jeżeli co do kogoś była pewna w stu procentach, że popiera śmierciożerców, to co do Stanleya i jego dzielnego sekundanta, Anthony’ego, wobec którego wciąż czuła jakąś mieszankę żalu, złości i poczucia winy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#14
06.10.2025, 15:53  ✶  
Uśmiechnęła się i nie powiedziała już nic więcej. Wiedziała jakie karty potrafią być zjebane, wiedziała, że mogły dowali w tym Eremicie i odwróconym księżycu, ale kura napełniła i ją optymizmem. Chciała dla Longbottomówny jak najlepiej, a ten trudny czas absolutnie wszystkim dał w kość. Tymczasem biegający pośród ogrodów asu pentakli drób, mówił, że nie wszystko utonęło w pożodze, nie na wszystkim osiadła sadza i klątwy gnębiące ludzi.

– Wolę sama– to nawet nie zabrzmiało złowrogo. Wręcz przeciwnie, to brzmiało bardzo miło, bardzo spokojnie. Bardzo jak nie Miles. Gdzieś ta energia się wytracała, gdzieś ten piorun się uziemiał i przestał razić w koło wszystkich a najbardziej siebie. Aż dziwnie, bardzo dziwnie się na to patrzyło. Jakby ten cały kryzys realnie pomagał jej wzrastać i znajdować drogę.

– Ale na ślub Geraldine to na przykład bym wolała żebyś poszła – dodała poważniej, gryząc się po wargach niedbale. Rozmyślając i próbując sobie to wszystko ułożyć w głowie. – Tam będzie milion czystożerców, wiesz o co mi chodzi. Może wpadnie Ci coś w oko. W ucho. Jak powiedziałam Thomasowi, że tam idzie bardzo się napiął, ale nie chce mi powiedzieć o co chodzi. Wycisnę go jak cytrynę, ale jego mina... Trochę mnie martwi wiesz. Będę się czuć pewniej, jakbym wiedziała, że też gdzieś tam jesteś. Wiesz. Taka druhna druhnej. – Zaśmiała się na ten pomysł i mroczniejszy nastrój pękł momentalnie. – Ale to nic na siłę. Jak będziesz to będę się w chuj cieszyć, że jest z kim gadać, bo oni mnie tam kurwa zjedzą. Na pewno będzie ten złamas Mulciber, pewnie całe stadko Rowlów przyjdzie, bo oni tam przez miedzę mieszkają. Także no... im nas więcej z klubu... tym moim zdaniem lepiej. Szczególnie że to ma trwać kilka dni – westchnęła ciężko. Gorzej niż sabaty! Choć dla niej Beltane trwało nie dzień a miesiąc, czy nawet trzy.

– Dobra, spadam do góry, bo już kończę podkład. Pomyśl tak w ogóle jakim gwiazdozbiorem chciałabyś być! Baran, Ryby i Pegaz zajęte! – rzuciła jeszcze przez ramię, wciskając sobie kawałek pizzy do twarzy i wskakując na miotłę. Kto by chodził jak człowiek, gdy można było latać?

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2744), Pan Losu (69), Millie Moody (2552)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa